piątek, 8 lutego 2013

Wschód słońca [HunHan]


Jestem zła na samą siebie, że tak rzadko publikuje nowe opowiadania, ale niestety nie miałam ostatnio za dużo czasu, a gdy już mam czas to nie mam weny. Co najdziwniejsze większość moich fanfików powstaje między pierwszą, a piątą nad ranem... Cóż.
Uparłam się, żeby to skończyć zanim wezmę się za cokolwiek innego. Czuję ulgę, bo pisanie tego fanfika sprawiło mi trochę problemów. Kocham HunHan, jednak pisanie o nich wciąż jest dla mnie czymś nowym i niepewnym. Postanowiłam jednak jakoś wyrazić moją miłość do tych dwóch, czarujących blondynów, stąd ta historia. 
Dziękuję za wszystkie komentarze i miłe słowa. Moje serce rośnie za każdym razem, gdy je czytam <3 Dajecie mi dużo siły, choć możecie nie zdawać sobie z tego sprawy. 
Do usłyszenia wkrótce!

GATUNEK: Romans, fluff, humor
BOHATEROWIE: Sehun, Luhan
OSTRZEŻENIA: Nie ma się czego obawiać. Tak myślę.

Zmrużył oczy i z grymasem niezadowolenia odwrócił wzrok od wielkiej, jaskrawopomarańczowej plamy na horyzoncie. Nigdy nie ulegał romantycznej aurze, jaką ludzie tworzyli wokół zachodu słońca, a z wiekiem zaczynał uznawać to zjawisko za nieznośnie irytujące. Uczucie powracało do niego za każdym razem, gdy zmuszony był prowadzić samochód w godzinach popołudniowych, a robił to praktycznie codziennie. Miał prawo i solidny powód by go nienawidzić.

Zwłaszcza, gdy to cholerne słońce świeciło mu bezczelnie w oczy.

Na domiar złego bezczelnie go oślepiało.

A on, równie bezczelnie, prawie zabił człowieka.

Tak, miał zupełne prawo nienawidzić zachodów słońca!

Pisk opon zagłuszył rockową kapalę w radiu, gdy z całych sił nadepnął na hamulec. Zacisnął powieki,  zachowując obraz czyjejś spanikowanej twarzy przed oczami i boleśnie uderzył klatką o kierownicę. Szok i przerażenie unieruchomiły go w tej pozycji i nie pozwoliły otworzyć oczu.

- Boże, niech to będzie tylko zabłąkana łania, chory jeleń, cholerny dzik, cokolwiek! Tylko nie czło...

- Hej! Wszystko w porządku? Nie jesteś ranny? - Wyprostował się natychmiast na swoim miejscu, gdy czyjś zaaferowany głos rozległ się tuż przy jego lewym uchu.

Odwrócił się w tę stronę ciągle oszołomiony, niepewny czy wciąż jest przytomny czy może już śni.

- Nie jesteś łanią - mruknął spostrzegawczo, gdy zobaczył przed sobą tę samą anielską twarz, co uprzednio.

Nieznajomy opierał się o odsuniętą szybę drzwi ze strachem w dużych ciemnych oczach, jednak na jego uwagę przekrzywił nierozumnie głowę.

- Łanią? - powtórzył za nim. - Dobrze się czujesz? Może masz wstrząs mózgu?

W odpowiedzi pokręcił przecząco głową. Szok powoli opuszczał jego krioobieg i zaczynał dostrzegać paradoks sytuacji.
Prawie potrącił człowieka i potrącony pyta go, czy nie jest ranny.

- Nie! Czekaj, nie powienieś wstawać! - krzyknął nieznajomy, gdy zaczął się mocować z drzwiami, jednak gdy dostrzegł, że jest ignorowany, odsunął się i pozwolił kierowcy wysiąść z auta.

Stanął z nim twarzą w twarz. Miał przed sobą młodego chłopaka, prawdopodobnie w jego wieku o niezwykle delikatnych rysach twarzy. Promienie słońca wydobywały refleksy z jego jasnych włosów w kolorze zboża. Był od niego odrobinę niższy, a jego chude ramiona przesłaniała dziwna czerwona peleryna, spod której wyłaniał się biały podkoszulek. Wyglądał jak zwyczajny nastolatek, jednak, gdy przez chwilę mierzyli się wzrokiem, nie mógł oprzeć się wrażeniu, że coś w nieznajomym mu nie pasuje. Coś znajomego, coś tajemniczego, coś, czego w tym momencie nie mógł sobie przypomnieć.

- Czy... jesteś cały? - zapytał z niegasnącą błyskotliwością i refleksem, by przerwać nienaturalną ciszę.

Chłopak w pelerynie wzruszył ramionami i spojrzał na swoje czerwone tenisówki.

- Zawahałem się - odparł tajemniczo, ponownie przenosząc wzrok na niego.

- Słucham? - Zmrużył nierozumnie oczy.

- Nie martw się, nawet mnie nie drasnąłeś. - Na twarzy nieznajomego zagościł delikatny uśmiech. - To wszystko moja wina, przepraszam.

Odetchnął z ulgą, gdy w końcu udało mu się ustabilizować puls i zmyć z siebie szok. Niezdarnie i trochę niezręcznie odwzajemnił uśmiech, i na moment przeniósł wzrok. Jak na złość prosto w słońce, które po raz kolejny go oślepiło, zmuszając tym samym do ponownego spojrzenia na chłopaka.

- To dosyć odludna droga - powiedział, omiatając spojrzeniem górzyste brzegi po obu stronach ulicy. - Znikoma cywilizacja. Co tutaj robisz?

Nieznajomy przeczesał dłonią rozwichrzone włosy, przez moment nic nie mówiąc.

- Myślałem.

Pokiwał głową, choć w rzeczywistości odpowiedź wydawała mu się dziwaczna.

- A ty? - dodał chłopak w pelerynie, a w jego oczach pojawiło się zainteresowanie.

- Pracuję - wyjaśnił krótko, gdy uznał, że to nie miejsce i okoliczności na pogawędkę o jego działaniach. - Jak masz na imię? - Ciekawość jednak wygrała z uporczywą próbą trzymania dystansu.

- Lu... - urwał, jak gdyby wahał się nad zdradzeniem tej informacji. - Lu...

- Lulu? - podchwycił, niepewny, czy chłopak ma problemy z mową czy może  posiada inną dysfunkcję.

Nieznajomy zaśmiał się dźwięcznie i głośno, po czym pokiwał głową.

- Możesz mi mówić Lulu - wyznał, wpędzając go w jeszcze większą frustrację i zamieszanie, którym nawet nie zdążył dać upustu, bowiem... - A ty? - szybko padło pytanie.

- Jestem Sehun - odparł zrezygnowany. - Mieszkasz gdzieś w pobliżu? Może potrzebujesz transportu? - Sam nie był pewien, skąd wziął się u niego ten bezinteresowny przejaw dobroci, ale im dłużej patrzył na chłopca o  imieniu Lulu, tym bardziej chciał coś dla niego zrobić.

- Nie - odparł. - Nie mieszkam tutaj. Ale transport to dobra oferta. Byłbym ci bardzo wdzięczny. - Na koniec uśmiechnął się do niego promiennie, przez co policzki Sehuna zrobiły się gorące z zawstydzenia.

- Wsiadaj - mruknął zmieszany i sam zajął miejsce kierowcy.

Usłyszał za sobą ciche "dziękuję" zanim trzasnął drzwiami. Po chwili Lulu zajął miejsce pasażera i Sehun powoli, z przesadną ostrożnością zapalił samochód, na nowo zmierzając w stronę zachodu. Pierwsze kilka mil upłynęło w milczeniu przy akompaniamencie cichej muzyki z radia, przez które Sehun co chwilę ukradkiem spoglądał z ciekawością na swojego towarzysza. Nieznajomy zdawał się być zamyślony i nieobecny. Ostre, zachodzące słońce nzjwyraźniej mu nie przeszkadzało, gdy uparcie patrzył przed siebie, nieświadomie przygryzając dolną wargę.

- Dokąd zmierzasz? - spytał Sehun, siląc się na obojętność.

Pytanie wyrwało Lulu z zamyślenia.

- To zależy, dokąd jedziesz - odparł wymijająco z lekkim uśmiechem na ustach.

Sehun powoli zaczynał tracić cierpliwość wobec enigmatycznych odpowiedzi nieznajomego, jednak gdy tylko napotykał wzrokiem na łagodną twarz chłopca, zdecydował się  zaciągnąć dług wobec swojej wytrzymałości i  nie zwracać na to uwagi.

- Cóż - zaczął po chwili. - Obecnie zatrzymałem się w motelu pół godziny stąd, niedaleko granicy.

- Granicy... - szepnął za nim jak gdyby zdziwiony, jednak szybko się zreflektował. - Motel brzmi dobrze. - Pokiwał głową.

Rozmowa ponownie się urwała, jednak tym razem ciszę przerywało ciche, acz klarowne nucenie Lulu, który jak gdyby odruchowo, próbował zawtórować głosowi z radia. Sehun przez dłuższą chwilę nie reagował, bowiem słuchanie tego stłumionego, delikatnego śpiewu okazało się być niezwykle przyjemne i kojące. Głos chłopca mimowolnie go uspokajał i jak gdyby niósł proste, lecz stanowcze polecenie - słuchaj i bądź szczęśliwy. Słuchaj i bądź wolny.
Sehun potrząsnął głową i zmył z twarzy rozmarzenie, próbując uwolnić się od idyllicznej atmosfery.

- To dobry kawałek - powiedział, choć najprawdopodobniej słyszał go po raz pierwszy.

Lulu spojrzał na niego uważnie.

- Nie wydaje ci się trochę... anemiczny? -  spytał, przygryzając dolną  wargę.

- Nie - odparł szybko, sam zaskoczony pewnością w swoim głosie.

- Kogo to utwór? - dopytywał Lulu, nieświadomie bawiąc się sznurkiem od peleryny.

Sehun westchnął ze zrezygnowaniem, bowiem nie miał pojęcia. W odpowiedzi wzruszył bezradnie ramionami, posyłając swojemu towarzyszowi niezręczny uśmiech. Lulu odwzajemnił gest z tą różnicą, że jego uśmiech, jak każdy inny, promieniał pogodą ducha.
- Gdy się dowiem, dam ci znać - zapewnił chłopca na miejscu pasażera, na co ten pokiwał zgodnie głową.

- A więc lubisz ballady... - odezwał się Lulu, zaczynając długą dyskusję skupioną wokół ich skrajnie różnych i podobnych gustów muzycznych.

Słońce coraz słabiej dawało o sobie znać, powoli kryjąc się za horyzontem, gdy dojechali do swojego celu. Lulu co kilka minut ziewał, jednak starał się zachować trzeźwość umysłu i uparcie pozostawał przytomny. Sehun zaczął zastanawiać się, ile chłopak wędrował górskimi drogami zanim na niego wpadł i, widząc malujące się na jego twarzy zmęczenie, przypuszczał, że zapewne trwało to długo.

- Jesteśmy na miejscu - powiedział Sehun i wysiadł z auta.

Wyciągnął z tylnego siedzenia skórzaną torbę na ramię, w tym samym czasie Lulu zdążył wysiąść z auta i przelotnie otaksować wzrokiem niewielki, dwupiętrowy budynek przed sobą.  

- Jak długo tu zostaniesz? - spytał Lulu, gdy Sehun otworzył przed nim drzwi pensjonatu.
W odpowiedzi wzruszył ramionami i ukłonił się drobnej młodej dziewczynie stojącej za ladą recepcji. Lulu uczynił to samo, na co kobieta posłała im szeroki uśmiech i przywitała się z nimi.

- Dopóki nie skończę pracy, zapewne kilka dni, może tydzień - odparł, odbierając klucz do swojego tymczasowego pokoju. - A co z tobą? - spytał, gdy zauważył, że jego towarzysz nie zbierał się do wynajęcia kwatery.

Lulu spuścił wzrok  i przeczesał jasne włosy, jak gdyby wahał się nad odpowiedzią albo dopiero próbował ją ustalić.

- Sam nie wiem - odezwał się po chwili, przywołując na twarz lekki uśmiech, gdy ponownie spojrzał na Sehuna. Jego niepewny wyraz twarzy sugerował, że odpowiedź go nie usatysfakcjonowała. - W każdym razie, dziękuję ci, Sehun. Za wszystko - dodał trochę zbyt nerwowo, po czym wyciągnął przed siebie rękę.

Sehun uścisnął jego dłoń, jednak przyznał przed samym sobą, że wcale nie chce żegnać się z tajemniczym chłopcem. Ciągle czuł wyrzuty sumienia po tym, jak o mało co go nie przejechał, a zarazem rodziło się w nim nowe, nieznane uczucie, które wręcz zmuszało go do wzięcia odpowiedzialności za swoją niedoszłą ofiarę. Dziwne poczucie zobowiązania i chęć zadośćuczynienia sprawiły, że z trudem puścił dłoń Lulu. Dyskretnie zacisnął pięść na kluczu, po czym pokiwał głową.

- Uważaj na siebie  - powiedział na koniec i ruszył w stronę schodów, gdzie znajdował się jego pokój.

W odpowiedzi blondyn pomachał mu lekko dłonią i zacisnął usta, jak gdyby powstrzymywał się przed powiedzeniem czegokolwiek więcej.

- Do zobaczenia wkrótce?

Sehun zatrzymał się z nogą zawieszoną na pierwszym stopniu, gdy ciche pytanie dotarło do jego uszu. 
Początkowo nie był pewien, czy głos to tylko nadobna prośba jego imaginacji, dlatego spojrzał przez ramię na hol. Lulu stał w tym samym miejscu i patrzył na niego wyczekująco, tym samym rozwiewając jego wątpliwości. Nie miał pojęcia, dlaczego myśl o kolejnym spotkaniu sprawiała mu radość.
- Do zobaczenia - odparł i ruszył w górę schodów, pozostawiając w pamięci widok szerokiego uśmiechu, z jakim zostawił za sobą Lulu.
***

Jeśli istniało coś, czego Sehun nie cierpiał bardziej od zachodów słońca, była to zapewne pełnia księżyca. Jasna i ostra, demaskująca enigmatyczną nocną aurę. Jednak, nie to stanowiło podstawę jego nienawiści, a fakt, że każdej pełni nie mógł zmrużyć oka, bez względu na stopień jego zmęczenia.
 Tej nocy Sehun był wykończony, a jasny punkt na niebie doprowadzał go do szału.
Kręcił się zirytowany i rozdrażniony na hotelowym łóżku, próbując zliczyć wszystkie zjawiska przyrodnicze, których nie znosił. Doszedł do gorzkiej konkluzji, że jest zupełnie antyromantyczny, co brzmiało paradoksalnie, biorąc pod uwagę jego pasję.

- Jestem wrażliwy - mruknął na pocieszenie do siebie, zanurzając twarz w poduszkę. - I cholernie romantyczny. Nie potrzebuję durnych księżyców i słońc... Potrzebuję... snu.

Zamknął oczy, starając się oczyścić umysł i znaleźć jakiś przyjemny aspekt, który pomógłby mu zasnąć, jednak nie musiał szukać daleko, bowiem jego uszu dobiegła znajoma piosenka usłyszana wcześniej w radiu. Głos był stłumiony, jak gdyby dochodził z daleka, jednak Sehun słyszał go na tyle wyraźnie, by już po chwili zapomnieć o pełni i całym świecie. Głos prowadził go w stronę snu, a on z wdzięcznością pozwolił mu na to.
Nie miał pojęcia, dlaczego na pół świadomy w duchu dziękował Lulu.

***

Obudził się o świcie razem z irytującym dźwiękiem budzika, wyjątkowo będąc wypoczętym i chętnym do rozpoczęcia dnia o nieludzkiej porze. Większość pobudek Sehuna wyglądała zupełnie odwrotnie, jednak tym razem uśmiechnął się do wschodzącego słońca, które nieśmiało zaczęło wyłaniać się zza gór.
Około kwadrans zajęło mu przygotowanie się do wyjścia. Wziął z fotela swoją skórzaną torbę i otworzył drzwi pokoju, za którymi na korytarzu stał Lulu. Zdziwiony niespodziewanym spotkaniem cofnął się z powrotem za próg i zmierzył go nierozumnym spojrzeniem.
- Cześć - powiedział cicho Lulu z nieśmiałym uśmiechem.
Wyglądał dokładnie tak samo jak jego wczorajszy obraz w pamięci Sehuna. Miał na sobie to samo ubranie, podobnie zwichrzone włosy, a jedyna różnica tkwiła w jego bladej, zmęczonej twarzy. Możliwe, że ta noc sprzyjała tylko Sehunowi.

- Cześć - odparł po zapewne zbyt długiej pauzie, w której mierzył chłopca wzrokiem. - Co tu robisz? - spytał prawdopodobnie trochę szorstko, jednak uznał, że pora usprawiedliwiała jego brak taktu.

Lulu wzruszył ramionami i schował dłonie do kieszeni. Wyglądał, jak gdyby sam nie był pewny, jak gdyby nie do końca przekonany.

- Czekam na ciebie - odparł, próbując zabrzmieć naturalnie, jednak do jego głosu wkradło się odrobinę zdenerwowania. - Podobno wcześnie wstajesz, nie chciałem się z tobą minąć. Wczoraj powiedziałeś, że się jeszcze zobaczymy.

Sehun pokiwał głową, choć nadal niewiele z tego rozumiał. Cóż, w zasadzie nie rozumiał nic i coraz trudniej było mu zwalić to na wczesną porę. Czuł, że powinien powiedzieć coś pogodnego, coś co przywróciłoby na twarz Lulu promienny uśmiech. Chłopiec wyglądał na zagubionego, w dodatku czekał na niego niewiadomo, jak długo. Chciał go zobaczyć. Sehun uznał to za niezwykle miłe.

- Dlaczego? - wypalił nagle, udowadniając sobie i całemu światu, że w gruncie rzeczy był przypadkiem społecznie beznadziejnym.

Lulu zaśmiał się nerwowo i przeczesał ręką włosy, dając jeszcze większy upust swojemu zdenerwowaniu.

- Wiesz, ja... nie wiem - dokończył zrezygnowany. - Po prostu chciałem sprawdzić, czy wszystko u ciebie w porządku. Widzę, że tak. To naprawdę dobrze! Całą noc miałem wyrzuty sumienia z powodu tego wypadku. W dodatku byłeś dla mnie miły, nie zadawałeś pytań, oferowałeś pomoc, masz dobry gust i Sehun...

- Lulu... - przerwał mu, gdy chłopiec zaczął mówić tak szybko, że ciężko było mu go zrozumieć. - Też się cieszę, że cię widzę, naprawdę, ale...

 - Chcę jechać z tobą - powiedział stanowczo, patrząc mu prosto w oczy.

Sehun zamknął usta, bowiem  tego się nie spodziewał. Mimowolnie spojrzał na swoją torbę, gdzie znajdował się jego aparat fotograficzny, następnie wrócił wzrokiem do Lulu. Tym razem ugryzł się w język, zanim kolejne pytanie o powód wydostało się z jego ust.

- Dobrze - zgodził się i zamknął za soba pokój na klucz.

Czemu nie?, pomyślał, jednak zaraz po tym pojawiło się pytanie, a czemu tak?
Bo najprawdopodobniej nie potrafiłby mu odmówić. Z drugiej strony obecność Lulu w żaden sposób mu nie przeszkadzała, choć z natury był samotnikiem. Aparat fotograficzny od dłuższego czasu stanowił jego jedynego kompana w podróży po górskich szlakach i nie narzekał na takie rozwiązanie. Z drugiej strony uznał, że może warto od czasu do czasu dopuścić między siebie a obiektyw inną żywą istotę?
Tego typu rozmyślania towarzyszyły mu, gdy wsiadali do jego samochodu, a następnie w milczeniu opuszczali cywilizację i szerokopasmowe drogi. Trasa stawała się coraz bardziej wyboista i dzika, im dostawali się na wyższy poziom szlaku. Szczyt wciąż niewyraźnie majaczył pod szarym niebem, co podpowiadało im, że przed nimi jeszcze spory odcinek drogi.
Tym razem cisza nie trwała długo, bowiem od kiedy Sehun zgodził się wziąć Lulu ze sobą, ten na nowo zaczął tryskać energią, a w jego oczach ponownie tliła się nadzieja.

- Jak długo tu jesteś? - padło kolejne z pytań.

Samochód podskoczył na następnej dziurze w kamiennej drodze, przez co Sehun musiał nadmiernie koncentrować się na prowadzeniu auta. Trauma po wczorajszym incydencie ponownie się odezwała, przez co nerwowo zaciskał pięści na kierownicy.

- Tydzień - odparł krótko, posyłając Lulu przelotne spojrzenie, by następnie znów wbić wzrok w jezdnię. - Zapnij pasy.

- I codziennie fotografujesz góry? - spytał, gdy tylko padła odpowiedź i jeszcze bardziej wykręcił się na swoim siedzeniu. Teraz siedział z twarzą zwróconą ku Sehunowi.

- Tak. Góry, niebo, faunę. Wszystko, co mnie zainspiruje. - Droga zaczynała wić się coraz stromiej. - Zapnij pasy.

- Co zwykle cię inspiruje? - Spojrzenie chłopaka stało się jeszcze uważniejsze, jak gdyby naprawdę zależało mu na odpowiedzi.

- Natura - wyznał powierzchownie, bowiem za każdym razem, gdy ktoś zadawał mu to pytanie, napotykał poważny problem z odpowiedzeniem. - Inspiracja to sprawa bardzo względna, zależna od sytuacji. ZAPNIJ PASY! - krzyknął, gdy kolejny raz przegapił dziurę, przez co auto gwałtownie podskoczyło i szarpnęło w bok, zatrzymując się w miejscu.

Sehun uderzył z impetem o kierownicę. Natychmiast otworzył oczy, które przed chwilą mimowolnie zacisnął i odwrócił się w stronę miejsca pasażera. W tym samym momencie Lulu właśnie podnosił się z wycieraczki, na której przed chwilą wylądował.

- Jesteś cały? - spytał ze strachem Sehun, mierząc go uważnym spojrzeniem. - A mówiłem, żebyś...

- Nic mi nie jest, przepraszam. - Uśmiechnął się zapewniająco i usiadł poprawnie na swoim miejscu. - Urok górskich szlaków, tak?

Sehun jeszcze przez jakiś czas oddychał szybko i głośno, próbując otrząsnąć się z nagłego skoku adrenaliny. To było dla niego za dużo. Zdecydowanie za dużo wypadków jak na tak krótki okres.

- Przejdźmy się dalej - powiedział, po czym wyciągnął kluczyk ze stacyjki i zaczął mocować się z drzwiami, chcąc jak najszybciej opuścić przeklętą maszynę.

Lulu poszedł w jego ślady i wkrótce obaj ramię w ramię zaczęli wspinać się górskim szlakiem. Początkowo szli szybko, stawiając długie kroki, jednak strome podłoże wymagało wzmożonego wysiłku, w związku z czym ich pośpieszny marsz po chwili zaczął zamieniać się w wolny i leniwy spacer. Lulu rozglądał się dookoła, próbując omieść spojrzeniem cały krajobraz i nasycić jego widokiem. Sehun ukradkiem go obserwował zaintrygowany jego zachwytem górskim pasmem. To nie tak, że sam nie doceniał piękna surowego klimatu, ale coś we wzroku jego towarzysza nie dawało mu spokoju. Obok podziwu miał wrażenie, że dostrzega w nim tęsknotę, jakąś niezrozumiałą nostalgię i zazdrość.

- Lubię góry - wyznał nagle Lulu, zanim Sehun zdążył zapytać, czy wszystko w porządku. - Są potężne, nie do ujarzmienia, dzikie i dostojne. Dają mi poczucie wolności - wyjaśnił, po raz pierwszy od dłuższego czasu krzyżując spojrzenie z Sehunem. - Co o tym myślisz, Sehunnie?

Zapytany podniósł głowę i spojrzał na niego zaskoczony formą i tonem, jakim wypowiedział jego imię. Tak łagodnie i subtelnie, jak gdyby chciał dać do zrozumienia, że mu ufa... Sehun nie miał pojęcia, dlaczego, ale fakt ten sprawił, że jego serce zabiło szybciej.
Wyczekujący wzrok Luhana przypomniał mu o zadanym pytaniu.

- Ja... - zająkał się, próbując wyciągnąć jakiś klarowny wniosek związany z tematem. - Góry dają mi poczucie samotności. Możemy zrobić tu przerwę? - spytał pospiesznie, wskazując na pobocze porośnięte młodą trawą.

Lulu pokiwał głową. Usiedli na ziemi, przez moment napawając się widokiem tego wszystkiego, co znajdowało się na dole. Pokonali już spory dystans, auto majaczyło gdzieś na trasie jako niewyraźny punkt, a oni prawie dotarli na szczyt. Góra, z którą się mierzyli była dosyć wysoka, dzięki czemu zyskali niezwykły obraz okolicy. Patrząc na wszystko z tej perspektywy mogli poczuć się jak prawdziwi zwycięzcy.

- Lubisz samotność, Sehunnie? - spytał Lulu, przerywając ciszę.

Słońce zaczęło wyłaniać się zza horyzontu, zalewając niebo różową poświatą i tworząc na nim swoje własne dzieło sztuki. Sehun, w odróżnieniu od zachodów, wschody słońca kochał i witał z utęsknieniem. Uznał, że warto było na nie czekać, bo za każdym razem przynosiły nowy początek, dawały obietnicę, oferowały nowe nadzieje. Były wiecznie młode.

- Tak - odparł rozmarzony widokiem. - To moje naturalne środowisko.

Lulu zamilkł, najwyraźniej nad czymś się zastanawiając. Sehun co jakiś czas go obserwował zafascynowany sposobem, w jaki intensywne światło słoneczne współgrało z refleksami w jego jasnych włosach. Siedzieli blisko siebie, dlatego Sehun był nawet w stanie dostrzec jasne drobiny światła na długich rzęsach chłopca...

- Ale chyba nie jesteś samotny - powiedział Lulu i przeniósł ponownie wzrok na Sehuna.
Sam nie był pewien. Zagryzł dolną wargę i przez chwilę myślał nad odpowiedzią.

- Jestem samotny z wyboru - zaczął powoli. - ale nie cierpię z tego powodu - wyznał zgodnie z prawdą.

Lulu mruknął coś niewyraźnie, czego Sehun nie był w stanie zrozumieć, dlatego zmarszczył brwi. Chłopak jednakże zbył go machnięciem ręki, dając do zrozumienia, że to tak naprawdę nieistotne.

- To ty jesteś samotny, prawda Lulu? - spytał, a raczej zauważył, bowiem nagle zrozumiał wszystko w zachowaniu chłopaka.

Cisza z jego strony była wystarczającą odpowiedzią. Nie wiedzieć czemu fakt, że ten kompletnie mu nieznany chłopak pozostawał samotny zmartwił go bardziej niż przypuszczał. Tak naprawdę nie miał pojęcia, kim był zagubiony człowiek siedzący obok niego na wzniesieniu góry, ale mimo to Sehun czuł, że nie zasłużył na samotność. Jego łagodność, otwartość i pogoda ducha zupełnie nie pasowały do obrazu kogoś osamotnionego. Jednakże wystarczyło jednak przelotne, skrzyżowane spojrzenie z tymi dużymi, ciemnymi oczami, by Sehun zyskał pewność, co do stanu duszy chłopca w czerwonej pelerynie.
Zawahał się tylko przez moment ze względu na wrodzoną nieśmiałość zanim odważył się położyć swoją dłoń na miękkich włosach Lulu. Chłopak nie oponował, co Sehun uznał za pozwolenie na kontynuowanie lekkiego gładzenia go po głowie. Tym drobnym gestem chciał mu przekazać to, czego do końca nie potrafił wyartykułować, a o czym tak bardzo pragnął go zapewnić. Nie wiedział, skąd u niego ta niespotykana chęć pomocy, ale jednocześnie wiedział, że postępuje słusznie wobec samego siebie. Tego chciał i to nagle stało się jego priorytetem.
Oglądali wschodzące słońce w milczeniu, które tym razem nie było ani niezręczne ani natarczywe. Cisza pasowała do tego miejsca, które wciąż pozostawało niepodległe ludzkim działaniom. Oddawali w ten sposób szacunek naturze, równocześnie otrzymując chwilę do kontemplacji. W międzyczasie Sehun  wyciągnął swój aparat i pozwolił sobie spojrzeć na to dzieło okiem obiektywu. W pewnym momencie głowa Lulu opadła na ramię zaskoczonego tym Sehuna i już tam pozostała. W gruncie rzeczy nie miał nic przeciwko, nawet jeśli ta pozycja trochę utrudniała mu robienie zdjęć.

- To dobrze mieć pasję - odezwał się Lulu, gdy Sehun zrobił przerwę.

- Masz jakąś? - spytał z ciekawości, patrząc na niego przez obiektyw.

Lulu wzruszył ramionami i zrobił niewyraźną minę.

- Taką, której obecnie bym nie znienawidził? Nie - odparł gorzko i podniósł głowę z jego ramienia. - W niczym już nie jestem dobry.

Sehun opuścił aparat i spojrzał uważnie na chłopaka, próbując wyczytać coś więcej z jego twarzy, jednak ta pozostawała nieprzenikniona.  Jedyne, co wysnuł z tego wyrazu był jasny przekaz, że jego towarzysz nie ma zamiaru rozwijać tematu. Lulu jak gdyby zastygł w bezruchu i tylko patrzył na niego z tą charakterystyczną iskierką w oczach, lekko rozchylonymi ustami i drobinami słońca zdobiącymi jego smukłe policzki.

- Czyżby... - zaczął z tajemniczym uśmiechem, udając, że się nad czymś zastanawia, choć w rzeczywistości już dawno wyciągnął wniosek. - Byłbyś dobrym modelem. Z taką twarzą, no wiesz... to znaczy, ja wiem, co mówię.

Lulu na te słowa uśmiechnął się szeroko, jeszcze lepiej  komponując się ze słoneczną aurą poranka. Sehun, nie myśląc długo, uniósł aparat i postanowił uwiecznić na fotografii tę uśmiechniętą istotę.

- Spójrz - powiedział i  podał mu aparat, gdzie na ekranie mógł zobaczyć swoją twarz. - Są ludzie, którzy rodzą się, by stać przed kamerami. Ty do nich należysz.

Uśmiech Lulu jak gdyby lekko zgasł na jego słowa, jednak po chwili pokiwał powoli głową i oddał mu aparat, rzuciwszy na ekran bardzo przelotne spojrzenie.

- Skoro tak mówisz... - powiedział i wzruszył ramionami, obojętnie przyjmując komplement.

- Mógłbyś zostać moim modelem... - wypalił zanim zdążyłby się rozmyślić. - Znaczy... jeśli chcesz.

Lulu w odpowiedzi przekrzywił głowę, zagryzając dolną wargę. Przez chwilę zastanawiał się nad jego słowami, wprowadzając go w nieznośny stan oczekiwania.

- Co jeśli chciałbym być kimś więcej niż tylko twoim modelem, Sehunnie? - spytał cicho, nie spuszczając z niego wzroku.

Sehun głośno przełknął ślinę, bowiem nie takiej reakcji się spodziewał i zarazem nie był pewien, jak się zachować czy jak do końca rozumieć tę propozycję.

- A chciałbyś? - spytał po chwili, bowiem ta część wydawała mu się najistotniejsza i zarazem, o dziwo, najbardziej go cieszyła.

 Bo może sam właśnie tego chciał?
Lulu pokiwał głową.

- Czy tym aparatem można coś nakręcić? - spytał nagle, na co Sehun zrobił zdziwioną minę, jednak odpowiedział twierdząco. - Chcę coś nakręcić, mogę? - Spojrzał na niego z prośbą w oczach.

Nie myśląc długo, podał mu aparat zaciekawiony nagłym zwrotem rozmowy. Lulu chwilę ustawiał coś w urządzeniu, po czym wyciągnął go przed siebie, kierując obiektyw na swoją twarz.

- Sehunnie, tu Lulu - zaczął mówić z szerokim uśmiechem w stronę aparatu, starając się nie zwracać uwagi na komicznie zdziwioną minę chłopaka obok. - Mamy piękny dzień, który właśnie witam z tobą ze szczytu naprawdę ogromnej góry. Czuję się, jak król, czuję się dobrze, a wszystko to dzięki tobie. Tak, właśnie tobie, Sehunnie, nie patrz tak na mnie! Tak naprawdę nigdy nie widziałem wschodu słońca... cóż, chyba niewiele widziałem, jednak nie to jest istotne. Cieszę się, że mogę oglądać go z tobą, bo choć znamy się tak krótko czuję się na swoim miejscu. Czuję, że już cię znam... Lubię twoją obecność, lubię mieć cię przy sobie... to mogło zabrzmieć dziwnie, zabrzmiało? - Spojrzał kątem oka na Sehuna, by zaraz wrócić wzrokiem w stronę aparatu. - W każdym razie chciałem powiedzieć, że... czuję się do ciebie przywiązany i chciałbym nawet zawiązać to mocniej. Chcę, żebyśmy byli jak góry, które teraz podziwiamy. Silni, niezwyciężeni i potężni. Chcę, żebyś to wiedział i pamiętał. Nigdy nie byłem dobry w zakończeniach, dlatego... pamiętaj o mnie Sehunnie, kiedykolwiek to odtworzysz! - Posłał w stronę obiektywu ostatni uśmiech i wyłączył nagranie. - Proszę - podał aparat Sehunowi, który wciąż pozostawał w szoku.

- Dziękuję - mruknął, spuszczając wzrok. - To było... bardzo miłe - dodał zażenowany nagłą pustką w głowie i brakiem odpowiednich słów. - I dobrze się składa.

- Co? - spytał Lulu z niezrozumieniem wypisanym na twarzy.

- Bo, może to dziwne, ale ja też tego chcę - Posłał mu nieśmiały uśmiech, który chłopak natychmiast odwzajemnił, szczerze ucieszony tą wiadomością.
Sehun jednakże nie docenił wybuchu euforii, jaka zrodziła się w sercu Lulu, dlatego upadł z impetem na trawę powalony silnym uściskiem chłopaka, gdy ten rzucił się na niego z głośnym okrzykiem radości. Zawtórował mu we śmiechu i odwzajemnił uścisk, przez co ostatecznie obaj wylądowali na gęstej trawie.

- Ach, i pamiętaj - Lulu podniósł się na łokciach z niezwykle poważnym wyrazem twarzy. - Mój lewy profil jest o wiele lepszy.

W odpowiedzi Sehun zaśmiał się głośno, jednak pokiwał głową, kodując informację w pamięci. Góry i wschód słońca byli jedynymi świadkami,  którzy słyszeli i podzielili ich radość.

***

- Zdziwniej i zdziwniej - skomentował Lulu, przyglądając się trzymanej w dłoni wygiętej łyżeczce do herbaty.

Sehun wyprostował się i wywrócił oczami, wyglądając na moment znad aparatu. Zawsze uważał się za osobę cierpliwą i artystę wyrozumiałego, ale nie był pewien, jak długo jeszcze uda mu się utrzymać ten wizerunek.  W końcu nawet najlepsi mają chwile słabości, a on nawet się do nich zaliczał. Rzucił Lulu zirytowane spojrzenie, na co ten bezradnie wzruszył ramionami i przesunął się w stronę lewitującego krzesła po swojej prawej stronie. Cierpliwie zaczekał aż jego model zajmie wyznaczone miejsce zanim wrócił do ustawiania aparatu.

- Nic z tego nie rozumiem - mruknął po chwili Lulu i ponowił swoją wędrówkę między zwisającymi z sufitu meblami. - Nic a nic.

Sehun jęknął i ukrył twarz  w dłoniach. Może wcale nie był cierpliwy i wyrozumiały. Może po prostu nikt nigdy wcześniej nie wystawił go na próbę. Teraz sam się o to prosił, zgotował sobie to na własne życzenie! Skąd mógł wiedzieć, powtarzał na swoje usprawiedliwienie, skąd mógł wiedzieć, że to niebezpieczne proponować pracę nieznajomemu zgarniętemu z przypadkowej, górskiej szosy?

- Lulu, miałeś stać w tamtym miejscu i nic nie mówić przez minutę - powiedział załamany, wskazując na puste miejsce swojego modela. - Minutę, Lulu! Stać i nic nie mówić. To tak wiele? - Spojrzał na niego z wyrzutem.

Lulu otworzył usta, by coś powiedzieć, jednak, gdy jego zmęczone oczy spotkały Sehuna, rozmyślił się i bez słowa wrócił na swoje miejsce. Chłopak, widząc ten przejaw posłuszeństwa westchnął z ulgą i zaczął fotografować od nowa.

- Nie, nie mogę! - mruknął rozżalony Lulu i znów zatoczył kółko między atrapami.
Sehun uderzył czołem o aparat.

- Jak mam pozować do konceptu, którego nie rozumiem? - spytał, unosząc do góry wygiętą łyżeczkę. - Nie mogę pracować w takich warunkach, Sehunnie - Pokręcił głową i omiótł spojrzeniem nienaturalnie wiszące meble po obu stronach.

- Lulu, okropnie gwiazdorzysz.

- Nie gwiazdorze! - krzyknął, robiąc krok do przodu.

Sehun zamrugał zaskoczony. Prawie nigdy nie słyszał, żeby podnosił głos, żeby coś naprawdę wyprowadziło go z równowagi. Zobaczyć tę stronę jego natury było dla niego czymś nowym i zupełnie nie pasującym do jego łagodnego uosobienia. Przez długą minutę, mierzyli się w milczeniu wzrokiem.

- Porozmawiajmy, Sehunnie - odezwał się już swoim normalnym, spokojnym tonem. - Powiedz mi, kim teraz jestem? - spytał, wskazując na łyżeczkę w swojej dłoni.

Sehun westchnął, jednak pojednawczo pokiwał głową.

- W tej sesji jesteś księciem obdarzonym zdolnością telekinezy - powiedział beznamiętnie to samo, co napisał chłopakowi w scenariuszu, którego jak zwykle nie raczył przeczytać. - Potrafisz poruszać przedmioty siłą swojej woli.

Lulu patrzył na niego z wyjątkową uwagą, niezanotowaną przez ostatnie dwie godziny bezowocnej pracy przy zdjęciach. Sehun nie mógł pojąć, dlaczego chłopak potrafił być skoncentrowany tylko w niektórych, wybranych aspektach, ale fakt ten bardzo go irytował. Miał jednak zbyt dużą słabość do tej roztargnionej i nadpobudliwej istoty, by móc mu mieć to za złe. Tak samo, jak nie potrafił się z nim kłócić, gdy tylko skrzyżował spojrzenie z parą ciemnych oczu. 

- Fascynujące - skomentował Lulu i uśmiechnął się tajemniczo. - To wiele wyjaśnia.

Sehun powstrzymał się przed ponownym wywróceniem oczami i złośliwym komentarzem. W końcu porozumienie było najważniejsze.

- Możemy kontynuować? - spytał łagodnie, na co Lulu pokiwał głową. - Świetnie. Stań tam  - Wskazał na wolną przestrzeń po swojej prawej stronie, między wiszącym do góry nogami stołem a lewitującym fotelem. - i spójrz na mnie.

Lulu posłusznie wykonał jego polecenie i skierował wzrok w stronę aparatu. Sehun ze zdziwieniem odnotował nagłe skupienie i zaangażowanie swojego modela, ale jednocześnie przyjął je z ulgą. Wykonał serię zdjęć, starając się uchwycić nieprzenikniony i tajemniczy wyraz twarzy Lulu. Im dłużej wpatrywał się w chłopaka, tym trudniej było mu skupić się na zdjęciach, a bardziej zaczęło interesować go, o czym ten teraz myślał. Coś w jego wzroku było niepokojące, jak gdyby czegoś żądał, jak gdyby chciał coś przekazać...

-   Skończyłeś? - spytał cicho Lulu, unosząc lewą brew.

Sehun dopiero wtedy zorientował się, że zastygł bez ruchu i jedynie wpatrywał się w chłopaka. Potrząsnął głową, zastanawiając się, co nagle w niego wstąpiło i od kiedy tak łatwo można było  go rozproszyć.

- Tak. Przerwa - oznajmił po chwili, dochodząc do wniosku, że to najlepsze rozwiązanie.

Lulu rozluźnił mięśnie, opuszczając umówioną pozycję, gdy tymczasem Sehun sięgnął po butelkę z wodą i upił duży łyk, chcąc pozbyć się niemiłej suchości w gardle.

- Sehun?

Odwrócił się w stronę chłopaka, gdy ten wymówił jego imię zniżonym głosem. Wzrokiem posłał mu nieme pytanie. Lulu schował dłonie do kieszeni popielatych, wąskich spodni, pozostając w tym samym miejscu na scenie.

- Czy moja moc działa też na ludzi? - spytał, zagryzając dolną wargę.

Sehun upił kolejny łyk, po czym powoli odłożył butelkę na ziemię. Zrobił kilka kroków do przodu, udając, że się zastanawia.

- Jeśli bardzo się postarasz, jeśli będzie ci na tym zależeć...

- Staram się - przerwał mu, nie spuszczając z niego oczu, jak gdyby w istocie wierzył, że posiada tę moc.

Sehun im dłużej dzielił z nim to natarczywe spojrzenie, tym większe miał wątpliwości, czy naprawdę jedynie wymyślił siłę chłopaka, bowiem miał wrażenie, że jego nogi same wykonywały ruchy. Same niszczyły dzielącą ich odległość.

- Widzisz? - Zauważył z triumfalnym uśmiechem, gdy Sehun znalazł się przed nim.

- Wiesz, wystarczyło poprosić - mruknął złośliwie, a na jego ustach zamajaczył tajemniczy półuśmiech.

Lulu prychnął na tę uwagę, a jego dłoń powędrowała do twarzy Sehuna, gdzie zatrzymała się na linii żuchwy.

- Książę nie prosi - powiedział dumnie, patrząc mu prosto w oczy, po czym przeniósł je na usta chłopaka. - Książę bierze to, co chce.

Pocałował go zanim Sehun zdążył wygłosić coś na ratunek swojej dumy. Po chwili nawet nie pamiętał, co tak naprawdę chciał powiedzieć, bo zaczęły się liczyć tylko te miękkie wargi, które tak bezradnie i niewinnie próbowały zawładnąć jego ustami.
Lulu był uroczym księciem.
Jego księciem
Znalezionym na jednej przypadkowej, górskiej szosie.

***

Stanął pod ścianą, przy której akurat nie znajdował się nikt i ukradkiem obserwował ludzi, przewijających się przez salę. Zadzierali głowy i w milczeniu bądź z wymianą kilku zdań oglądali wywieszone na ścianach ilustracje. Niektóre słowa docierały do jego uszu i uśmiechał się dumnie za każdym razem, gdy ktoś wyrażał swój zachwyt nad patrzącym z fotografii chłopakiem. Wiedział, że ten zasłużył na komplementy i chciał, żeby komplementowali go bez przerwy, tak, by później sam mógł mu je wykrzyczeć. Ewentualnie wyszeptać do ucha.
Nie wiedział jednak, że czas na to przyjdzie tak szybko, bowiem chłopak nie miał się zjawić na jego wernisażu.

- Czy to lawenda? - Usłyszał pytanie wypowiedziane przez znajomy, aksamitny głos.

Odwrócił głowę w lewo i zdziwiony odnotował, że obok niego o ścianę opierał się chłopak w białej koszuli i szarych jeansach oraz ciemnych okularach przeciwsłonecznych. Patrzył przed siebie na tłum ludzi z dozą obojętności, jednak, gdy Sehun znalazł go wzrokiem, na jego ustach pojawił się uśmiech.

- Możliwe - zgodził się po chwili. - Lulu, co tu robisz? Miało cię nie być. I dlaczego nosisz okulary w pomieszczeniu? Wieczorem.

W odpowiedzi chłopak wzruszył ramionami.

- Byłem ciekawy - wyjaśnił krótko i ponownie zaczął przeczesywać tłum wzrokiem. - I nie chciałem, żeby moja sława mnie dogoniła - dodał, odpowiadając na drugie pytanie. - To źle, Sehunnie?

- Nie - wyznał szczerze. - Właściwie to wspaniale, że tu jesteś. - Uśmiechnął się do niego szeroko, który to gest chłopak odwzajemnił.
Nie wiedział dlaczego, ale naprawdę pragnął go teraz pocałować. Przełknął ślinę i odwrócił od niego wzrok, by pozbyć się tej myśli. Był niepoważny i szalony, skoro nawet tłum nieznanych ludzi przestał stanowić dla niego przeszkodę.

- Mam na imię Luhan.
Sehun zamrugał kilkakrotnie i otrząsnął się z rozmarzenia, gdy cichy głos chłopaka dobiegł jego uszu.

- Mówiłeś coś? - spytał, przyglądając mu się uważnie.

Lulu odwrócił głowę w jego stronę i na moment zdjął z oczu ciemne okulary tak, że w końcu mógł zobaczyć te znajome, wiecznie błyszczące, ciemne oczy.

- Tylko tyle, że cię podziwiam, Sehunnie - powiedział z promiennym uśmiechem. - Podziwiam twój upór i zapał do tego, co robisz. Gratuluje, osiągnąłeś swój cel. Jesteś niezwykły. I za to cię kocham.

Sehun otworzył usta, jednak zaskoczenie odebrało mu zdolność mówienia. Zanim zdążył wypowiedzieć choćby proste dziękuję czy zapewnić go o swojej miłości, Lulu musnął wargami jego usta, by po chwili odsunąć się i ponownie ukryć za ciemnymi szkłami okularów.

- Muszę już iść - oznajmił i posłał mu ostatni, lekki uśmiech.

- Rozumiem - mruknął niezadowolony z tego stanu rzeczy. - W takim razie widzimy się później.

Lulu pomachał mu i niechętnie ruszył do wyjścia. Sehun odprowadził go tęsknie wzrokiem dopóki nie zamknął za sobą drzwi galerii.
Pozostało mu wpatrywać się w niego na wiecznych, czarno białych fotografiach.

***

Dzwonek telefonu na biurku wyrwał go z transu i na nowo przywrócił do rzeczywistości. Trochę niechętnie nacisnął przycisk, przerywając uparte połączenie.

- Sehun? - Usłyszał kobiecy głos, na co wywrócił oczami.
To był jego służbowy numer. Kogo innego sekretarka spodziewała się tu zastać?

- Tak? - spytał, rezygnując ze złośliwych komentarzy.

- Masz klienta. Zaraz u ciebie będzie - powiedziała i przerwała połączenie zanim ten zdążył zaprotestować.

- Cudownie - mruknął do siebie rozdrażniony.

Powtarzał to jak mantrę.  Powtarzał tysiąc i jeszcze z milion razy, że nie zamierzał sprzedawać tych zdjęć. Mówił, że fotografie nie miały ceny, miały za to swoją wartość.  Wyprostował się na krześle gotowy zbyć klienta szybko i bezwzględnie.
Pukanie do drzwi. Niech wejdzie.

- Witam - odezwał się mężczyzna w średnim wieku, gdy przekroczył próg jego studia.

Wstał z krzesła i przywitał się z nim, nie zapominając o szacunku i uprzejmościach nawet w takiej sytuacji. W końcu chciał być bezwzględny nie bezczelny. Wskazał mu miejsce przy biurku, po czym sam zajął swoje.

- Zaintrygowały mnie pańskie ostatnie fotografie - powiedział nieznajomy, opierając się lekko na krześle. - Te z chłopcem i wygiętą łyżką.

Sehun zagryzł wargi, próbując w milczeniu strawić ignorancję wobec przedstawionego przez niego konceptu. Zastanawiał się, co w takim razie zaintrygowało go w fotografiach, skoro nawet nie zrozumiał przesłania...

- Ten chłopiec - zaczął niepewnie, po czym spojrzał na niego z zainteresowaniem. - Jak długo pan go zna? Czy jest dla pana kimś znaczącym?

Pytania zbiły go z tropu, przez co na moment zapadła cisza. Mężczyzna zaczynał coraz bardziej działać mu na nerwy.

- Myślę, że to nie jest przedmiotem rozmowy - uciął ostro, tymczasowo wymazując ze swojego słownika uprzejmość.

Mężczyzna pochylił się do przodu i przyjrzał mu - jeśli to możliwe - jeszcze dokładniej. Sehun miał wrażenie, że sam próbuje znaleźć odpowiedź, wyczytać ją z jego oczu. Oczy to podobno zwierciadła duszy, tak słyszał.
Zamrugał kilka razy.

- Ależ owszem, jest - odparł mężczyzna, po czym wyciągnął z kieszeni marynarki plik kartek, między którymi Sehun dostrzegł zdjęcie Lulu. - Jestem tu w sprawie tego chłopca. Lu Hana, piosenkarza chińskiego pochodzenia, urodzonego 20 kwietnia 1990 i zaginionego trzy miesiące temu. Chłopca, który po trzech miesiącach bezowocnych poszukiwań pojawia się na pańskich fotografiach.

Sehun słuchał oszołomiony, zastanawiając się, czy na pewno mówią o tym samym człowieku. Czy jego Lulu mógł być zaginionym artystą? Odpowiedź twierdząca wydawała mu się niedorzeczna, niemożliwa wręcz, jednak po chwili zaczął się zastanawiać... dlaczego nie?

" Możesz mi mówić Lulu."

 Co on tak naprawdę wiedział o tym chłopcu? Kogo tak naprawdę pokochał?
Kim był jego Lulu?

- Jak długo zna pan Lu Hana? - Padło kolejne pytanie.
Sehun odetchnął głęboko, próbując otrząsnąć się z szoku, bowiem nie chciał pokazywać swojego oszołomienia temu obcemu mężczyźnie.

- Dwa miesiące - mruknął, po czym odchrząknąl, bowiem zaschło mu w gardle. - Znam go dwa miesiące.

- W jakich okolicznościach poznał pan Lu Hana?

- W jakich okolicznościach zaginął? - spytał, ignorując pytanie, bowiem nie wiedział, czy chce dzielić się z tym człowiekiem historią, która pozostawała jedynie w pamięci jego i Lulu. Lu Hana?

Mężczyzna przez długą minutę mierzył go wzrokiem, który cierpliwie wytrzymał.

- Lu Han przechodził trudny okres - zaczął wyraźnie niechętnie. - Od pół roku utrzymywał się u niego stan depresyjny. Pewnej nocy, przed dniem rozdania nagród zniknął w drodze na lotnisko, niewidzialny dla menedżerów. A teraz proszę mi powiedzieć, jak poznał pan Lu Hana, jeśli w ogóle pan go znał?

Ostatnie pytanie dotknęło Sehuna, bowiem sam zaczął je sobie zadawać i bał się na nie odpowiedzieć.
Nie, nie znał Lu Hana.
Znał Lulu.

- Zgłosił się na casting - wyznał spokojnie, siląc się na perfekcyjne kłamstwo. - Nie łączy mnie z nim żadna relacja i nie rozmawiałem z nim nigdy poza zdjęciami. Próbowaliśmy się z nim skontaktować po skończeniu sesji, jednak numer pozostaje głuchy.

Ponownie zmierzyli się w ciszy spojrzeniem. Twarz Sehuna pozostała nieprzenikniona i obojętna w momencie, gdy mężczyzna próbował znaleźć inną prawdę w jego oczach. Sehun jednakże był na to przygotowany i zamknął drogę do swojej duszy, przyjmując zimny, chłodny wzrok. Chłopak pozostawał uparty, choć sam nie wiedział dlaczego, nie chciał zdradzać Lulu. Pragnął go chronić, nawet jeśli miałoby się okazać, że jego książę i bajka były jedynie takim samym kłamstwem. Bał się tej myśli i z całych sił trzymał ją na bezpieczny dystans od swojego serca.

- Przykro mi, nie mogę panu pomóc - zaczął beznamiętnie, nie odwracając wzroku, bez najmniejszego zadrgania. - Nie znam Lu Hana.

***

Sehun miał wrażenie, jak gdyby ktoś nagle i bezpardonowo zniszczył jego historię i postanowił zabawić się w manipulację jego życiem. To, co udało mu się zbudować i co tak cenił przez ostatnie miesiące w jednym momencie zostało zastąpione inną bajką. Czuł się, jak gdyby ktoś dał mu nowe alter ego, nową rzeczywistość, w której nie ma jego i Lulu. Był za to Lu Han i tysiące barier. Próbował je pokonać, ale ciężko jest skakać bez wiary, tak samo jak ciężko znaleźć w sobie siłę do szukania drogi w labiryncie bez nadziei.
Gdy emocje próbowały brać nad nim górę, postanowił odsunąć je na bok i skupić się na obiektywnym ocenieniu sytuacji. W zasadzie równie dobrze mógł spróbować nie oddychać.
Dowiedział się wiele o Lu Hanie, przeglądając wiadomości w sieci, przeżywając przy tym dziwne deja vu, jednak nie był to jego wymarzony sposób na zdobywanie informacji. Tak bardzo chciał z nim porozmawiać, gdy tymczasem jego Lulu zniknął. Rozpłynął się w powietrzu.
Zaginął niczym Lu Han.
Ostatni raz widział go na pamiętnym wernisażu trzy dni temu i były to najdłuższe trzy dni w jego życiu. Dopiero teraz zauważył, że tak naprawdę pozostawali prawie nierozłączni, od kiedy się poznali. Lulu musiał wiedzieć. Musiał być świadomy, że ta wystawa będzie przełomowym momentem. Zgodził się ujawnić swą tożsamość, o co sam go poprosił. Zrobił to dla niego, mimo wszelkich konsekwencji.
Tęsknił za nim, chciał go zobaczyć, nie jako artystę na zdjęciach w internecie. Chciał zobaczyć swojego Lulu.
Siegnął na półkę z książkami, gdzie leżał jego aparat, na którym chłopak kiedyś nakręcił dla niego wiadomość. Dawno nie odtwarzał pamiętnego filmu i nagle zrozumiał, dlaczego został nakręcony. Czy Lulu naprawdę wiedział, że tak to się skończy? Wiedział od samego początku? Sehun zadawał sobie te pytania z bólem i wyrzutem.

" Sehunnie, tu Lulu..."

Gniew mijał, gdy patrzył na uśmiechniętą twarz na ekranie aparatu. To było prawdziwe, powtarzał sobie w duchu i pierwszy raz był tego pewien. Lulu był dla niego prawdziwy i szczery. Po prostu miał to szczęście poznać go jako człowieka, a nie iluzję jego obrazu.

"- Sehunnie?"

Ocknął się z zamyślenia, gdy na ekranie pojawił się kolejny film. Zaskoczony przyglądał się bladej twarzy Lulu skąpanej w mroku pomieszczenia. W rogu ekranu dostrzegł brzeg swojego, niepościelonego łóżka.

- To znowu ja - kontynuował Lulu, na moment spuszczając wzrok z nietypowym dla siebie zdenerwowaniem. - Myślałem, że, gdy powiem to do aparatu będzie łatwiej, a tymczasem czuję się jeszcze gorzej. Zasłużyłeś na osobiste wyjaśnienie... Przepraszam. To już ostatni raz!

- Co mam rozumieć przez "ostatni raz"? - spytał chłopca na ekranie mimo ściśniętego niemile gardła.

- Cieszę się, że cię poznałem, naprawdę - kontynuował Lulu, ignorując pytanie, którego nie mógł usłyszeć. - Nie żałuję, że się wtedy zawahałem, nie żałuję, że jednak nie rzuciłem ci się pod koła wozu.

Sehun wstrzymał oddech.
Lulu milczał, jak gdyby czuł na sobie jego przerażone i zszokowane spojrzenie.

- Wierzę, że tak właśnie miało być. Pojawiłeś się na tej drodze, by mnie uratować i nie mam pojęcia, jak długo musiałbym ci dziękować, byś zrozumiał moją wdzięczność... Sehunnie, jesteś moim aniołem stróżem.

- Lulu...

- Musisz już wiedzieć o Lu Hanie - kontynuował, ponownie spuszczając wzrok. - Myślę, że wiesz o nim wystarczająco dużo, dlatego nie będę teraz opowiadał ci jego historii. Chcę tylko, żebyś wiedział, że ma się dobrze, lepiej niż kiedykolwiek. Lu Han jest gotowy powstać i na nowo znaleźć miłość do swojej pasji, a właściwie wykorzystać twoją miłość. Bo kocham cię, wiesz? - urwał, by posłać mu słaby, nieśmiały uśmiech. - Pamiętasz tę anemiczną piosenkę, którą kiedyś usłyszałeś w radiu?

Po tym pytaniu zanucił mu znajomą melodię, a jego aksamitny głos rozniósł się po głuchym pokoju. Sehun słuchał, a wszystkie wspomnienia z tamtej przejażdżki powracały i przesłaniały mu obraz.

- Dałeś jej nowe życie - wyznał cicho, przestając śpiewać. - Tak samo jak wszystkiemu, co robię. Dałeś mi siłę i wiarę, choć może nawet nie zdajesz sobie z tego sprawy. Ocaliłeś mnie i moją muzykę, wierząc we mnie. Zrobię to dla ciebie i tylko dla ciebie, Sehunnie. Wrócę i nie upadnę ponownie.

Sehun zamrugał kilkakrotnie, gdy dostrzegł, jak oczy Lulu zaczęły niepokojąco błyszczeć od łez.

- Musisz być zły i masz ku temu powody - stwierdził, przełykając ślinę. - Nie miałem prawa cię okłamywać, ale chyba potrzebowałem, by ktoś dostrzegł we mnie człowieka. Nikt nigdy nie oglądał ze mną wschodów słońca.... Kiedyś powiedziałem ci, że chcę, abyśmy byli niezwyciężeni i wieczni jak góry i nadal tego pragnę. Potrzebuję cię, Sehunnie.

Spojrzał w jego stronę z wyrazem bólu i tęsknoty, od którego Sehunowi zrobiło się słabo. Żałował, że to tylko nagranie, i że nie może go dotknąć, nie może wykrzyczeć, jak sam bardzo go potrzebuje.

- W twojej torbie zostawiłem bilet na mój najbliższy koncert w Pekinie - powiedział, posyłając mu słaby, nieśmiały uśmiech. - Zrozumiem, jeśli się nie zjawisz, ale... robię to tylko dla ciebie. Mojego anioła stróża. W tym miejscu skończę. Pamiętaj o mnie, Sehunnie, nie każ się żegnać. Tym razem nie użyję na tobie mojej mocy telekinezy. Proszę. Kocham cię.

Ekran zgasł razem z twarzą chłopca i Sehun w tym samym momencie poczuł się najsamotniejszą osobą na świecie. Pierwszy raz nie czuł się dobrze w samotności, która jeszcze do niedawna stanowiła jego nieodłączną część. Pierwszy raz zapałał do niej lękiem i niechęcią. Pierwszy raz potrzebował czyjejś obecności, a ta może nie była na wyciągnięcie ręki, ale klucz do niej znajdował się w zasięgu jego ramienia. Wyciągnął bilet ze skórzanej torby i przycisnął go mocno do piersi.
Sehun nienawidził zachodów słońca, dlatego pozwolił mu ponownie wznieść się nad horyzontem.