piątek, 31 maja 2013

Tęczowy Chłopiec [JongKey] 3/3

Gatunek: Romans, angst, fluff, humor
Bohaterowie: Kim Kibum, Kim Jonghyun
Ostrzeżenia: brak

- Jestem idiotą, jestem kompletnym idiotą - powtarzał rozpaczliwie, gdy po raz kolejny usłyszał w telefonie nieodbierany sygnał połączenia.

 Jak mogłem pozwolić mu tak po prostu wyjść?! Gdybym tylko pomyślał..., karcił się w duchu, choć doskonale wiedział, że zastanawianie się "co by było gdyby" nigdy niczego nie ułatwiało.  W istocie, Jonghyun z każdą kolejną sekundą czuł się coraz gorzej, przez co kierowanie autem powoli stawało się czynnością ponad jego siły. Na szczęście znał drogę na pamięć, co możliwe, że było jedyną ochroną przed wjechaniem do pierwszego lepszego rowu.
Nie pamiętał, kiedy zatrzymał się na parkingu w szeregu aut pod ogromnym, szarym budynkiem, jak i nie pamiętał, czy wyciągnął kluczyki ze stacyjki, choć te z każdym krokiem uderzały go w udo, przypominając o swojej obecności w kieszeni. Pół biegł, pół szedł w stronę wejścia z telefonem przyciśniętym do ucha. Głuchy sygnał nagle stał się dla niego najbardziej irytującym dźwiękiem, jaki do tej pory słyszał i miał ochotę rzucić aparatem o mijaną szybę, jednakże racjonalne myślenie kazało mu zachować jedyne źródło komunikacji z zagubionym chłopakiem.
Stanął na środku szerokiego holu zdezorientowany i w panice, próbując omieść wzrokiem wszystkich ludzi, którzy znajdowali się w pomieszczeniu. Po chwili ruszył na przód, zaglądając do każdego sklepu wzdłuż niekończącej się ściany centrum handlowego. Niestety, próby kończyły się bezowocnym gonieniem tam i z powrotem, co wywoływało u niego narastającą frustrację.
Podskoczył w miejscu, gdy telefon w dłoni zaczął nagle wibrować, sygnalizując nadchodzące połączenie. Z niewysłowioną ulgą na widok znajomego numeru, natychmiast odebrał.

- Kibum? Kibum, ty nieodpowiedzialny, okrutny, egoistyczny, beztroski...
- Jonghyun... - Usłyszał jego zirytowany głos.
- ...samolubny, uparty, ryzykowny...
- Jonghyun, skończ!
- ... draniu - uciął, gdy Kim Kibum podniósł głos. Wyrzucenie z siebie całej złości pomagało mu uspokoić nerwy. - Co to za głupi pomysł? Dlaczego wyszedłeś beze mnie?! Gdzie jesteś?!

Usłyszał wyraźne, zrezygnowane westchnienie chłopaka, jak i mógł sobie wyobrazić jego zirytowany wyraz twarzy, jednak tym razem zupełnie go to nie bawiło.

- Za tobą - powiedział Key, równie wyraźnie, jednak głos nie dochodził już z aparatu.

Jonghyun okręcił się na pięcie i zdziwiony stanął twarzą w twarz z blondynem. Key skrzyżował ręce na piersi i przyglądał mu się wyczekująco, a jego ciemne, kocie oczy biły złością. Brunet początkowo ucieszył się, gdy z ulgą odnotował, że był cały i zdrowy. Co więcej, pozostawał w swoim typowym nastroju i najwyraźniej nic nie zagrażało jego życiu, jak jeszcze przed chwilą przypuszczał. Dzięki temu mógł odetchnąć z ulgą.  

- Jonghyun, pamiętasz naszą rozmowę, w której poprosiłem cię, żebyś nie spuszczał ze mnie oka i śledził z nadopiekuńczą obawą, że potknę się o własną stopę i zginę, bo jestem żałośnie i śmiertelnie niepełnosprawny? - wyrecytował bez mrugnięcia okiem.

Jonghyun zamilkł w tępym osłupieniu, z kującym poczuciem winy i zażenowania.

- Nie pamiętam - odparł szczerze.
- No właśnie. Ja też - zgodził się z nim, po czym wywrócił oczami.

Brunet spuścił wzrok, doskonale świadomy tego, jak bardzo nadopiekuńczy stał się przez ostatnie kilka tygodni. Wiedział o tym, a zarazem nie potrafił tego zmienić. Będąc zupełnie szczerym, wcale nie chciał się zmieniać. Bez względu na to, czy Key byłby czy nie byłby chory, Jonghyun i tak pragnął chronić go przed całym światem.
Kim Kibum musiał się z tym pogodzić.

- Wyszedłeś bez pożegnania - wytknął mu oskarżycielsko. - To zupełnie nie w porządku zostawiać mnie samego.

Key westchnął zrezygnowany, po czym zaczął huśtać na palcu papierową torbę z zakupami, przy okazji trącając nią chłopaka w kolano.  

- Po pierwsze, nie moja wina, że śpisz do południa - zaczął, wzruszając ramionami. - Po drugie, nie zostałeś sam. Minho był w domu i miał ci przekazać...

- Choi Minho! - powtórzył oburzony, wchodząc mu w słowo, czym zarobił sobie mordercze spojrzenie blondyna. - To szaleństwo zostawiać mnie z tym człowiekiem w jednym budynku, Key! Wiesz, nie mam nic do twojego współlokatora, ale przysięgam, mało brakowało, a zabiłby mnie tą swoją maszynką do golenia...

Kibum zmrużył oczy, przyglądając mu się podejrzliwie.

- Co takiego zrobiłeś, że Minho, żywa ostoja spokoju, miałby posunąć się do rękoczynów?

W odpowiedzi brunet zaśmiał się nerwowo i przeczesał ręką włosy. Blondyn nie spuszczał z niego wzroku, wyczekując odpowiedzi, jednak został zbyty machnięciem ręki.

- Ja? Ja niczego nie zrobiłem! To Roo.... ale wiesz co? To właściwie nudna historia, a Minho lubi dramatyzować i... w ogóle to powinieneś bardziej przejąć się faktem, że ten człowiek próbował mnie zabić! Masz niepoprawne reakcje!

Key pokręcił głową z niedowierzaniem  po czym uśmiechnął się tajemniczo, dając mu do zrozumienia, że prędzej czy później i tak pozna prawdę.

- Wyglądasz na zdrowego, dlatego nie widzę powodu do zmartwień - odparł, rzucając w niego torbę z zakupami, którą w ostatnim momencie złapał. - Skoro już tu jesteś, to przydaj się do czegoś - dodał, gdy otrzymał od bruneta oburzone spojrzenie.

Kibum zaczął cicho mruczeć o prywatnej przestrzeni i całodobowej opiece, jednak Jonghyun nie przykładał do tego zbytniej uwagi, bowiem uśmiech w kącikach ust blondyna dawał mu do zrozumienia, że tak naprawdę jego obecność wcale mu nie przeszkadzała. Po chwili Key oznajmił mu z poważnym wyrazem twarzy, że nie zamierza przerywać zakupów z powodu tego nieproszonego wtargnięcia, jak i nie planuje wysłuchiwać jego narzekań. Jonghyun bezmyślnie zgodził się na te warunki, choć posiadał już niemałe doświadczenie w asyście blondynowi i zwykle wracał do domu, zarzekając się, że już nigdy więcej tego nie powtórzy. Irracjonalnie i masochistycznie, robił jednak zupełnie odwrotnie.
Ilość toreb w jego lewej ręce rosła proporcjonalnie do ilości odwiedzonych przez nich butików i z każdym kolejnym, Jonghyun coraz bardziej desperacko wypatrywał końca. Jedynym pocieszeniem dla jego mentalnego jak i fizycznego zmęczenia pozostawała prawa dłoń, spleciona z dłonią Kibuma. Może i sam nie był ignorantem wobec mody, ale posiadał swój limit, który wyczerpywał się zdecydowanie zbyt szybko w stosunku do limitu Kima Kibuma. Podziwiał, a zarazem zupełnie nie rozumiał jego zapału i zaangażowania przy wyszukiwaniu nowych części garderoby. Z drugiej strony, lubił widywać go w tak dobrym nastroju, a podczas zakupów, właśnie taki się u niego utrzymywał.

- To jest genialne - wyznał, gdy niemal z czcią zdjął ze stojaka wysadzane złotymi diamencikami okulary przeciwsłoneczne. Brunet w tym samym momencie zauważył, że ich złoty motyw dobrze komponował się z pozłacanymi elementami laski Kibuma, z którą ostatnio stale się poruszał. Teraz jednak wiedział, że nie stanowiła ona jedynie kolejnego stylowego dodatku.

Na co dzień starał się o tym nie myśleć, starał się odciągać od nich temat choroby i wszystkich związanych z nią konsekwencji. Niektórych z nich jednak nie dało się tak po prostu zignorować, bowiem stawały się rutyną i czymś obecnym nieustannie między nimi. Zarówno sam Key jak i on musieli nauczyć się znosić je i akceptować. Jednym z nich pozostawały coraz wyraźniejsze problemy chłopaka z poruszaniem. Jego chód stał się wolniejszy, bardziej ostrożny i dużo mniej energiczny. Nie było mowy o bieganiu, a pamiętna jazda na łyżwach była ich pierwszą i ostatnią. Key mimo wszystko pozostawał uparty i silny, nie dając po sobie poznać żadnych oznak odpuszczenia. Paradoksalnie to on częściej powtarzał i pocieszał Jonghyuna obietnicami, że wszystko będzie i jest w najlepszym porządku. A Jonghyun... Jonghyun starał się w to wierzyć.
W ciągu kilku dni znalazł i dowiedział się jak najwięcej zdołał o stwardnieniu rozsianym, choć każda kolejna informacja była dla niego bolesnym ciosem w serce. Nieraz paraliżował go strach i bał się zagłębiać dalej. Nie mógł znieść myśli i nie potrafił pogodzić się z faktem, że ktoś tak mu bliski może doświadczyć tych wszystkich cierpień. Tak bardzo pragnął zabrać od niego całe to brzemię, co ku jego rozgoryczeniu, pozostawało niemożliwe. Dlatego też robił wszystko, co mógł, by w jakikolwiek sposób odciążyć te drobne ramiona.

- Lans - zaśpiewał trochę prześmiewczo, gdy Key założył owe okulary i odwrócił się w jego stronę, by usłyszeć, co o tym sądzi. - Brakuje ci tylko złotego łańcucha.

Kibum trącił go w ramię, po czym odłożył na swoje miejsce błyszczące akcesoria.

- Chcę je na urodziny - wyznał i ruszył do stoiska z T- shirtami.

Jonghyun poszedł za nim ze zdezorientowaniem wypisanym na twarzy.

- Myślałem, że chciałeś ten placek, który wcześniej widzieliśmy - powiedział, opierając się o manekina prezentującego skórzaną, męską kurtkę.
- Tak, to też - potwierdził Key, przymierzając do siebie biały T-shirt z fioletowym nadrukiem. - Zapomniałeś jeszcze o złotym zegarku. Lepiej zrób listę, bo, uwierz mi, mam dobrą pamięć.

Jonghyun wydał z siebie jęk sprzeciwu, jednak Key jedynie uśmiechnął się złośliwie i wzruszył ramionami.

- Chcesz to wszystko? - spytał dla pewności, robiąc niedowierzającą minę.

W odpowiedzi pokiwał głową i, wziąwszy kilka jasnych T-shirtów, przeszedł w stronę przymierzalni. Jonghyun mimowolnie dotrzymywał mu kroku, próbując rozgryźć, czy chłopak mówił poważnie czy tylko sobie z niego żartował.

- Do moich urodzin wciąż pozostaje kilka miesięcy. Mały okres  oszczędzania ci nie zaszkodzi, Jjong - wyjaśnił i wszedł do jednej z kabin, po czym powiesił ubrania na haczyku przy lustrze.
- Zacznę robić listę - mruknął poddańczo, choć wciąż nie do końca pogodzony. - Strach myśleć, ile jeszcze rzeczy sobie zażyczysz. Nigdy ich nie zapamiętam!
Usłyszał zza kotary krótki chichot Kibuma.
- Przypomniał mi się pewien artykuł naukowy - wyznał ni stąd ni zowąd blondyn. - Jjong, wiesz co podobno jest dobre na poprawę pamięci?
Brunet w odpowiedzi przekrzywił nierozumnie głowę, choć jego rozmówca i tak nie mógł go zobaczyć. Przyzwyczaił się już do dziwnych i przypadkowych wątków, które Key wplatał w ich dyskusje, jednak za każdym razem zbijały go one z tropu.
- Co takiego? - spytał ostrożnie.
Zza zasłony przymierzalni wyłoniła się jasna głowa Kibuma, a następnie jego nagie ramię oraz dłoń, którą zacisnął na dzielącym ich materiale.
- Seks - odparł poważnie z typową beztroską, w momencie gdy Jonghyun prawie uderzył czołem o ścianę przymierzalni, bo jego ręka minęła się z celem.

Po tym oświadczeniu Key jak gdyby nigdy nic, znów zniknął za kotarą, zostawiając bruneta samego, z otwartymi ustami i niemym oszołomieniem. Po chwili ponownie usłyszał jego śmiech.

- Czy ty coś sugerujesz? - zapytał i, nie do końca świadomie, zaczął snuć dłonią po zasłonie.
- Nie. To ty coś sugerujesz, twierdząc, że ja coś zasugerowałem - Dotarła do niego odpowiedź z drugiej strony.

Jonghyun pokiwał głową, głównie do siebie, dochodząc do wniosku, że może faktycznie to on miał zbyt prostolinijne myśli. Schował dłonie w kieszenie spodni, by dłużej nie kusić losu i cierpliwie czekał aż chłopak wyjdzie na zewnątrz. Miał przy tym dziwne wrażenie, że czas płynął jak gdyby wolniej, złośliwie wystawiając jego cierpliwość na próbę.

- Jonghyun? - Usłyszał Kibuma , przez co natychmiast się wyprostował.
- Tak?

Milczenie blondyna trwało dłużej niż powinno, jak gdyby wahał się kontynuować, tym samym pozostawiając Jonghyuna w kolejnej długiej minucie oczekiwania.

- Jak dobrą masz pamięć?
Zaśmiał się na jego pytanie i przygryzł dolną wargę.
- Nie narzekam - odparł. - A ty nadal niczego nie sugerujesz? - dodał, drażniąc się z nim.
Key wydał z siebie przeciągły pomruk, dając do zrozumienia, że się nad tym zastanawia.
- Mogę zasugerować, by ją udoskonalić - odezwał się po chwili.

Jonghyun nie był pewien, czy dobrze zrozumiał przesłanie, a  nawet jeśli, to czy było to na pewno odpowiednie miejsce i moment. Możliwe, że nie zastanawiał się jednak zbyt intensywnie, bowiem po chwili znalazł się po drugiej stronie zasłony, tuż przy blondynie, który w tamtym momencie niczego nie przymierzał, pozostając bez koszulki, ubrany jedynie w arogancki uśmiech i wyzywające spojrzenie.
Oczami wyobraźni mógł zobaczyć, jak całuje jego alabastrową skórę tuż przy uchu, słyszy jego szybki oddech oraz słyszy zduszony pomruk zadowolenia. Jedynie, czego nie słyszał, to dźwięk przychodzącej wiadomości gdzieś poza jego wyobraźnią, która w jednej chwili zmusiła blondyna do przerwania długiego spojrzenia, którym  mierzyli się od jakiegoś czasu.

- Daj spokój...- jęknął niezadowolony Jonghyun, gdy Key skupił się na swoim telefonie.
Zbliżył się do niego, omiatając jego ramię swoim oddechem, na moment zamykając oczy.
- Jonghyun? - mruknął Key, zbliżając usta do jego ucha.
Uniósł głowę z zamiarem pocałowania chłopaka, jednak jego zdziwione spojrzenie zatrzymało go w miejscu.
- Tak? - spytał niepewnie, przekrzywiając głowę.
Kibum wyciągnął przed siebie komórkę, trzymając ją tuż przy nosie nieświadomego nic Jonghyuna.
- Minho napisał wiadomość: "Jamnik zabił moją żabę. Kim Jonghyun jest martwy." - przeczytał na głos.
Jonghyun otworzył usta, jednak zanim zaczął się usprawiedliwiać, Kim Kibum przechylił głowę do tyłu i wybuchł głośnym śmiechem. Spodziewał się po nim innej reakcji, jednak jeszcze bardziej nieprzewidzianym było, gdy ten nagle go pocałował.  
 - A to za co? - spytał z szerokim uśmiechem.
Kibum przyciągnął go do siebie, zupełnie niszcząc odległość między nimi.
- Naprawdę nie cierpiałem tego płaza! - wyznał z niesmakiem. - Muszę podziękować Roo. Proponowałbym również unikać Minho przez kilka dni.
Jonghyun pokiwał zgodnie głową, zanurzając twarz w zagłębieniu na szyi chłopaka. Nie był pewien, czy powinien jeszcze kiedykolwiek pokazać się na oczy Choi Minho, a wspomnienie dzisiejszego poranka, utwierdzało go w przekonaniu, że w istocie nie powinien.
- To na czym przerwaliśmy? - spytał Key, wplatając dłonie w ciemne włosy Jonghyuna.
W odpowiedzi uśmiechnął się, całując jego policzek.
- Nie pamiętasz?
Wybuchnęli śmiechem, by po chwili zapomnieć również o całym świecie.

***

Jonghyun wzrokiem przypadkowo omiótł świecący w ciemności cyferblat na kredensie. Od dziecka uważał, że trzecia nad ranem to zarazem najbardziej grzeszna godzina w ciągu doby, a zarazem jego ulubiona godzina. Nieliczni potrafili zrozumieć, dlaczego właśnie w środku nocy pozostawał pobudzony i aktywny, a tym bardziej, jakim sposobem tworzył wtedy swoje najlepsze utwory. On sam nie do końca to pojmował, jednak pomijając jego wrodzone problemy z bezsennością, Jonghyun żałował każdej przespanej nocy.  Odczuwał to jako wielką stratę, jak gdyby omijało go coś niezwykłego, bo w istocie postrzegał każdą noc jako zjawisko niezwykłe i magiczne. Pod ciemnym, rozgwieżdżonym nieboskłonem pozostawał bezpieczny, a tym samym zrzucał z siebie wszelkie płaszcze niepewności, ostrożności czy braku zaufania. Czasem na nowo czuł się jak mały chłopiec, bezbronny, wrażliwy i sentymentalny. W takich momentach, gdy nic już nie stało na przeszkodzie, najłatwiej przychodziło mu się uzewnętrzniać. Tworzyć swoją muzykę, śpiewać, ubierać myśli w senne słowa, kreować swoją rzeczywistość. Marzyć i płakać.
Nie wstydził się łez i często pozwalał im płynąć. Nie uważał się przez to za człowieka słabego, bo to płacz pomagał mu pozostać silnym każdego dnia. Wyciszał go i uspokajał, jak gdyby zabierał odrobinę ciężaru z serca.
Tej nocy, siedząc na stole w swojej sterylnie czystej kuchni, Jonghyun nie płakał, bowiem towarzyszyło mu uczucie kompletnego spokoju i ładu. Gdzieś na dnie tliło się szczęście i w jego akompaniamencie, z garścią wspomnień, tworzył ich piosenkę.  Delikatny uśmiech zdobił jego usta, gdy oczami wyobraźni przywoływał obrazy z przeszłości. Każdy z nich niósł swoją melodię, którą on scalał w jedno, okraszając ją własnymi słowami. Cicho, by nikogo nie obudzić, odtwarzał na telefonie skomponowaną muzykę, nucąc przy tym klarujący się tekst. W momencie, gdy śpiewał pozostawał nie do końca świadomy rzeczywistości, czasem miał wrażenie, że przestaje istnieć jako materialna istota. Zamieniał się w melodię i słowa. Ich utwór.
Był tak pochłonięty tym, co robił, że nawet nie wyczuł obecności kogoś innego w pomieszczeniu, jak i nie usłyszał zbliżających się kroków. Początkowo, ledwie zauważył, że coś lekko spoczęło na jego prawym ramieniu. Nie wiedzieć czemu, pomyślał o dotyku motylich skrzydeł.

- Miałem zamiar potraktować cię ostrzej za to, że zostawiasz  mnie samego, nieświadomego w środku nocy, ale chyba jestem za miękki - ktoś wyszeptał mu do ucha bardzo zaspanym głosem.

Nie zatrzymując muzyki, Jonghyun przekrzywił szyję i oparł policzek na głowie Kibuma, który prawie zasypiał na jego ramieniu. Uśmiechnął się, zamykając oczy i wznawiając nucenie.

- Piękne - mruknął Key. - Chciałbym to słyszeć przez resztę mojego życia. Masz dożywotni zakaz przerywania śpiewania, Jonghyun.
Słysząc groźbę w komplemencie blondyna, stłumił chichot i pocałował czubek jego głowy.

- Przerwałeś - jęknął blondyn i wyprostował się, by spojrzeć mu w oczy. Na jego bladej, zaspanej twarzy widniał wyraz rozczarowania. - Może i masz słuch muzyczny, ale za to pozostajesz głuchy na moje słowa - dodał z wyrzutem.

Jonghyun pogłaskał go po policzku, widząc obrażony wzrok chłopaka. W odpowiedzi pokręcił głową i pocałował go w usta. Key początkowo pozostawał kompletnie bierny wobec jego wysiłków, jednak po chwili odwzajemnił pocałunek. Muśnięcie było tak delikatne, że Jonghyun znów zaczął myśleć o skrzydłach motyla.

- Chodźmy spać, Jjong- powiedział po chwili Key, ujmując go za dłoń i leniwie schodząc ze stołu. - No chodź, to niezdrowe.

Brunet nie miał ochoty spać, wiedział, że nawet gdyby chciał, to sen i tak nie przyszedłby do niego tak łatwo. Jednakże z ciężkim westchnieniem i trochę opornie, dał się poprowadzić w stronę sypialni. Pocieszeniem pozostawała obecność Kibuma, przy którym bezsenność robiła się jak gdyby bardziej znośna. Mógł czuwać i przyglądać mu się, jak spokojnie śpi tuż obok niego. Nie wiedzieć czemu, ten niewinny widok stał się dla niego najsilniejszą inspiracją.
Leżeli na łóżku bardzo blisko siebie. Głowa Key zwyczajowo spoczęła na piersi Jonghyuna, gdzie, jak uważał najłatwiej przychodziło mu zasnąć, wsłuchując się w rytm jego serca. Brunet pozostawiał otwarte oczy  zawieszone na suficie i dłoń wokół ramienia Kibuma.

- Bezpieczny - mruknął cicho blondyn, na co drugi chłopak uśmiechnął się do siebie. - Wiesz, Jonghyun, naprawdę potrafię zrozumieć twoją bezsenność - dodał po chwili ciszy.
- Tak? - odparł zdziwiony. - Wolałbym ci jej oszczędzić. Łatwo zwariować, gdy pozostajesz sam ze swoimi myślami.

Poczuł oddech blondyna na swojej szyi, gdy ten westchnął zmęczony i uniósł głowę, opierając się na brodzie. Spojrzał przed siebie wgłąb pokoju i brunet poznał znajomy wyraz zamyślenia na jego twarzy. Zwykle, gdy tak patrzył, nie wróżyło to niczego dobrego, bowiem było niewyraźnym śladem bólu, którego nie potrafił dłużej utrzymać wewnątrz.

- Często nie mogę zasnąć - zaczął powoli, snując dłonią po jego klatce piersiowej. - Gdy znikasz w środku nocy, gdy budzę się sam, gdy śpię w swoim pokoju bez ciebie... Może to paranoja? W nocy tak łatwo oszaleć. Czuję się wtedy zupełnie bezsilny. Jak ślepiec.
Gardło Jonghyuna na te słowa, boleśnie się ścisnęło, pozbawiając go możliwości swobodnego mówienia. Mocniej objął chłopaka, chcąc w jakiś sposób zapewnić go, że wciąż tu jest i dodać mu otuchy.

- Masz rację - odparł po chwili Jonghyun. - To niedorzeczna paranoja. Gdziekolwiek jestem, zawsze o tobie myślę. Nawet nie potrafię tego wyłączyć. Zawsze jestem gdzieś obok ciebie.
- Wiem - zgodził się, jednak jego twarz pozostawała bez uśmiechu, co nie końca przekonywało Jonghyuna. - Po prostu czasem trudno w to uwierzyć. Niech to - jęknął zrezygnowany i wyswobodził się z objęć zdezorientowanego chłopaka, by przykręcić się na plecy tuż obok niego. - Przez twój nocny koncert chyba i ja nie zasnę.
Brunet zaśmiał się cicho, zarówno winny jak i mile połechtany.
- Spróbuj - poprosił go, przekręcając głowę, by ponownie na niego spojrzeć. - Ja wciąż tu będę.
W odpowiedzi mruknął ugodowo i zamknął oczy.
Minęło kilkanaście minut i Jonghyun był prawie pewien, że Kibum zasnął, oceniwszy jego miarowy oddech. Sam  czuł, jak jego ciało powoli rozluźnia, przygotowując do sennego odrętwienia.
- Tak łatwo popadam w paranoję - jęknął Key, przekręcając się na bok. - Coraz częściej myślę o rzeczach, o których nie powinienem, które mnie przerastają. Paraliżują mnie, a z drugiej strony nie potrafię przestać...
 - Kibum, o czym ty mówisz? - spytał i odwrócił się w jego stronę. Zmarszczył brwi, zaniepokojony rozterkami chłopaka. 
Blondyn uniósł powieki, a dwa jasne punty w jego oczach odbiły światło księżycowe, gdy napotkał wzrok Jonghyuna.
- Mogę stracić wzrok - odparł poważnie. - To możliwe, Jonghyun. Słyszałem lekarza. Wiem, że myślenie o tego typu rzeczach niczego nie daje i tylko napędza strach, ale czasem nie umiem tego wyłączyć. Nie jestem pewien, czy umiałbym żyć w ten sposób i boję się, że nigdy nie będę gotowy.
Jego słowa stopniowo docierały do Jonghyuna, który pozostawał w takiej samej obawie jak Key, choć nie dawał tego po sobie poznać. Milczenie, które między nimi nastało było krótkim momentem wspólnej niepewności i głuchych pytań, w którym brunet desperacko starał się na nowo wskrzesić w sobie pozytywne myślenie.
- Kim Kibum miałby nie być gotowy do życia? - spytał go z niewymuszonym zdziwieniem. - Nigdy na tej planecie - odpowiedział sam sobie, mocno wierząc w swoje słowa.
Key uśmiechnął się lekko, jednak jego twarz zdradzała, że wciąż pozostawał w żądzach swojego lęku.
- Bez wzroku - powtórzył cicho, jak gdyby do siebie, jednak nie spuszczając oczu z Jonghyuna. - Bez możliwości zobaczenia cię?
Jonghyun zacisnął usta, starając się pozostać upartym draniem, którego jedynym priorytetem tej nocy stało się przywrócenie wiary w sercu Kima Kibuma. Zadanie nie było łatwe, bo widok chłopaka w takim stanie sprawiał, że miękł i stawał się podatny na jeg wpływ. Nocą był za bardzo wrażliwy i refleksyjny, by trzymać pełną gardę. Nie mógł jednak dać się porwać przez jego pesymistyczny nastrój.
- Przynajmniej nie musiałbym aż tak dbać o wygląd - powiedział z niepewnym uśmiechem, który chłopak mimowolnie odwzajemnił, jednak po chwili przywrócił na twarz poważny wyraz.
- To nie jest śmieszne, Jjong - zagroził mu, wbijając palec wskazujący w środek jego piersi. - Bądź poważny.
- Jestem poważny, Key! - zapewnił go zniecierpliwiony, łapiąc go za dłoń i mocno ściskając. - Przede wszystkim nie możesz myśleć w ten sposób. Wiem i wierzę, że nie ma takiej przeszkody, z którą byś sobie nie poradził! Jeśli nie sam, to ze mną.
Wzrokiem uporczywie utrzymywał kontakt z blondynem, dając mu do zrozumienia, że całkowicie wierzy w to, co mówił.
- Powiedz mi jak - wyszeptał, spuszczając wzrok.
Jonghyun zaczął się zastanawiać, myślami podążając za nitką racjonalnych rozwiązań, które wyczuwał, jednakże których nie potrafił od razu schwytać.
- Dobrze - zgodził się, gdy w jego głowie zrodziła się pewna myśl. - Spróbujmy.
Key omiótł go pytającym spojrzeniem spod pół przymkniętych powiek, w momencie gdy Jonghyun bez słowa najpierw podniósł się na łokciach, a następnie wstał z łóżka,  rozglądając się po pokoju.
- Co robisz? - Usłyszał za sobą pytanie chłopaka, jednak zignorował je, szukając czegoś w swojej garderobie. - Jonghyun?
Blondyn siedział na łóżku i mierzył go badawczym spojrzeniem, gdy odwrócił się w jego stronę z nieprzeniknionym wyrazem twarzy. Bez słowa wspiął się z powrotem na swoje miejsce i usiadł na przeciwko niego. Kibum na moment spuścił wzrok z jego twarzy, by zobaczyć, co trzymał w ręku.
- Jjong, co ty kombinujesz? - spytał zniecierpliwiony i lekko zirytowany, gdy rozpoznał przyniesiony przez niego materiał, którym okazał się być jego granatowy szalik. - Wybieramy się gdzieś? - Przekrzywił nierozumnie głowę.
Jonghyun w odpowiedzi pokręcił głową z tajemniczym uśmiechem majaczącym w kącikach jego ust.
- Zamknij oczy - poinstruował go. - No co? Tylko zobaczmy, jak to jest - dodał, gdy nie doczekał się żadnej reakcji. - Odwagi, Key.
Blondyn wywrócił oczami, jednak ostatecznie pokiwał głową i przymknął powieki, pozwalając Jonghyunowi zawiązać szalik wokół jego oczu. Gdy skończył i odsunął się od niego, Key nerwowo przygryzł dolną wargę i niespokojnie poruszył głową, jak gdyby szukając go na oślep.
- To frustrujące - mruknął po chwili i spuścił głowę. - Okropne. Skończmy to, Jjong.
Brunet westchnął, widząc jego nastawienie, jednakże nie mógł go za to winić, bowiem potrafił sobie wyobrazić, jak się w tym momencie czuł. Ostrożnie, by go nie przestraszyć ujął zaciśniętą dłoń w swoje ręce. Key na ten gest uniósł głowę, lekko rozchylając usta, jednak przez chwilę nie wydobył się z nich żaden dźwięk.
- Masz zimne ręce - wyszeptał po chwili, wodząc palcami po wewnętrznej stronie dłoni Jonghyuna. - Ale delikatne, tak bardzo znajome w dotyku - dodał, przesuwając się w stronę jego nadgarstka. - Wyczuwam twój puls.
Jego palce zatrzymały się w tym miejscu, przez moment badając niewyraźne bicie, pod skórą.  Dłonie blondyna cały czas delikatnie się trzęsły, co od kilku tygodni stało się zjawiskiem tak częstym, że oboje zdążyli się do tego przyzwyczaić i nie zwracać na nie większej uwagi.
- Silne ramiona - mruknął, gdy jego dłonie kontynuowały wędrówkę po ciele Jonghyuna. - Z jakiegoś powodu dodają mi otuchy. - Na ustach Kibuma pojawił się lekki uśmiech.
- Po to tu są - odparł wesoło i objął go jedną ręką wokół pleców, sam opierając się o poduszki i tym samym powodując, że znów leżeli na łóżku. - Dobrze sobie radzisz - wyszeptał mu do ucha, gdy głowa blondyna spoczęła tuż przy jego szyi.
Key pokiwał głową i uśmiechnął się szerzej, co zarazem jeszcze bardziej go uszczęśliwiło.
- Właściwie to nie jest takie złe - odparł po chwili namysłu, głaszcząc prawe ramię bruneta. - Tak naprawdę mam wrażenie, jak gdybym widział dokładniej, dostrzegał dużo więcej.
Jonghyun potrafił zrozumieć, co miał na myśli, bowiem sam często doświadczał wrażenia, jak gdyby z zamkniętymi oczami mógł usuwać bariery i sięgać dalej niż pozwalał mu na to wzrok. Wiedział, że to zasługa wyobraźni i marzeń, jednakże nie mógł zaprzeczyć, że bardzo pomagało mu to w konfrontacji z rzeczywistym obrazem.
-  Jak rzeźba - wyszeptał bardziej do siebie, gdy przesunął palcem po obojczyku Jonghyuna, a następnie po wyraźnie zarysowanej linii jego żuchwy. - Jak Dawid Berniniego. - Zatrzymał dłoń na jego brodzie, w momencie, gdy brunet uśmiechnął się próżnie na komplement.
- Masz rację, to nie jest takie złe - przyznał mu rację i  zaśmiał się krótko. - Możesz mówić dalej.
Key prychnął w odpowiedzi i uszczypnął go w policzek. Przekręcił się na brzuch tak, że jego twarz znalazła się tuż przed oczami Jonghyuna.
- Już rozumiem - zaczął Key, uśmiechając się krzywo. - Cała ta gra miała służyć nakarmieniu twojego wybujałego ego, tak?
Jonghyun ponownie się zaśmiał, jednak pokręcił przy tym przecząco głową.
- Nie, oczywiście, że nie - dodał w ramach upewnienia go. - Sam zacząłeś mnie chwalić.
Kibum przekrzywił głowę, dłonie kładąc po obu stronach twarzy Jonghyuna.
- Nie widzę cię, więc nie jestem pewien, czy mogę ci wierzyć, ale twój głos brzmi przekonywająco - powiedział ostatecznie, przez chwilę skupiając się na badaniu szczegółów twarzy bruneta. - Usta - mruknął, snując kciukiem po jego dolnej wardze. - Masz wyschnięte usta.
Jonghyun przełknął ślinę, gdy Key zbliżył się jeszcze bardziej.
 - Nic na to nie poradzę - odparł niewyraźnie, zanim Kibum nachylił się, by go pocałować.
Całowali się niezliczoną ilość razy, jednak w tym konkretnym akcie było coś innego. W sposobie, jaki Key go całował było więcej ostrożności, ale i ciekawości. Dotykał jego warg z badawczą uwagą, jak gdyby robił to pierwszy raz. Pozostawał przy tym tak niezwykle delikatny i nieśmiały, że Jonghyun odruchowo wplótł rękę w jego włosy, przyciągając go bliżej.
 - Przynajmniej w całowaniu cię nic się nie zmieniło - powiedział, gdy zdołał się powstrzymać i odsunąć od bruneta na niewielką odległość.
- Nic tak naprawdę się nie zmieni, Kibummie - zapewnił go, gładząc kciukiem jego policzek.
Key pokiwał lekko głową, trochę niepewnie, zdradzając, że wciąż ma pewne obawy. Położył głowę na ramieniu bruneta, tuż pod jego szyją, wyraźnie zmęczony bezsenną nocą.
- Masz rację - odparł cicho, wsłuchując się w bicie serca chłopaka. Przyłożył dłoń do jego klatki piersiowej, by jeszcze lepiej wyczuć jego rytm, a jednocześnie swoją ulubioną kołysankę. - Nic się nie zmieniło. Jonghyun, zaśpiewasz mi tę piosenkę?
W odpowiedzi objął go ramieniem, a drugą rękę położył na dłoni blondyna. Zaczął cicho nucić w ciemności, przerywając głuchą, nocną ciszę kojącym dźwiękiem swojego lekko zachrypniętego głosu.
- Nie potrzebuję wiele do szczęścia - mruknął niewyraźnie Key, gdy prawie zasypiał. - Mógłbym tak po prostu słuchać twojego śpiewu i trzymać cię za rękę.
- Co tylko chcesz - odpowiedział mu równie sennym głosem, pamiętając jednak, by nie puścić jego dłoni.
Oboje zapomnieli o granatowym szaliku wokół oczu Kibuma, zdając sobie sprawę, że jego obecność tak naprawdę niczego nie zmieniała.
Zrozumieli, że nigdy nie patrzyli na siebie za pomocą oczu.

***

Jonghyun postrzegał siebie jako człowieka na co dzień bezkonfliktowego, dosyć kompromisowego i stosunkowo ugodowego. Potrafił być ostoją spokoju, potrafił przystawać na warunki innych, często stawiał dobro ogółu ponad swoje. Nie lubił problemów, nie przepadał za kłótniami, a jednak tego konkretnego, wyjątkowo słonecznego i szampańsko cudownego południa, zrozumiał, że w rzeczywistości posiadał wiele stron, aniżeli ta jedna.
- Nie - powiedział po raz kolejny, dochodząc do wniosku, że oficjalnie stało się to jego słowem dnia.
Starszy mężczyzna z irytacją wypuścił powietrze i wstał z krzesła, po czym zaczął krążyć po studiu. Teamin podążył za nim wzrokiem ze swojego miejsca przy oknie, natomiast Onew ukradkiem wymienił spojrzenie z Jonghyunem, by po chwili ponownie skupić całą swoją uwagę na pitym przez siebie mlecznym shaku. Dwójka chłopaków pozostawała cicho od początku ich dyskusji, pozwalając Jonghyunowi walczyć o swoje warunki.
- Naprawdę, Jonghyun. Czy można być jeszcze bardziej upartym?! - odezwał się sfrustrowany starszy mężczyzna, zatrzymując w miejscu.
Brunet z kamienną twarzą wytrzymał nieustępliwe spojrzenie menadżera.
- Sprawdź mnie - odparł wyzywająco, zapominając na moment, z kim ma do czynienia. Był zbyt przejęty i wściekły  by myśleć o czymkolwiek, a tym bardziej o zachowaniu szacunku wobec osoby, która próbowała zrujnować jego misterne wysiłki.
Onew uniósł wzrok z nad napoju i posłał mu ostrzegawcze spojrzenie, jednak ten zignorował je, mierząc nieustępliwie w menadżera.
- Wiesz, że zachowujesz się zupełnie nierozsądnie? Zdajesz sobie sprawę, ile na tym stracimy? - kontynuował wyliczanie zysków i strat, wobec których chłopak pozostawał obojętny. - Jeśli przesuniemy ten koncert o tydzień, będziecie mogli zagrać dla większej publiczności. To nam daje trzykrotnie większy dochód! Choć raz bądź rozsądny, Kim!
Jonghyun wywrócił oczami w nawyku, który przejął od Kibuma, po czym wstał z krzesła, stając twarzą w twarz przed mężczyzną.
- Nie - powtórzył znowu, sprawiając, że twarz menadżera przybrała odcień czerwieni. - Nie zgadzam się, nie obchodzi mnie, dla ilu osób gram, mogę zagrać nawet dla jednej, jeśli tylko będzie chciała posłuchać  Jeśli przełożycie koncert, to radźcie sobie beze mnie! Są o wiele ważniejsze sprawy niż cholerne zarobki, proszę pana! Najwyższy czas to zrozumieć.
Po tych słowach przez chwilę w milczeniu mierzyli się wzrokiem, po czym Jonghyun spojrzał raz na wystraszonego Taemina, raz na przygnębionego Onew, a następnie odwrócił się do wszystkich plecami i ruszył w stronę wyjścia. Nie trzasnął drzwiami, pozostając zupełnie opanowanym zewnętrznie, nawet jeśli w duchu miał ochotę kopać po ścianach.
Wyszedł na ulicę, bez specjalnej pochwały w stronę cudownego słońca, po czym ruszył w stronę parkingu przed budynkiem. Gdy dochodził do swojego samochodu, usłyszał za sobą czyjeś szybkie kroki. Odwrócił się, w duchu mając nadzieję, że to nie menadżer, który wziął sobie za cel zatruć mu cały dzień. Z ulgą odnotował, że to tylko Taemin, który biegł w jego stronę, prosząc by się zatrzymał.
- O co chodzi? - spytał, gdy zdyszany chłopak oparł się o tył jego auta. - Przepraszam ciebie jak i Onew, ale nie mogę tego zrobić. Naprawdę nie mogę! - dodał trochę błagalnie, przypuszczając, że młodszy chłopak przyszedł prosić go o zmianę decyzji.
Czuł się podle wobec pozostałych członków zespołu, bowiem poza pełnionymi funkcjami, pozostawali przyjaciółmi i w rzeczywistości nie chciał, aby przez niego stali się stratni. Miał wyrzuty sumienia, jednakże sytuacja zmuszała go do bycia bezkompromisowym.
- Nie martw się o nas, hyung. - Teamin machnął ręką i posłał mu słaby, acz szczery uśmiech. - Nie mamy ci tego za złe. Onew obiecał go przekonać, jest już na właściwej drodze. Będzie dobrze, zobaczysz. - Po słowach zapewnień, poklepał chłopaka po ramieniu.
Jonghyun spojrzał na niego szeroko otwartymi oczami, pozostając w osłupieniu, bowiem nie spodziewał się u nich tak szerokiej tolerancji wobec jego niekoniecznie rozsądnych działań.
- Naprawdę? - spytał, nie dowierzając. - Jesteście, najlepszymi kumplami. Ty i Onew. - Posłał mu szeroki uśmiech, po czym uścisnął go mocno, czego młodszy chłopak zupełnie się nie spodziewał. Skwitował ten gest głośnym śmiechem.
 - Od tego jesteśmy, hyung. Potrafię to zrozumieć - zapewnił Taemin, gdy Jonghyun go puścił. Chłopak spuścił wzrok na swoje buty. - Lubię Key- hyunga - dodał cicho, na co brunet zmrużył nierozumnie oczy, bowiem nie przypominał sobie, by wspominał wcześniej o powodzie swojej nieustępliwości. - Koncert w jego urodziny to coś naprawdę wspaniałego, Jonghyun. Myślę, że będzie zachwycony.
- Skąd Ty właściwie wiesz...
- To też mój przyjaciel - wyjaśnił, zanim ten zdążył zadać pytanie. - Dlatego jestem po twojej stronie, hyung.  Tak samo Onew.
Jonghyun był szczerze wzruszony ich wsparciem, a zarazem czuł się trochę głupio, bowiem doszedł do wniosku, że nie doceniał swoich przyjaciół jak należy. Teraz, gdy wiedział, jak bardzo mógł na nich polegać, czuł się trzykrotnie silniejszym niż do tej pory.
- Dziękuję wam - powiedział cicho, acz wyraźnie.
Teamin posłał mu swój firmowy uśmiech i spojrzał za siebie w stronę budynku.
- Onew- hyung mówił, żebyśmy na niego nie czekali, bo dołączy do nas później - poinformował go , co Jonghyun skwitował głuchym milczeniem, bowiem nie wiedział, o czym właściwie rozmawiali.
- Dołączy do nas w czym? - dopytywał, gdy Taemin wyczekiwał śladu reakcji.
- W przyjęciu - odparł zaskoczony brakiem informacji u starszego chłopaka.
- Co takiego? - spytał zupełnie zdezorientowany.
Taemin przez chwilę bez słowa mierzył go wzrokiem, zastanawiając się, czy Jonghyun był poważny czy tylko udawał.
- Przyjęcie u Key - hyunga - dodał w końcu, zdawszy sobie sprawę, że brunet naprawdę o niczym nie miał pojęcia. - Na cześć twojego psa.
- Co takiego?! - powtórzył dwukrotnie głośniej, wytrzeszczając oczy.
Taemin wzruszył ramionami, po czym podrapał się po głowie. Teraz to Jonghyun zaczął się zastanawiać, czy jego młodszy przyjaciel przypadkiem go nie nabierał. Niewinny wyraz twarzy chłopaka wskazywał jednak na prawdomówność.
- Myślałem, że wiesz, hyung.  To w końcu twoja Roo... - zaczął wyjaśniać, bowiem sam nie mógł pojąc niedoinformowania właściciela.
Jonghyun w odpowiedzi pokręcił głową i położył rękę na czole.
- Mój pies ma przyjęcie - powtórzył, jak gdyby próbując przetrawić nową informację. - Tak. To bardzo w stylu Key - uznał z gorzkim uśmiechem, dopasowując absurd do swojego tęczowego chłopca.
- Masz rację - odparł Taemin, po czym zaczął się śmiać. - To co, możemy jechać? Nie wiem, czy na psich przyjęciach panują takie same zasady, ale i tak jesteśmy już modnie spóźnieni.
Jonghyun zawtórował mu w śmiechu, po czym wsiedli do auta, by kontynuować zaplanowane szaleństwo.

***

- Chyba mam halucynacje - powiedział Key, zaglądając wgłąb salonu. - Mamo, co dodałaś do tego ciasta? - zwrócił się do kobiety, która akurat wyszła z kuchni, niosąc na tacy kieliszki z winem.
Kobieta zamrugała kilkakrotnie, oburzona jego oskarżeniem, po czym prychnęła pod nosem.
- Co z nim nie tak? - spytała z niewinnym wyrazem twarzy.
Key wzruszył ramionami. Jonghyun i Taemin, którzy również stali w holu, zaczęli przyglądać mu się uważnie, z czego ten pierwszy nabierał coraz większych obaw o jego zdrowie. Brunet zwracał uwagę na każdą drobną zmianę w nastroju i zachowaniu Kibuma, bojąc się, że jego stan mógł się pogorszyć. Lęk ten towarzyszył mu każdego dnia, sprawiając, że często czuł się jak nieustannie tykający zegarek. 
- Po prostu widzę sceny, które są zbyt absurdalne, by mogły mieć miejsce - wyjaśnił, obserwując coś poza zasięgiem wzroku pozostałej trójki. - Widzę Roo liżącą Minho po twarzy. Roo. I Minho. Razem. Żywi. Taemin, uszczypnij mnie.
Zanim  najmłodszy chłopak wykonał jego prośbę, razem z Jonghyunem nachylili się bliżej, by zerknąć w stronę salonu. Matka blondyna nie do końca rozumiejąc absurd sytuacji weszła do środka, stawiając tacę na suto zastawionym stole. Oczy Jonghyuna rozszerzyły się zarówno z szoku jak i  ze szczerego  strachu o swojego ukochanego psa w rękach człowieka, który jeszcze niedawno śmiertelnie mu groził. Przed pobiegnięciem z odsieczą swojemu futrzakowi powstrzymał go błogi i wesoły wyraz na twarzy Choi Minho, który pozwolił jamnikowi drapać się i lizać bez oporów.
- Taemin, mnie też - poprosił, wyciągając przed siebie rękę.
Najmłodszy spojrzał najpierw na psa, później kolejno na Kibuma i Jonghyuna, podobnie jak pani Kim, nie rozumiejąc ich zdziwienia. Posłusznie wykonał ich prośby, szczypiąc każdego w przedramię, co skwitowali jednoczesnym syknięciem z bólu.
- Może mi ktoś wyjaśnić, co w tym niezwykłego? Minho - hyung kocha zwierzęta. To taka miła osoba, nic dziwnego, że ten pies również go lubi - skwitował z przekonaniem.
- To długa historia - odparł Key, gdy otrząsnął się z szoku. - Bardzo długa historia relacji opartej na miłości i nienawiści, niekoniecznie w tej kolejności.
- Powiedzmy, że rozumiem - odezwał się Taemin, jednakże bez przekonania. - Hyung, muszę już iść. Onew czeka w aucie, pewnie już zasnął. - po tych słowach zaśmiał się krótko, w czym Jonghyun mu zawtórował, doskonale znając nawyki lidera.
Kibum pokiwał głową, po czym wyciągnął ramiona, by uścisnąć chłopaka na pożegnanie. Jonghyun dopiero teraz zrozumiał, że nie tylko on tak bardzo przywiązał się do blondyna, a także Taemin stworzył z nim silną więź.
- Do zobaczenia, wkrótce - powiedział Key, gdy chłopak zamykał za sobą drzwi, machając mu przelotnie.
Jonghyun chwycił go za rękę, gdy zostali sami w przedpokoju, jednocześnie Kibum oparł głowę na jego ramieniu.
- Zmęczony? - spytał go z troską.
Dochodziła północ, jednak do tej pory nikt nie liczył czasu, bowiem wszyscy pochłonięci byli przyjęciem i dobrym towarzystwem, podczas którego przez kilka godzi mogli pobyć wszyscy razem. Taki właśnie cel przyświecał blondynowi, gdy postanowił urządzić to kameralne spotkanie. Chciał mieć wszystkie bliskie osoby zgromadzone wokół siebie i mógł uznać zadanie za zakończone sukcesem.
- Tylko trochę - odparł cicho. - Myślę, że nasz gość honorowy ma teraz doborowe towarzystwo - dodał, spoglądając przelotnie na Roo. - Dłużej nas nie potrzebuje, więc możemy iść do mnie.
Jonghyun przytaknął mu, po czym mocniej ścisnął jego dłoń. Key bardzo powoli ruszył w stronę schodów, robiąc małe kroki, a każdy z nich kosztował go dużo wysiłku. Brunet z bólem obserwował, jak z tygodnia na tydzień, jego tęczowy chłopiec tracił siły w nogach i nie chciał nawet myśleć o tym, że niedługo najprawdopodobniej utraci je na zawsze. Laska, z którą do tej pory się poruszał, przestała zdawać egzamin i została zastąpiona przez kule. Jedyne, co w tej tragicznej sytuacji cieszyło Jonghyuna to fakt, że Kim Kibum wciąż pozostawał silny wewnętrznie i nie tracił ochoty do walki. Tak bardzo podziwiał jego upór i determinację, dzięki którym sam pozostawał zahartowany i zmotywowany.
Gdy znaleźli się u podnóża schodów, Jonghyun posłał mu tajemniczy uśmiech, a następnie  bez słowa jedną ręką objął go od tyłu, a drugą umiejscowił w zgięciu kolan chłopaka, by po chwili bez większego wysiłku unieść go na rękach. Kibum sapnął zaskoczony nagłą utratą gruntu pod nogami i desperacko uwiesił ręce wokół szyi bruneta. Zmierzył go morderczym wzrokiem, w momencie gdy Jonghyun uśmiechnął się do niego przebiegle.
- Pozwól, że ci pomogę - zaoferował po fakcie i zaczął wspinać się po klatce schodowej.
- Jjong, nie możesz nosić mnie na rękach przez całe życie - odparł, po czym westchnął z rezygnacją. - Sam sobie radzę.
- Owszem, mogę - zapewnił go zupełnie poważnie, bowiem w istocie nie miał nic przeciwko. W gruncie rzeczy, czerpał z tego egoistyczną przyjemność, jednak nie mógł się do tego przyznać.
- Nie lubię być brzemieniem, dobrze o tym wiesz - mruknął pochmurnie, gdy znaleźli się tuż przed drzwiami jego pokoju.
- I nie jesteś - zapewnił go, zatrzymując się w miejscu, jednak wciąż nie wypuszczając go z ramion.
Blondyn wyswobodził jedną dłoń z uścisku wokół jego szyi i nacisnął klamkę, by otworzyć pokój. Jonghyun wszedł do środka, gdzie panowała zupełna ciemność. Key na oślep znalazł włącznik światła na ścianie, niszcząc wszechobecny mrok. Dopiero wtedy brunet ostrożnie postawił go na podłodze, trzymając go asekuracyjnie za rękę. Kibum wziął jedną z kul stojących przy drzwiach i ruszył w głąb pokoju, odgarniając na bok porozrzucane zabawki.
- Dość niespodzianek jak na jeden dzień - powiedział, ziewając, gdy stanął przy biurku. - Choi Minho został dziś oficjalnie uznany człowiekiem zagadką - dodał ze śmiechem.
Jonghyun również się zaśmiał, po czym wziął z podłogi plastikowego rycerza i usiadł na niepościelonym łóżku.
- Właściwie to już od dłuższego czasu chciałem cię o niego zapytać - zaczął niepewnie, wbijając wzrok w trzymaną zabawkę. - Kim on dla ciebie jest? Dlaczego tu mieszka?
Key usiadł na biurku obok swojego laptopa, po czym podrapał się po głowie.
- Minho to mój kuzyn - wyjaśnił, rozwiewając wszelkie wątpliwości jak i przypuszczenia, które powstały w głowie bruneta. - Studiuje tutaj, dlatego mieszka u nas. Zawsze był dla mnie jak brat, którego kochasz i nienawidzisz w tym samym momencie - dodał, uśmiechając się do siebie.
- Rozumiem - odparł po chwili, przeciągając się na swoim miejscu.
Jonghyun zamknął oczy, nagle zdając sobie sprawę, jak bardzo był zmęczony po całym dniu. Pragnął w końcu zasnąć, ten jeden raz zapominając o swojej bezsenności i w momencie, gdy kładł się na łóżku, w pokoju rozległa się cicha melodia. Otworzył oczy, by zobaczyć, że blondyn uruchomił swój laptop i włączył na nim tę właśnie kompozycję.
- To walc ze śpiącej królewny - powiedział, gdy otrzymał od Jonghyuna pytające spojrzenie. - Mój ulubiony - dodał ciszej, przymykając oczy.
Brunet mógł zrozumieć, dlaczego lubił ten utwór i sam szybko uległ lirycznej melodii, przy której czuł się wyjątkowo wyciszony i zrelaksowany. Również zamknął oczy, by móc całkowicie wchłonąć słyszany dźwięk.
- Zawsze chciałem zatańczyć walca - Key mówił cicho, przez co Jonghyun ledwo go usłyszał. Otworzył oczy, by ponownie skupić na nim swoją uwagę. - Żałuję, że nie zrobiłem tego, gdy jeszcze byłem w stanie.
Blondyn nie patrzył na niego, a wbijał puste spojrzenie w ścianę nad łóżkiem, pochłonięty depresyjną refleksją. Jonghyun poczuł, że i jego ogarnia niemiłe uczucie bezsilności, jednakże nie chciał psuć tego miłego wieczoru takim akcentem.
Nie myśląc zbyt długo, zeskoczył z łóżka i rozprostował nogi, zmuszając mięśnie do dodatkowej pracy, w momencie gdy były już zmęczone po całym dniu. Kibum w milczeniu obserwował jego poczynania zaciekawiony, ale także zwyczajowo z odrobiną podejrzliwości.
- Chodź - poprosił Jonghyun, wyciągając do niego rękę i przywołując na twarz swój firmowy uśmiech. - Nigdy nie tańczyłem walca i nie chcę tego później żałować.
Key pozostawał milczący, zachowując dystans i rezerwę do wszelkiego rodzaju ekscesów, którymi Jonghyun ostatnimi czasy lubił go raczyć.
- Żartujesz? - spytał, a raczej stwierdził, gdy brunet nie ruszył się z miejsca.
W odpowiedzi pokręcił głową, na co Key prychnął nie dowierzając.
- Nie zachowuj się tak, Kibum - poprosił łagodnie, acz stanowczo. - Co się stało z tym wolnym, beztroskim wariatem z tęczą na głowie, który nie myśli, a robi to, czego pragnie? Przyjęcie na cześć psa nie było żartem, natomiast taniec ze mną już tak?
Zapanowała cisza, w której Jonghyun pozostał w swojej wyczekującej pozie z dłonią tuż przed blondynem. Miał wrażenie, że coś w nim drgnęło, jednak wciąż pozostawał nieprzekonany i nie zrobił ani jednego ruchu.
- Dobrze wiesz, że nie o to chodzi - powiedział po chwili.
Jonghyun wiedział doskonale, jednakże w tamtym momencie nie mógł zrobić nic, jak wzruszyć ramionami i ponowić swoją prośbę. Czasem łapał się na tym, że sam zaczynał podziwiać swój upór.
- Jestem świetnym tancerzem - odparł z szarmanckim uśmiechem, na co Key wywrócił oczami. - Nie mogę pozwolić  abyś do końca życia żałował, że odmówiłeś tańca z kimś tak wyjątkowym jak ja. No dalej, Kim Kibum, łap za okazję!
Blondyn nie wytrzymał dłużej i ostatecznie zaśmiał się drwiąco na przejaw jego arogancji, po czym westchnął przeciągle i powoli zszedł z biurka, by stanąć przed triumfującym i uszczęśliwionym Kimem Jonghyunem.
- W porządku - zgodził się Kibum, chwytając za jego rękę. - Chcesz niemożliwego? To czyń swoje cuda, Jjong.
Nie musiał mu powtarzać dwa razy, bowiem przy całym zwątpieniu ze strony blondyna, Jonghyun uparcie wierzył, że może dokonać wiele. Wystarczyło, by obrał sobie konkretny cel, a następnie dążył do niego ze wszystkich sił, robiąc się przy tym męczącym, ale i niemożliwym dla otoczenia.
- Ja prowadzę - oznajmił, na co otrzymał od Kibuma wyraz mówiący, że wszystko mu jedno. - A kiedy ja prowadzę, lepiej mocno się trzymaj, kochanie.
Zanim Key zdążył wyartykułować jakikolwiek przejaw sarkazmu, Jonghyun chwycił go w pasie i jednym ruchem podniósł odrobinę, by po chwili wsunąć swoje stopy pod jego. Poczuł ciężar chłopaka na swoich nogach, jednak nie przeszkadzało mu to zbytnio, bowiem zaskoczony i rozwścieczony wyraz zastygły na jego twarzy pozostawał bezcenny.
- Zwariowałeś?! - krzyknął mu do ucha, na co lekko się skrzywił, jednak po chwili zaśmiał się głośno dumny z samego siebie. - Co to w ogóle za walc?
- Powiedziałem, żebyś się trzymał - przypomniał niewinnie, na co Key wyswobodził rękę z jego dłoni i objął go za szyję, zupełnie niszcząc przestrzeń między nimi. - To walc Kima Jonghyuna. Mój ulubiony.
Kibum mimowolnie się zaśmiał, pozostając w tej niekonwencjonalnej tanecznej pozycji i pozwalając Jonghyunowi na wykonywanie powolnych obrotów wokół własnej osi.
- Mój chyba też - szepnął po chwili, kładąc głowę na jego ramieniu. - Tańczę walca Kima Jonghyuna, kto by pomyślał? Dziękuję.
Jonghyun w odpowiedzi objął go mocniej, kontynuując ich delikatny taniec.
- To ty mnie tego nauczyłeś, Kibummie. Żyć chwilą, być szczęśliwym, osiągać niemożliwe - odparł szczerze.
- Za to ty udoskonaliłeś moje zasady. Dodałeś do nich wiarę, absurdalnie dużo uporu i odwagę - dodał, patrząc mu w oczy z lekkim uśmiechem wdzięczności na ustach. - Za to też ci dziękuję. Wiesz, to wszystko jest cudowne, ale możemy chwilę odpocząć? - poprosił, na co Jonghyun pokiwał głową.
Powoli, kontynuując niby-taniec, zbliżył się do biurka i pomógł Kibumowi na nowo się na nie wspiąć. Zadarł lekko głowę, by móc spojrzeć na blondyna, jednak nie ruszył się z miejsca, bowiem Key wciąż trzymał go za szyję bez najmniejszej ochoty puszczenia. W milczeniu patrzyli sobie w oczy, przekazując tym samym więcej niż jakiekolwiek słowa byłyby w stanie wyrazić. Przez ostatnie miesiące wykształcili i doprowadzili do perfekcji umiejętność czytania z siebie nawzajem. Istniała między nimi silna, niewytłumaczalna i często niezrozumiana przez innych nić porozumienia, której sami nie do końca pojmowali. Byli jej świadomi i traktowali ją jak swoje prywatne sacrum. Często potrafili spędzić bezsenne noce na obserwowaniu siebie w milczeniu obleczonym milionem niewerbalnych wiadomości.
Gdy Key zmrużył oczy z tajemniczym błyskiem, Jonghyun wiedział, że zaraz go pocałuje i jak zawsze, nie mylił się. Tego również nie rozumieli, ale obaj pozostawali zgodni w przekonaniu, że każdy pocałunek był inny i niepowtarzalny. Przez ową unikalność często stawali się zachłanni i nienasyceni, desperacko szukając pretekstu, by móc doświadczyć bliskości drugiego, jednocześnie paradoksalnie tęskniąc za nią, nawet w momencie trwającego aktu. Każde zakończenie, przerwanie i moment oderwania się od siebie były najcięższe i najboleśniejsze.
Kibum oparł swoje czoło o czoło Jonghyuna, głośno dysząc i owiewając twarz bruneta swoim oddechem.
-Co ty ze mną robisz... - mruknął Key z lekkim uśmiechem, który drugi chłopak odwzajemnił  - Cokolwiek to jest, nie przestawaj, Jjong. Czasem myślę, że jesteś moją jedyną siłą napędową. Bez ciebie, już dawno przestałoby bić - dodał i przyciągnął jego dłoń do swojej piersi, gdzie Jonghyun wyczuł delikatny i niepokojąco słaby rytm serca blondyna.
Głowa Key osunęła się na ramię bruneta, gdzie spoczęła ciężko.
- Zmęczony? - spytał cicho, kryjąc twarz w jego jasnych włosach.
Nie otrzymał odpowiedzi. Zdziwiło go, jak szybko chłopak był w stanie zasnąć, przez co zaśmiał się cicho i potrząsnął go za ramię.
- Kibum? Nie możesz tak zasnąć, nie utrzymam cię całą noc - zażartował, odsuwając się trochę i podnosząc chłopaka za ramiona, by usiadł wyprostowany.
Ze strony Key nie doczekał się nawet najmniejszej reakcji, a jego głowa zupełnie bezwolnie opadła w dół.
- Kibum? Kibmmie? - zawołał poddenerwowany, jedną ręką ujmując go za podbródek.
Chłopak nie reagował.
- Key! - krzyknął wystraszony, zdając sobie sprawę, że stracił przytomność.
Starając się nie dać poddać panice, podniósł chłopaka, tym samym trzymając w ramionach cały swój świat, który nagle zaczął się walić.

***

Jonghyun miał awersję do szpitali. Od zawsze,  na zawsze.
Jeśli wcześniej nie miał ku temu żadnego rozsądnego powodu, to teraz miał jeden i to bardzo solidny. Klinika była miejscem, które zdążył znienawidzić w bardzo krótkim czasie, i co dobitnie odczuwał każdego dnia, przechodząc przez jej wejście, bowiem stanowiła namacalną syntezę tego wszystkiego, co na co dzień starał się ignorować. Przypominała mu o problemach, o tym, że nigdy tak naprawdę nie będzie w porządku. Wiązała go za nogę przy ziemi w momencie, gdy chciał polecieć i zamknąć się w swoim iluzyjnym balonie szczęście razem z osobą, która najbardziej na owe szczęście zasługiwała. Klinika podarowała mu tę osobę, a zarazem wcisnęła do ręki okrutne warunki, których całym sercem nienawidził.
 Ostatnimi czasy żył w beztroskiej radości w zupełnym odrealnieniu, zapominając, jak krucha była jego sielanka. Patrząc na nieruchomą i niczego nieświadomą osobę na szpitalnym łóżku, boleśnie przypominał sobie o wszystkich warunkach.
- Jonghyun, nie...
- Taemin jeśli jeszcze raz zamierzasz powiedzieć, że wszystko będzie w porządku to lepiej wracaj do domu! Słyszysz? Wynoś się - krzyknął ostro, nie odwracając się w stronę drzwi do sali.
Miał prawo być opryskliwy. Miał zupełne prawo tracić cierpliwość po drugiej nieprzespanej nocy, otruty własnymi, pesymistycznymi myślami. Był przy tym zły na samego siebie, jednak w tym konkretnym momencie nie miał taryfy ulgowej nawet dla Lee Taemina. Miał nadzieję, że ostatnim razem, gdy nawrzeszczał na niego, ten zostawił go w końcu samego i tym samym jego złość potęgowała się, bowiem zmuszony był zrobić to ponownie. Czuł się jak potwór. Zobojętniały, poddany wrak człowieka.
- To nie Taemin - padła cicha odpowiedź, prez co poczuł na plecach dreszcz. Gdy tylko rozpoznał głos, w jednym momencie poczuł się jeszcze podlej. - Ale tak jak Taemin wierzę, że wszystko będzie dobrze.
Milczał, przytłoczony poczuciem winy, w momencie gdy osoba przy drzwiach weszła wgłąb pomieszczenia. Po chwili poczuł, jak materac łóżka, na którym siedział ugina się pod czyimś ciężarem, a następnie ktoś zaczął delikatnie gładzić go po plecach. Dotyk był kojący i Jonghyun przez moment miał wrażenie, że zaraz rozpadnie się na kawałeczki. Nieśmiało odwrócił głowę, by spojrzeć na matkę Kibuma, która patrzyła niego z troską i uśmiechała się mimo, widocznego na jej twarzy zmęczenia.
- Ja wiem, Jonghyun - szepnęła. - Wiem, jak się czujesz. I mimo wszystko chcę ci powiedzieć, że będzie w porządku.
Pokiwał głową, bowiem z jakiegoś powodu potrafił uwierzyć w każde słowo tej kobiety.
- Prawda, Kibum? - zwróciła się do nieprzytomnego blondyna, po czym wzięła go za rękę. - Mój książę potrzebuje po prostu trochę snu - zaśmiało się krótko, przez kąciki warg bruneta lekko zadrgały.
- Czy to nie trwa za długo? - spytał, wbijając wzrok w śpiącą twarz blondyna. - Kiedy wróci? - dodał, co zabrzmiało trochę jak głos małego, zniecierpliwionego chłopca.
Oczy kobiety zwróciły się niego, przywodząc mu tak wyraźne skojarzenie z oczami śpiącego Kibuma.  Długo nie odwracał wzroku, tak bardzo stęskniony widokiem jego kocich oczu.
- Niedługo, Jonghyun. Bądź silny - powiedziała, głaszcząc go po włosach  - Myślisz, że mój syn mógłby przegapić swoje urodziny?
Jonghyun w odpowiedzi zaśmiał się cicho, nawet jeśli nie był do końca przekonany. Przez jakiś czas siedzieli w ciszy, czuwając nad spokojnym snem osoby, która oboje kochali ponad wszystko. Matka Kibuma nawet nie próbowała przekonać Jonghyuna, by ten odpoczął, bowiem wiedziała, że skończyłoby się to tak samo jak w jej przypadku.
- Przyniosę ci kawy - zaoferowała, wstając z łóżka i przekazując trzymaną przez nią dłoń blondyna w ręce Jonghyuna. - Key lubi zapach kawy - dodała cicho, po czym ruszyła w stronę wyjścia.
Brunet odprowadził ją wzrokiem i ich spojrzenia skrzyżowały się, gdy kobieta odwróciła się z ręką na klamce.
- Jonghyun... może Key nie wraca, bo nie próbowałeś go zawołać - zwróciła się do niego.
- Co takiego? - spytał zdezorientowany.
W odpowiedzi wzruszyła ramionami.
- Zaśpiewaj dla niego. Key kocha twój głos - wyjaśniła, po czym zniknęła za drzwiami, pozostawiając ich samych.
"Nie potrzebuję wiele do szczęścia. Mógłbym tak po prostu słuchać twojego śpiewu i trzymać cię za rękę." Przypomniały mu się słowa blondyna, tak paradoksalnie podsumowujące zaistniałą sytuację.
- Bądź szczęśliwy, Kibummie - zadecydował po chwili, gładząc go kciukiem po dłoni, po czym zaczął śpiewać.

***

Jonghyun omiótł wzrokiem publiczność bez typowej dla siebie ekscytacji i rozpierającej go energii. Ten dzień miał wyglądać inaczej, miał być niezwykły, a tymczasem stał się kolejnym żmudnym oczekiwaniem na coś, co nie nadchodziło. Czuł się przegrany, trochę poddany, bowiem wszystko, o co tyle walczył stało się niepotrzebne.
- Dajmy z siebie wszystko - zaśpiewał pogodnie Onew zanim światła na scenie wyłoniły ich sylwetki. - Jonghyun... - zawahał się, widząc zmęczoną twarz chłopaka. - Bądź silny i... spróbuj się czasem uśmiechnąć.
Gorzki grymas pojawił się na twarzy bruneta, bowiem od kilku dni nie potrafił przywołać na usta śladu uśmiechu. Pokiwał jednak pojednawczo głową, klepiąc lidera po ramieniu.
Razem ze światłem po hali rozszedł się przeszywający wrzask, witający ich na scenie. W takich momentach Jonghyun dochodził do wniosku, że naprawdę nie doceniał swojego zespołu jak i fanów. Nie mógł uwierzyć, jak szybko zostali zaakceptowani na scenie muzycznej i jeszcze kilka miesięcy temu nawet nie przypuszczał, że znajdą się w miejscu, w którym są teraz. Czuł, że kameralne występy dla garstki osób raz na zawsze przechodziły do przeszłości. Sam nie wiedział, czy jest gotowy na ten przełom, jednak w głębi serca czuł się niezwykle dumny z tego, co dokonali.
Tej nocy tak bardzo bał się, że wszystkich zawiedzie i raz na zawsze przekreśli całą ich ciężką pracę, dodatkowo czując się zupełnie bezsilnym w obecnej sytuacji. Ciągle powtarzał sobie, że może to zrobić, nawet jeśli ani razu w to nie uwierzył.
Rozglądnął się ponownie po publiczności, całym sobą przepraszając ich za wszystko, jednak na ich twarzach dostrzegał jedynie czystą radość i miłość. Nie mógł ich zawieźć. Z tą myślą śpiewał dla nich, wykorzystując całe pokłady energii i oddania, które jeszcze mu pozostały.
Koncert stał się dla niego snem, który przeżywał całym sobą, któremu oddawał się każdą cząstką swojego ciała i duszy, jednakże którego po przebudzeniu kompletnie nie pamiętał. W głowie majaczyły mu sceny i niewyraźne twarze, jednak nie potrafił odtworzyć tego, co robił kilka minut wcześniej. Pozostawał w tym transie, mając nadzieję, że krzyki fanów wyrażały aprobatę, a nie złość.
Sny często zawierają w sobie niewytłumaczalny akcent, który pojawia się niczym zwyczajne następstwo rzeczy, pozostając przy tym zupełnie absuradalnym. Jonghyun doświadczył podobnego zjawiska,  w momencie gdy razem z Taeminem i Onew składali ukłon w stronę publiczności. Zanim pochylił głowę, przelotnie omiótł publiczność, dostrzegając coś, czego jeszcze przed chwilą tam nie było i być nie mogło  Spuścił wzrok w absolutnym przekonaniu, że zmęczenie przywodziło mu przed oczy obrazy jego wyobraźni. Odniósł również wrażenie, że ramię Onew na jego plecach, chwyciło go mocniej. Pozostając w ukłonie, zwrócił głowę w stronę lidera z pytaniem wypisanym na twarzy. Onew wyglądał, jak gdyby przed chwilą zobaczył ducha.
- Hyung! - krzyknął do niego Taemin z drugiej strony. - Przyszedł! Naprawdę tu jest!
Jonghyun natychmiast się wyprostował, wiedziony bardziej ciekawością i gwałtownością niż zdrowym rozsądkiem. Zamrugał kilkakrotnie, bowiem wśród publiczności dostrzegł zmianę scenerii. Wśród rozentuzjazmowanego tłumu pojawiło się wolne pole przy samej scenie  w którym na wózku inwalidzkim siedział Kim Kibum.
Jego Kim Kibum.
jego Key.
Jego tęczowy chłopiec.
Blondyn wyglądał blado, jednak na jego twarzy promieniał uśmiech, a on sam oklaskiwał ich występ. Jonghyun nie mógł uwierzyć swoim oczom, jednak skoro i Taemin i Onew widzieli to samo, musiało być to prawdą. A on tak bardzo chciał w to wierzyć.
Dopiero po chwili dostrzegł za wózkiem Choi Minho i matkę Kibuma, którzy również się do niego uśmiechali. Był pewien, że jego usta właśnie wygięły się w najszerszy uśmiech jaki kiedykolwiek na nich gościł.
Był szczęśliwy. Był tak niewyobrażalnie szczęśliwy, że początkowo nawet nie poczuł łez cieknących po jego policzkach. Zupełnie nie obchodziło go, jak teraz wyglądał, bowiem Kim Kibum tu był.
- Wszystkiego najlepszego! - krzyknął do mikrofonu, pozostawiając publiczność w zdezorientowaniu, natomiast reszta zespołu powtórzyła po nim zawołanie. - Kocham cię! - krzyknął jeszcze głośniej, widząc przed sobą tylko tę jedną osobę.
Nie mógł go usłyszeć, jednak widział, jak jego usta układają się w to samo miłosne wyznanie.
***
- Dobrze się czujesz? Podać ci wody?
Jonghyun w odpowiedzi jedynie kontynuował jednostajne kręcenie głową z niedowierzaniem zastygłym na jego twarzy.
- Jonghyun? Jjong! - zawołał głośniej Key, machając mu dłonią przed oczami.
- Jest w szoku - odpowiedział mu Taemin z drugiego końca garderoby, po czym zdjął z siebie skórzaną kamizelkę. - Chyba przesadziłeś z tą niespodzianką, hyung.
Key wzruszył ramionami, po czym lekko okręcił się na swoim wózku inwalidzkim, by sięgnąć po wilgotną chusteczkę, którą zaczął ocierać pot z twarzy bruneta.
- Lubię niespodzianki - odparł krótko. - Swoją drogą naprawdę liczyliście, że tak po prostu prześpię swoje urodziny? Mówiąc o niespodziankach, gdzie jest moje przyjęcie? - Omiótł wzrokiem kolejno Jonghyuna, Taemina, Onew, a następnie spojrzał z wyrzutem na swoją matkę i Minho.
Jonghyun powoli odzyskiwał spokój ducha i akceptował obrazy, które podsuwały mu oczy. Dla zupełnej pewności, przejechał dłonią po policzku blondyna. Był zimny, jednak tym samym zupełnie realny.
- Pokrzyżowałeś mi plany. Miałem naprawdę dobry plan! - odpowiedział brunet, przysuwając się bliżej chłopaka.
Blondyn wywrócił oczami.
- Skarbie, daj nam kilka minut, a zorganizuje ci takie przyjęcie, jakiego ten świat nie widział - obiecała jego matka, posyłając spojrzenie pełne miłości. - Chłopaki, idziemy - przejechała wzorkiem po obecnych, którzy posłusznie podążyli za nią.
  -Chcę tęczowy tort! Wiecie, że  mam dobrą pamięć! - krzyknął za nimi.
 Po tych słowach Jonghyun mimowolnie się uśmiechnął i wymienili między sobą znaczące spojrzenia. Zostali sami w garderobie, przez chwilę patrząc na siebie w milczeniu. Jonghyun tak bardzo tęsknił za widokiem jego oczu, że teraz nie potrafił przenieść z nich wzroku.
- Jesteś niesamowity - wyznał nagle, przerywając ciszę, na co Key zaśmiał się głośno.
- Nie - odparł. - Jestem tylko Key.
Jonghyun nie mógł dłużej siedzieć nieruchomo, gdy wszystko za czym tęsknił w końcu znalazło się przed nim. Objął go z całych sił, mając na uwadzę szczególną ostrożność.
- Nie rób mi tego więcej, proszę - wyszeptał mu blisko ucha. - Nie waż się mnie tak zostawiać.
Kibum odwzajemnił uścisk, ustami muskając jego szyję.
- Postaram się Jonghyun - obiecał i to wystarczyło. - Jeśli zaśpiewasz mi naszą piosenkę, zawsze do ciebie wrócę - dodał.
- Słyszałeś ją? - spytał  zdziwiony, na co blondyn przytaknął.
- Wszędzie cię usłyszę.
Od tamtej pory Jonghyun śpiewał dla niego każdej nocy i każdego ranka, by zobaczyć jak budzi się tuż obok niego. 
***

Jest jest jest! <3
Niestety, znowu kazałam Wam czekać! Wybaczcie, nie przewidziałam, że koniec semestru aż tak mi namiesza w planach. W każdym razie na pocieszenie, dla każdego kawałek tortu:

i Sehun, który całym sobą wczuł się w koncept.

Dobra robota, Sehunnie.

Co do finałowej części... wszystko potoczyło się - mniej lub więcej- według pierwotnego szkicu. Nigdy nie planowałam uśmiercać Kibuma, bo i nie miałabym serca tego zrobić. Naprawdę... nie. Nigdy.

Mam tę tendencję do zostawiania luźnych zakończeń, jak i spinania historii w klamry. Co będzie dalej? Życzę im jak najlepiej, jednak pozwolę im cieszyć się sobą bez mojej... dyktatury. Uh, mocne słowo.

Przepraszam, jeśli momentami historia stawała się zbyt ckliwa, ale często dawałam się pochłonąć przez to opowiadanie i rozpływać nad nimi. Z tą dwójką tak już po prostu mam...

Dziękuję każdemu, kto poświęcił mi odrobinę swojego czasu i uwagi. Czuję się lepiej, wiedząc, że ktoś zechce to przeczytać. Pozwolę sobie zachęcić Was do zostawienia nawet drobnej opinii o tej historii. Sprawiają mi dużo radości, nawet jeśli będą krytyczne. Po prostu... chciałabym wiedzieć.

Co dalej? Oczywiście, najchętniej pisałabym znów o Jonghyunie i Key, jednakże ostatnio moją głowę zaprząta Exo. Cierpię z powodu D.O. i marzy mi się Kaisoo. Z drugiej strony myślę nad kontynuacją Wschodu Słońca. W każdym razie, obiecuję wrócić do Was niedługo!

Ściskam, całuję i pozdrawiam!