poniedziałek, 16 września 2013

Biały Kruk [HunHan] 1/2

GATUNEK: Romans, fantasy, angst
BOHATEROWIE: Lu Han, Oh Sehun
OSTRZEŻENIA: Brak

Tego ranka myśli Luhana zaprzątało określenie względności. Rozważania i i wnioski przepływały przez jego zamyślony umysł, gdy siedząc na parapecie okna, leniwie obserwował złociste niebo i ogromny księżyc, który z tej perspektywy zdawał się stykać z linią horyzontu. Widok ten był dla niego codziennością, jednak za każdym razem podziwiał go z tym samym zachwytem. Miał w sobie zdrową ciekawość świata i pragnienie zdobywania wiedzy, przez które tak często zatracał się w nieskończonym ciągu własnych myśli. Zdarzało się, że zapominał o wszystkim dookoła, tak jak tego ranka zapomniał o śniadaniu. Możliwe, że zapomniał również się uczesać.
Trapiła go definicja względności, bowiem miał wrażenie, że w jego życiu za dużo aspektów pozostawało względnych. Tak rzadko potrafił dać zdecydowaną odpowiedź, tak rzadko doświadczał czarno białych sytuacji. Wszystko w życiu Luhana było względne.
Tak samo przeznaczenie. Nie był nawet pewien, czy w nie wierzył i czy jakiekolwiek dla niego istniało. Zastanawiał się, czy tak naprawdę w cokolwiek wierzył? W dobie tylu absurdów trudno było znaleźć cokolwiek wartego pokładów wiary. Mógł wierzyć w to, co jego ojciec i brat, choć czy równie dobrze nie mógł wierzyć w co tylko chciał. To sprawa tak względna...
Mógł wierzyć w białe kruki, pomyślał, odruchowo wypatrując absurdu na złotym niebie. Nierealne ptaki wydawały mu się równie ciekawe, jak prawo nienawiści, którego uczył go ojciec, równie ciekawe jak Dzieci Księżyca, w które rzekomo powinien ową nienawiść kierować. Luhan mógł wierzyć w cokolwiek i z nasuwających się opcji białe kruki wydawały sę najciekawsze. Domyślał się, że przez podobne decyzje, jak i sam sposób myślenia tak często nazywano go głupcem.
Nie był głupcem. Był jedynie ciekawy.
Z ciężkim westchnieniem kontynuował obserwację nieba. Wiedział, że brat zaraz zacznie go szukać, bowiem z południem zbliżał się ich codzienny trening. Celowo każdego dnia ociągał się z tą samą niechęcią wobec ćwiczeń, które uważał za zupełnie niepotrzebne i niezrozumiałe. Nie wiedział, dlaczego ojciec nalegał, by nauczył się walczyć i zabijać Dzieci Księżyca. Nigdy nie spotkał ani jednego członka enigmatycznego ludu, owianego niezliczonymi legendami jak i nie doświadczył z ich strony żadnej krzywdy. Wiara w to, że byli czymś złym w jego mniemaniu pozostawała równie absurdalna jak wiara w białe kruki.
Ziewnął i w tym samym momencie o mało nie zleciał z parapetu, bowiem na złotym nieboskłonie dostrzegł białego ptaka wolno szybującego nad koronami drzew, między którymi po chwili zniknął, by wynurzyć się ponownie bardzo blisko okna jego pokoju. Chłopak zamarł z otwartymi ustami. Nigdy nie widział białego kruka, toteż nie miał pojęcia, czy własnie miał okazję zobaczyć owego ptaka ze swojej wyobraźni, jednak chciał wierzyć, że tak właśnie było.
Stworzenie poszybowało w górę, znikając z jego pola widzenia a jedyne,   co po nim zostało to mętlik w młodej głowie blondwłosego chłopca i jedno białe pióro lewitujące nad koronami drzew za jego domem.
Możliwe, że myślał za dużo, uznał obserwując ścieżkę drobnego piórka. Możliwe, że czytał za dużo, jednak nie potrafił oprzeć się nadziei, że biały kruk pojawił się z jakiejś przyczyny. Mogli nazywać go głupcem, nie miało to dla niego większego znaczenia.
Zawahał się tylko przez moment, zanim wybiegł z pokoju i ruszył schodami w dół posesji, a następnie na zewnątrz w pogoni za tym jednym przeklętym piórem. W myślach powtarzał sobie, że robi to nie dlatego, że był głupcem, a dlatego, że był ciekawy.
W tamtej chwili tego złocistego poranka Luhan nie miał pojęcia jak bardzo wiara w białego kruka pokierowała jego przeznaczeniem.
Przeznaczeniem, które kazało mu nienawidzić, w momencie, gdy ten tak bardzo pragnął kochać.

***

Im bliżej lasu się znajdował, tym mnie był pewien, w którym miejscu zauważył lewitujące pióro. Z perspektywy okna jego pokoju wszystko wydawało mu się bardziej precyzyjne, jednak teraz, gdy sam znalazł się pod koronami drzew, zupełnie stracił poczucie orientacji w terenie. Motywację do dalszych poszukiwań znalazł w swojej miłości do spacerów, jak i nadarzającej się możliwości opuszczenia treningu. Z dziecięcą radością przywołał przed oczy widok swojego rozeźlonego brata, przez który po chwili zaczął obawiać się powrotu do domu. Wiedział, że Kris, dokładnie tak samo jak ojciec, nie znosił nieposłuszeństwa i nawet nie łudził się na przejaw miłosierdzia z jego strony. Mimo to, paradoksalnie odrzucił pomysł powrotu na trening, uznając, że pogoń za białym krukiem była zdecydowanie bardziej atrakcyjna.
Gdy dotarł do serca lasu, jego uszu dobiegł szum wody z tak znajomego mu górskiego strumyka, do którego mimowolnie zaczął się zbliżać. Po chwili stanął kilka metrów od srebrzystej nici potoku, jednak nie dane mu było zachwycać się widokiem, bowiem coś innego przykuło jego uwagę i spowodowało, że jego serce na moment zamarło w klatce piersiowej.
Luhan chyba mniej zdziwiłby się, gdyby zobaczył na polanie chmarę białych kruków, aniżeli to, co w rzeczywistości napotkał.
Na brzegu leżał nieprzytomny człowiek, który do połowy znajdował się w nurcie strumyka. Luhan ze swojego miejsca nie mógł zobaczyć jego twarzy, a jedynie srebrzyste włosy rozrzucone na trawie oraz nagie, mlecznobiałe ramiona. Jednak to nie widok nieprzytomnego chłopaka spowodował, że przerażony rzucił się biegiem w tamtą stronę, a widok wody wokół jego ciała.
Bowiem strumyk nieustannie barwił się na czerwono.
Upadł na kolana przy nieznajomym i ze strachem odnotował głęboką, ciętą ranę na jego boku po lewej stronie trochę poniżej serca. Miał przeczucie, że nie była to kwestia wypadku, a celowe użycie broni, jednak starał się o tym nie myśleć, skupiwszy się na ratowaniu rannego. Z ulgą zauważył płytki oddech młodego, nieprzytomnego chłopaka i tym samym obrał sobie za cel nie dopuścić, by ten oddech utracić.
Przyłożył dłoń do jego nagiej piersi, gdzie wyczuł słabe bicie serca i przez kilka długich sekund, za które skarcił się w myślach, nie zabrał ręki, jak gdyby zahipnotyzowany. Szybko jednak otrząsnął się z tego stanu, przypominając sobie o ranie chłopaka. W momencie, gdy zabrał dłoń, nieznajomy otworzył oczy, a Luhan zmusił się do zduszenia okrzyku.
Tęczówki nieznajomego jarzyły się srebrem, gdy jego ciało wygięło się w łuk. Jasnowłosy chłopak krzyknął w agonii, przez co Luhan odsunął się wystraszony. Lęk jednakże nie był w stanie pokonać jego zachwytu nad niecodziennym widokiem tych srebrzystych oczu. Trochę mimowolnie, trochę instynktownie ponownie położył dłoń na jego piersi. Po chwili ciało rannego ponownie opadło na ziemię, a jego oczy skierowały się na oniemiałego Luhana. W duchu przyznał, że były piękne.
Za dużo absurdów stawało się realne. Łatwiej było mu przyjąć do wiadomości, że znalazł białego kruka niż to, że spotkał Dziecko Księżyca. Enigmatyczną istotę, o bladej, porcelanowej cerze, białych włosach, oczach odbijających światło księżyca, będącej sumą wszystkich legend, które ludzie tak namiętnie opowiadali, a które traktował jedynie jako piękne bajki. Dzieci Księżyca istniały, zmuszony był przyznać, bowiem żywy dowód leżał tuż obok niego.
Co najgorsze, jego żywy dowód umierał, a on niczym największy głupiec mógł jedynie tempo wpatrywać się w jego oczy.
- Proszę - szepnął nieznajomy tak cicho, że Luhan nie był pewien, czy to jedynie szum strumyka. - Proszę, pomóż mi - dodał głośniej, po czym zamknął oczy i w tym samym momencie Luhan zatęsknił za widokiem srebrzystych tęczówek.
Po jego słowach zaczął działać instynktownie. Bardzo ostrożnie, by nie pogłębić rany, zdołał wyciągnąć go z wody i położyć na trawie, po czym zdjął bawełnianą koszulkę i zaczął szarpać ją na cienkie kawałki. Przyłożył fragment materiału do rany, po czym przewiązał go wokół talii chłopaka, tworząc prowizoryczny opatrunek.
W tamtym momencie ani razu nie zakwestionował swoich działań, jak i nie zastanawiał się, dlaczego pomaga Dziecku Księżyca, choć według zasad, w które miał wierzyć, powinien nienawidzić tego człowieka. 
Luhan odrzucił podobne myśli, bowiem postanowił wierzyć w białe kruki. Wierzył również, że uratuje tego niezwykłego chłopca oraz w to, że ten znów na niego spojrzy, dzieląc się z nim srebrzystym światłem księżyca.

***

- Wiesz co? Chyba zaczynam tęsknić za momentami, gdy jako mały chłopiec przychodziłeś do mnie z martwymi szczurami, krzycząc bym je uratował. To, co teraz robisz zaczyna mnie przerastać - powiedział chłopak o imieniu Suho, z przerażeniem taksując wzrokiem nieprzytomnego chłopaka na swojej kanapie.
- To nie jest moją winą. - Wskazał na rannego. - Ja tylko... uratowałem mu życie.
Nie wiedział, jakiej reakcji powinien się spodziewać po przyjacielu, gdy stanął pod drzwiami jego domu, trzymając na rękach nieprzytomne Dziecko Księżyca, jednak Suho był pierwszą osobą, którą mógłby poprosić o pomoc. Istniało kilka powodów, dla których wybrał właśnie jego dom. Po pierwsze, znajdował się stosunkowo blisko, zważywszy, że on i Suho byli sąsiadami. Po drugie, samobójstwem wydawało się zaniesienie chłopaka do siebie, gdzie zarówno ojciec jak i brat pałał nienawiścią wobec jego ludu. Po trzecie, Luhan wierzył w Suho, swojego najlepszego przyjaciela.
Z ostrożnością i obawą przed zbytnim obarczeniem chłopaka w tak krótkim czasie, postanowił przemilczeć, że ranny był Dzieckiem Księżyca. Uznał, że dopóki chłopak miał zamknięte oczy, nic nie zdradzało jego tożsamości. Prawda i wiążące się z nią ryzyko mogły poczekać.
- Jak to się właściwie stało? - dociekał, gdy skończył pomagać Luhanowi w robieniu profesjonalnego opatrunku. Pokrwawiony i podarty T-shirt leżał na podłodze, a Luhan dostał od przyjaciela nową koszulkę w ciepłym kolorze ochry. - To wygląda jak cięcie nożem... doszło do bójki? Luhan w coś ty się wpakował? Dołączyłeś do gangu? Dlaczego ja o niczym nie wiem?! Myślałem, że...
- Uspokój się - przerwał mu zniecierpliwiony i poirytowany ciągłym powtarzaniem tego samego. - Już ci mówiłem, że to nie moja wina! Znalazłem go w lesie.
Przez chwilę Suho mierzył go ze sceptycznym wyrazem twarzy i przekrzywioną głową, przez co wyglądał komicznie, pomimo nieszczęsnych okoliczności. Luhan wytrzymał jego spojrzenie, zachowując powagę i dając do zrozumienia, że mówił prawdę.
- W lesie - powtórzył za nim beznamiętnym głosem.
- Tak, w naszym strumyku - potwierdził, ignorując powątpiewanie w tonie przyjaciela. - Suho, co miałem zrobić? Zostawić go, aż  wykrwawi się na śmierć?
Chłopak milczał, bowiem odpowiedź była oczywista i wiedział, że postąpiłby dokładnie tak samo. Z drugiej strony sytuacja nie należała do typowych i niecodziennie znajduje się ranionego, umierającego człowieka w leśnym strumyku. Z obawą spojrzał na nieprzytomnego jasnowłosego mężczyznę, z nierealną nadzieją, że odkryje jego historię.
- Nie można wykrwawić się nie na śmierć - wytknął Luhanowi i usiadł na oparciu sofy, tuż przy długich nogach rannego. - W takim razie pozostaje nam czekać, aż się obudzi.
Luhan w odpowiedzi pokiwał głową, choć w duchu bał się tego momentu. Bał się poznać prawdę, to raz, po drugie bał się reakcji przyjaciela, gdy odkryje, kogo gości pod swoim dachem. Im dłużej o tym myślał, tym większe miał wyrzuty sumienia na myśl, że ściąga na niego ryzyko.
- Dziękuję, że mi pomagasz - wyznał szczerze, na co Suho machnął ręką. - Naprawdę.
- Taka już moja rola - odparł z lekkim uśmiechem.
W tamtym momencie i Luhan zrozumiał, że jednym z jego przeznaczeń było pielęgnowanie przyjaźni u ludzi, w których wierzył.

***

- Szybciej! - krzyknął wysoki chłopak o zaciętej twarzy, po czym ponownie zaatakował Luhana mieczem. - Nie możesz się wahać!
Miał wrażenie, że w ostatnim momencie udało mu się osłonić przed ostrzem brata, jednak wolał nie myśleć o tym, co i czy naprawdę byłoby, gdyby zareagował choć sekundę później. Kris zdawał się nie mieć dziś żadnych oporów. Wiedział, że brat w ten sposób wyżywał się na nim za wczorajsze opuszczenie treningu. Wolał nie myśleć, co by się stało, gdyby ten wiedział, dlaczego go wtedy nie było. Kris bowiem stanowił podręcznikowy wzór zasad i cech, które Luhan mieć powinien, a którymi tak bardzo gardził.
- Chcesz mnie zabić?! - krzyknął w końcu, gdy Kris o mało nie odciął mu ucha.
- Chcę cię czegoś nauczyć! - odpowiedział równie zdenerwowany, jednak ostatecznie przestał wymachiwać bronią. - Jeśli nie będziesz umiał się przed nimi bronić, braciszku, oni zabiją ciebie.
Luhan wypuścił miecz, a ten z głośnym brzękiem uderzył o drewnianą posadzkę sali treningowej. Słyszał swój szybki oddech, jak i równie szarpany oddech brata, które przez długą chwilę wzajemnego mierzenia się wzrokiem stanowiły jedyny dźwięk w pomieszczeniu.
- Skąd możesz to wiedzieć?! - spytał głośniej tonem bardziej defensywnym niż zamierzał.
- Wiedzieć co? - spytał, nie rozumiejąc, po czym oparł się o klingę miecza.
- Wiedzieć, że Dzieci Księżyca chcą nas zabić?
W odpowiedzi brat zaśmiał się sardonicznie, najwyraźniej uznawszy jego pytanie za bardzo naiwne. Luhan zdążył się przyzwyczaić do tego, że chłopak tak często traktował go z góry, jednak nigdy  jeszcze nie dał mu się złamać. Był równie uparty wobec swoich racji, przez co większość ich rozmów kończyła się zaciekłymi kłótniami, jeśli nie rękoczynami.
- Nie znasz ich, Luhan - zaczął Kris, zaciskając pięść na klindze miecza. - Nie wiesz, dlaczego tu przybyli, nie masz pojęcia do czego są zdolni...
- A ty niby wiesz?! - przerwał mu rozeźlony, przypominając sobie o rannym chłopcu znalezionym w wodzie. - Co czyni ich tak okrutnymi?
Kris pokręcił głową z niedowierzaniem, po czym wyprostował się, tym samym sprawiając, że jeszcze bardziej górował nad bratem.
- Czytasz tyle swoich mądrych książek, za to wykazujesz zupełną ignorancję wobec spraw, które dzieją się tu i teraz. Dzieci Księżyca nigdy nie pojawiają się bez przyczyny.
- Wiem tyle, co ty,  bracie - odparł nadal nieprzekonany. - Znam te same legendy. Rozumiesz? Legendy - zaznaczył przesadnie ostatnie słowo. - Ile w tym wszystkim prawdy?
Kris odwrócił się do niego plecami i zaatakował niewidzialnego wroga z taką zawziętością, że Luhan był pewien, o kim właśnie pomyślał.
- Jesteś człowiekiem bardzo małej wiary, co czyni cię słabym i naiwnym - powiedział, gdy ponownie spojrzał na niego z litością. - To cię w końcu zgubi, braciszku. Dzieci Księżyca mają broń i swój cel. My też go mamy. Gdy w końcu się o tym przekonasz, może być za późno. A teraz koniec rozmów, wracaj na swoje miejsce! - zażądał i ponownie uniósł miecz.
Luhan w tamtym momencie uznał, że przeznaczenie jego brata musiało być wyjątkowo smutne, a jego wiara zupełnie pusta.

***

Przeźroczysty fantom Suho pojawił się na ekranie w pokoju Luhana, gdy właśnie miał wychodzić. Przejęta twarz przyjaciela zatrzymała go z dłonią na klamce i chłopak w jednym momencie poczuł lęk jak i podniecenie na myśl, co mogło nim tak wstrząsnąć.
Czekał na ten moment od tygodnia, gdy dzień w dzień przesiadywał u niego w sypialni nad śpiącym, nieznajomym, z nadzieją, że będzie przy nim, gdy ten się obudzi. Tego dnia, jak każdego ranka wybierał się do niego, ignorując swojego kipiącego wściekłością brata, jak i wiecznie nieobecnego ojca, pierwszy raz od dłuższego czasu, czując że ma swoje zadanie i możliwość poświęcenia się godnej sprawie.
- Wygląda na to, że twoja śpiąca królewna się budzi - powiedział Suho, siląc się na żart, choć rozbiegany wzrok zdradzał jego zdenerwowanie. - Pospiesz się, Luhan.
Nie musiał mu tego mówić, bowiem, zanim skończył zdanie, blond-włosy chłopak wybiegł z domu prosto do sąsiedniego budynku. Dziękował losowi, że mieszkali tak blisko siebie, gdy bez pukania zaczął wspinać się po schodach na górę do jednej z sypialni, w której umieścili chłopca.
Gdy wtargnął do pomieszczenia, Suho wystraszony zerwał się z fotela, przysuniętego pod łóżko z rannym i złapał się za serce. Jego ciemne włosy wciąż pozostawały w porannym nieładzie, a pod brązowymi oczami widniały ciemne kręgi. Luhan miał wyrzuty sumienia przez to, że zbytnio wykorzystywał przyjaciela, a zarazem pozostawał mu za to dozgonnie wdzięczny. Wyglądało na to, że nie spodziewał się jego tak szybkiego przyjścia. Blondyn z nadzieją przeniósł wzrok na nieprzytomnego, który cicho jęczał w sennym majaku. Podszedł do niego i usiadł na zajmowanym wcześniej przez Suho fotelu. Odruchowo i z przyzwyczajenia ujął dłoń jasnowłosego chłopaka w swoje ręce i cierpliwie czekał aż ten odzyska przytomność. Tak mijał każdy jego dzień z ostatniego tygodnia - na oczekiwaniu.
Suho usiadł na oparciu fotela i towarzyszył mu w niemym czuwaniu. Myśl o tym, że najprawdopodobniej niedługo znów zobaczy srebrne oczy Dziecka Księżyca przypomniały mu o obawach związanych z potencjalną reakcją przyjaciela.
- Rozmawiałem niedawno z Krisem - zaczął, siląc się na naturalność.
W odpowiedzi brunet prychnął pod nosem.
- To cud, że w ogóle potraficie jeszcze ze sobą rozmawiać - podsumował z kwaśnym humorem, doskonale znając ich „braterską więź”.
Luhan w duchu przyznał mu rację, zdawszy sobie sprawę, że jego kontakt z bratem coraz częściej opierał się jedynie na zaciętej walce podczas treningów.
- Rozmawialiśmy o pojawieniu się Dzieci Księżyca - kontynuował, próbując sprowadzić rozmowę do sedna sprawy. - Kris twierdzi, że przybyli by nas zniszczyć. On naprawdę wierzy, że ten lud ma swoją broń. Suho, czy ty też w to wierzysz? - spojrzał z nadzieją na chłopaka. - Wierzysz, że te wszystkie legendy o kamieniu księżycowym są prawdziwe?
Przyjaciel milczał dłużej niż Luhan by sobie tego życzył, a mijający czas spędził na wpatrywaniu się w bladą i piękną twarz śpiącego chłopca. O wiele prościej, ale i ryzykowniej byłoby mu zapytać o to Dziecko Księżyca, gdyby miał ku temu okazję. Chciał, żeby ten jak najszybciej się obudził i udowodnił mu, czy naprawdę się mylił. Wyobrażał to sobie, przy okazji zastanawiając się, czy ten naprawdę będzie próbował go zabić. Mimo prawdopodobieństwa, tak ciężko przychodziło mu wskrzesić w sobie lęk.
- Sam nie wiem, Luhan - odparł ostatecznie, wzruszywszy ramionami. - Słyszałem o różnych przypadkach, słyszałem też o morderstwach z ich udziałem. Co do kamienia... tego nie wiem, jednak w każdej legendzie jest odrobina prawdy. Cały rząd go szuka, angażują wojsko... chyba muszą mieć ku temu konkretny powód, prawda? Podobno ostatnio coraz mniej spotyka się tych ludzi, ponoć zaczęli się ukrywać.
Tym razem to Luhan zaśmiał się bez humoru.
- Nic dziwnego, skoro masowo ich zabijamy - zadrwił gorzko, czując wstręt do swojej rasy.
- Dlaczego mnie o to pytasz? - Suho zmierzył go badawczym spojrzeniem, jednak wzrok blondyna utkwiony był w twarzy śpiącego.
Mocniej ścisnął trzymaną, bezwładną dłoń, gdy z gardła jasnowłosego wydobył się wyraźniejszy jęk. Czuł, że ten musiał cierpieć, a on nic więcej nie mógł dla niego zrobić.
- Po prostu chciałem wiedzieć, w co wierzy mój przyjaciel - wyznał szczerze.
- A w co wierzysz ty? - spytał z ciekawości, jednak zanim Luhan zdążył odpowiedzieć, ranny poruszył się na łóżku. - Tym razem chyba naprawdę się budzi.
Obaj skupili uwagę na nim, czekając na dalszy rozwój. Luhan nieświadomie przygryzł dolną wargę, a po chwili ledwo odnotował metaliczny posmak w ustach. Nie spuszczał oczu z pięknej twarzy nieznajomego, którą raz po raz przechodził grymas cierpienia.
Minęły długie, ciche i napięte minuty zanim chłopak otworzył oczy. Luhan wstrzymał oddech, gotowy zacząć wyjaśniać Suho sytuację z Dzieckiem Księżyca, jednak, gdy po raz drugi jego spojrzenie skrzyżowało się z nieznajomym, zmienił zdanie.
Z pod grzywy jasnych włosów spoglądała na niego para ciemnych oczu. Światło księżyca istniało jedynie w jego pamięci.

***

- Cześć? - spytał niepewnie Suho, machając przed oczami nieznajomego. - Jak się czujesz?
Obudzony chłopak zamrugał kilkakrotnie, po czym pierwszy raz od kiedy otworzył oczy spuścił wzrok z Luhana, który milczał zarówno zdziwiony jak i lekko rozczarowany. Reakcje chłopaka zdawały się być wciąż opóźnione, bowiem dopiero po chwili niemego wpatrywania się w dwójkę na fotelu jego twarz zdradził strach.
- Kim jesteście? - wychrypiał przez zaschnięte gardło, po czym zaczął podnosić się na łokciach.
Syknął z bólu i złapał się za bok zanim Luhan zdążył gestem dłoni zatrzymać jego poczynania, powtarzając mu, by się nie ruszał.
- Chcemy ci pomóc  - wyjaśnił spokojnie, kładąc dłoń na jego ramieniu. - Znalazłem cię w lesie rannego... - urwał, nie widząc co powiedzieć. Tak bardzo chciał spytać o jego tożsamość, jak i o okoliczności zadanej rany, jednak czuł opory z myślą o siedzącym tuż nad nim Suho.
- Pamiętam cię - wyznał, jak gdyby przywołując w pamięci ostatnie wspomnienia przed utratą przytomności.
Luhan pokiwał głową, chcąc potwierdzić, że to właśnie on a nie kto inny uratował mu życie.
- Ja... - zaczął tak samo niepewnie Suho, przypominając o swojej obecności. - Przyniosę ci wody - zaoferował i szybko ruszył w stronę wyjścia z pokoju.
Luhan odczekał aż usłyszy zamykane za nim drzwi, po czym nachylił się bliżej nieznajomego. Nie bał się tego chłopaka, który miał być jego potencjalnym wrogiem, jak i nie widział lęku ze strony rannego, co jedynie utwierdzało go w przekonaniu, że znów nic nie pozostawało czarno białe.
- Nazywam się Luhan - zaczął, chcąc spróbować zbudować między nmi niewielką nić zaufania. - A ty?
Nie odpowiedział od razu i blondyn nie był pewien, czy ten wahał się, czy może mu zdradzić swoje imię czy też po prostu miał problemy z mówieniem. Obawiał się jednak pierwszej wersji.
- Sehun - wyznał ostatecznie ku uldze Luhana, co po chwili wyraził szerokim uśmiechem.
- Słuchaj... czy ty..... - zaczął się jąkać w momencie, gdy powinien zapytać o najważniejsze.
Chłopak o imieniu Sehun przekrzywił głowę, a jego wzrok stał się jak gdyby bardziej czujny.
- Czy ja co? - powtórzył, gdy Luhan walczył z nagłym spadkiem śmiałości.
- Tam nad rzeką widziałem twoje oczy - kontynuował, odwracając wzrok od natarczywych ciemnych tęczówek. - Były srebrne jak u Dzieci Księżyca.
Sehun w odpowiedzi jeszcze mocniej przekrzywił głowę i Luhan mógłby przysiąc, że kącik jego ust lekko zadrgał.
- Naprawdę? - spytał, a blondyn nie mógł wierzyć, że nieznajomy ma czelność się z nim jawnie droczyć.
Pokiwał głową, ponownie mierząc go wzrokiem pewnym i przekonanym o swoich racjach. To była jedna z nielicznych cech, których nauczył się od ojca, i które potrafił wykorzystywać w życiu. W milczeniu toczyli walkę na spojrzenia,w której Luhan pozostawał uparty, ale i zły na nieznajomego, który zawdzięczał mu życie, a który postanowił wypierać się prawdy.
Prawie krzyknął, gdy nagle ciemne tęczówki Sehuna ponownie zaczęły jarzyć się srebrzystą poświatą.
- Skoro wiedziałeś, że jestem Dzieckiem Księżyca, dlaczego w takim razie mnie uratowałeś? - spytał cicho, a księżycowa poświata nie znikała z jego oczu.
Luhan nie musiał długo zastanawiać się nad odpowiedzią, bowiem zdawała mu się najprostszą rzeczą na świecie.
- Bo mnie o to poprosiłeś - wyznał, pierwszy raz udając mu się przywołać na twarzy rannego zdumienie.
Sehun nie zdążył odpowiedzieć, bowiem drzwi do pokoju otworzyły się, a on zamrugał kilkakrotnie, tym samym gasząc srebrną poświatę z ciemnych oczu. Zarówno on jak i Luhan spojrzeli na Suho, którego obecność przerwała rozmowę, pozostawiając obu z wieloma niepewnościami.
- Wody?

***

Sehun zdawał się wykazywać nikły ślad zaufania wobec Luhana, jednak jeśli chodziło o Suho to wyglądało, że nie ufał mu ani trochę. Gdy tylko brunet zaczął wypytywać go o historię z wypadkiem oraz o jego imię, jasnowłosy udał, że niczego nie pamięta, nawet tego jak się nazywa. Zachowywał przy tym stoicki spokój, jednak Luhan był pewien, że chłopak kłamał. Czuł również, ze miał ku temu swoje powody, co starał się szanować, utrzymując przy tym nikłą nadzieję, że może kiedyś uda mu się wydobyć z niego prawdę.
Ranny dziękował im za pomoc, szczególnie Suho za to, że pozwolił mu u siebie zostać tak długo, jak tego potrzebował. Luhan również pałał wdzięcznością wobec przyjaciela za to, że choć wciąż nic nie wiedział o obcym, to pozwalał mu nocować pod tym samym dachem. Patrząc na Suho, blondyn odzyskiwał wiarę w ludzi i czasem zastanawiał się, jak ten by postąpił, gdyby naprawdę znał tożsamość swojego gościa.
Luhan zapewnił go, że od tej pory będzie w stanie sam opiekować się chłopakiem i wyręczać go z wszelkich związanych z nim obowiązków, czego postanowił się konsekwentnie trzymać. Powodem nie było jedynie odciążenie przyjaciela z całego związanego z tym brzemienia, ale i chęć pozostania sam na sam z Sehunem i nakłonienia go do prawdomówności.
Luhan mógł mieć ku temu nadzieję, jednak jasnowłosy pacjent zdawał się mieć inne zamiary i jeszcze tej samej nocy postanowił wcielić swój plan w życie. Siedzieli we dwoje w sypialni, w momencie gdy Suho udał się do swojego pokoju. Oczy Sehuna ponownie rozjarzyły się srebrem i te dwie tęczówki stanowiły jedyny jasny punkt w ciemnym pomieszczeniu, dając twarzy blondyna niezwykły charakter. To właśnie noc zdawała się najbardziej różnić ich dwoje, przypominając im, kim tak naprawdę byli.
- Co takiego? - Zdziwił się Luhan, wstając z fotela, gotowy siłą powstrzymać Sehuna od wstania z łóżka.
- Muszę wyjść na zewnątrz - powtórzył równie spokojnie, jednak z nutą poirytowania w głosie. - Pomożesz mi czy nie? - spytał niechętnie, jak gdyby walcząc z wrodzoną dumą.
Luhan pokręcił z niedowierzaniem głową i założył ręce na piersi.
- Czy zdajesz sobie sprawę, że masz z boku wielką ranę, która może otworzyć się przy każdym przeklętym ruchu? Lepiej zostań, gdzie jesteś - powiedział pouczającym tonem, na co para srebrnych oczu uniosła się w zniecierpliwieniu.
- Dlatego właśnie muszę wyjść na zewnątrz. To ważne, Luhan - zaznaczył poważnym tonem.
Blondyn drgnął niezauważalnie, gdy chłopak pierwszy raz powiedział jego imię. Brzmiało trochę dziwnie w ustach Dziecka Księżyca, jednak było coś miłego w sposobie, jaki je wymówił
- Dlaczego? - spytał, uparcie zostając przy swoim.
- Proszę? - W głosie Sehuna wyczuł desperacje, przez którą jego nieustępliwa natura zaczęła zatrważająco szybko mięknąć. - Proszę, pomóż mi i tym razem.
Walczył z myślami, nieprzygotowany na łagodną prośbę ze strony tej nieprzewidywalnej w jego mniemaniu istoty. Ostatecznie, trochę wbrew sobie, podał mu ramię i pomógł powoli stanąć na nogi. Sehun zachwiał się niebezpiecznie, jednak Luhan był koło niego, by uratować go przed upadkiem.
- Mam nadzieję, że masz ku temu rozsądny powód - ostrzegł go, gdy ruszyli po schodach w stronę wyjścia.
W ciemności nie był pewien, czy jedynie to sobie wyobraził, ale miał wrażenie, że Sehun się do niego uśmiechał.
- Więcej wiary, Luhan.

***

- Wiesz, masz coraz dziwniejsze prośby - stwierdził Luhan, gdy znaleźli się za domem Suho, niewidoczni dla mieszkańców.
Sehun prychnął, jak gdyby w proteście, jednak nie powiedział nic więcej, cierpliwie czekając aż blondyn zdecyduje się mu pomóc.
- Po co ci woda? - dopytywał z typową dla siebie ciekawością, na co chłopak wywrócił oczami. - W porządku, nie chcesz mówić to nie mów - dodał ugodowo i zaczął rozglądać się po ogrodzie. - Potrzebujemy wody dla wariata, niech pomyślę...
Na te słowa Sehun cicho warknął, chcąc najwyraźniej zastraszyć swojego towarzysza, jednak ten zdawał się go ignorować. W ogrodzie było ciemno, bowiem Suho tej nocy nie zapalił ani jednej z zewnętrznych lamp, jednak Luhan znał to miejsce wystarczająco dobrze, by bezbłędnie zaprowadzić rannego chłopaka w stronę małego oczka wodnego.
- Oto twoja woda - powiedział z przesadnym akcentem, prezentując znalezisko nie do końca przekonanemu Sehunowi. - Co tym razem? Może chcesz popływać? - dodał z sarkazmem, na co drugi chłopak zmierzył go morderczym wzrokiem.
Do tej pory nie rozumiał, dlaczego miałby się bać Dzieci Księżyca, jak i teorii o ich morderczych zamiarach. Możliwe, że trafił na niewłaściwego przedstawiciela ich ludu, ale i on sam nie był typową jednostka dla swojej rasy.
- Pomóż mi się rozebrać - zażądał, zaczynając mocować się z guzikami luźnej piżamy podarowanej mu przez Suho.
Tym razem Luhan nie pytał już dlaczego, wiedząc że nie ma to najmniejszego sensu, a jedynie posłusznie pomógł mu zdjąć ubranie. Gdy ponownie zobaczył nagą pierś Sehuna przypomniał sobie dotyk nad rzeką oraz jego spokojne bicie serca, przez co musiał walczyć z ochotą ponownego przyłożenia tam dłoni. Zmieszany odwrócił wzrok, mając nadzieję, że drugi chłopak nie zauważy jego zawstydzenia. Z ulgą odnotował, że ten  nie zwracał na niego większej uwagi, bowiem zaczął szarpać się z bandażami przy ranie.
Luhan wiedział, że to bardzo głupi i nierozsądny pomysł otwierać wciąż niezagojoną ranę, jednak postanowił zaufać nieznajomemu szaleńcowi, pomagając mu pozbyć się opatrunku. Przez chwilę obaj przyglądali się, jak z rany zaczyna cieknąć strużka świeżej krwi.
- Świetnie - jęknął Luhan zupełnie poddany. - Po tym wszystkim jednak postanowiłeś wykrwawić się na śmierć!
Sehun spojrzał na niego, a blondyn miał wrażenie, że w srebrzystych tęczówkach dostrzega cień politowania, ale i rozbawienia. Z racji, że sam nie widział w tym nic śmiesznego, uniósł pytająco lewą brew.
- Nie można wykrwawić się nie na śmierć - zauważył i tym razem był już pewien, że chłopak jawnie z niego drwił.
Luhan zmierzył go morderczym spojrzeniem, jednak jego ofiara zdawała się nie odczuwać grozy sytuacji, bowiem zignorowała go i usiadła na trawie przy wodzie. Drugi chłopak ostatecznie podążył za jego przykładem i  w momencie, gdy miał rzucić kolejną kąśliwą uwagę, Sehun zanurzył dłoń w wodzie, po czym zaczął wpatrywać się w jej ciemną taflę.
- Co robisz? - spytał ostrożnie Luhan, wpatrując się w odbicie dwóch jasnych punkcików na powierzchni oczka wodnego.
Dziecko Księżyca przez dłuższą chwilę nie odpowiadało, patrząc uparcie w wodę, jednak Luhan miał wrażenie, że jego wzrok padał tak naprawdę dużo głębiej, widział dużo więcej.
- Proszę Księżyc o pomoc - wyznał beznamiętnie, jak gdyby wcale nie było to najdziwniejszą uwagą, jaką do tej pory wygłosił.
Luhan przyjrzał mu się uważniej, a następnie spojrzał na czarne niebo, na którym od długich godzin nie było już śladu po wielkim, złocistym księżycu. Z drugiej strony, patrząc na skupioną twarz Sehuna miał wrażenie, że ten jednak widział coś w wodnym odbiciu nieba. Jego wątpliwości zostały całkowicie rozwiane, gdy spojrzał na prawie całkowicie zagojoną ranę chłopaka.
- A więc to prawda - sapnął zdumiony. - Historia o księżycach jest prawdziwa.
Sehun na moment zamknął oczy, a następnie, jak gdyby wyrwany z transu spojrzał na Luhana.
- Tak. Chociaż my i wy stąpamy po tej samej ziemi, widzimy różne nieba - wyznał poważnie, po czym bez trudu podniósł się z ziemi.
Luhan zmierzył wzrokiem jego półnagą sylwetkę, dochodząc do wniosku, że chłopak wyglądał na zupełnie zdrowego.
- To takie proste - zauważył Luhan, stanąwszy przed nim. Przejechał dłonią po białej bliźnie u boku Sehuna, nie mogąc uwierzyć własnym oczom.
Sehun zaśmiał się widząc jego fascynację.
- Pora już na mnie - wyznał po chwili, zakładając na siebie piżamę. - Dziękuję ci za wszystko, Luhan - dodał, kłaniając się nisko i posyłając w jego strony słaby uśmiech.
- Co takiego? - spytał, mrugając zaskoczony.- Gdzie idziesz? Jak to idziesz? I... masz na sobie piżamę!

- Muszę kogoś znaleźć. To pilne - odpowiedział poważnym głosem.

Tym razem to Luhan wywrócił oczami w geście irytacji.

- To pilne, to ważne... ciągle tak powtarzasz - wytknął mu.

- Bo tak jest, piękny - odparł zniecierpliwiony.
Chwilę zajęło Luhanowi przetrawienie niespodziewanego określenia ze strony tego dziwnego Dziecka Księżyca, jednak ostatecznie zdążył ugryźć się w język, zanim zapytał, czy naprawdę uważał, że jest piękny. Pytanie było zupełnie nie na miejscu i nie w tym czasie, dlatego jedyne, co mu pozostało to cieszyć się, że noc ukryła jego rumieniec.
- Idę z tobą - powiedział tonem nie znoszącym sprzeciwu, na co Sehun rzucił mu zdziwione spojrzenie, - Idę z tobą i koniec - powtórzył, widząc, że chłopak chciał się sprzeciwić.
- Dlaczego miałbym cię brać ze sobą? Myślisz, że aż tak ci ufam? - spytał, mrużąc srebrzyste oczy. - Jesteśmy wrogami, pamiętasz?
- Uratowałem ci życie, draniu! - wytknął mu urażony jego słowami. - Gdybym chciał cię zabić, zrobiłbym to już dawno. Chcę iść z tobą, Sehun!
Bo z jakiegoś irracjonalnego powodu, którego później mogę żałować, ufam ci i chcę być przy tobie, dodał w myślach, zażenowany własnymi odczuciami.
Sehun mierzył go nieprzeniknionym spojrzeniem, którego Luhan nie był w stanie rozszyfrować. Pozostawał gotowy kłócić się z nim całą noc, jeśli w ten sposób miał postawić na swoim.
- Jesteś dziwny - skwitował po chwili Sehun, na co Luhan prychnął pod nosem.
- Nie bardziej niż ty - odparował  z przekąsem. - Po raz drugi przypominam, że masz na sobie piżamę.
- W porządku - zgodził się Sehun i odwrócił na pięcie, ignorując jego uwagę.
Luhan ruszył za nim w stronę lasu, dotrzymując mu kroku, Starał się jednocześnie zapanować nad swoim niewytłumaczalnym podekscytowaniem.
- Sehun? Gdzie właściwie idziemy?

***

Zirytowany Luhan miał wrażenie, że z jakichś niezrozumiałych powodów udawało mu się potknąć o każdy możliwy konar pojawiający się na jego drodze. Nocą w lesie czuł się nieswojo  i tak obco w odróżnieniu od chwil spędzonych w nim za dnia. W świetle złotego księżyca rozpoznawał każdy skrawek dziewiczego lasu, nigdy nie gubiąc swojej drogi. Teraz, w ciemnościach potrafił potknąć się o własne sznurówki. Trzy razy pod rząd.
- Jesteś jak kula u nogi - wytknął mu Sehun, zmęczony ciągłym łapaniem go za ramię, w momencie gdy tracił równowagę.
Teraz, gdy Dziecko Księżyca pozostawało całkowicie wyleczone, Luhan odnotował, jak silne były jego ramiona. Zastanawiał się, czy stanowiło to naturalną cechę jego ludu, czy jedynie cechę Sehuna.
- To nie moja wina, że zachciało ci się spacerować po lesie w środku nocy - wytknął mu zły zarówno na chłopaka, jak i swój nagły zanik koordynacji.
W odpowiedzi jasnowłosy wzruszył beztrosko ramionami, kontynuując swoją wędrówkę. Luhan z zazdrością obserwował jego zwinne i pełne gracji kroki nienaznaczone ani jednym potknięciem. Zastanawiał się, czy i ta cecha była wyłącznością dla Dzieci Księżyca, czy drań miał zwykłe szczęście. Obie opcje jedynie potęgowały jego zazdrość.
- Nie kazałem ci iść za mną - zauważył, skręcając ostro na wschód.
- Skrycie mnie do tego zmusiłeś, z racji, że jestem odpowiedzialny za twoje zdrowie...
- Jesteś? - przerwał mu zdziwiony, spoglądając w jego stronę.
Luhan kilkakrotnie zamknął i otworzył usta, bowiem uznał, że pytanie było niezwykle trafne. Sam nie wiedział, czy wciąż był odpowiedzialny za tego nieznajomego, jak i dlaczego tak bardzo pragnął mu pomóc. W rzeczywistości wielu rzeczy wciąż nie rozumiał, jednak czuł, że nie potrafi po prostu zostawić Sehuna i pozwolić mu odejść.
- Gdyby nie ja...
- Tak, wiem - przerwał mu częściowo zniecierpliwiony, częściowo rozbawiony. - Gdyby nie ty wykrwawiłbym się na śmierć. - Po tych słowach kącik jego ust uniósł się w zadziornym uśmiechu. - Naprawdę jestem ci wdzięczny za pomoc, piękny.
Podobnie jak poprzednio, sposób w jaki się do niego zwrócił, przywołał na jego twarz rumieniec. Zastanawiał się, czy chłopak świadomie i z premedytacją się z nim drażnił czy i to stanowiło jego naturalną cechę. Sam nie wiedział, którą z opcji wolałby przyjąć za prawdziwą. 
- Daleko jeszcze? - spytał Luhan, chcąc jak najszybciej zmienić temat.
Sehun zatrzymał się w miejscu i rozejrzał dookoła, jak gdyby czegoś szukając. Blondyn podążył za jego spojrzeniem, jednak w cieniu koron drzew przy nocnym świetle niewiele był w stanie dostrzec.
- Tam jest strumyk - mruknął bardziej do siebie, jak gdyby zamyślony. - Luhan, w którym miejscu mnie znalazłeś? - zwrócił się do niego.
Blondyn podrapał się po głowie, próbując odzyskać swoją orientację w terenie, jednak zadanie nie było łatwe. Wszystkie drzewa zdawały się wyglądać tak samo, podobnie każdy kamień. Jedyną nadzieją dla niego pozostawało kierować się ułożeniem strumyka. Przyjrzał się jego krzywej linii, próbując przypomnieć sobie  miejsce, gdzie leżał ranny nieznajomy.
- Myślę, że tutaj - wskazał na oddalony kilka metrów lewy skręt wody. - Chyba.
Sehun podążył za jego wzrokiem, po czym pokiwał głową.
- Nurt musiał mnie tu przenieść, gdy straciłem przytomność - stwierdził cicho, znów bardziej w formie głośnego myślenia. - Nie mogłem przepłynąć za daleko, inaczej zdążyłbym się wykrwawić...
Luhan cierpliwie słuchał jego kalkulacji, zastanawiając się, czego tak naprawdę szukał chłopak, jednak  starał się kontrolować swoją ciekawość.
- Musimy przejść kawałek w górę strumyka. To nie mogło być daleko - powiedział w końcu i ruszył we wskazanym kierunku.
Blondyn nie zapytał, co mogło być niedaleko, a jedynie podążył za nim, zdając sobie sprawę, że musiało to być związane z jego raną. Intuicyjnie przeczuwał, że w miejscu, do którego zmierzali polała się krew Dzieci Księżyca.

***

W milczeniu podążali w górę strumyka. Luhan miał wrażenie, że im bliżej znajdowali się celu, tym kroki Sehuna stawały się bardziej automatyczne, mniej pewne. Zauważył również, że chłopak od pewnego czasu trochę nieświadomie zaciskał dłonie w pięści. Walczył z ochotą położenia dłoni na jego napietym ramieniu, choć tak bardzo pragnął dodać mu otuchy. Sam nie rozumiał, skąd wzięły się u niego te wszystkie pokłady bezinteresownej chęci pomocy, jednak przy Sehunie wydawało mu się to czymś naturalnym.
- Już pamiętam - wyznał jasnowłosy, zatrzymując się na środku polany, która niewyraźnie majaczyła w pamięci Luhana.
Rzadko zapuszczał się w te tereny, jednak zdarzało mu się melancholijnie przywoływać w myślach wspomnienia z dzieciństwa, gdy razem z Suho polowali tutaj na niedźwiedzie. Wtedy niewielka, acz tajemnicza jaskinia u podnóża gór zdawała im się siedliskiem niebezpiecznego zwierzęcia, a oni zwykli przesiadywać w pobliskich krzakach, z napięciem wyczekując pojawienia się bestii. Niestety, nigdy żadnej nie spotkali, choć zapewne zawdzięczali życie takiemu obrotowi sprawy.
Tej nocy Luhan odczuwał podobne napięcie, choć źródła upatrywał nie w możliwości spotkania niedźwiedzia, a z bijącego strachu emanującego od jego towarzysza. Przyjrzał mu się ostrożnie, jednak twarz Sehuna pozostawała bez wyrazu. Sposób, w jaki zmieniała się postawa Dziecka Księżyca sprawiał, że Luhan przestawał być pewien, czy naprawdę wciąż chciał wiedzieć, co wydarzyło się w tym miejscu.
Po chwili Sehun bez słowa ruszył w stronę ciemnej jaskini powoli, jak gdyby zmuszał się do stawiania kolejnych kroków. Luhan podążył za nim, równie niepewnie, jednak z nieświadomością wobec tego, co miał tam zastać.
Sehun zatrzymał się u wejścia. Jego srebrne oczy jak gdyby zajarzyły się bardziej, gdy próbował wzrokiem przedrzeć się przez nieprzeniknioną ciemność. Luhan natomiast nie widział tam kompletnie niczego. Grota stanowiła dla niego jedną wielką czarną przestrzeń, co jedynie napędzało jego strach.
- Matko? - Ciche wołanie Sehuna przerwało ciszę, gdy zrobił kolejny krok wgłąb jaskini. - Mamo, jesteś tu?
Desperacja i niepokój, jakie usłyszał w jego głosie sprawiły, że w jednym momencie zaczął mu współczuć, choć nie wiedział dlaczego. Miał wrażenie, ze czuł fizyczny ból, słysząc jego wołanie.
Wszedł za nim do jaskini, chcąc jak najszybciej przyzwyczaić wzrok do ciemności. Zadanie nie było łatwe, bowiem należał do ludu kochającego dzienne światło, źle adaptującego się w nocnym mroku. Była to kolejna z cech różniących ludzi i Dzieci Księżyca, które tak doskonale radziły sobie w ciemności.
Luhan początkowo nie zauważył postaci nieruchomo leżącej pod kamienną ścianą groty. To Sehun pierwszy ją dostrzegł.
- Mamo! - krzyknął rozpaczliwie, a jego głos odbił się echem po jaskini, sprawiając, że zabrzmiał jeszcze boleśniej.
Luhan miał wrażenie, że jego serce stanęło w miejscu, gdy w końcu dostrzegł bladą, zastygłą w przerażeniu twarz kobiety. Jej oczy, tak samo jasne jak Sehuna patrzyły w pustkę, nie widząc już nic. Nie widziała syna, którego dłoń spoczęła na jej policzku, nie słyszała też  jego lamentu i próśb, tym samym nie mogła ich spełnić.
Kobieta nie żyła.
Na jej białej sukience widniała ciemna plama i Luhan był pewien, że to jej własna krew.
- Nie, nie nie! - krzyczał Sehun, a echo roznosiło jego głos ze zdwojoną siłą. - Nie!
Zgarbiony nad kobietą zaczął krzyczeć i płakać, a Luhan uznał, że nigdy nie słyszał tak namacalnego bólu w  czyimś głosie. Nie mógł uwierzyć, że tyle cierpienia mogło spocząć na ramionach jednej osoby. Zbierało się w nim coraz więcej współczucia wobec Sehuna, jednak początkowo nie był w stanie zrobić nic, a jedynie stać nieruchomo, jak gdyby przybity do podłoża, skąd przyglądał sie tragicznej scenie u swoich stóp.
Sehun płakał długo i nieprzerwanie, a gdy szok opuścił ciało Luhana, natychmiast do niego podbiegł, padając na kolana tuż obok chłopaka. Bez wahania objął go za szyję i przyciągnął do siebie, chcąc przypomnieć mu o swojej obecności, chcąc oddać mu swoją siłę i zabrać całe cierpienia z jego serca.
Głowa Sehuna ciężko opadła na ramię Luhana, gdy cicho łkał nad śmiercią kobiety. Blondyn w tym momencie głaskał go po jasnych włosach, szepcząc cicho słowa ukojenia, choć te przychodziły mu z trudem, bowiem nie był pewien, czy istniało coś, co mogłoby zadziałać w tej sytuacji. Nie wiedział, dlaczego, ale płakał razem z nim, pozwalając mimowolnym łzom moczyć jego twarz.
Mijały minuty, mijały godziny, a oni siedzieli w ciemnej jaskini przytuleni do siebie, zastygli w tym jednym momencie. Sehun już nie płakał, jednak jego oddech pozostawał płytki, a ciałem od czasu do czasu wstrząsał dreszcz. Luhan nie mówił wiele, momentami nucił smutną kołysankę, składał nieznajomemu obietnice, mające przypomnieć mu, że wciąż tu był, wciąż jednak przepraszał. Przepraszał za ludzi, którzy dokonali czegoś tak okrutnego, bowiem był pewny, że to nikt inny a jego lud. Brał ich winę na swoje ramiona, tym samym czując się jak jeden z tych potworów.
Nie był pewien, ile dokładnie minęło, kiedy Sehun w końcu powoli uniósł głowę i spojrzał na niego zapuchniętymi, srebrnymi oczami. Wyglądał jak wrak człowieka i i na ten widok Luhan zapałał jeszcze większą nienawiścią do osób, które doprowadziły go do takiego stanu.
Sehun przeniósł wzrok na ciało matki, jednak nie uronił już ani jednej łzy, jak gdyby nie miał już sił, by dłużej płakać. Przygryzł  jedynie usta i sięgnął po naszyjnik z dużym medalionem na szyi matki. Zdjął go ostrożnie i zacisnął mocno w pięści.
- Stało się - wyszeptał zachrypniętym głosem, nie spuszczając wzroku z nieżyjącej kobiety. - Kocham cię matko.
Luhan biernie uczestniczył w intymnej scenie, czując się niczym intruz, jednak po chwili jego uwagę odwróciło to, co nagle stało się z kobietą. Jej blade ciało w jednym momencie zaczęło się kruszyć, zamieniając  w jasny pył. Nigdy nie widział czegoś podobnego, ale i nigdy nie miał styczności z Dziećmi Księżyca.
Ciało kobiety zniknęło, pozostawiając ich samotnych w jaskini, a jedynym dowodem jej istnienia był pył na ziemi i naszyjnik w ręku Sehuna. Zapanowało między nimi milczenie, ciężkie i refleksyjne. Obaj byli zmęczeni, jak gdyby po wyczerpującym wysiłku.
- Stało się - powtórzył cicho Sehun, jak gdyby próbując przetrawić własne słowa. - Muszę wziąć odpowiedzialność. Zostałem sam - mówił bardziej do siebie niż kogokolwiek innego, jednak Luhan słuchał uważnie każdego  słowa.
Nie myśląc długo, ujął twarz chłopaka w swoje dłonie, zmuszając go, by na niego spojrzał.
- Nie jesteś sam - zapewnił go, patrząc mu w oczy. - Masz mnie.
Sehun przez chwilę wyglądał jak gdyby miał ponownie się rozpłakać, jednak ostatecznie kąciki jego ust drgnęły a on zmusił się do posępnego uśmiechu.
- Jesteś dziwnym człowiekiem Luhan - powiedział łamiącym się głosem, kładąc swoją chłodną dłoń na rozpalonej ręce blondyna. - Pięknym, dziwnym człowiekiem.
Nie wiedział, czy miał odebrać jego słowa jako komplement czy obelgę, jednak to wyznanie sprawiło, że jego serce ponownie zabiło szybciej, a on zatracił się na moment w srebrzystych tęczówkach, które chyba po raz pierwszy spojrzały na niego z kompletnym zrozumieniem i ufnością. Nie pamiętał momentu, kiedy w jego głowie zrodziło się pragnienie pocałowania Sehuna, jednak po chwili poczuł jego chłodne wargi tuż  na swoich ustach.
Ich więź budowana była w niecodzienny i tak niemożliwy sposób, dodatkowo umocniona śmiercią i krwią, jednak dzięki temu wszystkiemu dwoje nieznajomych ludzi potrafiło darzyć się uczuciem, które inni budowali latami ciężkiej pracy. Oni płonęli w swoim jasnym ogniu szybko i gwałtownie, jednak w odróżnieniu od innych płomieni, ten nie zamierzał zgasnąć.
Przeznaczenie kazało im się nienawidzić, w momencie, gdy oni tak pragnęli miłości.
- Pamiętaj, że ten świat niszczy wszystko, co piękne - powiedział Sehun, gdy przerwali pocałunek, by zaczerpnąć tchu.
Zostali w jaskini do rana, śpiąc objęci w zimnej jaskini.
Obudzili się razem z nadejściem złotego księżyca.
- Luhan? - szepnął Sehun, gdy powoli ze splecionymi dłońmi zbierali się do wyjścia z jaskini.
Blondyn przetarł oczy, przyzwyczajając się do dziennego światła. Spojrzał pytająco na Sehuna, którego twarz wciąż pozostawała smutna i zraniona przez nocne wydarzenia. Mimo to nie mógł nie docenić jego starań przywołania na twarzy delikatnego uśmiechu. Wiedział, że robił to dla niego.
- Muszę odejść - wyznał, sam przytłoczony swoją decyzją. - Muszę wziąć odpowiedzialność za mój lud, tak jak ty wziąłeś kiedyś odpowiedzialność za mnie.
Luhan pokręcił głową i mocniej ścisnął jego dłoń, jak gdyby chcąc tym gestem zatrzymać go przy sobie. Nie brał pod uwagę rozstania, ale w rzeczywistości nie miał nawet czasu pomyśleć o przyszłości, o tym, że Sehun miał swoje życie wśród innych Dzieci Księżyca, że tak naprawdę nigdy nie mógł być jego. Mimo wszystko tego typu myśli były zbyt bolesne i nie chciał dopuścić ich do głosu. Nie, w momencie gdy zdążył go pokochać.
- Wrócisz? - spytał z nadzieją i prośbą w oczach. - Proszę cię, Sehun.
W odpowiedzi chłopak spuścił wzrok.
- Ja... nie wiem... - odparł szczerze, ponownie patrząc na Luhana. W jego jasnych oczach zobaczył błagalną prośbę, by zrozumiał. Zrozumiał to wszystko, o czym tak ciężko było mu mówić. - Ja nie wiem, co mam robić. Mimo wszystko, muszę być z moim ludem. W tych okrutnych czasach potrzebują mnie bardziej niż kiedykolwiek.
Luhan pokiwał głową, próbując zrozumieć chłopaka, nawet jeśli całym sobą chciał go zatrzymać.
- Pamiętaj o mnie - poprosił cicho, zaciskając usta.
- Będę - obiecał, ujmując go za podbródek. - Zrobiłeś dla mnie więcej niż ktokolwiek. Zawdzięczam ci życie i moją duszę. Jesteś dobrą osobą, Luhan. Jesteś w moim sercu. - Po tych słowach nachylił się nad blondynem i złożył na jego ustach lekki pocałunek, który choć tak piękny, zwiastował pożegnanie.

Ruszyli w przeciwnych kierunkach i Luhan zastanawiał się, czy Sehun także odwrócił się za siebie z wrażeniem, że pozwala odejść własnemu życiu. On sam czuł, jak gdyby mijał się ze swoim przeznaczeniem. 

***
Witam,
jakiś czas mnie tu nie było, więc najwyższa pora.
 Korzystając z ostatnich chwil wolności udało mi się dokończyć tę historię, co zajęło dużo więcej czasu niż na to przewidziałam.
Cóż... wiem, że zapewne większość z Was nie przepada za fantastyką, ale mam nadzieję, że nie macie mi za złe popełnionego tekstu? Tak się składa, że w serduchu jestem fantastą i muszę od czasu do czasu dać temu upust.
Jutro najprawdopodobniej dodam drugą część, by nie przedłużać.
I obiecuję, że kolejna opowieść będzie już zupełnie pozbawiona elementów fantastycznych.
Dziękuję za zostawiane komentarze <3
Hm, czuję, że miałam coś jeszcze napisać, acz w tym momencie tego nie pamiętam!
Chyba do jutra?
Całuję <3

7 komentarzy:

  1. To było niesamowicie wzruszające i piękne ;_;
    przepraszam, jestem teraz w szkole. Gdy tylko wrócę dodam treściwy, długi i godny komentarz <3

    OdpowiedzUsuń
  2. O boju rozpłakałam się i to bardzo... Ja po prostu chciałam przeczytaj jakieś HunHan a trafiłam dosłownie na cudo! To wszystko jest napisane tak pięknie, tak subtelnie, ich spotkanie, wszystko tak ładnie dopracowane. Kocham takie postacie jak Luhan, które mają własne zdanie, własne poglądy, bo to świadczy o tym, że jest się tym kim się chce być a nie kimś kim powinno się być. Księżycowe dziecko, blask w oczach, to wszystko jest takie magiczne. Twoje opowiadanie bardzo różni się od innych i właśnie takie najbardziej lubię. Od momentu kiedy Sehun rozpłakał się po śmierci jego matki płakałam razem z nim. Nienawidzę rozstań, a zarazem je kocham, bo poruszają moje serce. Bardzo dziękuję Ci za to, że napisałaś ten rozdział. To jest przepiękne.

    OdpowiedzUsuń
  3. Woah... To... poruszyło moje serce...Niby to nie jest trudne... ale tym razem, tym razem było inaczej niż zwykle... Kooocham <3. I... ja już nie proszę, ja błagam pisz więcej fantastyki! ( nie wiem ile piszesz, bo to Twoje pierwsze opowiadanie na jakie wpadłam, ale proszę, niech nie będzie ostatnie!!! ) Tak, ja błagam: nawet jeżeli nikt jej nie lubi albo Cię zhejtują (jakkolwiek to nie powinno być napisane xD) ... NAPISZ DLA MNIE ;( prooszę :) i przepraszam za bezczelność, ale wiesz... ja bym tak bardzo chciała więcej! Nie masz pojęcia jak dawno nie czytałam tak dobrego HunHana! Idę się zagłębić w drugiej częśći <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3

    Mikata :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Haha... To się zdziwisz. Teraz moja kolej... Nie czytam fantastyki. Ale... Reakcja Mikaty na twoje opowiadanie, nie pozwoliła mi przejść obojętnie obok tego tworu... Tworu... Tego niesamowitego, niepowtarzalnego, wzruszającego, pełnego pięknych słów i opisów z idealną wręcz fabułą, poruszającego serce tworu. Niesamowite. To opowiadanie, jest niesamowite... Nie... Na nie nie ma słów. Czas dla mnie się zatrzymał, gdy czytałam to arcydzieło. Mam nadzieje, że druga część mnie nie zawiedzie~ Powiem inaczej... Jeżeli wszystkie twoje opowiadania dorastają poziomem tego, to znalazłam najlepszy blog, na jaki mogłam trafić. Życzę weny i powodzenia w pisaniu... (To chyba nie synonim >.<) Gdyby nie pora, o której to czytam, pewnie teraz zabrałabym się za kolejne cuda twojego umysłu... Nie przeciągam już... Wstanę wcześnie i przeczytam!!!! Tak~!! To jeszcze raz: Hwaiting~!

    TsukiKira
    *Przeprasza za składnie, ale te uczucia T^T*

    OdpowiedzUsuń
  5. http://southkoreasaranghaeyo.blogspot.com/
    Musiałam wspomnieć o twoim opowiadaniu *.*

    OdpowiedzUsuń
  6. Cześć :) Uwielbiam Hunhana, trzymam z anich kciuki, życzę weny do dalszego pisania fików.
    Apropo, moja koleżanka też pisze i publikuje tutaj: http://www.asianfanfics.com/story/view/735050/happy-birthday-exo-luhan-sehun-hunhan-ot12

    Główny pairing to Hunhan, ale jest też wiele zabawnych scenek z resztą chłopaków z Exo. Polecam :)

    OdpowiedzUsuń