sobota, 11 maja 2013

Tęczowy Chłopiec [JongKey] 2/3


Gatunek: Romans, angst, fluff
Bohaterowie: Kim Jonghyun, Kim Kibum

Ostrzeżenia: brak


Odszedł.
Jonghyun zacisnął usta i zamknął oczy. Wsłuchiwał się w dźwięk gitary, na której grał Onew i starał z całych sił myśleć tylko o tym przeklętym dźwięku.
Dlaczego odszedł?
Zacisnął dłoń na pustym papierowym kubku po kawie i zaczął śpiewać, gdy Onew rozpoczął grać jego partię. Wiedział, że jego głos brzmiał słabo i pozostawał  zachrypnięty, ale w tym momencie nie zwracał na to uwagi. Chciał po prostu śpiewać. Musiał śpiewać. Wtedy jakby bolało mniej.
- Hyung - cichy głos Taemina próbował przebić się przez jego głośną notę.
Zignorował go, nawet nie otwierając oczu. Śpiewał głośno i coraz głośniej, bo wtedy miał wrażenie, że wszystko z niego ulatywało. Czuł się odrobinę lżej,  czuł przyjemną pustkę. Nie miał czasu myśleć o Kibumie. 
- Jonghyun - ostre zawołanie Onew dotarło do jego uszu.
Otworzył oczy i zdziwiony odnotował, że jego przyjaciel przestał grać i razem z Taeminem wpatrywali się w niego z nieukrywanym zmartwieniem i zmęczeniem. Zmarszczył brwi, bowiem nic nie rozumiał.
- O co chodzi? - spytał, patrząc raz na jednego raz na drugiego.
Onew przeczesał ręką półdługie, jasnobrązowe włosy  i wziął głęboki oddech, posyłając mu zaniepokojone spojrzenie.
- Śpiewasz nie ten utwór - wyjaśnił spokojnie
Jonghyun zupełnie zaskoczony skwitował to uniesieniem brwi. Taemin posłał mu przepraszające spojrzenie jednak pokiwał głową, poświadczając słowa lidera.
- Przecież sam mówiłeś, że teraz ćwiczymy ten kawałek - odparł, próbując się usprawiedliwić. - Przecież pamiętam, jak mówiłeś mi...
- Mówiłem to piętnaście minut temu - wszedł mu w słowo. - Najwyraźniej nawet nie zauważyłeś, ale już to ćwiczyliśmy.
Nie, nie zauważył. Zażenowany i zły na samego siebie spuścił wzrok. Nawet śpiewać już nie mógł. Przez niego stał się zupełnie bezużyteczny.
- Jonghyun, czy wszystko...
- Tak, Onew, wszystko w porządku - przerwał mu niecierpliwie, ostrym tonem, zdradzając, że w istocie było zupełnie odwrotnie. - Po prostu się zamyśliłem. Możemy kontynuować?
Jinki jeszcze przez chwilę mierzył go wzrokiem, a w jego oczach malowała się wyraźna troska o przyjaciela. Brunet nie chciał go martwić, dlatego spróbował zmusić się do uśmiechu, który ostatecznie przybrał formę krzywego grymasu. Zirytowany stwierdził, że nie umie go oszukać, skoro nie potrafił nabrać nawet samego siebie. Bo nic tak naprawdę nie było w porządku.
 - Hyung, gdzie jest Key?
Nieśmiałe pytanie Taemina trafiło w sedno. Zaskoczony uniósł głowę, by przyjrzeć się najmłodszemu chłopakowi, co było jego błędem, gdyż nawet jeśli przed chwilą nie był pewny, czy powinien powiedzieć prawdę, tak teraz nie potrafił skłamać. Byli przyjaciółmi, dlaczego miałby im nie ufać?
- Nie wiem - wyznał cicho, jednak w jego głosie zarysowywała się rozpacz. - Key zniknął.
Cisza, która zapanowała po jego słowach była męcząca. Zarówno Onew jak i Taemin wpatrywali się w niego z mieszanką współczucia i zaskoczenia, a on wcale nie pragnął ich troski. Chciał rady. Jakiegoś racjonalnego wyjaśnienia, dlaczego tak się stało. Musiał przecież być powód, powtarzał sobie. Musiał istnieć ten przeklęty powód!
- Kiedy zniknął? - spytał łagodnie Onew, czując, że stąpa po delikatnym gruncie.
- Tydzień temu.
Minął długi, głuchy tydzień, który dzień po dniu zatruwał go coraz bardziej. Niemoc, pytania, tęsknota stawały się nie do zniesienia i Jonghyun nie był pewien, czy w ogóle będzie jeszcze kiedyś w stanie normalnie funkcjonować.
- Dzwoniłeś do niego? - padło kolejne pytanie, tym razem ze strony Taemina.
Pokręcił głową, zły na samego siebie, że nawet nie wziął jego numeru telefonu.
- Byłeś u niego? - spytał ponownie Onew.
- Tak, Jinki. Byłem pod jego domem każdego dnia. Nigdy go nie zastałem... właściwie nikogo tam nie zastałem - wyznał zrezygnowany i zmęczony, po czym ukrył na moment twarz w dłoniach. - Co mam zrobić? Czy to jest waszym zdaniem normalne?
- Nie, Jonghyun - zgodził się ponuro Taemin. - Nie jest. To musi mieć swoje wytłumaczenie.
- Wierzę, że wszystko się wyjaśni - dodał Onew, klepiąc go dłonią po ramieniu. - Nie martw się tym. Może i nie znam Kima Kibuma zbyt dobrze, ale ktoś taki jak on musi mieć jakiś powód. Może to kwestia czasu?
Czas. Czas od początku wyznaczał nieludzkie granice ich znajomości, a teraz na domiar złego postanowił go torturować  Prychnął na tę myśl, jednak pokiwał zgodnie na sugestie Jinkiego. Czekał i będzie czekał dalej, bo nic innego mu nie pozostało. Kim Kibum nie mógł tak po prostu odjeść. Nie w momencie, gdy postanowił powierzyć mu swoje serce.

***

Jonghyun zaczynał wątpić w to, że dalsze czekanie pod domem Kima Kibuma przyniesie jakiś efekt, a coraz mocniej przekonywał się do możliwości przeprowadzki całej jego rodziny. Z dnia na dzień trudniej było mu znaleźć odpowiedź na pytanie, dlaczego wciąż uparcie wpatrywał się w drzwi do domu chłopaka i dlaczego nie mógł przestać złudnie wierzyć, że jeszcze kiedykolwiek się otworzą. Po co wciąż w nie pukał? Dlaczego walił pięściami w te przeklętą, drewnianą płytę, jeśli nic tam już na niego nie czekało? Skąd czerpał na to siły?
Z miłości? Nie, to szaleństwo, powtarzał.
Po prostu oszalał. Kim Jonghyun w ciągu jednej doby postradał zmysły.
Nikłe ślady wiary, jakie zostały w jego sercu kazały mu się nie poddawać, jednak były na tyle słabe, że początkowo nie uwierzył w widok uchylającego się przed nim wejścia. Uznał to za majak swojej wyobraźni i gotowy był uderzyć w niewidzialne drzwi po raz kolejny, jednak pięścią trafił w czyjąś otwartą dłoń.
W ciągu kilku sekund jego serce zdążyło kilkakrotnie zabić szaleńczo z radości, by po chwili ponownie się zatrzymać, bowiem, gdy uniósł wzrok nie zobaczył przed sobą upragnionej twarzy. Przed nim, u progu stał ciemnowłosy, wysoki mężczyzna  Jego duże oczy zastygły w kamiennym wyrazie i mierzyły Jonghyuna z wyraźną wrogością. Nieznajomy nie drgnął ani na moment od kiedy stanął przed nim i w pierwszym momencie chłopak pomyślał, że tylko wyobraził sobie krótki ruch jego ust. I to jedno zdanie.
- Odejdź stąd, Jonghyun.
Nie, nie mógł go znać. Przyjrzał mu się uważniej, marszcząc brwi. Nigdy wcześniej nie widział tej twarzy, co tylko mogło potwierdzać jego przypuszczenia, że Kim Kibum istotnie się wyprowadził. Z drugiej strony to w żaden sposób nie wyjaśniało, skąd ten człowiek znał jego imię. Ile o nim wiedział?
Skąd to wiedział?
  - Kibum nie chce, żebyś tu przychodził.
Jonghyun zamrugał kilkakrotnie. Imię chłopaka w ustach tego nieznajomego na moment zbiło go z tropu i dopiero po chwili dotarł do niego sens tych słów. Po jego ciele przebiegło niemiłe, zimne mrowienie, jednak starał się nie dać tego po sobie poznać. Sytuacja stała się klarowniejsza, choć niekoniecznie w tym kierunku, którego oczekiwał. Kim Kibum nie odszedł, a po prostu go zostawił. Mężczyzna przed nim nie był nikim nowym, a wspomnianym kiedyś współlokatorem Key. 
Wyjaśnienie było proste, dlaczego więc Jonghyun i tak nie potrafił ruszyć się z miejsca?
- Kim jesteś, by mówić za niego? - spytał, sam zaskoczony ostrością swojego tonu.
Zmrużył oczy i wyprostował się, chcąc dać mu do zrozumienia, że nie zamierzał tak łatwo odpuścić. Nie po tylu uprzednich, bezowocnych próbach, z których jedyną korzyścią było wypracowanie wzmożonej cierpliwości i uporu. Jonghyun zadarł głowę do góry, bowiem  mężczyzna przed nim był co najmniej o głowę wyższy od niego. To jednak on był tym gotowym do walki. Frustracja i gniew więzione przez niego tyle dni nagle stały się prawie namacalne.
- Jestem kimś zaufanym i  tyle powinieneś wiedzieć - odparł tym samym wrogim głosem i jeszcze wyraźniej zasłonił sobą przejście. - Odjedź.
Jonghyun prychnął drwiąco i skrzyżował ramiona na piersi. Możliwe, że nie był tutaj jedyną nad wyraz upartą osobą.
- Nie odejdę dopóki on mi tego nie powie - zagroził, podnosząc głos tak, by wspomniany mógł ewentualnie go usłyszeć. - Nie interesują mnie twoje słowa, kimkolwiek jesteś. Zasłużyłem na to, by Kim Kibum mi coś wyjaśnił!
Nieznajomy zrobił krok do przodu, jeszcze bardziej górując nad Jonghyunem, który nie ruszył się ani o krok. Stał twardo na swoim miejscu i mierzył go wzrokiem z równą wrogością.
- Zasłużyłeś? Jesteś pewien? - warknął. - Zostaw go w spokoju.
- Nie!
- Słuchaj ty...
- Minho, przestań.
Nieznajomy przerwał w pół zdania, a jego zacięta twarz na moment spuściła gardę, przybierając bardziej ludzki odcień. Westchnął przeciągle, jak gdyby wypuścił z siebie całe wstrzymywane powietrze, a jego ramiona zgarbiły się pod niewidzialnym ciężarem.  Jonghyun w tym momencie zapomniał jednak o wysokim grożącym mu mężczyźnie, bowiem znajomy głos odebrał mu całą gotowość do walki. Złość i nienawiść uleciały z niego, pozostawiając go samego, ponownie zagubionego w swoich własnych uczuciach.
Uniósł się na palcach, by spojrzeć przez ramię chłopaka nazwanego Minho. Wstrzymał oddech, gdy w progu zobaczył osobę, której widoku wyczekiwał od tylu dni. Poczuł się tak, jak gdyby nagle obraz z jego wyobraźni stał się realny. Z tą różnicą, że Kim Kibum w jego marzeniu nie miał tak zobojętniałego wyrazu twarzy, a uśmiechał się do niego. Widział go, a nie wbijał wzrok w kamienne płyty na chodniku. Podbiegł do niego, a nie stał oparty nieruchomo z dłonią zaciśniętą na rączce złotej, wysadzanej kamieniami laski.
- Kibum, ja to załatwię - powiedział po chwili Minho i odwrócił się w jego stronę, zapominając na moment o Jonghyunie, który wciąż uparcie próbował złapać spojrzenie blondyna. Bezskutecznie.
- Chcę z nim porozmawiać, Minho - odparł z naciskiem, a jego wzrok dał mu do zrozumienia, że to nie była prośba.
Wyższy brunet syknął, jednak poddańczo pokiwał głową. Obrzucił Jonghyuna ostatnim, ostrzegawczym spojrzeniem, po czym minął Key i zniknął w środku. Zostali sami, w zupełnej ciszy, w której Jonghyun zdał sobie sprawę, że nie wie, od czego zacząć. Chciał powiedzieć tak wiele, spytać o tak wiele, ale nagle zapomniał, jak się mówi. Blondyn po raz pierwszy przeniósł na niego wzrok, jednak tak naprawdę zdawał się go nie widzieć, jego oczy straciły blask, wyglądały na zmęczone i puste.
- Wejdź - powiedział cicho i sam cofnął się w głąb holu.
Jonghyun bez słowa ruszył za nim, nagle czując się onieśmielonym bardziej niż gdy był tu po raz pierwszy. Czuł się niczym intruz, bowiem zrozumiał, że Key naprawdę nie chciał go widzieć.
Zabolało.
Blondyn zatrzymał się przy schodach oparty o laskę i wskazał mu, żeby wszedł pierwszy. Jonghyun zaczął wspinać się do góry, walcząc z ochotą, by nie spojrzeć za siebie. Poczekał przed drzwiami jego pokoju i wszedł do środka, gdy Key je przed nim uchylił. Wzrokiem omiótł niedbale wnętrze, dochodząc do szybkiego wniosku, że nic szczególnego się nie zmieniło. Przynajmniej w kwestii pokoju, bowiem najprawdopodobniej zmieniło się wiele we wnętrzu właściciela.
Key stanął przy drzwiach i wbił wzrok w podłogę, w momencie gdy Jonghyun desperacko próbował spojrzeć mu w oczy. Nieprzenikniona maska, jaką przybrał nie pozwalała mu dotrzeć głębiej, przez co poczuł się zupełnie zagubiony jak i osamotniony. Miał wrażenie, że w drugim końcu pokoju stoi ktoś zupełnie obcy, a odległość między nimi była kilkakrotnie większa niż wyznaczały to ściany pomieszczenia. Nie miał pojęcia, kim był teraz ten chłopak, i ile tak naprawdę o nim wiedział. Jak miał z nim rozmawiać czy jak go traktować? Zwykłe pytanie, czy wszystko w porządku wydało mu się zupełnie nie na miejscu i w rzeczywistości doskonale znał na nie odpowiedź.  
- Kibum?
Jonghyun sam był zaskoczony  jak rozpaczliwie zabrzmiał jego głos. Jednym słowem, wyraził wszystko, co w tym momencie kotłowało się w jego wnętrzu. Pragnął wypowiedzieć jego imię, które powtarzał przez sen każdej nocy, a zarazem upewnić się, czy naprawdę rozmawiał z prawdziwą osobą. Z jego Kibumem. Jego tęczowym chłopcem.
Para ciemnych oczu spoczęła na nim, jednak ich pusty wyraz wciąż nie zdradzał żadnych emocji. Jonghyun nie zdążył nawet mrugnąć, a Key ponownie przeniósł wzrok na coś ponad jego ramieniem.
- Jonghyun, dlaczego wciąż tu przychodzisz? - spytał beznamiętnie i początkowo zapytany miał wrażenie, że się przesłyszał.
Otworzył usta i zrobił krok do przodu zanim zdążył się powstrzymać przed podbiegnięciem do blondyna. Nie mógł uwierzyć, że pytał, dlaczego. Był pewien, że wiedział. Musiał wiedzieć.To sprawa tak oczywista!
- Tęskniłem - powiedział cicho nagle onieśmielony chłodną aurą wokół Kibuma. - Chciałem cię zobaczyć.
Blondyn wywrócił oczami w swoim zwyczaju, jednak tym razem jego irytacja raniła Jonghyuna, a nie bawiła. Równie mocno zabolała go znudzona mina Key, gdy ponownie na niego spojrzał.
- Chyba nie do końca się zrozumieliśmy - zaczął, patrząc mu po raz pierwszy prosto w oczy. Brunet nie odważył się mrugnąć.
Przekręcił nierozumnie głowę i zrobił kilka kolejnych kroków do przodu tak, że odległość między nimi skróciła się do kilku stóp. Key skrzyżował ramiona na piersi i oparł się o ścianę.
- Co takiego?
Key westchnął i spuścił wzrok na swoje buty, by po chwili zmusić się do ponownego spojrzenia na zdezorientowanego chłopaka.
- Prosiłem cię o dwadzieścia cztery godziny - słowa Kibuma były wyraźne i ostro akcentowane, jak gdyby przemawiał do osoby upośledzonej. - Doba już się skończyła, jak i nasza umowa.
- Umowa?! - krzyknął oszołomiony. - Chcesz powiedzieć, że dla ciebie to tylko Umowa?! Żartujesz...
Jonghyun zaczął kręcić przecząco głową, nie przyjmując tego do wiadomości. Nie. Nie mógł tak myśleć. Zamknął oczy, próbując przywołać w wyobraźni obraz osoby, z którą najprawdopodobniej spędził najpiękniejsze dwadzieścia cztery godziny w życiu, jednocześnie zapomnieć na chwilę o groteskowej postaci w pokoju. Jego Key nigdy by tego nie powiedział, jego Key go...
kochał?
Otworzył oczy, wracając do rzeczywistości.
- Nie żartuję - odezwał się blondyn. - To wszystko, czego od ciebie oczekiwałem. Przykro mi, że się nie zrozumieliśmy.
- To koniec?! - ponownie krzyknął, stając tuż przy nim, tak blisko, że byłby w stanie poczuć jego oddech na policzku, gdyby Key nie wstrzymał oddechu. - Tak po prostu? - Mimowolnie podniósł dłoń, by dotknąć jego twarzy, ale chłopak odchylił głowę w sprzeciwie, tym samym przerywając kontakt wzrokowy.
- Tak - wyszeptał blondyn. - Jesteś wolny, Jonghyun.
- Wolny... - prychnął ze złością, bowiem słowo kompletnie nie pasowało do jego obecnego stanu. Był jak gdyby związany i bezradny, a wokół szyi wyczuwał niewidzialny łańcuch, który jednocześnie dusił go i uniemożliwiał swobodną mowę. W żadnym wypadku nie mógł być wolny. - Nie możesz być poważny! Key... - Błagalne zawołanie wyrwało mu się mimowolnie i miał wrażenie, że warga blondyna zadrgała.
- Jestem cholernie poważny! - Jonghyun odsunął się, zaskoczony nagłym ostrym tonem chłopaka. - Czego nie rozumiesz?! Nie potrzebuję cię!
Słowa odbijały się echem w uszach Jonghyuna, za każdym razem raniąc go coraz głębiej. Nagle poczuł się jak zagubiony chłopiec, pozostawiony samotnie przez osobę, której ufał i oddał serce. Osobę, której sam potrzebował. Nie znalazł jej w lodowatym spojrzeniu nieznajomego i zastanawiał się, czy naprawdę kiedykolwiek tam była czy jedynie ją sobie wyobraził. Kochanie złudzeń było bolesne, jednak wcześniej nigdy tego nie doświadczył. Gdyby tylko mógł, darowałby sobie to nowe przeżycie.
- W takim razie żałuję, że kiedykolwiek się poznaliśmy - powiedział cichym, wypranym z emocji głosem. - Mimo wszystko mam nadzieję, że ciebie nikt nigdy nie porzuci jak kolejną, znudzoną zabawkę -  dodał, ostatni raz rzuciwszy okiem na maskotki leżące na podłodze, po czym minął blondyna i wyszedł z pokoju, trzaskając drzwiami.
Stanął na moment w korytarzu, nie mogąc uwierzyć, że działo się to naprawdę, że Kim Kibum naprawdę właśnie wyrzucił go ze swojego życia. Jonghyun uznał, że był wielkim głupcem, wierząc w miłość, która nie miała nawet czasu zakwitnąć i dając się uwieść przez niedojrzałe uczucie. Tak trudno było mu przyjąć to do wiadomości, tak bardzo pragnął się teraz obudzić i odetchnąć z ulgą. Chciał, żeby właśnie ta scena była tylko jego złudzeniem, a nie uczucie do chłopaka. Pragnął tego ze wszystkich sił.
Ogólny szok i mętlik w głowie kazał mu wierzyć, że tylko wyobraził sobie odgłos czyjegoś osuwania się po drugiej stronie drzwi, a następnie ciche łkanie. Ostatkiem silnej woli odwrócił się od jego pokoju i ruszył szybko schodami ku wyjściu. Po drodze ani razu się nie zawahał, jak i nie rozglądnął po mieszkaniu, chcąc raz na zawsze zapomnieć o tym miejscu i Kibumie. Wbijał wzrok pod nogi, dlatego nie zauważył przed sobą drobnej kobiecej postaci, która pojawiła się znikąd, i której ramiona mocno go objęły.
Zaskoczony zastygł bez ruchu, nie mając serca się wyrwać. Nie był nawet pewien, czy mógłby to zrobić, bowiem czuł się zupełnie bezsilnie. Jak krucha porcelana, która powoli rozpadała się na kawałeczki, a którą w całości utrzymywały tylko te zdesperowane ramiona. Twarz matki Key pokrywały ślady świeżych łez, gdy na niego spojrzała.
- Proszę, Jonghyun - załkała cicho, zaciskając dłonie na jego płaszczu. - Proszę, uratuj go.

***

- Ale... jak mam go uratować? I dlaczego? - spytał zdezorientowany.
Kobieta otarła kolejne łzy, które spłynęły po jej policzku. Jej żałosny stan i rozpacz w oczach sprawiły, że Jonghyuna zakuło serce. Przez moment samolubnie cieszył się, że ktoś podziela jego nastrój, jednak z drugiej strony nikomu tak naprawdę nie życzył się w nim znaleźć. Chłopak z natury był szczególnie wrażliwy, jednak płacz kobiety był dla niego czymś wyjątkowo tragicznym, czymś co nie powinno mieć miejsca. W ciszy matka Kibuma zdążyła się trochę uspokoić i pokręciła głową.
- Nie mogę ci powiedzieć - szepnęła. - Obiecałam mu. Proszę cię, Jonghyun, pomóż mu.
Chłopak wzruszył ramionami i odgarnął włosy z czoła. Prośby kobiety nie miały dla niego sensu, a każda próba odkrycia więcej kończyła się porażką.
- Nie wiem, w czym miałbym mu pomóc, proszę pani - wyznał zrezygnowany. - On mnie nie potrzebuje.
- Nieprawda! - zapewniła go stanowczo, mimowolnie podchodząc bliżej. - Nieprawda - powtórzyła ciszej. - Potrzebuje cię, jak nikogo w tym momencie. Jonghyun... wiem, że się nie znamy, ale uwierz mi. Po prostu nie odchodź. Nie poddawaj się tak łatwo.
Jonghyun odwrócił wzrok na drzwi w korytarzu prowadzące na zewnątrz, jednak po chwili pomysł zniknięcia za nimi wydał mu się tchórzostwem. W głębi wiedział, że nie potrafiłby bez słowa minąć tej istoty. Jego matki. Osoby, która zapewne znała go najlepiej na świecie.
- Nie wiem, czy mam na tyle sił. - Westchnął zrezygnowany.
- Wierzę, że masz - odparła pewnie. - Tylko nie odchodź.
Wymienili długie spojrzenie i Jonghyun na moment wstrzymał oddech, bowiem jej oczy były tak podobne do oczu Key. Zaczął dostrzegać coraz więcej szczegółów w jej wyglądzie, które przekazała synowi i przez to łatwiej było mu uwierzyć w jej słowa.
Nie wiedział, czy powinien walczyć, ale był za to zdesperowany, pozostawiony bez szerszych możliwości wyboru. Sam nie wierzył w przyszłość, jednak skoro istniał ktoś, kto tak szczerze pokładał w nim swoją wiarę, nie pozostało mu nic, jak chwycić się tej osoby.
Doszedł do wniosku, że istotnie mogło istnieć coś, o czym nie wiedział, a co tak diametralnie odmieniło jego los. Może to właśnie był ten przeklęty powód, którego szukał od tygodnia. Był ciekawy i wciąż trzymał w sercu tę naiwną iskierkę nadziei, że może w rzeczywistości wciąż pozostało coś do odnalezienia. Ta kobieta musiała o tym wiedzieć, a jej płacz nie mógł być bezpodstawny. To go zaniepokoiło, bowiem wskazywało na to, że prawda mogła okazać się czymś poważnym. Mimo wszystko, Jonghyun zdążył już podjąć decyzję.
- Co mam dla niego zrobić? - spytał.
Bowiem był gotowy zrobić wszystko, nawet po raz drugi dać złamać sobie serce.

***

Jeśli wcześniej Jonghyun jedynie przypuszczał, że mógł postradać zmysły, to teraz był tego pewien. Najbardziej niedorzecznym pozostawał fakt, że czuł się z tym zupełnie dobrze. Doszedł do wniosku, że bycie wariatem nie było takie złe, a nawet przyjemne. Pomagało mu zapomnieć o całym brzemieniu, które ciężko leżało na jego barkach.
Przynajmniej psychicznym brzemieniu, bowiem fizycznie wspinanie się po nierównym tynku domu Kibuma było dosyć trudne i wymagające. Jonghyun jednakże lubił wysiłek, jak i ryzyko, dlatego próba dostania się do pokoju chłopaka przez okno zdawała mu się całkiem dogodnym pomysłem. Szaleństwo pozwalało mu zapomnieć o możliwości skręcenia karku przy każdym nieostrożnym położeniu stopy.
Jeśli zginę, to w słusznej sprawie, pomyślał, gdy w ostatnim momencie zdążył dosięgnąć parapetu okna jego pokoju, mam nadzieję, że to docenisz!
Zacisnął usta i z całych sił podciągnął się na ramionach, by po chwili niezdarnie zawiesić stopę o parapet. Westchnął głęboko  po czym przeniósł ciężar ciała na tę stabilną nogę i szybko wskoczył na okno, rozkładając ramiona na całą jego szerokość, by odzyskać równowagę. Odetchnął z ulgą, bowiem udało mu się ukończyć chociaż tę łatwiejszą część zadania. Główny problem wciąż tkwił za chłodną, szklaną szybą. Nigdy nie przypuszczał, że kiedykolwiek będzie musiał nachodzić kogoś i to w ten desperacki sposób  jednak z drugiej strony czuł się dziwnie podekscytowany.
Wnęka okna była dosyć wysoka, dlatego Jonghyun był w stanie stanąć na parapecie, czubkiem głowy dotykając górnej ramy. Wewnątrz pokoju panował mrok, przez co nie widział praktycznie nic, a co dopiero właściciela pokoju. Zawahał się tylko na moment zanim zapukał kilkakrotnie w szybę, chcąc zwrócić na siebie uwagę. Zagryzł wargi w oczekiwaniu na odzew, które trwało dłużej niż przypuszczał. Widok stojącego za oknem chłopaka musiał wyglądać trochę przerażająco od środka i na wyobrażenie tego, kąciki ust Jonghyuna lekko się uniosły.
Tak, zdecydowanie zwariował.
Zapukał ponownie. Mocniej i dłużej.
Nie, nie mógł dłużej czekać. Wyczekał już swoje i nic z tego nie otrzymał. Musiał działać szybko i do skutku.
Chciał zapukać po raz kolejny, gdy nagle jedno skrzydło okna otworzyło się do wewnątrz.
Z ciemności wyłoniła się twarz Key, blada w księżycowym świetle, z zaskoczeniem  i strachem, którego nigdy wcześniej u niego nie widział. Przełknął ślinę, opierając się mocniej o ramę okna, bo poczuł się odrobinę mniej pewnie.
- Jonghyun, co ty do diabła wyprawiasz?! Oszalałeś?! - krzyknął zdenerwowany blondyn, mierząc go karcącym spojrzeniem.
Zdecydowanie oszalał, jednak nie na tyle, by nie zauważyć pewnej zmiany w chłopaku. Kibum wyglądał na szczerze przerażonego i ten przejaw emocji tak bardzo odróżniał go od osoby, z którą widział się kilka godzin wcześniej. Key się bał. Bał się o niego. Czy w takim razie naprawdę zależało mu na jego losie?
- Cześć, Kibum - odezwał się z szerokim uśmiechem, którego chłopak nie odwzajemnił, a jedynie poruszył ustami, próbując wyartykułować kolejną reprymendę. - Widzisz? Książę wcale nie potrzebował złotej nici, by wspiąć się po ścianie. Jeden problem z głowy.
Key zmrużył oczy, gdy posłał mu groźne spojrzenie. Jonghyun nie przestawał się uśmiechać, bowiem z jakiegoś powodu złość chłopaka poprawiała mu humor. W końcu czuł, że znów rozmawia ze swoim Kibumem, swoim tęczowym chłopcem.
- Nie żartuj sobie ze mnie! - zagroził. - Co tu znowu robisz, Jjong? Której części nie-potrzebuję-cię nie rozumiesz?
Key przerwał nagle, zdając sobie sprawę ze swojego błędu, w momencie gdy serce Jonghyuna zakołatało radośnie na użyty przez niego pseudonim. Uśmiechnął się z litością do zażenowanego nieuwagą blondyna, który patrzył teraz na jego pobrudzone buty.
- Jesteś słabym kłamcą, Kibum - odparł łagodnie. - I generalnie nie rozumiem wszystkich części... mogę wejść?
Kibum uniósł zdziwiony brwi, gdy ponownie spojrzał mu w oczy. Odsunął się od okna, z ręką na framudze otwartego skrzydła.
- Mylisz się we wszystkim! - zapewnił go, jednak w głosie brakło mu znajomej stanowczości. - I nie. Nie możesz. Wracaj, skąd przyszedłeś i jak przyszedłeś.
Key zaczął zamykać okno, czego Jonghyun się spodziewał, bowiem wiedział, że chłopak był zbyt dumny i uparty, by tak po prostu odpuścić. Najwyraźniej jednak zapomniał, że i on był dokładnie taki sam.
- Dobrze - powiedział krótko i zrobił na oślep krok do tyłu, udając, że chce spaść.
- Czekaj! - krzyknął w tym samym momencie Kibum, na nowo otwierając okno i łapiąc go za nogawkę od spodni.
Jonghyun podszedł bliżej środka parapetu, stabilizując swoją pozycję, jednak Key i tak nie zabrał ręki, najwyraźniej wciąż w obawie przed kolejnym, szalonym posunięciem bruneta. Nie patrzył na niego, a jedynie spuścił głowę i wbił ponownie wzrok w jego buty. Jonghyun odniósł wrażenie, że coś w chłopaku zaczynało się łamać i  coraz bardziej przypominał samego siebie. Jak gdyby ochronna maska powoli osuwała się z jego twarzy, dając brunetowi możliwość dotarcia do jego wnętrza. Tak bardzo pragnął, by na niego spojrzał, jednak z tej perspektywy nie mógł nic zrobić.
- Której części wracaj-jak-przyszedłeś tym razem nie zrozumiałem? - spytał, siląc się na sarkazm.
Key pokręcił głową i Jonghyun był pewien, że na jego twarzy pojawił się charakterystyczny wyraz irytacji.
- Potrafisz być bardzo dosłowny tylko wtedy, gdy chcesz - mruknął tak cicho, że ledwo go usłyszał.
- Masz rację - potwierdził ze złośliwym uśmiechem. - Tylko, gdy tego chcę.
Kibum westchnął ciężko i mocniej pociągnął go za nogawkę z uwagą, by przypadkiem nie pozbawić go równowagi.
- Wchodź - szepnął i tym razem Jonghyun naprawdę nie był pewien, czy tylko się przesłyszał, jednak gdy blondyn odsunął się od okna, był pewien, że robił mu miejsce, więc bez namysłu schylił się i przeszedł przez wąską ramę.
Kibum nie zaświecił światła, jak gdyby chcąc schować przed nim cały swój zabawkowy świat, a jedynie stanął na środku pokoju z rękoma założonymi na piersi. Jonghyun mógł jednak zobaczyć go stosunkowo dobrze, bowiem poza jasnymi włosami i bladą karnacją, miał na sobie znajomy, biały podkoszulek ze Sponge Bobem. Kreskówkowa postać nagle przywiodła mu wszystkie wspomnienia z tamtego wieczoru, co jedynie utrudniało mu zachować dystans między sobą, a chłopakiem. Ostatkiem silnej woli powstrzymywał się przed złapaniem go w swoje ramiona i mocnym uściskiem bez możliwości ponownej ucieczki. Już raz go stracił i teraz, gdy istniała nikła możliwość odzyskania go z powrotem, Jonghyun postanowił walczyć ze wszystkich sił. Nie mógł tym samym pozwolić sobie na jakikolwiek błąd.
- Jesteś z siebie zadowolony, Jjong? - spytał cichym, zirytowanym tonem.
Jonghyun uśmiechał się triumfująco już od jakiegoś czasu, jednak na ponowne usłyszenie swojego przezwiska, jego uśmiech poszerzył się jeszcze bardziej.
- Szczęśliwy - poprawił go, zeskakując lekko z parapetu i podchodząc do chłopaka. - Szczęśliwy, że znów cię widzę.
Ku zdziwieniu bruneta, Key nie odsunął się z powodu jego bliskości, co sprawiło, że płomyk nadziei naiwnie zapłonął mocniej. Nie odważył się jednak go dotknąć, choć miał wrażenie, że dłonie zaczynają mu płonąć. Był zły na samego siebie, że tak łatwo dawał się porwać własnemu sercu, jednak z drugiej strony, gdyby nie te porywy, nigdy by już tu nie wrócił.
- Jesteś cholernie uparty - odparł Kibum, mrużąc oczy, przez co zaczął przypominać rozjuszonego kota. - Co muszę zrobić i powiedzieć, żeby zranić cię na tyle mocno, byś odpuścił?
Pytanie zbiło go z tropu, przez co przekrzywił głowę na bok. Problemy Kibuma sprowadzały się do konkretnych czynów, jednak Jonghyun nie mógł zrozumieć jednej rzeczy...
- Dlaczego miałbyś to robić, Key? - Podobnie jak blondyn zmrużył przy tym oczy. Kibum odwrócił wzrok. - Wytłumacz mi, bo nic nie rozumiem. Dlaczego chcesz, żebym odszedł? Wcale nie wygląda na to, że tego właśnie pragniesz. - Blondyn zagryzł dolną wargę, jednak nic nie odpowiedział. - Powiedz mi dlaczego - uciął błagalnie na moment wprowadzając między nimi ciszę. - Jeśli mam odjeść, chcę wiedzieć, co się między nami stało. Czy zrobiłem coś nie tak, czy naprawdę nic do mnie nie...
- Nie - przerwał mu. - Wszystko, co dla mnie zrobiłeś było cudowne. Dziękuję ci za każdą chwilę, ale Jonghyun... po prostu musisz odejść. Dla własnego dobra.
Jonghyun uznał, że słowa blondyna nie mają najmniejszego sensu i chłopak przeczył samemu sobie. Doszedł do wniosku, że najwyraźniej sam gubił się w tym wszystkim, przy okazji gubiąc i jego. Jonghyun jednak od jakiegoś czasu torował sobie drogę do chłopaka według prostych, ludzkich zasad, których priorytetem było serce. Nawet jeśli posuwało go to popełniania szaleństw, to i tak wszystko wydawało się prostsze i bardziej klarowne. Chciał, aby i Key mógł podążać jego śladem, jednak nie był pewien, co tak naprawdę działo się teraz w jego głowie. Nie był pewien jego uczuć, przez co pozostawał zagubiony w pętli ostrych słów i sztucznych, dzielących ich masek. Co miał zrobić? Jak z nim rozmawiać? Nieśmiało pozwolił sobie ująć w dłonie jego dłoń i zbliżyć się o kolejny krok. Butem o coś zahaczył i po chwili w pokoju rozległ się krótki huk, gdy długi, cienki przedmiot uderzył o podłogę. Było ciemno, jednak Jonghyun rozpoznał w nim widzianą wcześniej laskę, z którą chodził Key. Zignorował jednak przedmiot, ponownie przenosząc wzrok na chłopaka.
- Czy jeśli odejdę to będziesz szczęśliwy? - spytał cicho ze ściśniętym gardłem. - Czy tego właśnie pragniesz?
Key zagryzł usta. Cisza była przytłaczająca, przez co Jonghyun mocniej uścisnął jego rękę, jak gdyby chcąc zmusić go do mówienia.
- To nie jest ważne - odparł wymijająco. - Próbuję cię ratować, Jonghyun, choć możesz nie mieć o tym pojęcia.
Brunet prychnął na jego słowa i chwycił go obiema rękoma za ramiona, stojąc przed nim twarzą w twarz. Jego oczy napotkały jego, ale nie znalazł w nich ani śladu po dawnym blasku. Wyglądał jak ktoś, kto zupełnie stracił ducha walki, jak ktoś zmęczony, decydujący się raz na zawsze poddać.
- Nie próbuj, Kibum - odezwał się po chwili. - To nie mnie trzeba ratować tylko ciebie. Dlatego tu jestem i nigdzie nie odejdę cokolwiek by się nie działo. I wiesz dlaczego? Bo tego właśnie pragnę, a to ty sam nauczyłeś mnie, żeby podążać za swoimi pragnieniami!
Mógł się mylić, ale miał wrażenie, że oczy blondyna lekko się zaszkliły, a on pod żadnym pozorem nie chciał nigdy więcej widzieć jego łez. Spróbował posłać mu jeden ze swoich łagodnych uśmiechów byle tylko podnieść go na duchu, jednak nie był pewien, czy osiągnął cokolwiek.
- Powiesz mi w końcu, co się dzieje? - spytał, wierzchem dłoni gładząc jego chłodny policzek. Miał przy tym wrażenie, że dotyka kruchej porcelany.
Kibum złapał za jego dłoń na swojej twarzy, zamykając oczy i skupiając się na tym subtelnym dotyku i bliskości, której tak dawno nie doświadczyli. Jonghyun cierpliwie czekał, jednak po pewnym czasie poczuł pod palcami mokry ślad na policzku blondyna. Miał wrażenie, że znów rozpada się na kawałeczki, bowiem Kim Kibum zaczął płakać. Natychmiast otarł pojedynczą łzę, chcąc jak najszybciej powstrzymać kolejne.
- Key? - spytał niepewnie.
- Powiem ci, Jonghyun. Powiem ci wszystko, ale daj mi jeszcze chwilę - szepnął błagalnie, ponownie zamykając oczy. - Pamiętaj jednak, że jesteś wolny i możesz...
- Nigdzie nie idę! - przerwał mu, obejmując go mocnej. - Kocham cię, do cholery! Tu jest moje miejsce, czy ci się to podoba czy nie!
Key odwzajemnił jego uścisk, kładąc głowę na jego ramieniu. Jonghyun całym sobą chłonął jego dotyk, nagle czując się szczęśliwym i zupełnie bezpiecznym. Uznał to za zgodę ze strony blondyna i w tamtym momencie nie myślał o niczym innym, jak o osobie, którą trzymał w ramionach.
- Też cię kocham, Jonghyun - wyszeptał mu do ucha, przez co brunet na moment wstrzymał oddech, bowiem zupełnie nie spodziewał się tego wyznania. - Wiedziałeś?
Minęła chwila zanim odzyskał głos i w odpowiedzi uniósł głowę, by spojrzeć mu w oczy.
- Miałem nadzieję - zdążył odpowiedzieć zanim Key, równie niespodziewanie, pocałował go.

***

- Jonghyun?
Lubił, gdy szeptał jego imię. Lubił, gdy zniżał głos do subtelnego pomruku. Było w tym coś eterycznego, zwłaszcza, gdy działo się nocą, gdy leżał na jego ramieniu, muskając jego ucho swoimi wargami. Bał się otworzyć oczu, by przypadkiem nie odkryć, że magiczna chwila była tylko jego kolejnym sennym marzeniem. Uśmiechnął się nie do końca przytomny, postanawiając pozostać w tym słodkim majaku.
- Jonghyun, śpisz?
Kolejne pytanie wypowiedział już głośniejszym, jednak lekko zachrypniętym głosem, co było równie zmysłowe jak sam czysty szept. Brunet w odpowiedzi przekręcił głowę, wargami szukając czoła chłopaka. Zanurzył nos w jego miękkich włosach, składając przy tym lekki pocałunek. Tak bardzo chciał, by ten moment trwał wiecznie, by nigdy się nie obudził.
- Sam nie wiem - mruknął nieprzytomnie.
Poczuł jego dłoń snującą wzory na jego torsie, co lekko łaskotało, jednakże w gruncie rzeczy nie miał nic przeciwko.
- Kocham cię - szepnął Key, na co Jonghyun uśmiechnął się przez sen, mocniej obejmując go w talii. - Stało się. Kocham cię, draniu.
Brunet uśmiechnął się jeszcze szerzej, szczęśliwy jak nigdy dotąd, gotowy słuchać tego typu wyznań przez całą noc. Mimowolnie gładził jego nagie plecy, które w kontakcie z jego dłonią wydawały się przyjemnie chłodne.
- Kocham cię bardziej, Kim Kibumie - odparł pewnie, wyobrażając sobie jego twarz w księżycowym świetle.
- Jak bardzo?
- Już bardziej się nie da.
- Jesteś pewien?
Jonghyun zmarszczył brwi, nie rozumiejąc, skąd w chłopaku tyle wątpliwości. Miał wrażenie, że był wystarczająco oczywisty i bez tych zapewnień.  Czuł się jak otwarta księga zapisana jedynie tą szaloną, naiwną miłością, której nie sposób było nie zauważyć.
- Co za pytanie?
Długą chwilę przestał słyszeć cokolwiek, nawet równego oddechu blondyna, przez co wystraszył się, że jego cudowny sen dobiegł końca.
- Nie zostawiaj mnie - szepnął w bliskim ataku paniki, mocniej przyciskając do siebie chłopaka.
Delikatne palce musnęły jego policzek następnie zastąpione przez jego usta. Jonghyun nie odważył się otworzyć oczu, bowiem w jego wyobraźni Kim Kibum wciąż tu był.
- Nie zamierzam, Jonghyun. - Odpowiedź go uspokoiła i dała nadzieję. - Powiedz, że też nie odjedziesz. Proszę, obiecaj mi to.
- Nigdy cię nie zostawię - powiedział szybko, nie mogąc sobie nawet wyobrazić takiej możliwości.
- Nawet jeśli pojawią się problemy? Jeśli nie będę już wyglądał jak młody bóg...
- Czyli uważasz, że teraz wyglądasz jak młody bóg? - przerwał mu, drocząc się z jego ego.
- Oczywiście.
Jonghyun zaśmiał się mimowolnie na aroganckie słowa blondyna. Nie mógł mu jednak zaprzeczyć, bowiem nie wyobrażał sobie, by było inaczej. Dla niego już na zawsze pozostanie ideałem, bez względu na to, co pokazałaby mu rzeczywistość.
- Nawet jeśli się zestarzeję?
- Tak.
- Nawet jeśli jestem chory?
Jonghyun jęknął zmęczony. W innych okolicznościach mógłby ciągnąć tę rozmowę bardzo długo, jednak coraz ciężej było mu pozostać w pełni świadomym.
- Nawet jeśli miałbyś trzy głowy i dwie lewe ręce. Tak i jeszcze raz tak - mruknął, ziewając przeciągle.
- Dobrze - odpowiedział mu cicho, najwyraźniej usatysfakcjonowany. - W takim razie możesz już spać.
Brunet poczuł jak głowa Key oparła się o jego ramię, po czym odpłynął w błogą nieświadomość.

***

- Spójrz, to wygląda świetnie! - zawołał zachwycony Jonghyun.
Pociągnął blondyna za ich splecione dłonie na drugą stronę ulicy, gdzie znajdowało się tymczasowe lodowisko stworzone nieopodal parku. Dookoła atrakcji kręciło się sporo osób, co świadczyło, że jazda na łyżwach cieszyła się dużą popularnością. Jonghyun wykazywał wyjątkowy entuzjazm na myśl o lodowisku  jednak nie było to niczym niezwykłym, bowiem przez ostatnie dni wszystko wydawało mu się piękne i magiczne.
Czuł się jak człowiek szczodrze nagrodzony przez los, a wszystko za sprawą Kima Kibuma, z którym stał się nierozłączny, i który mocno zakotwiczył się w jego życiu. Miał wrażenie, że chłopak od zawsze stanowił część jego życia i coraz mniej pamiętał z czasów, gdy było inaczej. Nie do końca rozumiał, jak możliwym było przywiązać się do kogoś tak mocno w tak krótkim czasie, jednak przy Key łatwiej przychodziło mu wierzyć w cuda.   
- Tak - przyznał mu blondyn, gdy znaleźli się przy barierce. - Miło popatrzeć.
Jego wzrok śledził niezdarne poczynania małej dziewczynki, która nieśmiało próbowała podjechać na środek lodu, jednak kilkakrotnie straciła  równowagę.
- Popatrzeć? - powtórzył po nim Jonghyun nie do końca usatysfakcjonowany. - Nie masz ochoty pojeździć? - zasugerował, unosząc pytająco brew.
Key spojrzał na niego niepewnie, następnie przeniósł wzrok na wirujących przed nim ludzi.
- To nie najlepszy pomysł, Jjong - odparł, kręcąc głową.
Brunet wydał z siebie pomruk niezadowolenia, po czym oparty o ramię chłopaka, domagał się jego uwagi. Key wywrócił oczami, jednak wyraz jego twarzy wskazywał, że pozostawał nieugięty.
- Czemu nie? - nalegał. - Nie umiesz jeździć?
Kibum prychnął obruszony pomysłem. Jonghyun wiedział, że chłopak nie lubił, gdy zarzucano mu jakieś słabości, jednak to nie powstrzymywało go, by drażnić się z jego ego.
- Umiem, ale nie lubię tego - wyznał po chwili i oparł się łokciem o barierkę.
- No proszę, Kibum...- jęknął brunet, siląc się na najbardziej błagalne spojrzenie na jakie było go stać.
Key ukradkiem zmierzył Jonghyuna wzrokiem, jednak szybko postanowił go zignorować, bowiem ten coraz częściej wykorzystywał przed nim swoją błagalną mimikę. Jeśli Kim Kibum w istocie miał jakieś słabości to było nią właśnie to spojrzenie. 
Westchnął zrezygnowany, chowając twarz w dłoniach.
- Co jest, Key? Wszystko w porządku? - Usłyszał zatroskany głos bruneta.
Blondyn wyprostował się i odwrócił ponownie w jego stronę. Zawahał się zanim postanowił odpowiedzieć, ciągle niepewny i z obawą.
- Boję się, Jonghyun - wyznał cicho z poważnym wyrazem twarzy. Odpowiedź zdziwiła chłopaka, na co zmarszczył nierozumnie brwi. - Boję się upaść.
Jonghyun otworzył usta trochę zaskoczony wyznaniem chłopaka, bowiem od początku postrzegał go jako istotę nieustraszoną, silną i zbyt dumną, by przyznać się do swoich niemocy. Myśl, że Kim Kibum mógł się czegoś bać była przygnębiająca, a myśl, że mógł się czegoś bać, gdy on był obok rozdzierała mu serce.
Nie miał najmniejszej ochoty naśmiewać się z chłopaka, co najwyraźniej nie uszło jego uwadze, bowiem po chwili Key zmierzył go pytającym spojrzeniem. Jonghyun w odpowiedzi posłał mu szeroki uśmiech i ścisnął mocniej jego dłoń.
- Przy mnie nigdy nie upadniesz - obiecał mu. - Chodź, tylko raz - poprosił ponownie i tym razem, ku jego szczeremu zdziwieniu, Key pokiwał zgodnie głową.
Wypożyczyli łyżwy i po chwili znaleźli się na lodzie otoczeni przez jeżdżących ludzi. Lodowisko było dosyć zatłoczone, jednak to nie zmniejszyło entuzjazmu Jonghyuna, gdy ruszył naprzód, ciągnąc za sobą niepewnego Kibuma. Jeździli blisko barierki, gdzie znaleźli stosunkowo dużo wolnego miejsca.
- Woah... - krzyknął Jonghyun, puszczając na moment blondyna, by okręcić się wokół własnej osi.
- Prawdziwa z ciebie Kim Yu-Na - zadrwił Key, podążając ostrożnie jego torem.
Brunet zaśmiał się głośno  jadąc przed nim tyłem i nie zważając na innych ludzi, którzy co chwilę posyłali mu mordercze spojrzenia, gdy musieli usuwać się z jego drogi.
- To dopiero początek - zadeklarował po chwili z tajemniczym uśmiechem.
Jonghyun silił się na coraz bardziej skomplikowane figury, które wychodziły mu raz lepiej raz gorzej, jednak zadowolony wyraz twarzy Kibuma był wszystkim, czego potrzebował do osiągnięcia pełnej satysfakcji. Skinął na niego palcem, by jechał za nim, starając się cały czas nie spuszczać go z oczu. Kibum w odróżnieniu od swojego partnera nie brał udziału w popisach, a jego ruchy pozostawały ostrożne i dosyć wolne. To jednak nie przeszkadzało brunetowi w stwierdzeniu, że jeździł doskonale. Starał się utrzymać tempo Jonghyuna i przyspieszał razem z nim, przez co brunet mimowolnie jechał coraz szybciej i szybciej. Key w pewnym momencie, po usilnych próbach, zdołał dogonić chłopaka z dumnym uśmiechem na ustach i przyspieszonym oddechem. Jonghyun ponownie chwycił go za rękę i razem zrobili pełne okrążenie wokół lodowiska.
Wszystko było idealnie. Jonghyun pozostawał zamknięty w swoim kokonie szczęścia, przez co początkowo  nawet nie zauważył, jak uścisk dłoni blondyna zaczął się rozluźniać. Uśmiech zniknął z jego ust, gdy spojrzał w bok, na bladą i zmęczoną twarz Kibuma i jego nieprzytomne spojrzenie.
- Key?
Nie otrzymał odpowiedzi, bowiem w tym samym momencie oczy chłopaka zamknęły się, a on zaczął opadać do tyłu, wymykając się z jego uścisku.
- Kibum! - krzyknął w panice i szybko schwycił go w swoje ramiona.
Głowa blondyna ciężko opadła na lewe ramię Jonghyuna, w momencie gdy starał się utrzymać go poprzez mocny uchwyt wokół talii. Ciało Key zrobiło sę bezwładne niczym lalka. Jonghyun przerażony rozglądnął się dookoła, trzymając go blisko siebie. Nie miał pojęcia, co mogło się stać, jednak w tamtym momencie jego priorytetem pozostawało zapewnienie mu bezpieczeństwa. Łyżwy na nogach nie ułatwiały tego zadania, dlatego bardzo powoli i niezdarnie przesunął się wraz z nieprzytomnym blondynem w stronę wyjścia, gdzie posadził go na pierwszej ławce trybun wokół lodowiska. Pozbył się sprzętu z nóg i natychmiast skupił ponownie na chłopaku. Był przerażony, dlatego początkowo w zupełnej panice, próbował go ocucić jedynie błagalnymi prośbami. Ponownie się rozglądnął, jednak nikt nie zdawał się zwracać na nich uwagi. Z ulgą odnotował, że Key oddychał, lecz mimo to rozluźnił szalik wokół jego szyi, dłońmi stabilizując mu głowę. Nie był za to pewien, czy sam jeszcze był w stanie złapać oddech.
- Key, błagam, ocknij się. Proszę... Key.
W momencie, gdy miał krzyknąć po pomoc, usta blondyna otworzyły się, a jego powieki lekko uniosły.  Spojrzał nieprzytomnie na przerażoną twarz Jonghyuna przed sobą, który w tym czasie odetchnął z ulgą.
- Jonghyun? - mruknął niewyraźnie, wyciągając przed siebie dłoń, by dotknąć policzka chłopaka. - Wyglądasz... blado.
Gdyby nie fakt, że pozostawał śmiertelnie wystraszony, zapewne zaśmiałby się na tę uwagę, jednak w zaistniałych okolicznościach jedynie prychnął cicho pod nosem.
- Spójrz na siebie - odparł, na co blondyn zmierzył go zdezorientowanym spojrzeniem. - Kibum, następnym razem uprzedź mnie, zanim postanowisz zemdleć na środku lodowiska, dobrze? - powiedział, siląc się na łagodny ton, choć w rzeczywistości miał wrażenie, że głos zaraz mu się złamie. - Dobrze się czujesz? - dodał, mierząc go uważnie wzrokiem.
Policzki blondyna pozostawały zimne, jednak dostrzegł na nim ślad dawnego rumieńca, który wziął za dobry znak. Key wzruszył ramionami, po czym przetarł dłonią czoło.
- Muszę zadzwonić po Minho - mruknął, szukając w kieszeni telefonu.
Z jakiegoś powodu zakuło to Jonghyuna, bowiem nie rozumiał, dlaczego szukał pomocy u ostatniej osoby, do której sam miałby ochotę zadzwonić. Był przy nim i chciałby, aby to wystarczyło.
- Minho? Choi Minho? - powtórzył oburzony.
Kibum pokiwał głową, wykręcając numer. Jonghyun odwrócił wzrok, odsuwając się od chłopaka, by ukryć swoje rozczarowanie. Blondyn odprowadził go wzrokiem, przygryzając dolną wargę, jak gdyby świadomy sytuacji, jednak niepewny, co zrobić.  Zapomniał na chwilę o aparacie przy uchu i, gdy dłoń Jonghyuna zaczęła osuwać się z jego twarzy, chwycił ją w swoje palce, zatrzymując chłopaka przy sobie.
Odłożył telefon, gdy brunet zmierzył go zdziwionym spojrzeniem. Westchnął ciężko, zanim zebrał się na odwagę.
- Jonghyun... pamiętasz, gdzie się poznaliśmy? - spytał, zbijając go z tropu.
Brunet uznał, że to dziwny moment na wspominanie początków ich znajomości, w wyrazie czego zmarszczył brwi.
- Na parkingu pod kliniką. Nazwałeś mnie pingwinem. Tak, pamiętam to, Kibum - odparł z żalem i blondyn silił się, by powstrzymać uśmiech, bowiem w głębi wcale nie miał nastroju do żartów.
Pokiwał twierdząco głową.
- A pamiętasz nasze drugie spotkanie? - ciągnął, badając go ostrożnie wzrokiem.
Jonghyun przez moment zastanawiał się, próbując zrozumieć, do czego dąży ta dyskusja. Coś zaczynało mu się układać, jednocześnie rodziło w nim niepokój.
- Tak. Spotkałem cię na korytarzu w tej klinice - powiedział, przywołując w pamięci moment, w którym złożył niedorzeczną obietnicę, a zarazem zapoczątkował nowy etap swojego życia.
Kibum ponownie pokiwał głową, na chwilę wprowadzając między nich ciszę.
- Nie znalazłem się tam bez powodu - wyznał cicho i w tym samym momencie chłopak wszystko zrozumiał. - Tak. Jestem chory. I... przepraszam. Jonghyun, przepraszam, że dowiadujesz się o tym teraz..
Poczuł, że jego nogi robią się słabe, a sam osuwa się pod ciężarem tej informacji.
- Key...- zaczął, w rzeczywistości bojąc się zapytać o cokolwiek. - Kibummie....
- Mam  stwardnienie rozsiane - powiedział jeszcze słabszym głosem, na moment odwracając wzrok. - Powinieneś wiedzieć o tym dużo wcześniej, ale nie mogłem zebrać się na odwagę. To moje przekleństwo, którym nigdy nie chciałem cię obarczać. Naprawdę, nie chcę tego robić, dlatego Jonghyun... zrozumiem, jeśli...
Jonghyun ukląkł przed nim zarówno z powodu braku sił w nogach, jak i po to, by znaleźć się na poziomie blondyna. Ujął jego twarz w dłonie, chcąc by na niego spojrzał. Miał wrażenie, że ciemne oczy Key jak gdyby lśniły bardziej z każdą sekundą. Tak bardzo nie chciał widzieć jego łez i zrobiłby wszystko, żeby je powstrzymać, jednocześnie miał coraz większy problem z zapanowaniem nad własnymi.
- To musi być jakiś żart - powiedział cicho, przełykając ślinę.
Oczy Kibuma rozszerzyły się, gdy spojrzał na niego pytająco.  Jonghyun zauważył, jak wargi blondyna zadrżały, a cała jego twarz zamarła ukazując bolesny widok zranionego człowieka.
- Naprawdę musisz żartować, myśląc, że mógłbym cię zostawić! - powiedział głośniej, w tym samym momencie obejmując chłopaka i kryjąc twarz w jego włosach. - Key, jak w ogóle możesz tak mówić?!
Poczuł jak ciało blondyna zaczęło drżeć od szlochu, przez co objął go jeszcze mocniej i zacisnął powieki, by nie zawtórować mu w płaczu. Chciał być silny, musiał taki  być dla niego, musiał zapewnić mu ochronę. W duchu powtarzał sobie, że może to zrobić.
- Jonghyun... ja nie wiem! Nie wiem, jak mam z tym żyć. Nie wiem, co może się stać. Nie jestem na to gotowy. Nikt nie jest. - Jego głos był zachrypnięty i niewyraźny, gdy plątał się we własnych odczuciach.
Brunet zaczął gładzić go po głowie, próbując przynieść mu ukojenie, a jednocześnie znaleźć odpowiednie słowa. Zadanie nie było łatwe, bo tak bardzo, jak chciał powiedzieć, że wszystko będzie dobrze, tak sam wciąż pozostawał zagubiony i zdezorientowany w nowej sytuacji. Nic nie wiedział o tej chorobie, nie miał pojęcia, co mogła przynieść przyszłość i skłamałby mówiąc, że wcale się o nią nie bał. Z drugiej strony, wiedział kilka rzeczy: po pierwsze, musiał pozostać silny, nawet jeśli miałby być silny za nich dwóch. Po drugie,
- Obiecałem, że nigdy cię nie zostawię, Kibummie - powiedział na głos. - Będę tu. Wiesz, mogło być gorzej... Mogłeś jednak mieć te trzy głowy - dodał, siląc się na lekki ton i miał nadzieję, że to pomoże.
Po trzecie,
- Kocham cię - dodał, gdy nie otrzymał od Key  nic poza słabą próbą śmiechu. - Jeśli jesteś chory to i ja jestem. To nasza choroba. Damy radę, wierzę, że damy. Słyszysz?
Blondyn uniósł głowę , by na niego spojrzeć. Jonghyun z bólem odnotował jego zapuchnięte oczy, po czym wierzchem dłoni otarł mu z policzka jedną z ostatnich łez. Key pokiwał niepewnie głową, próbując zapanować nad sobą.
- Odwagi, Kibummie - szepnął, uśmiechając się szeroko. Ku własnemu zdziwieniu nie musiał się wysilać, by ponownie przywołać na twarz uśmiech. W rzeczywistości wszystko, co robił dla Kima Kibuma przychodziło mu z łatwością.
Niespodziewanie Key rzucił mu się na szyję, trochę go przy tym dusząc, jednak nie narzekał, a cieszył się, że wzbudził w nim taką, a nie inną reakcję. Odwzajemnił uścisk, zamykając oczy.
 - Jjong, jesteś najlepszy, wiesz? - Usłyszał głos chłopaka tuż przy swoim lewym uchu.
- Wiem - odparł nieskromnie i śmiechem zawtórował blondynowi.
Nie wiedzieli, ile minęło, gdy siedzieli wtuleni w siebie na ławce przy lodowisku i nie miało to dla nich większego znaczenia, bowiem chwila wydała się idealna. Jonghyun nie zwracał już więcej uwagi na lodowisko czy ciekawe spojrzenia innych ludzi, bowiem straciły one swoją wartość.
- Dziękuję - Głos Key wyrwał go z błogiego, rozmarzonego stanu.
- Za co? - spytał zdziwiony, nie będąc pewnym, czy zgubił wątek czy czegoś nie usłyszał.
- Dziękuję, że nie dałeś mi upaść - dodał Kibum,  posyłając mu uśmiech wdzięczności.
Jonghyun w odpowiedzi mocniej ścisnął jego dłoń.
- Mówiłem, że nigdy nie upadniesz.
- Tak - przyznał sennie blondyn, opierając głowę o jego ramię. - Mówiłeś.  
Od tamtego momentu Kim Kibum przestał bać się upadku, bowiem ktoś podarował mu skrzydła. 

***

Witam,
z poślizgiem, ale mamy w końcu drugą część :) Nie wiem, co mogłabym o niej powiedzieć, bowiem nie potrafię jej ocenić, nie odwołując się do całości. Pozostawię to do następnej części, tymczasem Wy śmiało podzielcie się ze mną swoim komentarzem.
Trzecia część wciąż pozostaje nieskończona, ale mam zamiar zrobić to dziś [choćbym miała przy tym płakać, krzyczeć, gryźć i drapać ściany]. Postaram się dodać ją jak najwcześniej, bo nie chcę Was dłużej niecierpliwić długimi przerwami. Bardzo mi z tym źle, naprawdę. 
Dziękuję za wszystkie komentarze, są jak miód na moje serce <3 Nie bójcie się być szczerzy.
 To co... widzimy się w następnej, finałowej części!
Pozdrawiam i ściskam każdego z osobna! 


edit: szalony czas.... Dajcie mi jeszcze moment :( 

3 komentarze:

  1. Część bardzo udana i bardzo się cieszę, że jest nam dane czytać to wspaniałe opowiadanie :)
    Napisałaś, że ciężko ci oceniać tę część, znając całość. Mi za to jest ciężko ją ocenić, nie wiedząc, co będzie dalej :P Znowu opis relacji Key i Jjonga przyprawiał mnie o nieustanne ciepło w okolicy serca. Jonghyun był tak zdesperowany, że o mało się nie zabił, ale udało mu się dotrzeć do Kibuma i choć potwierdziły się moje obawy, co do chorującego Key, to myślę, że nie pozwolisz, aby choroba naszego Kluczyka postępowała szybko. Z tego, co czytałam, to im szybciej stwardnienie rozsiane jest zdiagnozowane, tym choroba wolniej postępuje. Mam nadzieję, że będą mogli długo cieszyć się tą miłością. Jjong w twoim opowiadaniu jest twardy, szczególnie jeśli chodzi o Kibuma i na pewno go nie opuści (ale nie wykluczam, że może się później na chwilę załamać i nawet go zostawić). Kocham tę dwójkę i nie chciałabym nawet w opowiadaniu patrzeć, jak trwale cierpią. Cieszę się, że nie zrobiłaś z tego wielkiego melodramatu i Key szybko pękł. Inaczej męczyliby się obaj, a teraz mogą sobie nawet pójść na lodowisko, bo Lisek nie będzie się bał.
    Odnośnie stylu i błędów pisałam już wcześniej - piszesz świetnie i poziom stylistyczny jest wysoki ;) Oby tak dalej.
    Ostatnią część skończysz szybko, ale pytanie, kiedy ją dodasz... Mam nadzieję, że nie będziemy musieli czekać długo, że dodasz ją w najbliższych dniach *błaga, żeby to było jutro*.
    Ok, nie rozpisuję się więcej. Co najważniejsze, to napisałam. Czekam na dalsze losy JongKey i wysyłam ci małą dawkę weny :P
    Hwaiting <3


    OdpowiedzUsuń
  2. O Jezu!!!!
    NIE WYŚWIETLIŁO MI, ŻE DODAŁAS KOLEJNY PART O____________O
    Dlatego pod poprzednim rozdziałem napisałam, że zaglądam każdego dnia i nic nie ma. Aish~ Wybacz :c
    ALE JESTEM SZCZEŚLIWA, ŻE JEST JUZ KOLEJNA CZĘŚĆ <3
    Kilka razy to juz przeczytałam <3
    Masz świetny stytl pisania, dzięki czemu przyjemnie to sie czyta.
    A fabuła..................jfkfkalgkahgkjshjgkadhgjkgasdhgvkjhaifviksjedfjvskdjfjvsad
    Przepiękna <3
    Przepięknie przedztawiłaś ich relacje :)
    Mam nadzieję, że na finałową część nie będziemy musieli czekac juz tak długo.
    Weny życzę <3
    Hwaiting ^^

    OdpowiedzUsuń
  3. Naprawdę rzadko się wzruszam, jedynie wtedy, gdy oglądam filmy z psem w roli głównej lub 'Króla Lwa', ale czytając tą część normalnie czułam, że mi się oczy pocą. Wiedziałam, że Key jest chory, ale nie sądziłam, że to stwardnienie rozsiane... Jeszcze ta piosenka w tle, noo i znów mi się płakać chce. To było takie piękne. Nie dziwię się Kibumowi, że odpychał od siebie Jjonga, sama też bym tak robiła, by oszczędzić bólu bliskiej osobie, tylko ze na dłuższą metę to nie jest żadne rozwiązanie, więc cieszę się, że Jjong nie odpuścił i wlazł przez to okno do pokoju Kibuma i ten pozwolił mu zostać. Scena na lodowisku była tym momentem, w którym już nie dałam rady i się wzruszyłam. Może nie płakałam, ale czułam taki dziwny uścisk w sercu. To taka piękna historia, że nie chce by się kończyła :c mam nadzieję, ze nie zamierzasz zabić Kibuma na końcu, bo nie wybaczę!

    OdpowiedzUsuń