piątek, 19 kwietnia 2013

Tęczowy Chłopiec [JongKey] 1/3



Gatunek: Romans, angst, fluff
Bohaterowie: Kim Jonghyun, Kim Kibum
Ostrzeżenia: Nie sądziłam, że kiedyś będę musiała to napisać, ale tekst zawiera scenę erotyczną





... to tylko kilka dni. Do końca tego tygodnia wszystko powinno wrócić do  normy.
Dla niego to nie było tylko kilka dni. W przybliżeniu brzmiało jak wieczność z drobnym błędem względnym równym kilka kolejnych wieczności.
Mężczyzna za biurkiem uśmiechnął się serdecznie do młodego mężczyzny z miną niczym u nadąsanego dziecka, najwyraźniej udając, że jej nie widzi.
- Bądź dzielny, Jonghyun-ssi - dodał po chwili mniej oficjalnym tonem. - Zdaję sobie sprawę, że głos to Twoje narzędzie  pracy, ale nie jestem w stanie zrobić dla ciebie niczego więcej. Zażywaj przepisane leki, pij ciepłe napoje i dbaj o siebie.
Wywrócił oczami na znak irytacji, jednak ostatecznie pokiwał głową i zgarnął z biurka stosik recept. Podniósł się z zajmowanego miejsca i wskazał na drzwi z zapytaniem wypisanym na twarzy. Mężczyzna w średnim wieku o niezwykle łagodnym wyrazie twarzy również wstał i podszedł do Jonghyuna.
- Cóż, oczekuję cię tutaj za kilka dni - odparł i z dłonią trzymaną na ramieniu chłopaka, odprowadził go do wyjścia z gabinetu. - Ze zdrowym gardłem, zdolnego do wydawania dźwięków. Będę kontaktował się z twoim menadżerem, więc lepiej weź sobie moje rady do serca.
Jonghyun westchnął zniecierpliwiony i znudzony niby groźbami swojego lekarza, jednak po raz tysięczny tego ranka pokiwał głową, chcąc uwolnić się zarówno od jego towarzystwa jak i od tego miejsca. Miał awersję do szpitali. Od zawsze. Na zawsze.
Ukłonił się mężczyźnie z trochę wymuszonym uśmiechem, po czym skierował się do wyjścia  budynku.
Mroźne, zimowe powietrze natychmiast uderzyło w jego twarz, gdy otworzył frontowe drzwi kliniki. Niezdarnie usiłował zakopać nos w szaliku owiniętym wokół szyi, gdy niespiesznie schodził po głównych schodach. W międzyczasie próbował rozczytać z recepty nazwy przepisanych mu lekarstw, jednak równie dobrze mógłby się wziąć za czytanie Szekspira w oryginale. Zawsze myślał, że niezdarne pismo medyków to mit. Nie dano mu jednak okazji go obalić.

Rozejrzał się po parkingu przed kliniką, jednak nigdzie nie zauważył auta swojego menadżera, co zdecydowanie nie poprawiło jego i tak zmarnowanego samopoczucia. Jak niby miał dbać o siebie, kiedy kazano mu czekać na mrozie?!
Z ciężkim westchnieniem wrócił do żmudnego czytania recept.
Nie potrafił ustać w jednym miejscu, bowiem wtedy odnosił wrażenie, że było jeszcze zimniej, o ile to możliwe. Zataczał okręgi wokół słupa z ogłoszeniami, a oddechem usiłował rozgrzać skostaniałe dłonie. W głowie zaczynał układać reprymendę dla menadżera, ale kiedy doszedł do gróźb sprzątania jego łazienki zdał sobie sprawę, że nigdy nie będzie mógł jej wygłosić, bo stracił głos. Sfrustrowany kopnął w słup, czego natychmiast pożałował, bowiem jego zesztywniałe palce przeszedł przeszywający ból. Co najgorsze, nie mógł nawet krzyknąć, nie mówiąc o mniej subtelnych formach artykułowania tego, co czuł.
- Wszystko w porządku?
Nie! Nic nie było w cholernym porządku!
Odwrócił się na pięcie w stronę zatroskanego  nieznajomego głosu ze złością ciągle wypisaną na twarzy, jednak jego wyraz lekko złagodniał, gdy zobaczył przed sobą ciekawe zjawisko. Otworzył usta, gdy jego wzrok spoczął na chłopaku zapewne w jego wieku, ubranego w błękitną kurtkę i ciemne jeansy. Miał smukłą, bladą twarz, o którą Jonghyun oskarżał matkę naturę za przesadę w perfekcji. Z nad wysokich kości jarzmowych spoglądały na niego brązowe oczy przypominające kocie. Zapewne wpatrywał się w nie odrobinę za długo zanim w końcu otaksował wzrokiem włosy chłopaka.
W kolorze tęczy.
Jonghyun zamknął usta.
Nieznajomy uniósł pytająco jedną brew. Jego drobne, bladoróżowe usta lekko zadrżały, jednak powstrzymał się przed powtórzeniem pytania.
Jonghyun pokiwał głową, zapominając, o co został zapytany. Przytaknięcie temu nieznajomemu wydało mu się czymś właściwym.
- Trochę tu zimno - powiedział, posyłając Jonghyunowi lekki uśmiech. Przyjrzał  mu się uważniej z lekkim zawahaniem. Jonghyun po raz milionowy pokiwał głową. Miał wrażenie, że do końca tygodnia zamieni się w marionetkę z szyją niczym galareta. - Przypominasz pingwina w szaliku.
Zamrugał kilkakrotnie prawie pewny, że musiał się przesłyszeć.
- Z daleka wyglądałeś jak mały pingwin człapiący koło tego słupa.
Po raz kolejny otworzył usta, tym razem szczerze oburzony, gdy nieznajomy zaśmiał się dźwięcznie. Niechętnie musiał przyznać, że był od niego trochę wyższy, ale to nie znaczyło, że mógł tak po prostu sobie z niego żartować! Zrobił obrażoną minę, co jedynie jeszcze bardziej rozbawiło chłopaka z tęczą na włosach.
Jeśli Jonghyun był na coś uczulony, był to jego wzrost.
Irytacja i złość, które utrzymywały się w nim od rana, kiedy obudził się z bolącym gardłem i brakiem głosu zaczęły powoli sięgać apogeum jego wytrzymałości. Uśmiechnął się odrobinę psychopatycznie i rzucił nieznajomemu chłopcu złowrogie spojrzenie, przez które ten natychmiast  przestał się śmiać.
Nie myśląc długo, rzucił się na niego i oboje wpadli na wielką zaspę świeżego śniegu koło drogi. Nieznajomy krzyknął zaskoczony, jednak nie zdążył zareagować. Jonghyun niezdarnie, trochę wbrew uprzedniemu planowi upadł na niego, dodatkowo przysypując ich warstwą śniegu. Prawie stykali się czołami, gdy posłał mu ostatnie, ostrzegawcze spojrzenie. Był pewien po zdezorientowanym wyrazie twarzy chłopaka, że ten tak naprawdę nie ma bladego pojęcia, za co oberwał.
- Dobra - zaczął zaatakowany, nie ruszając się z miejsca, jak i nie próbując zrzucić z siebie Jonghyuna. - To było dziwne. Właściwie to ty jesteś dziwny, ale wiesz co? W życiu nie warto być normalnym.
Uśmiechnął się do niego lekko, gdy Jonghyun przekrzywił nierozumnie głowę. Nie do końca pojmował, jak chłopak z tęczą na głowie mógł zarzucać mu bycie dziwnym.
- Key - powiedział po chwili ciszy. - Jestem Key. Mimo okoliczności, miło cię poznać.
Musieli wyglądać dosyć nietypowo leżąc w zaspie śniegu przed kliniką szpitalną, jednak w tym momencie Jonghyuna bardziej zastanawiało, jak ma prowadzić dalszą konserwację bez możliwości mówienia?! Wywrócił oczami jeszcze bardziej sfrustrowany.
- Nie mówisz za dużo - podsumował chłopak zwany Key, co jeszcze bardziej go zirytowało. - Rozumiem, że jesteś człowiekiem czynu.
Mimowolnie spróbował się zaśmiać na złośliwą uwagę, jednak w tym samym momencie poczuł, jak jego gardło przeszywa ostry ból. Skrzywił się i chwycił za krtań. Możliwe, że Key w tamtym momencie zrozumiał sytuację, bo pokiwał głową ze współczuciem.
- Nie szkodzi. Czasem słowa są zbędne - dodał z tajemniczym uśmiechem i podniósł się lekko na śniegu.
Na tyle, by ich usta złączyły się w pocałunku, od którego oczy Jonghyuna otworzyły się szeroko. Jego reakcja była mocno opóźniona, bowiem na moment  dał się ponieść chwili i odsunął od chłopaka dopiero po kilku sekundach.  
Zmieszany i oszołomiony podniósł się ze śniegu i zaczął energicznie otrzepywać swój szary płaszcz, starannie unikając kontaktu wzrokowego z nieznajomym. Z całych sił próbował wyrzucić z pamięci wspomnienie dotyku aksamitnych i miękkich ust chłopaka.
Trudne zadanie. Niewykonalne.
- Następnym razem może powiesz mi swoje imię. - Usłyszał nieśmiałą prośbę Key, gdy i on wygrzebał się z zaspy.
Spojrzał na niego ostrożnie, niepewny jak ma zareagować i zachowywać się w towarzystwie osoby, która po kilku minutach znajomości postanowiła go pocałować. Łagodny uśmiech na twarzy chłopaka nie dawał mu za dużego wyboru. Odwzajemnił gest.
I po raz bilionowy pokiwał głową.
Znajomy klakson przerwał ich niemą konwersację, w której próbowali nawzajem zajrzeć wgłąb swoich duszy. Jonghyun obserwował iskierki w ciemnych oczach chłopaka, rozważając, czy przyczynił się do ich powstania. Skrzywił się na zawołanie swojego menadżera, jednak powoli odwrócił w stronę parkingu i pomachał do niego.
Gdy wrócił wzrokiem w stronę, gdzie stał Key, chłopaka już tam nie było i przez chwilę zastanawiał się, czy może całe to wydarzenie nie było tylko jego urojeniem.
Z jakiegoś powodu chciał wierzyć, że nie.
Pozostawione ślady na zaspie dawały mu nadzieję.
***
Jonghyun wybiegł na korytarz i krzyknął, nie zważając na krytyczne spojrzenia obecnych tam ludzi. Miał ochotę krzyczeć, śpiewać i śmiać się bez końca, bowiem dopiero teraz po tygodniu niemocy, mógł sobie na to pozwolić. Doszedł do próżnego wniosku, że tęsknił za własnym głosem.
Powstrzymał wyrzut euforii i przestał wydawać radosne okrzyki, bowiem nikt poza nim nie podzielał jego nastroju, co odmalowało się na twarzy mijanych osób.
A Jonghyun tak bardzo chciał podzielić się z kimś swoim szczęściem.
Wtedy spotkał go po raz drugi. Mimowolny uśmiech pojawił się na jego twarzy i nie potrafił znaleźć na to racjonalnego wytłumaczenia.
Znajomy chłopak opuścił jedną z sal ubrany w tę samą błękitną kurtkę, która według Jonghyuna jeszcze bardziej podkreślała tęczowe refleksy w jego złotych włosach. Nie zauważył go i skierował się prosto w stronę wyjścia.
- Key! - krzyknął Jonghyun zanim zdążył pomyśleć i pobiegł za chłopakiem.
Zawołany odwrócił się w jego stronę ze zdezorientowaniem wypisanym na porcelanowej twarzy. Odnalazł wzrokiem Jonghyuna i momentalnie na jego ustach pojawił się lekki uśmiech. Pomachał do niego i czekał aż zbliży się na tyle, by nie musieli przekrzykiwać się nad głowami innych ludzi.
- Pamiętasz mnie - powiedział Key, a w jego głosie Jonghyun odnotował zdziwienie.
Zmarszczył nierozumnie brwi, bowiem ten fakt wydawał mu się naturalny. Jak mógłby o nim zapomnieć?
- Oczywiście - odparł, wzruszając nonszalancko ramionami.
- I zdajesz się być... głośniejszy - dodał, a w jego kocich oczach zamigotało rozbawienie.
- Tak - zgodził się z nim i zaśmiał zadowolony z samej możliwości śmiania. - Gardło lubi utrudniać mi życie.
Key pokiwał głową ze zrozumieniem.
- W takim razie dobrze, że już z nim wszystko w porządku. Byłoby szkoda takiego głosu - powiedział z nieśmiałym uśmiechem i na moment spuścił wzrok na swoje jaskrawopomarańczowe buty.
Jonghyun nie był pewien, czy bardziej zdziwił go komplement czy niespodziewana nieśmiałość ze strony tęczowego chłopca, jednak uznał, że pierwsze bardzo mu schlebiało, zaś drugie wyglądało uroczo. Jednocześnie zganił się w duchu za oba odczucia.
- Tak - wydukał, niepewny, co powiedzieć, a w przypadku Kima Jonghyuna nie było to częste zjawisko. - Głos to moje życie.
Key przez moment mierzył go badawczym wzrokiem, co jeszcze bardziej onieśmielało Jonghyuna, jednak wytrzymał spojrzenie.
- Domyśliłem się - wyznał po chwili z tajemniczym uśmiechem, na który brunet pytająco przekrzywił głowę.  Key w odpowiedzi wzruszył ramionami. - Musiałbyś być prawdziwym głupcem, gdybyś nie wykorzystał tego daru. A nie wyglądasz na głupca.
Jonghyun zaśmiał się mimowolnie na uwagę wyższego chłopaka i trochę odruchowo przeczesał ręką swoje czarne włosy.
- Miło, że tak uważasz - powiedział z szerokim uśmiechem, który Key odwzajemnił.
- Rzadko się mylę - odparł z pewnością w głosie. - Czy ty...
- Kibum!
Wołanie kobiety, która wyszła z tej samej sali, co uprzednio Key przerwało jego pytanie. Spojrzał  na drobną brunetkę w średnim wieku ubraną w strój pielęgniarki, kiedy ruszyła w ich kierunku. W dłoniach trzymała granatowy materiał. Key uśmiechnął się do niej ciepło, gdy stanęła przed nim, tuż obok Jonghyuna, na którego początkowo nie zwróciła uwagi.
- Skarbie, zapomniałbyś szalika - powiedziała z troską w głosie i owinęła granatowy materiał wokół smukłej szyi chłopaka.
- Dziękuję, mamo - odparł bez protestów. - Jesteś najlepsza.
- Oczywiście, że jestem - prychnęła teatralnie i zaśmiała się dźwięcznie, w czym Key jej zawtórował. - W końcu mam najcudowniejszego syna pod słońcem.
- Kocham cię.
- Ja ciebie też. - Pogładziła go po policzku, po czym uśmiechnęła się do niego szeroko. - Uważaj na siebie.
Pomachał do niej, gdy odwróciła się na pięcie i ruszyła z powrotem w stronę tej samej sali. Po drodze posłała Jonghyunowi serdeczny uśmiech i ukłoniła się przed nim, co zdziwiło go na tyle, że zdążył jedynie niezdarnie odwzajemnić gest zanim zniknęła za drzwiami.
Gdy ponownie zostali sami przez chwilę panowała między nimi cisza, której brunet nie potrafił przerwać, bowiem nie był pewien, co powinien teraz zrobić.
Czy powinien się pożegnać i życzyć mu miłego dnia?
Problem tkwił w tym, ze Jonghyun głównie zastanawiał się nad tym, co chciałby zrobić.
A pożegnanie nie znalazło się na tej liście.
- Mam do ciebie prośbę. - Key odezwał się pierwszy, intensywnie mierząc go wzrokiem.
- Tak?
- Podaruj mi jedną dobę swojego życia.
Cisza. Jonghyun przyglądał mu się oszołomiony, próbując zobaczyć jakąś nikłą oznakę humoru na twarzy Key, jednak jedyne, co odnotował to desperacka prośba w jego kocich oczach. Przełknął głośno ślinę niepewny, jak zareagować.
- Jedną dobę? - powtórzył po nim dla pewności.
- Dwadzieścia cztery godziny - odparł Key, wzruszając ramionami, najwyraźniej chcąc dać do zrozumienia, że to nie jest sprawa dużej wagi. - Czy to tak długo w porównaniu z całym życiem?
Intensywność, z jaką tęczowy chłopiec mierzył go wzrokiem odbierała mu pewność siebie i zdolność rozsądnego myślenia.
- Chyba nie - zgodził się Jonghyun i na moment spuścił wzrok na podłogę. - Ale dlaczego?
Kąciki ust Key zadrżały, a jego spojrzenie lekko spochmurniało.
- Proszę - powiedział cicho, a Jonghyun poczuł jak od środka zalewa go fala gorąca, bowiem coś w głosie chłopaka próbowało złamać mu serce. - Możesz to dla mnie zrobić?
Pytanie powinno brzmieć, jak niby Kim Jonghyun mógłby tego nie zrobić? Gdy ktoś patrzył na niego w ten sposób, był w stanie zgodzić się na najbardziej niedorzeczną prośbę.
Pokiwał głową, na nowo czując się jak niemowa.
Uśmiech na twarzy tęczowego chłopca rozwiał jego wątpliwości i wszelkie pytania, albo przynajmniej zdmuchnął je na dalszy plan.
***
Kiedy ziewnął z jego ust wydostał się obłok jasnej pary, który przeciął skąpane w mroku otoczenie. Miał wrażenie, że razem z tym obłokiem ulatuje z niego ostatnie, zaoszczędzone ciepło, a on sam powoli zmienia się w lodowy posąg. Zaczął lekko truchtać w miejscu i pocierać zmarznięte ramiona, na co czarny jamnik u jego stóp zaszczekał i oparł pazury o jego nogę, domagając się uwagi.
- Wiem, Roo - powiedział do psa ze współczuciem. - Też jest mi cholernie zimno. Nic dziwnego, mamy styczeń, środek nocy.
Wyjaśnienie niewyraźniej nie przekonało jamnika, bowiem jedynie głośniej zaszczekał.
- Wytrzymasz. Bądź dzielna - dopingował zwierzę i lekko pogłaskał ją po gładkiej sierści. - Za trzy minuty północ. Och, nie patrz tak na mnie! - jęknął, bowiem jamnik próbował na nim swoją firmową sztuczkę z błagalnym spojrzeniem. - To nie moja wina, że Key to irytujący perfekcjonista! Trzy minuty nas nie zabiją.
- Mówiłeś o mnie? - Usłyszał za plecami znajomy głos.
Odwrócił się w stronę domu, przy którym stał od około dziesięciu minut, by znaleźć przy zielonej bramce chłopaka o tęczowych włosach i łagodnym uśmiechu na drobnych ustach. Mimo mroku Jonghyun odniósł wrażenie, że Key emanuje światłem, bowiem miał na sobie żółtą kurtkę i białe spodnie.
- Tylko trochę na ciebie narzekałem - usprawiedliwił się z zadziornym uśmiechem. - Mój pies nie może zrozumieć, dlaczego zmuszam go do marznięcia w środku nocy pod czyimś domem.
Key dopiero teraz dostrzegł małego, kudłatego czworonoga u stóp Jonghyuna. Otaksował go uważnie spojrzeniem zanim wrócił wzrokiem do twarzy bruneta.
- Uroczy. - Posłał mu uśmiech.
- To Roo - przedstawił jamnika. - Musiałem ją zabrać. Nie znosi zostawać sama na noc.
Key pokiwał ze zrozumieniem głową, a uśmiech na jego ustach z każdą sekundą się powiększał. Gdy Jonghyun uniósł pytająco brew, chłopak nie wytrzymał i wybuchnął śmiechem.
- Wiesz... - zaczął, gdy po kilku sekundach się opanował. - Przepraszam. Po prostu znam już nawet imię twojego psa, a tymczasem nigdy nie zapytałem o twoje.
Słuszna uwaga uderzyła w Jonghyuna, który na moment wytrzeszczył oczy, by po chwili ciszy zawtórować Key w głośnym śmiechu. Lubił odgłos dźwięcznego śmiechu chłopaka i stwierdził, że nie miałby nic przeciwko, gdyby właśnie w ten sposób spędzili najbliższą dobę,
- Kim Jonghyun - przedstawił się, gdy obaj przestali.
- Kim Kibum - odparł chłopak, na co brunet spojrzał na niego zdziwiony. - Key to pseudonim.
- Artystyczny? - dopytywał zainteresowany.
Kibum na moment spuścił wzrok i przygryzł dolną wargę zanim odpowiedział.
- Coś w tym rodzaju - przyznał mu rację, jednak wcześniejsze zawahanie zastanowiło Jonghyuna. Postanowił nie pytać o szczegóły, bowiem był prawie pewien, że jego towarzysz nie miał ochoty tego tłumaczyć.  - Chodźmy na spacer - oznajmił po chwili, a jego twarz na nowo zaczęła promienieć, co zbiło z tropu Jonghyuna, zważywszy na porę.
- O północy?
- Brzmi dobrze. - Key wzruszył ramionami i uśmiechnął się do niego tajemniczo. - No co?
Jonghyun uniósł poddańczo dłonie, choć całe jego wnętrze krzyczało w proteście, grożąc mu zamarznięciem i śmiercią pod domem dziwnego chłopaka z dziwną fryzurą  dziwnymi prośbami i jeszcze dziwniejszymi pomysłami. Co najdziwniejsze, Jonghyun czuł się na swoim miejscu.
Ruszyli bez celu przed siebie. Jonghyun powoli i leniwie robił kolejne kroki, prawie ciągnąc za sobą Roo, która całą sobą sprzeciwiała się dalszemu marszowi, zaś Key... Key podskakiwał u jego boku, tańcząc i śpiewając jednocześnie. Zdawał się nie zwracać uwagi na zimno, jak gdyby zupełnie odporny na niską temperaturę. Im dłużej szli, tym Jonghyunowi bardziej udzielał się radosny nastrój chłopaka i trochę mimowolnie mu ulegał. Resztkami zdrowego rozsądku powstrzymał się od zawtórowania mu w znajomej melodii.
- Zawsze tak masz? - spytał go, starając się nie zaśmiać.
- Mam jak? - Key przekrzywił pytająco głowę po kolejnym piruecie wokół zdezorientowanej Roo.
- Zawsze zachowujesz się tak... beztrosko? - sprecyzował po chwili, bowiem nie wiedział jak inaczej powiedzieć, czy zawsze przypomina  tańczącego elfa całującego przypadkowych ludzi.
Key zdawał się zastanawiać nad odpowiedzią, kopiąc bezmyślnie śnieg pod nogami. Wzruszył ramionami i spojrzał na niego poważnie.
- Chyba nie - wyznał. - Czasem nurtują mnie problemy egzystencjalno - filozoficzne i wtedy zwykle jestem sfrustrowany.
Powoli opuszczali pajęczynę osiedlowych ulic, zbliżając się do serca miasta, a przynajmniej takie wrażenie odniósł Jonghyun. W rzeczywistości nie zwracał specjalnej uwagi na to, czy skręcają akurat w prawo czy lewo i śmiał twierdzić, że jego towarzysz również.
- Na przykład? - spytał, gdy zatrzymali się na przejściu dla pieszych. W rzeczywistości o tej porze ulice były puste, jednak postanowili przestrzegać przepisów. Roo również nie narzekała na krótką przerwę w chodzeniu.
- Ostatnio nie daje mi spokoju teoria Darwina - zaczął spokojnie. - Homologia  dokładniej. No wiesz, narządy homologiczne sugerujące pochodzenie gatunków od jednego przodka. To zupełnie kłóci się z moim obrazem świata, bowiem sugeruje, że jednorożce to tylko kolejny odłam prozaicznych nieparzystokopytnych koniowatych... Gdzie w tym sens? Gdzie magia?
Jonghyun przyglądał mu się z trochę tępym wyrazem twarzy, niepewny, czy Key sobie z niego żartuje czy po prostu... jest sobą. Pokręcił głową, starając się ukryć zagubienie.
- Nie przejmuj się, też nie mam pojęcia - powiedział tęczowy chłopiec i posłał mu subtelny uśmiech. - To nie wszystko. Jonghyun, zastanawiałeś się kiedyś, jak Roszpunka była w stanie uszyć drabinę z jedwabnych nici? Co więcej, jak zdrowy mężczyzna w pełni sił był w stanie wspiąć się po niej bez zrywania? Gdzie w tym sens? Gdzie magia?
Brunet wzruszył bezradnie ramionami, bowiem teorie chłopaka, jak i przejęcie z jakim o nich mówił zaczynały przyprawiać go o ból głowy. Dla pewności uszczypnął się dyskretnie w rękę, by nabrać pewności, czy aby nie zasnął i naprawdę prowadził najbardziej niedorzeczną konwersację w swoim życiu.
Po kolejnych minutach Jonghyun uznał, że Key właśnie taki był - potrafił bez przerwy opowiadać o niedorzecznościach, absurdach i przypadkowych błahostkach z taką pewnością siebie, że nie sposób było mu nie uwierzyć. Nie wiedzieć kiedy, brunet zaczął wpatrywać się w swojego nowego znajomego z podziwem i fascynacją, bowiem było coś niezwykłego w tym tęczowym chłopcu. Jego poglądy na świat zdawały się być wywrócone do góry nogami, pokręcone i zawiłe, ale możliwe, że to właśnie nadawało mu świeżość i oryginalność, której Jonghyun na co dzień nie dostrzegał w spotykanych ludziach. 
Key był po prostu jedyny w swoim rodzaju.
- Nie uważasz, że temu miejscu brakuje duszy? - spytał Jonghyuna, który zaskoczony zatrzymał się z nogą zawieszoną w powietrzu, bowiem Key stanął niespodziewanie na rozdrożu dwóch osiedlowych uliczek.
Brunet wzruszył ramionami i powierzchownie przeczesał okolicę wzrokiem. W duchu przyznał rację swojemu towarzyszowi, jednak nie widział różnicy między tą częścią osiedla a pozostałą. Jednakowe rzędy domów jednorodzinnych przyprószone były nową warstwą śniegu, podobna warstwa świeżego puchu zbierała się na ulicy tuż pod ich stopami.
- W takich sytuacjach należy oddać część swojej duszy - powiedział Key i ku zdziwieniu Jonghyuna, położył się na samym środku skrzyżowania, tworząc anioła na świeżej warstwie śniegu.
Brunet mierzył go wzrokiem niepewny, jak zareagować i co chwilę rozglądał się nerwowo, wypatrując potencjalnego zagrożenia, jednak nic się nie działo. Na ulicy panował spokój. Anielski spokój. Kibum przechylił głowę w jego stronę i, nie ruszając się z ziemi, posłał mu wyczekujące spojrzenie.
- Twoja kolej.
Jonghyun zrobił krok do tyłu i zaczął się jąkać, próbując wymyślić sensowną wymówkę, jednak z jakiegoś powodu wszelkie próby odmówienia czegoś Kibumowi kończyły się niepowodzeniem. Zły na samego siebie i zrezygnowany westchnął ciężko i położył się obok niego.  Rozpostarł ramiona po bokach i stworzył skrzydła swojemu śnieżnemu aniołowi.
Leżeli w milczeniu, wpatrując się w ciemne niebo nad sobą, Jonghyun przestał szukać racjonalnego wyjaśnienia na to, dlaczego tak beztrosko wylegiwał się na środku jezdni i postanowił jedynie skupić na obecnej chwili. Poza przejmującym zimnem czuł się dobrze, czuł się inaczej, jednak dziwaczna sytuacja wcale go nie przytłaczała.
- Choć naprawdę tego nie chcę, muszę przyznać, że jestem potwornie śpiący. - Key przerwał ciszę i podniósł się z ziemi.
Jonghyun z lekkim ociąganiem uczynił to samo. Przez chwilę przyglądali się swoim śnieżnym aniołom.
- Teraz to miejsce stało się niezwykłe - stwierdził Key i spojrzał na Jonghyuna, szukając jego poparcia.
Pokiwał głową, bowiem podzielał jego zdanie, choć jeszcze przed momentem uważał ich wyczyn za kompletnie głupi.
- Wracajmy, Roo zaraz odpadną łapy - odparł, nagle przypominając sobie o swoim czworonogu, który mierzył go wzrokiem pełnym wyrzutu.
- Poniosę ją - zaoferował Key i zanim Jonghyun zdążył zaprotestować, gotowy zrobić to sam, chłopak wziął psa na ręce i przytulił do piersi.
Brunet ze zdziwieniem odnotował spokojną i zadowoloną reakcję swojego jamnika, który normalnie pozostawał wrogo nastawiony do wszystkich, którzy nie nazywali się Kim Jonghyun.
Gdy wracali tą samą drogą, którą wcześniej przyszli Jonghyun doszedł do wniosku, że Key wcale nie był dziwny.
Był wyjątkowy.
***
- Key...?
Jonghyun przyglądał się, jak blondyn przeszukiwał cierpliwie kieszenie z nadzieją znalezienia kluczy do bramki. Na zawołanie bruneta przestał na moment, by spojrzeć na niego pytająco.
- Nie jestem pewien, czy to dobry pomysł - dodał, drapiąc się nerwowo po głowie.
Key wywrócił oczami i w końcu wyciągnął z kieszeni pęk kluczy z mnóstwem breloków i rzemyków, któremu Jonghyun przez moment przyglądał się zainteresowany. Blondyn otworzył bramkę i stanął bokiem, by przepuścić wciąż nieprzekonanego bruneta.
- Ale ja jestem - odparł i w istocie z jego głosu biła pewność. - Więcej wiary, Jonghyun. Nie trzymam w domu pistoletów, karabinów, mieczy, a większość kuchennych noży jest tępa od wieków, bo nikomu nie chcę się ich naostrzyć. Naprawdę, mieszkam z najbardziej leniwymi osobami, jakie ten świat widział. - Ponownie wywrócił oczami, co jak Jonghyun zauważył było jego stałym nawykiem. - W każdym razie, nie masz się, czego bać.
Na koniec posłał mu przyjazny uśmiech. Jonghyun westchnął głęboko, jednak powoli minął wejście, podejmując decyzję. Nie wiedzieć czemu, mimo obecności Kibuma, czuł jak gdyby właśnie wszedł do paszczy lwa, dlatego mocniej przycisnął do siebie Roo, która znajdowała się u niego na rękach.
- To nie ciebie się boję - wyznał szczerze, gdy Key otworzył przed nim drzwi domu. - Myślisz, że przyprowadzanie do siebie nieznajomych ludzi w środku nocy jest czymś zupełnie zwyczajnym?
Drzwi się za nimi zamknęły, pozostawiając ich w długim, nieoświetlonym holu, przez co Jonghyun był w stanie zobaczyć jedynie niewyraźne kontury mebli i wystroju pomieszczenia. Zastanawiało go, jak wygląda dom Kima Kibuma w dziennym świetle, jednak uznał, że rozsądniej będzie nie włączać światła. Postawił psa na drewnianej podłodze, w duchu licząc również na to, że reszta domowników śpi. Właściwie nawet nie wiedział, kto tu tak naprawdę mieszkał i póki co, wolał nie przekonywać się o tym osobiście. Przynajmniej nie o trzeciej nad ranem.
- Nie, myślę, że to zupełnie niewłaściwe - odparł po chwili Key, zdejmując kurtkę i buty. Jonghyun poszedł w jego ślady. - Jednak ty nie jesteś nieznajomym, Jonghyun. Jesteś moim przyjacielem przez dwadzieścia cztery godziny. Prawda? - spytał, po raz pierwszy bez bijącej pewności siebie i wyciągnął rękę, by wziąć od bruneta kurtkę i powiesić ją obok swojej.
Wyznanie trochę zaskoczyło Jonghyuna, jednak było w tym coś miłego, przez co nie mógł powstrzymać lekkiego uśmiechu, gdy w odpowiedzi pokiwał mu głową. Zastygła w niepewności twarz Key na to potwierdzenie momentalnie się rozpogodziła. Uznał, że mogliby być przyjaciółmi, nawet gdyby poznali się w normalnych okolicznościach, jednak nie miał śmiałości, by wyznać to w tym konkretnym momencie.
Kibum położył mu rękę na ramieniu i pokierował w stronę schodów na końcu holu. Gdy wspinali się na górę, Jonghyun stawiał ostrożne kroki, by przypadkiem nie zahaczyć nogą o stopień bądź nie nadepnąć na Roo i nie wywołać hałasu, którym mógłby kogoś obudzić.
- Key, właściwie to z kim tutaj mieszkasz? - spytał, bowiem nie mógł dłużej walczyć z wrodzoną ciekawością.
- W sumie jest nas troje - odparł. - Ja, moja mama i Choi Minho. Mam nadzieję, że jutro ich poznasz.
Jonghyun przełknął głośno ślinę, ponieważ z jakiegoś powodu wspomniane spotkanie napawało go lękiem. Postanowił jednak nie martwić się tym na zapas, bowiem do rana wciąż pozostawało kilka godzin.
- To tutaj. Witaj w świecie Kima Kibuma - powiedział wesoło blondyn i powoli otworzył drzwi swojego pokoju, który znajdował się zaraz przy schodach.
Brunet zrobił kilka kroków i pierwszy wszedł do środka, które tak samo jak reszta domu pozostawała skąpana w nocnym mroku. Key zamknął drzwi i zaświecił światło, zmuszając Jonghyuna do powstrzymania okrzyku zachwytu.
Pokój Kibuma w skrócie wyglądał tak, jak gdyby ktoś próbował umieścić w jednym miejscu sklep z zabawkami, plac zabaw i cyrk. Oczy bruneta nie nadążały za nieskończoną ilością zabawek i figurek poustawianych na półkach i wolnych miejscach na podłodze. Zrobił krok do tyłu, by przypadkiem nie nadepnąć na ciągnące się po całym pokoju tory kolejki. Uwagę Jonghyuna na moment przyciągnęła zawieszona przy oknie huśtawka, po czym jego wzrok, zmęczony nadmiarem doznań, spoczął na jasnej pościeli dużego łóżka. Roo w tym czasie obwąchiwała drewnianego pajaca wiszącego przy ścianie obok drzwi.
- Wow - skwitował, bowiem nic odpowiedniejszego nie przychodziło mu w tym momencie do głosy. - Jesteś jakimś Piotrusiem Panem czy kim?
Key na to pytanie zaśmiał się dźwięcznie i wszedł w głąb pokoju, uważając by na coś nie nadepnąć.
- Nie - odparł. - Jestem tylko Key.
- Mimo wszystko mi się podoba.
- Wiedziałem od samego początku. Masz to wypisane na twarzy. - Uśmiechnął się do niego zadziornie i Jonghyun doszedł do wniosku, że pasowała mu ta doza arogancji.
Key podszedł do łóżka i z ciężkim westchnieniem zrzucił na podłogę wszystkie misternie poustawiane na nim maskotki. Brunet zaczął się zastanawiać, czy chłopak naprawdę codziennie tak pieczołowicie układał je na pościeli, by każdej nocy zrzucać je, niszcząc wszelkie starania.
- Zwykle z nimi śpię, ale myślę, że dla dwóch osób mogłoby być ciasno - powiedział, jak gdyby czytając mu w myślach.
Jego słowa uderzyły Jonghyuna, bo nagle dotarło do niego, że w istocie mieli do dyspozycji tylko jedno łóżko. Jonghyun doświadczył dziś wielu dziwnych sytuacji, więc nie do końca rozumiał, dlaczego nagle zaczęło przeszkadzać mu dzielenie łóżka z Key? Czy było w tym coś niewłaściwego? Czy naprawdę powinien mieć coś przeciwko? Uznał, że jeśli dla Key było to w porządku, to dla niego również takie pozostanie.
- Zaraz wrócę - odezwał się blondyn i ruszył w stronę drzwi. Zatrzymał się z ręką na klamce i odwrócił głowę w stronę Jonghyuna. - Łazienka jest na przeciwko. Czuj się jak u siebie.
- Dzięki - odparł, posyłając mu lekki uśmiech. - Spróbuję - dodał już bardziej do siebie, bowiem Key zniknął za drzwiami. - Tylko, że ja nie mieszkam w cyrku.
Roo znudzona szpiegowaniem dziwnych zabawek i sprzętów podeszła do łóżka i wskoczyła na pościel, zanim Jonghyun zdążył krzyknąć, by ją powstrzymać. Pies spojrzał na niego z wyrzutem, gdy został skarcony, jednakże pozostał na swoim miejscu i ułożył się wygodnie na poduszce .
- Kto cię tak wychował? - mruknął zrezygnowany, po czym sam zajął miejsce obok niej. - Chyba muszę porozmawiać z twoim właścicielem.
Zdjął bluzę, pod którą miał czarny T-shirt bez rękawów i rzucił ją niedbale na podłogę. Następnie ściągnął skarpetki i położył się na plecach z głową tuż obok oburzonej Roo.
- Dziś nocujemy tutaj czy ci się to podoba czy nie - powiedział do psa, na co ten uniósł na moment łeb  - To oznacza zakaz szczekania, gryzienia  i drapania w drzwi, zrozumiano? - Posłał jej surowe i bezwzględne spojrzenie, na co w odpowiedzi polizała go w ucho. - Przyjmę to za potwierdzenie.
Key wrócił do pokoju po kilku minutach ubrany w długie dresowe spodnie i jasny, luźny podkoszulek z wizerunkiem Sponge Boba. Gdy Jonghyun zobaczył go w tym stroju uśmiechnął się do niego złośliwie. Blondyn jedynie wywrócił oczami i, gasząc po drodze światło, wskoczył z impetem na łóżko o mało, nie zwalając z niego Jonghyuna.
- Przepraszam - powiedział, choć najwyraźniej nie było mu specjalnie przykro z tego powodu, po czym ułożył się na plecach tak blisko bruneta, że ocierali się ramionami.
Zapanowała cisza, w której Jonghyun czuł się odrobinę niezręcznie. Słyszał równy oddech Kibuma i czuł dotyk jego skóry po swojej prawej stronie, przez co pomyślał, że może powinien się odsunąć, jednakże wciąż tego nie robił. Prawdą -  zaskakującą i dziwną - był fakt, że wcale tego nie chciał.
- Key? - Jego lekko zachrypnięty głos przebił się przez ciszę.
Usłyszał, jak blondyn wzdycha.
- Zaczyna się - mruknął cicho.
- Co takiego? - spytał, nie rozumiejąc.
- Pytania, Jonghyun - wyjaśnił zmęczonym głosem. - Dlaczego cię o to poprosiłem, dlaczego spędzasz swój czas z dziwnym nieznajomym, dlaczego śpisz w jego dziwnym pokoju...
- Nie użyłbym słowa dziwny - wtrącił Jonghyun, trącając go łokciem. - Po prostu jestem ciekawy. To wszystko.
Był pewien, że Key właśnie wywrócił oczami. Wiedział to.
- Prawdą jest, że sam nie wiem - odparł po chwili, na co Jonghyun uniósł zaintrygowany jedną brew. - Życie jest takie krótkie, po co zwlekać ze spełnianiem marzeń i swoich pragnień? - spytał, po czym przekręcił głowę w stronę Jonghyuna.
Brunet uczynił to samo, chcąc dostrzec choćby niewyraźny obraz twarzy Key i nagle wstrzymał oddech, bowiem wcześniej nie był świadomy, że znajdują się tak blisko siebie. Otarł się czubkiem nosa o nos Kibuma, co zmusiło go odrobinę się odsunąć.
- Właśnie pocałowałeś mnie po eskimosku - stwierdził Kibum i zaśmiał się cicho.
Jonghyun prychnął na tę uwagę, jednak nie mógł powstrzymać zadziornego uśmiechu cisnącego mu się na usta. Leżeli twarzą w twarz, mierząc się wzrokiem.
- W takim razie, co było twoim pragnieniem, gdy się spotkaliśmy? - ciągnął temat, zmuszając Key do ponownego wywrócenia oczami. Z jakiegoś powodu lubił go irytować i  czerpał z tego diabelską przyjemność.
- Zostało już spełnione - odparł krótko, uśmiechając się do niego tajemniczo. - Pamiętasz?
Och tak, pamiętał. Wspomnienie tamtego zimnego poranka pod szpitalem wróciło do niego wyraźniej niż kiedykolwiek.
 Pocałował go.
Jak mógł zapomnieć?
- Rozumiem - mruknął, nagle zawstydzony taką bliskością twarzy blondyna. - A właściwie to nie rozumiem - wyznał zrezygnowany.
Key prychnął pod nosem, widząc desperacką próbę chłopaka w poukładaniu sobie w głowie wszystkiego, co miało między nimi miejsce. Kiedy ten w końcu odważył się ponownie na niego spojrzeć miał wrażenie, że coś się w nim zmieniło. Był tego pewien, gdy brunet przelotnie omiótł wzrokiem jego usta.
- Dam ci radę, Jonghyun - zaczął, przygryzając dolną wargę. - Nie myśli tyle. Nie jesteś w tym najlepszy. Skup się na tym, co potrafisz.
Jonghyun zmarszczył brwi na komentarz chłopaka, który miał wyjaśnić wszystko, a w gruncie rzeczy zagmatwał to jeszcze bardziej.
- Czyli na czym? - spytał po chwili głuchej ciszy.
- Myślę, że wiesz. Dobranoc, Jonghyun - uciął i zamknął oczy.
Brunet westchnął z frustracji, jednak poddańczo ustąpił.
- Dobranoc, Kibum
Nie mógł jednak zmusić się do zamknięcia oczu i przez dłuższą chwilę jedynie obserwował spokojną twarz zasypiającego blondyna. Przyglądał się, jak wyraz twarzy chłopaka stopniowo stawał się odprężony i coraz bardziej rozluźniony. Wzrokiem omiótł jego pełne usta, które pozostawały lekko rozchylone.
Szalone myśli nawiedziły umysł Kima Jonghyuna, gdy tak wpatrywał się w tę śpiącą istotę przed sobą. Nie wiedzieć kiedy zaczął mimowolnie się do niego przysuwać ze wzrokiem skupionym na tych drobnych ustach, które nagle stały się obiektem jego dzikiej fascynacji.
Nie miał pojęcia, jakby to się skończyło ( i, dla zachowania wewnętrznego spokoju, wolał sobie tego nie wyobrażać), gdyby Key nagle nie przybliżył się do niego bardziej i nie objął go ramieniem. Jednocześnie jego głowa spoczęła na piersi Jonghyuna, który zaskoczony zastygł w bez ruchu.
- Bezpieczny - mruknął sennie blondyn, pół leżąc na chłopaku.
Jonghyun nie miał serca i najmniejszej chęci, by go odepchnąć, dlatego jedynie uśmiechnął się do siebie, rozczulony tym gestem, co zwalił na generalne roztrojenie nerwowe związane ze zbyt długim brakiem snu.
Doszedł do wniosku, że miło jest zasypiać w czyichś objęciach.
W objęciach Kima Kibuma.
***
Ze snu wyrwał go głośny, dudniący dzwonek telefonu. Jego telefonu. Wciąż nieprzytomny natychmiast zerwał się i sięgnął po bluzę lezącą na podłodze, gdzie wczoraj porzucił komórkę. Ruchy utrudniało mu czyjeś ramię oplatające go w pasie.
- Co to za szatańska muzyka? - jęknął rozpaczliwie osobnik, leżący obok niego i schował blond głowę pod poduszkę.
Do jego zaspanego umysłu w jednej chwili wróciły wszystkie wspomnienia wczorajszego dnia, jednak zepchnął je na drugi plan, gdy w końcu udało mu się znaleźć i odebrać telefon bez patrzenia na ekran.
- Tak? - odezwał się zachrypniętym głosem i momentalnie odsunął komórkę od ucha, bowiem rozległo się w niej ostre brzmienie gitary i basów.
- JONGHYUN? JESTEŚ TAM?! - Ktoś po drugiej stronie próbował przekrzyczeć muzykę i brunet rozpoznał go po głosie.
- Tak. O co chodzi, Onew? - spytał odrobinę głośniej, jednak jego głos wciąż pozostawał słaby.
Onew zwany również Lee Jinki był jego przyjacielem i kolegą z zespołu. Choć ten był od niego starszy i pełnił funkcję lidera, Jonghyun i tak zawsze traktował go jak swojego młodszego brata. Przyjaciel wciąż miał w sobie coś z dziecka, trochę naiwny, zbyt ufny, jednak z prawdziwą pasją do muzyki.
- JONGHYUN?! - krzyknął ponownie Onew, przez co zawołany skrzywił się z powodu hałasu. - Taemin, przestań w końcu szarpać moją gitarę! - Usłyszał, jak lider zwrócił się do trzeciego i najmłodszego członka ich zespołu, po czym muzyka natychmiast ucichła.
- Jestem, Jinki. O co chodzi? - spytał po raz drugi, zachowując cierpliwość.
- Mam nadzieję, że jesteś już w drodze do studia - wyjaśnił normalnym tonem. - Mam nadzieję, że się spieszysz. Ja bym się spieszył, gdybym miał na karku godzinne spóźnienie.
Jonghyun zamrugał kilkakrotnie i zdusił okrzyk, gdy nagle przypomniał sobie o tym, że w istocie byli umówieni na próbę o 11... Rzucił szybko okiem na ekran, gdzie zegar pokazywał 12:10.  Południe. Naprawdę było już południe?
- Cholera - mruknął mimowolnie
- Tak myślałem - jęknął Onew do słuchawki. - Po prostu przez chwilę chciałem wierzyć w cud.
- Przepraszam, Onew - odezwał się ze skruchą i oswobodził z uścisku Key, by wstać z łóżka. - Miałem... ciężką noc.
- Ciężką noc z kim? - spytał złośliwie Jinki, na co Jonghyun mimowolnie się zarumienił, kątek oka patrząc na blondyna,.
Byłbyś zdziwiony, pomyślał z gorzkim humorem.
- Śniło mi się, że zaatakowało mnie stado rozwścieczonych, puchatych kotów - rzucił pierwsze, co przyszło mu do głowy, stwierdzając, że wszystko w tym momencie brzmi mniej groźnie niż prawda. Onew mógłby jej nie zrozumieć, zważywszy, że Jonghyun sam nie do końca ją pojmował.
- Okropne, Jonghyun - podsumował Jinki wyraźnie nieporuszony. - Kiedy będziesz?
Brunet podrapał się po głowie, próbując podjąć szybką decyzję.
- Daj mi kwadrans - wyznał, stawiając na rozpoczęcia dnia z zagięciem czasoprzestrzeni.
-Kwadrans?! - Jonghyun podskoczył w miejscu, bowiem krzyk nie należał do Onew, a rozległ się w pokoju.
Spojrzał zdziwiony na Kibuma, który właśnie podnosił się z łóżka. Jego oczy wciąż pozostawały zaspane, jednak rzuciły mu bardzo przytomne i groźne spojrzenie, gdy podszedł do niego i bez słowa wziął od niego komórkę,
 - Żaden kwadrans - odezwał się stanowczo, ignorując protesty Jonghyuna i próbę odzyskania urządzenia.
Po tych słowach rozłączył się i oddał mu telefon. Brunet zmierzył go groźnym spojrzeniem, gdy ten spokojnie przeczesał dłonią zmierzwione włosy.
- Dzień dobry, Jonghyun - zwrócił się do niego ze sztucznym uśmiechem. - Właściwie to po takiej pobudce nie jestem pewien, czy może być dobry. Naprawdę, czy ty ogłuchłeś czy jakaś diaboliczna siła kazała ci ustawić taki dzwonek?
Jonghyun w odpowiedzi wzruszył ramionami.
- To zmusza mnie do odbierania wszystkich telefonów - wyjaśnił, na co Key wywrócił oczami. - Mam próbę, Kibum - powiedział z wyrzutem, jednak blondyn pozostawał nieporuszony tym faktem. 
- I? - spytał, czekając na kontynuację.
- I powinienem tam być.
Key westchnął i skrzyżował ramiona na piersi.
- To był mój czas, Jonghyun - powiedział, mierząc go z żalem.
- Wiem o tym - zapewnił go, gotowy wywiązać się z obowiązku. W rzeczywistości nawet nie przyszło mu do głowy, by postąpić inaczej. - Dlatego pójdziemy tam razem. W porządku?
Twarz Kibuma zdawała się rozpogodzić na ofertę bruneta, co ten przyjął z ulgą, bowiem nie chciał go zawieźć w żaden możliwy sposób. Czuł się zobowiązany wobec tego tęczowego chłopca, stawiając tym samym jego potrzeby nad własne. Z drugiej strony był również zobowiązany wobec zespołu, co trochę utrudniało mu zachować rycerski wizerunek.
Podskoczył w miejscu po raz drugi, gdy telefon w jego ręce znów zaczął dzwonić.
- Powiedz mu, że będziesz za czterdzieści minut - zadeklarował Key, po czym skierował się w stronę dużej, sosnowej szafy, stojącej przy ścianie prostopadłej do okna. - Powiedz, że absolutnie nie przystajemy na kwadrans.
Jonghyun uśmiechnął się rozbawiony stanowczością Kibuma, po czym odebrał komórkę, gdy ten zaczął szukać dla siebie ubrań. Brunet przelotnie otaksował zawartość jego garderoby, by po chwili czuć się zupełnie przytłoczonym ogromem kolorów i wzorów odzieży jak i samą jej ilością.
- Jonghyun? - Ponownie usłyszał głos Onew. - Jonghyun, to ty? Kto tam jest? Gdzie ty w ogóle jesteś? - Pytania posypały się z ust zagubionego chłopaka.
W międzyczasie na jego głowie wylądował czarny T-shirt z logo Batmana. Spojrzał pytająco na Key, który tylko uśmiechnął się do niego niewinnie.
- Dowiesz się za czterdzieści minut - odparł tajemniczo i rozłączył rozmowę.
***
Pośpiech przy towarzyszącym mu stresie i innym niedogodnościom miał w tym wypadku jedną zaletę. Jonghyun docenił brak czasu, gdy wyszedł gotowy z łazienki w ubraniu Kibuma, który czekał na niego w holu z zawiedzioną miną.
- Myślałem, że spędzimy więcej czasu z moją mamą - stwierdził ponuro, chowając dłonie w kieszeniach różowych szortów. - Trudno. Chodź, zrobiłem śniadanie.
Jonghyun posłusznie ruszył za nim po schodach, w duchu czując ulgę, choć sam nie wiedział, dlaczego tak bardzo obawiał się matki chłopaka. Gdy przypomniał sobie obraz drobnej, pogodnej kobiety, którą spotkał w szpitalu nie widział w niej nic, czego mógłby się obawiać. Jednakże po chwili przypomniał sobie miłość z jaką patrzyła na Kibuma i to podsunęło mu, że istniało duże prawdopodobieństwo, iż kobieta może mieć coś przeciwko nieznajomemu nocującemu w pokoju jej syna. Matki potrafiłyby być zabójcze, gdy chodziło o ochronę dzieci.
Tego typu pomysły przychodziły do głowy bruneta, gdy skierował się za Key do pierwszych drzwi na prawo od schodów i sprawiały, że zaschło mu w gardle.
- Przyprowadziłem go - odezwał się Key, gdy weszli do jasnej, przestronnej kuchni. - Mamo, to właśnie Kim Jonghyun.
Wywołany uniósł wzrok z białych kafelków na podłodze i spojrzał na kobietę stojącą przy piekarniku za wyspą kuchenną.
- Dzień dobry - odezwał się gładko, co zdziwiło nawet jego samego. - Miło mi panią poznać.
Kobieta wyszła na środek pomieszczenia. Na jej twarzy widniał szeroki uśmiech, który Jonghyun nieśmiało odwzajemnił.
- Dużo o tobie słyszałam - odezwała się, gdy stanęła tuż przed nim. - Witaj, kochanie - dodała i Jonghyun wyciągnął rękę, jednak kobieta rozłożyła ramiona i, ku jego szczeremu zaskoczeniu, mocno go objęła. - Nawet nie wiesz, jak się cieszę, że tu jesteś.
Te słowa zupełnie zbiły go z tropu, jednak postanowił ich nie kwestionować. Czuł jak jego strach odchodzi, pozostawiając po sobie jedynie ulgę, gdy kobieta zaprosiła ich na śniadanie.
- Trochę nam się spieszy - wyjaśnił zmartwiony Key, po czym usiadł obok bruneta na krześle przy wyspie.   
W tamtym momencie Jonghyun przestał widzieć w pośpiechu jakiekolwiek zalety.
***
- Kim on dla ciebie jest?
Jonghyun uniósł wzrok z nad czytanej kartki ze spisanymi ręcznie strofami tekstu. Wyczuwalny wyrzut i pretensja w głosie Onew zmusiły go do przerwania studiowania piosenki i upewnienia się, że sobie tego nie wyobraził. Chłopak nie patrzył na niego, a jedynie mimowolnie przesuwał dłońmi po strunach gitary i patrzył gdzieś nad ramieniem Jonghyuna. Wiedział  że jego wzrok padał na fortepian, stojący przy drzwiach i osobę, siedzącą przy owym instrumencie.
Musiał się odwrócić, by móc podążyć za jego wzrokiem. W drugim końcu studia Key właśnie próbował swoich sił z fortepianem i grał na nim jakąś lekką, pogodną melodię. Jonghyun początkowo był zaskoczony jego profesjonalnym poziomem gry, jednak po chwili doszedł do wniosku, że wcale nie powinno go to dziwić. Właściwie mógł przewidzieć, że Kim Kibum to w istocie profesjonalista na wielu scenach umiejętności. Uśmiechnął się pod nosem i przez moment w milczeniu obserwował jego wyprostowaną sylwetkę przy fortepianie i zaciekle dyskutującego z nim Taemina, który stał obok oparty o instrument. Między najmłodszym członkiem zespołu a Kibumem zawiązało się porozumienie, gdy tylko przybyli na próbę i Jonghyun przedstawił im chłopaka. W momencie, gdy Onew pozostawał zdystansowany, ale wiecznie uprzejmy, Lee Taemin wykazał żywe zainteresowanie Kibumem, zadając mu dziesiątki pytań i nie kryjąc swojej niewytłumaczalnej fascynacji.
- Key to mój przyjaciel - powiedział z pewnością w głosie, ponownie odzyskując kontakt wzrokowy z Onew, który w istocie zdawał się być urażony. Doszedł do wniosku, że to bardzo rzadkie widzieć go w takim nastroju, bowiem chłopak na co dzień pozostawał bezinteresownym źródłem empatii do każdej żywej istoty, jaka stanęła na jego drodze.
- Nigdy mi o nim nie mówiłeś.
Po tych słowach Jonghyun zrozumiał, skąd u niego taki nastrój. On i Onew byli przyjaciółmi, którzy nigdy nie mieli przed sobą sekretów, zawsze cenili szczerość i zaufanie, a Kim Kibum stanowił dla niego sekret.
- Nie zdążyłem, Jinki - wyjaśnił spokojnie, stawiając na szczerość. - Znam go od kilku dni.
Onew skwitował to uniesieniem brwi, po czym kilkakrotnie zamknął i otworzył usta, by ostatecznie poddańczo pokiwać głową.
 - Wasza znajomość jest w takim razie bardzo...
- Szybka? Spontaniczna? Dziwna? - podsunął mu zakończenie, którego sam się spodziewał.
Onew westchnął i wzruszył ramionami.
- Tak i nie, Jonghyun - zaczął, zastanawiając się nad właściwym ujęciem tego w słowa. - Wiesz... czasem nie trzeba dużo czasu, by zyskać pewność, że ta osoba jest warta twojej przyjaźni i twojego zaufania. A Key... Key wydaje się być w porządku.
Jonghyun uśmiechnął się do niego rozczulony niezręczną próbą przyjaciela w dawaniu mu dobrych rad. Doceniał je, choć w duchu był zaskoczony, z jaką łatwością Onew zaakceptował nową osobę w jego wąskim i elitarnym kręgu zaufania.  
- Tak, Key jest w porządku - potwierdził rozbawiony, po czym oddał Onew kartkę z tekstem. - A ta piosenka jest świetna, Jinki. Przećwiczymy ją następnym razem.
- Dzięki, Jonghyun - odparł z szerokim uśmiechem.
Obaj wstali z podłogi. Onew oparł gitarę o ścianę i podążył za przyjacielem w stronę Taemina i Key, który właśnie skończył grać i teraz siedział okrakiem na ławce przy instrumencie. Kątem oka dostrzegł Jonghyuna i uśmiechnął się do niego promiennie, na co ten puścił mu oczko. Blondyn wybuchł śmiechem, a Jonghyun ucieszył się, że to właśnie on był inicjatorem tego szczerego dźwięku.
- Jjong, dobrze, że w końcu skończyłeś. Zaczynałem tęsknić - wyznał śmiele tęczowy chłopak z charakterystyczną dla siebie zadziorną nutą w głosie.
- Jjong? - powtórzył za nim rozbawiony, po czym usiadł obok niego na ławce. - Teraz jestem Jjongiem?
Key wzruszył ramionami i wymienił krótkie spojrzenie z Taeminem, co dało mu do zrozumienia, że ten był współtwórcą przezwiska. Najmłodszy uśmiechnął się do niego niewinnie, gdy zbadał go podejrzliwie wzrokiem.
- Jako wokalista potrzebujesz dobrego pseudonimu artystycznego - wyjaśnił Kibum.
- Kto powiedział, że ten jest dobry? - odparował gotowy walczyć o swój udział w podejmowaniu decyzji nad własnym wizerunkiem muzycznym.
- Ja? - Key spojrzał na niego, unosząc brwi, jak gdyby zaskoczony, że fakt ten nie był dla wszystkich oczywisty. - Masz jeszcze jakieś wątpliwości, Jjong?
W odpowiedzi westchnął poddany i pokręcił głową. Tak naprawdę jego opór był udawany, bowiem w duchu podobał mu się sposób, w jaki Kibum wymawiał to przezwisko. Właściwie podobał mu się sam fakt, że otrzymał je od niego, gdyż był to pierwszy raz, gdy dostał coś od swojego nowego przyjaciela.
- W takim razie, co mogę dać ci w zamian? - wypowiedział myśl na głos, mierząc blondyna  od góry do dołu, udając, że się zastanawia. - Pseudonim już masz.
Key przygryzł dolną wargę i uśmiechnął się do niego tajemniczo, jednak wciąż milczał. Jonghyun jednakże wyczytał wszystko z jego spojrzenia i zrozumiał, co chciał mu przekazać, a czego nie chciał mówić na głos, nie przy Onew i Taeminie.
" Podaruj mi jedną dobę swojego życia."
O mało co nie zapomniał, że w istocie umawiali się na taki układ. Miał wrażenie, że od tamtego czasu minęły wieki, a Kim Kibum istnieje w jego świecie od zawsze. Możliwe, że po prostu w głębi w to własnie chciał wierzyć i takiej rzeczywistości pragnął.
- Pomyślmy - zaczął Key, przerywając kumulującą się między nimi ciszę. - Możesz mi podarować Taemina, jest uroczy. Będę się nim dobrze opiekował - zadeklarował żartem, na co wspomniany wybuchł śmiechem i trącił go w ramię.
Jonghyun zawtórował mu w śmiechu, a po nim uczynił to również Onew.
- Jasne. Możesz go wziąć - odparł Jonghyun, drażniąc najmłodszego chłopaka.
- Nie mam nic przeciwko - poparł go Onew, przyłączając się do wspólnego pastwienia się nad Taeminem.
- Dzięki, chłopaki - mruknął na wpół urażony na wpół rozbawiony brunet. - Zapamiętam to.
Onew dobrodusznie potargał długie włosy Taemina, na co ten posłał mu mordercze spojrzenie i natychmiast rzucił się do ich poprawiania.
- Daj spokój, przecież wiesz, że cię kochamy - zapewnił go Jinki, przywołując na twarz swój szeroki i szczery uśmiech.
Taemin wyglądał na udobruchanego, bowiem odwzajemnił gest.
- Chłopaki, czas się zbierać - zadeklarował Onew i podniósł porzuconą pod drzwiami torbę, którą przewiesił sobie przez ramię.
Najmłodszy chłopak westchnął, jednak niechętnie ruszył po swoje rzeczy. Jedynie Key i Jonghyun nie podnieśli się ze swojego miejsca, sami niepewni, co teraz zrobić czy gdzie się udać. Brunet spojrzał na zegar wiszący na przeciwległej ścianie, gdzie dochodziła godzina szesnasta. Wciąż mieli czas i, nie wiedzieć czemu, ta myśl go uspokajała. Nie mógł się jednak oprzeć wrażeniu, że tykanie zegara stało się nagle wyraźniejsze, do tego stopnia, że robiło się wręcz uciążliwe.
- Miło było cię poznać, Key hyung - wyznał Taemin, gdy stanął przy drzwiach obok Onew. - Mam nadzieję, że się wkrótce zobaczymy... na razie, Jjong. - Pomachał do nich na pożegnanie.
- Też się cieszę, że cię spotkałem, Taeminnie - odparł Key z lekkim uśmiechem.
- To... do następnego razu, Kibum, Jonghyun - Onew podrapał się po głowie i na moment spuścił wzrok.
- Do zobaczenia - odparli wspólnie i odprowadzili ich wzrokiem, dopóki nie zniknęli za drzwiami studia.
Po krótkim trzaśnięciu w pomieszczeniu zapanowała cisza, przerywana jedynie tym nieznośnym tykaniem zegara. Jonghyun miał wrażenie, że dochodzi prosto z jego uszu i chce dać mu do zrozumienia  że czas nieustannie upływał, bez względu na to, jak bardzo chciałby go zatrzymać. Przyznał przed samym sobą, że chciał bardzo i to stawało się nie do zniesienia.
- Może zagramy na cztery ręce? - odezwał się Key i wskazał wzrokiem na fortepian, gdy Jonghyun spojrzał na niego pytająco.
- Czemu nie - zgodził się i tak samo jak blondyn, przekręcił się na ławce, by usiąść przed klawiaturą.
Stykali sie ramionami, jednak to nie przeszkadzało mu w przesuwaniu dłońmi po klawiszach, a nawet gdyby tak było to zapewne nie miałby najmniejszej  ochoty się odsuwać.
- Zacznij, Jjong - zasugerował Key, posyłając mu zachęcające spojrzenie.
 Brunet zagryzł nerwowo dolną wargę, próbując przypomnieć sobie jakąkolwiek melodię, jednak  w jego głowie panował mętlik. Wszystkie utwory plątały się w chaotyczną gmatwaninę, z której nie był w stanie wyklarować ani jednej czystej kompozycji.
- No dobrze - mruknął zirytowany Kibum, po czym zaczął mimowolnie jeździć dłońmi po klawiszach.  - Ja zacznę.
Jonghyun dopiero teraz zauważył, że chłopak miał bardzo smukłe i długie palce, jak gdyby stworzone właśnie do tego. Poruszały się po instrumencie z wprawą i zręcznością, wydobywając z niego delikatne wysokie dźwięki. Brunet doszedł do wniosku, że z całą swoją ulotnością i eterycznością pozostawały bardzo nostalgiczne. Jak gdyby melodia próbowała zmusić go do refleksji, próbowała zmusić do opowiedzenia swojej historii.
Przez zamyślenie nie zauważył, że Key, nie przestawszy grać, patrzył na niego wyczekująco i dopiero gdy ten znacząco chrząknął Jonghyun spróbował do niego dołączyć. Jego dźwięki jednakże stały się jednym wielkim dysonansem, zupełnie nie pasującym do delikatnej melodii Kibuma. żły na samego siebie poddał się już po kilku nutach. Blondyn posłał mu pytające spojrzenie, na co chłopak pokręcił bezradnie głową. Przestał grać i Jonghyun natychmiast zatęsknił za niedokończonym utworem.
- Zrobimy inaczej - powiedział, patrząc uważnie na Jonghyuna. - Wczoraj powiedziałem ci, żebyś skupił się na tym, co potrafisz i przy tym pozostańmy.
Jonghyun zmrużył oczy i przekrzywił głowę,  nie rozumiejąc, co Key miał na myśli.
- O czym ty mówisz?
- Zaśpiewaj, Jjong  - wyjaśnił zniecierpliwiony. - Ja zagram, a ty zaśpiewasz.
Brunet przeczesał ręką włosy i lekko się skrzywił na tę propozycję. Nie był przekonany, czy to aby na pewno dobry pomysł. Coś go powstrzymywało i po chwili doszedł do wniosku, że o wiele łatwiej było mu śpiewać przed tłumem niż przed tą jedną konkretną osobą.
- Dla mnie? - zaproponował trochę nieśmiało Key i spojrzał na niego błagalnie.
Jonghyun jęknął zrezygnowany, bowiem jak zwykle to spojrzenie topiło jego serce i odbierało całe pokłady asertywności.
- Spróbujmy - zgodził się z ciężkim westchnieniem i odchrząknął, by przygotować głos.
- Spróbujmy - powtórzył za nim Key i zaczął grać ten sam utwór od początku.
Przez moment brunet słuchał w milczeniu melodii, zamykając oczy i pozwalając jej przejąć nad sobą kontrolę, zawładnąć myślami i sercem. To nie było trudnym zadaniem, zważywszy, że Jonghyun dobrowolnie wpuścił ją do siebie już podczas pierwszego słuchania. Zaczął cicho nucić, próbując zjednoczyć się z dźwiękiem fortepianu. Nucenie przechodziło w pojedyncze słowa. Słowa budowały zdania. Zdania pisały nową historię. Nie był jednak pewien, czy była to na pewno jego historia, bowiem miał wrażenie, jak gdyby tylko próbował wyłowić ją z melodii, jak gdyby od początku stanowiła część kompozycji.
Śpiewał coraz śmielej, ściszając głos w momentach, gdy melodia zwalniała i prawie krzycząc, gdy nabierała zawrotnego tempa. Key w pewnym momencie posłał mu spojrzenie pełne dumy i uśmiechnął się do niego triumfalnie. Jonghyun odpowiedział mu uśmiechem pełnym satysfakcji i miał wrażenie, że w jego oczach zapłonął właśnie ogień. Zakończył śpiewać długą niską nutą, po której długo łapał oddech, a palce Key przestały w tym momencie tańczyć na klawiaturze. Zapanowała cisza, w której Jonghyun zrozumiał i był pewien, patrząc w oczy Kibuma, że ten również to wiedział. To była ich wspólna piosenka. Ich własna historia.
To wyjaśniało, dlaczego tak bolało , gdy utwór się skończył.
***

- Cóż, wygląda zupełnie jak mieszkanie młodego, samotnego mężczyzny.
- Jestem młodym, samotnym mężczyzną.
- O tym mówię, Jjong.
Zrobił nierozumną minę i posłał Kibumowi pytające spojrzenie. Nie otrzymał odpowiedzi, bowiem blondyn jedynie wywrócił oczami i usiadł na idealnie pościelonym łóżku. Rozglądnął się po sypialni z tą sama ciekawością, która towarzyszyła mu podczas oglądania reszty mieszkania. Brunet stwierdził, że i  tu nie mógł znaleźć niczego interesującego, bowiem , jak całe jego lokum, pomieszczenie  pozostawało nudne i bez koloru.
Stąd też Key siedzący na jego popielatej pościeli wyjątkowo wyróżniał się na tle całego otoczenia. Mogło mu się równie dobrze wydawać, mogła to być tylko jego wyobraźnia. Możliwe, że po prostu cała jego uwaga skupiała się od pewnego czasu wokół Kima Kibuma, przeistaczając się w niezdrową obsesję. Jonghyun jednakże wolał myśleć, że to gra kolorów, a nie obsesja zmuszała go do nieustannego wpatrywania się w tęczowego chłopca.
- Wszystko w porządku? - spytał Key, mierząc go uważnym spojrzeniem.
Otrząsnął się z zamyślenia i pokiwał głową, przywołując na twarz niezdarny uśmiech.
- Jonghyun? - zaczął ponownie blondyn. - Słyszałeś o tym, że większość emocji nie wyczytamy z twarzy?
Jonghyun zmarszczył brwi, nie wiedząc, co to pytanie ma do rzeczy.
- Większość emocji ukrywa mowa ciała - kontynuował swoim naukowym tonem. - Uśmiechasz się, ale i wyłamujesz przy tym palce u rąk. Denerwujesz się czymś.
Podążył za wzrokiem Key na swoje dłonie, które w istocie nerwowo wyginał. Natychmiast temu zaprzestał i przeczesał lewą ręką włosy.
- Jestem ostoją spokoju, Kibum - zapewnił go i położył się na łóżku, podczas gdy Key siedział obok niego na skraju, zdając się wciąż badać jego "mowę ciała". - I nie patrz tak na mnie.
Blondyn westchnął i zagryzł dolną wargę, jednak w istocie przestał obserwować go niczym fascynujący,  naukowy obiekt.
- Wiesz, możesz mi powiedzieć - odezwał się po chwili, nieświadomie robiąc palcem niewidzialne wzory na pościeli. - Czasem wystarczy wyrzucić z siebie problem, a ten rozwiązuje się sam.
Jonghyun uniósł się na łokciach, by spojrzeć na niego zaintrygowany.
- Naprawdę?
- Nie wiem - odparł szczerze, wzruszając ramionami. - Ale może warto się przekonać? - Posłał mu zachęcający uśmiech.
Jonghyun spuścił wzrok  przez chwilę nic nie mówiąc. Podjęcie decyzji zajęło mu kilkanaście długich, jednak cierpliwie zniesionych przez blondyna sekund.
- Zostały nam trzy godziny  - zaczął cicho, onieśmielony przez własne uczucia. - A ja wcale nie chcę...- zaciął się, napotykając ponownie parę ciemnych oczu patrzącą na niego z prawdziwym bólem. - Nie chcę się z tobą żegnać, Kibum.
Długo nie otrzymywał odpowiedzi, co stawało się coraz bardziej nie do wytrzymania. Co miało znaczyć to milczenie? Nie miał pojęcia, co mogło teraz kłębić się w myślach Key, jednak, gdy popatrzył mu w oczu, wiedział, że nie wróżyło niczego dobrego.
- Ja też tego nie chcę, Jjong - powiedział tak cicho, że ledwo go usłyszał.
Jonghyun podniósł się i usiadł na przeciwko blondyna, który nagle wydał mu się słaby i zmęczony, co zupełnie nie pasowało do jego pewnego siebie i pełnego zdrowej energii uosobienia. Odwrócił wzrok, gdy Jonghyun tak desperacko domagał się, by na niego spojrzał. W jednej chwili ujął jedną dłonią podbródek chłopaka, zmuszając go do przekręcenia twarzy w jego stronę.
- Więc nie rób tego - poprosił Jonghyun, nachylając się bliżej. - Nie żegnaj się ze mną.
 Blondyn powoli pokiwał głową, co uznał za zgodę i co sprawiło, że poczuł ogromną ulgę, a tykający zegar przy jego uchu raz na zawsze ucichł.
Jonghyun zamknął oczy i pocałował go, zdając sobie sprawę  że pragnął to zrobić od bardzo dawna i żałował, że zwlekał tak długo.
Niespodziewanie Key chwycił go za szyję i przyciągnął do siebie, zachłannie odwzajemniając pocałunek. Brunet nie miał nic przeciwko nagłej gwałtowności chłopaka, jak i temu, co właśnie działo się między nimi. Objął jego talię i przywarł do niego całym ciałem. Key uniósł się na kolanach i, górując nad nim, ujął jego twarz w dłonie, pogłębiając ich pocałunek. Było coś desperackiego w sposobie, jakim blondyn go całował. Intensywność, pośpiech i strach zdawały się emanować z jego napiętego ciała. Key przylgnął do niego rozpaczliwie i Jognhyun w tym samym momencie niczego tak nie pragnął, jak kochać go wiecznie i nigdy nie puścić. 
Ręce Jonghyuna nie potrafiły znaleźć swojego miejsca  bowiem chciały być na każdej części ciała blondyna. Przestał wystarczać mu dotyk przez materiał T-shirtu, dlatego wsunął dłonie pod spód i kontynuował ich wędrówkę po plecach chłopaka. Ten w odpowiedzi westchnął, na moment przerywając pocałunek i wyginając się pod jego dotykiem. Jonghyun wykorzystał okazję i jednym szybkim ruchem  pomógł mu zdjąć T-shirt.  Key w rewanżu nieostrożnie rozpiął guziki jego koszuli i ściągnął ją z jego ramion, po czym zaatakował jego usta ze zdwojoną siłą.
Jonghyun dłońmi badał delikatną skórę blondyna, jak i uczył się wszystkich kształtów jego ciała. Błądził po jego wyprostowanych plecach, sunął po chudych i kruchych ramionach, które zdawały się zaraz złamać pod wpływem jego dotyku. Przyłożył dłoń do klatki piersiowej Kibuma, gdzie jego serce biło w szaleńczym rytmie. Był pewien, że i jego własne próbuje w tym momencie wyrwać się na zewnątrz. Key w tym czasie przesunął dłonie z twarzy Jonghyuna na jego muskularne ramiona.  Podziwiał ich siłę i moc, w momencie, gdy brunet w duchu ubóstwiał jego kruchość i delikatność.
Blondyn w jednym momencie popchnął go stanowczo do tyłu, zmuszając, by położył się na plecach, a sam ułożył się na jego torsie i zaczął całować ostrą linię jego szczęki, następnie napiętą szyję, dochodząc do płatka ucha. Ugryzł lekko ten delikatny fragment ciała, przez co Jonghyun mruknął gardłowo w wyrazie zadowolenia. Zniecierpliwiony uniósł się na łokciach i wbił zębami w bladą skórę szyi chłopaka, co skwitował przeciągłym jękiem. Obrócił ich na łóżku, uważając przy tym by z niego nie spaść, tak, że Key znalazł się na plecach, otoczony z obu stron ramionami Jonghyuna. Brunet uśmiechnął się do niego zadowolony z takiego obrotu sprawy, na co Key nie powstrzymał się od wywrócenia oczami. Jonghyun pocałował go w usta, jednak już po chwili zaczął przesuwać je niżej, na jego brodę, szyję, zagłębienie w obojczyku... pierś.... Pragnął całować każdy fragment jego mlecznej skóry i z przyjemnością wsłuchiwał się w ciche jęki rozkoszy chłopaka. Blondyn przechylił głowę do tyłu, zamykając oczy i zaciskając dłonie na włosach bruneta, który przesuwał się ustami coraz niżej, na jego mostek, płaski brzuch, zatrzymując przy zapięciu paska u spodni. Spojrzał pytająco na Key, który zdawał się wstrzymać oddech, jednak jego oczy wyrażały prośbę. Jonghyun, uśmiechając się do niego, rozpiął jego pasek i pozbył się i tej części garderoby. Przez chwilę błądził wzrokiem po jego chudych, bladych nogach, nie mogąc nie docenić ich smukłości. Zaczął niespiesznie jeździć przy górnej krawędzi jego bielizny.
- Jonghyun?
Głos Kibuma był słaby i zachrypnięty. Spojrzał w górę, gdzie napotkał zamglone spojrzenie jego kocich oczu. Nagle sposób, w jaki Key zwykł przygryzać dolną wargę wydał mu się niezwykle pociągający.
- Tak?
- Jeśli zapytasz, czy jestem pewien to cię zabiję - odparł spokojnie, jednak z czającą się gdzieś blisko groźbą. - I...
- I?
- Najpierw ty - odezwał się po krótkiej pauzie, odwracając wzrok od jego oczu.
Jonghyun nie wiedzieć czemu zaśmiał się krótko i nerwowo, jednak nic nie powiedział. Podniósł się ze swojej pozycji półleżącej i próbował mocować z rozpięciem od spodni, jednak z bliżej niezrozumiałego powodu, jego dłonie zaczęły się trząść, utrudniając całe zadanie. Key zniecierpliwiony podniósł się na łokciach i położył ręce na rękach bruneta, po czym sam rozpiął i zsunął jego jeansy. Gdy te wylądowały obok porzuconych uprzednio części garderoby, blondyn jednym zdecydowanym ruchem zdjął również bokserki Jonghyuna. Spojrzał mu głęboko w oczy, przez co poczuł się jeszcze bardziej zdenerwowany, po czym otaksował z podziwem całą jego nagą sylwetkę. Dłonie Key nieśmiało dotknęły najpierw torsu chłopaka, a następnie zjechały niżej po żebrach i twardym brzuchu, by zatrzymać się przy jego członku. Jonghyun zadrżał na ten dotyk. Z przeciągłym jękiem  oparł głowę w zagłębieniu na szyi Kibuma, gdy ten zacisnął dłoń mocniej i zaczął nią poruszać na całej jego długości. Zaczął oddychać szybciej i zauważył, że i oddech blondyna stał się płytszy. Dotykał bruneta coraz śmielej i zachłanniej, doprowadzając go na skraj świadomości i niewysłowionej rozkoszy. 
Gdy Jonghyun czuł, że dłużej tego nie wytrzyma, popchnął chłopaka do tyłu, przerywając czynność, po czym pozbył go ostatniej części garderoby. Przez chwilę napawał się widokiem nagiego, leżącego pod nim delikatnego ciała chłopaka, po czym, nie tracąc z nim kontaktu wzrokowego, ujął jego członek w usta, na co oczy Kibuma otworzyły się szeroko i zamgliły. Zaczął poruszać się w górę i w dół, wyzwalając w blondynie serię jęków rozkoszy. W pewnym momencie Key prawie wykrzyczał jego imię i zamknął oczy, co Jonghyun uznał za dobry moment, by przesunąć dłoń na jego miednicę, a następnie powoli i ostrożnie nacisnąć palcem na miękki otwór. Dodatkowo zaczął energicznie pocierać dłonią jego członek, przez co Key był na tyle rozkojarzony, by nie skupić się na doświadczanym dyskomforcie. Dodał kolejny. Key zacisnął usta, jednak wyraz jego twarzy nie zdradzał cierpienia.  Jonghyun wyjął oba palce, po czym przesunął się w górę, by móc ponownie pocałować go w usta. Blondyn tęsknie i desperacko wbił się w jego wargi, na co Jonghyun zdusił pomruk w swoim gardle. Ostatni raz spojrzał mu w oczy i powoli, bardzo powoli,  wszedł w niego.  Key przejechał paznokciami po jego plecach, jednak Jonghyun nie zwrócił uwagi na odczuwany ból, bowiem skupiony był na odciąganiu bólu od blondyna. Key pocałował go w zagłębienie u nasady szyi.
Kochali się po raz pierwszy, jednak Jonghyun miał wrażenie, że robili to już wiele razy. Znał na pamięć ciało Kibuma, umiał bezbłędnie odczytywać jego reakcje i to wykorzystywać. Tej nocy imię Kibuma nie schodziło z jego ust, obsypane miłością, szanowane niczym sacrum. Wykrzyczał je również w apogeum  swojej rozkoszy, zagłuszany jedynie przez równie głośny krzyk szczytującego blondyna.
Jego kochanek stał się dla niego tej nocy całym światem. Widział w nim bóstwo, perfekcję i czyste piękno, któremu chciał podarować całą swoją miłość. Kim Kibum był jego teraz i był jego przyszłością.
Całował słone łzy z jego porcelanowej twarzy gdy zasypiał w jego objęciach.
***
Miał ochotę płakać i krzyczeć, gdy rano jego świat zniknął, a on obudził się zupełnie sam.
Kim Kibum dotrzymał słowa.
Nie pożegnał się z nim.
Tęczowy chłopiec odszedł.


***

Bardzo przepraszam wszystkich, którzy tu zaglądają, że tak rzadko coś dodaję, ale to właśnie ja i moja samodyscyplina... Uh.
Ciągle nie jestem pewna, czy to do końca dobry pomysł, ale w końcu zdecydowałam się umieścić  to opowiadanie. Jest... cóż stosunkowo długie, więc jeśli ktoś dobrnął do tego momentu, to należą mu się gratulacje. Pojawią się zapewne jeszcze dwie części, bo ów planowany two-shot troszkę urósł w słowa przez zimę. 
Było ckliwie, wiem, ale... tak już mam, a jeśli piszę o moim OTP to ciężko mi się powstrzymać ^^

Cóż, postaram się odezwać najszybciej jak to możliwe. Dziękuję za wszystkie komentarze. Kocham i ściskam każdego czytelnika <3

Pozdrawiam!