Jestem zła na samą siebie, że tak rzadko publikuje nowe opowiadania, ale niestety nie miałam ostatnio za dużo czasu, a gdy już mam czas to nie mam weny. Co najdziwniejsze większość moich fanfików powstaje między pierwszą, a piątą nad ranem... Cóż.
Uparłam się, żeby to skończyć zanim wezmę się za cokolwiek innego. Czuję ulgę, bo pisanie tego fanfika sprawiło mi trochę problemów. Kocham HunHan, jednak pisanie o nich wciąż jest dla mnie czymś nowym i niepewnym. Postanowiłam jednak jakoś wyrazić moją miłość do tych dwóch, czarujących blondynów, stąd ta historia.
Dziękuję za wszystkie komentarze i miłe słowa. Moje serce rośnie za każdym razem, gdy je czytam <3 Dajecie mi dużo siły, choć możecie nie zdawać sobie z tego sprawy.
Do usłyszenia wkrótce!
GATUNEK: Romans, fluff, humor
BOHATEROWIE: Sehun, Luhan
OSTRZEŻENIA: Nie ma się czego obawiać. Tak myślę.
Zmrużył oczy i z grymasem
niezadowolenia odwrócił wzrok od wielkiej, jaskrawopomarańczowej plamy na
horyzoncie. Nigdy nie ulegał romantycznej aurze, jaką ludzie tworzyli wokół
zachodu słońca, a z wiekiem zaczynał uznawać to zjawisko za nieznośnie
irytujące. Uczucie powracało do niego za każdym razem, gdy zmuszony był
prowadzić samochód w godzinach popołudniowych, a robił to praktycznie
codziennie. Miał prawo i solidny powód by go nienawidzić.
Zwłaszcza, gdy to cholerne słońce
świeciło mu bezczelnie w oczy.
Na domiar złego bezczelnie go
oślepiało.
A on, równie bezczelnie, prawie
zabił człowieka.
Tak, miał zupełne prawo
nienawidzić zachodów słońca!
Pisk opon zagłuszył rockową
kapalę w radiu, gdy z całych sił nadepnął na hamulec. Zacisnął powieki, zachowując obraz czyjejś spanikowanej twarzy
przed oczami i boleśnie uderzył klatką o kierownicę. Szok i przerażenie
unieruchomiły go w tej pozycji i nie pozwoliły otworzyć oczu.
- Boże, niech to będzie tylko
zabłąkana łania, chory jeleń, cholerny dzik, cokolwiek! Tylko nie czło...
- Hej! Wszystko w porządku? Nie
jesteś ranny? - Wyprostował się natychmiast na swoim miejscu, gdy czyjś
zaaferowany głos rozległ się tuż przy jego lewym uchu.
Odwrócił się w tę stronę ciągle
oszołomiony, niepewny czy wciąż jest przytomny czy może już śni.
- Nie jesteś łanią - mruknął
spostrzegawczo, gdy zobaczył przed sobą tę samą anielską twarz, co uprzednio.
Nieznajomy opierał się o
odsuniętą szybę drzwi ze strachem w dużych ciemnych oczach, jednak na jego
uwagę przekrzywił nierozumnie głowę.
- Łanią? - powtórzył za nim. -
Dobrze się czujesz? Może masz wstrząs mózgu?
W odpowiedzi pokręcił przecząco
głową. Szok powoli opuszczał jego krioobieg i zaczynał dostrzegać paradoks
sytuacji.
Prawie potrącił człowieka i
potrącony pyta go, czy nie jest ranny.
- Nie! Czekaj, nie powienieś
wstawać! - krzyknął nieznajomy, gdy zaczął się mocować z drzwiami, jednak gdy
dostrzegł, że jest ignorowany, odsunął się i pozwolił kierowcy wysiąść z auta.
Stanął z nim twarzą w twarz. Miał
przed sobą młodego chłopaka, prawdopodobnie w jego wieku o niezwykle
delikatnych rysach twarzy. Promienie słońca wydobywały refleksy z jego jasnych
włosów w kolorze zboża. Był od niego odrobinę niższy, a jego chude ramiona
przesłaniała dziwna czerwona peleryna, spod której wyłaniał się biały
podkoszulek. Wyglądał jak zwyczajny nastolatek, jednak, gdy przez chwilę
mierzyli się wzrokiem, nie mógł oprzeć się wrażeniu, że coś w nieznajomym mu
nie pasuje. Coś znajomego, coś tajemniczego, coś, czego w tym momencie nie mógł
sobie przypomnieć.
- Czy... jesteś cały? - zapytał z
niegasnącą błyskotliwością i refleksem, by przerwać nienaturalną ciszę.
Chłopak w pelerynie wzruszył
ramionami i spojrzał na swoje czerwone tenisówki.
- Zawahałem się - odparł
tajemniczo, ponownie przenosząc wzrok na niego.
- Słucham? - Zmrużył nierozumnie
oczy.
- Nie martw się, nawet mnie nie
drasnąłeś. - Na twarzy nieznajomego zagościł delikatny uśmiech. - To wszystko
moja wina, przepraszam.
Odetchnął z ulgą, gdy w końcu udało
mu się ustabilizować puls i zmyć z siebie szok. Niezdarnie i trochę niezręcznie
odwzajemnił uśmiech, i na moment przeniósł wzrok. Jak na złość prosto w słońce,
które po raz kolejny go oślepiło, zmuszając tym samym do ponownego spojrzenia na
chłopaka.
- To dosyć odludna droga -
powiedział, omiatając spojrzeniem górzyste brzegi po obu stronach ulicy. -
Znikoma cywilizacja. Co tutaj robisz?
Nieznajomy przeczesał dłonią
rozwichrzone włosy, przez moment nic nie mówiąc.
- Myślałem.
Pokiwał głową, choć w
rzeczywistości odpowiedź wydawała mu się dziwaczna.
- A ty? - dodał chłopak w
pelerynie, a w jego oczach pojawiło się zainteresowanie.
- Pracuję - wyjaśnił krótko, gdy
uznał, że to nie miejsce i okoliczności na pogawędkę o jego działaniach. - Jak
masz na imię? - Ciekawość jednak wygrała z uporczywą próbą trzymania dystansu.
- Lu... - urwał, jak gdyby wahał
się nad zdradzeniem tej informacji. - Lu...
- Lulu? - podchwycił, niepewny,
czy chłopak ma problemy z mową czy może posiada
inną dysfunkcję.
Nieznajomy zaśmiał się dźwięcznie
i głośno, po czym pokiwał głową.
- Możesz mi mówić Lulu - wyznał,
wpędzając go w jeszcze większą frustrację i zamieszanie, którym nawet nie
zdążył dać upustu, bowiem... - A ty? - szybko padło pytanie.
- Jestem Sehun - odparł
zrezygnowany. - Mieszkasz gdzieś w pobliżu? Może potrzebujesz transportu? - Sam
nie był pewien, skąd wziął się u niego ten bezinteresowny przejaw dobroci, ale
im dłużej patrzył na chłopca o imieniu
Lulu, tym bardziej chciał coś dla niego zrobić.
- Nie - odparł. - Nie mieszkam
tutaj. Ale transport to dobra oferta. Byłbym ci bardzo wdzięczny. - Na koniec
uśmiechnął się do niego promiennie, przez co policzki Sehuna zrobiły się gorące
z zawstydzenia.
- Wsiadaj - mruknął zmieszany i
sam zajął miejsce kierowcy.
Usłyszał za sobą ciche
"dziękuję" zanim trzasnął drzwiami. Po chwili Lulu zajął miejsce
pasażera i Sehun powoli, z przesadną ostrożnością zapalił samochód, na nowo
zmierzając w stronę zachodu. Pierwsze kilka mil upłynęło w milczeniu przy
akompaniamencie cichej muzyki z radia, przez które Sehun co chwilę ukradkiem
spoglądał z ciekawością na swojego towarzysza. Nieznajomy zdawał się być
zamyślony i nieobecny. Ostre, zachodzące słońce nzjwyraźniej mu nie
przeszkadzało, gdy uparcie patrzył przed siebie, nieświadomie przygryzając
dolną wargę.
- Dokąd zmierzasz? - spytał
Sehun, siląc się na obojętność.
Pytanie wyrwało Lulu z
zamyślenia.
- To zależy, dokąd jedziesz -
odparł wymijająco z lekkim uśmiechem na ustach.
Sehun powoli zaczynał tracić
cierpliwość wobec enigmatycznych odpowiedzi nieznajomego, jednak gdy tylko
napotykał wzrokiem na łagodną twarz chłopca, zdecydował się zaciągnąć dług wobec swojej wytrzymałości
i nie zwracać na to uwagi.
- Cóż - zaczął po chwili. -
Obecnie zatrzymałem się w motelu pół godziny stąd, niedaleko granicy.
- Granicy... - szepnął za nim jak
gdyby zdziwiony, jednak szybko się zreflektował. - Motel brzmi dobrze. -
Pokiwał głową.
Rozmowa ponownie się urwała,
jednak tym razem ciszę przerywało ciche, acz klarowne nucenie Lulu, który jak
gdyby odruchowo, próbował zawtórować głosowi z radia. Sehun przez dłuższą
chwilę nie reagował, bowiem słuchanie tego stłumionego, delikatnego śpiewu okazało się być niezwykle przyjemne i kojące. Głos chłopca mimowolnie go
uspokajał i jak gdyby niósł proste, lecz stanowcze polecenie - słuchaj i bądź
szczęśliwy. Słuchaj i bądź wolny.
Sehun potrząsnął głową i zmył z twarzy
rozmarzenie, próbując uwolnić się od idyllicznej atmosfery.
- To dobry kawałek - powiedział,
choć najprawdopodobniej słyszał go po raz pierwszy.
Lulu spojrzał na niego uważnie.
- Nie wydaje ci się trochę...
anemiczny? - spytał, przygryzając
dolną wargę.
- Nie - odparł szybko, sam
zaskoczony pewnością w swoim głosie.
- Kogo to utwór? - dopytywał
Lulu, nieświadomie bawiąc się sznurkiem od peleryny.
Sehun westchnął ze
zrezygnowaniem, bowiem nie miał pojęcia. W odpowiedzi wzruszył bezradnie
ramionami, posyłając swojemu towarzyszowi niezręczny uśmiech. Lulu odwzajemnił gest
z tą różnicą, że jego uśmiech, jak każdy inny, promieniał pogodą ducha.
- Gdy się dowiem, dam ci znać -
zapewnił chłopca na miejscu pasażera, na co ten pokiwał zgodnie głową.
- A więc lubisz ballady... -
odezwał się Lulu, zaczynając długą dyskusję skupioną wokół ich skrajnie różnych
i podobnych gustów muzycznych.
Słońce coraz słabiej dawało o
sobie znać, powoli kryjąc się za horyzontem, gdy dojechali do swojego celu. Lulu
co kilka minut ziewał, jednak starał się zachować trzeźwość umysłu i uparcie pozostawał
przytomny. Sehun zaczął zastanawiać się, ile chłopak wędrował górskimi drogami
zanim na niego wpadł i, widząc malujące się na jego twarzy zmęczenie, przypuszczał, że zapewne trwało to długo.
- Jesteśmy na miejscu -
powiedział Sehun i wysiadł z auta.
Wyciągnął z tylnego siedzenia skórzaną torbę na ramię, w tym samym czasie Lulu zdążył wysiąść z auta i
przelotnie otaksować wzrokiem niewielki, dwupiętrowy budynek przed sobą.
- Jak długo tu zostaniesz? -
spytał Lulu, gdy Sehun otworzył przed nim drzwi pensjonatu.
W odpowiedzi wzruszył ramionami i ukłonił się drobnej młodej dziewczynie stojącej za ladą recepcji. Lulu uczynił
to samo, na co kobieta posłała im szeroki uśmiech i przywitała się z nimi.
- Dopóki nie skończę pracy,
zapewne kilka dni, może tydzień - odparł, odbierając klucz do swojego
tymczasowego pokoju. - A co z tobą? - spytał, gdy zauważył, że jego towarzysz
nie zbierał się do wynajęcia kwatery.
Lulu spuścił wzrok i przeczesał jasne włosy, jak gdyby wahał się
nad odpowiedzią albo dopiero próbował ją ustalić.
- Sam nie wiem - odezwał się po
chwili, przywołując na twarz lekki uśmiech, gdy ponownie spojrzał na Sehuna.
Jego niepewny wyraz twarzy sugerował, że odpowiedź go nie usatysfakcjonowała. -
W każdym razie, dziękuję ci, Sehun. Za wszystko - dodał trochę zbyt nerwowo, po
czym wyciągnął przed siebie rękę.
Sehun uścisnął jego dłoń, jednak
przyznał przed samym sobą, że wcale nie chce żegnać się z tajemniczym chłopcem.
Ciągle czuł wyrzuty sumienia po tym, jak o mało co go nie przejechał, a zarazem
rodziło się w nim nowe, nieznane uczucie, które wręcz zmuszało go do wzięcia
odpowiedzialności za swoją niedoszłą ofiarę. Dziwne poczucie zobowiązania i
chęć zadośćuczynienia sprawiły, że z trudem puścił dłoń Lulu. Dyskretnie
zacisnął pięść na kluczu, po czym pokiwał głową.
- Uważaj na siebie - powiedział na koniec i ruszył w stronę
schodów, gdzie znajdował się jego pokój.
W odpowiedzi blondyn pomachał mu
lekko dłonią i zacisnął usta, jak gdyby powstrzymywał się przed powiedzeniem
czegokolwiek więcej.
- Do zobaczenia wkrótce?
Sehun zatrzymał się z nogą
zawieszoną na pierwszym stopniu, gdy ciche pytanie dotarło do jego uszu.
Początkowo nie był pewien, czy głos to tylko nadobna prośba jego imaginacji,
dlatego spojrzał przez ramię na hol. Lulu stał w tym samym miejscu i patrzył na
niego wyczekująco, tym samym rozwiewając jego wątpliwości. Nie miał pojęcia,
dlaczego myśl o kolejnym spotkaniu sprawiała mu radość.
- Do zobaczenia - odparł i ruszył
w górę schodów, pozostawiając w pamięci widok szerokiego uśmiechu, z jakim
zostawił za sobą Lulu.
***
Jeśli istniało coś, czego Sehun
nie cierpiał bardziej od zachodów słońca, była to zapewne pełnia księżyca.
Jasna i ostra, demaskująca enigmatyczną nocną aurę. Jednak, nie to stanowiło
podstawę jego nienawiści, a fakt, że każdej pełni nie mógł zmrużyć oka, bez
względu na stopień jego zmęczenia.
Tej nocy Sehun był wykończony, a jasny punkt
na niebie doprowadzał go do szału.
Kręcił się zirytowany i
rozdrażniony na hotelowym łóżku, próbując zliczyć wszystkie zjawiska
przyrodnicze, których nie znosił. Doszedł do gorzkiej konkluzji, że jest
zupełnie antyromantyczny, co brzmiało paradoksalnie, biorąc pod uwagę jego
pasję.
- Jestem wrażliwy - mruknął na
pocieszenie do siebie, zanurzając twarz w poduszkę. - I cholernie romantyczny.
Nie potrzebuję durnych księżyców i słońc... Potrzebuję... snu.
Zamknął oczy, starając się
oczyścić umysł i znaleźć jakiś przyjemny aspekt, który pomógłby mu zasnąć,
jednak nie musiał szukać daleko, bowiem jego uszu dobiegła znajoma piosenka
usłyszana wcześniej w radiu. Głos był stłumiony, jak gdyby dochodził z daleka,
jednak Sehun słyszał go na tyle wyraźnie, by już po chwili zapomnieć o pełni i
całym świecie. Głos prowadził go w stronę snu, a on z wdzięcznością pozwolił mu
na to.
Nie miał pojęcia, dlaczego na pół
świadomy w duchu dziękował Lulu.
***
Obudził się o świcie razem z
irytującym dźwiękiem budzika, wyjątkowo będąc wypoczętym i chętnym do
rozpoczęcia dnia o nieludzkiej porze. Większość pobudek Sehuna wyglądała
zupełnie odwrotnie, jednak tym razem uśmiechnął się do wschodzącego słońca,
które nieśmiało zaczęło wyłaniać się zza gór.
Około kwadrans zajęło mu
przygotowanie się do wyjścia. Wziął z fotela swoją skórzaną torbę i otworzył
drzwi pokoju, za którymi na korytarzu stał Lulu. Zdziwiony niespodziewanym
spotkaniem cofnął się z powrotem za próg i zmierzył go nierozumnym spojrzeniem.
- Cześć - powiedział cicho Lulu z
nieśmiałym uśmiechem.
Wyglądał dokładnie tak samo jak
jego wczorajszy obraz w pamięci Sehuna. Miał na sobie to samo ubranie, podobnie
zwichrzone włosy, a jedyna różnica tkwiła w jego bladej, zmęczonej twarzy.
Możliwe, że ta noc sprzyjała tylko Sehunowi.
- Cześć - odparł po zapewne zbyt
długiej pauzie, w której mierzył chłopca wzrokiem. - Co tu robisz? - spytał prawdopodobnie
trochę szorstko, jednak uznał, że pora usprawiedliwiała jego brak taktu.
Lulu wzruszył ramionami i schował
dłonie do kieszeni. Wyglądał, jak gdyby sam nie był pewny, jak gdyby nie do
końca przekonany.
- Czekam na ciebie - odparł,
próbując zabrzmieć naturalnie, jednak do jego głosu wkradło się odrobinę
zdenerwowania. - Podobno wcześnie wstajesz, nie chciałem się z tobą minąć.
Wczoraj powiedziałeś, że się jeszcze zobaczymy.
Sehun pokiwał głową, choć nadal
niewiele z tego rozumiał. Cóż, w zasadzie nie rozumiał nic i coraz trudniej
było mu zwalić to na wczesną porę. Czuł, że powinien powiedzieć coś pogodnego,
coś co przywróciłoby na twarz Lulu promienny uśmiech. Chłopiec wyglądał na
zagubionego, w dodatku czekał na niego niewiadomo, jak długo. Chciał go
zobaczyć. Sehun uznał to za niezwykle miłe.
- Dlaczego? - wypalił nagle,
udowadniając sobie i całemu światu, że w gruncie rzeczy był przypadkiem
społecznie beznadziejnym.
Lulu zaśmiał się nerwowo i
przeczesał ręką włosy, dając jeszcze większy upust swojemu zdenerwowaniu.
- Wiesz, ja... nie wiem -
dokończył zrezygnowany. - Po prostu chciałem sprawdzić, czy wszystko u ciebie w
porządku. Widzę, że tak. To naprawdę dobrze! Całą noc miałem wyrzuty sumienia z powodu tego wypadku. W dodatku byłeś dla mnie miły, nie zadawałeś pytań,
oferowałeś pomoc, masz dobry gust i Sehun...
- Lulu... - przerwał mu, gdy
chłopiec zaczął mówić tak szybko, że ciężko było mu go zrozumieć. - Też się
cieszę, że cię widzę, naprawdę, ale...
- Chcę jechać z tobą - powiedział stanowczo,
patrząc mu prosto w oczy.
Sehun zamknął usta, bowiem tego się nie spodziewał. Mimowolnie spojrzał
na swoją torbę, gdzie znajdował się jego aparat fotograficzny, następnie wrócił
wzrokiem do Lulu. Tym razem ugryzł się w język, zanim kolejne pytanie o powód
wydostało się z jego ust.
- Dobrze - zgodził się i zamknął
za soba pokój na klucz.
Czemu nie?, pomyślał, jednak
zaraz po tym pojawiło się pytanie, a czemu tak?
Bo najprawdopodobniej nie
potrafiłby mu odmówić. Z drugiej strony obecność Lulu w żaden sposób mu nie
przeszkadzała, choć z natury był samotnikiem. Aparat fotograficzny od dłuższego
czasu stanowił jego jedynego kompana w podróży po górskich szlakach i nie narzekał
na takie rozwiązanie. Z drugiej strony uznał, że może warto od czasu do czasu
dopuścić między siebie a obiektyw inną żywą istotę?
Tego typu rozmyślania
towarzyszyły mu, gdy wsiadali do jego samochodu, a następnie w milczeniu
opuszczali cywilizację i szerokopasmowe drogi. Trasa stawała się coraz bardziej
wyboista i dzika, im dostawali się na wyższy poziom szlaku. Szczyt wciąż
niewyraźnie majaczył pod szarym niebem, co podpowiadało im, że przed nimi jeszcze
spory odcinek drogi.
Tym razem cisza nie trwała długo,
bowiem od kiedy Sehun zgodził się wziąć Lulu ze sobą, ten na nowo zaczął tryskać
energią, a w jego oczach ponownie tliła się nadzieja.
- Jak długo tu jesteś? - padło
kolejne z pytań.
Samochód podskoczył na następnej
dziurze w kamiennej drodze, przez co Sehun musiał nadmiernie koncentrować się
na prowadzeniu auta. Trauma po wczorajszym incydencie ponownie się odezwała,
przez co nerwowo zaciskał pięści na kierownicy.
- Tydzień - odparł krótko,
posyłając Lulu przelotne spojrzenie, by następnie znów wbić wzrok w jezdnię. -
Zapnij pasy.
- I codziennie fotografujesz
góry? - spytał, gdy tylko padła odpowiedź i jeszcze bardziej wykręcił się na
swoim siedzeniu. Teraz siedział z twarzą zwróconą ku Sehunowi.
- Tak. Góry, niebo, faunę.
Wszystko, co mnie zainspiruje. - Droga zaczynała wić się coraz stromiej. -
Zapnij pasy.
- Co zwykle cię inspiruje? -
Spojrzenie chłopaka stało się jeszcze uważniejsze, jak gdyby naprawdę zależało
mu na odpowiedzi.
- Natura - wyznał powierzchownie,
bowiem za każdym razem, gdy ktoś zadawał mu to pytanie, napotykał poważny
problem z odpowiedzeniem. - Inspiracja to sprawa bardzo względna, zależna od
sytuacji. ZAPNIJ PASY! - krzyknął, gdy kolejny raz przegapił dziurę, przez co
auto gwałtownie podskoczyło i szarpnęło w bok, zatrzymując się w miejscu.
Sehun uderzył z impetem o kierownicę.
Natychmiast otworzył oczy, które przed chwilą mimowolnie zacisnął i odwrócił
się w stronę miejsca pasażera. W tym samym momencie Lulu właśnie podnosił się
z wycieraczki, na której przed chwilą wylądował.
- Jesteś cały? - spytał ze
strachem Sehun, mierząc go uważnym spojrzeniem. - A mówiłem, żebyś...
- Nic mi nie jest, przepraszam. -
Uśmiechnął się zapewniająco i usiadł poprawnie na swoim miejscu. - Urok
górskich szlaków, tak?
Sehun jeszcze przez jakiś czas
oddychał szybko i głośno, próbując otrząsnąć się z nagłego skoku adrenaliny. To
było dla niego za dużo. Zdecydowanie za dużo wypadków jak na tak krótki okres.
- Przejdźmy się dalej -
powiedział, po czym wyciągnął kluczyk ze stacyjki i zaczął mocować się z
drzwiami, chcąc jak najszybciej opuścić przeklętą maszynę.
Lulu poszedł w jego ślady i
wkrótce obaj ramię w ramię zaczęli wspinać się górskim szlakiem. Początkowo
szli szybko, stawiając długie kroki, jednak strome podłoże wymagało wzmożonego
wysiłku, w związku z czym ich pośpieszny marsz po chwili zaczął zamieniać się w
wolny i leniwy spacer. Lulu rozglądał się dookoła, próbując omieść spojrzeniem
cały krajobraz i nasycić jego widokiem. Sehun ukradkiem go obserwował
zaintrygowany jego zachwytem górskim pasmem. To nie tak, że sam nie doceniał
piękna surowego klimatu, ale coś we wzroku jego towarzysza nie dawało mu
spokoju. Obok podziwu miał wrażenie, że dostrzega w nim tęsknotę, jakąś
niezrozumiałą nostalgię i zazdrość.
- Lubię góry - wyznał nagle Lulu,
zanim Sehun zdążył zapytać, czy wszystko w porządku. - Są potężne, nie do
ujarzmienia, dzikie i dostojne. Dają mi poczucie wolności - wyjaśnił, po raz
pierwszy od dłuższego czasu krzyżując spojrzenie z Sehunem. - Co o tym myślisz,
Sehunnie?
Zapytany podniósł głowę i
spojrzał na niego zaskoczony formą i tonem, jakim wypowiedział jego imię. Tak
łagodnie i subtelnie, jak gdyby chciał dać do zrozumienia, że mu ufa... Sehun
nie miał pojęcia, dlaczego, ale fakt ten sprawił, że jego serce zabiło szybciej.
Wyczekujący wzrok Luhana
przypomniał mu o zadanym pytaniu.
- Ja... - zająkał się, próbując
wyciągnąć jakiś klarowny wniosek związany z tematem. - Góry dają mi poczucie
samotności. Możemy zrobić tu przerwę? - spytał pospiesznie, wskazując na
pobocze porośnięte młodą trawą.
Lulu pokiwał głową. Usiedli na
ziemi, przez moment napawając się widokiem tego wszystkiego, co znajdowało się
na dole. Pokonali już spory dystans, auto majaczyło gdzieś na trasie jako
niewyraźny punkt, a oni prawie dotarli na szczyt. Góra, z którą się mierzyli
była dosyć wysoka, dzięki czemu zyskali niezwykły obraz okolicy. Patrząc na
wszystko z tej perspektywy mogli poczuć się jak prawdziwi zwycięzcy.
- Lubisz samotność, Sehunnie? -
spytał Lulu, przerywając ciszę.
Słońce zaczęło wyłaniać się zza
horyzontu, zalewając niebo różową poświatą i tworząc na nim swoje własne dzieło
sztuki. Sehun, w odróżnieniu od zachodów, wschody słońca kochał i witał z
utęsknieniem. Uznał, że warto było na nie czekać, bo za każdym razem przynosiły
nowy początek, dawały obietnicę, oferowały nowe nadzieje. Były wiecznie młode.
- Tak - odparł rozmarzony
widokiem. - To moje naturalne środowisko.
Lulu zamilkł, najwyraźniej nad
czymś się zastanawiając. Sehun co jakiś czas go obserwował zafascynowany
sposobem, w jaki intensywne światło słoneczne współgrało z refleksami w jego
jasnych włosach. Siedzieli blisko siebie, dlatego Sehun był nawet w stanie
dostrzec jasne drobiny światła na długich rzęsach chłopca...
- Ale chyba nie jesteś samotny -
powiedział Lulu i przeniósł ponownie wzrok na Sehuna.
Sam nie był pewien. Zagryzł dolną
wargę i przez chwilę myślał nad odpowiedzią.
- Jestem samotny z wyboru -
zaczął powoli. - ale nie cierpię z tego powodu - wyznał zgodnie z prawdą.
Lulu mruknął coś niewyraźnie,
czego Sehun nie był w stanie zrozumieć, dlatego zmarszczył brwi. Chłopak jednakże
zbył go machnięciem ręki, dając do zrozumienia, że to tak naprawdę nieistotne.
- To ty jesteś samotny, prawda
Lulu? - spytał, a raczej zauważył, bowiem nagle zrozumiał wszystko w zachowaniu
chłopaka.
Cisza z jego strony była
wystarczającą odpowiedzią. Nie wiedzieć czemu fakt, że ten kompletnie mu
nieznany chłopak pozostawał samotny zmartwił go bardziej niż przypuszczał. Tak
naprawdę nie miał pojęcia, kim był zagubiony człowiek siedzący obok niego na
wzniesieniu góry, ale mimo to Sehun czuł, że nie zasłużył na samotność. Jego
łagodność, otwartość i pogoda ducha zupełnie nie pasowały do obrazu kogoś
osamotnionego. Jednakże wystarczyło jednak przelotne, skrzyżowane spojrzenie z
tymi dużymi, ciemnymi oczami, by Sehun zyskał pewność, co do stanu duszy chłopca
w czerwonej pelerynie.
Zawahał się tylko przez moment ze
względu na wrodzoną nieśmiałość zanim odważył się położyć swoją dłoń na
miękkich włosach Lulu. Chłopak nie oponował, co Sehun uznał za pozwolenie na
kontynuowanie lekkiego gładzenia go po głowie. Tym drobnym gestem chciał mu
przekazać to, czego do końca nie potrafił wyartykułować, a o czym tak bardzo
pragnął go zapewnić. Nie wiedział, skąd u niego ta niespotykana chęć pomocy,
ale jednocześnie wiedział, że postępuje słusznie wobec samego siebie. Tego
chciał i to nagle stało się jego priorytetem.
Oglądali wschodzące słońce w
milczeniu, które tym razem nie było ani niezręczne ani natarczywe. Cisza
pasowała do tego miejsca, które wciąż pozostawało niepodległe ludzkim
działaniom. Oddawali w ten sposób szacunek naturze, równocześnie otrzymując
chwilę do kontemplacji. W międzyczasie Sehun wyciągnął swój aparat i pozwolił
sobie spojrzeć na to dzieło okiem obiektywu. W pewnym momencie głowa Lulu
opadła na ramię zaskoczonego tym Sehuna i już tam pozostała. W gruncie rzeczy nie
miał nic przeciwko, nawet jeśli ta pozycja trochę utrudniała mu robienie zdjęć.
- To dobrze mieć pasję - odezwał
się Lulu, gdy Sehun zrobił przerwę.
- Masz jakąś? - spytał z ciekawości, patrząc
na niego przez obiektyw.
Lulu wzruszył ramionami i zrobił
niewyraźną minę.
- Taką, której obecnie bym nie
znienawidził? Nie - odparł gorzko i podniósł głowę z jego ramienia. - W niczym
już nie jestem dobry.
Sehun opuścił aparat i spojrzał
uważnie na chłopaka, próbując wyczytać coś więcej z jego twarzy, jednak ta
pozostawała nieprzenikniona. Jedyne, co
wysnuł z tego wyrazu był jasny przekaz, że jego towarzysz nie ma zamiaru
rozwijać tematu. Lulu jak gdyby zastygł w bezruchu i tylko patrzył na niego z
tą charakterystyczną iskierką w oczach, lekko rozchylonymi ustami i drobinami
słońca zdobiącymi jego smukłe policzki.
- Czyżby... - zaczął z
tajemniczym uśmiechem, udając, że się nad czymś zastanawia, choć w
rzeczywistości już dawno wyciągnął wniosek. - Byłbyś dobrym modelem. Z taką twarzą,
no wiesz... to znaczy, ja wiem, co mówię.
Lulu na te słowa uśmiechnął się
szeroko, jeszcze lepiej komponując się
ze słoneczną aurą poranka. Sehun, nie myśląc długo, uniósł aparat i postanowił
uwiecznić na fotografii tę uśmiechniętą istotę.
- Spójrz - powiedział i podał mu aparat, gdzie na ekranie mógł
zobaczyć swoją twarz. - Są ludzie, którzy rodzą się, by stać przed kamerami. Ty
do nich należysz.
Uśmiech Lulu jak gdyby lekko
zgasł na jego słowa, jednak po chwili pokiwał powoli głową i oddał mu aparat,
rzuciwszy na ekran bardzo przelotne spojrzenie.
- Skoro tak mówisz... -
powiedział i wzruszył ramionami, obojętnie przyjmując komplement.
- Mógłbyś zostać moim modelem...
- wypalił zanim zdążyłby się rozmyślić. - Znaczy... jeśli chcesz.
Lulu w odpowiedzi przekrzywił
głowę, zagryzając dolną wargę. Przez chwilę zastanawiał się nad jego słowami,
wprowadzając go w nieznośny stan oczekiwania.
- Co jeśli chciałbym być kimś
więcej niż tylko twoim modelem, Sehunnie? - spytał cicho, nie spuszczając z niego
wzroku.
Sehun głośno przełknął ślinę,
bowiem nie takiej reakcji się spodziewał i zarazem nie był pewien, jak się
zachować czy jak do końca rozumieć tę propozycję.
- A chciałbyś? - spytał po
chwili, bowiem ta część wydawała mu się najistotniejsza i zarazem, o dziwo,
najbardziej go cieszyła.
Bo może sam właśnie tego chciał?
Lulu pokiwał głową.
- Czy tym aparatem można coś
nakręcić? - spytał nagle, na co Sehun zrobił zdziwioną minę, jednak
odpowiedział twierdząco. - Chcę coś nakręcić, mogę? - Spojrzał na niego z
prośbą w oczach.
Nie myśląc długo, podał mu aparat
zaciekawiony nagłym zwrotem rozmowy. Lulu chwilę ustawiał coś w urządzeniu, po
czym wyciągnął go przed siebie, kierując obiektyw na swoją twarz.
- Sehunnie, tu Lulu - zaczął
mówić z szerokim uśmiechem w stronę aparatu, starając się nie zwracać uwagi na
komicznie zdziwioną minę chłopaka obok. - Mamy piękny dzień, który właśnie
witam z tobą ze szczytu naprawdę ogromnej góry. Czuję się, jak król, czuję się
dobrze, a wszystko to dzięki tobie. Tak, właśnie tobie, Sehunnie, nie patrz tak
na mnie! Tak naprawdę nigdy nie widziałem wschodu słońca... cóż, chyba niewiele
widziałem, jednak nie to jest istotne. Cieszę się, że mogę oglądać go z tobą,
bo choć znamy się tak krótko czuję się na swoim miejscu. Czuję, że już cię
znam... Lubię twoją obecność, lubię mieć cię przy sobie... to mogło zabrzmieć
dziwnie, zabrzmiało? - Spojrzał kątem oka na Sehuna, by zaraz wrócić wzrokiem w
stronę aparatu. - W każdym razie chciałem powiedzieć, że... czuję się do ciebie
przywiązany i chciałbym nawet zawiązać to mocniej. Chcę, żebyśmy byli jak góry,
które teraz podziwiamy. Silni, niezwyciężeni i potężni. Chcę, żebyś to wiedział
i pamiętał. Nigdy nie byłem dobry w zakończeniach, dlatego... pamiętaj o mnie
Sehunnie, kiedykolwiek to odtworzysz! - Posłał w stronę obiektywu ostatni
uśmiech i wyłączył nagranie. - Proszę - podał aparat Sehunowi, który wciąż
pozostawał w szoku.
- Dziękuję - mruknął, spuszczając
wzrok. - To było... bardzo miłe - dodał zażenowany nagłą pustką w głowie i
brakiem odpowiednich słów. - I dobrze się składa.
- Co? - spytał Lulu z
niezrozumieniem wypisanym na twarzy.
- Bo, może to dziwne, ale ja też
tego chcę - Posłał mu nieśmiały uśmiech, który chłopak natychmiast odwzajemnił,
szczerze ucieszony tą wiadomością.
Sehun jednakże nie docenił
wybuchu euforii, jaka zrodziła się w sercu Lulu, dlatego upadł z impetem na
trawę powalony silnym uściskiem chłopaka, gdy ten rzucił się na niego z głośnym
okrzykiem radości. Zawtórował mu we śmiechu i odwzajemnił uścisk, przez co
ostatecznie obaj wylądowali na gęstej trawie.
- Ach, i pamiętaj - Lulu podniósł
się na łokciach z niezwykle poważnym wyrazem twarzy. - Mój lewy profil jest o
wiele lepszy.
W odpowiedzi Sehun zaśmiał się
głośno, jednak pokiwał głową, kodując informację w pamięci. Góry i wschód
słońca byli jedynymi świadkami, którzy słyszeli
i podzielili ich radość.
***
- Zdziwniej i zdziwniej -
skomentował Lulu, przyglądając się trzymanej w dłoni wygiętej łyżeczce do
herbaty.
Sehun wyprostował się i wywrócił
oczami, wyglądając na moment znad aparatu. Zawsze uważał się za osobę cierpliwą
i artystę wyrozumiałego, ale nie był pewien, jak długo jeszcze uda mu się
utrzymać ten wizerunek. W końcu nawet
najlepsi mają chwile słabości, a on nawet się do nich zaliczał. Rzucił Lulu
zirytowane spojrzenie, na co ten bezradnie wzruszył ramionami i przesunął się w
stronę lewitującego krzesła po swojej prawej stronie. Cierpliwie zaczekał aż
jego model zajmie wyznaczone miejsce zanim wrócił do ustawiania aparatu.
- Nic z tego nie rozumiem -
mruknął po chwili Lulu i ponowił swoją wędrówkę między zwisającymi z sufitu
meblami. - Nic a nic.
Sehun jęknął i ukrył twarz w dłoniach. Może wcale nie był cierpliwy i
wyrozumiały. Może po prostu nikt nigdy wcześniej nie wystawił go na próbę.
Teraz sam się o to prosił, zgotował sobie to na własne życzenie! Skąd mógł
wiedzieć, powtarzał na swoje usprawiedliwienie, skąd mógł wiedzieć, że to
niebezpieczne proponować pracę nieznajomemu zgarniętemu z przypadkowej,
górskiej szosy?
- Lulu, miałeś stać w tamtym
miejscu i nic nie mówić przez minutę - powiedział załamany, wskazując na puste
miejsce swojego modela. - Minutę, Lulu! Stać i nic nie mówić. To tak wiele? - Spojrzał
na niego z wyrzutem.
Lulu otworzył usta, by coś
powiedzieć, jednak, gdy jego zmęczone oczy spotkały Sehuna, rozmyślił się i bez
słowa wrócił na swoje miejsce. Chłopak, widząc ten przejaw posłuszeństwa
westchnął z ulgą i zaczął fotografować od nowa.
- Nie, nie mogę! - mruknął
rozżalony Lulu i znów zatoczył kółko między atrapami.
Sehun uderzył czołem o aparat.
- Jak mam pozować do konceptu,
którego nie rozumiem? - spytał, unosząc do góry wygiętą łyżeczkę. - Nie mogę
pracować w takich warunkach, Sehunnie - Pokręcił głową i omiótł spojrzeniem
nienaturalnie wiszące meble po obu stronach.
- Lulu, okropnie gwiazdorzysz.
- Nie gwiazdorze! - krzyknął,
robiąc krok do przodu.
Sehun zamrugał zaskoczony. Prawie
nigdy nie słyszał, żeby podnosił głos, żeby coś naprawdę wyprowadziło go z
równowagi. Zobaczyć tę stronę jego natury było dla niego czymś nowym i zupełnie
nie pasującym do jego łagodnego uosobienia. Przez długą minutę, mierzyli się w
milczeniu wzrokiem.
- Porozmawiajmy, Sehunnie -
odezwał się już swoim normalnym, spokojnym tonem. - Powiedz mi, kim teraz
jestem? - spytał, wskazując na łyżeczkę w swojej dłoni.
Sehun westchnął, jednak
pojednawczo pokiwał głową.
- W tej sesji jesteś księciem
obdarzonym zdolnością telekinezy - powiedział beznamiętnie to samo, co napisał
chłopakowi w scenariuszu, którego jak zwykle nie raczył przeczytać. - Potrafisz
poruszać przedmioty siłą swojej woli.
Lulu patrzył na niego z wyjątkową
uwagą, niezanotowaną przez ostatnie dwie godziny bezowocnej pracy przy
zdjęciach. Sehun nie mógł pojąć, dlaczego chłopak potrafił być skoncentrowany
tylko w niektórych, wybranych aspektach, ale fakt ten bardzo go irytował. Miał
jednak zbyt dużą słabość do tej roztargnionej i nadpobudliwej istoty, by móc mu
mieć to za złe. Tak samo, jak nie potrafił się z nim kłócić, gdy tylko
skrzyżował spojrzenie z parą ciemnych oczu.
- Fascynujące - skomentował Lulu
i uśmiechnął się tajemniczo. - To wiele wyjaśnia.
Sehun powstrzymał się przed
ponownym wywróceniem oczami i złośliwym komentarzem. W końcu porozumienie było
najważniejsze.
- Możemy kontynuować? - spytał
łagodnie, na co Lulu pokiwał głową. - Świetnie. Stań tam - Wskazał na wolną przestrzeń po swojej
prawej stronie, między wiszącym do góry nogami stołem a lewitującym fotelem. - i
spójrz na mnie.
Lulu posłusznie wykonał jego
polecenie i skierował wzrok w stronę aparatu. Sehun ze zdziwieniem odnotował
nagłe skupienie i zaangażowanie swojego modela, ale jednocześnie przyjął je z
ulgą. Wykonał serię zdjęć, starając się uchwycić nieprzenikniony i tajemniczy wyraz twarzy Lulu. Im dłużej wpatrywał się w chłopaka, tym trudniej było mu
skupić się na zdjęciach, a bardziej zaczęło interesować go, o czym ten teraz
myślał. Coś w jego wzroku było niepokojące, jak gdyby czegoś żądał, jak gdyby chciał
coś przekazać...
- Skończyłeś?
- spytał cicho Lulu, unosząc lewą brew.
Sehun dopiero wtedy zorientował
się, że zastygł bez ruchu i jedynie wpatrywał się w chłopaka. Potrząsnął głową,
zastanawiając się, co nagle w niego wstąpiło i od kiedy tak łatwo można
było go rozproszyć.
- Tak. Przerwa - oznajmił po
chwili, dochodząc do wniosku, że to najlepsze rozwiązanie.
Lulu rozluźnił mięśnie,
opuszczając umówioną pozycję, gdy tymczasem Sehun sięgnął po butelkę z wodą i
upił duży łyk, chcąc pozbyć się niemiłej suchości w gardle.
- Sehun?
Odwrócił się w stronę chłopaka,
gdy ten wymówił jego imię zniżonym głosem. Wzrokiem posłał mu nieme pytanie.
Lulu schował dłonie do kieszeni popielatych, wąskich spodni, pozostając w tym
samym miejscu na scenie.
- Czy moja moc działa też na
ludzi? - spytał, zagryzając dolną wargę.
Sehun upił kolejny łyk, po czym
powoli odłożył butelkę na ziemię. Zrobił kilka kroków do przodu, udając, że się
zastanawia.
- Jeśli bardzo się postarasz,
jeśli będzie ci na tym zależeć...
- Staram się - przerwał mu, nie
spuszczając z niego oczu, jak gdyby w istocie wierzył, że posiada tę moc.
Sehun im dłużej dzielił z nim to
natarczywe spojrzenie, tym większe miał wątpliwości, czy naprawdę jedynie
wymyślił siłę chłopaka, bowiem miał wrażenie, że jego nogi same wykonywały
ruchy. Same niszczyły dzielącą ich odległość.
- Widzisz? - Zauważył z
triumfalnym uśmiechem, gdy Sehun znalazł się przed nim.
- Wiesz, wystarczyło poprosić -
mruknął złośliwie, a na jego ustach zamajaczył tajemniczy półuśmiech.
Lulu prychnął na tę uwagę, a jego
dłoń powędrowała do twarzy Sehuna, gdzie zatrzymała się na linii żuchwy.
- Książę nie prosi - powiedział
dumnie, patrząc mu prosto w oczy, po czym przeniósł je na usta chłopaka. -
Książę bierze to, co chce.
Pocałował go zanim Sehun zdążył
wygłosić coś na ratunek swojej dumy. Po chwili nawet nie pamiętał, co tak
naprawdę chciał powiedzieć, bo zaczęły się liczyć tylko te miękkie wargi, które
tak bezradnie i niewinnie próbowały zawładnąć jego ustami.
Lulu był uroczym księciem.
Jego księciem
Znalezionym na jednej przypadkowej, górskiej szosie.
***
Stanął pod ścianą, przy której
akurat nie znajdował się nikt i ukradkiem obserwował ludzi, przewijających się
przez salę. Zadzierali głowy i w milczeniu bądź z wymianą kilku zdań oglądali
wywieszone na ścianach ilustracje. Niektóre słowa docierały do jego uszu i
uśmiechał się dumnie za każdym razem, gdy ktoś wyrażał swój zachwyt nad
patrzącym z fotografii chłopakiem. Wiedział, że ten zasłużył na komplementy i
chciał, żeby komplementowali go bez przerwy, tak, by później sam mógł mu je
wykrzyczeć. Ewentualnie wyszeptać do ucha.
Nie wiedział jednak, że czas na
to przyjdzie tak szybko, bowiem chłopak nie miał się zjawić na jego wernisażu.
- Czy to lawenda? - Usłyszał
pytanie wypowiedziane przez znajomy, aksamitny głos.
Odwrócił głowę w lewo i zdziwiony odnotował, że obok niego o ścianę opierał się chłopak w białej koszuli i szarych
jeansach oraz ciemnych okularach przeciwsłonecznych. Patrzył przed siebie na
tłum ludzi z dozą obojętności, jednak, gdy Sehun znalazł go wzrokiem, na jego
ustach pojawił się uśmiech.
- Możliwe - zgodził się po chwili.
- Lulu, co tu robisz? Miało cię nie być. I dlaczego nosisz okulary w
pomieszczeniu? Wieczorem.
W odpowiedzi chłopak wzruszył
ramionami.
- Byłem ciekawy - wyjaśnił krótko
i ponownie zaczął przeczesywać tłum wzrokiem. - I nie chciałem, żeby moja sława
mnie dogoniła - dodał, odpowiadając na drugie pytanie. - To źle, Sehunnie?
- Nie - wyznał szczerze. -
Właściwie to wspaniale, że tu jesteś. - Uśmiechnął się do niego szeroko, który
to gest chłopak odwzajemnił.
Nie wiedział dlaczego, ale
naprawdę pragnął go teraz pocałować. Przełknął ślinę i odwrócił od niego wzrok,
by pozbyć się tej myśli. Był niepoważny i szalony, skoro nawet tłum nieznanych
ludzi przestał stanowić dla niego przeszkodę.
- Mam na imię Luhan.
Sehun zamrugał kilkakrotnie i
otrząsnął się z rozmarzenia, gdy cichy głos chłopaka dobiegł jego uszu.
- Mówiłeś coś? - spytał,
przyglądając mu się uważnie.
Lulu odwrócił głowę w jego stronę
i na moment zdjął z oczu ciemne okulary tak, że w końcu mógł zobaczyć te
znajome, wiecznie błyszczące, ciemne oczy.
- Tylko tyle, że cię podziwiam,
Sehunnie - powiedział z promiennym uśmiechem. - Podziwiam twój upór i zapał do
tego, co robisz. Gratuluje, osiągnąłeś swój cel. Jesteś niezwykły. I za to cię
kocham.
Sehun otworzył usta, jednak
zaskoczenie odebrało mu zdolność mówienia. Zanim zdążył wypowiedzieć choćby
proste dziękuję czy zapewnić go o swojej miłości, Lulu musnął wargami jego usta,
by po chwili odsunąć się i ponownie ukryć za ciemnymi szkłami okularów.
- Muszę już iść - oznajmił i
posłał mu ostatni, lekki uśmiech.
- Rozumiem - mruknął
niezadowolony z tego stanu rzeczy. - W takim razie widzimy się później.
Lulu pomachał mu i niechętnie
ruszył do wyjścia. Sehun odprowadził go tęsknie wzrokiem dopóki nie zamknął za
sobą drzwi galerii.
Pozostało mu wpatrywać się w
niego na wiecznych, czarno białych fotografiach.
***
Dzwonek telefonu na biurku wyrwał
go z transu i na nowo przywrócił do rzeczywistości. Trochę niechętnie nacisnął
przycisk, przerywając uparte połączenie.
- Sehun? - Usłyszał kobiecy głos,
na co wywrócił oczami.
To był jego służbowy numer. Kogo
innego sekretarka spodziewała się tu zastać?
- Tak? - spytał, rezygnując ze
złośliwych komentarzy.
- Masz klienta. Zaraz u ciebie
będzie - powiedziała i przerwała połączenie zanim ten zdążył zaprotestować.
- Cudownie - mruknął do siebie
rozdrażniony.
Powtarzał to jak mantrę. Powtarzał tysiąc i jeszcze z milion razy, że
nie zamierzał sprzedawać tych zdjęć. Mówił, że fotografie nie miały ceny, miały
za to swoją wartość. Wyprostował się na
krześle gotowy zbyć klienta szybko i bezwzględnie.
Pukanie do drzwi. Niech wejdzie.
- Witam - odezwał się mężczyzna w
średnim wieku, gdy przekroczył próg jego studia.
Wstał z krzesła i przywitał się z
nim, nie zapominając o szacunku i uprzejmościach nawet w takiej sytuacji. W
końcu chciał być bezwzględny nie bezczelny. Wskazał mu miejsce przy biurku, po
czym sam zajął swoje.
- Zaintrygowały mnie pańskie
ostatnie fotografie - powiedział nieznajomy, opierając się lekko na krześle. -
Te z chłopcem i wygiętą łyżką.
Sehun zagryzł wargi, próbując w
milczeniu strawić ignorancję wobec przedstawionego przez niego konceptu.
Zastanawiał się, co w takim razie zaintrygowało go w fotografiach, skoro nawet
nie zrozumiał przesłania...
- Ten chłopiec - zaczął
niepewnie, po czym spojrzał na niego z zainteresowaniem. - Jak długo pan go
zna? Czy jest dla pana kimś znaczącym?
Pytania zbiły go z tropu, przez
co na moment zapadła cisza. Mężczyzna zaczynał coraz bardziej działać mu na
nerwy.
- Myślę, że to nie jest
przedmiotem rozmowy - uciął ostro, tymczasowo wymazując ze swojego słownika
uprzejmość.
Mężczyzna pochylił się do przodu
i przyjrzał mu - jeśli to możliwe - jeszcze dokładniej. Sehun miał wrażenie, że
sam próbuje znaleźć odpowiedź, wyczytać ją z jego oczu. Oczy to podobno zwierciadła duszy, tak słyszał.
Zamrugał kilka razy.
- Ależ owszem, jest - odparł
mężczyzna, po czym wyciągnął z kieszeni marynarki plik kartek, między którymi
Sehun dostrzegł zdjęcie Lulu. - Jestem tu w sprawie tego chłopca. Lu Hana,
piosenkarza chińskiego pochodzenia, urodzonego 20 kwietnia 1990 i zaginionego
trzy miesiące temu. Chłopca, który po trzech miesiącach bezowocnych poszukiwań
pojawia się na pańskich fotografiach.
Sehun słuchał oszołomiony,
zastanawiając się, czy na pewno mówią o tym samym człowieku. Czy jego Lulu mógł
być zaginionym artystą? Odpowiedź twierdząca wydawała mu się niedorzeczna,
niemożliwa wręcz, jednak po chwili zaczął się zastanawiać... dlaczego nie?
" Możesz mi mówić
Lulu."
Co on tak naprawdę wiedział o tym chłopcu?
Kogo tak naprawdę pokochał?
Kim był jego Lulu?
- Jak długo zna pan Lu Hana? -
Padło kolejne pytanie.
Sehun odetchnął głęboko, próbując
otrząsnąć się z szoku, bowiem nie chciał pokazywać swojego oszołomienia temu
obcemu mężczyźnie.
- Dwa miesiące - mruknął, po czym
odchrząknąl, bowiem zaschło mu w gardle. - Znam go dwa miesiące.
- W jakich okolicznościach poznał
pan Lu Hana?
- W jakich okolicznościach
zaginął? - spytał, ignorując pytanie, bowiem nie wiedział, czy chce dzielić się
z tym człowiekiem historią, która pozostawała jedynie w pamięci jego i Lulu. Lu Hana?
Mężczyzna przez długą minutę
mierzył go wzrokiem, który cierpliwie wytrzymał.
- Lu Han przechodził trudny okres
- zaczął wyraźnie niechętnie. - Od pół roku utrzymywał się u niego stan
depresyjny. Pewnej nocy, przed dniem rozdania nagród zniknął w drodze na
lotnisko, niewidzialny dla menedżerów. A teraz proszę mi powiedzieć, jak poznał
pan Lu Hana, jeśli w ogóle pan go znał?
Ostatnie pytanie dotknęło Sehuna,
bowiem sam zaczął je sobie zadawać i bał się na nie odpowiedzieć.
Nie, nie znał Lu Hana.
Znał Lulu.
- Zgłosił się na casting - wyznał
spokojnie, siląc się na perfekcyjne kłamstwo. - Nie łączy mnie z nim żadna relacja
i nie rozmawiałem z nim nigdy poza zdjęciami. Próbowaliśmy się z nim
skontaktować po skończeniu sesji, jednak numer pozostaje głuchy.
Ponownie zmierzyli się w ciszy
spojrzeniem. Twarz Sehuna pozostała nieprzenikniona i obojętna w momencie, gdy
mężczyzna próbował znaleźć inną prawdę w jego oczach. Sehun jednakże był na to
przygotowany i zamknął drogę do swojej duszy, przyjmując zimny, chłodny wzrok. Chłopak
pozostawał uparty, choć sam nie wiedział dlaczego, nie chciał zdradzać Lulu.
Pragnął go chronić, nawet jeśli miałoby się okazać, że jego książę i bajka były
jedynie takim samym kłamstwem. Bał się tej myśli i z całych sił trzymał ją na
bezpieczny dystans od swojego serca.
- Przykro mi, nie mogę panu pomóc
- zaczął beznamiętnie, nie odwracając wzroku, bez najmniejszego zadrgania. -
Nie znam Lu Hana.
***
Sehun miał wrażenie, jak gdyby
ktoś nagle i bezpardonowo zniszczył jego historię i postanowił zabawić się w
manipulację jego życiem. To, co udało mu się zbudować i co tak cenił przez
ostatnie miesiące w jednym momencie zostało zastąpione inną bajką. Czuł się,
jak gdyby ktoś dał mu nowe alter ego, nową rzeczywistość, w której nie ma jego
i Lulu. Był za to Lu Han i tysiące barier. Próbował je pokonać, ale ciężko jest
skakać bez wiary, tak samo jak ciężko znaleźć w sobie siłę do szukania drogi w
labiryncie bez nadziei.
Gdy emocje próbowały brać nad nim
górę, postanowił odsunąć je na bok i skupić się na obiektywnym ocenieniu
sytuacji. W zasadzie równie dobrze mógł spróbować nie oddychać.
Dowiedział się wiele o Lu Hanie,
przeglądając wiadomości w sieci, przeżywając przy tym dziwne deja vu, jednak
nie był to jego wymarzony sposób na zdobywanie informacji. Tak bardzo chciał z
nim porozmawiać, gdy tymczasem jego Lulu zniknął. Rozpłynął się w powietrzu.
Zaginął niczym Lu Han.
Ostatni raz widział go na
pamiętnym wernisażu trzy dni temu i były to najdłuższe trzy dni w jego życiu. Dopiero
teraz zauważył, że tak naprawdę pozostawali prawie nierozłączni, od kiedy się poznali.
Lulu musiał wiedzieć. Musiał być świadomy, że ta wystawa będzie przełomowym
momentem. Zgodził się ujawnić swą tożsamość, o co sam go poprosił. Zrobił to
dla niego, mimo wszelkich konsekwencji.
Tęsknił za nim, chciał go
zobaczyć, nie jako artystę na zdjęciach w internecie. Chciał zobaczyć swojego
Lulu.
Siegnął na półkę z książkami,
gdzie leżał jego aparat, na którym chłopak kiedyś nakręcił dla niego wiadomość.
Dawno nie odtwarzał pamiętnego filmu i nagle zrozumiał, dlaczego został
nakręcony. Czy Lulu naprawdę wiedział, że tak to się skończy? Wiedział od
samego początku? Sehun zadawał sobie te pytania z bólem i wyrzutem.
" Sehunnie, tu Lulu..."
Gniew mijał, gdy patrzył na
uśmiechniętą twarz na ekranie aparatu. To było prawdziwe, powtarzał sobie w duchu
i pierwszy raz był tego pewien. Lulu był dla niego prawdziwy i szczery. Po
prostu miał to szczęście poznać go jako człowieka, a nie iluzję jego obrazu.
"- Sehunnie?"
Ocknął się z zamyślenia, gdy na
ekranie pojawił się kolejny film. Zaskoczony przyglądał się bladej twarzy Lulu
skąpanej w mroku pomieszczenia. W rogu ekranu dostrzegł brzeg swojego,
niepościelonego łóżka.
- To znowu ja - kontynuował Lulu,
na moment spuszczając wzrok z nietypowym dla siebie zdenerwowaniem. - Myślałem,
że, gdy powiem to do aparatu będzie łatwiej, a tymczasem czuję się jeszcze
gorzej. Zasłużyłeś na osobiste wyjaśnienie... Przepraszam. To już ostatni raz!
- Co mam rozumieć przez
"ostatni raz"? - spytał chłopca na ekranie mimo ściśniętego niemile
gardła.
- Cieszę się, że cię poznałem,
naprawdę - kontynuował Lulu, ignorując pytanie, którego nie mógł usłyszeć. -
Nie żałuję, że się wtedy zawahałem, nie żałuję, że jednak nie rzuciłem ci się
pod koła wozu.
Sehun wstrzymał oddech.
Lulu milczał, jak gdyby czuł na
sobie jego przerażone i zszokowane spojrzenie.
- Wierzę, że tak właśnie miało
być. Pojawiłeś się na tej drodze, by mnie uratować i nie mam pojęcia, jak długo
musiałbym ci dziękować, byś zrozumiał moją wdzięczność... Sehunnie, jesteś moim
aniołem stróżem.
- Lulu...
- Musisz już wiedzieć o Lu Hanie
- kontynuował, ponownie spuszczając wzrok. - Myślę, że wiesz o nim
wystarczająco dużo, dlatego nie będę teraz opowiadał ci jego historii. Chcę
tylko, żebyś wiedział, że ma się dobrze, lepiej niż kiedykolwiek. Lu Han jest
gotowy powstać i na nowo znaleźć miłość do swojej pasji, a właściwie
wykorzystać twoją miłość. Bo kocham cię, wiesz? - urwał, by posłać mu słaby,
nieśmiały uśmiech. - Pamiętasz tę anemiczną piosenkę, którą kiedyś usłyszałeś w
radiu?
Po tym pytaniu zanucił mu znajomą
melodię, a jego aksamitny głos rozniósł się po głuchym pokoju. Sehun słuchał, a
wszystkie wspomnienia z tamtej przejażdżki powracały i przesłaniały mu obraz.
- Dałeś jej nowe życie - wyznał
cicho, przestając śpiewać. - Tak samo jak wszystkiemu, co robię. Dałeś mi siłę
i wiarę, choć może nawet nie zdajesz sobie z tego sprawy. Ocaliłeś mnie i moją
muzykę, wierząc we mnie. Zrobię to dla ciebie i tylko dla ciebie, Sehunnie.
Wrócę i nie upadnę ponownie.
Sehun zamrugał kilkakrotnie, gdy
dostrzegł, jak oczy Lulu zaczęły niepokojąco błyszczeć od łez.
- Musisz być zły i masz ku temu
powody - stwierdził, przełykając ślinę. - Nie miałem prawa cię okłamywać, ale
chyba potrzebowałem, by ktoś dostrzegł we mnie człowieka. Nikt nigdy nie
oglądał ze mną wschodów słońca.... Kiedyś powiedziałem ci, że chcę, abyśmy byli niezwyciężeni i wieczni jak góry i nadal tego pragnę. Potrzebuję cię, Sehunnie.
Spojrzał w jego stronę z wyrazem
bólu i tęsknoty, od którego Sehunowi zrobiło się słabo. Żałował, że to tylko
nagranie, i że nie może go dotknąć, nie może wykrzyczeć, jak sam bardzo go
potrzebuje.
- W twojej torbie zostawiłem
bilet na mój najbliższy koncert w Pekinie - powiedział, posyłając mu słaby,
nieśmiały uśmiech. - Zrozumiem, jeśli się nie zjawisz, ale... robię to tylko
dla ciebie. Mojego anioła stróża. W tym miejscu skończę. Pamiętaj o mnie,
Sehunnie, nie każ się żegnać. Tym razem nie użyję na tobie mojej mocy
telekinezy. Proszę. Kocham cię.
Ekran zgasł razem z twarzą
chłopca i Sehun w tym samym momencie poczuł się najsamotniejszą osobą na
świecie. Pierwszy raz nie czuł się dobrze w samotności, która jeszcze do
niedawna stanowiła jego nieodłączną część. Pierwszy raz zapałał do niej lękiem
i niechęcią. Pierwszy raz potrzebował czyjejś obecności, a ta może nie była na
wyciągnięcie ręki, ale klucz do niej znajdował się w zasięgu jego ramienia.
Wyciągnął bilet ze skórzanej torby i przycisnął go mocno do piersi.
Sehun nienawidził zachodów
słońca, dlatego pozwolił mu ponownie wznieść się nad horyzontem.