czwartek, 27 września 2012

Osiemnaście świeczek na torcie - [BaekYeol]

GATUNEK: Romans, fluff, AU, Supernatural
BOHATEROWIE: Byun Baekhyun, Park Chanyeol
OSTRZEŻENIA: brak

Chłopiec przyglądał się uśmiechniętej twarzy klauna, która wisiała na jasnych drzwiach jego pokoju. Kolorowy błazen wyglądał radośnie i beztrosko, co pomagało mu uwierzyć, że wszystko będzie dobrze. Skupiał całą swoją uwagę na tym jednym obrazie w myślach z uporem powtarzając sobie, że jutro rano nadejdzie kolejny szczęśliwy dzień. To chciał usłyszeć z roześmianych ust klauna.
 Podciągnął pod brodę kołdrę w zielone smoki i bardziej wtulił twarz w poduszkę, gdy zza drzwi dobiegł go głośny szloch matki. Zacisnął usta i zakopał się w miękkim materiale, zapominając o uśmiechu klauna, bowiem ten, nawet gdyby chciał, nie mógł ochronić go przed odgłosami kłótni. Wzdrygnął się na łóżku, gdy dom przeszyło ostre trzaśnięcie drzwiami. W kolejnych minutach słyszał już tylko łkanie kobiety, przed którym tak bardzo chciał uciec w krainę snów. Im bardziej tego pragnął, tym dłużej pozostawał całkowicie rozbudzony.
 Dziesiąte urodziny Byuna Baekhyuna nie znalazły się w pierwszej trójce jego ulubionych.
 Chłopiec nie winił rodziców za to, że nie urządzili mu przyjęcia czy nie kupili tortu z Supermanem, którym ktoś niedawno chwalił się w klasie. Było mu przykro, że w ogóle zapomnieli o jego święcie, natomiast znaleźli okazję do wszczęcia kolejnej z tych kłótni, po których tata nie wracał do domu przez tydzień, a mama zapominała o jego istnieniu. Może i był młody i nie rozumiał wiele z tego, co działo się między rodzicami, ale jego maleńkie, dziecięce serce bolało za każdym razem, gdy  miało to miejsce.
 Czasem bolało tak mocno, że czuł się temu winny i chciał... zniknąć.

- Masz już dziesięć lat, a płaczesz jak pięcioletnia dziewczynka.

Baekhyun podskoczył na łóżku wystraszony obcym głosem, który był pewien, że nie pochodził z jego głowy. Serce zaczęło mu bić szybko i miał wrażenie, że zaraz wyleci z klatki piersiowej, więc dla bezpieczeństwa przycisnął do niej dłoń.  Znieruchomiał pod kołdrą, bowiem nie miał odwagi wychylić choćby nosa na zewnątrz. Uznał, że pomimo okoliczności wcale nie chciał umierać.
 A już na pewno nie w swoje urodziny.

- Odejdź stąd, potworze! - krzyknął trochę piskliwym głosem i jeszcze bardziej skulił się pod kołdrą.

Czyjś głośny śmiech rozległ się za jego plecami, co trochę zdziwiło chłopca, bowiem nie przypominał sobie, by kiedykolwiek słyszał o potworach zdolnych do śmiania się. To jednak kazało mu trzymać jeszcze większą ostrożność.

- Spokojnie. Nie zamierzam cię zjeść - odpowiedział mu obcy głosem tak łagodnym, że Baekhyun przez moment miał ochotę mu uwierzyć. Szybko jednak zganił się za tę myśl. - Nie jestem też potworem.

- Wszystkie potwory tak mówią! - odkrzyknął, czym zarobił sobie kolejną dźwięczną salwę śmiechu.

- Potwory też posiadają serce. Nie zabijamy dzieci w dniu ich urodzin. Oczywiście, gdybym był potworem. Jeśli wyjdziesz ze swojej pieczy, dzielny chłopcze, zobaczysz, że nie ma się czego bać.

Baekhyun zawahał się i boleśnie przygryzł dolną wargę. Jego kryjówka i tak nie miała szans z prawdziwym potworem, więc uznał, że starcie ze złem to tylko kwestia czasu. Podniósł lekko kołdrę i rozejrzał się po skąpanym w nocnym mroku pokoju.

- Więc kim jesteś? - spytał, gdy znalazł wzrokiem swojego rozmówcę.

Z ulgą odnotował, że w istocie nie był bestią, a chłopcem. Musiał przyznać, że wyglądał dosyć normalnie, gdy siedział na parapecie jedynego okna w pokoju z długimi nogami wiszącymi w powietrzu. Światło ulicznej latarni oświetlało jego twarz, która wieńczyła łagodny i zupełnie beztroski wyraz. Jasne, lekko kręcone włosy i duże, przyjazne oczy podkreślały jego anielski wizerunek.
 Baekhyun w jednym momencie zapomniał o wizji potwora i wygrzebał się z łóżka, by podejść bliżej nieznajomego. Chłopak na oknie wyglądał na starszego od niego, co jedynie zwiększyło zachwyt dziesięcioletniego właściciela pokoju.

- Jesteś czarodziejem? - dopytywał, gdy nieznajomy uśmiechnął się do niego szeroko, jednak nic nie odpowiedział.

- Nie, chyba nie - odparł i pokręcił głową, wprawiając swoje włosy w ruch.

Odpowiedź rozczarowała Baekhyuna. Kąciki jego ust na moment opadły, jednak postanowił nie tracić nadziei.

- Nie masz w sobie magii? Jakoś musiałeś się tu dostać! - nalegał, mierząc chłopaka błagalnym spojrzeniem.

- Myślę, że mam w sobie trochę magii - odparł poważnie, jednak jego zaciśnięte usta zdradzały, że walczy ze śmiechem. - Umiem pojawiać się we właściwym miejscu i czasie dla osób, które tego potrzebują.

- Jesteś bohaterem! - krzyknął rozentuzjazmowany dziesięciolatek, a w jego oczach pojawiły się iskierki radości. - Przybyłeś uratować moje urodziny? Umiesz spełniać życzenia? Umiesz latać?

- Tak, powiedzmy, że tak - odparł ze śmiechem, który brzmiał tak zaraźliwie, że Baekhyun zapragnął mu zawtórować ot tak, bez powodu. - Do północy zostało czterdzieści minut, więc nie mamy za wiele czasu. Uśmiechasz się, to pół sukcesu. - Na te słowa kąciki ust chłopca uniosły się jeszcze wyżej. - Czy jest jeszcze coś, co mogę dla ciebie zrobić? Co sprawi, że będziesz szczęśliwy?

Baekhyun zamyślił się, ponownie przygryzając usta. Jeszcze niedawno miał w głowie całą listę rzeczy, które pragnął dostać na urodziny, jednak teraz, kiedy nieznajomy zadał mu pytanie, chłopiec miał mętlik w głowie. Wszystko zdawało się nieistotne, dziecinne albo przestało go już interesować. Odwrócił wzrok od nieznajomego i przeniósł go wyżej, gdzie na niebie wciąż świecił okrągły księżyc. Baekhyun uznał, że pod tym kątem wyglądał jak aureola nad głową jego bohatera.

- Chcę gwiazdę - wypalił bezmyślnie i wskazał ręką w stronę nieba. - Złap mi jedną!

To najwyraźniej zaskoczyło chłopaka na oknie, który teraz przyglądał mu się z niedowierzaniem. Zakłopotany przeczesał dłonią swoje włosy i spojrzał z przerażeniem za siebie, na gwiaździste niebo.

- Cóż.. ciężko złapać gwiazdę... - zaczął tłumaczyć.

- Nie dasz rady? - przerwał mu chłopiec, patrząc na niego wyzywająco, jakby właśnie brali udział w zakładzie. - Przyszedłeś na moje urodziny bez prezentu.

Chłopak na oknie udał oburzenie, jednak w kącikach jego oczu utrzymywało się rozbawienie.

- Jesteś bardzo interesownym dzieckiem, wiesz? - drażnił się z nim, gdy zgrabnie zeskoczył z parapetu i stanął przed dziesięciolatkiem. Baekhyun musiał jeszcze bardziej zadzierać głowę, bowiem nieznajomy okazał się być niezwykle wysoki. - Zgoda, złapię dla ciebie gwiazdę i obiecuję dostarczyć ją jeszcze przed świtem.

- Naprawdę?! - Oczy chłopca rozszerzyły się z ekscytacji.

- Naprawdę - upewnił go. - Ale teraz powinieneś już spać.

Baekhyun podążył wzrokiem za jego ręką, która wskazywała na łóżko i niechętnie zagrzebał się w swoim posłaniu. Spojrzał niepewnie na nieznajomego, który nie ruszył się z miejsca.

- Jak masz na imię? - spytał, przekrzywiając lekko głowę.

- Jestem Chanyeol - odparł i ukłonił się lekko. - Miło mi cię poznać, Baekhyun.

Chłopiec nie pytał, skąd zna jego imię, bowiem uznał, ze bohaterowie po prostu muszą wiedzieć takie rzeczy. Pokiwał głową i w przypływie nagłej nieśmiałości omiótł wzrokiem pokój zanim znowu spojrzał na chłopaka przy oknie.

- Chanyeol, czy opowiesz mi bajkę zanim pójdziesz łapać gwiazdę? - zdołał z siebie wydusić.

- Och, chciałbym - zaczął, a jego twarz lekko spochmurniała. - Ale nie dziś. Zostawmy to na następne urodziny, zgoda?

Jego słowa początkowo zmartwiły dziesięciolatka, jednak pojednawczo pokiwał głową. Chanyeol pozostawiał mu przynajmniej nadzieję kolejnego spotkania.

- Do zobaczenia, Baekhyun. I wszystkiego najlepszego - powiedział cicho, machając do chłopca, a jego wysoka postać z każdym słowem robiła się coraz mniej wyraźna.

- Żegnaj! - odkrzyknął, gdy po chłopaku został już tylko lekki kontur.

Sen długo nie przychodził do dziesięciolatka, który nerwowo miotał się na łóżku z ekscytacji i radości, jakie przyniosło mu dziwne, nocne spotkanie. Jego serce jeszcze długo nie mogło znaleźć starego, równomiernego rytmu, a myśli nie były w stanie uwolnić się od obrazu Chanyeola. Baekhyun nie pamiętał momentu, w którym udało mu się zasnąć, nie wiedział też, ile trwał jego niespokojny sen, ale gdy się obudził, za oknem wciąż panował mrok.
 Kątem  oka dostrzegł jasny, migoczący kształt na szafce nocnej. Momentalnie przypomniał sobie o złożonej mu obietnicy i podniósł się z poduszek. Wydał z siebie cichy okrzyk zachwytu, gdy zobaczył na stoliku szklany, zamknięty słoik z maleńkim, latającym punkcikiem.

- Gwiazda - wyszeptał oszołomiony i przycisnął słoik do piersi. - Prawdziwa gwiazda. Dziękuję, Chanyeol! - dodał, spoglądając w sufit z nadzieją, że gdziekolwiek jest jest jego bohater, to będzie w stanie go usłyszeć.

Baekhyun żył w przeświadczeniu, że posiada autentyczną gwiazdę cały tydzień, dopóki migocący punkcik nie osiadł na dnie słoika.
Dopiero dobrych kilka lat później dowiedział się o świetlikach.
***
Był śpiący i zmęczony po długim dniu miłych jak i przykrych wrażeń, jednak z całych sił starał się pozostać świadomy. Oparł ciężką głowę o zimną szybę i obserwował, jak jego oddech tworzy na niej mgliste obłoki. Patrzył otępiale na ulicę za oknem, starając się nie tracić kontaktu z rzeczywistością.
W międzyczasie jego powieki zaczynały robić się naprawdę ociężałe...

- Czekasz na kogoś?

Natychmiast wyprostował się na parapecie i zdziwiony odnotował, że wbrew wszelkim staraniom, i tak zdołał zasnąć. Byun Baekhyun posiadał bowiem tę niezwykłą umiejętność do zapadania w drzemkę nawet w najmniej komfortowych warunkach. Zdolność była przydatna w pewnych okolicznościach, jednak czasem stawała się uciążliwa.
Ciągle trochę nieświadomy odwrócił głowę w stronę, z której usłyszał pytanie, by o mało nie zderzyć się czołem z Chanyeolem.  Nawet nie zauważył, kiedy szatyn znalazł się na parapecie tuż obok niego. Wyglądał na zadowolonego z takiego obrotu sytuacji, co podsumowywał jego triumfalny uśmiech.

- Już na nikogo - mruknął po chwili i ziewnął przeciągle. - Zawsze musisz zjawiać się w ostatnim momencie moich urodzin? - Posłał mu pełne wyrzutu spojrzenie, na które twarz Chanyeola lekko sposępniała. - Przegapiłeś całe przyjęcie i tort...

- Przepraszam. Nic nie mogę na to poradzić - przerwał głosem zdradzającym, że naprawdę było mu przykro.
Gdy wieczny uśmiech zniknął z jego twarzy, Baekhyun poczuł się za to winny. Po krótkim wahaniu odważył się położyć dłoń na jego ramieniu. Oczy Chanyeola na ten gest zdawały się lekko rozpogodzić.

- To nic - zapewnił go, lekko przygryzając wargę. - Piętnaste urodziny nie są niczym niezwykłym. Ani nie czuję się starszy ani mądrzejszy...

Obaj zaśmiali się na uwagę bruneta, co znacznie poprawiło atmosferę w pokoju. Baekhyun tak naprawdę nie potrzebował wiele do bycia szczęśliwym. Cieszył się drobnymi gestami i momentami, jak choćby możliwość śmiania się z drugą osobą. Uważał, że śmiech to najlepsza droga do umocnienia więzi opartej na pewnych podobieństwach łączących pokrewne dusze.
Chanyeol był właśnie taką pokrewną duszą.

- Zdaje się, że przegapiłem więcej niż tylko tort i przyjęcie - odezwał się po chwili szatyn, patrząc znacząco na lewą rękę Baekhyuna, która znajdowała się w białym, świeżym gipsie.
Brunet podążył za jego wzrokiem, po czym pokiwał i westchnął ciężko na wspomnienie sprzed kilku godzin.

- Prezent urodzinowy od przyjaciela - wyjaśnił tajemniczo i uśmiechnął się krzywo, podnosząc zagipsowane ramię.

Chanyeol wytrzeszczył zdziwiony oczy.

- Macie dziwne zwyczaje w dawaniu prezentów - podsumował.

- To nie tak. - Baekhyun potrząsnął głową. - Sehun nie zrobił tego celowo. Po prostu... był Sehunem. 

Chanyeol pokiwał głową, udając, że rozumie, jednak wciąż mierzył go ostrożnie wzrokiem. Brunet w odpowiedzi wzruszył zrezygnowany ramionami.

- Boli? - spytał z troską w głosie.

Baekhyun uśmiechnął się lekko i pokręcił głową. Zrobiłby tak nawet, gdyby naprawdę bolało tylko po to, by nigdy więcej nie zmartwić Chanyeola.

- Powinieneś się na nim podpisać -  stwierdził brunet i, nie czekając na reakcje chłopaka, zeskoczył niezgrabnie z okna.

Podszedł do biurka i otworzył szufladę, gdzie trzymał swój jedyny czerwony flamaster nadający się do pisania po gipsie. Wręczył go szatynowi i na moment się zatrzymał, bowiem zdał sobie sprawę, ile uprzednio pracy wymagało go wspięcie się na ten przeklęty parapet z niesprawną ręką. Westchnął cicho, po czym postanowił odpuścić.

- Wszystko w porządku? - dopytywał Chanyeol, przekrzywiając głowę.

- Tak. - Przywrócił na usta lekki uśmiech. - Chodź, na łóżku będzie wygodniej.

Chanyeol postanowił nie pytać i posłusznie podążył za Baekhyunem. Zajął miejsce na skraju pościelonego łóżka tuż obok chłopaka, który wyciągnął przed nim ramię z gipsem. Szatyn ciągle niepewny otworzył pisak i mimowolnie zaczął przygryzać czerwoną zakrętką.

- Powinienem napisać coś specjalnego? - spytał, stukając smukłymi palcami o gips.

Baekhyun przygryzł dolną wargę, co stało się już jego niezdrowym nawykiem, po czym wzruszył ramionami.

- Cokolwiek - odparł cicho i spuścił wzrok na dłoń szatyna na swoim ramieniu. - Cokolwiek, co pomoże mi wierzyć, że jesteś prawdziwy.

Po tych słowach w pokoju zapanowała cisza przerywana od czasu do czasu odgłosem ich oddechów. Baekhyun nie miał śmiałości spojrzeć w górę na twarz szatyna, bowiem czuł na sobie jego przeszywający wzrok. Tak bardzo nie chciał go martwić, ale z drugiej strony niektóre słowa zdawały mu się koniecznością.

- Jestem prawdziwy, Baekhyun. - Usłyszał spokojne oświadczenie blisko swojego ucha, a następnie dotyk ciepłej dłoni na swoim policzku.

Czuł, że jego twarz czerwieni się od tego kontaktu, jednak nie chciał go przerywać, bowiem miał irracjonalne wrażenie, że tak naprawdę całe życie tęsknił za owym dotykiem. Chanyeol odciągnął dłoń. Początkowo Baekhyun  był tak przejęty wcześniejszym gestem chłopaka, że nawet nie zauważył, kiedy ten zaczął pisać na jego gipsie.  

- "Dzień, w którym damy życie marzeniu, znowu powstaniemy" - przeczytał wiadomość na ręce i uniósł brwi trochę zdziwiony wyborem Chanyeola. Wiedział, że będzie musiał przeczytać te słowa jeszcze wiele razy zanim zrozumie przesłanie.
Pokiwał głową i posłał chłopakowi dziękczynny uśmiech. Chciał zabrać rękę, ale dłoń szatyna delikatnie przytrzymała ją na miejscu.
- Nie skończyłem - oświadczył z tajemniczym uśmiechem i wrócił do przerwanej czynność.
Baekhyun westchnął głęboko, udając znudzenie, jednak uśmiech nie opuszczał jego twarzy.
- Nie prosiłem, żebyś pisał dla mnie książki - mruknął z sarkazmem.
- I nie piszę - odparł po chwili. - Gotowe.
Baekhyun przyjrzał się swojej zagipsowanej ręce, na której pod wcześniejszym zdaniem pojawiło się imię 
Chanyeola z wyraźnie zaakcentowanym "C". Brunet zaśmiał się na widok rysunku koślawej podobizny chłopaka obok podpisu oraz kilku maleńkich serduszek wokół całego dzieła.
- Starałem się - powiedział Chanyeol jak gdyby w próbie usprawiedliwienia.
- Jest super - zapewnił go Baekhyun, bo w istocie tak właśnie uważał.
W odpowiedzi szatyn lekko popchnął go ramieniem. Przez moment siedzieli tak na łóżku i jedynie przekomarzali się, próbując przy tym zepchnąć drugiego na podłogę.
- Już prawie północ - powiedział cicho Chanyeol, gdy Baekhyun opadł poddańczo na poduszki.
Pokiwał głową, bowiem rozumiał, co kryło się za tymi słowami. Myśl o rozstaniu zatruwała go i boleśnie przywracała do rzeczywistości. Wymienił z Chanyeolem desperackie spojrzenie i ostatkiem sił zmusił się do lekkiego uśmiechu.
- W takim razie na koniec chcę uslyszeć tę nudną bajkę o dwóch księżycach, którą opowiadałeś mi na jedenaste urodziny - zarządał i schował się pod kołdrę, gotowy do snu.
Chanyeol zaśmiał się na prośbę Baekhyuna, jednak posłusznie próbował odtworzyć w pamięci ową historię. Brunet nie przywiązywał uwagi do słów, skupiając się na podążaniu za równomiernym, kojącym dźwiękiem głosu Chanyeola.
Zasnął zanim usłyszał morał, tak samo jak cztery lata temu.


***
- Baek...

Przekręcił się na drugi bok.

-...Hyun. Baek Hyun.

Zmarszczył nos, jednak wciąż za wszelką cenę podążał za swoim snem i odrzucał rzeczywistość.

- Byun Baekhyun!

Lekko podskoczył na łóżku, gdy ktoś krzyknął bardzo blisko jego ucha i potrząsnął nim za ramiona. Otworzył oczy, co początkowo nie przyniosło żadnych efektów, bowiem w pokoju panowała nieprzenikniona ciemność. Ten fakt jedynie bardziej go zirytował, bowiem ciągle mógłby spać, gdyby nie czyjaś uparta pobudka. Zamrugał, by przyzwyczaić wzrok do ciemności i już po chwili był w stanie dostrzec postać siedzącą obok niego na łóżku. Zupełnie wbrew rozsądkowi i logice, jego serce zabiło mocniej.

- Chanyeol - szepnął, wyciągając przed siebie rękę, by dotknąć ramienia chłopaka i upewnić się, że jeszcze nie śpi. - To ty?

Baekhun dostrzegł, jak jego jasne włosy podskakują, gdy Chanyeol potrząsnął głową.

- Sto lat, Baekhyun - zanucił wesoło i potargał ciemne włosy wciąż leżącego chłopaka. - To twoja  słodka szesnastka!

Baekhyun prychnął zupełnie nierozbawiony żartem szatyna i wywrócił oczami. W rzeczywistości nie potrafił być na niego zły, bowiem każda komórka jego ciała cieszyła się na ich ponowne spotkanie. Chanyeol sprawiał, że z utęsknieniem wyczekiwał dnia swoich urodzin tylko po to, by spędzić z nim trochę czasu.
Pojawiał się co roku tej jednej jedynej nocy i Baekhyun nie kwestionował owego zjawiska, pozwalając sobie wprowadzić w swoje życie tę odrobinę absurdu. Chanyeol był jego absurdem, jego sekretem, nadzieją i szczęściem, ale nigdy nie odważył mu się tego powiedzieć.

- Gdzie prezent? - spytał zwyczajowo, siadając na łóżku.

Był świadomy, że jego włosy znajdowały się w kompletnym nieładzie, jednak zważywszy na panujący mrok, uznał ten stan rzeczy za nieistotny. Spojrzał wyczekująco na Chanyeola, który jęknął zrezygnowany i pokręcił głową.

- Jesteś zepsuty, Baekhyun - odparł poważnie, jednak zaraz po tym parsknął śmiechem. - Czy ja nie jestem wystarczającym prezentem?

Baekhyun zmierzył go wzrokiem, udając że się zastanawia. Podrapał się po podbródku i uśmiechnął do niego drwiąco. Chanyeol urażony otworzył usta.

- Czy ja wiem.. - zawahał się, po czym uniknął dłoni chłopaka, który próbował uderzyć go w głowę. - Nie miałbym z ciebie dużego pożytku... - zaśmiał się po tych słowach, bowiem nawiedziło go pewne wyraźne wspomnienie. - I pomyśleć, że kiedyś miałem cię za superbohatera!

Chanyeol, mimo że wciąż obrażony komentarzem, zawtórował mu w głośnym wybuchu śmiechu, gdyż tamto spotkanie wydało mu się równie zabawne. Baekhyun obserwował jego pogodną twarz, delektując się zaraźliwym, radosnym dźwiękiem. Nie miał odwagi przyznać się, że tak naprawdę w jego oczach już na zawsze pozostanie bohaterem. Jego prywatnym bohaterem, gotowym obronić go przed wszystkim i wszystkimi.
Zmieszany zagryzł usta. 

- Nie doceniasz mnie - zaprotestował, siląc się na powagę. - Mam wiele talentów do zaprezentowania.

- Och, zaczynam być zainteresowany - odparł Baekhyun i wyprostował się na łóżku, patrząc na chłopaka wyczekująco. - Mów dalej.

Chanyeol początkowo zaśmiał się trochę nerwowo, bowiem brunet celowo mierzył go bardzo badawczym spojrzeniem niczym sędzia na castingu. Westchnął i rzucił w Baekhyuna poduszkę, która uderzyła w jego twarz.

- Ej! - krzyknął oburzony, po czym podniósł się na kolana i zaczął bić go tą samą bronią.

- Dobrze! - odkrzyknął pojednawczo, osłaniając się ramionami. - Porozmawiajmy o moich talentach.

- Skromność - mruknął z sarkazmem brunet i usiadł z powrotem na swoim miejscu.

- Potrafię tańczyć - wyznał już poważnie i wstał z łóżka.

Baekhyun niepewnie śledził go wzrokiem. Uniósł pytająco jedną brew, gdy szatyn stanął na środku pokoju i zapalił lampkę przy biurku. Lekkie, stłumione światło wypełniło pokój. Baekhyun w końcu mógł zobaczyć go dokładnie i w całej okazałości. Miał na sobie tę samą białą koszulę i ciemne, eleganckie spodnie, co zawsze. Strój nadawał mu pewnej szlachetności, przez którą Baekhyun czasem nabierał wątpliwości czy przypadkiem nie spotkał anioła.

- Bez muzyki? - spytał brunet, gdy Chanyeol pozostawał bez ruchu.

- Daj telefon - zażądał, wyciągając przed siebie dłoń.

Baekhyun trochę zdezorientowany wyciągnął komórkę spod poduszki i podał ją chłopakowi. Zdziwiony odnotował, że w momencie, w którym urządzenie trafiło do ręki Chanyeola, ciszę przerwała znajoma, dziewczęca piosenka.

- Twinkle? Poważnie? - spytał z niedowierzaniem, na co szatyn posłał mu szeroki uśmiech.

- Dobry tancerz poradzi sobie z każdym utworem.

Baekhyun postanowił tego nie kwestionować, dając szatynowi szansę się wykazać. Oboje starali się powstrzymać śmiech, gdy Chanyeol nieudolnie naśladował układ dziewczyn z teledysku. Brunet obserwował go z łóżka, nie odrywając wzroku od roześmianych oczu szatyna.
Po chwili Chanyeol skinął na niego ręką, by dołączył do tańca i w każdym innym wypadku Baekhyun stanowczo by odmówił.
Ale nie jemu.
I Twinkle, dodał szybko na swoje usprawiedliwienie.
Nie miał pojęcia, jak układ miał wyglądać w rzeczywistości i był prawie pewien, że jego towarzysz również, dlatego obaj usiłowali jedynie wykonać najdziwniejszy ruch, jaki przychodził im akurat do głowy. Ich śmiech momentami był tak głośny, że zagłuszał muzykę, jednak i ta przestała być istotna, bowiem wystarczało im jedynie wzajemne towarzystwo.
Tej nocy przetańczyli wiele innych piosenek, między którymi znalazło się też odrobinę hip hopu, w którym Chanyeol zdecydowanie pobijał Baekhyuna, a także kilka ballad. Brunet nie miał pojęcia, jakim cudem wydobywały się z jego telefonu, bo i nigdy wcześniej ich nie słyszał.  
Po kilku godzinach obaj byli wykończeni. Baekhyun ziewnął przeciągle i zamrugał kilkakrotnie, by nie zasnąć na stojąco. Powolna melodia w tle zdecydowanie mu tego nie ułatwiała. Nie myśląc długo, zawiesił ramiona na szyi Chanyeola i oparł głowę na jego piersi. Był zirytowany, bowiem, mimo że fizycznie znajdowali się w tym samym wieku, Baekhyun pozostawał o wiele niższy od Chanyeola i musiał stanąć na palcach. Szatyn trochę niepewnie, ale po chwili objął go w talii. Leniwie kołysali się w rytm powolnej muzyki, dopóki wyższy z dwójki nie zauważył, że uścisk Baekhyuna na jego szyi zrobił się o wiele cięższy. Spojrzał w dół, by dostrzec jego twarz.
Brunet spał.
Na stojąco.
Chanyeol zdusił rodzący się w nim chichot, po czym lekko podniósł śpiącego chłopaka i zaniósł go do łóżka. Przez chwilę obserwował jego spokojną twarz, po czym zgasił światło i wyłączył muzykę.

- Chanyeol?

Zachrypnięty głos bruneta zatrzymał go na środku pokoju. Podszedł do łóżka i usiadł na jego brzegu. Baekhyun po omacku znalazł jego dłoń i lekko uścisnął.

- To naprawdę była słodka szesnastka - powiedział z szerokim uśmiechem. - Dziękuję.

W odpowiedzi pogładził go po dłoni.

- Mam nadzieję, że za rok w końcu nie zapomnisz o prezencie - drażnił się z nim.

- Posiadam wiele innych talentów, zepsuty dzieciaku - odciął się ze śmiechem i potargał go po włosach.

- Nie mogę się doczekać - odparł i posłał mu ostatni lekki uśmiech zanim zapadł w sen.

Miał wrażenie, że kiedy na kilka sekund obudził się w nocy, wciąż trzymał dłoń Chanyeola.
Albo przynajmniej chciał wierzyć, że tak właśnie było.

***
Tej nocy czuł się dziwnie.
Czuł się inaczej, a jego organizm na zmianę zalewała fala ekscytacji i zdenerwowania. Nie potrafił zrozumieć własnych reakcji, co jedynie wpędzało go w większą frustrację. Miał problem z zapaleniem małej świeczki stojącej na biurku, bowiem zapałka w jego niecierpliwej dłoni jak na złość nie chciała się rozpalić. Udało mu się to dopiero po pięciu próbach i kiedy patrzył na maleńki płomień przed sobą, walczył z ochotą zdmuchnięcia go tak samo, jak wszystkiego, co czuł tej nocy.

- Czy to... dla mnie?

Głos tak znajomy, a jednocześnie tak długo niesłyszany sprawił, że jego tętno trzykrotnie zwiększyło obroty. Odwrócił się od biurka, w stronę drzwi, gdzie w stłumionym świetle świecy stał Chanyeol. W jego ciemnych oczach odbijały się małe płomyczki ognia, gdy przyglądał się Baekhyunowi ze szczerym zdumieniem wypisanym na twarzy. Mierzyli się spojrzeniem przez kilka sekund, w których brunet odnotował, że jego gość nic się nie zmienił. Wyglądał tak samo, jak rok dwa czy siedem lat temu.

- Jesteś dziś wcześniej - powiedział trochę zachrypniętym głosem i zaczął nerwowo wyginać palce u dłoni. Kolejny irytujący nawyk.

Chanyeol w zdumieniu uniósł brwi, jak gdyby nie miał o tym pojęcia, jednak po chwili przywrócił na twarz dziarski wyraz i wzruszył ramionami.

- To chyba dobrze? - spytał z tajemniczym uśmiechem.

Baekhyun odwzajemnił gest i pokiwał głową. Skinął na niego ręką, by podszedł bliżej, co niepewnie, acz z ciekawością uczynił.

- Na dowód, że nie jestem zepsutym dzieciakiem zostawiłem dla ciebie kawałek tortu - powiedział dumnie Baekhyun i wskazał na sporą porcję czekoladowego ciasta leżącą obok świeczki.

Chanyeol zaśmiał się i zmierzwił ciemne włosy niższego chłopaka, czym zarobił sobie jego mordercze spojrzenie. Szatyn uśmiechnął się szeroko i skosztował odrobinę tortu. Baekhyun oczekująco badał jego reakcję, przygryzając dolną wargę. Obserwował, jak chłopak przymknął lekko oczy, a następnie na jego twarz wstąpił rozmarzony uśmiech.

- Cudowny - skomentował po chwili, co Baekhyun przyjął z ulgą.

Sięgnął małym widelcem po następny kawałek, jednak tym razem skierował go w stronę bruneta. Uśmiechnął się do niego zachęcająco, a w jego oczach pojawił się tajemniczy błysk, którego Baekhyun nie rozumiał. Na moment zastygł w bezruchu niepewny, co zrobić, jednak ostatecznie otworzył usta i skosztował własnego ciasta. Chanyeol zdawał się być zadowolony, natomiast brunet z trudem przełknął kawałek, bowiem w pewnym momencie dłoń drugiego chłopaka zbliżyła się do jego twarzy. Chanyeol kciukiem otarł okruszki z kącika ust Baekhyuna, który po początkowym szoku doszedł do wniosku, że dłoń na zbyt długo zatrzymała się na jego wardze... Wypuścił wstrzymywane powietrze, gdy został uwolniony od tego dotyku. Zmieszany spuścił wzrok, gdy poczuł, jak na jego policzki wstępuje rumieniec. Nie mógł przez to zobaczyć rodzącego się, nowego uczucia w oczach Chanyeola.
Odchrząknął lekko zanim znów podniósł wzrok.

- Nie wiem, czy zauważyłeś, ale nawet nie zapytałem o prezent, co całkowicie zmywa ze mnie etykietę zepsucia - powiedział, zmuszając się do uśmiechu, by rozładować napiętą atmosferę.

Uwaga rozbawiła Chanyeola, który w odpowiedzi zaśmiał się pogodnie i posłał mu współczujące spojrzenie, jak gdyby rozczulony zachowaniem Baekhyuna.

- A co jeśli tym razem mam dla ciebie prezent?

Baekhyun otaksował go podejrzliwie wzrokiem. Chłopak nie miał przy sobie niczego, co mogłoby być jego przypuszczalnym prezentem ani miejscem, w którym owy mógłby się znajdować. Ostatecznie brunet doszedł do wniosku, że Chanyeol znowu się z nim drażni, więc zrobił minę, dając mu do zrozumienia, że wcale nie jest  tak śmieszny jak myśli.

- Świat to nie sama materia, Baekhyunnie - zaczął Chanyeol tonem zadziwiająco poważnym. Brunet spojrzał mu ostrożnie w oczy zdziwiony sposobem, w jaki wymówił jego imię. - To także dusza.

- Co masz na myśli? - Zmarszczył nierozumnie brwi.

Byun Baekhyun dowiedział się zanim na dobre zdążył skończyć swoje pytanie, bowiem Chanyeol w tym samym momencie pochylił się i złączył ich usta w pocałunku. Dotyk delikatnych i miękkich warg szatyna zupełnie go oszołomił. Nie spodziewał się tego po Chanyeolu, dlatego początkowo nie mógł wskrzesić w sobie żadnej reakcji i jedynie pozwalał okupywać tym subtelnym gestem swoje obezwładnione usta. Nie pamiętał, kiedy zamknął oczy, jak i momentu, w którym dłoń Chanyeola znalazła się w jego włosach. Czuł natomiast, że traci już nie tylko kontrolę nad świadomością, ale i własnymi nogami. Miał wrażenie, że tonie, że daje się porwać z nurtem, w którym nigdy nie miał się znaleźć. Zacisnął pięści na białej koszuli szatyna, w jednym momencie zdając sobie sprawę, że tak naprawdę nie ma nic przeciwko podążaniu zakazanym szlakiem, a zarazem, że jest przerażony.
Chanyeol zdawał się wyczuć, co działo się w niespokojnym sercu drugiego chłopaka, bowiem jego wolna dłoń objęła go mocno w talii, chroniąc tym samym przed upadkiem.
Baekhyun nie mógł również przypomnieć sobie momentu, w którym zaczął odwzajemniać pocałunek.
Zaczynał rozumieć coraz więcej. Pragnął tego tak bardzo i boleśnie, że początkowo nie był w stanie myśleć o konsekwencjach. Liczyła się ta jedna noc i sposób, w jaki usta Chanyeola błądziły po jego, jak gdyby doskonale je znały, jak gdyby zostały do tego stworzone. Ten gest wychodził poza materialne granice, wypalając sobie drogę w duszy Baekhyuna, który w tym jednym momencie poczuł się kochany jak nigdy dotąd, nagrodzony, jak nikt nigdy nie został, szczęśliwy, jak nikt nigdy nie będzie. To wszystko skumulowane w jego wnętrzu spowodowało, że całym sobą pragnął zatonąć razem z Chanyeolem.
Gdyby tylko było to możliwe.
Zacisnął jeszcze mocniej powieki, próbując nie myśleć o niczym. To Chanyeol przerwał pocałunek i spojrzał na niego spod półprzymkniętych powiek. Dłoń szatyna zsunęła się z włosów Baekhyuna i powędrowała blisko jego lewego oka.

- Baekhyunnie, dlaczego płaczesz? - spytał cicho, nie odsuwając się ani o cal. Z jego twarzy momentalnie zniknęło błogie rozmarzenie, natomiast pojawił się wyraz szczerego zatroskania. - Czy zrobiłem coś nie tak? Nie podoba ci się mój prezent? Ja... przepraszam!

Naprawdę płakał? Baekhyun i tego momentu nie pamiętał, jednak doskonale znał jego przyczynę. Zacisnął usta i spuścił wzrok, by jakimś sposobem powstrzymać kolejną falę rozpaczy. Nieprzekonany, czy jest w stanie mówić, pokręcił w odpowiedzi głową.

- Więc dlaczego...

Spojrzenie zaszklonych oczu Baekhyuna zatrzymało go w pół zdania. Twarz szatyna zdawała się sposępnieć, gdy zdołał odczytać z tego wzroku nieme wyjaśnienie. Wiedział, dlaczego. Wiedział od samego początku.

- Kocham cię.

Szept Baekhyuna przeciął ciszę. Jego dłonie wciąż kurczowo trzymały biały materiał koszuli szatyna, jak gdyby z obawą, że ten zaraz rozpłynie się w powietrzu. Po tym wyznaniu Chanyeol zbladł i przez chwilę brunet naprawdę wystraszył się, że go tak zostawi.

- A nigdy nie powinienem - dodał, łamiącym się głosem. - Nie wiem, kim jesteś Chanyeol. Nawet nie wiem, czy jesteś prawdziwy. I wiesz co? To boli. Kochać i nie wiedzieć dlaczego. Kochać kogoś, kogo widzi się przez kilka godzin w ciągu roku. To cholernie boli!

Chanyeol milczał i jedynie mierzył go rozszerzonymi oczami. Baekhyun boleśnie zagryzł wargę, bowiem nigdy wcześniej nie widział tyle cierpienia na twarzy szatyna. Zawsze starał się go chronić przed każdą możliwą krzywdą, a teraz sam był głównym jej źródłem. Wiedział jednak, że ten konkretny ból pozostawał konieczny.

- Kim jesteś, Chanyeol? - spytał z naciskiem, gdy wyższy chłopak nie reagował. - Dlaczego pojawiasz się tylko w moje urodziny? Gdzie jesteś przez cały rok?

Cisza.

- I dlaczego mnie pocałowałeś? - dodał ciszej i zrezygnowany spuścił wzrok, bowiem nagle poczuł się zmęczony tą rozmową i wszystkim, czego dotyczyła.

Tym razem to Baekhyun zapragnął się rozpłynąć.

- Bo cię kocham - wyszeptał Chanyeol po długiej chwili, gdy  brunet stracił nadzieję, że kiedykolwiek usłyszy odpowiedź.

Baekhyun uniósł głowę gotowy krzyknąć, jednak smukłe dłonie Chanyeola po obu stronach jego twarzy powstrzymały go i uniemożliwiły odwrót.

- Czy to może ci na razie wystarczyć? - wyszeptał, opierając swoje czoło o czubek głowy bruneta. - Proszę.

Zanurzył usta w jego miękkich włosach i przez moment pozostawali w takiej pozycji, wsłuchując się jedynie w swoje oddechy. Baekhyun chciał zaprotestować, chciał znać odpowiedzi na swoje pytania i przez chwilę był gotów odepchnąć szatyna i żądać wyjaśnień. Zanim jednak zdołał wprowadzić plan w życie, usta Chanyeola zaczęły sunąć po jego czole, następnie wzdłuż twarzy, naznaczając ją drobnymi pocałunkami. W tamtym momencie Baekhyun stracił gotowość do walki, a na jego policzkach pojawił się rumieniec. Uchwycił błagalne spojrzenie Chanyeola zanim ten złożył na jego ustach pocałunek, który tym razem brunet od razu odwzajemnił.
Jeśli miał szansę całować go tylko tej jednej nocy, to nie zamierzał z niej rezygnować.
Baekhyun desperacko starał się zapamiętać dotyk aksamitnych ust Chanyeola na swoich wargach jak i jego subtelnych dłoni na skórze, gdzie pozostawiały po sobie palące ślady. Gdy leżeli złączeni ze sobą na łóżku, Baekhyun doszedł do wniosku, że nawet gdyby chciał, nie mógłby tego zapomnieć. Miał wrażenie, że w ciągu tych siedemnastu lat, tak naprawdę nigdy nie doświadczył niczego porównywalnego z tym, co działo się z nim tej nocy.
Na zmierzenie się z konsekwencjami miał cały najbliższy rok.
***
Baekhyun tym razem nie wzdrygnął się na głośne trzaśnięcie drzwiami sypialni. Kontynuował ostrożne nalewanie czerwonego wina do dwóch kieliszków, a jego jedyną reakcją na wcześniejszy odgłos było ciche, zrezygnowane westchnienie. Może i wkroczył w świat dorosłych, jednak wciąż nie mógł zrozumieć wielu reakcji zaobserwowanych u ponoć dojrzałych ludzi.
Wziął z kuchennego blatu dwie lampki wina i ruszył z nimi do salonu. Zajął miejsce na skórzanej kanapie obok kobiety, która siedziała skulona na jej skraju i energicznie masowała sobie skronie. Wyglądała na zmęczoną i poddaną, co sprawiało, że wyglądała dużo starzej niż w rzeczywistości była.

- Dziękuję, skarbie - odparła, siląc się na uśmiech, kiedy odbierała od niego kieliszek. Upiła odrobinę i przymknęła oczy. - Przepraszam cię, że tak wyszło. Zepsuliśmy ci urodziny.

Kobieta ukryła twarz w wolnej dłoni zawstydzona i zmartwiona obrotem sprawy. Chłopak objął ją ramieniem i zaczął gładzić po cienkich, ciemnych włosach.

- To nic wielkiego - próbował ja pocieszyć, bowiem w istocie tak uważał. Po osiemnastu latach spędzonych w ten sposób zdążył przywyknąć do kłótni rodziców, a klaun przestał mu być potrzebny. - Mamo...

- Tak?

- Dlaczego to znosisz? - spytał po chwili wahania i spojrzał niepewnie na kobietę obok. - Dlaczego wciąż jesteście razem?

Jego matka zamrugała kilkakrotnie, starając się otrząsnąć ze zdumienia, jakie wywarło na niej to bezpośrednie pytanie. Równie dobrze mogła być w szoku, bowiem odpowiedź wydawała jej się oczywista. Tak oczywista,  że nie wymagała pytań.

- Kocham twojego ojca, Baekhyun - wyznała, a w jej głosie chłopak wyczuł pewność, którą tak rzadko u niej słyszał.
Wypił połowę winą w kieliszku zanim ośmielił się kontynuować tę rozmowę.

- Kochasz go - powtórzył obojętnie. - Kochasz go, mimo że większość czasu się kłócicie, a większość nocy spędzacie oddzielnie?

Czuł, że nie powinien tego mówić, ale było za późno. Zacisnął usta i spuścił wzrok, bowiem mimo alkoholu nie miał śmiałości spojrzeć w oczy swojej matce. Podważał małżeństwo rodziców, a to zapewne podchodziło pod brak szacunku i zwykłą bezczelność. Te pytania jednak chodziły mu po głowie za długo, by mógł dłużej trzymać je dla siebie.

- Wiesz, kochanie - zaczęła spokojnie, najwyraźniej nieurażona jego pytaniem. - Miłość ma swoją cenę. Zmusza do poświęceń... Gdy się zakochiwałam nie myślałam o tym, jednak od początku byłam na nie gotowa. Kłócimy się z twoim ojcem, wiem, ale jeśli to jest ceną za jego miłość i każdy uśmiech, który daje mi podczas przeprosin, to... jest tego warty.

Baekhyun słuchał jej w milczeniu z każdym słowem, pogrążając się coraz bardziej w ciąg swoich myśli.
***
Kilka razy zacisnął i otworzył pięść zanim ośmielił się pociągnąć za klamkę. Uznał to za śmieszny paradoks - bać się wejść do miejsca, które zwykł nazywać swoim azylem. Gdy otworzył pokój przywitała go ciemność przecięta kilkoma niewyraźnymi smugami świateł ulicznych latarni. Odwrócił się, by zamknąć za sobą drzwi. W tym samym momencie to poczuł. Czyjąś obecność. Gdzieś bardzo blisko.
Może nawet bliżej niż przypuszczał, bowiem po jego karku przeszedł dreszcz, gdy czyjś oddech omiótł mu szyję.

- Gratuluję - odezwał się ktoś głębokim głosem, za którym Baekhyun tak piekielnie tęsknił. - Gratuluję wejścia w dorosłość.

W jednym momencie odwrócił się, by zobaczyć uśmiechniętą twarz Chanyeola tak blisko, że lekko otarli się końcówkami nosów. Wymienili ze sobą jedno intensywne spojrzenie, którym starali się wchłonąć upragniony widok i upajać w nim najmocniej jak to tylko możliwe. Baekhyun nie pamiętał jak oddychać, jak mówić czy mrugać oczami, natomiast jednej rzeczy nigdy nie mógłby zapomnieć. Stanął na palcach i musnął usta Chanyeola, co ostatecznie przerodziło się w namiętny pocałunek.  
Baekhyun objął ramionami szyję szatyna, gdy poczuł jego żelazny uścisk wokół swojej talii. Nierozdzieleni ani na moment znaleźli drogę w stronę łóżka. Chanyeol usiadł na jego skraju i pociągnął za sobą bruneta, który wylądował na jego kolanach. Ich twarze w końcu znalazły się na tej samej wysokości, ich oczy po raz kolejny mierzyły się nawzajem z tym samym, niegasnącym pragnieniem. Dłonie Baekhyuna gładziły smukłe policzki Chanyeola, badając każdy szczegół  jego twarzy. Tak bardzo chciał móc widzieć ją każdego dnia i nocy. Oddałby wszystko, by móc go dotykać każdego poranka, by móc kłócić się z nim przy każdej możliwej okazji, by śmiać się z nim bez powodu, całować godzinami i kochać... Po prostu kochać. Tak jak teraz. Tak jak tej nocy.
Bezradnie oparł głowę na ramieniu Chanyeola, gdy zdał sobie sprawę, że tak naprawdę nigdy nie będzie mu to dane.

- Baekhyunnie? - Głos był zatroskany, ale i kojący tak samo jak dłoń głaszcząca go po włosach.

Wyprostował się, by móc ponownie zobaczyć twarz szatyna.

- Chanyeol, musisz mi powiedzieć - wyszeptał. - Ja muszę znać prawdę.

- Za wszelką cenę? - Głos chłopaka był słaby i łamiący.

Baekhyun zacisnął usta i przez moment wahał się nad odpowiedzią. Chciał wiedzieć. Musiał wiedzieć. Jednak coś w głosie Chanyeola podpowiadało mu, że tak naprawdę może tego pożałować.
Z ciężkim sercem pokiwał głową.

- Dobrze - odparł pojednawczo szatyn, po czym uniósł go lekko za ramiona i posadził obok siebie. Sam wstał z łóżka i powoli przeszedł kilka kroków, jak gdyby przygotowując się do wyznania czegoś poważnego.  - Masz rację, musisz wiedzieć, kim jestem. Gdyby to było tak proste, powiedziałbym ci osiem lat temu. Wtedy, kiedy wysłałeś mnie po gwiazdę.

Usta Chanyeola, podobnie jak Baekhyuna,  na moment wygięły się w uśmiechu na to wspomnienie.

- Nazywam się Park Chanyeol - kontynuował, ponownie przybierając poważny ton. - Zmarłem szóstego maja 1997 roku.

Baekhyun był w stanie jedynie wytrzeszczyć oczy, bowiem umysł za nic nie chciał przyjąć tej prawdy do świadomości. Jego serce zareagowało dużo szybciej i po chwili poczuł, jak jedna łza spływa mu po policzku. Nie był w stanie zareagować, mógł jedynie patrzeć na stojąca samotnie postać, którą pokochał, choć zdążył ją stracić zanim na dobre się poznali. Chanyeol nie żył.
Chanyeol był...duchem?

- Dlaczego? - wyszeptał, bowiem głos odmówił mu posłuszeństwa.

- To były moje urodziny. Miałem osiemnaście lat, a jedyne życzenia, jakie usłyszałem należały do mojej mamy, która umierała na raka po drugiej stronie słuchawki. Odeszła dziesięć minut po naszej rozmowie, a ja... ja zostałem. Sam. Zupełnie sam. Bez ochoty do świętowania czy dalszego życia.

- Chanyeol, czy...

- Nie - przerwał mu, najwyraźniej wiedząc, o co chciał zapytać. - Nie planowałem samobójstwa. O ile prowadzenie auta po trzech butelkach wina nie było prostą drogą w tym kierunku... Tak naprawdę niewiele pamiętam z tamtego dnia poza tym jednym, przeszywającym uczuciem... Samotnością. Towarzyszyło mi od lat i z roku na rok utwierdzało w przekonaniu, że przegrywam życie. I...chyba przegrałem.

Baekhyun podniósł się ze swojego miejsca i podszedł do chłopaka, gdy ten spuścił głowę i odwrócił się do niego plecami. Objął go mocno ramionami, a jego łzy zmoczyły białą koszulę Chanyeola.

- Tak mi przykro - powiedział cicho, choć te słowa w żaden sposób nie opisywały tego, co czuł naprawdę.

 Chanyeol nie żył. Chanyeol był duchem. Nie należał do jego świata, a zarazem pozostawał najprawdziwszą rzeczą w jego życiu.
Słysząc za sobą ciche łkanie, obrócił się w stronę bruneta i ujął jego twarz w dłonie. Baekhyun dostrzegł, że oczy szatyna również niebezpiecznie się zaszkliły, jednak na jego ustach wciąż igrał lekki uśmiech.

- Ktoś uznał, że ten mały dziesięcioletni dzieciak może czuć się podobnie - powiedział, całując go w czubek głowy. - Ktoś dał mi szansę udowodnić, że do czegoś się nadaję, że mogę pomóc innej duszy.
Baekhyun uśmiechnął się przez łzy.

- Pomogłeś, ale nie przyznam tego - wyszeptał, kręcąc głową. - Jeśli to zrobię, znikniesz. Twoje zadanie będzie wykonane... prawda?

Spojrzenie szatyna powiedziało mu wszystko to, czego obawiał się najbardziej. Potrząsnął głową jeszcze energiczniej, wzmacniając swój żelazny uścisk wokół Chanyeola.

- Nie - zaprotestował cicho, lecz stanowczo. - Nie możesz! Chanyeol, nie możesz tak po prostu zniknąć!

Krzyczał niepogodzony i przerażony przez prawdę, desperacko szukając wzroku chłopaka, jednak ten wpatrywał się w jakiś punkt nad jego ramieniem.

- Chciałeś wiedzieć bez względu na cenę. - Szatyn starał się zabrzmieć spokojnie, jednak jego głos zaczął łamać się pod koniec zdania.

- Potrzebuję cię - wyznał błagalnie Baekhyun. - Kocham cię! Nie odchodź...

- Wciąż tu jestem - odparł, gładząc go po włosach. - I będę zawsze tak, jak do tej pory. Byłem tu z tobą, wiesz? Nigdy nie odszedłem.

Baekhyun spojrzał na niego nierozumnie.

- Byłem z tobą, gdy Sehun kopnął piłkę, która złamała ci rękę. Byłem z tobą, gdy zdawałeś pierwszy egzamin w szkole. Nuciłem melodię, gdy morderczo uczyłeś się grać na pianinie. Byłem tu, gdy Tao złamał ci nos i, gdy przez pół roku uciekałeś przed tą upartą nooną. Trzymałem cię za rękę, gdy pierwszy raz poważnie pokłóciłeś się z ojcem. Poprawiałem błędy w twoich wypracowaniach, kiedy spałeś. Byłem z tobą, Baekhyunnie.

Brunet był w stanie jedynie patrzyć na niego wytrzeszczonymi oczami zupełnie oniemiały jego wyznaniem.

- Pamiętaj o tym - dodał po chwili, w której pozwolił niższemu chłopakowi przetrawić informacje. - I doceniaj to, co masz. Bądź szczęśliwy, dobrze? Bądź taki dla mnie.

Baekhyun pokręcił głową, choć wiedział, że nic tym nie wskóra. Zamknął oczy, by powstrzymać łzy, jednak czuł się tak słaby i bezsilny, że nie był w stanie walczyć z samym sobą. Poczuł, jak usta Chanyeola przesuwają się po jego policzkach śladem torowanym uprzednio przez łzy. Desperacko przywarł do jego warg z jedną niewypowiedzianą prośbą - bycia kochanym. Chanyeol zrozumiał go bez słów.
Ta noc była jednocześnie najtragiczniejszą chwilą w życiu Baekhyuna, ale i najpiękniejsza, jakiej kiedykolwiek doświadczył. Stracił wiele, ale i zyskał w tym samym momencie. Kochał, będąc jednocześnie kochanym i cenił to uczucie niczym sacrum. 
Dla niego Chanyeol żył i nigdy nie umarł. Był przy nim, tak długo jak wiara i miłość istniały.