wtorek, 17 września 2013

Biały Kruk [HunHan] 2/2

GATUNEK: Romans, fantasy, angst
BOHATEROWIE: Lu Han, Oh Sehun

OSTRZEŻENIA: Brak


To mógł być pierwszy, ale i ostatni dzień tygodnia, w każdym razie dla Luhana wszystkie poranki wydawały się takie same. Wiedział jedynie, że od rozstania z Sehunem minęło czternaście monotonnych dni i tyle samo nocy, a on z obojętnością i apatią pozwalał, by czas płynął dalej. Nie chciał, by tak wyglądała reszta jego życia, ale z drugiej strony niemożliwym stało się dla niego powrócić do codziennej rutyny. Ciągle łapał się na tym, że myśli o chłopaku ze srebrnym, głębokim spojrzeniem, że szuka go na ulicach, że wypatruje go przez okno na linii horyzontu. Rozmyślał o tym, co mógł teraz robić, jak się czuł i czy radził sobie z utratą bliskiej osoby.  Czasem nie mógł przypomnieć sobie, jak wyglądało jego życie zanim poznał Sehuna, a tym bardziej z trudnością przychodziło mu kontynuowanie swojej codzienności. Nie przypuszczał, że w tak krótkim czasie wszystko mogło zwalić mu się na głowę.
Bardziej z przyzwyczajenia niż głodu udał się na śniadanie, które zwykł spożywać w towarzystwie ojca i brata. Na samą myśl o nich jego apetyt zanikał, a on z coraz większą niechęcią kierował swoje kroki w stronę kuchni. Od dwóch tygodni bardzo często opuszczał momenty wspólnych posiłków, bowiem od pamiętnego wydarzenia w jaskini, czuł niechęć i odrazę do własnej rodziny. Świadomość, że jeden z nich mógł przelać krew Dziecka Księżyca sprawiała, że z trudem mógł spojrzeć im w oczy, a zarazem powstrzymać rodzącą się w sercu nienawiść.
Zatrzymał się przy drzwiach od kuchni, zza których dobiegały głosy zarówno jego ojca jak i brata. Stanął z ręką na klamce, wahając się, czy naprawdę był gotowy wejść do środka.
- Nasze wojsko jest śmiechu warte. - Usłyszał szyderczy niski głos ojca, a następnie odgłos miętej gazety. - Jedna wielka banda głupców!
- Co tym razem? - Pytanie padło ze strony Krisa.
- Nic nowego, synu. Kolejna porażka - odparł mężczyzna, a po chwili do uszu Luhana dotarł dźwięk rzuconej na stół gazety. - Zlikwidowali kolejne skupisko Dzieci Księżyca, jednak jak zwykle poza zabiciem wszystkich, nie wyciągnęli od nich żadnych nowych informacji. Banda kretynów, umie jedynie wymachiwać bronią zamiast użyć odrobiny rozumu!
Luhan w przypływie gniewu zacisnął dłonie w pięści, z całych sił powstrzymując się przed wtargnięciem do kuchni.
- Jakich informacji, ojcze? - dopytywał Kris. - Masz na myśl kamień księżycowy?
- Czy nie to jest w tym wszystkim najważniejsze? - odparł zirytowany mężczyzna, a następnie w pomieszczeniu rozległ się odgłos sztućców.
Chłopak za drzwiami, słysząc wzmiankę o kamieniu księżycowym, w jednej chwili postanowił w końcu wejść do środka. Uchylił drzwi i jego oczom ukazała się groteskowo naturalna scena z życia szczęśliwej rodziny siedzącej przy wspólnym śniadaniu. W tamtym momencie, nie po raz pierwszy, odniósł wrażenie, że kazano mu odgrywać rolę nie mającą za wiele wspólnego z jego własnym życiem.
- Dlaczego szukamy kamienia księżycowego? - wypalił bez przywitania, zanim dobrze usiadł na swoim miejscu.
Zarówno ojciec jak i Kris milczeli przez długą, ciążącą nad nimi chwilę, patrząc na Luhana, jak gdyby widzieli go pierwszy raz w życiu. Wiedział, że będą się tak zachowywać, jednak cierpliwie wytrzymywał ich spojrzenie.
- Kamień księżycowy to nasza przyszłość - odezwał się w końcu starszy mężczyzna, mierząc go karcącym spojrzeniem, bowiem nie znosił, gdy Luhan wykazywał ignorancję w sprawach tak dla niego ważnych. - Ten kamień jest najcenniejszą rzeczą istniejącą na tej planecie, a teraz znajduje się w niewłaściwych rękach.
Luhan na jego słowa powstrzymał się od drwiącego prychnięcia.
- Może nam dać nieśmiertelność, a może i stanowić potężną broń, w każdym razie wiem jedno. Ten kamień wkrótce znajdzie się w moim posiadaniu, choćbym miał zniszczyć całą tę przeklętą rasę wynaturzonych istot!
Chłopak miał ochotę wstać od stołu i wykrzyczeć ojcu, co tak naprawdę myśli o jego poronionych ideach, jednak ostatkiem woli udało mu się pozostać na miejscu. Nie odezwał się, pozwalając, by słowa mężczyzny pozostały między nimi niczym najgorsza trucizna.
- Luhan, dlaczego opuszczasz treningi? - Ojciec ponownie się do niego zwrócił, a w jego głosie wciąż słyszał znajomą złość. - Istnieje powód, dla którego lekceważysz swoje obowiązki?
- Mam ważniejsze sprawy, ojcze - odparł wymijająco, nie mając najmniejszej ochoty na tę dyskusję.
- Nie ma niczego ważniejszego! - Mężczyzna uniósł głos, na co chłopak lekko drgnął. - Chcę wiedzieć, co robisz całymi dniami! Dlaczego nie nocujesz w domu?
Odważył się unieść wzrok, bowiem nie spodziewał się tego typu pytań ze strony ojca, jak i nie spodziewał się, że ten zauważy jego nieobecność. Nie miał najmniejszego zamiaru opowiadać ojcu o tym, że większość czasu spędzał u Suho oraz na terenach wokół posesji z naiwną nadzieją, że spotka gdzieś Sehuna. Nie chciał też mówić mu, że spał u przyjaciela z tą samą głupią nadzieją, że Sehun będzie go tam szukał.I tak, na pewno ucieszyłaby go wiadomość, że spoufala się z Dzieckiem Księżyca, któremu tak chętnie podciąłby gardło przy każdej możliwej okazji.
- Pracuję - odparł krótko i wymijająco, po czym wstał od stołu, chcąc jak najszybciej zakończyć rozmowę. - I wypełniam swoje obowiązki, ojcze. Będę u Suho - dodał i ruszył w stronę wyjścia.
Drzwi trzasnęły za nim, choć wcale tego nie planował. Ich głośny huk o framugę zagłuszył głos ojca, przez co Luhan nie usłyszał, jak mężczyzna rozkazuje drugiemu synowi śledzić swojego brata.

***

Czas niemiłosiernie biegł do przodu, jednak Luhan wciąż pozostawał zamknięty w swoich wspomnieniach. Kurczowo trzymał się tych kilku momentów z przeszłości, odmawiając ruszenia w stronę przyszłości. Nie pragnął jej dopóty, dopóki nie ujrzałby na jej horyzoncie Sehuna.
Luhan był uparty, a jego wytrwałość zasługiwała na podziw, może i z tego powodu los postanowił go wynagrodzić, w momencie, gdy wcale się tego nie spodziewał. Nieustannie myślał o Sehunie z niegasnącą nadzieją, że jeszcze go spotka, jednak nie był pewien, co wypełniało jego umysł, gdy spał. Mógł nie śnić o jasnowłosym chłopaku, może też dlatego wspomniany postanowił wtargnąć do jego głowy siłą.
Obudził go krzyk Suho i głośna wymiana zdań dobiegające z korytarza. Zdziwiony i wciąż zaspany przetarł oczy i podniósł się na łóżku w pokoju gościnnym przyjaciela, tym samym, w którym kiedyś leżał ranny Sehun. Próbował wyłowić cokolwiek z dyskusji za drzwiami, jak i zrozumieć nietypową sytuację, zważywszy na to, że było już po północy. Suho nie miał wrogów, dlatego pierwsze, co przyszło do głowy Luhana to jego ojciec lub brat, którzy przypuszczalnie postanowili go szukać.
Z drugiej strony, nie mógł pozbawić się nadziei, że to nie kto inny a Sehun.
Z tą myślą, wyskoczył z łóżka gotowy wybiec na korytarz, jednak nagle, na portalu przy lewej ścianie pojawił się fantom Suho. Twarz chłopaka, choć równie zaspana, zdradzała niezrozumiały dla blondyna gniew i jeszcze mniej zrozumiałą urazę.
- Suho? Co się dzieje? - spytał zachrypniętym głosem, zatrzymując się na środku pokoju.
Przyjaciel patrzył na niego z chłodem i dystansem.
- Mogłeś mi powiedzieć - rzucił beznamiętnie. - Nie uważasz, że zasługiwałem na to, by wiedzieć?
- Wiedzieć co? - nalegał zniecierpliwiony, mając zupełny mętlik w głowie.
- Sehun - Imię chłopaka zabrzmiało niezwykle dziwnie w ustach przyjaciela, bowiem Luhan nigdy nie słyszał go od nikogo innego, bo i nikt inny nie znał...
Luhan zamarł w miejscu.
- Dobranoc, Luhan - rzucił, zanim blondyn zdążył spytać go, skąd znał imię Dziecka Księżyca. - Porozmawiamy jutro.
Obawiał się, że Suho nie wiadomo skąd, mógł wiedzieć dużo więcej. Pytanie skąd?
Fantom zniknął, pozostawiając pusty portal, a on rzucił się w stronę drzwi, by znaleźć przyjaciela i zażądać wyjaśnień.
Zanim zdążył nacisnąć klamkę, te uchyliły się, a on prawie wpadł na osobę stająca za nimi. Zrobił krok w tył i w tym samym momencie po raz drugi tej nocy zamarł oniemiały.
Pierwszą rzeczą, jaką odnotował była para srebrnych oczu patrząca prosto na niego. I te usta wygięte w drwiącym uśmiechu.
- Sehun? - spytał cicho, a jego głos zabrzmiał obco dla niego samego.
- Witaj, piękny - rzucił spokojnie, wchodząc do pokoju.
Luhan nie ruszył się z miejsca, patrząc z niedowierzaniem na chłopaka, którego widoku wypatrywał od tylu tygodni. Stał przed nim żywy obraz z jego wyobraźni, a on zdążył odnotować, że zapamiętał go niezwykle dokładnie. Nie zmienił się ani trochę od kiedy ostatnio się widzieli, może poza tym, że jego twarz wydawała się trochę zmężnieć, a w jego oczach smutek zdawał się wolno ustępować.
- Czekałem na ciebie - wyznał, robiąc nieśmiały krok do przodu, na tyle, by mógł go dotknąć i przekonać się, że był prawdziwy.
- Wiem - wyszeptał, nachylając się nad blondynem. - Wybacz, że kazałem ci czekać.
- Wybaczam - odparł szybko i w tej samej chwili pocałował go.
Luhan uznał, że tak naprawdę nie miał mu czego wybaczać, bowiem warto było czekać na tę jedną noc, w której został wynagrodzony przez los i szczęśliwy, jak nigdy wcześniej.
Nie pamiętał początku. Nie pamiętał momentu, w którym ich pocałunki przerodziły się w żywe pożądanie.
Pamiętał za to, że nie potrafili przestać.
Nie chciał zamykać oczu, chcąc widzieć, jak Sehun, tak samo jak on, przeżywał apogeum ich namiętności. Chciał zapamiętać moment, gdy obaj spalali się w jasnym płomieniu, pragnąc siebie nawzajem z ta samą mocą, tą samą zachłannością. Chciał zapamiętać każdy pocałunek ofiarowany mu przez ukochanego, każdą chwilę ich wspólnej miłości, każde wyznanie i obietnicę. Sam nie był w stanie zliczyć, ile razy wykrzyczał, jak bardzo go kochał. Krzyczeli tej nocy długie godziny, choć ciągle wydawało im się to zbyt mało.
- Sehun? - spytał sennie Luhan, gdy leżeli ściśle objęci, zaplątani w prześcieradło.
Jasnowłosy otworzył oczy, w których mimo zmęczenia, wciąż widniało niegasnące pożądanie.
- Tak?
- Czy wierzysz w białe kruki? - spytał, mimowolnie zamykając oczy, balansując na granicy snu i rzeczywistości.
- Wierzę w ciebie.
Nie był pewien, czy odpowiedź pochodziła od prawdziwego Sehuna czy tego, który nawiedził go we śnie. Nie chciał tracić go z oczu, jednak obiecał mu, że gdy rano się obudzi, ten będzie tuż przy nim.

***

Luhan na nowo zaczął rozróżniać dni tygodnia, bowiem każdy stał się dla niego wyjątkowy, każdy niósł ze sobą coś niezwykłego, przez co w końcu mógł docenić mijający czas. Zwłaszcza, gdy ów czas spędzał z Sehunem.
Ich spotkania zdawały się kwestią przypadku, jednak w rzeczywistości każde zostało zaplanowane i szczelnie owiane sekretem. Sehun balansował między chwilami dzielonymi z Luhanem a życiem, o którym ten nie wiedział za wiele, doceniał jednak to, że chłopak nie zrezygnował z niego, choć ich znajomość z pozoru wydawała się tak krótka i nietrwała.
Nie myślał w ten sposób, gdy Sehun całował jego szyję, powodując u niego dreszcze na całej długości kręgosłupa. Wywoływał w nim emocje, o które wcześniej by się nie posądził, sprawiał, że czuł wszystko tak intensywnie, jak nigdy do tej pory. Luhan kochał ten dotyk, tak znajomy i upragniony.
Lubił, gdy Sehun opowiadał mu o Dzieciach Księżyca, zdradzając sekrety i tajemnice nieznanego dotąd świata. Wszystko wydawało mu się nieprawdopodobne i fascynujące, a zarazem wiedział, że przez to kim był, nigdy nie powinien usłyszeć ani jednej z owych historii. Luhan przy Sehunie czuł się na swoim miejscu, choć tak naprawdę im bliżej, chłopaka się znajdował, im więcej się o nim dowiadywał, tym ciężej było mu określić, kim w tym momencie sam się stawał. Kim był Luhan, w co wierzył i kogo kochał.
Sehun prowadził go swoją drogą, ucząc kochać i być kochanym. Na razie to mu zupełnie wystarczało.
- Dlaczego wybraliście noc? - zadał pytanie, które nasuwało mu się od dłuższego czasu.
W odpowiedzi jasnowłosy chłopak uśmiechnął się do niego tajemniczo.
- Ty i ja, Luhan - zaczął odwracając się w jego stronę. Siedzieli na łące nieopodal miejsca ich pierwszego spotkania. - My i wy jesteśmy jak motyle. Nocne i dzienne. Życie zmusza nas do kompromisu. Oddajemy wam złoty księżyc, sami decydując się na ten srebrny.
W istocie, przyznał w duchu Luhan, to miało sens.
- Motyle to kruche stworzenia - zaznaczył mimowolnie, po czym położył się na miękkiej trawie, wbijając wzrok w złociste niebo wśród koron drzew.
- Dlatego tak bardzo mi je przypominasz - wyznał cicho Sehun, po czym oparty na łokciach nachylił się nad nim tak blisko, że mógł policzyć delikatne piegi wokół jego nosa. - Piękny, ulotny i tak łatwy do zniszczenia. Mówiłem ci kiedyś, że życie niszczy wszystko, co piękne.
Tym razem to Luhan uśmiechnął się do niego tajemniczo, po czym uniósł się lekko, by przelotnie i drażniąco musnąć jego usta.
- Umiem się bronić - zaznaczył z pewnością w glosie, choć i to nie powstrzymało uśmiechu politowania w kącikach ust Sehuna. - Umiem walczyć.
- Czyżby?
Zanim Luhan zdążył zareagować na kpiącą zaczepkę, Sehun przyszpilił go do podłoża, po czym chwycił  za nadgarstki i uniósł jego ramiona nad głowę. Uniósł się nad nim na łokciach, a jego twarz wyrażająca triumf przesłoniła mu światło. Nie powiedział nic więcej, jednak wyraźnie czekał na to, co powie sam Luhan.
Blondyn milczał nieporuszony sytuacją w jakiej się znalazł, a jedyne na co się zdobył to uniesienie głowy i ponowne muśnięcie warg Sehuna. Tym razem jednak włożył w pocałunek więcej wysiłku, a następnie leniwie zaczął wargami wodzić po szyi chłopaka. Zduszony jęk oraz rozluźniający się uścisk wokół jego nadgarstków dało mu do zrozumienia, że istotnie jego działania przynosiły efekt.
Sehun zupełnie rozluźnił uścisk, by ująć jego twarz w obie dłonie i pocałować z zachłannością, od której Luhana ponownie przeszedł dreszcz.
- Zabraniam ci walczyć w ten sposób z innymi - wyznał na pół poważnie na poł rozbawiony. - Absolutnie zabraniam.
- Jak sobie życzysz - odparł, po czym roześmiał się głośno.

***

Noce stawały się coraz chłodniejsze i mniej przyjazne wraz ze zbliżającą się zimą. Nikt nie wyczekiwał jej nadejścia, instynktownie biorąc ją za zły omen i obawiając się najgorszych zdarzeń losowych. Pierwszy śnieg nie wywoływał zachwytu, a jedynie napędzał lęk, co sprawiało, że późną jesienią ludzie stawali się markotni i przygnębieni.
Luhan nie mógł całkowicie utożsamić się z ponurą aurą otoczenia, bowiem mimo wszystko, czuł się szczęśliwy, jednak nawet on tej nocy cierpiał z powodu zimna i wszechobecnej wilgoci w powietrzu. Dzielnie powstrzymywał się od marudzenia, jednak od czasu do czasu rzucał Sehunowi złowrogie spojrzenie. Jasnowłosy, widząc jego reakcje i zupełny brak odporności na chłód, przyciągnął go bliżej siebie, przez co obaj omal co nie spadli z grubej gałęzi drzewa, na którym siedzieli przez ostatnie kilka godzin. Przytuleni do siebie uparcie wpatrywali się w grotę u podnóża skał, w milczeniu wyczekując dobrego momentu.
- Czy ty w ogóle jesteś pewien, że zobaczymy tu niedźwiedzia? - spytał Luhan, gdy jego cierpliwość i stopień przemarznięcia sięgały zenitu.
- Tak - odparł krótko, acz wiarygodnym tonem.
Luhan westchnął przeciągle, a z jego ust wyleciał biały obłok pary. Miał wrażenie, że był on ostatnią namiastką ciepła, jakie jeszcze w sobie posiadał.
- Nigdy tu żadnego nie spotkałem - mruknął, ocierając o siebie zdrętwiałe ręce.
Sehun w tym czasie, objął go mocniej, przysuwając usta do jego zmarzniętego policzka.
- Ufasz mi? - szepnął do niego.
Zadał mu to pytanie już wiele razy tej nocy, jak gdyby wciąż niepewny jego odpowiedzi, nawet jeśli Luhan za każdym razem odpowiadał w ten sam sposób.
- Jak nikomu na tym świecie. - Odwrócił się w stronę chłopaka, by móc spojrzeć mu w oczy. Sehun uśmiechnął się lekko, po czym kiwnął głową.
- W takim razie bądź cierpliwy - poprosił, opierając głowę na ramieniu blondyna.
Luhan nie kwestionował dłużej jego słów, nadal wypatrując niedźwiedzia na pokrytej szronem łące. Znosił przeszywający go mróz, starając się na tyle na ile było to możliwe, zapomnieć o nim, odwracając swoją uwagę.
Nie był pewien, ile czasu spędzili na gałęzi drzewa, ale podejrzewał, że wkrótce nadejdzie świt. Co jakiś czas zasypiał na kilka minut, by ocknąć się w mocnych objęciach ciągle czuwającego Sehuna. gdy w pewnym momencie znów udało mu się zdrzemnąć, nagle poczuł lekkie, acz stanowcze pociągnięcie ze strony drugiego chłopaka. Ocknął się z uśpienia i spojrzał na niego pytająco, jednak Sehun nakazał mu wzrokiem podążyć na dół, w kierunku jaskini.
Luhan miał właśnie krzyknąć z wrażenia, jednak Sehun jak gdyby przygotowany na jego reakcję, przyłożył mu swoją dłoń do ust. Blondyn zupełnie już pobudzony przyglądał się wielkiemu niedźwiedziowi, podążającemu w stronę ciemnej groty. W nocnym świetle jego sierść wydawała się srebrna, choć Luhan wiedział, że w rzeczywistości była szara. Wiedzieli go jedyne kilka sekund, zanim zniknął we wnętrzu jaskini, jednak Luhan uznał, że warto było czekać nawet całą noc dla tego niespotykanego widoku.
- Nie przypuszczałem, że są takie wielkie - powiedział w końcu, nadal wpatrując się w nieprzeniknioną czerń groty.
Sehun zaczął podnosić się z gałęzi ostrożnie i powoli, by nie zrzucić z niej ich obu, po czym wstając oparł się o inną gałąź.
- Ja też - wyznał, wyciągając dłoń w stronę zdziwionego Luhana.
Nie ruszył się z miejsca, mierząc go pełnym niedowierzania wzrokiem.
- Nigdy nie widziałeś niedźwiedzia?
Sehun w odpowiedzi wzruszył ramionami.
- Nie, ale miałem  przeczucie, że dziś go zobaczymy - odparł, ponaglając go gestem, by chwycił jego dłoń.
Luhan ostatecznie wstał z miejsca, trzymając się ramienia Sehuna.
- Chcesz mi powiedzieć, że tak naprawdę nie byłeś pewny, że w ogóle jakiegoś zobaczymy?! - spytał z oburzeniem, mierząc go pełnym wyrzutu spojrzeniem.
Sehun na moment odwrócił wzrok, jednak po chwili ponownie spojrzał na niego przepraszająco.
- Miałem silne przeczucie, że to ta noc - wytłumaczył się, po czym lekko zeskoczył z gałęzi.
Gdy znalazł się na ziemi, wyciągnął ramiona w stronę Luhana, który wciąż mierzył go lekko obrażony.
- Zaufałem ci, ty draniu - powiedział, po czym skoczył na ziemię z lekką pomocą drugiego chłopaka. - Mogliśmy tu zamarznąć i umrzeć i nic nie zobaczyć, bo ci zaufałem...
- Wiem - powiedział Sehun z tajemniczym uśmiechem, po czym jego oczy zajarzyły się srebrnym blaskiem. - I czy to właśnie nie jest w tym wszystkim najpiękniejsze?
Luhan obrzucił go pytającym spojrzeniem. Sehun ponownie wyciągnął w jego stronę dłoń.
- Masz na myśli śmierć z zamarznięcia? - spytał, nierozumnie przekrzywiając głowę.
W odpowiedzi Sehun zaśmiał się głośno, jednak natychmiast przestał, przypomniawszy sobie o śpiącej kilkanaście metrów dalej bestii.
- Nie, piękny. Miałem na myśli to, że mi bezgranicznie ufasz - odparł, obejmując go ramieniem.
Luhan przytaknął, zdając sobie sprawę, że to prawda. Odwzajemnił uścisk, po czym ziewnął przeciągle, wtulając twarz w ramię Sehuna.
- Czy to czyni mnie głupcem? - spytał, gdy ruszyli w stronę domu Luhana.
- Nie, to sprawia, że kocham cię jeszcze bardziej - odparł, wywołując u blondyna przyjemne ciepło, którego tak bardzo mu w tamtym momencie brakowało.

***

Do samego końca Luhan nie wiedział, gdzie tak naprawdę Sehun go prowadził. Mimo to, był podekscytowany i z ciekawością obserwował, dokąd zmierzali. Całą drogę Sehun trzymał go za rękę, jak gdyby bojąc się, że ten zaraz ucieknie. Co jakiś czas Dziecko Księżyca spoglądało na niego przez ramię, a jego srebrne oczy były jedynym, co dostrzegał w nocnym mroku. Wzrok Sehuna nie zdradzał napięcia czy niepokoju, właściwie Luhan nie mógł ocenić nastroju chłopaka, bowiem ten pozostawał dziś wyjątkowo tajemniczy. Sehun na ogół był skryty, jednak tej nocy stanowił dla niego kompletną zagadkę. Szanował to, przekonany, że jasnowłosy miał ku temu solidne powody. Podświadomie czuł, że sprawa musiała dotyczyć czegoś poważnego, trochę niepokojącego i wartego cierpliwości.
Wiele razy chodzili leśnymi ścieżkami, przemierzając nowe szlaki i do tej pory Luhan miał wrażenie, że zna puszczę na wylot, jednak droga, którą dziś szli, okazała się być dla niego zupełnie nieznana. W odróżnieniu od niego, Sehun zdawał się iść na pamięć.
Pomimo że zima zapanowała już na dobre, spowijając otoczenie mroźną, nieprzyjazną aurą, ta konkretna noc była spokojna jak gdyby uśpiona. Nad koronami drzew, bezchmurne niebo zdobił srebrny księżyc, którego Luhan nie był w stanie zobaczyć, a który dla Sehuna pozostawał bezbłędnym przewodnikiem.
Drzewa zdawały się przerzedzać im bardziej kierowali się na wschód lasu. Większość drogi przebyli w ciszy. Luhan był zaabsorbowany próbą rozpoznania i zapamiętania drogi, choć w rzeczywistości ścieżka wyglądała zupełnie zwyczajnie, bez żadnych specyficznych wskazówek.
Mogła minąć godzina, w momencie gdy otoczenie zaczęło się radykalnie zmieniać. Znaleźli się w miejscu, gdzie drzewa zaczynały rosnąć coraz sporadyczniej, a płaska ziemia ustępowała miejsca wzgórzom, gdzieniegdzie zaś na horyzoncie majaczyły skaliste grzbiety gór. Luhan nigdy nie dotarł do tego miejsca.
- To wyjątkowo długi spacer - odezwał się w końcu, gdy zaczął odczuwać zmęczenie.
Sehun drgnął na nagle przerwaną ciszę , po czym odwrócił się w jego stronę. Twarz chłopaka pozostawała nieprzenikniona.
- To nie spacer, Luhan - zaczął poważnie. - To podróż. Bardzo ważna podróż.
Odpowiedź zbiła go z tropu. Nie wiedział, co miał rozumieć przez tę zmianę terminologii, jak i co podróż mogła znaczyć dla Sehuna. Czy przewidywał powrót oraz co spodziewał się zastać na jej końcu. Mimo wszystkich kumulujących się w nim pytań, nie przestawał iść naprzód.
- Dokąd?- spytał, ostatecznie przegrywając z ciekawością.
- Prawie jesteśmy na miejscu - odparł wymijająco, co Luhan skwitował zrezygnowanym westchnieniem. - Chcę ci coś pokazać.
Ta odpowiedź musiała mu wystarczyć, dlatego ustąpił i nie pytał dalej, powróciwszy do rozglądania się po otoczeniu. Śnieg skrzypiał pod ich stopami, momentami tak gęsty, że z trudem brnęli na przód. Przed nimi zaczęło rozpościerać się strome i surowe pasmo gór. Luhan wiedział, że znajdowały się gdzieś na wchodzie, nie przypuszczał jednak, że tak blisko od jego domostwa. Znaleźli się u podnóża skał i tego miejsca chłopak nie był w stanie dostrzec ich wierzchołków, które zdawały się przebijać ciemny nieboskłon. Od samego patrzenia na ich wysokość, Luhanowi kręciło się w głowie.
Ze wzrokiem w górze, Luhan prawie nie zauważył, że Sehun wciąż prowadził go za rękę po  stosunkowo niskiej skalnej półce. Dopiero w momencie, gdy do jego uszu dotarł szum wody, odwrócił uwagę od monumentalnego widoku. Spojrzał przed siebie i zamarł w miejscu, bowiem stanęli zaledwie kilka kroków od wodospadu torującego sobie drogę między dwoma górami.
- Sehun? - spytał niepewny, szarpiąc za ramię drugiego chłopaka. - Co to za miejsce?
Zapytany wyciągnął przed siebie ramię, prosto pod wodny płaszcz, po czym zrobił krok naprzód, częściowo za nim niknąc. Woda odbijała się od jego ciała, jednak zdawał się nie zwracać uwagi na to, że był już cały przemoczony, przy okazji ochlapując Luhana. Pociągnął go za sobą, na co niechętnie się zgodził, jednak zatrzymał się przed wodospadem, niepewny, czy naprawdę ma ochotę na nieplanowany prysznic.
- Moje miejsce - odpowiedział Sehun, po czym wziął go za obie ręce i pociągnął do siebie, znikając na ścianą wody.
Luhan zdążył zamknąć oczy, w momencie gdy woda zaczęła boleśnie w niego uderzać. Trwało to zaledwie kilka sekund i po chwili odetchnął głęboko, stojąc za ścianą wodospadu. Zamrugał kilkakrotnie, bowiem wewnątrz było ciemno, a jedynym jasnym punktem, który mógł dostrzec był Sehun.
- Twoje miejsce? - powtórzył głośno, a echo poniosło jego głos dalej. Oddychał szybko, wciąż oszołomiony i dodatkowo przemoczony. - Chcesz powiedzieć, że mieszkasz w jaskini?!
Stłumiony chichot Sehuna obił się o skalne ściany.
- I tak i nie - zaczął, a jego srebrne oczy przesunęły się po nieprzeniknionej ciemności. - Teoretycznie tak, to jaskinia, jednakże zdążyliśmy ją... udoskonalić.
Zanim Luhan zdążył zapytać, co nazywał udoskonaleniem czy kim byli „my”, Sehun klasnął w dłonie, na co ciemna, wilgotna jaskinia zajarzyła się lekkim, białym światłem, pochodzącym z wielu maleńkim punkcików na ścianach. Blondyn sapnął z wrażenia, oglądając coś co na pierwszy rzut oka wydało mu się magiczne. Znajdowali się przy wejściu do tunelu, a światełka na skałach wiły się cienką spiralą w jego głąb, tworząc niezwykły wzór, który zdawał się nie mieć końca.
- Co to takiego? - spytał oniemiały widokiem Luhan. - Zaraz, czy to jest właśnie kamień księżycowy? - Prawie krzyknął, gdy myśl pojawiła się w jego głowie.
W odpowiedzi Sehun pokiwał głową i z nieukrywaną dumą przyglądał się komicznej reakcji Luhana, który pozostawał w głębokim zachwycie nad nowo odkrytym miejscem.
- Chodź, to nie wszystko - dodał i wyciągnął do niego dłoń, którą chwycił i dał się poprowadzić w głąb spiralnie oświetlonego korytarza.

***

Tamtej nocy Luhan po raz pierwszy odwiedził miejsce, które Sehun nazywał swoim domem. Poznał siedzibę zamieszkałą przez dziesiątki Dzieci Księżyca, których ten nazywał rodziną. Znalazł się w samym sercu tajemnicy, do której żaden człowiek jego pokroju nie powinien mieć wstępu. Ta wizyta oznaczała, że teraz także Sehun postanowił mu bezgranicznie zaufać i odsłonił przed nim swoją najskrytszą stronę.
Możliwe, że dzięki takiemu sposobowi patrzenia na sprawę, Luhan nie czuł strachu, gdy znaleźli się w sali wypełnionej przez Dzieci Księżyca, których wszystkie spojrzenia skierowane były prosto na niego. Wiedział, że powinien zachować ostrożność, a jego instynkt samozachowawczy powinien zasugerować mu natychmiastową ucieczkę, jednak w tamtym momencie Luhan pozostawał jedynie ciekawy i zafascynowany.
Sehun mocniej ścisnął jego dłoń. Niektóre z Dzieci Księżyca zmierzyły ich splecione ręce z wyrazem zupełnego niedowierzania. Nikt jednak nie rzucił mu się do gardła, nikt, od kiedy wszedł do okrągłej sali ze ścianami szczelnie wykutymi kamieniem księżycowym, nawet nie spróbował go zaatakować.
Otoczony dziesiątkami wrogów, Luhan czuł się zupełnie bezpieczny i co najgorsze, nie widział w tym niczego dziwnego.
- To właśnie on - powiedział Sehun, unosząc głowę i z poważnym wyrazem twarzy lustrując resztę zebranych. - To Luhan.
Wspomniany od początku znajdował się w centrum uwagi, jednak po słowach Sehuna zainteresowanie jego osobą stało się wręcz namacalne. Nie przepadał za tego typu sytuacjami, dlatego zaczął czuć się niezręcznie. Zmusił się do lekkiego i bardzo zmieszanego uśmiechu w stronę tłumu, po czym przez chwilę zastanawiał się, czy wypada mu pomachać do nich wolna dłonią, jednak ostatecznie wolał nie ryzykować błędnych interpretacji jego gestu.
- Od dziś jest jednym z nas - dodał Sehun głosem nie znoszącym sprzeciwu, jednak jego stanowczość zdawała się być zbędna, bowiem zebrani nie zareagowali gwałtownym protestem, którego Luhan i zapewne Sehun się spodziewali. W tłumie można było dostrzec kilka nieśmiałych skinięć głową, kilka osób odwróciło wzrok, jednak w istocie, nikt nie krzyknął.
Luhan lekko zdziwiony wymienił spojrzenie z Sehunem, po czym znów skierował je na Dzieci Księżyca. W tamtym momencie zrozumiał kilka rzeczy; po pierwsze, Sehun musiał być dla nich kimś ważnym, jak gdyby przywódcą, bowiem wszyscy zdawali się respektować jego decyzję; po drugie, Dzieci Księżyca wcale nie były do niego agresywnie nastawione, o czym od zawsze go przekonywano. To własnie oni, enigmatyczny lud, zdawał się bać jego, jak gdyby spodziewając się po nim owego nastawienia.
Cisza i stoicyzm, z jakimi Dzieci Księżyca go obserwowały, sprawiały, że sytuacja stawała się dla niego coraz bardziej niezręczna i niewygodna. Posłał w stronę Sehuna błagalne spojrzenie, by ten w końcu skrócił jego męki, czego zrozumienie potwierdził kiwnięciem głowy.
- Proszę Was - zaczął ponownie, nieco mniej formalnym tonem. - Pozbądźcie się uprzedzeń i dobrze przyjmijcie Luhana.
- Sehun.. - Pojawienie się nowego głosu wywołało ogólne zdziwienie i wszyscy zaczęli rozglądać się po komnacie. Z tłumu wynurzyła się drobna jasnowłosa kobieta o dużych, srebrnych oczach, które zdawały się jeszcze większe, gdy patrzyła na Sehuna z mieszanką przerażenia, ale i gniewu. - Rozumiem, że masz ku temu dobre powody, ale dlaczego my mielibyśmy mu zaufać? Przecież to... - Mocno zacisnęła wąskie usta, gdy chłopak uciszył ją stanowczym gestem dłoni.
- Nie, Boa - powiedział ostro. - Luhan nie zasłużył na to, byś postrzegała go jako wroga.
- Dlaczego tak twierdzisz? - spytała, a jej oczy gniewnie się zwęziły. - Nie zapominaj, braciszku, że ja również odpowiadam za życie i bezpieczeństwo tych ludzi. Kiedy przyprowadzasz do nas jednego z nich, mam prawo mieć co do niego podejrzenia. To szaleństwo bratać się w nimi. - Ostatnie słowo wymówiła z wyraźną pogardą.
Na zakończenie obrzuciła Luhana złowrogim spojrzeniem, z powodu którego poczuł się okropnie winny. Nagle zaczął postrzegać siebie jako ciemny charakter, ponoszący odpowiedzialność za zło wyrządzone przez jego ludzi. W jednym momencie chciał zniknąć z pola rażenia tego oskarżycielskiego spojrzenia. Nigdy nie pragnął stawać między Sehunem a jego rodziną, nawet nie przypuszczał, że kiedykolwiek dojdzie do takiej sytuacji.
Reszta zebranych obserwowała ich z przejęciem, jednak w milczeniu, jak gdyby wciąż niepewni, którą stronę rodzeństwa powinni poprzeć.
- Boa, ja mu ufam - powtórzył z naciskiem Sehun, na co dziewczyna cicho prychnęła.- Luhan uratował mi życie.
Blondwłosa otworzyła usta, jednak słowa brata sprawiły, że zatrzymała się ze zdziwieniem wypisanym na twarzy.
- Tak - dodał. - Gdyby nie on, nie byłoby mnie tutaj. Miał milion okazji, by mnie zabić, a tymczasem wykorzystał jedną, by mnie uratować.
Słowa Sehuna sprawiły, że poczuł się lżej, jak gdyby ktoś wziął z jego ramion ciężkie poczucie winy, z którym sam sobie nie radził.
- On? -powtórzyła cicho, mierząc Luhana tym razem niepewnie.
Blondyn obserwował, jak maska nieufności i podejrzeń powoli znika z jej twarzy, pozostawiając po sobie zagubienie i tłumioną wdzięczność.
- Boa,  - zaczął Sehun zdecydowanie mniej śmiele niż dotychczas. Zrobił kilka kroków naprzód, by stanąć tuż przed siostrą. Luhan podążył jego śladem. - Boa, ja go kocham.
Po jego wyznaniu, oczy dziewczyny rozszerzyły się w wyrazie jeszcze większego szoku. Luhan nie był w stanie stwierdzić, co mogła w tamtym momencie czuć. Nie nazwałby tego kompletną akceptacją, jednak dostrzegł w jej twarzy cień zrozumienia. Widział, że targają nią sprzeczne emocje. Wyglądała na zagubioną, przez przez co, gdy spoglądął raz na Sehuna raz na Luhana, wydawała się dużo młodsza i jeszcze drobniejsza.
Cisza nie mogła trwać dłużej niż kilka sekund, jednak mimo to Luhan zdążył przegapić diametralną zmianę w postawie dziewczyny, która nagle objęła mocno brata, kryjąc twarz w jego ramionach. Lekko drżała pod kojącym dotykiem Sehuna, najwyraźniej płacząc.
Luhan zaczął czuć się jak intruz w tej intymnej scenie między bratem i siostrą, jednak zanim zdążył choćby odwrócić głowę, Boa oderwała się od Sehuna i spojrzała prosto na niego. Długo mierzyła go wzrokiem, jak gdyby próbowała prześwietlić jego dusze. Uznał, że równie dobrze dziewczyna mogła sprawdzać, czy w ogóle ją posiadał.
- Powinnam ci podziękować - zaczęła słabym głosem, ocierając kilka łez. - Nawet jeśli wciąż nie jestem przekonana, bo nie mam pojęcia kim jesteś, skąd jesteś i dlaczego tu jesteś. Podsumowując, już nic nie wiem... mimo to, dziękuję.
I mimo to, Luhan czuł, że naprawdę mu dziękowała. Nawet nie przypuszczał, że będzie to dla niego tyle znaczyć. Uznał to za przełomowy moment na drodze do akceptacji, czego w duchu tak bardzo pragnął.
- Nazywam się Luhan - przedstawił się, tym razem samodzielnie. - Sam nie wiem już kim jestem i gdzie należę. To przykre, ale chyba tak naprawdę nigdy tego nie wiedziałem. Od jakiegoś czasu wiem jednak, że wszystko, co mnie określa, związane jest z Sehunem. Dlatego tu jestem.
Boa niepewnie pokiwała głową, ponownie przenosząc wzrok na brata. Wymienili między sobą spojrzenia, których znaczenia Luhan nie był w stanie rozszyfrować.
- I naprawdę.. - zaczął niepewnie, omiatając wzrokiem tłum . - Nie musicie się mnie bać. Obiecuję, że nigdy nie wyrządzę wam żadnej krzywdy. Nigdy tego nie chciałem. - Gdy skończył, spuścił wzrok na kamienną podłogę.
- Witaj, Luhan - odezwała się cicho osoba z tłumu, tak samo jak uprzednio, wywołując ogólne poruszenie. - Witaj wśród nas.
Osoba jednak zdecydowała się pozostać anonimowa, bowiem nie wyłoniła się spośród reszty zebranych. Jak gdyby chciała mówić w imieniu wszystkich, jak gdyby chcąc w ten sposób oficjalnie go przywitać. Trochę niedorzecznie, ale Luhan w tamtym momencie poczuł się niczym w rodzinie.

***
- Jak się czujesz?
Pytanie Sehuna miało zabrzmieć zwyczajnie i niby przypadkowo, jednak Luhan od jakiegoś czasu czuł, jak ten w milczeniu bada i próbuje rozszyfrować jego myśli. Na oficjalnym spotkaniu z Dziećmi Księżyca nie wymienili między sobą zbyt wiele słów, jak gdyby zapobiegawczo utrzymując między sobą dystans. Poza tym Luhan pierwszy raz miał okazję zobaczyć Sehuna w roli przywódcy i ten władczy wizerunek również kazał mu zachowywać się wobec niego bardziej formalnie.
Nie przypuszczał, że zostanie tak gościnnie przyjęty, jednak dosyć szybko zaaklimatyzował się wśród tajemniczej gromady niezwykłych osób, zupełnie zapominając, że sam nie był jednym z nich. W duchu bowiem utożsamiał się z Dziećmi Księżyca.
Po spotkaniu Sehun nie zabrał go z powrotem do domu, pragnąc pokazać mu resztę miejsca, które zwykł nazywać domem, na co zgodził się bez większych przeciwwskazań. Zapewne, gdyby ten poprosił go o zostanie tu na zawsze, Luhan nie zastanawiałby się długo.
Światło z milionów drobnych kamieni docierało z przeróżnych miejsc w skałach a także zdobiło meble, jak i ubrania Dzieci Księżyca. Luhan przyglądał im się z niegasnącym podziwem, nie mogąc uwierzyć w ich istnienie. Kamienie znajdowały się nawet na dnie wielkiego jeziora, nadając jego tafli magiczny połysk. Gdy razem z Sehunem zanurzyli się w gorącej wodzie, Luhan miał wrażenie, że pływa w roztopionym fragmencie nieba.
- Chyba dobrze - odpowiedział, przywołując na usta uśmiech. - Trochę jak bohater bajki.
- Mam nadzieję, że jesteś jej pozytywną postacią - powiedział drażniąco Sehun.
- Jestem? - spytał, bowiem sam nie mógł wyzbyć się wątpliwości.
Blondyn podpłynął do brzegu jeziora i oparł się głową o skałę. Sehun podążył jego śladem i znalazł się tuż przed nim. Jego blady tors subtelnie komponował się z błyszczącą powierzchnią wody. Czasem, a szczególnie w takich okolicznościach, Luhanowi tak trudno było uwierzyć, że był on prawdziwy.
- Jesteś - odparł stanowczo, kładąc dłonie na skale po obu stronach blondyna. - Kiedy w końcu zaczniesz wierzyć w samego siebie?
Wzruszył ramionami, jednak w tamtym momencie zdał sobie sprawę, że Sehun miał dużo racji. Zawsze zastanawiał się, w co powinien pokładać swoją wiarę, gdy tymczasem nigdy nie był do końca przekonany wobec samego siebie.
- To przykre, że nie masz pojęcia, kim tak naprawdę jesteś - dodał Sehun z frustracją.
- Powiedz mi - poprosił, wbijając w niego desperackie spojrzenie.
Sehun prze chwilę milczał, zastanawiając się, jak zacząć.
- Jesteś bardzo dziwny - zaczął ze złośliwym uśmiechem, na co Luhan usiłował go podtopić, jednak chłopak okazał się zbyt silny. - Jednak to właśnie świadczy o twojej niezwykłości. Na tym świecie nie ma wielu takich jak ty. Czyste dobro jest bardzo cenne.
- Dlaczego tak uważasz? - spytał, bo choć jego słowa mu schlebiały, to wciąż nie wiedział, czym sobie na nie zasłużył.
- Niczego się nie boisz - wyjaśnił, sunąc dłonią po twarzy chłopaka. - Zawsze ryzykujesz wszystko dla tego, co kochasz. Nikogo nie słuchasz - po tych słowach wywrócił teatralnie oczami. - Nie oceniasz. Możesz usłyszeć, że jesteś naiwny, ale tak naprawdę wiesz w co należy wierzyć. Dla mnie jesteś nieustraszony i silny, jak nikt kogo znam. Imponujesz mi i podziwiam cię, piękny.
- Sehun... - zaczął, ale coś ścisnęło go w gardle, jak gdyby jego słowa pozbawiły go mowy.
- Jeśli ktoś zasłużył na dobre życie, to właśnie ty - kontynuował tak samo pewnym i mocnym głosem, łapiąc blondyna za ramiona, który nagle stał się zupełnie słaby. - Wiesz, jak je przeżyć, bo wierzysz we właściwe rzeczy.
Luhan uniósł wzrok, bowiem nie do końca rozumiał, co Sehun miał na myśli. Jasnowłosy na moment odwrócił wzrok i zagryzł nerwowo usta, jak gdyby próbując na nowo znaleźć odpowiednie słowa.
- Zasłużyłeś na to, by poznać całą prawdę - powiedział w końcu ciszej niż do tej pory. - Naszą tajemnicę, za którą od tylu lat giniemy, a którą ludzie próbują od nas wyciągnąć. Prawdę o kamieniu księżycowym i nieśmiertelności.
- Sehun, w porządku - przerwał mu szybko Luhan, wystraszony jego powagą. - Wcale nie musisz mi tego zdradzać, ja rozumiem. Naprawdę to rozumiem!
- Chcę ci ją podarować, Luhan - wyznał, patrząc mu prosto w oczy. - Dlatego, że wierzysz we właściwe rzeczy, dlatego, że nie gonisz ślepo za nieśmiertelnością, jak reszta ludzi. Nie zależy ci na kamieniu księżycowym, który przy okazji, nie istnieje.
Luhan otworzył usta zszokowany tym oświadczeniem, po czym szybko przebiegł wzrokiem po świecących kamieniach.
- To tylko zwykłe zabawki - powiedział Sehun, jak gdyby czytając mu w myślach. - Zwyczajnie fragmenty skał, które świecą jedynie dzięki naszej energii. Tak jak oczy - dodał, a jego tęczówki zamigotały. - Nie mamy żadnej ukrytej broni, to po prostu część nas, zupełnie nieszkodliwa i bezbronna. Tak naprawdę nasze dusze są tak samo bezbronne jak wasze. I tak samo nieśmiertelne.
Luhan przekrzywił głowę, zagubiony i przytłoczony ilością informacji. Sehun spojrzał na niego z politowaniem, ale i dobrodusznym uśmiechem.
- Paradoks, prawda? W rzeczywistości wszyscy posiadamy w sobie tyle samo nieśmiertelności, co wy. Posiadamy za to inną umiejętność.
- Jaką umiejętność? - spytał zniecierpliwiony, chcąc jak najszybciej zrozumieć, na czym polegała tajemnica Dzieci Księżyca.
W odpowiedzi Sehun nachylił się blisko jego twarzy i musnął wargami jego usta, przedłużając napiętą chwilę, jednak skutecznie rozpraszając myśli Luhana.
- Pokażę ci ją, gdy przyjdzie odpowiedni moment - obiecał, pozostawiając Luhana w niewiedzy, jednak z odrobiną  nadziei.
- Dobrze - zgodził się z lekkim uśmiechem, wodząc dłońmi po szyi Sehuna. - Mamy czas.
Uznał, że piękną rzeczą było gorące jezioro, którego woda nigdy nie stygła.

***

Wiara, jaką pokładali w czas okazała się dla nich złudna. Doceniali życie i każdą chwilę, którą to im ofiarowało, jednak możliwe, że stali się przez to zbyt beztroscy, pragnąc coraz więcej i więcej. Miłość i czas dla nich nie stanowiły równowagi. Jedno kazało zapomnieć o drugim, przez co trochę egoistycznie spędzili w siedzibie za wodospadem kilka dni, zamiast jednej nocy.
Luhan tak bardzo nie chciał wracać do rzeczywistości i z rozpaczą oglądał się za siebie, gdy udali się podróż powrotną. W nocnym świetle nawet coś tak potężnego jak góry szybko znikało z zasięgu wzroku, pozostawiając mu zdać się na obrazy z pamięci i obecność Sehuna u swego boku. To właśnie on stanowił największą i najbardziej znaczącą część jego wspomnień, dlatego fakt, że miał go przy sobie, motywował go do powrotu.
Droga wydawała się równie długa, jak uprzednio, tak samo tym razem większość odbyli w kojącej ciszy. Zimowa aura sprawiała, że obaj ze wzmożoną siłą tęsknili za gorącym jeziorem.
Luhan patrząc na niebo doszedł do wniosku, że zbliżał się świt, jednak osobiście nie odczuwał zmęczenia, jak i nie myślał o swoim łóżku oferującemu możliwość snu. Tak naprawdę ani trochę nie pragnął zobaczyć domu czy rodziny, choć widok jak gdyby na przekór zbliżał się dosyć szybko.
Znajdowali się prawie przy granicy jego rodzinnej posesji, gdy czyjeś agresywne wołanie zmusiło ich do stanięcia w miejscu. Serce Luhana zamarło, bowiem głos brzmiał bardzo znajomo.
- Co to...? - spytał równie zdziwiony Sehun, wychodząc przed drugiego chłopaka, jak gdyby chcąc go obronić przed nieznanym zagrożeniem.
Zanim zdążył odpowiedzieć z prawej strony wyskoczyła wysoka postać, trzymająca w dłoni długi miecz. Pomimo mroku, blondyn nie miał najmniejszych problemów w rozpoznaniu atakującego.
- TY zdrajco! - krzyknął wściekle Kris, rzucając się na brata z bronią.
- Kris! - zawołał błagalnie Luhan, jednak wiedział, że to na marne.
Sehun odepchnął go z pola zasięgu broni, natomiast sam wyciągnął jedyne, co  zwykł przy sobie nosić - długi sztylet, który przy mieczu wyglądał bardzo mizernie. Próbował odpierać ataki, jednak po chwili doszedł do wniosku, że długo tak nie wytrzyma. Luhan z przerażeniem przyglądał się scenie, krzycząc na brata, by przestał i błagając, by go wysłuchał.
- Przyniosłeś nam hańbę! - wykrzykiwał Kris, trochę na oślep próbując dosięgnąć Sehuna. - Jesteś zwykłym zdrajcą! Jak śmiałeś bratać się z czymś takim!
- Zamknij się, Kris! O niczym nie masz pojęcia! - odparł równie wściekły, jak wystraszony, próbując minąć Sehuna i dosięgnąć brata, nawet jeśli nie posiadał żadnej broni. Wierzył bowiem, że Kris nie mógłby go naprawdę zranić. - Daj mi to wyjaśnić!
Ataki jego brata stały się trochę słabsze, tak samo jak Sehuna, który od początku jedynie trzymał gardę. Walka jednak zdawała się nie mieć końca.
- Proszę cię.. - zaczął ponownie Luhan, gdy prawie udało mu się podejść przed Krisa, jednak Sehun znów go powstrzymał. - Proszę...
Przerwał, bowiem nad ramieniem brata dostrzegł jeszcze jedną postać, a pierwsze co rzuciło mu się w oczy to drwiący uśmiech triumfu, który tak doskonale znał, a który tak bardzo nienawidził. Jego ojciec przyglądał się spokojnie scenie, powoli i niezauważalnie zbliżając się do nich.
- Kris, błagam cię, przestań!- krzyknął desperacko i nareszcie wychodząc przed Sehuna.
Rzucił się na brata zupełnie bezbronny, po czym chwycił za klingę, która zatrzymała się w powietrzu tuż nad jego ramieniem. Ścisnął ją mocno, przez co po nadgarstku zaczęła mu ściekać strużka krwi.
- Zastanów się, w co tak naprawdę wierzysz, bracie - powiedział cicho, nie zwracając uwagi na ranę jak i krzyki Sehuna, który próbował go odciągnąć z pola ataku. - Ten jeden raz mnie posłuchaj.
Kris milczał, sapiąc głośno, jak gdyby naprawdę toczył walkę z samym sobą. Jego brwi zmarszczyły się w wyrazie rozdarcia, a jego oczy spotkały intensywne spojrzenie Luhana. Mierzyli się wzrokiem kilka sekund, w których Luhan był tak zajęty przekonywaniem brata, że nie zauważył swojego ojca. Krzyk Sehuna wyrwał ich z tego stanu, po czym oczy Krisa zamknęły się, gdy został powalony ciosem przez starszego mężczyznę.
- Twój brat jest takim samym głupcem, jak ty - powiedział, patrząc z niesmakiem na nieprzytomnego syna. - Z tą różnicą, że łatwiej było go kontrolować.
Ojciec, w odróżnieniu od Krisa, nie rzucił się na nich z bronią, a jedynie przyglądał im się z drwiącym uśmiechem na wąskich ustach. Luhan odnalazł na jego twarzy ślad politowania, gdy przyglądał się ich splecionym dłonią, by następnie przenieść wzrok na trzymany w dłoni sztylet.
- Nie przedstawisz mi swojego nowego przyjaciela, synu? - wysyczał, wbijając wzrok w oczy Sehuna.
Chłopak wysunął się  przed Luhana, stając między nim a ojcem. Luhan położył wolną dłoń na jego ramieniu, chcąc , by ponownie się cofnął.
- Nie zasłużyłeś, by go poznać - warknął gniewnie, na co mężczyzna jedynie zaśmiał się sardonicznie.
- Nie zasłużyłem? - spytał, okręcając niedbale nóż w dłoni. - Cóż, poznam go w ten czy inny sposób, a tobie mogę jedynie podziękować za przyprowadzenie mi go pod same drzwi. Jednak do czegoś się przydajesz, synu.
Luhan czuł, jak mięśnie Sehuna się napinają, dlatego wzmocnił uścisk, choć sam miał problemy z kontrolowaniem własnej wściekłości.
- Możesz o tym zapomnieć - wysyczał, mrużąc oczy.
- Nie, synu - zaczął udawanym miłym tonem. - To ty możesz zapomnieć o nim - dodał, w jednej sekundzie unosząc nóż.
Nocną ciszę przecięły krzyki trzech osób. Mężczyzna rzucił się z wrzaskiem na Sehuna, który starał się za wszelką cenę osłonić Luhana. Ten jednak pragnął obronić jego, dlatego w tym samym momencie, z całej siły,  odepchnął go na bok, sam stając w polu ataku własnego ojca. Krzyknął, gdy nóż ugodził go w bok.

"Zawsze ryzykujesz wszystko dla tego, co kochasz."

Upadł na ziemię, prawie nie słysząc krzyku Sehuna, jednak nie dotknął podłoża, bowiem ten chwycił go w swoje ramiona. Nie widział przerażonej twarzy chłopaka, a jedynie oszołomioną postać ojca, który zamarł z nożem w ręce.

" Pamiętaj, że ten świat niszczy wszystko, co piękne."

Mimo to, zauważył na granicy świadomości, bowiem ból stawał się nie do zniesienia, warto walczyć za rzeczy piękne. Mocniej chwycił dłoń Sehuna.
- Stało się - powtórzył cicho słowa, które niegdyś Sehun wypowiedział nad zmarłą matką. - Byłeś tego warty.
Obraz przerażonego ojca przesłoniła mu blada twarz Sehuna, który ujął jego policzki w swoje dłonie. Były ciepłe, co stanowiło miłą odmianę, bowiem zaczął odczuwać chłód na całym ciele.
- Wytrzymaj jeszcze chwilę, proszę cię . - Usłyszał rozpaczliwe i błagalne wołanie swojego ukochanego i postanowił z całych sił je spełnić, nawet jeśli ulatujące z niego życie zmuszało go do zamknięcia oczu. - Wytrzymaj, piękny.
Tak bardzo starał się dla niego pozostać przy życiu, choć wiedział, że nie wygra z własną śmiertelnością. Chciał go za to przeprosić, jednak nie miał już siły mówić.
- Ty! - krzyknął Sehun, odwracając się do mężczyzny, który upadł na kolana i patrzył z niedowierzeniem raz na jednego, raz na drugiego syna. - Jesteś potworem. Nic nie wartym potworem, który nie zasługuje na życie, jednak dla niego, nie mogę cię zabić. Zginiesz rażony własną bronią, a tymczasem niech twoje męki trwają jak najdłużej!
Mężczyzna nie zareagował.
- Luhan? - Sehun ponownie zwrócił się do niego delikatnym tonem. - Jednak jesteś głupcem - powiedział przez łzy. - A mimo to podziwiam cię i kocham, jak nikt nigdy nikogo nie kochał. Wierzę w ciebie.

"Wierzę w ciebie".

- Pamiętaj o mnie - wyszeptał Sehun, gdy nachylił się nad prawie nieprzytomnym Luhanem i złożył na jego ustach subtelny pocałunek. - Przepraszam i dziękuję ci za wszystko. Nigdy nie przypuszczałem, że tak szybko tego doświadczymy...

"Jeśli ktoś zasłużył na dobre życie, to właśnie ty."

- Luhan, żyj - powiedział, a raczej zażądał, po czym zaczął ręką wodzić wokół swojej szyi. - Żyj najlepiej jak tylko potrafisz.
Blondyn zamknął oczy, a po chwili poczuł, jak ktoś unosi jego głowę. Ostatkiem sił uniósł powieki, by zobaczyć, jak Sehun wiesza mu na szyi znajomy naszyjnik z kamieniem. Ten sam, który kiedyś zabrał od swojej matki.
Nie wiedział co się dzieje, ale miał wrażenie, że naszyjnik przeszywa jego skórę na wskroś i rozchodzi się po całym ciele. Czuł na zmianę falę gorąca i zimna, dreszczu i odrętwienia. Zanim zdążył nad tym zapanować, coś ciężkiego opadło mu na brzuch. W jednym momencie ocknął się, zdając sobie sprawę, że czuje się zupełnie dobrze.
Uniósł się do pozycji siedzącej i zaskoczony zauważył, że drugi chłopak nieprzytomnie spoczywa na nim. Przyjrzał się kamieniowi na swojej szyi, który pod wpływem jego dotyku zajarzył się srebrem.
- Sehun? Co się stało? - spytał niepewnie, przekręcając śpiącego chłopaka na plecy, by móc zobaczyć jego twarz. - Sehun?
Dotknął jego bladego policzka, który był nienaturalnie chłodny. Przerażony podniósł się z ziemi i zaczął badać nieprzytomnego z paniką w sercu.
- Sehun! - krzyknął rozpaczliwie, przedzierając ciszę.
Przyłożył dłoń w miejsce, gdzie znajdowało się jego serce. Nie odczuł jego bicia. Nie odnotował ani jednego oddechu.
- Nie - wyszeptał z niedowierzaniem, przyglądając się Sehunowi. - Nie mogłeś mi tego zrobić! Nie miałeś prawa!
Łzy ciekły mu po policzkach, ciągle zamazując mu pole widzenia. Całym sobą nie chciał tego przyznać, ale Sehun...
Sehun oddał mu swoją nieśmiertelność.
Zaczął krzyczeć jeszcze głośniej, gdy nagle ciało ukochanego zaczęło zamieniać się w srebrny pył. Naiwnie próbował temu zapobiec, jednak po chwili siedział samotnie otoczony tylko tym jasnym pyłem. Uniósł głowę i wykrzykując niezrozumiałe słowa, próbował dać upust swojej goryczy. Spojrzał w górę i na moment zamarł w miejscu, urywając lament.
Na ciemnym nieboskłonie zobaczył coś, czego nigdy wcześniej nie był w stanie zobaczyć.
Srebrny księżyc. 
Nie mógł w to uwierzyć.
Powoli, zachowując kamienną twarz, wstał z ziemi i zwrócił się w stronę ojca. Gdy ich spojrzenia się skrzyżowały zobaczył na twarzy mężczyzny strach i niedowierzanie. Wyglądał, jak gdyby stanął twarzą w twarz ze swoim koszmar, a w jego szeroko rozwartych źrenicach zobaczył odbijające się srebrne światło.
 Luhan widział w nich odbicie swoich oczu.
- To jednak prawda - wyszeptał oszołomiony.
Dopiero wtedy zrozumiał, dlaczego Sehun nie pokazał mu od razu, na czym polegał dar Dzieci Księżyca.
- Chciałbym powiedzieć ci teraz wiele rzeczy - odezwał się poważnym, jednak spokojnym tonem. - Ale nie warto tracić czasu na tak wynaturzone istoty jak ty..
Mężczyzna otworzył usta, jednak nie potrafił wypowiedzieć ani jednego słowa. Wyciągnął przed siebie rękę, jak gdyby chcąc go zatrzymać, jednak Luhan odwrócił się od niego i ruszył wgłąb lasu.
- Żegnaj, kimkolwiek dla mnie byłeś
Miał wrażenie, że całe jego ciało i wnętrze krwawi, jednak mimo to nie przestawał iść na przód. Chciał płakać i płakał, choć przynosiło to jedynie tymczasową ulgę. Myślał o chłopcu z jasnymi włosami i bladą cerą, z zadziornym uśmiechem na twarzy. Uśmiechał się przez łzy, mając wrażenie, że za moment upadnie.
Teraz, gdy stracił swoje przeznaczenie nawet wiara w białe kruki wydawała mu się niemożliwa.
Mimo to, szedł naprzód, ściskając w dłoni srebrny kamień, który kochał i nienawidził jednocześnie. Szedł, by żyć. Żyć najlepiej jak tylko potrafi.

***

Witam,
tak jak obiecałam pojawiam się z drugą a zarazem finałową częścią.
Co ja mam teraz powiedzieć...
Stało się. Z jakiegoś powodu zbiera mi się na płacz i bardzo mi z tym głupio.
Dziękuję wszystkim, którzy zechcą poświecić chwilę na przeczytanie tej historii. Chętnie poznam Wasze zdanie, bez względu na to, czy będzie pozytywne czy też negatywne. To pomocne wiedzieć takie rzeczy.
Wczoraj zapomniałam podziękować wszystkim za nominacje do nagród. Za każdym razem czuję się zaszczycona i chcę Wam powiedzieć, że jesteście wspaniali! Wybaczcie mi jednak, że nie odpowiadam, ale nie zwykłam jeszcze do udzielania się w tego typu akcjach. Mimo wszystko, wiedzcie, że jestem bardzo wdzięczna.
Chciałabym powiedzieć, że niedługo dodam kolejne opowiadanie, ale póki co jest ono w fazie bardzo początkowej, więc proszę o cierpliwość.
Do usłyszenia wkrótce!
Całuję!


poniedziałek, 16 września 2013

Biały Kruk [HunHan] 1/2

GATUNEK: Romans, fantasy, angst
BOHATEROWIE: Lu Han, Oh Sehun
OSTRZEŻENIA: Brak

Tego ranka myśli Luhana zaprzątało określenie względności. Rozważania i i wnioski przepływały przez jego zamyślony umysł, gdy siedząc na parapecie okna, leniwie obserwował złociste niebo i ogromny księżyc, który z tej perspektywy zdawał się stykać z linią horyzontu. Widok ten był dla niego codziennością, jednak za każdym razem podziwiał go z tym samym zachwytem. Miał w sobie zdrową ciekawość świata i pragnienie zdobywania wiedzy, przez które tak często zatracał się w nieskończonym ciągu własnych myśli. Zdarzało się, że zapominał o wszystkim dookoła, tak jak tego ranka zapomniał o śniadaniu. Możliwe, że zapomniał również się uczesać.
Trapiła go definicja względności, bowiem miał wrażenie, że w jego życiu za dużo aspektów pozostawało względnych. Tak rzadko potrafił dać zdecydowaną odpowiedź, tak rzadko doświadczał czarno białych sytuacji. Wszystko w życiu Luhana było względne.
Tak samo przeznaczenie. Nie był nawet pewien, czy w nie wierzył i czy jakiekolwiek dla niego istniało. Zastanawiał się, czy tak naprawdę w cokolwiek wierzył? W dobie tylu absurdów trudno było znaleźć cokolwiek wartego pokładów wiary. Mógł wierzyć w to, co jego ojciec i brat, choć czy równie dobrze nie mógł wierzyć w co tylko chciał. To sprawa tak względna...
Mógł wierzyć w białe kruki, pomyślał, odruchowo wypatrując absurdu na złotym niebie. Nierealne ptaki wydawały mu się równie ciekawe, jak prawo nienawiści, którego uczył go ojciec, równie ciekawe jak Dzieci Księżyca, w które rzekomo powinien ową nienawiść kierować. Luhan mógł wierzyć w cokolwiek i z nasuwających się opcji białe kruki wydawały sę najciekawsze. Domyślał się, że przez podobne decyzje, jak i sam sposób myślenia tak często nazywano go głupcem.
Nie był głupcem. Był jedynie ciekawy.
Z ciężkim westchnieniem kontynuował obserwację nieba. Wiedział, że brat zaraz zacznie go szukać, bowiem z południem zbliżał się ich codzienny trening. Celowo każdego dnia ociągał się z tą samą niechęcią wobec ćwiczeń, które uważał za zupełnie niepotrzebne i niezrozumiałe. Nie wiedział, dlaczego ojciec nalegał, by nauczył się walczyć i zabijać Dzieci Księżyca. Nigdy nie spotkał ani jednego członka enigmatycznego ludu, owianego niezliczonymi legendami jak i nie doświadczył z ich strony żadnej krzywdy. Wiara w to, że byli czymś złym w jego mniemaniu pozostawała równie absurdalna jak wiara w białe kruki.
Ziewnął i w tym samym momencie o mało nie zleciał z parapetu, bowiem na złotym nieboskłonie dostrzegł białego ptaka wolno szybującego nad koronami drzew, między którymi po chwili zniknął, by wynurzyć się ponownie bardzo blisko okna jego pokoju. Chłopak zamarł z otwartymi ustami. Nigdy nie widział białego kruka, toteż nie miał pojęcia, czy własnie miał okazję zobaczyć owego ptaka ze swojej wyobraźni, jednak chciał wierzyć, że tak właśnie było.
Stworzenie poszybowało w górę, znikając z jego pola widzenia a jedyne,   co po nim zostało to mętlik w młodej głowie blondwłosego chłopca i jedno białe pióro lewitujące nad koronami drzew za jego domem.
Możliwe, że myślał za dużo, uznał obserwując ścieżkę drobnego piórka. Możliwe, że czytał za dużo, jednak nie potrafił oprzeć się nadziei, że biały kruk pojawił się z jakiejś przyczyny. Mogli nazywać go głupcem, nie miało to dla niego większego znaczenia.
Zawahał się tylko przez moment, zanim wybiegł z pokoju i ruszył schodami w dół posesji, a następnie na zewnątrz w pogoni za tym jednym przeklętym piórem. W myślach powtarzał sobie, że robi to nie dlatego, że był głupcem, a dlatego, że był ciekawy.
W tamtej chwili tego złocistego poranka Luhan nie miał pojęcia jak bardzo wiara w białego kruka pokierowała jego przeznaczeniem.
Przeznaczeniem, które kazało mu nienawidzić, w momencie, gdy ten tak bardzo pragnął kochać.

***

Im bliżej lasu się znajdował, tym mnie był pewien, w którym miejscu zauważył lewitujące pióro. Z perspektywy okna jego pokoju wszystko wydawało mu się bardziej precyzyjne, jednak teraz, gdy sam znalazł się pod koronami drzew, zupełnie stracił poczucie orientacji w terenie. Motywację do dalszych poszukiwań znalazł w swojej miłości do spacerów, jak i nadarzającej się możliwości opuszczenia treningu. Z dziecięcą radością przywołał przed oczy widok swojego rozeźlonego brata, przez który po chwili zaczął obawiać się powrotu do domu. Wiedział, że Kris, dokładnie tak samo jak ojciec, nie znosił nieposłuszeństwa i nawet nie łudził się na przejaw miłosierdzia z jego strony. Mimo to, paradoksalnie odrzucił pomysł powrotu na trening, uznając, że pogoń za białym krukiem była zdecydowanie bardziej atrakcyjna.
Gdy dotarł do serca lasu, jego uszu dobiegł szum wody z tak znajomego mu górskiego strumyka, do którego mimowolnie zaczął się zbliżać. Po chwili stanął kilka metrów od srebrzystej nici potoku, jednak nie dane mu było zachwycać się widokiem, bowiem coś innego przykuło jego uwagę i spowodowało, że jego serce na moment zamarło w klatce piersiowej.
Luhan chyba mniej zdziwiłby się, gdyby zobaczył na polanie chmarę białych kruków, aniżeli to, co w rzeczywistości napotkał.
Na brzegu leżał nieprzytomny człowiek, który do połowy znajdował się w nurcie strumyka. Luhan ze swojego miejsca nie mógł zobaczyć jego twarzy, a jedynie srebrzyste włosy rozrzucone na trawie oraz nagie, mlecznobiałe ramiona. Jednak to nie widok nieprzytomnego chłopaka spowodował, że przerażony rzucił się biegiem w tamtą stronę, a widok wody wokół jego ciała.
Bowiem strumyk nieustannie barwił się na czerwono.
Upadł na kolana przy nieznajomym i ze strachem odnotował głęboką, ciętą ranę na jego boku po lewej stronie trochę poniżej serca. Miał przeczucie, że nie była to kwestia wypadku, a celowe użycie broni, jednak starał się o tym nie myśleć, skupiwszy się na ratowaniu rannego. Z ulgą zauważył płytki oddech młodego, nieprzytomnego chłopaka i tym samym obrał sobie za cel nie dopuścić, by ten oddech utracić.
Przyłożył dłoń do jego nagiej piersi, gdzie wyczuł słabe bicie serca i przez kilka długich sekund, za które skarcił się w myślach, nie zabrał ręki, jak gdyby zahipnotyzowany. Szybko jednak otrząsnął się z tego stanu, przypominając sobie o ranie chłopaka. W momencie, gdy zabrał dłoń, nieznajomy otworzył oczy, a Luhan zmusił się do zduszenia okrzyku.
Tęczówki nieznajomego jarzyły się srebrem, gdy jego ciało wygięło się w łuk. Jasnowłosy chłopak krzyknął w agonii, przez co Luhan odsunął się wystraszony. Lęk jednakże nie był w stanie pokonać jego zachwytu nad niecodziennym widokiem tych srebrzystych oczu. Trochę mimowolnie, trochę instynktownie ponownie położył dłoń na jego piersi. Po chwili ciało rannego ponownie opadło na ziemię, a jego oczy skierowały się na oniemiałego Luhana. W duchu przyznał, że były piękne.
Za dużo absurdów stawało się realne. Łatwiej było mu przyjąć do wiadomości, że znalazł białego kruka niż to, że spotkał Dziecko Księżyca. Enigmatyczną istotę, o bladej, porcelanowej cerze, białych włosach, oczach odbijających światło księżyca, będącej sumą wszystkich legend, które ludzie tak namiętnie opowiadali, a które traktował jedynie jako piękne bajki. Dzieci Księżyca istniały, zmuszony był przyznać, bowiem żywy dowód leżał tuż obok niego.
Co najgorsze, jego żywy dowód umierał, a on niczym największy głupiec mógł jedynie tempo wpatrywać się w jego oczy.
- Proszę - szepnął nieznajomy tak cicho, że Luhan nie był pewien, czy to jedynie szum strumyka. - Proszę, pomóż mi - dodał głośniej, po czym zamknął oczy i w tym samym momencie Luhan zatęsknił za widokiem srebrzystych tęczówek.
Po jego słowach zaczął działać instynktownie. Bardzo ostrożnie, by nie pogłębić rany, zdołał wyciągnąć go z wody i położyć na trawie, po czym zdjął bawełnianą koszulkę i zaczął szarpać ją na cienkie kawałki. Przyłożył fragment materiału do rany, po czym przewiązał go wokół talii chłopaka, tworząc prowizoryczny opatrunek.
W tamtym momencie ani razu nie zakwestionował swoich działań, jak i nie zastanawiał się, dlaczego pomaga Dziecku Księżyca, choć według zasad, w które miał wierzyć, powinien nienawidzić tego człowieka. 
Luhan odrzucił podobne myśli, bowiem postanowił wierzyć w białe kruki. Wierzył również, że uratuje tego niezwykłego chłopca oraz w to, że ten znów na niego spojrzy, dzieląc się z nim srebrzystym światłem księżyca.

***

- Wiesz co? Chyba zaczynam tęsknić za momentami, gdy jako mały chłopiec przychodziłeś do mnie z martwymi szczurami, krzycząc bym je uratował. To, co teraz robisz zaczyna mnie przerastać - powiedział chłopak o imieniu Suho, z przerażeniem taksując wzrokiem nieprzytomnego chłopaka na swojej kanapie.
- To nie jest moją winą. - Wskazał na rannego. - Ja tylko... uratowałem mu życie.
Nie wiedział, jakiej reakcji powinien się spodziewać po przyjacielu, gdy stanął pod drzwiami jego domu, trzymając na rękach nieprzytomne Dziecko Księżyca, jednak Suho był pierwszą osobą, którą mógłby poprosić o pomoc. Istniało kilka powodów, dla których wybrał właśnie jego dom. Po pierwsze, znajdował się stosunkowo blisko, zważywszy, że on i Suho byli sąsiadami. Po drugie, samobójstwem wydawało się zaniesienie chłopaka do siebie, gdzie zarówno ojciec jak i brat pałał nienawiścią wobec jego ludu. Po trzecie, Luhan wierzył w Suho, swojego najlepszego przyjaciela.
Z ostrożnością i obawą przed zbytnim obarczeniem chłopaka w tak krótkim czasie, postanowił przemilczeć, że ranny był Dzieckiem Księżyca. Uznał, że dopóki chłopak miał zamknięte oczy, nic nie zdradzało jego tożsamości. Prawda i wiążące się z nią ryzyko mogły poczekać.
- Jak to się właściwie stało? - dociekał, gdy skończył pomagać Luhanowi w robieniu profesjonalnego opatrunku. Pokrwawiony i podarty T-shirt leżał na podłodze, a Luhan dostał od przyjaciela nową koszulkę w ciepłym kolorze ochry. - To wygląda jak cięcie nożem... doszło do bójki? Luhan w coś ty się wpakował? Dołączyłeś do gangu? Dlaczego ja o niczym nie wiem?! Myślałem, że...
- Uspokój się - przerwał mu zniecierpliwiony i poirytowany ciągłym powtarzaniem tego samego. - Już ci mówiłem, że to nie moja wina! Znalazłem go w lesie.
Przez chwilę Suho mierzył go ze sceptycznym wyrazem twarzy i przekrzywioną głową, przez co wyglądał komicznie, pomimo nieszczęsnych okoliczności. Luhan wytrzymał jego spojrzenie, zachowując powagę i dając do zrozumienia, że mówił prawdę.
- W lesie - powtórzył za nim beznamiętnym głosem.
- Tak, w naszym strumyku - potwierdził, ignorując powątpiewanie w tonie przyjaciela. - Suho, co miałem zrobić? Zostawić go, aż  wykrwawi się na śmierć?
Chłopak milczał, bowiem odpowiedź była oczywista i wiedział, że postąpiłby dokładnie tak samo. Z drugiej strony sytuacja nie należała do typowych i niecodziennie znajduje się ranionego, umierającego człowieka w leśnym strumyku. Z obawą spojrzał na nieprzytomnego jasnowłosego mężczyznę, z nierealną nadzieją, że odkryje jego historię.
- Nie można wykrwawić się nie na śmierć - wytknął Luhanowi i usiadł na oparciu sofy, tuż przy długich nogach rannego. - W takim razie pozostaje nam czekać, aż się obudzi.
Luhan w odpowiedzi pokiwał głową, choć w duchu bał się tego momentu. Bał się poznać prawdę, to raz, po drugie bał się reakcji przyjaciela, gdy odkryje, kogo gości pod swoim dachem. Im dłużej o tym myślał, tym większe miał wyrzuty sumienia na myśl, że ściąga na niego ryzyko.
- Dziękuję, że mi pomagasz - wyznał szczerze, na co Suho machnął ręką. - Naprawdę.
- Taka już moja rola - odparł z lekkim uśmiechem.
W tamtym momencie i Luhan zrozumiał, że jednym z jego przeznaczeń było pielęgnowanie przyjaźni u ludzi, w których wierzył.

***

- Szybciej! - krzyknął wysoki chłopak o zaciętej twarzy, po czym ponownie zaatakował Luhana mieczem. - Nie możesz się wahać!
Miał wrażenie, że w ostatnim momencie udało mu się osłonić przed ostrzem brata, jednak wolał nie myśleć o tym, co i czy naprawdę byłoby, gdyby zareagował choć sekundę później. Kris zdawał się nie mieć dziś żadnych oporów. Wiedział, że brat w ten sposób wyżywał się na nim za wczorajsze opuszczenie treningu. Wolał nie myśleć, co by się stało, gdyby ten wiedział, dlaczego go wtedy nie było. Kris bowiem stanowił podręcznikowy wzór zasad i cech, które Luhan mieć powinien, a którymi tak bardzo gardził.
- Chcesz mnie zabić?! - krzyknął w końcu, gdy Kris o mało nie odciął mu ucha.
- Chcę cię czegoś nauczyć! - odpowiedział równie zdenerwowany, jednak ostatecznie przestał wymachiwać bronią. - Jeśli nie będziesz umiał się przed nimi bronić, braciszku, oni zabiją ciebie.
Luhan wypuścił miecz, a ten z głośnym brzękiem uderzył o drewnianą posadzkę sali treningowej. Słyszał swój szybki oddech, jak i równie szarpany oddech brata, które przez długą chwilę wzajemnego mierzenia się wzrokiem stanowiły jedyny dźwięk w pomieszczeniu.
- Skąd możesz to wiedzieć?! - spytał głośniej tonem bardziej defensywnym niż zamierzał.
- Wiedzieć co? - spytał, nie rozumiejąc, po czym oparł się o klingę miecza.
- Wiedzieć, że Dzieci Księżyca chcą nas zabić?
W odpowiedzi brat zaśmiał się sardonicznie, najwyraźniej uznawszy jego pytanie za bardzo naiwne. Luhan zdążył się przyzwyczaić do tego, że chłopak tak często traktował go z góry, jednak nigdy  jeszcze nie dał mu się złamać. Był równie uparty wobec swoich racji, przez co większość ich rozmów kończyła się zaciekłymi kłótniami, jeśli nie rękoczynami.
- Nie znasz ich, Luhan - zaczął Kris, zaciskając pięść na klindze miecza. - Nie wiesz, dlaczego tu przybyli, nie masz pojęcia do czego są zdolni...
- A ty niby wiesz?! - przerwał mu rozeźlony, przypominając sobie o rannym chłopcu znalezionym w wodzie. - Co czyni ich tak okrutnymi?
Kris pokręcił głową z niedowierzaniem, po czym wyprostował się, tym samym sprawiając, że jeszcze bardziej górował nad bratem.
- Czytasz tyle swoich mądrych książek, za to wykazujesz zupełną ignorancję wobec spraw, które dzieją się tu i teraz. Dzieci Księżyca nigdy nie pojawiają się bez przyczyny.
- Wiem tyle, co ty,  bracie - odparł nadal nieprzekonany. - Znam te same legendy. Rozumiesz? Legendy - zaznaczył przesadnie ostatnie słowo. - Ile w tym wszystkim prawdy?
Kris odwrócił się do niego plecami i zaatakował niewidzialnego wroga z taką zawziętością, że Luhan był pewien, o kim właśnie pomyślał.
- Jesteś człowiekiem bardzo małej wiary, co czyni cię słabym i naiwnym - powiedział, gdy ponownie spojrzał na niego z litością. - To cię w końcu zgubi, braciszku. Dzieci Księżyca mają broń i swój cel. My też go mamy. Gdy w końcu się o tym przekonasz, może być za późno. A teraz koniec rozmów, wracaj na swoje miejsce! - zażądał i ponownie uniósł miecz.
Luhan w tamtym momencie uznał, że przeznaczenie jego brata musiało być wyjątkowo smutne, a jego wiara zupełnie pusta.

***

Przeźroczysty fantom Suho pojawił się na ekranie w pokoju Luhana, gdy właśnie miał wychodzić. Przejęta twarz przyjaciela zatrzymała go z dłonią na klamce i chłopak w jednym momencie poczuł lęk jak i podniecenie na myśl, co mogło nim tak wstrząsnąć.
Czekał na ten moment od tygodnia, gdy dzień w dzień przesiadywał u niego w sypialni nad śpiącym, nieznajomym, z nadzieją, że będzie przy nim, gdy ten się obudzi. Tego dnia, jak każdego ranka wybierał się do niego, ignorując swojego kipiącego wściekłością brata, jak i wiecznie nieobecnego ojca, pierwszy raz od dłuższego czasu, czując że ma swoje zadanie i możliwość poświęcenia się godnej sprawie.
- Wygląda na to, że twoja śpiąca królewna się budzi - powiedział Suho, siląc się na żart, choć rozbiegany wzrok zdradzał jego zdenerwowanie. - Pospiesz się, Luhan.
Nie musiał mu tego mówić, bowiem, zanim skończył zdanie, blond-włosy chłopak wybiegł z domu prosto do sąsiedniego budynku. Dziękował losowi, że mieszkali tak blisko siebie, gdy bez pukania zaczął wspinać się po schodach na górę do jednej z sypialni, w której umieścili chłopca.
Gdy wtargnął do pomieszczenia, Suho wystraszony zerwał się z fotela, przysuniętego pod łóżko z rannym i złapał się za serce. Jego ciemne włosy wciąż pozostawały w porannym nieładzie, a pod brązowymi oczami widniały ciemne kręgi. Luhan miał wyrzuty sumienia przez to, że zbytnio wykorzystywał przyjaciela, a zarazem pozostawał mu za to dozgonnie wdzięczny. Wyglądało na to, że nie spodziewał się jego tak szybkiego przyjścia. Blondyn z nadzieją przeniósł wzrok na nieprzytomnego, który cicho jęczał w sennym majaku. Podszedł do niego i usiadł na zajmowanym wcześniej przez Suho fotelu. Odruchowo i z przyzwyczajenia ujął dłoń jasnowłosego chłopaka w swoje ręce i cierpliwie czekał aż ten odzyska przytomność. Tak mijał każdy jego dzień z ostatniego tygodnia - na oczekiwaniu.
Suho usiadł na oparciu fotela i towarzyszył mu w niemym czuwaniu. Myśl o tym, że najprawdopodobniej niedługo znów zobaczy srebrne oczy Dziecka Księżyca przypomniały mu o obawach związanych z potencjalną reakcją przyjaciela.
- Rozmawiałem niedawno z Krisem - zaczął, siląc się na naturalność.
W odpowiedzi brunet prychnął pod nosem.
- To cud, że w ogóle potraficie jeszcze ze sobą rozmawiać - podsumował z kwaśnym humorem, doskonale znając ich „braterską więź”.
Luhan w duchu przyznał mu rację, zdawszy sobie sprawę, że jego kontakt z bratem coraz częściej opierał się jedynie na zaciętej walce podczas treningów.
- Rozmawialiśmy o pojawieniu się Dzieci Księżyca - kontynuował, próbując sprowadzić rozmowę do sedna sprawy. - Kris twierdzi, że przybyli by nas zniszczyć. On naprawdę wierzy, że ten lud ma swoją broń. Suho, czy ty też w to wierzysz? - spojrzał z nadzieją na chłopaka. - Wierzysz, że te wszystkie legendy o kamieniu księżycowym są prawdziwe?
Przyjaciel milczał dłużej niż Luhan by sobie tego życzył, a mijający czas spędził na wpatrywaniu się w bladą i piękną twarz śpiącego chłopca. O wiele prościej, ale i ryzykowniej byłoby mu zapytać o to Dziecko Księżyca, gdyby miał ku temu okazję. Chciał, żeby ten jak najszybciej się obudził i udowodnił mu, czy naprawdę się mylił. Wyobrażał to sobie, przy okazji zastanawiając się, czy ten naprawdę będzie próbował go zabić. Mimo prawdopodobieństwa, tak ciężko przychodziło mu wskrzesić w sobie lęk.
- Sam nie wiem, Luhan - odparł ostatecznie, wzruszywszy ramionami. - Słyszałem o różnych przypadkach, słyszałem też o morderstwach z ich udziałem. Co do kamienia... tego nie wiem, jednak w każdej legendzie jest odrobina prawdy. Cały rząd go szuka, angażują wojsko... chyba muszą mieć ku temu konkretny powód, prawda? Podobno ostatnio coraz mniej spotyka się tych ludzi, ponoć zaczęli się ukrywać.
Tym razem to Luhan zaśmiał się bez humoru.
- Nic dziwnego, skoro masowo ich zabijamy - zadrwił gorzko, czując wstręt do swojej rasy.
- Dlaczego mnie o to pytasz? - Suho zmierzył go badawczym spojrzeniem, jednak wzrok blondyna utkwiony był w twarzy śpiącego.
Mocniej ścisnął trzymaną, bezwładną dłoń, gdy z gardła jasnowłosego wydobył się wyraźniejszy jęk. Czuł, że ten musiał cierpieć, a on nic więcej nie mógł dla niego zrobić.
- Po prostu chciałem wiedzieć, w co wierzy mój przyjaciel - wyznał szczerze.
- A w co wierzysz ty? - spytał z ciekawości, jednak zanim Luhan zdążył odpowiedzieć, ranny poruszył się na łóżku. - Tym razem chyba naprawdę się budzi.
Obaj skupili uwagę na nim, czekając na dalszy rozwój. Luhan nieświadomie przygryzł dolną wargę, a po chwili ledwo odnotował metaliczny posmak w ustach. Nie spuszczał oczu z pięknej twarzy nieznajomego, którą raz po raz przechodził grymas cierpienia.
Minęły długie, ciche i napięte minuty zanim chłopak otworzył oczy. Luhan wstrzymał oddech, gotowy zacząć wyjaśniać Suho sytuację z Dzieckiem Księżyca, jednak, gdy po raz drugi jego spojrzenie skrzyżowało się z nieznajomym, zmienił zdanie.
Z pod grzywy jasnych włosów spoglądała na niego para ciemnych oczu. Światło księżyca istniało jedynie w jego pamięci.

***

- Cześć? - spytał niepewnie Suho, machając przed oczami nieznajomego. - Jak się czujesz?
Obudzony chłopak zamrugał kilkakrotnie, po czym pierwszy raz od kiedy otworzył oczy spuścił wzrok z Luhana, który milczał zarówno zdziwiony jak i lekko rozczarowany. Reakcje chłopaka zdawały się być wciąż opóźnione, bowiem dopiero po chwili niemego wpatrywania się w dwójkę na fotelu jego twarz zdradził strach.
- Kim jesteście? - wychrypiał przez zaschnięte gardło, po czym zaczął podnosić się na łokciach.
Syknął z bólu i złapał się za bok zanim Luhan zdążył gestem dłoni zatrzymać jego poczynania, powtarzając mu, by się nie ruszał.
- Chcemy ci pomóc  - wyjaśnił spokojnie, kładąc dłoń na jego ramieniu. - Znalazłem cię w lesie rannego... - urwał, nie widząc co powiedzieć. Tak bardzo chciał spytać o jego tożsamość, jak i o okoliczności zadanej rany, jednak czuł opory z myślą o siedzącym tuż nad nim Suho.
- Pamiętam cię - wyznał, jak gdyby przywołując w pamięci ostatnie wspomnienia przed utratą przytomności.
Luhan pokiwał głową, chcąc potwierdzić, że to właśnie on a nie kto inny uratował mu życie.
- Ja... - zaczął tak samo niepewnie Suho, przypominając o swojej obecności. - Przyniosę ci wody - zaoferował i szybko ruszył w stronę wyjścia z pokoju.
Luhan odczekał aż usłyszy zamykane za nim drzwi, po czym nachylił się bliżej nieznajomego. Nie bał się tego chłopaka, który miał być jego potencjalnym wrogiem, jak i nie widział lęku ze strony rannego, co jedynie utwierdzało go w przekonaniu, że znów nic nie pozostawało czarno białe.
- Nazywam się Luhan - zaczął, chcąc spróbować zbudować między nmi niewielką nić zaufania. - A ty?
Nie odpowiedział od razu i blondyn nie był pewien, czy ten wahał się, czy może mu zdradzić swoje imię czy też po prostu miał problemy z mówieniem. Obawiał się jednak pierwszej wersji.
- Sehun - wyznał ostatecznie ku uldze Luhana, co po chwili wyraził szerokim uśmiechem.
- Słuchaj... czy ty..... - zaczął się jąkać w momencie, gdy powinien zapytać o najważniejsze.
Chłopak o imieniu Sehun przekrzywił głowę, a jego wzrok stał się jak gdyby bardziej czujny.
- Czy ja co? - powtórzył, gdy Luhan walczył z nagłym spadkiem śmiałości.
- Tam nad rzeką widziałem twoje oczy - kontynuował, odwracając wzrok od natarczywych ciemnych tęczówek. - Były srebrne jak u Dzieci Księżyca.
Sehun w odpowiedzi jeszcze mocniej przekrzywił głowę i Luhan mógłby przysiąc, że kącik jego ust lekko zadrgał.
- Naprawdę? - spytał, a blondyn nie mógł wierzyć, że nieznajomy ma czelność się z nim jawnie droczyć.
Pokiwał głową, ponownie mierząc go wzrokiem pewnym i przekonanym o swoich racjach. To była jedna z nielicznych cech, których nauczył się od ojca, i które potrafił wykorzystywać w życiu. W milczeniu toczyli walkę na spojrzenia,w której Luhan pozostawał uparty, ale i zły na nieznajomego, który zawdzięczał mu życie, a który postanowił wypierać się prawdy.
Prawie krzyknął, gdy nagle ciemne tęczówki Sehuna ponownie zaczęły jarzyć się srebrzystą poświatą.
- Skoro wiedziałeś, że jestem Dzieckiem Księżyca, dlaczego w takim razie mnie uratowałeś? - spytał cicho, a księżycowa poświata nie znikała z jego oczu.
Luhan nie musiał długo zastanawiać się nad odpowiedzią, bowiem zdawała mu się najprostszą rzeczą na świecie.
- Bo mnie o to poprosiłeś - wyznał, pierwszy raz udając mu się przywołać na twarzy rannego zdumienie.
Sehun nie zdążył odpowiedzieć, bowiem drzwi do pokoju otworzyły się, a on zamrugał kilkakrotnie, tym samym gasząc srebrną poświatę z ciemnych oczu. Zarówno on jak i Luhan spojrzeli na Suho, którego obecność przerwała rozmowę, pozostawiając obu z wieloma niepewnościami.
- Wody?

***

Sehun zdawał się wykazywać nikły ślad zaufania wobec Luhana, jednak jeśli chodziło o Suho to wyglądało, że nie ufał mu ani trochę. Gdy tylko brunet zaczął wypytywać go o historię z wypadkiem oraz o jego imię, jasnowłosy udał, że niczego nie pamięta, nawet tego jak się nazywa. Zachowywał przy tym stoicki spokój, jednak Luhan był pewien, że chłopak kłamał. Czuł również, ze miał ku temu swoje powody, co starał się szanować, utrzymując przy tym nikłą nadzieję, że może kiedyś uda mu się wydobyć z niego prawdę.
Ranny dziękował im za pomoc, szczególnie Suho za to, że pozwolił mu u siebie zostać tak długo, jak tego potrzebował. Luhan również pałał wdzięcznością wobec przyjaciela za to, że choć wciąż nic nie wiedział o obcym, to pozwalał mu nocować pod tym samym dachem. Patrząc na Suho, blondyn odzyskiwał wiarę w ludzi i czasem zastanawiał się, jak ten by postąpił, gdyby naprawdę znał tożsamość swojego gościa.
Luhan zapewnił go, że od tej pory będzie w stanie sam opiekować się chłopakiem i wyręczać go z wszelkich związanych z nim obowiązków, czego postanowił się konsekwentnie trzymać. Powodem nie było jedynie odciążenie przyjaciela z całego związanego z tym brzemienia, ale i chęć pozostania sam na sam z Sehunem i nakłonienia go do prawdomówności.
Luhan mógł mieć ku temu nadzieję, jednak jasnowłosy pacjent zdawał się mieć inne zamiary i jeszcze tej samej nocy postanowił wcielić swój plan w życie. Siedzieli we dwoje w sypialni, w momencie gdy Suho udał się do swojego pokoju. Oczy Sehuna ponownie rozjarzyły się srebrem i te dwie tęczówki stanowiły jedyny jasny punkt w ciemnym pomieszczeniu, dając twarzy blondyna niezwykły charakter. To właśnie noc zdawała się najbardziej różnić ich dwoje, przypominając im, kim tak naprawdę byli.
- Co takiego? - Zdziwił się Luhan, wstając z fotela, gotowy siłą powstrzymać Sehuna od wstania z łóżka.
- Muszę wyjść na zewnątrz - powtórzył równie spokojnie, jednak z nutą poirytowania w głosie. - Pomożesz mi czy nie? - spytał niechętnie, jak gdyby walcząc z wrodzoną dumą.
Luhan pokręcił z niedowierzaniem głową i założył ręce na piersi.
- Czy zdajesz sobie sprawę, że masz z boku wielką ranę, która może otworzyć się przy każdym przeklętym ruchu? Lepiej zostań, gdzie jesteś - powiedział pouczającym tonem, na co para srebrnych oczu uniosła się w zniecierpliwieniu.
- Dlatego właśnie muszę wyjść na zewnątrz. To ważne, Luhan - zaznaczył poważnym tonem.
Blondyn drgnął niezauważalnie, gdy chłopak pierwszy raz powiedział jego imię. Brzmiało trochę dziwnie w ustach Dziecka Księżyca, jednak było coś miłego w sposobie, jaki je wymówił
- Dlaczego? - spytał, uparcie zostając przy swoim.
- Proszę? - W głosie Sehuna wyczuł desperacje, przez którą jego nieustępliwa natura zaczęła zatrważająco szybko mięknąć. - Proszę, pomóż mi i tym razem.
Walczył z myślami, nieprzygotowany na łagodną prośbę ze strony tej nieprzewidywalnej w jego mniemaniu istoty. Ostatecznie, trochę wbrew sobie, podał mu ramię i pomógł powoli stanąć na nogi. Sehun zachwiał się niebezpiecznie, jednak Luhan był koło niego, by uratować go przed upadkiem.
- Mam nadzieję, że masz ku temu rozsądny powód - ostrzegł go, gdy ruszyli po schodach w stronę wyjścia.
W ciemności nie był pewien, czy jedynie to sobie wyobraził, ale miał wrażenie, że Sehun się do niego uśmiechał.
- Więcej wiary, Luhan.

***

- Wiesz, masz coraz dziwniejsze prośby - stwierdził Luhan, gdy znaleźli się za domem Suho, niewidoczni dla mieszkańców.
Sehun prychnął, jak gdyby w proteście, jednak nie powiedział nic więcej, cierpliwie czekając aż blondyn zdecyduje się mu pomóc.
- Po co ci woda? - dopytywał z typową dla siebie ciekawością, na co chłopak wywrócił oczami. - W porządku, nie chcesz mówić to nie mów - dodał ugodowo i zaczął rozglądać się po ogrodzie. - Potrzebujemy wody dla wariata, niech pomyślę...
Na te słowa Sehun cicho warknął, chcąc najwyraźniej zastraszyć swojego towarzysza, jednak ten zdawał się go ignorować. W ogrodzie było ciemno, bowiem Suho tej nocy nie zapalił ani jednej z zewnętrznych lamp, jednak Luhan znał to miejsce wystarczająco dobrze, by bezbłędnie zaprowadzić rannego chłopaka w stronę małego oczka wodnego.
- Oto twoja woda - powiedział z przesadnym akcentem, prezentując znalezisko nie do końca przekonanemu Sehunowi. - Co tym razem? Może chcesz popływać? - dodał z sarkazmem, na co drugi chłopak zmierzył go morderczym wzrokiem.
Do tej pory nie rozumiał, dlaczego miałby się bać Dzieci Księżyca, jak i teorii o ich morderczych zamiarach. Możliwe, że trafił na niewłaściwego przedstawiciela ich ludu, ale i on sam nie był typową jednostka dla swojej rasy.
- Pomóż mi się rozebrać - zażądał, zaczynając mocować się z guzikami luźnej piżamy podarowanej mu przez Suho.
Tym razem Luhan nie pytał już dlaczego, wiedząc że nie ma to najmniejszego sensu, a jedynie posłusznie pomógł mu zdjąć ubranie. Gdy ponownie zobaczył nagą pierś Sehuna przypomniał sobie dotyk nad rzeką oraz jego spokojne bicie serca, przez co musiał walczyć z ochotą ponownego przyłożenia tam dłoni. Zmieszany odwrócił wzrok, mając nadzieję, że drugi chłopak nie zauważy jego zawstydzenia. Z ulgą odnotował, że ten  nie zwracał na niego większej uwagi, bowiem zaczął szarpać się z bandażami przy ranie.
Luhan wiedział, że to bardzo głupi i nierozsądny pomysł otwierać wciąż niezagojoną ranę, jednak postanowił zaufać nieznajomemu szaleńcowi, pomagając mu pozbyć się opatrunku. Przez chwilę obaj przyglądali się, jak z rany zaczyna cieknąć strużka świeżej krwi.
- Świetnie - jęknął Luhan zupełnie poddany. - Po tym wszystkim jednak postanowiłeś wykrwawić się na śmierć!
Sehun spojrzał na niego, a blondyn miał wrażenie, że w srebrzystych tęczówkach dostrzega cień politowania, ale i rozbawienia. Z racji, że sam nie widział w tym nic śmiesznego, uniósł pytająco lewą brew.
- Nie można wykrwawić się nie na śmierć - zauważył i tym razem był już pewien, że chłopak jawnie z niego drwił.
Luhan zmierzył go morderczym spojrzeniem, jednak jego ofiara zdawała się nie odczuwać grozy sytuacji, bowiem zignorowała go i usiadła na trawie przy wodzie. Drugi chłopak ostatecznie podążył za jego przykładem i  w momencie, gdy miał rzucić kolejną kąśliwą uwagę, Sehun zanurzył dłoń w wodzie, po czym zaczął wpatrywać się w jej ciemną taflę.
- Co robisz? - spytał ostrożnie Luhan, wpatrując się w odbicie dwóch jasnych punkcików na powierzchni oczka wodnego.
Dziecko Księżyca przez dłuższą chwilę nie odpowiadało, patrząc uparcie w wodę, jednak Luhan miał wrażenie, że jego wzrok padał tak naprawdę dużo głębiej, widział dużo więcej.
- Proszę Księżyc o pomoc - wyznał beznamiętnie, jak gdyby wcale nie było to najdziwniejszą uwagą, jaką do tej pory wygłosił.
Luhan przyjrzał mu się uważniej, a następnie spojrzał na czarne niebo, na którym od długich godzin nie było już śladu po wielkim, złocistym księżycu. Z drugiej strony, patrząc na skupioną twarz Sehuna miał wrażenie, że ten jednak widział coś w wodnym odbiciu nieba. Jego wątpliwości zostały całkowicie rozwiane, gdy spojrzał na prawie całkowicie zagojoną ranę chłopaka.
- A więc to prawda - sapnął zdumiony. - Historia o księżycach jest prawdziwa.
Sehun na moment zamknął oczy, a następnie, jak gdyby wyrwany z transu spojrzał na Luhana.
- Tak. Chociaż my i wy stąpamy po tej samej ziemi, widzimy różne nieba - wyznał poważnie, po czym bez trudu podniósł się z ziemi.
Luhan zmierzył wzrokiem jego półnagą sylwetkę, dochodząc do wniosku, że chłopak wyglądał na zupełnie zdrowego.
- To takie proste - zauważył Luhan, stanąwszy przed nim. Przejechał dłonią po białej bliźnie u boku Sehuna, nie mogąc uwierzyć własnym oczom.
Sehun zaśmiał się widząc jego fascynację.
- Pora już na mnie - wyznał po chwili, zakładając na siebie piżamę. - Dziękuję ci za wszystko, Luhan - dodał, kłaniając się nisko i posyłając w jego strony słaby uśmiech.
- Co takiego? - spytał, mrugając zaskoczony.- Gdzie idziesz? Jak to idziesz? I... masz na sobie piżamę!

- Muszę kogoś znaleźć. To pilne - odpowiedział poważnym głosem.

Tym razem to Luhan wywrócił oczami w geście irytacji.

- To pilne, to ważne... ciągle tak powtarzasz - wytknął mu.

- Bo tak jest, piękny - odparł zniecierpliwiony.
Chwilę zajęło Luhanowi przetrawienie niespodziewanego określenia ze strony tego dziwnego Dziecka Księżyca, jednak ostatecznie zdążył ugryźć się w język, zanim zapytał, czy naprawdę uważał, że jest piękny. Pytanie było zupełnie nie na miejscu i nie w tym czasie, dlatego jedyne, co mu pozostało to cieszyć się, że noc ukryła jego rumieniec.
- Idę z tobą - powiedział tonem nie znoszącym sprzeciwu, na co Sehun rzucił mu zdziwione spojrzenie, - Idę z tobą i koniec - powtórzył, widząc, że chłopak chciał się sprzeciwić.
- Dlaczego miałbym cię brać ze sobą? Myślisz, że aż tak ci ufam? - spytał, mrużąc srebrzyste oczy. - Jesteśmy wrogami, pamiętasz?
- Uratowałem ci życie, draniu! - wytknął mu urażony jego słowami. - Gdybym chciał cię zabić, zrobiłbym to już dawno. Chcę iść z tobą, Sehun!
Bo z jakiegoś irracjonalnego powodu, którego później mogę żałować, ufam ci i chcę być przy tobie, dodał w myślach, zażenowany własnymi odczuciami.
Sehun mierzył go nieprzeniknionym spojrzeniem, którego Luhan nie był w stanie rozszyfrować. Pozostawał gotowy kłócić się z nim całą noc, jeśli w ten sposób miał postawić na swoim.
- Jesteś dziwny - skwitował po chwili Sehun, na co Luhan prychnął pod nosem.
- Nie bardziej niż ty - odparował  z przekąsem. - Po raz drugi przypominam, że masz na sobie piżamę.
- W porządku - zgodził się Sehun i odwrócił na pięcie, ignorując jego uwagę.
Luhan ruszył za nim w stronę lasu, dotrzymując mu kroku, Starał się jednocześnie zapanować nad swoim niewytłumaczalnym podekscytowaniem.
- Sehun? Gdzie właściwie idziemy?

***

Zirytowany Luhan miał wrażenie, że z jakichś niezrozumiałych powodów udawało mu się potknąć o każdy możliwy konar pojawiający się na jego drodze. Nocą w lesie czuł się nieswojo  i tak obco w odróżnieniu od chwil spędzonych w nim za dnia. W świetle złotego księżyca rozpoznawał każdy skrawek dziewiczego lasu, nigdy nie gubiąc swojej drogi. Teraz, w ciemnościach potrafił potknąć się o własne sznurówki. Trzy razy pod rząd.
- Jesteś jak kula u nogi - wytknął mu Sehun, zmęczony ciągłym łapaniem go za ramię, w momencie gdy tracił równowagę.
Teraz, gdy Dziecko Księżyca pozostawało całkowicie wyleczone, Luhan odnotował, jak silne były jego ramiona. Zastanawiał się, czy stanowiło to naturalną cechę jego ludu, czy jedynie cechę Sehuna.
- To nie moja wina, że zachciało ci się spacerować po lesie w środku nocy - wytknął mu zły zarówno na chłopaka, jak i swój nagły zanik koordynacji.
W odpowiedzi jasnowłosy wzruszył beztrosko ramionami, kontynuując swoją wędrówkę. Luhan z zazdrością obserwował jego zwinne i pełne gracji kroki nienaznaczone ani jednym potknięciem. Zastanawiał się, czy i ta cecha była wyłącznością dla Dzieci Księżyca, czy drań miał zwykłe szczęście. Obie opcje jedynie potęgowały jego zazdrość.
- Nie kazałem ci iść za mną - zauważył, skręcając ostro na wschód.
- Skrycie mnie do tego zmusiłeś, z racji, że jestem odpowiedzialny za twoje zdrowie...
- Jesteś? - przerwał mu zdziwiony, spoglądając w jego stronę.
Luhan kilkakrotnie zamknął i otworzył usta, bowiem uznał, że pytanie było niezwykle trafne. Sam nie wiedział, czy wciąż był odpowiedzialny za tego nieznajomego, jak i dlaczego tak bardzo pragnął mu pomóc. W rzeczywistości wielu rzeczy wciąż nie rozumiał, jednak czuł, że nie potrafi po prostu zostawić Sehuna i pozwolić mu odejść.
- Gdyby nie ja...
- Tak, wiem - przerwał mu częściowo zniecierpliwiony, częściowo rozbawiony. - Gdyby nie ty wykrwawiłbym się na śmierć. - Po tych słowach kącik jego ust uniósł się w zadziornym uśmiechu. - Naprawdę jestem ci wdzięczny za pomoc, piękny.
Podobnie jak poprzednio, sposób w jaki się do niego zwrócił, przywołał na jego twarz rumieniec. Zastanawiał się, czy chłopak świadomie i z premedytacją się z nim drażnił czy i to stanowiło jego naturalną cechę. Sam nie wiedział, którą z opcji wolałby przyjąć za prawdziwą. 
- Daleko jeszcze? - spytał Luhan, chcąc jak najszybciej zmienić temat.
Sehun zatrzymał się w miejscu i rozejrzał dookoła, jak gdyby czegoś szukając. Blondyn podążył za jego spojrzeniem, jednak w cieniu koron drzew przy nocnym świetle niewiele był w stanie dostrzec.
- Tam jest strumyk - mruknął bardziej do siebie, jak gdyby zamyślony. - Luhan, w którym miejscu mnie znalazłeś? - zwrócił się do niego.
Blondyn podrapał się po głowie, próbując odzyskać swoją orientację w terenie, jednak zadanie nie było łatwe. Wszystkie drzewa zdawały się wyglądać tak samo, podobnie każdy kamień. Jedyną nadzieją dla niego pozostawało kierować się ułożeniem strumyka. Przyjrzał się jego krzywej linii, próbując przypomnieć sobie  miejsce, gdzie leżał ranny nieznajomy.
- Myślę, że tutaj - wskazał na oddalony kilka metrów lewy skręt wody. - Chyba.
Sehun podążył za jego wzrokiem, po czym pokiwał głową.
- Nurt musiał mnie tu przenieść, gdy straciłem przytomność - stwierdził cicho, znów bardziej w formie głośnego myślenia. - Nie mogłem przepłynąć za daleko, inaczej zdążyłbym się wykrwawić...
Luhan cierpliwie słuchał jego kalkulacji, zastanawiając się, czego tak naprawdę szukał chłopak, jednak  starał się kontrolować swoją ciekawość.
- Musimy przejść kawałek w górę strumyka. To nie mogło być daleko - powiedział w końcu i ruszył we wskazanym kierunku.
Blondyn nie zapytał, co mogło być niedaleko, a jedynie podążył za nim, zdając sobie sprawę, że musiało to być związane z jego raną. Intuicyjnie przeczuwał, że w miejscu, do którego zmierzali polała się krew Dzieci Księżyca.

***

W milczeniu podążali w górę strumyka. Luhan miał wrażenie, że im bliżej znajdowali się celu, tym kroki Sehuna stawały się bardziej automatyczne, mniej pewne. Zauważył również, że chłopak od pewnego czasu trochę nieświadomie zaciskał dłonie w pięści. Walczył z ochotą położenia dłoni na jego napietym ramieniu, choć tak bardzo pragnął dodać mu otuchy. Sam nie rozumiał, skąd wzięły się u niego te wszystkie pokłady bezinteresownej chęci pomocy, jednak przy Sehunie wydawało mu się to czymś naturalnym.
- Już pamiętam - wyznał jasnowłosy, zatrzymując się na środku polany, która niewyraźnie majaczyła w pamięci Luhana.
Rzadko zapuszczał się w te tereny, jednak zdarzało mu się melancholijnie przywoływać w myślach wspomnienia z dzieciństwa, gdy razem z Suho polowali tutaj na niedźwiedzie. Wtedy niewielka, acz tajemnicza jaskinia u podnóża gór zdawała im się siedliskiem niebezpiecznego zwierzęcia, a oni zwykli przesiadywać w pobliskich krzakach, z napięciem wyczekując pojawienia się bestii. Niestety, nigdy żadnej nie spotkali, choć zapewne zawdzięczali życie takiemu obrotowi sprawy.
Tej nocy Luhan odczuwał podobne napięcie, choć źródła upatrywał nie w możliwości spotkania niedźwiedzia, a z bijącego strachu emanującego od jego towarzysza. Przyjrzał mu się ostrożnie, jednak twarz Sehuna pozostawała bez wyrazu. Sposób, w jaki zmieniała się postawa Dziecka Księżyca sprawiał, że Luhan przestawał być pewien, czy naprawdę wciąż chciał wiedzieć, co wydarzyło się w tym miejscu.
Po chwili Sehun bez słowa ruszył w stronę ciemnej jaskini powoli, jak gdyby zmuszał się do stawiania kolejnych kroków. Luhan podążył za nim, równie niepewnie, jednak z nieświadomością wobec tego, co miał tam zastać.
Sehun zatrzymał się u wejścia. Jego srebrne oczy jak gdyby zajarzyły się bardziej, gdy próbował wzrokiem przedrzeć się przez nieprzeniknioną ciemność. Luhan natomiast nie widział tam kompletnie niczego. Grota stanowiła dla niego jedną wielką czarną przestrzeń, co jedynie napędzało jego strach.
- Matko? - Ciche wołanie Sehuna przerwało ciszę, gdy zrobił kolejny krok wgłąb jaskini. - Mamo, jesteś tu?
Desperacja i niepokój, jakie usłyszał w jego głosie sprawiły, że w jednym momencie zaczął mu współczuć, choć nie wiedział dlaczego. Miał wrażenie, ze czuł fizyczny ból, słysząc jego wołanie.
Wszedł za nim do jaskini, chcąc jak najszybciej przyzwyczaić wzrok do ciemności. Zadanie nie było łatwe, bowiem należał do ludu kochającego dzienne światło, źle adaptującego się w nocnym mroku. Była to kolejna z cech różniących ludzi i Dzieci Księżyca, które tak doskonale radziły sobie w ciemności.
Luhan początkowo nie zauważył postaci nieruchomo leżącej pod kamienną ścianą groty. To Sehun pierwszy ją dostrzegł.
- Mamo! - krzyknął rozpaczliwie, a jego głos odbił się echem po jaskini, sprawiając, że zabrzmiał jeszcze boleśniej.
Luhan miał wrażenie, że jego serce stanęło w miejscu, gdy w końcu dostrzegł bladą, zastygłą w przerażeniu twarz kobiety. Jej oczy, tak samo jasne jak Sehuna patrzyły w pustkę, nie widząc już nic. Nie widziała syna, którego dłoń spoczęła na jej policzku, nie słyszała też  jego lamentu i próśb, tym samym nie mogła ich spełnić.
Kobieta nie żyła.
Na jej białej sukience widniała ciemna plama i Luhan był pewien, że to jej własna krew.
- Nie, nie nie! - krzyczał Sehun, a echo roznosiło jego głos ze zdwojoną siłą. - Nie!
Zgarbiony nad kobietą zaczął krzyczeć i płakać, a Luhan uznał, że nigdy nie słyszał tak namacalnego bólu w  czyimś głosie. Nie mógł uwierzyć, że tyle cierpienia mogło spocząć na ramionach jednej osoby. Zbierało się w nim coraz więcej współczucia wobec Sehuna, jednak początkowo nie był w stanie zrobić nic, a jedynie stać nieruchomo, jak gdyby przybity do podłoża, skąd przyglądał sie tragicznej scenie u swoich stóp.
Sehun płakał długo i nieprzerwanie, a gdy szok opuścił ciało Luhana, natychmiast do niego podbiegł, padając na kolana tuż obok chłopaka. Bez wahania objął go za szyję i przyciągnął do siebie, chcąc przypomnieć mu o swojej obecności, chcąc oddać mu swoją siłę i zabrać całe cierpienia z jego serca.
Głowa Sehuna ciężko opadła na ramię Luhana, gdy cicho łkał nad śmiercią kobiety. Blondyn w tym momencie głaskał go po jasnych włosach, szepcząc cicho słowa ukojenia, choć te przychodziły mu z trudem, bowiem nie był pewien, czy istniało coś, co mogłoby zadziałać w tej sytuacji. Nie wiedział, dlaczego, ale płakał razem z nim, pozwalając mimowolnym łzom moczyć jego twarz.
Mijały minuty, mijały godziny, a oni siedzieli w ciemnej jaskini przytuleni do siebie, zastygli w tym jednym momencie. Sehun już nie płakał, jednak jego oddech pozostawał płytki, a ciałem od czasu do czasu wstrząsał dreszcz. Luhan nie mówił wiele, momentami nucił smutną kołysankę, składał nieznajomemu obietnice, mające przypomnieć mu, że wciąż tu był, wciąż jednak przepraszał. Przepraszał za ludzi, którzy dokonali czegoś tak okrutnego, bowiem był pewny, że to nikt inny a jego lud. Brał ich winę na swoje ramiona, tym samym czując się jak jeden z tych potworów.
Nie był pewien, ile dokładnie minęło, kiedy Sehun w końcu powoli uniósł głowę i spojrzał na niego zapuchniętymi, srebrnymi oczami. Wyglądał jak wrak człowieka i i na ten widok Luhan zapałał jeszcze większą nienawiścią do osób, które doprowadziły go do takiego stanu.
Sehun przeniósł wzrok na ciało matki, jednak nie uronił już ani jednej łzy, jak gdyby nie miał już sił, by dłużej płakać. Przygryzł  jedynie usta i sięgnął po naszyjnik z dużym medalionem na szyi matki. Zdjął go ostrożnie i zacisnął mocno w pięści.
- Stało się - wyszeptał zachrypniętym głosem, nie spuszczając wzroku z nieżyjącej kobiety. - Kocham cię matko.
Luhan biernie uczestniczył w intymnej scenie, czując się niczym intruz, jednak po chwili jego uwagę odwróciło to, co nagle stało się z kobietą. Jej blade ciało w jednym momencie zaczęło się kruszyć, zamieniając  w jasny pył. Nigdy nie widział czegoś podobnego, ale i nigdy nie miał styczności z Dziećmi Księżyca.
Ciało kobiety zniknęło, pozostawiając ich samotnych w jaskini, a jedynym dowodem jej istnienia był pył na ziemi i naszyjnik w ręku Sehuna. Zapanowało między nimi milczenie, ciężkie i refleksyjne. Obaj byli zmęczeni, jak gdyby po wyczerpującym wysiłku.
- Stało się - powtórzył cicho Sehun, jak gdyby próbując przetrawić własne słowa. - Muszę wziąć odpowiedzialność. Zostałem sam - mówił bardziej do siebie niż kogokolwiek innego, jednak Luhan słuchał uważnie każdego  słowa.
Nie myśląc długo, ujął twarz chłopaka w swoje dłonie, zmuszając go, by na niego spojrzał.
- Nie jesteś sam - zapewnił go, patrząc mu w oczy. - Masz mnie.
Sehun przez chwilę wyglądał jak gdyby miał ponownie się rozpłakać, jednak ostatecznie kąciki jego ust drgnęły a on zmusił się do posępnego uśmiechu.
- Jesteś dziwnym człowiekiem Luhan - powiedział łamiącym się głosem, kładąc swoją chłodną dłoń na rozpalonej ręce blondyna. - Pięknym, dziwnym człowiekiem.
Nie wiedział, czy miał odebrać jego słowa jako komplement czy obelgę, jednak to wyznanie sprawiło, że jego serce ponownie zabiło szybciej, a on zatracił się na moment w srebrzystych tęczówkach, które chyba po raz pierwszy spojrzały na niego z kompletnym zrozumieniem i ufnością. Nie pamiętał momentu, kiedy w jego głowie zrodziło się pragnienie pocałowania Sehuna, jednak po chwili poczuł jego chłodne wargi tuż  na swoich ustach.
Ich więź budowana była w niecodzienny i tak niemożliwy sposób, dodatkowo umocniona śmiercią i krwią, jednak dzięki temu wszystkiemu dwoje nieznajomych ludzi potrafiło darzyć się uczuciem, które inni budowali latami ciężkiej pracy. Oni płonęli w swoim jasnym ogniu szybko i gwałtownie, jednak w odróżnieniu od innych płomieni, ten nie zamierzał zgasnąć.
Przeznaczenie kazało im się nienawidzić, w momencie, gdy oni tak pragnęli miłości.
- Pamiętaj, że ten świat niszczy wszystko, co piękne - powiedział Sehun, gdy przerwali pocałunek, by zaczerpnąć tchu.
Zostali w jaskini do rana, śpiąc objęci w zimnej jaskini.
Obudzili się razem z nadejściem złotego księżyca.
- Luhan? - szepnął Sehun, gdy powoli ze splecionymi dłońmi zbierali się do wyjścia z jaskini.
Blondyn przetarł oczy, przyzwyczajając się do dziennego światła. Spojrzał pytająco na Sehuna, którego twarz wciąż pozostawała smutna i zraniona przez nocne wydarzenia. Mimo to nie mógł nie docenić jego starań przywołania na twarzy delikatnego uśmiechu. Wiedział, że robił to dla niego.
- Muszę odejść - wyznał, sam przytłoczony swoją decyzją. - Muszę wziąć odpowiedzialność za mój lud, tak jak ty wziąłeś kiedyś odpowiedzialność za mnie.
Luhan pokręcił głową i mocniej ścisnął jego dłoń, jak gdyby chcąc tym gestem zatrzymać go przy sobie. Nie brał pod uwagę rozstania, ale w rzeczywistości nie miał nawet czasu pomyśleć o przyszłości, o tym, że Sehun miał swoje życie wśród innych Dzieci Księżyca, że tak naprawdę nigdy nie mógł być jego. Mimo wszystko tego typu myśli były zbyt bolesne i nie chciał dopuścić ich do głosu. Nie, w momencie gdy zdążył go pokochać.
- Wrócisz? - spytał z nadzieją i prośbą w oczach. - Proszę cię, Sehun.
W odpowiedzi chłopak spuścił wzrok.
- Ja... nie wiem... - odparł szczerze, ponownie patrząc na Luhana. W jego jasnych oczach zobaczył błagalną prośbę, by zrozumiał. Zrozumiał to wszystko, o czym tak ciężko było mu mówić. - Ja nie wiem, co mam robić. Mimo wszystko, muszę być z moim ludem. W tych okrutnych czasach potrzebują mnie bardziej niż kiedykolwiek.
Luhan pokiwał głową, próbując zrozumieć chłopaka, nawet jeśli całym sobą chciał go zatrzymać.
- Pamiętaj o mnie - poprosił cicho, zaciskając usta.
- Będę - obiecał, ujmując go za podbródek. - Zrobiłeś dla mnie więcej niż ktokolwiek. Zawdzięczam ci życie i moją duszę. Jesteś dobrą osobą, Luhan. Jesteś w moim sercu. - Po tych słowach nachylił się nad blondynem i złożył na jego ustach lekki pocałunek, który choć tak piękny, zwiastował pożegnanie.

Ruszyli w przeciwnych kierunkach i Luhan zastanawiał się, czy Sehun także odwrócił się za siebie z wrażeniem, że pozwala odejść własnemu życiu. On sam czuł, jak gdyby mijał się ze swoim przeznaczeniem. 

***
Witam,
jakiś czas mnie tu nie było, więc najwyższa pora.
 Korzystając z ostatnich chwil wolności udało mi się dokończyć tę historię, co zajęło dużo więcej czasu niż na to przewidziałam.
Cóż... wiem, że zapewne większość z Was nie przepada za fantastyką, ale mam nadzieję, że nie macie mi za złe popełnionego tekstu? Tak się składa, że w serduchu jestem fantastą i muszę od czasu do czasu dać temu upust.
Jutro najprawdopodobniej dodam drugą część, by nie przedłużać.
I obiecuję, że kolejna opowieść będzie już zupełnie pozbawiona elementów fantastycznych.
Dziękuję za zostawiane komentarze <3
Hm, czuję, że miałam coś jeszcze napisać, acz w tym momencie tego nie pamiętam!
Chyba do jutra?
Całuję <3