niedziela, 6 lipca 2014

Ostatnie Cięcie [ChanBaek]

GATUNEK: Romans, Fluff, AU, Supernatural, Angst
BOHATEROWIE: Byun Baekhyun, Park Chanyeol, Kris, Jongdae, Jongin
OSTRZEŻENIA: idunno

Obserwował migający i zamazany świat przez brudną szybę autobusu. Miał wrażenie, że deszcz i smog bez skrupułów zmyły z całego otoczenia jego koloryt, pozostawiając nieciekawą, ponurą paletę barw. Znudzony skupił uwagę na kropli deszczu, która uderzyła o szybę, tuż przy jego nosie niczym w próbie komicznego ataku. Roztrysnęła się na szkle i zaczęła szybko uciekać przed jego wzrokiem sunąć niżej i niżej, przecinając wodnistą strugą obraz ponurej panoramy za oknem.
Byun Baekhyun mógłby być tą kroplą.
Potrafił bowiem równie dobrze uciekać od obowiązków, sprzeciwiać się ogółom i marzyć o byciu na tyle silnym i niezwykłym, by pokonywać ludzkie słabości. Nie istniało dla niego nic bardziej irytującego jak życie zwykłego śmiertelnika, godzącego się na wszystko, co szykuje mu los.
Autobus zatrzymał się po raz kolejny, zarzuciwszy go do przodu. Chwycił się barierki, by nie wpaść na wysokiego blondyna stojącego obok ze swoją typową pochmurną aparycją.
Chwila niezwykle pompatycznych refleksji minęła z szybkością owej kropli.
Baekhyun, milczący chłopak o znudzonym wyrazie twarzy, westchnął przeciągle, po czym wyjął z plecaka termos z zieloną herbatą. Odkręcił pokrywkę i zaczął nalewać do niego napój, który mimo, że przygotowany o nieludzko wczesnej godzinie, wciąż zachowywał ciepło.
Autobus postanowił ruszyć dalej.
Baekhyun z tęsknotą i niezadowoleniem przyglądał się swojemu pustemu kubkowi i nowonarodzonej plamie na swetrze w boleśnie nudnym, rozbielonym brązie.
Osobiście, nigdy nie założyłby takiego swetra.
- Co ty wyprawiasz, Baekhyun?! - krzyknął właściciel zmoczonej garderoby, posyłając mu mordercze spojrzenie.
Zapytany niewzruszony skierował wzrok na termos, następnie na walczącego z plamą wysokiego blondyna.
- Piję herbatę? - odparł, przekrzywiając głowę, niechętnie tłumacząc oczywistość. - A właściwie piłem dopóki mi nie przeszkodziłeś.
- Kto normalny pije herbatę, stojąc w zatłoczonym, jadącym autobusie?
- Ja? - odparł równie bystro.
- Zwariowałeś?
- Nie uważasz, że w tej dyskusji jest zbyt dużo pytań? - zauważył, po czym, ignorując dalsze pouczenia chłopaka, nalał sobie kolejny kubek.
Tym razem udało mu sie upić spory łyk, a następnie zachęcony upił kolejne. Delektował się swoim ulubionym, cierpkim smakiem, na moment zapominając o oceniającym go wzroku mężczyzny w brązowym swetrze i całej reszcie pasażerów. Miał ochotę ze złośliwym uśmiechem wypić ich zdrowie. Był również pewien, że co najmniej dziewięćdziesiąt dziewięć procent z tych osób nigdy nie wypiłoby ani kropli za niego.
Westchnąwszy, ponownie napełnił kubek i skierował w stronę tego jednego procenta. Niestety, wyraz twarzy wspomnianego nie zdradzał najmniejszej ochoty na udział w herbacianym przyjęciu. Baekhyun nie poczuł się urażony. Przyjęcia herbaciane najwyraźniej nie były w stylu Krisa. Mógł to zrozumieć.
- To - zaczął, po czym upił łyk, nawet jeśli sam zaczynał mieć już serdecznie dość herbaty. - nie jest szaleństwo, więc nie patrz tak na mnie.
- Użyłbym słowa głupota - odparł, na co Baekhyun wywrócił oczami.
Kobieta stojąca obok nich zachwiała się pod wpływem nagłego hamowania i uderzyła o Krisa, który odruchowo przytrzymał ją za ramiona, wystraszony, że upadnie. Uratowana istota, początkowo najwyraźniej zaniemówiła, napotykając jego wzrok, po czym z histerycznym chichotem wróciła do pionu ze zmieszanymi słowami przeprosin. Baekhyun po raz drugi wywrócił oczami.
- Zgoda, nazywaj to jak chcesz. - Wzruszył ramionami. - Ale właśnie ta głupota sprawia mi przyjemność. Mam odmówić sobie chwili szczęścia? - Spojrzał pytająco na Krisa, starając się odwrócić jego uwagę od owej kobiety. Pragnął również zmyć głupi uśmiech z jego twarzy, co zarazem uznał za przejaw otwartej hipokryzji w stosunku do swoich słów. - Otóż wiedz, że zamierzam robić co mi się podoba, gdzie mi się podoba i jak mi się podoba! To nam właśnie zostało w życiu!
Przemówienie Baekhyuna, głośne i pełne teatralnego patosu, ponownie ściągnęło na nich uwagę całego autobusu. Zdawał się nie mieć nic przeciwko temu, w odróżnieniu od Krisa, który kopnął go w łydkę, dając dobitny wyraz, by zakończył.
- Co w ciebie wstąpiło? - syknął.
- Ostatnio dużo myślę - odpowiedział, wbijając wzrok w ponurą panoramę za szybą.
Rozpoznawał budynki, jak i zakręty dzielnicy, bowiem ostatnio spędzał w tym miejscu większość swojego czasu. Nigdy nie z własnych chęci, a z powodów wyżej narzuconych.
Nie cierpiał owych powodów.
- Lepiej tyle nie myśl - poradził Kris. - Ja wysiadam - dodał, gdy autobus zaczął hamować.
Baekhyun wyglądał przez okno, gdzie nieopodal przystanka stał wielki, szary budynek o prostej, surowej bryle, niczym nie zachęcającą do wejścia w swoje progi.
- Spójrz, doktorze, co za przypadek! - zawołał z przesadnym entuzjazmem, łapiąc Krisa pod ramię i rówież udając się w stronę wyjścia. - Ja też tu wysiadam.
Kris uniósł brew, dochodząc do wniosku, że Byun Baekhyun miał dziś jeden ze swoich dziwnych dni i nie pozostało mu nic innego, jak pogodzić się z sytuacją.
- Może to przeznaczenie? - spytał ironicznie, wciskając przycisk stopu.
Kobieta, która uprzednio na niego wpadła teraz kątem oka obserwowała jego poczynania z drugim chłopakiem. Baekhyun poczuł na sobie jej spojrzenie, gdy mierzyła go wzrokiem od stóp do głów. Odwdzięczył się tym samym, po czym celowo mocniej chwycił się Krisa i wypchnął ich obu z autobusu, pozostawiając niepocieszoną kobietę w środku. Gdy tylko znaleźli się na zewnątrz, pod ostrzałem deszczu i wszechobecnej wilgoci, odsunął się od Krisa, chowając dłonie do kieszeni.
- Nie wierzę w przeznaczenie - powiedział, po czym powoli ruszył w stronę szpitala. - Przypadki są dla słabych, a ja będę walczył o własny los.
- To było wielkie, Baek - podsumował Kris, choć wcale nie wyglądał na osobę ujętą jego wyznaniem.
- Tak bardzo chciałbym mieć jakąś moc - powiedział skacząc prosto w kałużę. Kris w ostatnim momencie uniknął ochlapania brudną wodą. Posłał brunetowi mordercze spojrzenie, jednak ten zdawał się być zatopiony we własnych myślach. - Chcę mieć władzę nad losem, chcę igrać z życiem! Czujesz mnie? - spytał,  wzrokiem desperacko szukając zrozumienia u poddanego kolegi.
Kris westchnął przeciągle. Był doktorem, codziennie igrał z życiem i śmiercią. Pytanie było zupełnie nie na miejscu i Baekhyun doskonale zdawał sobie z tego sprawę.
- Chcesz igrać z życiem? - spytał dla pewności, gdy byli u progu wejścia do szpitala.
Baekhyun pokiwał głową.
- Po prostu nie chcę wszystkiego przegrać, nawet nie próbując - odparł cicho, prawie zagłuszony przez obecny w pomieszczeniu gwar. - Nie tak jak on.
Kris doskonale wiedział o kim mówi, przez co nagle dziwne pragnienia chłopaka wydały mu się bardziej uzasadnione.
- Dobrze - zawyrokował, kładąc dłoń na jego ramieniu. W jego głowie zrodził się pomysł, bardzo głupi i niepoważny, zupełnie do niego nie pasujący. - Pokażę ci coś.
Twarz Baekhyuna na moment pojaśniała.
***
W pomieszczeniu panował półmrok, a jedyne stłumione światło pochodziło z dwóch prawie wypalonych świec. Powietrze wypełniał lekko duszący zapach dymu i kawy. Pokój nie był duży, jednak w ciemności wydawał się większy, bez wyraźnych granic, z zatartymi konturami. Ostrą dominantę stanowił nóż, który nagle wycelowany przebił drewniane panele na ścianie.
Park Chanyeol mógłby być tym nożem.
W zasadzie Park Chanyeol stanowił główną siłę życiową owego narzędzia. Wyznaczał jego drogę, czynił je śmiercionośną i skuteczną bronią. Nic dziwnego, w końcu sam był niezwykle śmiercionośny. Paradoksalnie tak bardzo chciał być przy tym niczym więcej, a zwyczajnym mężczyzną. Szarym zjadaczem ryżu. Przede wszystkim jednak, człowiekiem.
Płomień świecy tworzył mocne kontrasty na bladej i nieprzeniknionej twarzy młodego mężczyzny. Jego zwężone w zamyśleniu oczy utkwione były w miejscu, gdzie wylądował nóż. Równo z wysokością jego wzroku, a sam mógł pochwalić się więcej niż przeciętnym wzrostem. Ostrze utkwiło tuż nad głową ciemnowłosego, szczęśliwie wystarczająco niższego chłopaka, który stał nieruchomo po ścianą. Wyraz jego twarzy, choć tak niewyraźny w półmroku, zdradzał znudzenie, jak gdyby fakt, że właśnie ktoś rzucił w niego nożem nie był powodem do paniki.
Możliwe, choć chłopak nie należał do osób podatnych na strach, że w innych okolicznościach przejąłby się tym stanem rzeczy trochę bardziej. Znajdowali się jednak w tych konkretnych okolicznościach.
Kim Jongdae nie bał się śmierci. Ktoś, kto nigdy nie skosztował owocu życia, nie mógł bać się o jego stratę. Śmierć była mu bliższa niż cokolwiek na tym świecie. Wyjątkiem mógł być Park Chanyeol, jednak trudno wyodrębniać osobę, która w pewien sposób była śmiercią samą w sobie.
Przebiegły uśmiech pojawił się na twarzy chłopaka pod ścianą, gdy teatralnie zaklaskał trzykrotnie w dłonie. Park Chanyeol zignorował gest, skupiając wzrok na sztylecie. Po chwili jego intensywne spojrzenie dużych, ciemnych oczu podążyło za nożem, który w jednej chwili wrócił do jego ręki.
- Chybiłeś - odezwał się cicho Jongdae, jednak i tak wydawało się, że ściany odbijały i potęgowały jego głos, nadając mu nutę niepokoju. - Nawet pudłujesz z doskonałą precyzją. Imponujące.
Jego prowokacja nie otrzymała słownej reakcji, natomiast zanim zdążył zauważyć, sztylet znów trafił w ścianę. Chłopak powoli spojrzał w dół, gdzie nóż utkwił w samym środku jego serca, przygwożdżając go do ściany. Z równym spokojem wrócił wzrokiem do Chanyeola, na którego ustach pojawił się złośliwy uśmiech.
- To zaś jest romantyczne - skwitował kpiąco. - Skończyłeś już? Zaczynam się nudzić.
Nóż wrócił do swojego właściciela, nie pozostawiając po sobie żadnego, nawet najmniejszego śladu. Chanyeol spojrzał zdziwiony na grymas niezadowolenia wieńczący twarz przyjaciela.
- Za to ja dobrze się bawię - odparł niskim głosem, jednak nie wycelował ponownie. - Dopóki robię to na niby, wydaje się być zabawne - dodał, przyglądając się ostrzu, które tak często trafiało w cel z dużo bardziej śmiertelnymi konsekwencjami.
Natychmiast odgonił podobne myśli, ponownie skupiwszy uwagę na Jongdae. Chłopak cierpliwie stał pod ścianą z ramionami skrzyżowanymi na piersi.
- Tak, skończyłem - powiedział ugodowo, wywracając przy tym oczami.
W pomieszczeniu rozległo się głębokie westchnienie ulgi.
- Nareszcie - skwitował krótko i ruszył w stronę jedynego okna w pomieszczeniu.
Chanyeol podążył za nim wzrokiem, daleko za ramę okna, dalej niż ludzki wzrok mógł sięgnąć. W jego oczach odbijał się blask miliona małych ogników. Pochodziły z lamp umocowanych na niewielkich łodziach, dryfujących po śpiącej, nieograniczonej wodzie. Celowo ominął wzrokiem ich podróżników i z tą samą determinacją wyłączył słuch na ich piękny i przerażająco bolesny lament.
Dusze ludzkie były bowiem tak samo piękne jak i przerażające.
Mogły minąć lata i tysiące wieków, ale Chanyeol miał przeczucie, że nigdy nie pogodzi się z tym widokiem. Tak samo wątpił, by kiedykolwiek pogodził się z samym sobą.
Kim Jongdae podchodził do sytuacji zupełnie inaczej. Potrafił z tęsknotą i absurdalną czułością przyglądać się nowoprzybyłym duszom, jak gdyby na każdą czekał całą wieczność. Każdą witał i traktował niczym zagubione dziecko.
Dwójka mężczyzn w zaciemnionym pokoju, choć działająca niemal identycznie, była zupełnie różna.
- To piękna noc - powiedział Jongdae, spoglądając na ciemne niebo, spowite groteskową siecią chmur. - Doskonała. Napijmy się herbaty.
Chanyeol uniósł brwi, wciąż zdziwiony jak Kim Jongdae potrafił go zaskakiwać nawet po tylu latach ich znajomości. Chłopak był zupełnie nieprzewidywalny i tak bardzo oderwany od życia. Niczym śmierć. Uznał, że to zapewne cecha Żniwiarzy. Może tacy właśnie powinni być.
- To chyba nie czas na herbatę - stwierdził Chanyeol, choć wcale nieprzekonany do własnych słów.
Jongdae zmierzył go litościwym spojrzeniem, po czym zbliżył się do niego, w drodze do małego, surowego stołu z jedną świecą.
- W tym miejscu nie ma czasu, Chanyeol - przypomniał mu, po czym na stole pojawiły się na dwa kubki z parującym napojem. - Każdy moment jest doskonały dla przyjęć herbacianych.
W odpowiedzi wyższy chłopak westchnął pojednawczo i poddańczo usiadł na przeciwko Jongdae, który zaczął pić swój piekielnie gorący wywar. Opary z kubka rozmywały jego kontury, sprawiając, że Chanyeol mógł jedynie obserwować niewyraźny zarys postaci. Podobne zamazane istoty nawiedzały go każdej nocy w sennych koszmarach. Szeptały, prosiły, krzyczały, czasem nawet śpiewały.
Wzdrygnął się i odwrócił wzrok, przez co wystraszony podskoczył na krześle, bowiem przy oknie napotkał kolejny kontur ciemnej postaci. Pojawił się jak zwykle bezszelestnie, z teatralnym zaskoczeniem. Chanyeol szybko się opanował, a jego twarz spowił wyraz poirytowania na widok obecnej, tak znajomej istoty.
- Ktoś tu wspominał o przyjęciu herbacianym? - Rozległo się pytanie mężczyzny, na co i Kim Jongdae odwrócił się na krześle z rozbawionym wyrazem twarzy. - I nie zostałem zaproszony. Niegrzecznie.
Po tych słowach, młody, ciemnowłosy mężczyzna ruszył z kocią gracją w stronę siedzących przy stoliku. Na jego pełnych ustach widniał uśmiech wiecznego rozbawienia, który nadawał jego twarzy odcień arogancji. Owy drwiący uśmiech kontrastował z jego dużymi, kocimi oczami, które zdradzały niemal dziecięcą niewinność.
Chanyeol uznał, że Kim Jongin był idealnym absurdem. Jakikolwiek by jednak nie był, potrafił niezwykle skutecznie działać mu na nerwy.
W tym czasie Jongdae zdążył wysunąć dla niego krzesło, a gdy opadł na nie ciężko, przysunął mu pod nos kubek z herbatą.
- Myślałem, że jesteś zajęty - odezwał się Jongdae, gdy Jongin zaczął delektować się słodkim napojem. - W innym razie juz dawno bym cię wezwał, żebyś stał tępo pod ścianą i pozwalał Chanyeolowi bawić się swoimi zabawkami - dodał z przekąsem, kątem oka spoglądając na wspomnianego chłopaka.
Park Chanyeol posłał w jego stronę tysiące niewidzialnych sztyletów zawartych w jednym morderczym spojrzeniu.
Kim Jongin zaśmiał się głośno, a ściany poniosły jego beztroski śmiech po całym budynku. Ten dźwięk nie był częstym zjawiskiem w tym miejscu, toteż zabrzmiał dosyć przerażająco. To tylko potwierdziło Chanyeola w przekonaniu, że Kim Jongin w istocie stanowił absurd.
- Byłem zajęty - powiedział brunet, przechylając się w tył. - A teraz jestem zmęczony. Tak bardzo zmęczony i... przygnębiony? - dodał, jak gdyby sam zdziwiony własnymi słowami. - To takie dziwne uczucie.
Jongin schował twarz w dłoniach, opierając łokcie o blat stołu. W tym czasie pozostała dwójka wymieniła zaniepokojone spojrzenia. Żniwiarze nie powinni być przygnębieni. Ich działania stanowiły podstawę ich egzystencji, siłę napędową, jedyny cel.
- Był taki młody - kontynuował Jongin, wzrok wbijając w przestrzeń, jak gdyby patrząc gdzieś poza wszystko. - I wiecie co... nawet nie był zdziwiony, gdy mnie zobaczył. Powiedział, że na mnie czekał, że często widział mnie w swoich snach. Czy to w ogóle możliwe? - spytał, marszcząc czoło, wzrokiem szukając odpowiedzi w zaskoczonych twarzach przyjaciół.
Jondgade odchrząknął, zyskując moment do namysłu.
- Najwyraźniej - stwierdził w końcu. - Byłeś jego przeznaczeniem, tak musiało być.
Jongin westchnął ponownie, jak gdyby nie do końca przekonany. Chanyeol uparcie milczał, bowiem tak bardzo miał ochotę zanegować cały system ich działań. Nienawidził tego, tak bardzo nienawidził tego wszystkiego.
- Chciał, żebym trzymał go za rękę do samego końca - dodał cicho Jongin, a jego twarz zdradzała prawdziwy smutek. Był to jeden z tych rzadkich momentów, gdy nie emanował radością.
- Jongin... - zaczął Jongdae, niepewny jak go pocieszyć.
- Tak wiem, nic nie mogłem na to poradzić - przerwał mu poddany, po czym skupił się na piciu herbaty. - Taki był jego los. Takie przeznaczenie - Po tych słowach spojrzał na milczącego przyjaciela, jak gdyby był jego ostatnią deską ratunku. - Chanyeol, a co ty sądzisz o przeznaczeniu?
Chłopak milczał dłuższą chwilę, próbując znaleźć oczywistą odpowiedź, a jednocześnie nie wykrzyczeć tego wszystkiego, co myślał, o przeznaczeniu. Cholernym przeznaczeniu, które było niczym innym a śmiercią.
- To tylko przeklęta ironia - wyznał w końcu.
Za oknem rozległ się czyjś delikatny lament w akompaniamencie fal i płaczu.
Idealna orkiestra dla herbacianego przyjęcia.
***

Baekhyun ocknął się z uśpienia, gdy umilkł warkot silnika taksówki, a mężczyzna za kierownicą zgasił wóz. To nie była długa droga, jednak zmrok i cisza panująca przez całą podróż między nim a Krisem sprawiła, że chłopak stał się niezwykle śpiący. Wyjrzał przez zamazaną szybę, jednak ulicę spowijała ciemność. Niechętnie uchylił drzwi zmuszony ponownie wyjść pod strumień deszczu. Kris zapłacił taksówkarzowi - Baekhyun wciąż pozostawał pod wrażeniem hojnego gestu przyjaciela, który zamówił im taryfę - po czym podążył za blondynem.
- To chyba nie najgorętsza miejscówka tej nocy - skwitował Baekhyun, rozglądając się po pustej ulicy.
Uciekli pod niewielki dach jednej ze starych kamienic. Brunet podążył wzrokiem za taksówką, która w tym momencie była jedynym samochodem na ulicy. Zaczął zastanawiać się, czy i nie jedynym samochodem w całej dzielnicy. Nie znał tego miejsca, najprawdopodobniej nigdy tu wcześniej nie był, jednak biorąc pod uwagę atrakcyjność urbanistyki, fakt ten specjalnie go nie dziwił.
- Dobre miejsca to nie te, o których wiedzą wszyscy - zaczął Kris, skinąwszy na niego głową, by poszedł za nim na drugą stronę ulicy. - Dobre miejsca owiane są tajemnicą, dostępne dla wybranych. Czuj się zaszczycony - dodał zupełnie poważnie, po czym teatralnie zaprosił go przed drewniane, czerwone drzwi budynku.
- Zdaje się że wygrałem życie - odparł bez humoru, po czym podszedł pod wejście i bez wahania kilkakrotnie walnął pięścią w drzwi. Kris syknął i chwycił go za ramię, przerywając jego uderzenia. - Co to w ogóle za miejsce?
- Najwyraźniej nie takie jak myślisz - skarcił go, po czym sam lekko zapukał, wybijając jakiś umowny, nieznany brunetowi rytm.
- Poważnie? - spytał sceptycznie nastawiony do całej farsy tajemnicy i elity.
- To swego rodzaju teatr - wyjaśnił Kris, jednak zanim Baekhyun zdążył zapytać, jakiego rodzaju, drzwi uchyliły się przed nimi.
Brunet zajrzał do środka, gdzie dostrzegł długi korytarz w przygaszonym świetle naftowych - naftowych?! - lamp wiszących na ścianach. Podłogę zasłaniał długi, lekko wyblakły czerwony dywan. Na końcu pomieszczenia zauważył stojący zegar, choć widział jedynie jego kontur oraz słyszał ciężkie bicie, bowiem całą resztę jego pola widzenia zasłaniała stojąca u progu postać. Zwrócił ku niemu swoją uwagę, gdy w tym czasie ciemnowłosy mężczyzna jego wzrostu mierzył go znudzonym spojrzeniem. Miał na sobie garnitur, co z jakiegoś powodu wydało się Baekhyunowi niezwykle zabawne, jednak starał się powstrzymać śmiech. Stojąc w deszczu na tej ponurej ulicy miał wrażenie, że to, co znajdowało się po drugiej stronie drzwi stanowiło pewien karykaturalny kontrast.
- Goście - powiedział cicho nieznajomy, bez jakiejkolwiek emocji. - Kolejni.
- Witaj, Kyungsoo - odezwał się uprzejmie Kris,  zbyt uprzejmie jak na gust Baekhyuna. - Wpuścisz nas? Nie wiem, czy zauważyłeś, ale trochę pada...
Chłopak nazwany Kyungsoo przebiegł powoli wzrokiem po stojącej przed nim dwójce.
- Co was sprowadza - spytał równie beznamiętnie, ignorując pytanie. - tutaj?
Baekhyun zdziwiony uniósł brwi i spojrzał wyczekująco na przyjaciela.  Westchnął zirytowany, w momencie gdy Kyungsoo i Kris toczyli niemą wzrokową walkę.
- Mówił, że będziemy igrać z życiem - Baekhyun zniecierpliwiony i zirytowany staniem w deszczu, zwrócił się do Kyungsoo.
Chłopak spojrzał na niego, jak gdyby pierwszy raz czymś zainteresowany. Kris natomiast rzucił mu mordercze spojrzenie, które Baekhyun zignorował.
- Tak mówił? - spytał Kyungsoo, jak gdyby jednocześnie zdziwiony i rozbawiony.
- Kyungsoo, daj już spokój i wpuść nas w końcu! - przerwał mu Kris coraz bardziej poirytowany. - Dobrze wiesz kim jestem, widzisz mnie codziennie!
Kyungsoo zmierzył go beznamiętnym spojrzeniem, jednak uniesiony kącik jego ust zdradzał, że czerpie z tej gry przyjemność.
- Musimy być ostrożni, kto wchodzi i stąd wychodzi - wyjaśnił. - Znasz reguły, Kris.
- Ostrożność?! - prychnął Kris. Znacznie górował wzrostem nad stojącym w drzwiach chłopakiem, stąd Baekhyunowi wydało się zabawne, że ten mimo to ma nad nim władzę. - Jestem jego najlepszym przyjacielem, tak?! On mi ufa.
- Cezar też ufał Brutusowi - zadrwił Kyungsoo, jednak widząc, że Kris był gotów wkrótce zmieść go ze swojej drogi, niechętnie odsunął sie z przejścia, pozwalając im wejść do środka. - Dobrze, w takim razie witajcie na Nocy Nożownika. Znasz drogę.
- Dziękuję - powiedział Kris przesadnie uprzejmym tonem, obrzucając go ostatnim wrogim spojrzeniem.
 Pociągnął za sobą Baekhyuna, który w końcu mógł w pełni docenić piękno starego zegara na końcu korytarza. Chłopak miał wrażenie, że stara, drewniana maszyna żyła a wybijane sekundy brzmiały niczym rytm ludzkiego serca. Zanim jednak zdążył się nad tym zastanowić, Kris skręcił w prostopadły, identyczny korytarz. Dopiero teraz, rozglądnąwszy się po archaicznym, jednak stylowym wnętrzu dotarło do bruneta, że znajdowali się w hotelu, a przynajmniej miejscu, które kiedyś pełniło ową funkcję.
- Nożownika? - spytał w końcu Baekhyun, starając się iść równo z Krisem, choć  musiał przez to prawie biec. - Przyjaźnisz się z człowiekiem, którego nazywają Nożownikiem?
- Tak - brzmiała krótka odpowiedź.
- Twoje kontakty zaczynają mnie niepokoić . Kiedy powiedziałem, że lubię igrać z życiem, wcale nie chciałem umierać.
Kris wywrócił oczami, po czym zatrzymał się przy drzwiach na końcu korytarza. Zapukał w ten sam rytm, co uprzednio.
- Nikt dziś nie zginie - zapewnił go. - Mówiłem ci, że to swego rodzaju teatr.
- Ach, tak - sarknął Baekhyun, udając że fakt ten wszystko wyjaśnia. - W takim razie twój przyjaciel musi być prawdziwą Królową dramatu.
Kris nie odpowiedział, bowiem i tym razem ktoś z drugiej strony otworzył im drzwi. Rozległo sie skrzypienie nienaoliwionych zawiasów, po czym w wejściu stanął wysoki cień ludzkiej postaci. Baekhyun zmrużył oczy, chcąc wyostrzyć wzrok, bo w pomieszczeniu panował półmrok, stąd nie mógł dostrzec nic poza niewyraźnymi konturami mebli w dosyć przestrzennym pokoju.
- Nie zaprzeczę, bo jestem doskonałym aktorem - Nieznajomy odezwał się niskim, zupełnie poważnym tonem i Baekhyun zaczął się zastanawiać, czy wszyscy w tym miejscu to wyprane z emocji chodzące zjawy.
Zadarł głowę, by ujrzeć twarz mężczyzny, zagradzającego im przejście, jednak tonął w cieniu granatowego światła padającego na jego plecy.
- Przyprowadziłeś go - odezwał się nieznajomy, a brunet miał wrażenie, że po jego twarzy przebiega owo nieznane spojrzenie. Przeniósł wzrok na Krisa, chcąc zniweczyć rodzący się w jego wnętrzu dyskomfort. 
-Tak jak mówiłem - zaznaczył Kris, po czym położył Baekhyunowi dłoń na plecach, popychając lekko do przodu.
Bakehyun usłyszał ciche prychnięcie od strony zaciemnionego pokoju i nie był końca pewien, do kogo należało. Zastanawiał się, ilu ludzi przychodzi na owe przedstawienia, wątpiąc przy tym w wysoką frekwencję. Nieznajomy wycofał się, teraz będąc prawie niewidocznym dla nieprzyzwyczajonego do mroku oka Baekhyuna.
Po chwili wahania wszedł do środka i rozglądnął się po pomieszczaniu oświetlonym zduszonym niebieskim światłem niewielkich lampek przy identycznych, okrągłych stolikach porozrzucanych po całej przestrzeniu. Centralną cześć stanowiła kameralna, pusta scena.
Przeczucie Baekhyuna było słuszne. Przy stolikach dostrzegł zaledwie kilka osób, które od jakiegoś czasu spoglądały na niego  jak gdyby zaskoczone, może trochę ciekawe. Ich blade twarze wyglądały groteskowo w niebieskim świetle lamp. Brunet stanął obok Krisa, czując się jak niepasujący element z zupełnie innej układanki z zupełnie innymi zasadami, najprawdopodobniej wymyślonej w zupełnie innym wymiarze.
W momencie gdy Baekhyun po raz tysięczny próbował sobie przypomnieć co robi, w tym dziwacznym miejscu, Kris zaproponował, by usiedli przy jednym z wielu wolnych stolików, znajdujących się blisko wyjścia z sali. Reszta gości musiałaby teraz wykręcać się na krzesłach, by móc na nich patrzeć, dlatego ku uldze bruneta, spojrzenia ustały.
- Nie tego się spodziewałeś? - spytał Kris z drwiącym uśmiechem.
Baekhyun spiorunował go wzrokiem.
- Szczerze? Nie wiem, czego się spodziewałem, ale tak, zdecydowanie nie było na mojej liście noży, przerażających umarlaków przy stołach w zatęchłych, gorących suterenach...
- Wcale nie jest gorąco - przerwał mu Kris. -  Chanyeol zamontował w całym hotelu klimatyzację.
Chanyeol, powtórzył w duchu Bakehyun, zastanawiając się, czy miał na myśli "doskonałego aktora" wciąż stojącego przy wyjściu.
- Hotelu? Chcesz mi powiedzieć, że naprawdę ktokolwiek dobrowolnie wynajmuje tu pokój? - spytał zaskoczony, krzywiąc się na samo wyobrażenie starych, zakurzonych pomieszczeń pełnych pająków i gnijących ciał w szafach pełnych moli...
- Owszem - potwierdził Kris, jak gdyby zupełnie tym faktem niewzruszonych. - Ma mnóstwo klientów.
- Imponujące - zadrwił Baekhyun, ukradkiem spoglądając na odwróconego tyłem Chanyeola.
Pomieszczenie wypełniał cichy, stłumiony gwar ludzi przy stolikach, którzy cierpliwie czekali na rozpoczęcie przedstawienia. Baekhyun z dyskrecją śledził ich wzrokiem, zastanawiając się, co skłoniło ich do odwiedzenia tego miejsca.
- Po prostu jesteś leniwy, Jongdae.
Niski głos Chanyeola przykuł uwagę Baekhyuna. Odwrócił się lekko w jego stronę, gdzie zastał go w tej samej pozycji. Zastanawiał się z kim rozmawia, jednak nie dostrzegł nikogo w jego pobliżu.
- Przesadzasz, jak zwykle - kontynuował Chanyeol. - Miałeś jedynie stać pod tą przeklętą ścianą.
Z punktu widzenia Baekhyuna, sytuacja wyglądała dosyć dziwnie, dlatego mając coraz mniej zaufania do swoich zmysłów, zwrócił się do Krisa, który podążył za nim wzrokiem.
- Rozmawia przez telefon, jak zawsze. To wiecznie zajęty człowiek - wyjaśnił mu, obojętnie przyglądając się samotnemu monologowi Chanyeola.
Baekhyun postanowił nie oponować. Nawet jeśli nigdzie nie widział owego telefonu.
Nie wiedzieć kiedy i skąd przy ich stoliku pojawił się Kyungsoo z tacą kieliszków z ciemnym trunkiem.
- Zdrowie, Kris - powiedział ze znajomym drwiącym uśmiechem, stawiając napój przed chłopakiem.
Baekhyun nieufnie upił odrobinę wina o okropnie gorzkim posmaku, coraz bardziej zniecierpliwiony.
- Wciąż nie pojmuję, co przyciąga tutaj tych wszystkich ludzi - skomentował lekko rozdrażniony, gdy do pomieszczania przybyło siedem nowych osób. - Głupie noże?
- Tu nie chodzi tylko o głupie noże - sprostował Kris, drapiąc się po karku. - Noże to tak jakby... gra wstępna? - dokończył niepewnie, jak gdyby nie mogąc znaleźć odpowiednich słów.
- Boże, Kris... gra wstępna?! - Na twarzy Baekhyuna pojawiło się szczere przerażenie. - Nie masz mniej erotycznych porównań? Może zaraz się dowiem, że wylądowałem w samym centrum orgii...
- Zatrzymaj się - przerwał mu wyraźnie zniesmaczony. - To zupełnie nie tak! Noże to tylko wstęp, ok? Ci ludzie przychodzą tu odnaleźć coś więcej. Chanyeol... posiada, a raczej podobno potrafi... - Zabawnym było obserwować Krisa, w momencie, gdy brakowało mu słów. -  kontaktować się ze zmarłymi.
Baekhyun przekrzywił głowę, niepewny czy Kris żartował czy mówił poważnie. Po kimś takim jak on ciężko było rozpoznać subtelną różnicę . Po chwili mimowolnie wrócił wzrokiem w stronę wyjścia, jednak nikogo już tam nie zastał.
- Kim do cholery jest ten twój Chanyeol? - spytał z rezerwą oraz rodzącą się w sercu naiwną nadzieją.
***
Widowisko z nożami, w którym ostrza Chanyeola z na pozór niedbałą manierą trafiały w idealne, jak gdyby wyliczone miejsce było takie, jak Baekhyun się spodziewał. Emocjonujące, szybkie i nieprzewidywalne. Jednak nie porwało go nad wyraz mocno właśnie, dlatego, że było dokładnie takie, jak się spodziewał. Owy absurd w pokrętnej logice Byuna Baekhyuna czynił je przewidywalnym. Swoje rozczarowanie wyraził w wymownym spojrzeniu skierowanym w stronę Krisa, jednak jego towarzysz najwyraźniej pozostawał zachwycony występem przyjaciela.
- Mógłby pracować w cyrku - skwitował, wypijając resztę wina, która mu została.
- Po co, skoro ma własne przedstawienie?
- Miałby większą widownię, większe uznanie - ciągnął Baekhyun, gdy występ dobiegł końca i Chanyeol z szarmanckim uśmiechem pomagał zejść ze sceny swojej przerażonej wizją śmierci asystentce. - Podsumowując, więcej pieniędzy.
- Uwierz mi, Chanyeol nie potrzebuje ani uznania ani widowni a już na pewno nie pieniędzy.
Baekhyun prychnął z pogardą na wydumane kłamstwa.
- Każdy tego pragnie. Twój Chanyeol nie jest wyjątkiem.
- Byłbyś zaskoczony - odparł tajemniczo Kris, po czy pomachał w stronę Chanyeola, który po skończonym show zaczął przechadzać się między stolikami.
Prowadził dłuższe i krótsze rozmowy z gośćmi przy stolikach, co Baekhyun uważnie obserwował. Wymieniał uprzejme uśmiechy i gesty, jednak w jego zachowaniu można było zauważyć tłumioną, lecz chłodną rezerwę. Może właśnie to, jak przypuszczał Baekhyun, sprawiało, że jego rozmówcy traktowali go z nadmiernym wręcz szacunkiem. Coś podpowiadało mu, że mógł to równie dobrze być strach.
- Chciałbym być zaskoczony - wyznał Baekhyun, gdy nagle wzrok Chanyeola padł na niego.
Nie dodał nic więcej i zastygł w bezruchu, sam nie rozumiejąc, dlaczego to chłodne spojrzenie tak bardzo go obezwładniało. Miał wrażenie, że ten obcy człowiek zna go doskonale, zagląda do każdej części jego duszy i umysłu. Nie był pewien, czy sięgnął serca. Ktoś o takich oczach, tak bardzo odrealnionych i nieobecnych nie mógł być zdolny do wielkich uczuć. Mimo to, Baekhyun czuł się zagrożony, jak gdyby atakowany tymi przeklętymi nożami.
- Och, idzie tu - powiedział Kris, z czego brunet doskonale zdawał sobie sprawę, bowiem Chanyeol cały czas utrzymywał ten dziwny kontakt wzrokowy. - Idzie do ciebie - dodał, jak gdyby zdziwiony.
Tak, to też wiedział. Miał wrażenie, że słyszy każdy krok Chanyeola. Czuł się dziwnie przytłoczony jego obecnością i uwagą, którą na nim skupiał. Jak gdyby w sali nie było nikogo poza ich dwójką. Nie potrafił odwrócić wzroku, wpatrując się w zbliżającego się mężczyznę niczym w ostatni obraz, jaki miał zobaczyć w swoim krótkich, niespełnionym życiu.
I może, gdyby nie to że Chanyeol pożerał całą jego koncentrację zacząłby się zastanawiać, dlaczego nagle zaczął myśleć o śmierci.
Chanyeol był wysoki, tak samo jak Kris, jednak gdy stanął nad ich stolikiem wydawał się jeszcze większy. Baekhyun dostrzegał w nim coś mrocznego, coś co możliwe wcześniej przeoczył.
- Chanyeol... - zaczął Kris trochę niepewnie, próbując zyskać jego uwagę, jednak chłopak nie spuszczał oczu z Baekhyuna. - Chanyeol?
- Ekhm, mogę ci w czymś pomóc? - spytał brunet będący w centrum zainteresowania. Starał się, by jego głos brzmiał naturalnie, jednak mimo to można było usłyszeć nerwową nutę.
Chanyeol milczał dłuższą chwilę. Goście zaczęli powoli zbierać się do wyjścia, jak gdyby na niewidzialny znak kończący ten wieczór.
- Teraz rozumiem - powiedział bardzo cicho właściciel lokalu, jednak Baekhyun miał wrażenie, że usłyszałby go nawet z drugiego końca pomieszczenia.
- Co takiego? - spytał, marszcząc czoło.
- Byun Baekhyun - kontynuował Chanyeol, ignorując pytanie.  
- Skąd...
- Nie mogę - uciął nagle Chanyeol, po czym zamknął oczy i pokręcił głową, jak gdyby próbując otrząsnąć się z dziwnego transu.
Baekhyun poczuł, że znów może oddychać. Zanim zdążył dojść do siebie, Chanyeol zniknął.
W istocie, był zaskoczony.
***
- Baekhyun?
Salę wypełniło szuranie krzeseł i zgiełk rozmów. Dźwięki docierały do niego zduszone i osłabione, przez co nie zwracał na nie najmniejszej uwagi.  Pomieszczenie pustoszało, głosy nikły za drzwiami.
- Baekhyun, może jakaś reakcja? - Blada dłoń Krisa zaczęła przelatywać mu przed oczami.
 Nawet nie zamrugał, wciąż wpatrzony w pustą scenę.  Kris zirytowany westchnął i sam zaczął wstawać od stołu.
- Czy ty tu jeszcze jesteś czy może umarlaki zabrały cię ze sobą? - zadrwił blondyn.
Założył mu na głowę swój kapelusz.  Baekhyun w końcu, ku jego uldze, podniósł się z miejsca i zwrócił na niego namiastkę swojej głęboko zajętej uwagi. Może i ich znajomość nie była długa, jednak Kris miał wrażenie, że zdążył już w miarę poznać tego chłopaka. W tamtym momencie, przyglądając się jego zamyślonej twarzy o nieobecnym wzroku czuł jak gdyby spotkał kogoś obcego. Wyglądał blado, a zarazem dużo młodziej. W jego wzroku majaczyła rozpacz a zarazem nadzieja. Stanowił mieszkankę przeciwnych stanów, walkę przeszłości z teraźniejszością.
Kris nie był lirykiem, nie miał w sobie ani odrobiny liryczności. Po prostu potrafił czytać z ludzi. 
- Nie odpowiedziałeś mi - wytknął poważnie, zaskakując Krisa.
- Przepraszam, ja? - spytał, wskazując na siebie. - To ty nie reagujesz na nic, co się do ciebie mówi!
- Nie powiedziałeś mi, kim do cholery jest Chanyeol?
Kris zdziwiony uniósł brwi.
- Mówiłem ci, to mój przyjaciel - zaczął ostrożnie i z rezerwą.
- Wszyscy twoi przyjaciele rozmawiają ze zmarłymi? - ciągnął Baekhyun.
Kris zaczął kierować się w stronę wyjścia, gdzie czekał na nich zniecierpliwiony Kyungsoo. Ich trójka była ostatnimi z pozostałych gości. Baekhyun zwlekał i robił powolne kroki, jak gdyby wcale nie chcąc opuszczać tego miejsca.
- Oczywiście, że nie...
- Dlaczego więc Chanyeol? - nie dał mu skończyć, tym samym potęgując jego irytację.
Nie chciał rozmawiać o Chanyeolu, a co ważniejsze nie mógł rozmawiać o Chanyeolu, nie naruszając jego kredytu zaufania. Mieli umowę, która trwale wpisała się w ich przyjaźń, a Kris do tej pory pozostawał wobec niej lojalny. Z drugiej strony, patrząc na Baekhyuna, powoli tracił upór. Zaczął nawet żałować, że kiedykolwiek przyszło mu do głowy przyprowadzenie go tutaj. Widział reakcję Chanyeola, a zarazem jej nie rozumiał, mimo to miał pewność, że coś było nie tak.
- To długa historia o śmierci, poświęceniu i samotności - odparł zdawkowo, unikając jego ciekawego spojrzenia.
Usłyszał za sobą prychnięcie Baekhyuna.
- Brzmi jak życie - podsumował.
Kris w jakimś stopniu, trochę niechętnie musiał przyznać mu rację.
- Czuję, że wcale nie chcesz mi jej opowiedzieć? - spytał ponownie Baekhyun, doganiając go przy wyjściu. Kris w odpowiedzi pokręcił głową. - W takim razie chcę z nim porozmawiać.
Kris zatrzymał się przy drzwiach, pod taksującym spojrzeniem Kyungsoo, który najwyraźniej chciał dać do zrozumienia, że nie ma całej nocy, by czekać aż łaskawie wyjdą. Jeśli nawet tak pomyślał, nie zdobył się wyrazić tego werbalnie.
- Dlaczego cię to interesuje? - spytał Kris, marszcząc brwi.
Baekhyun wzruszył ramionami, nawet jeśli doskonale znał swoje powody. W rzeczywistości znał je także sam Kris.
- Gdzie go znajdę? - zignorował pytane, błądząc wzrokiem między Krisem a Kyungsoo.
- Jest zajęty - odparł Kris.
- Na zapleczu za sceną - powiedział w tym samym momencie Kyungsoo, na co blondyn spiorunował go wzrokiem. - I fakt, jest zajęty - dodał ugodowo.
Baekhyun uniósł jedną brew, po czym mimowolnie spojrzał za siebie, na ciemną scenę.
- W środku nocy? Już po spektaklu - zauważył. - Ktoś powinien mu teraz powiedzieć prawdę.
- Co masz na myśli? - spytał ostrożnie Kris, robiąc krok do przodu, bowiem Baekhyun wyglądał, jak gdyby duszą był już w połowie drogi na zaplecze.
- Wcale nie jest  doskonałym aktorem - odpowiedział i zawrócił w drugą stronę.
Kris jęknął i zrezygnowany przyłożył dłoń do czoła.
- Wkurzy się - podsumował krótko.
- Głównie na ciebie - dodał Kyungsoo ze złośliwym uśmiechem.
Blondyn, nie mówiąc nic więcej, ruszył za Baekhyunem.
Kyungsoo mógł w końcu zamknąć salę.
***
Drzwi głośno trzasnęły za Chanyeolem, czym automatycznie zyskał sobie uwagę dwóch osób znajdujących się w pomieszczeniu. Jongin zatrzymał się z jedną nogą w powietrzu, Jongdae posłał mu pytające spojrzenie z fotela przy ścianie. Zanim jednak którykolwiek zdążył cokolwiek powiedzieć, Chanyeol z całych sił rzucił dwoma nożami w przeciwległą ścianę. Jongin poczuł, jak ostrze jednego z nich musnęło  jego policzek.
 Skwitował to uniesioną brwią.
- Czy ty kiedykolwiek masz dość? - spytał zirytowany.
- Mam ich serdecznie dość - przyznał zrezygnowany, po czym opadł na fotel obok Jongdae. - Zabierzcie je ode mnie.
- Równie dobrze, możesz nas prosić o amputację dłoni - podsumował Jongdae z prychnięciem. - I nawet jeśli wykonałbym to raczej chętnie to dobrze wiesz, że niczego tym nie zmienisz.
Wiedział. Wiedział doskonale. Uprzejme przypomnienie od przyjaciela krzepiło jego serce. Tak cudownie być bezsilnym.
- W takim razie zabierzcie je na kilka godzin. Kilka przeklętych godzin bez nich, bez śmierci, bez problemów.
- Chyba wiem, kto jest tym problemem - odparł cicho Jongin, po czym posłusznie wyciągnął noże ze ściany i chwycił w obie ręce, tym samym trzymając je z dala od właściciela.
Od razu poczuł ich brzemię i nie mógł tym samym nie współczuć człowiekowi, który musiał radzić sobie z nimi całą wieczność. Wystarczyło te kilka chwil, by sam zapragnął spełnić za niego obowiązek owych ostrzy. Kierowały jego myśli w stronę, gdzie życie stykało się ze śmiercią. Walczył w ochotą przecięcia łączących je więzi. Pragnął końca i nowego początku, pragnął uwalniać duszę z tego świata. Pragnął śmierci.
- Zaczynasz blednąć, Jongin - zauważył Jongdae.
- To nie moje zabawki - wyznał, siląc się na uśmiech. - Nie jestem do nich przyzwyczajony.
- Bycie martwym wiele ułatwia - sarknął Chanyeol.
Miał rację. Śmiertelność ciągnęła za sobą śmiertelne poświęcenia. W takich momentach Jongin cieszył się, że nie jest i nigdy nie był człowiekiem.
 Chanyeol zaś... Cóż, Chanyeol dokonał swojego wyboru.
- W sumie wcale nie dziwię się, że jesteś taki wykończony. Ten wieczór był wyjątkowo nudny, nie dotrwałem do końca. Mógłbyś chociaż raz odciąć komuś głowę...
- Zamknij się, Jongdae, nie jesteś zabawny - odciął się Jongin, mierząc przyjaciela ostrym spojrzeniem.
W odpowiedzi brunet wzruszył ramionami, Chanyeol w tym samym momencie schował twarz  w dłoniach.
- Dobrze, nie głowę. Chociaż czubek nosa...
- Zniknąłeś przed końcem, więc o niczym nie masz pojęcia, idioto - Jongin coraz bardziej wczuł się w rolę bronienia przyjaciela. - Problem w tym, że Chanyeol właśnie o mało co nie odciął... czegoś więcej.
Zaciekawiony Jongdae wyprostował się na fotelu. Jego rozbiegane spojrzenie przesuwało raz po niewidzialnej twarzy Chanyeola raz po zirytowanej twarzy Jongina
- Czyżby? Naprawdę, chciałeś kogoś zabić, Chan? - spytał, wyraźnie podekscytowany. - Przy wszystkich?
- Chyba zwariowałeś, sądząc, że tak po prostu uciąłby czyjeś życie przed publiką! - oburzył się Jongin. - Ale było blisko.
- W tym miejscu roi się od śmierci, musiałem przeoczyć kogoś kto wciąż żyje. Kto to był?
- Widziałem go przy stoliku Krisa, czułem, jak powoli umiera. Jednak nie jest mi przeznaczony - odpowiedział Jongin. - Chanyeol, wiesz, że wkrótce będziesz musiał...
Urwał, gdy brunet wyprostował się i zmierzył obu morderczym wzrokiem. To spojrzenie nigdy nie wróżyło niczego dobrego. Pomijając fakt, że samo spotkanie Chanyeola zwykle nie wróży niczego dobrego.
O ile śmierć nie jest dobra.
Kwestia względna.
- Albo obaj się zamknięcie albo zniknijcie mi z oczu - wysyczał.
Zgodnie wybrali pierwszą opcję. Chanyeol znów mógł usłyszeć swoje myśli, czego jednak szybko pożałował, bowiem wypełniało je wspomnienie istoty, której przeznaczone było umrzeć, a która tak mocno trzymała się życia.
W duchu dziękował, że ktoś zapukał w drzwi, to odciągnęło jego uwagę od kolejnego problemu z kategorycznym jednym wyjściem.
- To Byun Baekhyun - mruknął cicho Jongin.
Wdzięczność Chanyeola szybko uleciała.
- Kim do cholery jest Byun Baekhyun? - spytał Jongdae.
Wyraz na twarzy Chanyeola mówił sam za siebie.
***
Zapukał raz, niepewnie.
Usłyszał za sobą kroki Krisa, który najprawdopodobniej miał zamiar go powstrzymać.
Zapukał drugi, niecierpliwie.
- Baekhyun, jest środek nocy. Jutro mam ciężki dzień. - Kris zaczął narzekać.
Zapukał trzeci raz, pięścią.
 Właściwie to więcej niż raz.
- Czego ty od niego chcesz?
Nie odpowiedział, bo w tym samym momencie drzwi - w końcu - się otworzyły i stanął w nich Chanyeol, najwyraźniej niezadowolony z ich wizyty. Obrzucił morderczym spojrzeniem Krisa, który całym sobą zdawał się przepraszać, następnie przeniósł wzrok na Baekhyuna, który zdecydowanie nie miał zamiaru nikogo przepraszać.
- No właśnie, czego ode mnie chcesz, Baekhyun? - padło opryskliwe pytanie. Brunet starał się ukryć zaskoczenie faktem, że nieznajomy znał jego imię.
Doszedł do wniosku, że to wszystko wina Krisa. Za to też mógł przepraszać.
- Porozmawiać - odparł krótko acz pewnie. - O twoim hobby na przykład?
- Przykro mi, nie udzielam dziś wywiadów - zadrwił Chanyeol, gotowy zamknąć im drzwi przed nosem. - Kris, odwieź swojego przyjaciela do domu.
- To dobrze, że nie jestem dziennikarzem - odciął się Baekhyun, po czym wyminął chłopaka w drzwiach i wszedł do środka skąpanego w mroku pokoju.
Pomieszczenie było puste i niewyraźne, oświetlane zaledwie jedną świecą. W powietrzu unosił się dziwny korzenny zapach i była to jedyna z rzeczy wartych uwagi Baekhyuna, bowiem ku jego rozczarowaniu reszta staromodnego salonu pozostawała boleśnie zwyczajna. Na szczęście, nie przyszedł tutaj podziwiać wnętrz. 
- Wybacz, Chan... on nie jest osobą, nad którą miałbym jakąkolwiek kontrolę. - Usłyszał tłumaczenie Krisa za plecami, na które mimowolnie uśmiechnął się triumfalnie.
- Widzę - syknął Chanyeol, po czym odwrócił się w stronę Baekhyuna, który usiadł na zajmowanym przez niego wcześniej fotelu. - W takim razie ktoś powinien go uświadomić, że sam nie może kontrolować wielu rzeczy.
Baekhyun zmarszczył brwi, gdy w milczeniu mierzyli się wzrokiem.
- Ponownie zapytam, czego ode mnie chcesz, dzieciaku? - Chanyeol założył ramiona na piersi.
Kris w tym czasie zamknął drzwi i stanął pod ścianą, najwyraźniej nie chcąc brać udziału w dalszej konfrontacji.
- Nie dałeś mi szansy na rozmowę, tam na sali - zaczął. - Chcę się z kimś skontaktować.
- Najwyraźniej nikt nie chce skontaktować się z tobą - odpowiedział szybko, zanim wyrzuty sumienia kazałyby mu się zatrzymać. - To nie ja wybieram, sami do mnie mówią.
Baekhyun zacisnął usta, chcąc ukryć rozczarowanie. I ból. Ta wiadomość boleśnie sprowadziła go na ziemię. Jednak jeśli Chanyeol myślał, że chłopak tak szybko się podda, był w dużym błędzie.
- W takim razie może staraj się słuchać uważniej - odparł spokojnie. - Przestaw się na odbiór, musiałeś kogoś przeoczyć.
Gorzki śmiech Chanyeola nie był tym, czego się spodziewał.
- Nie - zaczął, gdy na nowo spoważniał. - To ty przestaw się na odbiór. Nikt zza światów nie chce ci niczego przekazać. Patrzę na ciebie i słyszę pustkę, więc nie szukaj dalej.
- Skąd możesz... - Baekhyun nagle wstał z fotela i stanął przed nim twarzą w twarz, jednak Chanyeol wyciągnął przed siebie palec wskazujący, zmuszając go do milczenia.
Baekhyun zaczął ciężko oddychać przez nozdrza, coraz trudniej utrzymując kontrolę nad emocjami.
- Mogę za to powiedzieć ci coś innego, najprawdopodobniej dużo ważniejszego...
- Chan - wtrącił ostrzegawczo Kris.
Chłopak zignorował go i zbliżył się do bruneta, który już teraz mierzył go morderczym wzrokiem. Chanyeol górował nad nim wzrostem, jednak Baekhyun jedynie dumnie uniósł głowę.
- Na twoim miejscu nie zajmowałbym się zmarłymi i tym, co robią "po drugiej stronie". Patrzę na ciebie i widzę, że wkrótce możesz sam się o tym przekonać - wyszeptał tonem spokojnym, jednak chłodnym niczym groźba. - Tymczasem lepiej doceniaj to, co masz i tych, którzy wciąż mają ciebie.
Baekhyun otworzył usta, jednak wściekłość nie pozwalała mu skrystalizować odpowiednich słów. Chanyeol, widząc efekt uśmiechnął się triumfalnie, nawet jeśli wewnątrz czuł się podle i wiedział, że prędzej czy później będzie tego żałował.
Położył dłoń na ramieniu bruneta, którą szybko strzepnął, odsuwając się kilka kroków.
- Mam nadzieję, że nie doczekasz tego momentu - wycedził Baekhyun, po czym wyminął chłopaka.
Ruszył w stronę Krisa, który właśnie toczył wewnętrzną walkę między gniewem, jaki czuł wobec Chanyeola, a współczuciem wobec Baekhyuna.
Ostatecznie wywrócił oczami, tracąc wiarę w rzeczywistość.
- I dziękuję - odezwał się Baekhyun z dłonią na klamce. - Za nie powiedzenie niczego odkrywczego.
Trzasnęły drzwi. Chanyeol opuścił ramiona, zrezygnowany, czując się jeszcze gorzej niż przed kwadransem.
- Niestety doczekam - powiedział cicho, opadając na fotel.
***
Chanyeol miał dość świata śmiertelników po tej jednej przeklętej nocy, dlatego nie wrócił do swojego apartamentu, gdzie musiałby słuchać wyrzutów i obelg ze strony Krisa. Naprawdę, nie potrzebował jego słów, bowiem doskonale zdawał sobie sprawę z tego, co robił.
Uciekł do świata, który w tym momencie doskonale oddawał jego nastrój.
Lament zmarłych za oknem był adekwatnym podkładem muzycznym.
- Może naprawdę powinieneś słuchać, uważniej?
Westchnął. Nawet tutaj nie mógł być sam. Pod oknem zauważył nieznanego mu mężczyznę, który mierzył go karcącym wzrokiem spod krzaczastych, siwych brwi. Człowiek ten był mu obcy, jednak nie mógł oprzeć się wrażeniu, że kogoś mu przypominał. Instynkt poopowiadał mu, że owe skojarzenie nie mogło zwiastować niczego dobrego.
- Dlaczego wy wszyscy myślicie, że w ogóle mam ochotę was słuchać? - spytał, po czym zirytowany opadł na krzesło przy stole. - Nie jestem radiowęzłem, listonoszem ani psychologiem. Mam gdzieś wasze problemy!
- Jesteś Żniwiarzem - odparł spokojnie, acz chłodno nieznajomy. - Tym samym nasze problemy są twoimi problemami, pogódź się z tym - dodał, siadając pod piorunującym wzrokiem Chanyeola.
- Wkurzasz mnie. A jestem już wystarczająco wkurzony, więc umówmy się na inny termin. Martwi nie liczą czasu, możesz poczekać...
- Jestem równie wkurzony, co ty - przerwał mu ostro. - Dzięki tobie, Żniwiarzu.
- Dzięki mnie? - powtórzył zdziwiony.
Mężczyzna pokiwał głową, Chanyeol zaśmiał się gorzko.
- Za to, jak potraktowałeś mojego syna - powiedział spokojnie, jednak zaciśnięte na stole pięści zdradzały jego złość. - Możesz być tym, kim jesteś, ale nie masz prawa drwić zarówno z życia jak i śmierci.
Chanyeol milczał, bowiem nagle zrozumiał, kim była osoba, z którą Baekhyun chciał się skontaktować.
- Powiedziałem mu jedynie prawdę.
Mężczyzna pokręcił głową.
- Prawdę, o której doskonale wie.
Chanyeol wstał od stołu. Był wyczerpany i zirytowany do granic wytrzymałości, a ta rozmowa jedynie wszystko wyostrzała.
- Czego ode mnie chcesz? Przeprosin? - zadrwił.
Mężczyzna również wstał od stołu, by stanąć twarzą w twarz z Chanyeolem. Chłopak dostrzegł w jego spojrzeniu ten sam upór, co u Baekhyuna.
Świetnie, zadrwił w duchu. Kolejny trudny przeciwnik na drodze do świętego spokoju.
- Mój syn zasługuje na życie - syknął, na co Chanyeol zaśmiał się gorzko.
- Powtórz to tysiącom osób, które umierają każdego dnia.
- I będzie żył - kontynuował, ignorując jego uwagę. - Możesz ze mną rozmawiać, bo jestem martwy, ale jeszcze wczoraj tkwiłem gdzieś na pograniczu życia i śmierci. Zupełnie jak ty... I  wiesz co? Współczuje ci takiej egzystencji. Bardzo ci współczuję.
- Co właściwie chcesz mi powiedzieć? - spytał coraz bardziej zirytowany.
- Oddałem za niego moje ostatnie chwile życia - wyjaśnił spokojnie, acz dumnie, bowiem zdumienie Chanyeola cieszyło jego wzrok. - Baekhyun będzie żył dłużej niż przypuszczałeś.
Może gdyby nie fakt, że ten stary człowiek denerwował go od początku, a on sam był wystarczająco zirytowany i zmęczony, to zauważyłby piękno tego gestu.
W innej sytuacji, zapewne byłby pod wrażeniem szlachetności ojca.
W innej sytuacji.
- Dłużej nie znaczy długo - dodał szybko, zanim zdążył do końca przetrawić informację.
Twarz mężczyzny spochmurniała. Wiedział o tym, że nie może kupić synowi nowego życia.
- Baekhyun umie docenić każdą chwilę.
- Mam nadzieję, że tak będzie - uciął Chanyeol, zakładając ręce na piersi. - Gratuluję pomysłowości - klasnął teatralnie. - Zostałeś wysłuchany. Czy to wszystko?
- To dopiero początek.
Chanyeol zaś marzył o końcu.
***
Za oknem zaczynało się ściemniać, gdy ocknął się z transu, trochę zaskoczony i zdezorientowany. Nie miał pojęcia, która była godzina i nie zaprzątał tym sobie zbytnio głowy, bowiem zdążył już przyzwyczaić się do przepływającego obok czasu. Wszystko zmieniało się z niegasnącą ciągłością mniej lub bardziej dynamicznie.
Chanyeol mógł to jedynie obserwować.
Musiało już być wystarczająco późno, by sąsiedzi na górze mogli uznać porę za odpowiednią do rozpoczęcia imprezy. Właśnie to irytujące dudnienie zakłóciło jego spokój i doskonały rytm wyznaczany tykaniem metronomu. Odłożył gitarę i ponownie wyjrzał za okno.
Nie mogło być jednak wystarczająco późno, by Kris wrócił ze szpitala. Wcale na niego nie czekał, a jedynie zapamiętał jego rytm dnia. Wciąż nie mógł wyjść ze zdumienia, jak potrafili wzajemnie akceptować swoje skrajnie różne rytmy życiowe. Po chwili namysłu, Chanyeol doszedł do wniosku, że to właśnie nazywa się przyjaźnią.
Nie było również za późno, by ktoś mógł złożyć wizytę w ich nie-tak-całkiem-skromnych progach. Chanyeol wcale nie wydawał się zaskoczony, może jedynie trochę zrezygnowany. Spodziewał się, kto to, jednak nie było to tożsame z ochotą do spotkania.
- To zabawne - Baekhyun odezwał się pierwszy, gdy Chanyeol otworzył drzwi.
Poza uśmiechem sarkazmu, chłopak nie zdradzał żadnych oznak rozbawienia, a wręcz przeciwnie. Wyglądał na zmęczonego, a jego twarz nabrała niezdrowego bladego odcienia, uwydatnianego ciemnością korytarza. Przypominał cień człowieka, gasnącego zbyt szybko w stosunku do młodego wieku. Chanyeol widział ten proces, jak gdyby zachodził przed jego oczami, jak gdyby Baekhyun niknął z każdą sekundą.
- Co takiego? - spytał, starając się otrząsnąć z owej wanitatywnej wizji i spojrzeć na niego jedynie z ludzkiej perspektywy. Perspektywy Parka Chanyeola.
Nie zauważył większej różnicy. Byun Baekhyun wyglądał mizernie. Jego delikatna uroda - co niechętnie zauważył i musiał przyznać przed samym sobą - była niszczona przez chorobę.
Tym samym, kompletnie nieromantycznie i podle, pchała go w stronę Chanyeola.
- To, że byłem u Krisa tyle razy i nigdy się nie spotkaliśmy - odparł, mijając w progu zdziwionego mężczyznę, jak gdyby znalazł się u siebie. - Czy Kris trzyma cię pod kluczem? A może sam zaszywasz sie gdzieś pod schodami i wychodzisz jedynie nocą, żywić się ludzkim bólem? - Spojrzał na niego przez ramię, najwyraźniej tak samo wrogo nastawiony jak owej pamiętnej nocy. 
Chanyeol wzruszył ramionami i zamknął drzwi.
- Po prostu jestem zajętą osobą - wyznał szczerze, ucinając temat.
- Zajętą osobą - mruknął pod nosem Baekhyun, rozglądając się po skąpanym w szarawym, wieczornym świetle przestronnym salonie. - Kris? - spytał, wróciwszy spojrzeniem do Chanyeola.
- Jeszcze nie wrócił - odpowiedział, na co Baekhyun prychnął z niezadowoleniem.
- To dlaczego kazał mi przyjść?!
- Niedługo wróci.
- Nie wiem i nie chcę wiedzieć, ile znaczy dla ciebie niedługo - odciął się, po czym ruszył z powrotem do wyjścia. - Powiedz mu, że jestem zajętą osobą.
Chanyeol wciąż znajdował się przy drzwiach i tym samym stał się dla Baekhyuna przeszkodą, która w dodatku wcale nie chciała zniknąć z jego drogi, nawet pod ostrzałem morderczego spojrzenia.
- Przepraszam? - spróbował, siląc się na przesadną uprzejmość.
- Kris pomyśli, że cię przegoniłem - powiedział, próbując wyciągnąć wystarczająco neutralne, ale i wystarczająco przekonywujące argumenty. - Nie chciałbym go ponownie rozczarować - na moment zawiesił głos, przywołując ich ostatnie spotkanie, na co Baekhyun po raz drugi prychnął. - dlatego bądź moim gościem przez ten krótki okres.
Baekhyun zaśmiał sie gorzko.
- Chyba ktoś się nade mną lituję, skoro dostąpiłem zaszczytu bycia Twoim gościem - sarknął.
- Proszę - W głosie Chanyeola zabrzmiała faktyczna prośba, co szczerze zdziwiło Baekhyuna. - po prostu zostań.  Może trudno w to uwierzyć, ale potrafię być całkiem miły jeśli chcę.
Brunet ponownie się zaśmiał, jednak tym razem znalazło sie w tym geście trochę prawdziwego rozbawienia.
- Coś nowego - skwitował, po czym westchnął zrezygnowany, jak gdyby nie mając siły na dłuższą walkę zarówno z Chanyeolem jak i własnym uporem. - W takim razie wykaż się inicjatywą i niech ci się chce.
Po tych słowach odwrócił się na pięcie i ponownie ruszył w głąb mieszkania. Chanyeol przez chwilę obserwował, jak chłopak niczym domownik poruszał się po tym miejscu. Gdy mijał aneks kuchenny chwycił jedno jabłko z półmiska, po czym opadł na jasną, skórzaną sofę przed telewizorem.
- Czy chcesz się czegoś...
- Makgeolli - powiedział stanowczo, wychylając się zza oparcia sofy. - Kris trzyma je koło szklanek.
Chanyeol mrugnął kilkakrotnie, próbując otrząsnąć się ze zdumienia.
-  Jesteś pewien? - spytał, nie ruszając się w miejsca.
- Tak, zawsze tam stoi... O ile ten drań wszystkiego nie wypił.
- Nie, mam na myśli, czy jesteś pewien, że powinieneś pić wino? - wyjaśnił, starając się zabrzmieć spokojnie. - Przy twoim...
- Nie. Waż. Się. Kończyć - uciął ostro, zmuszając Chanyeola, by zamilkł. - To niczego nie zmieni. Umieramy z każdą sekundą, więc nie marnuj czasu tylko nalej mi makgeolli. Będziesz tak miły, Chanyeol?
Dziwne uczucie usłyszeć swoje imię od osoby, której nie znał na tyle dobrze, by mogła się do niego w ten sposób zwracać. Szczególnie było to dziwne dla Chanyeola zamkniętego w swoim hermetycznym kręgu znajomych. Nie zmieniało to jednak faktu, że lubił tę nieuzasadnioną formę spoufalenia. Wymienili między sobą długie, milczące spojrzenie. Ostatecznie Chanyeol pokiwał głową i otworzył wskazaną szafkę. Baekhyun wyciągnął sie na sofie.
Istotnie, chciał być miły.
Nie był jednak głupi.
Rozlał mleczny alkohol do dwóch kieliszków, przy czym jeden napełnił w ćwierci. Obejrzał się za siebie, gdzie Baekhyun leżał ze wzrokiem wbitym w sufit. Skorzystał z okazji i dolał do kieliszka mleka.
Nazwał to złem dla większego dobra.
- Powiedziałbym na zdrowie, ale byłoby to nie na miejscu - Chanyeol wyciągnął przed siebie kieliszek z napojem.
- Większość tego, co mówisz jest nie na miejscu - odciął się poirytowany
Szatyn usiadł na fotelu obok sofy. Baekhyun upił odrobinę, Chanyeol obserwował jego reakcję w oczekiwaniu na wybuch, jednak chłopak pozostał spokojny. Sprawca odetchnął z ulgą. Siedzieli w milczeniu dłuższą chwilę, zajęci jedynie piciem wina i rozmyślaniu na tematy skrajnie rozbieżne. W momencie, gdy myśli Baekhyuna krążyły wokół górnolotnych wizji przyszłości i tego, co nieosiągalne, uwaga Chanyeola pozostała na miejscu, blisko osoby drugiego chłopaka. Obserwował go z dyskrecją i niezrozumiałą dla niego samego fascynacją. Wiedział, co przyciągało go do tego nieznanego mu człowieka, jednak wolał ignorować tę część swojej przeklętej istoty.
Jedyne, czego potrzebował to obecność zwykłego człowieka i możliwość normalnej rozmowy.
Ku większej ironii losu, było mu bardzo daleko do tego stanu rzeczy.
- Przykro mi z powodu twojego ojca - powiedział cicho, decydując się na złamanie ciszy.
Baekhyun momentalnie spiorunował go wzrokiem.
- Masz ten dar poruszania tematów, o których wcale nie mam ochoty rozmawiać, a już na pewno nie z tobą - powiedział ostro. - Ludzie umierają, pogódź się z tym.
Chanyeol nie był pewny, czy chłopak zwrócił się do niego czy może do samego siebie. Mocno zaciśnięta pięść Baekhyuna na prawie pustym kieliszku mogła sugerować, że sam wciąż nie potrafił posłuchać władnej rady.
- Dobrze - odparł cicho. - O czym w takim razie wolno mi mówić? - spytał z przekąsem.
- Bądź kreatywny - zasugerował brunet, układając się wygodniej na sofie. - Czy wiesz, że zakochany pingwin daje swojej partnerce kamień w ramach oświadczyn?
Chanyeol musiał przyznać, że to było kreatywne. Przynajmniej na tyle, by nie wiedział, jak zareagować.
- Czy to nie piękne? - kontynuował Baekhyun, nie doczekawszy się komentarza. - Pingwiny potrafią być romantyczne, ale nie tylko. Czy wiesz, że niektóre samice pingwinów decydują się na prostytucje, żeby wyłudzić od samców kamienie do budowania gniazd?
Chanyeol czuł się zdezorientowany wobec ilości przypadkowej i tak bardzo zbędnej wiedzy na temat pingwinów.
- Myślisz, że to przykre?  - ciągnął Baekhyun, na co Chanyeol jedynie pokiwał głową. - Mogło być gorzej! Słyszałem też o pingwinach homoseksualistach, którzy zbudowali własne gniazdo i próbowali wysiadywać kamień zamiast jajka.
-Biedne pingwiny - skomentował Chanyeol, po czym zajął się piciem wina. - Dużo o nich wiesz.
Baekhyun w odpowiedzi wzruszył ramionami.
- Świat bywa fascynujący - odparł i odstawił pusty kieliszek. - Warto wiedzieć o czymś zupełnie nieistotnym, szczególnie, gdy nie masz o czym rozmawiać z kompletnie obcą osobą.
Chanyeol westchnął, tracąc nadzieję na to, że uda mu się zniwelować dystans, który "udało mu się" stworzyć przed tygodniem.
- Źle zaczęliśmy, przepraszam - odezwał sie, wypuszczając z siebie wszystkie wyrzuty sumienia, który męczyły go od tamtej nocy.
Baekhyun uniósł się na kanapie do pozycji siedzącej, po czym spojrzał uważniej na Chanyeola. Dopiero teraz zauważył, że siedzieli w półmroku, nie myśląc nawet o zapaleniu jakiegoś światła.
- Problem w tym, że nie zaczęliśmy - sprostował.
- Myślisz, że jest już za późno? - spytał z nadzieją, spoglądając niepewnie na bladą twarz Baekhyuna.
- Póki żyję? Nie, nie jest - odparł, śmiejąc się bez humoru. Najprawdopodobniej próbował zniszczyć tabu wokół własnej osoby. - Byun Baekhyun - przedstawił się, wyciągając przed siebie dłoń.
- Park Chanyeol - odparł z lekkim uśmiechem, tak rzadkim na jego ustach, po czym uścisnął jego rękę. Zdumiony zauważył, że była bardzo drobna, jednak to sam dotyk sprawił, że nie miał najmniejszej ochoty jej puszczać.
To Baekhyun pierwszy zwolnił uścisk, po czym rozglądnął sie nerwowo po pomieszczeniu.
- Park Chanyeol, który nie lubi rozmawiać o życiu seksualnym pingwinów. Dziwny przypadek - powiedział brunet, po raz pierwszy swobodnym tonem, na co obaj zaśmiali się dosyć głośno jak na pogrążone w ciszy, ciemne mieszkanie. - W takim razie może powiesz mi, do czego służy to magiczne, tykające urządzenie?
Chanyeol podążył za jego wzrokiem na stół.
- To metronom - wyjaśnił rozbawiony miną Baekhyuna.
- Metro-przepraszam-co? - Przekrzywił głowę, co Chanyeol skwitował krótkim śmiechem.
Mógł nie wiedzieć za wiele o pingwinach, jednak o muzyce mógł opowiadać w nieskończoność, bo i posiadał ową nieskończoność czasu. Wiedział jednak, że nie każdy cieszył się tym przywilejem, dlatego skupił się na tym, co dla niego, Chanyeola jako człowieka, stanowiło istotę życia.
Baekhyun słuchał go z prawdziwą uwagą, ciesząc się, że po raz pierwszy od długiego czasu nie musiał mówić o sobie i swoich problemach. Przy Chanyeolu i jego gitarze łatwo było zapomnieć o tym, co napędzało, a raczej hamowało jego życie, i był mu za to wdzięczny.
***
- Kris traktuje cię jak boga, ale wiesz co? Nie jesteś bogiem, Chanyeol.
W odpowiedzi zaśmiał się, doskonale zdając sobie z tego sprawę. Uznał, że bóg śmierci to nie tytuł który miał na myśli jego towarzysz i nie zamierzał wyprowadzać go z błędu.
Obok nich przejechał motocykl, a oni śledzili wzrokiem jego reflektor, oślepiający w nocnym mroku na słabo oświetlonej, osiedlowej ulicy. Chanyeol uparł się, by odprowadzić go do domu, w momencie, gdy Kris najwyraźniej nie zamierzał wracać, choć robiło się późno. 
Nie musiał nalegać. Baekhyun nie zamierzał się sprzeciwiać.
- Nie wiem, czy to była obelga czy komplement.
- Po części oba - wyjaśnił Baekhyun z uśmiechem. - Chodzi o to, że stwarzałeś wrażenie kogoś ponad wszystkimi, cholernie dumnego i egoistycznego. Okazałeś się kimś całkiem normalnym. Nawet w porządku. - Zabawne było obserwować, zdumienie Baekhyuna, gdy dochodził do podobnych wniosków. Najwyraźniej zdążył stworzyć sobie skrajnie odmienną wizję jego osoby.
- Dobrze być "kimś nawet w porządku "- skwitował na co obaj się zaśmiali.
Zbliżali się do domu Baekhyuna, który gdy to zauważył zaczął jakby celowo zwalniać kroku, zrzucając winę na zmęczenie.
- Zgoda, możesz być nawet bardziej niż w porządku - stwierdził rozbawiony, kiedy Chanyeol zmarszczył brwi. - Powinieneś dostać jakiś bonus za to, ż widzisz umarłych... o ile to nie czyni cię świrem.
Chanyeol milczał dłuższą chwilę, bowiem tym razem to on nie chciał rozmawiać na ten konkretny temat. Wiedział jednak, że Baekhyun zasługuje na jego uwagę i w jakimś stopniu był mu to winien. 
- To nic miłego, nie warte bonusów - odparł poważnie. Baekhyun wydawał się tym zmartwiony.
- Nie podoba ci się to? - spytał, choć jego pytanie miało bardziej twierdzący ton.
- Nie - powiedział cicho. - Nie podoba.
Baekhyun pokiwał ze zrozumieniem głowa.
- Mimo to, brzmi ciekawie - ciągnął, bowiem w końcu dotarli do tematu, który zaprzątał jego myśli od tygodnia, gdy tylko dowiedział się o jego zdolności. - Prawie jak życie pingwinów
Chanyeol zaśmiał się na którąś z kolei aluzję do tych ptaków.
- Teraz rozumiem - wyznał szatyn z majaczącym na ustach uśmiechem. - Interesują  cię dziwactwa tego świata. Cóż, też wpisuje się w tę kategorię.
Tym razem to Baekhyun się zaśmiał, jednocześnie kręcąc głową.
- To nie tak. Po prostu interesują mnie mechanizmy tego świata - wyjaśnił, unosząc wzrok w stronę gwiazd. - Chcę wiedzieć jak to wszystko działa, studiuje medycynę, a ty... ty stanowisz rozszerzenie mojego materiału badawczego.
Chanyeol udał oburzenie.
- Nie chce być materiałem badawczym - sprzeciwił się. - I nie, nie dam się pokroić!
Baekhyun nie przestawał się uśmiechać, jednak w jego oczach chłopak odnotował smutek.
Byli prawie pod jego domem.
- Wiesz do czego to wszystko prowadzi? - spytał Baekhyun po chwili cichego marszu. - To, co robię? To moja próba walki z tym, co nieuniknione.
Zatrzymali się nieopodal willi, w której mieszkał Baekhyun. W oknach nie świeciło się ani jedno światło, co wcale nie dziwiło bruneta, bowiem mieszkał sam.
- Wiem, że umieram. Doskonale o tym wiem - zaczął, nie dając Chanyeolowi dojść do głosu. - Co nie znaczy, że mogę próbować... Zamierzam zrobić tyle, ile będę w stanie i doświadczyć jak najwięcej, rozumiesz to?
Chanyeol niepewnie pokiwał głową. Tak bardzo chciałby mu w tym kibicować, w momencie gdy los stawiał go w zupełnie innej roli.
- A ty... - zaczął ponownie, coraz bardziej tracąc pewność siebie. - Stanowisz element, który może mi pomóc... przygotować się do tego, co stanie się ze mną.... gdy zrobię co w mojej mocy tu na ziemi.
Nie wiedział, co powiedzieć. Coś ścisnęło go w klatce piersiowej, co nie zdarzało się często. Już dawno nie współczuł żadnej ludzkiej istocie, choć codziennie widział ból i śmierć niewinnych. Stojący przed nim, drobny, chory chłopak sprawiał, że czuł się... tak bardzo ludzko.
- Chanyeol?
Głos Baekhyuna przywrócił go do rzeczywistości.
- Co takiego?
- Proszę, nie lituj się nade mną - powiedział cicho, jednak jego szklany wzrok świadczył, że sam nie potrafił być tak silny, jak chciałby w tym momencie wyglądać. - Chcę móc żyć ze śmiercią jak równy z równym, nie jak pokonany.
Chanyeol zmusił się do uśmiechu.
- Wciąż nie wiem o tobie za wiele, poza tym, że jesteś upartym, sarkastycznym dzieciakiem ze skłonnością do dziwactw tego świata... - zawiesił głos, słysząc śmiech Baekhyuna. - Ale wierzę, że jeśli ktoś kiedyś mógłby skopać tyłek śmierci, to jesteś to właśnie ty.
- Dzięki - szepnął Baekhyun ze szczerą wdzięcznością. - Tu mieszkam, więc dziękuję również za odprowadzenie. A teraz, daj mi coś.
- Co takiego? - spytał, nie rozumiejąc.
Na ustach Baekhyuna pojawił sie tajemniczy uśmiech.
- Cokolwiek. Coś, co sprawi, że będziemy musieli się jeszcze spotkać - wyjaśnił, tracąc śmiałość w głosie.
Chanyeol zaśmiał się na ten naiwny pretekst.
- Dobrze, niech pomyślę... - zaczął sie zastanawiać, bezwiednie szurając po żwirze pod nogami.
- Nie dawaj mi kamieni - wtrącił się Baekhyun, podążając za wzrokiem Chanyeola. - Nie chcesz mi się oświadczać je... - urwał, zanim dziwne wyznanie zdążyło opuścić jego usta. Zażenowany spuścił wzrok. Chanyeol napawał się widokiem jego zmieszania, mającego w sobie naturalny urok. - Bluza?
- Jest zimno, jak wrócę? - zasugerował Chanyeol, który miał już w głowie szaloną ideę. - Mam lepszy pomysł.
Baekhyun nie zdążył spytać, jaki, bo odpowiedź przyszła w tym samym momencie w postaci nieśmiałego pocałunku ze strony szatyna. Był tak zaskoczony, a zarazem podekscytowany ową chwilą, że nie zaprotestował.
- Zostawiam ci obietnicę kolejnego spotkania - wyjaśnił Chanyeol, gdy odsunął się od będącego w głębokim szoku Baekhyuna.
Brunet zamrugał kilkakrotnie, jak gdyby chcąc się upewnić, że działo się to naprawdę.
- Spróbuj złamać tę obietnicę a jesteś martwy, Chanyeol - powiedział pół żartem pół serio.
Chanyeol mógł jedynie roześmiać się z  ironii ich losu.
- Zgoda.
***
- Wolne! - zawołał Baekhyun, czym nie pierwszy raz zyskał sobie uwagę całego autobusu.
Kris początkowo chciał udawać, że nie zna bruneta i nie ma z nim nic wspólnego, jednak po chwili był przez wspomnianego ciągnięty w stronę dwóch wolnych miejsc na końcu autobusu. Zażenowany po raz któryś przez swojego przyjaciela, który tradycyjnie zaczął pić zieloną herbatę, cieszył się, że założył okulary przeciwsłoneczne.
Z drugiej strony, trochę wbrew sobie i zasadom, zazdrościł chłopakowi tej wrodzonej beztroski.
- Dlaczego mam wrażenie, że patrzysz na mnie tym wzrokiem? - spytał po chwili Baekhyun, odwracając się w stronę Krisa, ale jedyne co zobaczył to własne odbicie w czarnych szkłach.
Blondyn uniósł na moment okulary.
- No tak, bo właśnie patrzysz na mnie tym wzrokiem - podsumował, wypijając resztę swojej herbaty.
- Jakim? -spytał, nie rozumiejąc.
- Jakbym zwariował - wyznał oskarżycielsko. - Wiadomość z ostatniej chwili! Nie zwariowałem.
- Ja tylko... jestem zaskoczony - powiedział, odwracając wzrok w stronę okna. - Ty i Chanyeol. Przyjaźnicie się, tak? Po prostu jestem zaskoczony, jak szybko mu zaufałeś. Nie mówię, że to zły człowiek, Chanyeol jest godny zaufania, ale... ale Ty?!
Baekhyun w końcu zrozumiał. Musiało chodzić o Chanyeola, mógł się tego domyślić.
-Sam nie wiem, Kris - zaczął, wzruszając ramionami. - To tak jakby twoja wina, prawda? Nie, nie mam do ciebie pretensji - dodał szybko, gdy chłopak miał zamiar sie tłumaczyć. - Ale jak na to nie patrzeć, jesteś inicjatorem zarówno pierwszego, jak i drugiego spotkania. To ty mnie wrobiłeś tamtego wieczora.
- Prosił mnie o to, co miałem zrobić? - powiedział zrezygnowany.
- Nic, możliwe, że tak właśnie miało być - stwierdził zamyślony. - I niech tak będzie.
- Niech tak będzie - powtórzył Kris, po czym zapadło między nimi milczenie.
- Co do drugiej sprawy... - zaczął niepewnie Baekhyun, na nowo zdobywając uwagę przyjaciela. - Dlaczego tak szybko? Wiesz, prawda?
- Nie myśl w ten sposób - poprosił, opierając głowę o szybę.
- To nie zadawaj takich pytań.
Kris więcej nie pytał.
***
Początkowo Chanyeol myślał, a raczej miał nadzieję, że jedynie śniło mu się dzwonienie komórki, jednak po opóźnionej, sennej konkluzji, doszedł do wniosku, że we śnie na pewno nie ustawiłby tak dobrej piosenki. Otworzył oczy, po czym rozglądnął się nieprzytomnie po ciemnym pokoju. Tak, to zdecydowanie nie była pora na pobudkę.
Mimo to, na oślep sięgnął po grającą komórkę leżącą obok łóżka. Zmrużył oczy oślepiony jaskrawym wyświetlaczem, by po chwili móc przeczytać, kto tak desperacko pragnął usłyszeć jego głos.
Jęknął, jednocześnie odbierając połączenie. Jego nieprzytomny umysł wolno przetwarzał informacje.
Nie odezwał się, przyciskając głowę do poduszki, czekając na reakcję po drugiej stronie.
- Chanyeol? - Rozległo się niepewne wołanie. - Chanyeol, śpisz?
Chłopak ponownie jęknął, zirytowany oczywistymi pytaniami.
- Nie, skąd ten pomysł? - odpowiedział drwiąco, podnosząc się na łokciu, bowiem czuł, że zaraz uśnie.
- Nie wiem, bo... czekaj,  dlaczego nie śpisz o trzeciej nad ranem? - W głosie osoby usłyszał zdziwienie.
To zaczynało być frustrujące, a on gdy niewyspany, potrafił być bezwględny. Mimo to, zdusił w sobie chęć do krzyku, dając upust w długim westchnięciu.
- A ty? - spytał z cierpliwością, którą zaimponował samemu sobie.
- Ja? Ach, ostatnio dużo myślę.
- O czym?
- O wszystkim. Dzisiejszej nocy o tobie... - zawiesił głos, Chanyeol czuł się już wystarczająco obudzony, by skupić uwagę, na tym, co słyszał. - Zastanawiam się, czy spotkanie z tobą było zwykłym przypadkiem? Może ktoś postanowił się nade mną zlitować, w końcu samotność jest śmiercionośna.
Oczywiście, że nie było w tym ani odrobiny przypadku, pomyślał Chanyeol, tłumiąc w sobie gorycz.
- Nikt nie powinien być samotny - przyznał mu rację. - Masz mnie.... jeśli chcesz - mruknął, zanim zdążył pomyśleć.
Nie miał pojęcia, w co się właśnie pakował, ale nie chciał z tym walczyć. Chciał zaryzykować. Miał nadzieję, że Byun Baekhyun był tego warty.
- Chcę - odparł po chwili Baekhyun. - Możliwe, że potrzebuje cię bardziej niż przypuszczam.
- Czy teraz czujesz się lepiej?
- Tak, dziękuję. - odpowiedział, a szatyn uśmiechnął się do słuchawki. - Dobranoc Chanyeol.
- Dobran...
- Chanyeol? - przerwał mu nagle i szybko, nie pozwalając się rozłączyć.
- Tak?
- Chyba potrzebuję cię teraz - powiedział tak szybko, że Chanyeol ledwo go zrozumiał.
- Dobrze - brzmiała krótka odpowiedź, po czym sygnał się urwał.
Mogło minąć zaledwie kilka minut zanim ktoś zapukał do drzwi pokoju Baekhyuna. Brunet z niedowierzeniem, ale i dziecięcą ekscytacją wstał z łóżka i podbiegł je otworzyć. Widok zaspanego chłopaka był wszystkim, czego teraz pragnął. Chanyeol ziewnął przeciągle. Był prawdziwie zaskoczony, gdy Baekhyun nagle objął go w pasie i przyciągnął do siebie.
- Dziękuję - mruknął, na co Chanyeol pogładził go po włosach.
- No dobra, to gdzie moja poduszka? - spytał, siląc się na żart, gdy Baekhyun poprowadził go w stronę łóżka. - Masz szczęście, że nie spałem dziś nago - zaśmiali się, układając obok siebie.
- Szczęście? - spytał przekornie Baekhyun, kładąc głowę na ramieniu Chanyeola. - Mam szczęście, że tu jesteś.
Chanyeol nie spodziewał się, że dzielenie z kimś snu może być czymś tak osobliwym. Wartym brutalnej pobudki.
I uzależniającym.
***
Chanyeol dotrzymał obietnicy nie raz a kilkakrotnie, bowiem Byun Baekhyun stał się z jedną z osób, z którymi widywał się zaskakująco często. Owszem, obowiązki sprawiały, że codziennie spotkał nowe twarze, z nikim jednak nie miał szansy zobaczyć się ponownie. Baekhyun stał się tym samym jednym z tych wyjątków, których zwykł nazywać przyjaciółmi.
Nie licząc przyjaciół żniwiarzy. Ich zwykle nazywał idiotami.
- Prowadzisz niebezpieczną grę, Chan - stwierdził towarzyszący mu idiota.
Gdyby Jongade nie był w tym momencie zajęty czyszczeniem paznokci jednym z ostrzy Chanyeola, to może zauważyłby jego mordercze spojrzenie.
- Gdzie jest Jongin? Potrzebuje go, żeby odpowiadał na twoje durne komentarze.
 - Jest zajęty - odparł krótko Jongdae. - Ciesz się moim towarzystwem. Ewentualnie świeżym powietrzem.
Istotnie, była to przyjemna noc, nie za mroźna jak na listopad i bezwietrzna z morzem gwiazd nad ich szybującymi w powietrzu postaciami. To właśnie stanowiło dla Chanyeola jedno z ulubionych przywilejów bycia żniwiarzem. Mógł latać. Satysfakcjonująca nagroda w zamian za wszystko, co musiał robić, a czego tak bardzo nienawidził.
- Co tak właściwie zamierzasz z tym zrobić? - ciągnął dalej Jongdae, gdy zaczęli zniżać się ku ziemi.
- Pożegnać się z tobą - odparł Chanyeol, lekko schodząc na żwirowany podjazd. - Dobranoc, Jongdae.
- Martwię się o ciebie - wyznał szczerze, bez cienia sarkazmu, co stanowiło u niego rzadkość.
Chanyeol nie odpowiadał, bo i sam był pełen obaw.
- Nie wiem, Jongdae. Nie wiem, co zrobię - wyznał szczerze. - Bycie człowiekiem ma swoją cenę, wierzę, że uda mi się ją jakoś spłacić.
- Jakoś - powtórzył nieprzekonany niższy brunet, po czym westchnął, widząc niegasnący upór w oczach przyjaciela. - Też chciałbym w to wierzyć. Udanej nocy, Chanyeol - dodał, siląc się na uśmiech,
Na pożegnanie  machnął przed nim jednym z jego ostrzy i wzbił się w stronę nieba.  Spełniać swoje obowiązki.
Żyć w sposób, do jakiego go stworzono.
Przykład warty naśladowania, stwierdził Chanyeol, po czym ruszył w stronę wejścia do domu Baekhyuna.
***
Chanyeol lubił dom Baekhyuna. Miał swój urok, a wszędzie napotykał na ślady normalnego ludzkiego życia. Zdjęcia stojące na półkach w korytarzach i pokojach, dwie szczoteczki do zębów w łazience, krawaty porozwieszane na fotelu w salonie czy leżąca na balkonie popielniczka z niedokończonym papierosem. Po kilku wizytach Chanyeol doszedł do wniosku, że urokowi tego domostwa towarzyszy przede wszystkim smutek i samotność. Jak gdyby to miejsce pełne życia nagle zatrzymało się w miejscu.
Wiedział, że prędzej czy później będzie musiał poruszyć temat ojca Baekhyuna. Odwlekał to z dnia na dzień, chcąc by chłopak nabrał sił po owej stracie, jednak nie mógł tego robić w nieskończoność.
Chanyeol siedział wpatrzony w zdjęcie ojca i młodego Baekhyuna stojące na kominku. Zamyślony nie zauważył, kiedy brunet usiadł obok niego. Przechylił głowę w jego stronę. Oczy chłopaka odbijały ogień z kominka. Jego usta wygiął tajemniczy uśmiech.
- Chodź - szepnął Chanyeol, kierując go na swoje kolana. Baekhyun nie oponował. Pozwolił się pokierować, a następnie sam zainicjował pocałunek.
Chanyeol odwzajemnił poczynania jego natarczywych ust, odwdzięczając się tą samą namiętnością. Powoli zsunął sie niżej, scałowując linię jego szczęki, a następnie zagłębienie w szyi. Baekhyun westchnął, wplatając dłonie w jego włosy. Zamknął oczy, gdy Chanyeol lekko ugryzł płatek jego lewego ucha, a następnie wrócił do ust. Baekhyun uniósł w górę jego koszulkę, pomagając mu ją ściągnąć, a następnie niezdarnie i niecierpliwie zdjął własną górę garderoby.
Chanyeol miał ochotę scałować każdy fragment jego nowo odkrytej nagiej skóry. Wodził dłońmi po jego plecach, Baekhyun dłońmi badał jego wyrzeźbione mięśnie brzucha. Miał wrażenie, że płomienie kominka dotarły do ich miejsca na sofie.
Po chwili wylądowali na podłodze, pozbywszy się reszty ubrań.
- Tak mógłby wyglądać mój raj - szepnął Baekhyun, zamykając oczy pod wpływem dotyku Chanyeola.
- Chcę być z tobą w tym raju - mruknął Chanyeol, ponownie łącząc ich usta.
***
Baekhyun zjawił się na kolejnej Nocy Nożownika, tym razem jednak jego jedynym pretekstem była możliwość przebywania w obecności Chanyeola. Ostatnio ten drugi zajęty był swoimi obowiązkami, o których Baekhyun wciąż wiedział niewiele, ale starał się mimo to akceptować. Oglądał jego występ zza kulis, wyczekując jego końca.
Nie lubił tego miejsca, choć nie potrafił wyjaśnić swojej awersji. W jego sercu panował niepokój za każdym razem, gdy musiał tu przyjść. Dodatkowo miał dziwne wrażenie, że ktoś go obserwuje.
- Czy wszystko z tobą w porządku? - spytał w końcu Kyungsoo, który znajdował się z nim w pomieszczeniu przy scenie.
- Mogłoby być lepiej, ale nie narzekam - odparł, siląc się na lekki półuśmiech.
Występ w końcu się skończył. Kyungsoo wrócił na salę żegnać gości, natomiast Chanyeol udał się za scenę. Znalazł się u boku Baekhyuna, który obdarował go lekkim muśnięciem.
- Skąd właściwie pomysł na to miejsce? - spytał, gdy Chanyeol szykował się do wyjścia. - Dlaczego ten hotel.
Chanyeol wzruszył ramionami, naciągając na siebie zimowy płaszcz.
- Szczerze mówiąc był to jedyny z pomysłów na wykorzystanie tego miejsca. Moi goście nie narzekają na jego stan, a ja nie miałem siły go remontować - wyjaśnił. - Należał do mojej rodziny, a ja jako jedyny potomek zyskałem do niego prawo.
- Nigdy nie mówisz o swojej rodzinie - zauważył niepewnie Baekhyun, gdy Chanyeol owinął mu wokół szyi długi, brązowy szal.
- To długa historia, Baekhyun. Długa smutna historia - powiedział cicho.
- Mam czas - nalegał brunet.
- Chodź. - Chanyeol wyciągnął w jego stronę dłoń i pociągnął go do wyjścia.
Na zewnątrz prószył śnieg, jednak nie zniechęciło ich to do nocnego spaceru w stronę domu Baekhyuna.
- Moi rodzice zginęli w wypadku samochodowym w 2002 roku - zaczął cicho Chanyeol, patrząc przed siebie. - Wszystkim nam było pisane umrzeć, jednak ja zbyt mocno pragnąłem żyć. Znajdowałem się na skraju życia i śmierci, czekając na pomoc. Pamiętam, że było zimno... padał śnieg tak jak teraz. - Uniósł wzrok w stronę nieba, jak gdyby przeżywając tę chwilę ponownie. - Zanim przyjechała karetka przybyli oni. Tylko ja ich widziałem, bo moi rodzice stracili przytomność albo już nie żyli... nie chcę o tym myśleć. W każdym razie wtedy po raz pierwszy spotkałem żniwiarzy. Przyszli zebrać swój łup, jednak ja wciąż byłem przy życiu, walczyłem o nie.
Baekhyun mocniej ścisnął jego dłoń. Zdał sobie sprawę, jak mało wiedział o Chanyeolu.
- To musiało ich zafascynować... mój hart ducha. Powiedzieli mi, że niedługo umrę, a zarazem złożyli propozycję. Obiecali mi nowe życie, jeśli zasilę ich szeregi. Wtedy podjąłem decyzję, której będę żałował do końca moich dni. Stałem się żniwiarzem, łączącym świat umarłych ze światem żywych. Nigdzie tak naprawdę nie należę. Nie jestem ani w pełni człowiekiem ani w pełni bogiem śmierci. Jestem anomalią tkwiąca poza czasem i miejscem. Nikim.
- Chanyeol - powiedział Baekhyun, zatrzymując się przed nim na chodniku. - Nie możesz tak myśleć i nie jesteś nikim! Wszystko ma swoją przyczynę i swoje skutki. Pomyśl o tym, znajdujesz się dokładnie tam, gdzie powinieneś. Tutaj, teraz.
Chanyeol milczał, wpatrując się w twarz Baekhyuna tak mocno przekonanego o jego wartości.
- Ze mną - dodał po chwili, obejmując go mocno. - Wszystko na swoim miejscu.
Szatyn objął go z równą siłą, chcąc na nowo zapieczętować bolesne wspomnienia i wrócić do rzeczywistości. Podobnie jak Baekhyun chciał wierzyć, że to wszystko ma sens, nawet jeśli była to tylko ulotna chwila i miał ją wkrótce utracić. W tamtym momencie nie dbał o to, a jedynie o osobę, którą trzymał w ramionach.
- Kocham cię - wyszeptał te dwa rzadkie słowa. Nagle obce słowa miłości stawały mu się tak bliskie.
- Też cię kocham, Chanyeol - odparł Baekhyun, odsuwając się, by móc na niego spojrzeć. - Pamiętaj, że masz swoje miejsce na tej ziemi.
- I jedyny cel istnienia - dodał, kładąc dłoń na zimnym policzku Baekhyuna. - Wracajmy do domu.
***
Nienawidził być bezsilnym , a ostatnio właśnie to uczucie towarzyszyło całej jego egzystencji. Tak wiele chciał zrobić, w momencie gdy nie miał ku temu prawa i możliwości. Z drugiej strony nie mógł tak po prostu pogodzić się z losem.
- Musi być jakiś sposób! - krzyknął sfrustrowany, rzucając nożem w stronę przeciwległej ściany kuchni.
Kris z lękiem spojrzał na nowo powstałą dziurę w ścianie. Zawsze obawiał się o stan ich mieszkania, w momencie gdy znajdował się w nim rozwścieczony Chanyeol.
Z nożami.
I dwójką żniwiarzy, których nie był w stanie zobaczyć.
Kris uznał, że ma całkowite prawo czuć dyskomfort.
- Myślisz, że nie pomoglibyśmy ci gdyby leżało to w naszej mocy? - odezwał się Jongin, który siedział na parapecie okna.
- W takim razie dlaczego ja wciąż żyję?! - spytał, rzucając kolejnym nożem.
- Czy naprawdę żyjesz, Chan? - wtrącił się Jongdae, siedzący obok nieświadomego Krisa przy stole. Przestał bawić się kostkami cukru, których ruchy blondyn obserwował z fascynacją. - Chciałbyś, żeby dzielił twój los? Skazany na życie u boku śmierci i samotności? Nawet, gdyby któryś z nas mógł mu to ofiarować (choć nie może) zgodziłbyś się?
- Nigdy - brzmiała krótka, acz pewna odpowiedź. - To po prostu niesprawiedliwe - dodał, opadając na krzesło. - Co jeśli nie przetnę linii jego życia?
Wszyscy w pomieszczeniu zamilkli.
- Nie wiemy - wyznał w końcu Jongin. - Jego dusza nie zazna spokoju.
- Nie umrze? - spytał z nadzieją, Chanyeol.
- Chan, to wbrew...
- To cholerny absurd! I kpina! - ponownie wybuchł, rzucając nożami.
Nie usłyszał skrzypienia otwieranych drzwi, jak i kroków na korytarzu.
- Co jest kpiną, Chanyeol? - spytał Baekhyun, zaglądając do kuchni. Spojrzał na mężczyzn przy stole, po czym wszedł do środka. Szatyn na jego widok wstał z kszesła i podszedł do niego. - Oh - skwitował zniszczoną ścianę z dwoma nożami.
- To tylko Chanyeol i jego humory - skomentował Kris, przez co został spiorunowany wzrokiem przez przyjaciela.
Przyglądnął się sprawcy, unosząc brwi. Chłopak w odpowiedzi wzruszył ramionami. Widok Baekhyuna koił jego nerwy.
- Widzę, że macie gości - wtrącił Baekhyun spoglądając na miejsce, gdzie znajdował się Jongdae oraz Jongin.
W kuchni zapadła cisza. Kris wyprostował się na krześle, natomiast dwie postaci znajdujące się w centrum uwagi zamarły na swoich miejscach.
- Widzi nas? - spytał Jongin, mrugając nerwowo. - Dlaczego nas widzi?
- Sądząc po pytaniu, wygląda na to, że nie powinienem - podsumował Baekhyun, po czym zaśmiał się nerwowo. Odwrócił się w stronę Chanyeola, który wyglądał na wstrząśniętego, podobnie jak reszta towarzystwa. - Czy ja umieram? - spytał cicho.
- Nie, dopóki ja żyję - odpowiedział mu po chwili, po czym pociągnął w stronę wyjścia z kuchni.
Posłał żniwiarzom ostrzegawcze spojrzenie, jak gdyby oczekując z ich strony ataku, jednak cała trójka przyjaciół odprowadziła go wzrokiem pełnym smutku i współczucia.

***
Życie Byuna Baekhyuna była sinusoidą dobrych i złych stanów. W jednym momencie czuł się silny i pełen życia, gdy następnego dnia nie miał siły, by chociaż podnieść się z łóżka. Czerpał, ile mógł z tych dobrych momentów, odpłacając je chwilami zupełnej niemocy. Targały nim wzloty i upadki.
Jedynie Park Chanyeol był w jego życiu czymś stałym, pewnym i na tyle silnym, by błagał los o kolejne kilka chwil życia.
Tego konkretnego dnia ktoś najwyraźniej postanowił się nad nim zlitować, bowiem do sterylnie białej sali, w której obecnie się znajdował, wszedł sam Chanyeol. Znajoma twarz wprowadziła życie do martwej umieralni - jak Baekhyun lubił nazywać to miejsce -przez innych zwanej  szpitalem.  
- Czekałem na ciebie - wyznał, siląc się na uśmiech.
I doskonale zdawał sobie sprawę, jak tragicznie wyglądał. Chanyeol starał się zachować pogodny wyraz twarzy, jednak, gdy nachylił się, by go pocałować, Baekhyun zobaczył w jego oczach odbicie swojej twarzy.
Miał wrażenie, że spogląda w oczy śmierci.
- Przepraszam, że w ogóle musiałeś czekać - odparł, siadając na krześle przy łóżku. - Całe szczęście, że jesteś pod opieką Krisa.
Baekhyun musiał się z nim zgodzić, nawet jeśli godzinę zajęło mu wykłócanie się z przyjacielem na temat umiejscowienia go w szpitalu. Wiedział, że Kris chciał dobrze.
Po prostu tak bardzo nie lubił odwiedzać szpitali jako pacjent.
- Tak, ma mnie na oku - przyznał.
Chanyeol ujął jego wychudzoną rękę w swoje ciepłe dłonie. Baekhyun tak bardzo tęsknił za jego dotykiem.
- Wiem, wyglądam upiornie - zaczął, wywracając oczami.
- Wyglądasz pięknie - sprostował Chanyeol, odgarniając mu splątane kosmyki z czoła.
Baekhyun zdawał się być nieprzekonany. Przechylił głowę w bok, szukając wzrokiem czegoś na stoliku. Po chwili wolną dłonią zgarnął z dolnej szafki ciemne okulary z oprawkami wysadzanymi małymi diamentami. Założył je na oczy pod zdezorientowanym spojrzeniem Chanyeola.
- Dostałem je od Krisa, gdybym cierpiał na spadek poczucia własnego piękna - wyznał, z szerokim uśmiechem. - Ten drań zna mnie lepiej niż myślałem.
Chanyeol zachichotał, a po chwili zdjął mu okulary. Baekhyun spojrzał na niego pytająco.
- Nie potrzebujesz ich, kiedy ja tu jestem. Nie mam nic przeciwko podnoszeniu twojej samooceny - wyznał, głaszcząc go po policzku.
- Psujesz mnie i karmisz moją próżność - odparł Baekhyun.
- Lubię cie psuć.
Obaj wybuchli śmiechem.
- Też coś dla ciebie mam - wyznał Chanyeol, po chwili ciszy.
- Faktycznie lubisz mnie psuć - podsumował Baekhyun.
Śledził wzrokiem poczynania Chanyeola, który sięgnął do kieszeni swojej bluzy i długo czegoś w niej szukał, nieświadomie testując cierpliwość Baekhyuna. Tajemniczy błysk w jego oku tylko wszystko napędzał. Po chwili Chanyeol poprosił, by zamknął oczy. Baekhyun po kilku ponownych prośbach, ostatecznie zgodził się to zrobić.
Poczuł jak Chanyeol prostuje palce jego dłoni i kładzie na nich chropowaty, chłodny przedmiot. Bakehyun zacisnął pięść na twardym owalu.
- Kamień?! - spytał, nie dowierzając, zanim otworzył oczy.
Spojrzał na prezent, by upewnić się co do swoich przypuszczeń
- Dajesz mi kamień? - spytał mocno zdezorientowany.
Chanyeol jedynie pokiwał głową z szerokim uśmiechem obserwując, jak po bladej twarzy Baekhyuna powoli spływa zaskoczenie i pojawia się pełne zrozumienie. Po chwili jego oczy zabłysły, a on z wrażenia uniósł sie do pozycji siedzącej.
- Chanyeol?
- Tak, kamień - potwierdził, dając mu do zrozumienia, że zmierza w dobrym kierunku. - Przy całej sympatii do kamieni, trzeba przyznać, że są mało praktyczne, dlatego mam dla ciebie również to - dodał, po czym wsunął na jego serdeczny palec pierścionek.
Baekhyun oniemiały mógł jedynie nachylić się na brzegiem łóżka i go pocałować z zachłannością i siłą, o którą jeszcze przed chwilą by siebie nie posądzał. Chanyeol trzymał go w ramionach, by nie spadł z łóżka w tym nagłym przypływie euforii.
Po chwili, niechętnie zakończył pocałunek i opadł na poduszki.
- Mogę umrzeć jako najszczęśliwszy człowiek na świecie - wyznał, zamykając na moment oczy.
- Ani się waż! - zawołał Chanyeol, całując pojedynczo każdy z palców jego dłoni. - Teraz jesteś mój.
Baekhyun spojrzał na niego wzruszony i spokojny, czego nie doświadczył od wielu miesięcy.
- Zawsze byłem twój, Chanyeol.
***
Krótkoterminowa wizyta Baekhyuna w szpitalu przeciągała się czasie ze względu na brak poprawy stanu jego zdrowia. Sam pacjent nie miał nawet siły dłużej protestować. Nie miał za wiele siły do czegokolwiek.
Jego jedyną siłą był Chanyeol, który znajdował się u jego boku prawie przez cały czas. Zarówno, gdy Baekhyun otwierał oczy jak i je zamykał, a także gdy budził sie w nocy. Zdawał sobie przy tym sprawę, że Chanyeol najprawdopodobniej zaniedbuje swoje obowiązki, ale nie potrafił nie czerpać z jego obecności trochę egoistycznej przyjemności. Był jego, miał prawo mieć go przy sobie. Tym bardziej, że czuł, jak powoli zbliża się do końca. Nie mówił już o tym głośno, jednak pozostawał świadomy swojego stanu. Nie chciał tym samym rozmawiać o przyszłości, doceniając każdą pojedynczą chwilę. Chanyeol zaś starał się, żeby każda z nich była wyjątkowa.
- Co robisz dziś wieczorem? - spytał nagle, gdy w ciszy oglądali mecz w małym telewizorze.
Baekhyun początkowo zaskoczony pytaniem, szybko podjął grę.
- W sumie nic ciekawego - zaczął, wzruszając ramionami. - Głównie leżenie w niewygodnym, szpitalnym łóżku. Ewentualnie oglądanie stada mężczyzn ganiającego za piłką. Ewentualnie spanie.
Chanyeol zachichotał, po czym nachylił się nad łóżkiem z tajemniczym błyskiem w oku.
- W takim razie mam dla ciebie atrakcyjniejszą ofertę - powiedział, muskając jego wychudzony policzek.- Spacer w chmurach.
- Czy to bezpieczne? - spytał, przechylając głowę.
- Ze mną? Zupełnie.
- Mogę więc rozważyć twoją ofertę, ale musisz porozmawiać z Krisem. To on jest tu szefem - powiedział, podnosząc się na łóżku z pomocą Chanyeola.
- Pieprzyć Krisa - skwitował szatyn, po czym wyciągnął z szafy ubrania Baekhyuna. - Wezmę odpowiedzialność za los miłości mojego życia.
W odpowiedzi Baekhyun posłał mu szeroki uśmiech. Ubrał się z pomocą drugiego chłopaka i zanim zdążył zrobić chociaż krok, Chanyeol go podniósł.
- Wciąż mogę chodzić - powiedział poirytowany, jednak szatyn nie ustępował.
- Ale ja mogę latać, co stawia cię w przegranej pozycji - odciął sie Chanyeol, po czym bez trudu wskoczył na parapet szpitalnego okna, które uprzednio otworzył na oścież.
- To ja jestem niesiony, więc moja pozycja nie jest taka najgorsza - stwierdził, patrząc na Chanyeola, byle tylko uniknąć spoglądania dół. Znajdowali się bowiem na czwartym piętrze.
Chanyeol wzbił się w powietrze, jak gdyby balast w postaci Baekhyuna wcale mu nie przeszkadzał. Szybował na budynkami w stronę upatrzonego celu, zaś brunet cieszył się tym niezwykłym momentem, nawet jeśli latał z Chanyeolem już wiele razy, zawsze czuł się jak gdyby był to jego pierwszy lot. Krzyczałby z radości, gdyby tylko miał na to jeszcze siły.
Wylądowali na dachu najwyższego drapacza chmur w mieście. Chanyeol powoli postawił chłopaka na ziemi. Podeszli na jego skraj i przez chwilę w milczeniu chłonęli widok tysięcy świateł u swoich stóp miasta, które nigdy nie spało.
- Cudowne - skomentował Baekhyun, po czym usiadł na brzegu dachu pod czujnym okiem Chanyeola, który wkrótce do niego dołączył. - Widok, dla którego warto żyć.
- Dokładnie tak - zgodził się z nim, choć jego wzrok wbity był w twarz chłopaka, a myśli krążyły z dala od nocnej panoramy.
- Żałuję, że nie mam więcej czasu, nawet do oglądania takich widoków.
Chanyeol objął go ramieniem. Tak bardzo nie chciał dziś o tym rozmawiać. Właściwie nigdy nie chciał i nie zamierzał o tym rozmawiać.
- To będziesz ty - szepnął Baekhyun, uśmiechając się przez łzy.
- Ja? - Chanyeol początkowo nie rozumiał, później wolał nie rozumieć.
- Wiem, że to ty i to w jakiś sposób mnie pociesza - kontynuował, walcząc z łamiącym się głosem. - Jestem już na to gotowy, Chanyeol... naprawdę jestem.
Szatyn ujął jego twarz w swoje dłonie, sam coraz bardziej roztrzęsiony.
On za to nie był ani trochę gotowy.
- Nie zrobię tego - powiedział cicho, opierając głowę o czoło drugiego chłopaka. - Nigdy tego nie zrobię.
- Musisz, Chanyeol - Ton głosu bruneta był nie tyle zrozpaczony, co błagalny. - Czuję, że muszę odejść. Umieram i niknę z każdym dniem, zapominam coraz więcej, coraz mniej jestem świadomy tego kim byłem i jestem. Czym się stanę? Żyję już i tak dłużej niż planował dla mnie los. Nie mogę dłużej oszukiwać mojego przeznaczenia!
Chanyeol pokręcił głową, a pierwsze słone łzy popłynęły po jego policzkach. Wiedział. Wiedział o tym wszystkim, lecz mimo to nie potrafił zaakceptować.
- Nie mogę - powiedział łamiącym się głosem.
Baekhyun nie powiedział nic więcej, bowiem płacz mu to uniemożliwiał. Objął mocno Chanyeola i oparł głowę o jego ramię. Siedzieli na szczycie wieżowca, bez przyszłości, bez nadziei.
Mimo to, wciąż razem.
- Zrób to, gdy będę spał - wyszeptał Baekhyun po długich godzinach wspólnego milczenia, gdy słońce było bliskie ponownie się wznieść. - Nie chcę się żegnać.
Chanyeol nie zamierzał się żegnać.
Nie mógł jednak dłużej protestować.
***

Chanyeol wsłuchiwał się płytki i szarpany oddech Baekhyuna, są wstrzymując oddech od wielu godzin. Śpiący chłopak desperacko i z trudnością łapał powietrze, jak gdyby każda pojedyncza próba przychodziła mu z trudnością. Chanyeol dusił się razem z nim.
Tej nocy nie zamknął oczu ani na sekundę, obserwując istotę niespokojnie śpiącą w jego ramionach. Baekhyun cierpiał, potrafił to wyczuć, a on cierpiał razem z nim. Studiował jego porcelanową twarz bez cienia koloru, zapadnięte policzki i cienkie, ciemne włosy, opadające mu niesfornie na czoło. Wciąż był tak samo piękny jak zawsze.
Przyłożył rękę do jego klatki piersiowej, gdzie prawie niewyczuwalnie biło jego serce, ten ułomny organ, bez którego Baekhyun nie mógł żyć, a przez który pisane mu było umrzeć. Chanyeol tak bardzo chciałby mu oddać swoje własne serce, gdyby tylko to wciąż biło. Niestety, zatrzymało się wiele lat temu.
- To tylko etap - powtarzał sobie. - Jeden z wielu. Nie koniec, po prostu etap.
Miał nadzieję, że w końcu uda mu się w to uwierzyć.
W jego dłoni pojawiło się przeklęte ostrze i w tym samym momencie postać Baekhyuna zapłonęła czerwoną poświatą. Tą samą, którą widział przy ich pierwszym spotkaniu.
Ta sama siła pokierowała jego dłonią w stronę cienkiej nici wychodzącej z ciała chłopaka. Chwycił ją wolną ręką. Cienka, krucha linia miłości jego życia.
- Wróć do mnie, gdziekolwiek będziesz. Tym razem to ty złóż mi obietnicę kolejnego spotkania! - szepnął do nieprzytomnego chłopaka, hamując rodzące się łzy. - I wybacz mi.
Noż trafił na linię, odcinając ją od Baekhyuna. W tym samym momencieie jego ciało zgasło, a linia zniknęła.
Byun Baekhyun spał dalej i miał już nigdy się nie obudzić.
Park Chanyeol mógł jedynie krzyczeć.
I krzyczał.
***
Czas przepływał nadal, omywał Chanyeola, jednak jak zawsze nie dotykał. Wciąż mógł jedynie obserwować rodzące się i niknące życie.
Mimo braku zależności od fizycznego czasu, on także ulegał zmianom.
Nauczył się, że każda decyzja ma swoją konsekwencję. Każda czyn swój skutek.
Poznał smak porażki i straty.
Nauczył się wierzyć, że każde doświadczenie miało swój cel.
Zaczął akceptować to kim jest i co mu powierzono.
Najważniejszą lekcją było jednak poznanie Byuna Baekhyuna, który nauczył go kochać.
Uczył się na własnych błędach, próbach i decyzjach, z dnia na dzień coraz silniejszy i pełen nadziei.
I najwyraźniej poprawnie zdał egzamin.
***
- Czy ty kiedykolwiek odpoczywasz?
 Pytanie Krisa padało w momencie, gdy Chanyeol pojawił się w salonie, gdzie ten uczył się do egzaminów końcowych. Obserwował uważnie przybyłego współlokatora z nad pliku notatek. Zdobycie uwagi Krisa w tym konkretnym okresie roku graniczyło z niemożliwym, stąd Chanyeol doszedł do wniosku, że musiało go tu nie być dłużej niż przypuszczał Na tyle długo, by Kris zdążył zauważyć jego nieobecność.
- Nie muszę odpoczywać od czegoś, do czego zostałem powołany - wyjaśnił, po czym opadł na sofę obok przyjaciela.
Kris wrócił do studiowania notatek. Najprawdopodobniej dziesięć sekund jego uwagi dla świata właśnie się skończyło.
- Nie było cię tydzień, Chanyeol - powiedział nagle, nie odrywając oczu od tekstu. - Umiem liczyć. To długo, wiesz?
W odpowiedzi wzruszył ramionami.
- Czy coś mnie ominęło?
Kris spojrzał na niego przelotnie, po czym nerwowo rozejrzał się po pokoju.
- Ty mi powiedz - odparł, jak gdyby z wyrzutem. - Czy twoi niewidzialni przyjaciele są gdzieś w pobliżu?
- Nie.
Kris przez moment się zawahał, po czym nachylił się konspiracyjnie w stronę Chanyeola.
- Mam dziwne wrażenie, że ktoś tu jest - powiedział cicho z przejęciem, które rozbawiło drugiego chłopaka, jednak dzielnie starał się nie roześmiać. - Czuję się obserwowany.
- No nie wiem, Kris... - zaczął poważnie Chanyeol. - Może to kosmici wybrali sobie ciebie za cel jako wybitnego przedstawiciela rasy ludzkiej?
W odpowiedzi Kris zaklaskał anemicznie w dłonie, dając do zrozumienia, jak bardzo go to bawiło.
- Mówię poważnie.
- Ja też - Chanyeol ze śmiechem uciekł z sofy, by uniknąć ataku przyjaciela.
- Idiota.
- Nie martw się, jeśli ktoś tu był, wkrótce się o tym dowiem i przegonię wszystkich martwych i żywych, żebyś mógł uczyć się w spokoju - zapewnił go, po czym ruszył w stronę swojego azylu.
Wszedł do swojego pokoju, gdzie zasłonięte żaluzje sprawiały, że mimo słonecznego południa w środku panował mrok. W ciemności zawsze czuł się bezpieczniej, ot jedno z mniej istotnych wytworów jego podświadomości. Zamknął za sobą drzwi i obróciwszy się w stronę pokoju, stanął z nogą w zatrzymaną w powietrzu.
Istotnie, Kris miał rację. Mieli gościa.
Problem w tym, że nie mógł go tak po prostu przegonić.
- To pan - odezwał się, po raz pierwszy prawdziwie onieśmielony przez ojca Baekhyuna, którego uprzednio potraktował dosyć arogancko.
Uznał, że znalazł się w bardzo niewygodnej pozycji.
- Spotkanie po latach, chłopcze - odparł pogodnie, bez cienia wrogości, co zaskoczyło Chanyeola. - Ale czym jest kilka lat dla żniwiarza i jednego martwego staruszka? - dodał, po czym zaśmiał się lekko, niszcząc napięcie, które powstało w pokoju.
- Dlaczego wciąż pan tu jest?
Siwowłosy mężczyzna poprawił marynarkę i podszedł w stronę Chanyeola.
- Niedługo odejdę, póki co czekałem na ciebie - odparł, gdy znalazł się przed chłopakiem. - Chciałem ci podziękować za to wszystko, co zrobiłeś dla mojego syna. Byłeś najlepszym, co go w życiu spotkało, Chanyeol.
Nie wiedział, co powiedzieć, zdolny jedynie głośno przełknąć ślinę. Wspomnienie życia Baekhyuna wciąż stanowiło dla niego bolesny i utracony etap życia. Również jego najlepszy etap.
- Nie musi mi pan dziękować. To była obustronna przyjemność - powiedział z nieśmiałym uśmiechem.
Dłoń starego mężczyzny spoczęła na jego ramieniu.
- Życie obeszło się brutalnie z wami obojga - stwierdził, po czym westchnął ciężko. - Dlatego życzę wam, aby dalej było łatwiej. Zasługujesz na nagrodę.
- Dziękuję - odparł krótko, acz szczerze, starając się okazać całą swoją wdzięczność.
- Na mnie już czas - stwierdził starszy mężczyzna. - Czas odejść.
Chanyeol pokiwał głową i w tym samym momencie zaciemniony pokój wypełniła subtelna, złota poświata, wpadająca przez żaluzje na oknach. Światło sunęło w głąb pokoju, formując kształt ludzkiej sylwetki.
Chanyeol miał wrażenie, że jego martwe serce zaczęło ponownie bić.
Zawsze miał to niezwykłe odczucie, gdy w pobliżu znajdował się Byun Baekhyun.
Jego Byun Baekhyun.
Ten sam ciemnowłosy chłopak, którego pokochał stanął w złotej poświacie na środku jego azylu. Szeroki uśmiech pojawił się na jego ustach, gdy spojrzał na Chanyeola.
Żniwiarz nie mógł oderwać od niego wzroku, dochodząc do wniosku, że chłopak nigdy nie przestanie go zachwycać. Wyglądał prawie tak samo, jak przed laty z tą różnicą, że jego urody nie niszczyło brzemię choroby. Cieszył się, że mógł w końcu zobaczyć go zdrowego, bez problemów , wolnego i szczęśliwego.
Gdy Baekhyun był szczęśliwy, Chanyeol dzielił z nim owe szczęście.
Poza wyraźną różnicą w zdrowiu bruneta, istniała jeszcze jedna zapewne równie istotna przemiana, jaka w nim zaszła.
Byun Baekhyun był Aniołem.
Dosłownie i w przenośni, jak zwykł podkreślać Chanyeol.
- Tato, jesteś już gotowy? - spytał ojca, biorąc go pod ramię.
- Już bardziej nie będę - odparł, na co cała trójka zachichotała. - Wierzę, że jeszcze się spotkamy, chłopcze - zwrócił się do Chanyeola, po czym jego postać zaczęła blednąć.
Zanim Baekhyun podążył w jego ślady, puścił ramię ojca i podbiegł do Chanyeola. Musnął przelotnie jego usta, po czym objął go za szyję.
- Niedługo wrócę - wyszeptał, po czym wrócił w stronę światła, gdzie nie było już śladu po jego ojcu.
- Mam nadzieję - powiedział, udając poważny ton. - Może i mam sporo czasu, ale niewiele cierpliwości. Na ciebie jednak warto poczekać - dodał, gdy Baekhyun zaczął znikać.
- Policz do stu, a będę z powrotem - obiecał w ostatniej chwili.

To było długie sto sekund w nieskończonym życiu Parka Chanyeola.

***

Zapewne większość zwątpiła, że kiedykolwiek coś tu jeszcze opublikuję, więc na przyszłość więcej wiary, robaczki ^^.
Tak naprawdę chyba jedynie fakt, że się zobligowałam przed Wami kazał mi dokończyć to opowiadanie. Ja i ten ckliwy twór mojej wyobraźni przeszliśmy razem przez piekło.
Byłam w ciemnym dole OTL.
To opowiadanie powstawało bardzo długo, jest syntezą trzech różnych prób. W dodatku rzadko zdarza mi się pisać tak niechronologicznie, a zarazem tak mi chyba łatwiej.
Bo taki już ze mnie chaotyczny osobnik ^^.
Nie dzieliłam go na części, bo owe nie istnieją. Jak się zmęczycie podczas czytania tych 43 stron to zróbcie sobie przerwę według własnego uznania :3.
Przepraszam, że pojawiam się tak rzadko, ale pochłania mnie życie i inne pasje. Z drugiej strony, gdy nawet mam czas, nie mam serca do pisania. Długie miesiące nie byłam w stanie napisać choćby zdania... Z drugiej strony tak bardzo to kocham.
Do czego dążę to to, że nie wspomnę tu, kiedy pojawi się nowe opowiadanie, bo pytanie powinno zaczynać się nie od "kiedy" a "czy". Ale bądźmy dobrej myśli ;-)
Dziękuję za miłe słowa, najlepsiejsi czytacze mojej radosnej twórczości.
Jest trzecia w nocy, wybaczcie mi popełniony wyżej wywód.. Dobranoc i miłych wakacji <3