Gatunek: Romans, angst, fluff
Bohaterowie: Kim Jonghyun, Kim Kibum
Ostrzeżenia: Nie sądziłam, że kiedyś będę musiała to napisać, ale tekst zawiera scenę erotyczną
... to tylko kilka dni. Do końca
tego tygodnia wszystko powinno wrócić do
normy.
Dla niego to nie było tylko kilka
dni. W przybliżeniu brzmiało jak wieczność z drobnym błędem względnym równym
kilka kolejnych wieczności.
Mężczyzna za biurkiem uśmiechnął
się serdecznie do młodego mężczyzny z miną niczym u nadąsanego dziecka,
najwyraźniej udając, że jej nie widzi.
- Bądź dzielny, Jonghyun-ssi -
dodał po chwili mniej oficjalnym tonem. - Zdaję sobie sprawę, że głos to Twoje
narzędzie pracy, ale nie jestem w stanie
zrobić dla ciebie niczego więcej. Zażywaj przepisane leki, pij ciepłe napoje i
dbaj o siebie.
Wywrócił oczami na znak irytacji,
jednak ostatecznie pokiwał głową i zgarnął z biurka stosik recept. Podniósł się
z zajmowanego miejsca i wskazał na drzwi z zapytaniem wypisanym na twarzy.
Mężczyzna w średnim wieku o niezwykle łagodnym wyrazie twarzy również wstał i
podszedł do Jonghyuna.
- Cóż, oczekuję cię tutaj za
kilka dni - odparł i z dłonią trzymaną na ramieniu chłopaka, odprowadził go do
wyjścia z gabinetu. - Ze zdrowym gardłem, zdolnego do wydawania dźwięków. Będę
kontaktował się z twoim menadżerem, więc lepiej weź sobie moje rady do serca.
Jonghyun westchnął
zniecierpliwiony i znudzony niby groźbami swojego lekarza, jednak po raz
tysięczny tego ranka pokiwał głową, chcąc uwolnić się zarówno od jego
towarzystwa jak i od tego miejsca. Miał awersję do szpitali. Od zawsze. Na
zawsze.
Ukłonił się mężczyźnie z trochę
wymuszonym uśmiechem, po czym skierował się do wyjścia budynku.
Mroźne, zimowe powietrze
natychmiast uderzyło w jego twarz, gdy otworzył frontowe drzwi kliniki.
Niezdarnie usiłował zakopać nos w szaliku owiniętym wokół szyi, gdy
niespiesznie schodził po głównych schodach. W międzyczasie próbował rozczytać z
recepty nazwy przepisanych mu lekarstw, jednak równie dobrze mógłby się wziąć
za czytanie Szekspira w oryginale. Zawsze myślał, że niezdarne pismo medyków to
mit. Nie dano mu jednak okazji go obalić.
Rozejrzał się po parkingu przed
kliniką, jednak nigdzie nie zauważył auta swojego menadżera, co zdecydowanie
nie poprawiło jego i tak zmarnowanego samopoczucia. Jak niby miał dbać o
siebie, kiedy kazano mu czekać na mrozie?!
Z ciężkim westchnieniem wrócił do
żmudnego czytania recept.
Nie potrafił ustać w jednym
miejscu, bowiem wtedy odnosił wrażenie, że było jeszcze zimniej, o ile to
możliwe. Zataczał okręgi wokół słupa z ogłoszeniami, a oddechem usiłował
rozgrzać skostaniałe dłonie. W głowie zaczynał układać reprymendę dla
menadżera, ale kiedy doszedł do gróźb sprzątania jego łazienki zdał sobie
sprawę, że nigdy nie będzie mógł jej wygłosić, bo stracił głos. Sfrustrowany
kopnął w słup, czego natychmiast pożałował, bowiem jego zesztywniałe palce
przeszedł przeszywający ból. Co najgorsze, nie mógł nawet krzyknąć, nie mówiąc
o mniej subtelnych formach artykułowania tego, co czuł.
- Wszystko w porządku?
Nie! Nic nie było w cholernym
porządku!
Odwrócił się na pięcie w stronę zatroskanego nieznajomego głosu ze złością ciągle wypisaną na twarzy, jednak
jego wyraz lekko złagodniał, gdy zobaczył przed sobą ciekawe zjawisko. Otworzył
usta, gdy jego wzrok spoczął na chłopaku zapewne w jego wieku, ubranego w
błękitną kurtkę i ciemne jeansy. Miał smukłą, bladą twarz, o którą Jonghyun
oskarżał matkę naturę za przesadę w perfekcji. Z nad wysokich kości jarzmowych
spoglądały na niego brązowe oczy przypominające kocie. Zapewne wpatrywał się w
nie odrobinę za długo zanim w końcu otaksował wzrokiem włosy chłopaka.
W kolorze tęczy.
Jonghyun zamknął usta.
Nieznajomy uniósł pytająco jedną
brew. Jego drobne, bladoróżowe usta lekko zadrżały, jednak powstrzymał się
przed powtórzeniem pytania.
Jonghyun pokiwał głową,
zapominając, o co został zapytany. Przytaknięcie temu nieznajomemu wydało mu
się czymś właściwym.
- Trochę tu zimno - powiedział,
posyłając Jonghyunowi lekki uśmiech. Przyjrzał mu się uważniej z lekkim zawahaniem. Jonghyun
po raz milionowy pokiwał głową. Miał wrażenie, że do końca tygodnia zamieni się
w marionetkę z szyją niczym galareta. - Przypominasz pingwina w szaliku.
Zamrugał kilkakrotnie prawie
pewny, że musiał się przesłyszeć.
- Z daleka wyglądałeś jak mały
pingwin człapiący koło tego słupa.
Po raz kolejny otworzył usta, tym
razem szczerze oburzony, gdy nieznajomy zaśmiał się dźwięcznie. Niechętnie
musiał przyznać, że był od niego trochę wyższy, ale to nie znaczyło, że mógł
tak po prostu sobie z niego żartować! Zrobił obrażoną minę, co jedynie jeszcze
bardziej rozbawiło chłopaka z tęczą na włosach.
Jeśli Jonghyun był na coś
uczulony, był to jego wzrost.
Irytacja i złość, które utrzymywały
się w nim od rana, kiedy obudził się z bolącym gardłem i brakiem głosu zaczęły
powoli sięgać apogeum jego wytrzymałości. Uśmiechnął się odrobinę
psychopatycznie i rzucił nieznajomemu chłopcu złowrogie spojrzenie, przez które
ten natychmiast przestał się śmiać.
Nie myśląc długo, rzucił się na
niego i oboje wpadli na wielką zaspę świeżego śniegu koło drogi. Nieznajomy
krzyknął zaskoczony, jednak nie zdążył zareagować. Jonghyun niezdarnie, trochę
wbrew uprzedniemu planowi upadł na niego, dodatkowo przysypując ich warstwą
śniegu. Prawie stykali się czołami, gdy posłał mu ostatnie, ostrzegawcze
spojrzenie. Był pewien po zdezorientowanym wyrazie twarzy chłopaka, że ten tak
naprawdę nie ma bladego pojęcia, za co oberwał.
- Dobra - zaczął zaatakowany, nie
ruszając się z miejsca, jak i nie próbując zrzucić z siebie Jonghyuna. - To
było dziwne. Właściwie to ty jesteś dziwny, ale wiesz co? W życiu nie warto być
normalnym.
Uśmiechnął się do niego lekko,
gdy Jonghyun przekrzywił nierozumnie głowę. Nie do końca pojmował, jak chłopak
z tęczą na głowie mógł zarzucać mu bycie dziwnym.
- Key - powiedział po chwili
ciszy. - Jestem Key. Mimo okoliczności, miło cię poznać.
Musieli wyglądać dosyć nietypowo
leżąc w zaspie śniegu przed kliniką szpitalną, jednak w tym momencie Jonghyuna
bardziej zastanawiało, jak ma prowadzić dalszą konserwację bez możliwości
mówienia?! Wywrócił oczami jeszcze bardziej sfrustrowany.
- Nie mówisz za dużo - podsumował chłopak zwany Key, co jeszcze bardziej go zirytowało. - Rozumiem, że jesteś
człowiekiem czynu.
Mimowolnie spróbował się zaśmiać
na złośliwą uwagę, jednak w tym samym momencie poczuł, jak jego gardło
przeszywa ostry ból. Skrzywił się i chwycił za krtań. Możliwe, że Key w tamtym momencie zrozumiał sytuację, bo pokiwał głową ze współczuciem.
- Nie szkodzi. Czasem słowa są
zbędne - dodał z tajemniczym uśmiechem i podniósł się lekko na śniegu.
Na tyle, by ich usta złączyły się
w pocałunku, od którego oczy Jonghyuna otworzyły się szeroko. Jego reakcja była
mocno opóźniona, bowiem na moment dał się
ponieść chwili i odsunął od chłopaka dopiero po kilku sekundach.
Zmieszany i oszołomiony podniósł się
ze śniegu i zaczął energicznie otrzepywać swój szary płaszcz, starannie
unikając kontaktu wzrokowego z nieznajomym. Z całych sił próbował wyrzucić z
pamięci wspomnienie dotyku aksamitnych i miękkich ust chłopaka.
Trudne zadanie. Niewykonalne.
- Następnym razem może powiesz mi
swoje imię. - Usłyszał nieśmiałą prośbę Key, gdy i on wygrzebał się z zaspy.
Spojrzał na niego ostrożnie,
niepewny jak ma zareagować i zachowywać się w towarzystwie osoby, która po
kilku minutach znajomości postanowiła go pocałować. Łagodny uśmiech na twarzy
chłopaka nie dawał mu za dużego wyboru. Odwzajemnił gest.
I po raz bilionowy pokiwał głową.
Znajomy klakson przerwał ich
niemą konwersację, w której próbowali nawzajem zajrzeć wgłąb swoich duszy. Jonghyun
obserwował iskierki w ciemnych oczach chłopaka, rozważając, czy przyczynił się
do ich powstania. Skrzywił się na zawołanie swojego menadżera, jednak powoli odwrócił
w stronę parkingu i pomachał do niego.
Gdy wrócił wzrokiem w stronę,
gdzie stał Key, chłopaka już tam nie było i przez chwilę zastanawiał się, czy
może całe to wydarzenie nie było tylko jego urojeniem.
Z jakiegoś powodu chciał wierzyć,
że nie.
Pozostawione ślady na zaspie
dawały mu nadzieję.
***
Jonghyun wybiegł na korytarz i
krzyknął, nie zważając na krytyczne spojrzenia obecnych tam ludzi. Miał ochotę
krzyczeć, śpiewać i śmiać się bez końca, bowiem dopiero teraz po tygodniu
niemocy, mógł sobie na to pozwolić. Doszedł do próżnego wniosku, że tęsknił za
własnym głosem.
Powstrzymał wyrzut euforii i
przestał wydawać radosne okrzyki, bowiem nikt poza nim nie podzielał jego
nastroju, co odmalowało się na twarzy mijanych osób.
A Jonghyun tak bardzo chciał
podzielić się z kimś swoim szczęściem.
Wtedy spotkał go po raz drugi.
Mimowolny uśmiech pojawił się na jego twarzy i nie potrafił znaleźć na to racjonalnego
wytłumaczenia.
Znajomy chłopak opuścił jedną z
sal ubrany w tę samą błękitną kurtkę, która według Jonghyuna jeszcze bardziej
podkreślała tęczowe refleksy w jego złotych włosach. Nie zauważył go i
skierował się prosto w stronę wyjścia.
- Key! - krzyknął Jonghyun zanim
zdążył pomyśleć i pobiegł za chłopakiem.
Zawołany odwrócił się w jego
stronę ze zdezorientowaniem wypisanym na porcelanowej twarzy. Odnalazł wzrokiem
Jonghyuna i momentalnie na jego ustach pojawił się lekki uśmiech. Pomachał do
niego i czekał aż zbliży się na tyle, by nie musieli przekrzykiwać się nad
głowami innych ludzi.
- Pamiętasz mnie - powiedział
Key, a w jego głosie Jonghyun odnotował zdziwienie.
Zmarszczył nierozumnie brwi,
bowiem ten fakt wydawał mu się naturalny. Jak mógłby o nim zapomnieć?
- Oczywiście - odparł, wzruszając
nonszalancko ramionami.
- I zdajesz się być...
głośniejszy - dodał, a w jego kocich oczach zamigotało rozbawienie.
- Tak - zgodził się z nim i
zaśmiał zadowolony z samej możliwości śmiania. - Gardło lubi utrudniać mi
życie.
Key pokiwał głową ze
zrozumieniem.
- W takim razie dobrze, że już z
nim wszystko w porządku. Byłoby szkoda takiego głosu - powiedział z nieśmiałym
uśmiechem i na moment spuścił wzrok na swoje jaskrawopomarańczowe buty.
Jonghyun nie był pewien, czy
bardziej zdziwił go komplement czy niespodziewana nieśmiałość ze strony
tęczowego chłopca, jednak uznał, że pierwsze bardzo mu schlebiało, zaś drugie
wyglądało uroczo. Jednocześnie zganił się w duchu za oba odczucia.
- Tak - wydukał, niepewny, co
powiedzieć, a w przypadku Kima Jonghyuna nie było to częste zjawisko. - Głos to
moje życie.
Key przez moment mierzył go
badawczym wzrokiem, co jeszcze bardziej onieśmielało Jonghyuna, jednak
wytrzymał spojrzenie.
- Domyśliłem się - wyznał po
chwili z tajemniczym uśmiechem, na który brunet pytająco przekrzywił
głowę. Key w odpowiedzi wzruszył
ramionami. - Musiałbyś być prawdziwym głupcem, gdybyś nie wykorzystał tego
daru. A nie wyglądasz na głupca.
Jonghyun zaśmiał się mimowolnie
na uwagę wyższego chłopaka i trochę odruchowo przeczesał ręką swoje czarne
włosy.
- Miło, że tak uważasz -
powiedział z szerokim uśmiechem, który Key odwzajemnił.
- Rzadko się mylę - odparł z
pewnością w głosie. - Czy ty...
- Kibum!
Wołanie kobiety, która wyszła z
tej samej sali, co uprzednio Key przerwało jego pytanie. Spojrzał na drobną brunetkę w średnim wieku ubraną w
strój pielęgniarki, kiedy ruszyła w ich kierunku. W dłoniach trzymała granatowy
materiał. Key uśmiechnął się do niej ciepło, gdy stanęła przed nim, tuż obok
Jonghyuna, na którego początkowo nie zwróciła uwagi.
- Skarbie, zapomniałbyś szalika -
powiedziała z troską w głosie i owinęła granatowy materiał wokół smukłej szyi
chłopaka.
- Dziękuję, mamo - odparł bez protestów. - Jesteś najlepsza.
- Oczywiście, że jestem -
prychnęła teatralnie i zaśmiała się dźwięcznie, w czym Key jej zawtórował. - W
końcu mam najcudowniejszego syna pod słońcem.
- Kocham cię.
- Ja ciebie też. - Pogładziła go
po policzku, po czym uśmiechnęła się do niego szeroko. - Uważaj na siebie.
Pomachał do niej, gdy odwróciła
się na pięcie i ruszyła z powrotem w stronę tej samej sali. Po drodze posłała
Jonghyunowi serdeczny uśmiech i ukłoniła się przed nim, co zdziwiło go na tyle,
że zdążył jedynie niezdarnie odwzajemnić gest zanim zniknęła za drzwiami.
Gdy ponownie zostali sami przez
chwilę panowała między nimi cisza, której brunet nie potrafił przerwać, bowiem
nie był pewien, co powinien teraz zrobić.
Czy powinien się pożegnać i
życzyć mu miłego dnia?
Problem tkwił w tym, ze Jonghyun
głównie zastanawiał się nad tym, co chciałby
zrobić.
A pożegnanie nie znalazło się na
tej liście.
- Mam do ciebie prośbę. - Key odezwał
się pierwszy, intensywnie mierząc go wzrokiem.
- Tak?
- Podaruj mi jedną dobę swojego
życia.
Cisza. Jonghyun przyglądał mu się
oszołomiony, próbując zobaczyć jakąś nikłą oznakę humoru na twarzy Key, jednak
jedyne, co odnotował to desperacka prośba w jego kocich oczach. Przełknął
głośno ślinę niepewny, jak zareagować.
- Jedną dobę? - powtórzył po nim
dla pewności.
- Dwadzieścia cztery godziny -
odparł Key, wzruszając ramionami, najwyraźniej chcąc dać do zrozumienia, że to
nie jest sprawa dużej wagi. - Czy to tak długo w porównaniu z całym życiem?
Intensywność, z jaką tęczowy
chłopiec mierzył go wzrokiem odbierała mu pewność siebie i zdolność rozsądnego
myślenia.
- Chyba nie - zgodził się
Jonghyun i na moment spuścił wzrok na podłogę. - Ale dlaczego?
Kąciki ust Key zadrżały, a jego
spojrzenie lekko spochmurniało.
- Proszę - powiedział cicho, a
Jonghyun poczuł jak od środka zalewa go fala gorąca, bowiem coś w głosie
chłopaka próbowało złamać mu serce. - Możesz to dla mnie zrobić?
Pytanie powinno brzmieć, jak niby
Kim Jonghyun mógłby tego nie zrobić? Gdy ktoś patrzył na niego w ten sposób,
był w stanie zgodzić się na najbardziej niedorzeczną prośbę.
Pokiwał głową, na nowo czując się
jak niemowa.
Uśmiech na twarzy tęczowego
chłopca rozwiał jego wątpliwości i wszelkie pytania, albo przynajmniej
zdmuchnął je na dalszy plan.
***
Kiedy ziewnął z jego ust wydostał
się obłok jasnej pary, który przeciął skąpane w mroku otoczenie. Miał wrażenie,
że razem z tym obłokiem ulatuje z niego ostatnie, zaoszczędzone ciepło, a on
sam powoli zmienia się w lodowy posąg. Zaczął lekko truchtać w miejscu i
pocierać zmarznięte ramiona, na co czarny jamnik u jego stóp zaszczekał i oparł
pazury o jego nogę, domagając się uwagi.
- Wiem, Roo - powiedział do psa
ze współczuciem. - Też jest mi cholernie zimno. Nic dziwnego, mamy styczeń, środek
nocy.
Wyjaśnienie niewyraźniej nie
przekonało jamnika, bowiem jedynie głośniej zaszczekał.
- Wytrzymasz. Bądź dzielna -
dopingował zwierzę i lekko pogłaskał ją po gładkiej sierści. - Za trzy minuty
północ. Och, nie patrz tak na mnie! - jęknął, bowiem jamnik próbował na nim
swoją firmową sztuczkę z błagalnym spojrzeniem. - To nie moja wina, że Key to
irytujący perfekcjonista! Trzy minuty nas nie zabiją.
- Mówiłeś o mnie? - Usłyszał za
plecami znajomy głos.
Odwrócił się w stronę domu, przy
którym stał od około dziesięciu minut, by znaleźć przy zielonej bramce chłopaka
o tęczowych włosach i łagodnym uśmiechu na drobnych ustach. Mimo mroku Jonghyun
odniósł wrażenie, że Key emanuje światłem, bowiem miał na sobie żółtą kurtkę i
białe spodnie.
- Tylko trochę na ciebie
narzekałem - usprawiedliwił się z zadziornym uśmiechem. - Mój pies nie może
zrozumieć, dlaczego zmuszam go do marznięcia w środku nocy pod czyimś domem.
Key dopiero teraz dostrzegł
małego, kudłatego czworonoga u stóp Jonghyuna. Otaksował go uważnie spojrzeniem
zanim wrócił wzrokiem do twarzy bruneta.
- Uroczy. - Posłał mu uśmiech.
- To Roo - przedstawił jamnika. -
Musiałem ją zabrać. Nie znosi zostawać sama na noc.
Key pokiwał ze zrozumieniem
głową, a uśmiech na jego ustach z każdą sekundą się powiększał. Gdy Jonghyun
uniósł pytająco brew, chłopak nie wytrzymał i wybuchnął śmiechem.
- Wiesz... - zaczął, gdy po kilku
sekundach się opanował. - Przepraszam. Po prostu znam już nawet imię twojego
psa, a tymczasem nigdy nie zapytałem o twoje.
Słuszna uwaga uderzyła w
Jonghyuna, który na moment wytrzeszczył oczy, by po chwili ciszy zawtórować Key
w głośnym śmiechu. Lubił odgłos dźwięcznego śmiechu chłopaka i stwierdził, że
nie miałby nic przeciwko, gdyby właśnie w ten sposób spędzili najbliższą dobę,
- Kim Jonghyun - przedstawił się,
gdy obaj przestali.
- Kim Kibum - odparł chłopak, na
co brunet spojrzał na niego zdziwiony. - Key to pseudonim.
- Artystyczny? - dopytywał
zainteresowany.
Kibum na moment spuścił wzrok i
przygryzł dolną wargę zanim odpowiedział.
- Coś w tym rodzaju - przyznał mu
rację, jednak wcześniejsze zawahanie zastanowiło Jonghyuna. Postanowił nie
pytać o szczegóły, bowiem był prawie pewien, że jego towarzysz nie miał ochoty
tego tłumaczyć. - Chodźmy na spacer -
oznajmił po chwili, a jego twarz na nowo zaczęła promienieć, co zbiło z tropu
Jonghyuna, zważywszy na porę.
- O północy?
- Brzmi dobrze. - Key wzruszył
ramionami i uśmiechnął się do niego tajemniczo. - No co?
Jonghyun uniósł poddańczo dłonie,
choć całe jego wnętrze krzyczało w proteście, grożąc mu zamarznięciem i
śmiercią pod domem dziwnego chłopaka z dziwną fryzurą dziwnymi prośbami i
jeszcze dziwniejszymi pomysłami. Co najdziwniejsze, Jonghyun czuł się na swoim
miejscu.
Ruszyli bez celu przed siebie.
Jonghyun powoli i leniwie robił kolejne kroki, prawie ciągnąc za sobą Roo,
która całą sobą sprzeciwiała się dalszemu marszowi, zaś Key... Key podskakiwał
u jego boku, tańcząc i śpiewając jednocześnie. Zdawał się nie zwracać uwagi na
zimno, jak gdyby zupełnie odporny na niską temperaturę. Im dłużej szli, tym
Jonghyunowi bardziej udzielał się radosny nastrój chłopaka i trochę mimowolnie
mu ulegał. Resztkami zdrowego rozsądku powstrzymał się od zawtórowania mu w
znajomej melodii.
- Zawsze tak masz? - spytał go,
starając się nie zaśmiać.
- Mam jak? - Key przekrzywił
pytająco głowę po kolejnym piruecie wokół zdezorientowanej Roo.
- Zawsze zachowujesz się tak...
beztrosko? - sprecyzował po chwili, bowiem nie wiedział jak inaczej powiedzieć,
czy zawsze przypomina tańczącego elfa
całującego przypadkowych ludzi.
Key zdawał się zastanawiać nad
odpowiedzią, kopiąc bezmyślnie śnieg pod nogami. Wzruszył ramionami i spojrzał
na niego poważnie.
- Chyba nie - wyznał. - Czasem
nurtują mnie problemy egzystencjalno - filozoficzne i wtedy zwykle jestem
sfrustrowany.
Powoli opuszczali pajęczynę
osiedlowych ulic, zbliżając się do serca miasta, a przynajmniej takie wrażenie
odniósł Jonghyun. W rzeczywistości nie zwracał specjalnej uwagi na to, czy
skręcają akurat w prawo czy lewo i śmiał twierdzić, że jego towarzysz również.
- Na przykład? - spytał, gdy
zatrzymali się na przejściu dla pieszych. W rzeczywistości o tej porze ulice
były puste, jednak postanowili przestrzegać przepisów. Roo również nie
narzekała na krótką przerwę w chodzeniu.
- Ostatnio nie daje mi spokoju
teoria Darwina - zaczął spokojnie. - Homologia
dokładniej. No wiesz, narządy homologiczne sugerujące pochodzenie
gatunków od jednego przodka. To zupełnie kłóci się z moim obrazem świata,
bowiem sugeruje, że jednorożce to tylko kolejny odłam prozaicznych nieparzystokopytnych
koniowatych... Gdzie w tym sens? Gdzie magia?
Jonghyun przyglądał mu się z
trochę tępym wyrazem twarzy, niepewny, czy Key sobie z niego żartuje czy po
prostu... jest sobą. Pokręcił głową, starając się ukryć zagubienie.
- Nie przejmuj się, też nie mam
pojęcia - powiedział tęczowy chłopiec i posłał mu subtelny uśmiech. - To nie
wszystko. Jonghyun, zastanawiałeś się kiedyś, jak Roszpunka była w stanie uszyć
drabinę z jedwabnych nici? Co więcej, jak zdrowy mężczyzna w pełni sił był w
stanie wspiąć się po niej bez zrywania? Gdzie w tym sens? Gdzie magia?
Brunet wzruszył bezradnie
ramionami, bowiem teorie chłopaka, jak i przejęcie z jakim o nich mówił
zaczynały przyprawiać go o ból głowy. Dla pewności uszczypnął się dyskretnie w
rękę, by nabrać pewności, czy aby nie zasnął i naprawdę prowadził najbardziej
niedorzeczną konwersację w swoim życiu.
Po kolejnych minutach Jonghyun
uznał, że Key właśnie taki był - potrafił bez przerwy opowiadać o
niedorzecznościach, absurdach i przypadkowych błahostkach z taką pewnością
siebie, że nie sposób było mu nie uwierzyć. Nie wiedzieć kiedy, brunet zaczął
wpatrywać się w swojego nowego znajomego z podziwem i fascynacją, bowiem było
coś niezwykłego w tym tęczowym chłopcu. Jego poglądy na świat zdawały się być
wywrócone do góry nogami, pokręcone i zawiłe, ale możliwe, że to właśnie
nadawało mu świeżość i oryginalność, której Jonghyun na co dzień nie dostrzegał
w spotykanych ludziach.
Key był po prostu jedyny w swoim
rodzaju.
- Nie uważasz, że temu miejscu
brakuje duszy? - spytał Jonghyuna, który zaskoczony zatrzymał się z nogą
zawieszoną w powietrzu, bowiem Key stanął niespodziewanie na rozdrożu dwóch
osiedlowych uliczek.
Brunet wzruszył ramionami i
powierzchownie przeczesał okolicę wzrokiem. W duchu przyznał rację swojemu
towarzyszowi, jednak nie widział różnicy między tą częścią osiedla a pozostałą.
Jednakowe rzędy domów jednorodzinnych przyprószone były nową warstwą śniegu,
podobna warstwa świeżego puchu zbierała się na ulicy tuż pod ich stopami.
- W takich sytuacjach należy
oddać część swojej duszy - powiedział Key i ku zdziwieniu Jonghyuna, położył
się na samym środku skrzyżowania, tworząc anioła na świeżej warstwie śniegu.
Brunet mierzył go wzrokiem
niepewny, jak zareagować i co chwilę rozglądał się nerwowo, wypatrując
potencjalnego zagrożenia, jednak nic się nie działo. Na ulicy panował spokój.
Anielski spokój. Kibum przechylił głowę w jego stronę i, nie ruszając się z
ziemi, posłał mu wyczekujące spojrzenie.
- Twoja kolej.
Jonghyun zrobił krok do tyłu i
zaczął się jąkać, próbując wymyślić sensowną wymówkę, jednak z jakiegoś powodu
wszelkie próby odmówienia czegoś Kibumowi kończyły się niepowodzeniem. Zły na
samego siebie i zrezygnowany westchnął ciężko i położył się obok niego. Rozpostarł ramiona po bokach i stworzył
skrzydła swojemu śnieżnemu aniołowi.
Leżeli w milczeniu, wpatrując się
w ciemne niebo nad sobą, Jonghyun przestał szukać racjonalnego wyjaśnienia na
to, dlaczego tak beztrosko wylegiwał się na środku jezdni i postanowił jedynie
skupić na obecnej chwili. Poza przejmującym zimnem czuł się dobrze, czuł się
inaczej, jednak dziwaczna sytuacja wcale go nie przytłaczała.
- Choć naprawdę tego nie chcę,
muszę przyznać, że jestem potwornie śpiący. - Key przerwał ciszę i podniósł się
z ziemi.
Jonghyun z lekkim ociąganiem
uczynił to samo. Przez chwilę przyglądali się swoim śnieżnym aniołom.
- Teraz to miejsce stało się
niezwykłe - stwierdził Key i spojrzał na Jonghyuna, szukając jego poparcia.
Pokiwał głową, bowiem podzielał
jego zdanie, choć jeszcze przed momentem uważał ich wyczyn za kompletnie głupi.
- Wracajmy, Roo zaraz odpadną
łapy - odparł, nagle przypominając sobie o swoim czworonogu, który mierzył go
wzrokiem pełnym wyrzutu.
- Poniosę ją - zaoferował Key i
zanim Jonghyun zdążył zaprotestować, gotowy zrobić to sam, chłopak wziął psa na
ręce i przytulił do piersi.
Brunet ze zdziwieniem odnotował
spokojną i zadowoloną reakcję swojego jamnika, który normalnie pozostawał wrogo
nastawiony do wszystkich, którzy nie nazywali się Kim Jonghyun.
Gdy wracali tą samą drogą, którą
wcześniej przyszli Jonghyun doszedł do wniosku, że Key wcale nie był dziwny.
Był wyjątkowy.
***
- Key...?
Jonghyun przyglądał się, jak
blondyn przeszukiwał cierpliwie kieszenie z nadzieją znalezienia kluczy do
bramki. Na zawołanie bruneta przestał na moment, by spojrzeć na niego pytająco.
- Nie jestem pewien, czy to dobry
pomysł - dodał, drapiąc się nerwowo po głowie.
Key wywrócił oczami i w końcu
wyciągnął z kieszeni pęk kluczy z mnóstwem breloków i rzemyków, któremu Jonghyun
przez moment przyglądał się zainteresowany. Blondyn otworzył bramkę i stanął
bokiem, by przepuścić wciąż nieprzekonanego bruneta.
- Ale ja jestem - odparł i w
istocie z jego głosu biła pewność. - Więcej wiary, Jonghyun. Nie trzymam w domu
pistoletów, karabinów, mieczy, a większość kuchennych noży jest tępa od wieków,
bo nikomu nie chcę się ich naostrzyć. Naprawdę, mieszkam z najbardziej leniwymi
osobami, jakie ten świat widział. - Ponownie wywrócił oczami, co jak Jonghyun
zauważył było jego stałym nawykiem. - W każdym razie, nie masz się, czego bać.
Na koniec posłał mu przyjazny
uśmiech. Jonghyun westchnął głęboko, jednak powoli minął wejście, podejmując
decyzję. Nie wiedzieć czemu, mimo obecności Kibuma, czuł jak gdyby właśnie
wszedł do paszczy lwa, dlatego mocniej przycisnął do siebie Roo, która
znajdowała się u niego na rękach.
- To nie ciebie się boję - wyznał
szczerze, gdy Key otworzył przed nim drzwi domu. - Myślisz, że przyprowadzanie
do siebie nieznajomych ludzi w środku nocy jest czymś zupełnie zwyczajnym?
Drzwi się za nimi zamknęły,
pozostawiając ich w długim, nieoświetlonym holu, przez co Jonghyun był w stanie
zobaczyć jedynie niewyraźne kontury mebli i wystroju pomieszczenia.
Zastanawiało go, jak wygląda dom Kima Kibuma w dziennym świetle, jednak uznał,
że rozsądniej będzie nie włączać światła. Postawił psa na drewnianej podłodze,
w duchu licząc również na to, że reszta domowników śpi. Właściwie nawet nie
wiedział, kto tu tak naprawdę mieszkał i póki co, wolał nie przekonywać się o
tym osobiście. Przynajmniej nie o trzeciej nad ranem.
- Nie, myślę, że to zupełnie
niewłaściwe - odparł po chwili Key, zdejmując kurtkę i buty. Jonghyun poszedł w
jego ślady. - Jednak ty nie jesteś nieznajomym, Jonghyun. Jesteś moim
przyjacielem przez dwadzieścia cztery godziny. Prawda? - spytał, po raz
pierwszy bez bijącej pewności siebie i wyciągnął rękę, by wziąć od bruneta
kurtkę i powiesić ją obok swojej.
Wyznanie trochę zaskoczyło
Jonghyuna, jednak było w tym coś miłego, przez co nie mógł powstrzymać lekkiego
uśmiechu, gdy w odpowiedzi pokiwał mu głową. Zastygła w niepewności twarz Key
na to potwierdzenie momentalnie się rozpogodziła. Uznał, że mogliby być
przyjaciółmi, nawet gdyby poznali się w normalnych okolicznościach, jednak nie
miał śmiałości, by wyznać to w tym konkretnym momencie.
Kibum położył mu rękę na ramieniu
i pokierował w stronę schodów na końcu holu. Gdy wspinali się na górę, Jonghyun
stawiał ostrożne kroki, by przypadkiem nie zahaczyć nogą o stopień bądź nie
nadepnąć na Roo i nie wywołać hałasu, którym mógłby kogoś obudzić.
- Key, właściwie to z kim tutaj
mieszkasz? - spytał, bowiem nie mógł dłużej walczyć z wrodzoną ciekawością.
- W sumie jest nas troje -
odparł. - Ja, moja mama i Choi Minho. Mam nadzieję, że jutro ich poznasz.
Jonghyun przełknął głośno ślinę, ponieważ
z jakiegoś powodu wspomniane spotkanie napawało go lękiem. Postanowił jednak
nie martwić się tym na zapas, bowiem do rana wciąż pozostawało kilka godzin.
- To tutaj. Witaj w świecie Kima
Kibuma - powiedział wesoło blondyn i powoli otworzył drzwi swojego pokoju,
który znajdował się zaraz przy schodach.
Brunet zrobił kilka kroków i
pierwszy wszedł do środka, które tak samo jak reszta domu pozostawała skąpana w
nocnym mroku. Key zamknął drzwi i zaświecił światło, zmuszając Jonghyuna do
powstrzymania okrzyku zachwytu.
Pokój Kibuma w skrócie wyglądał
tak, jak gdyby ktoś próbował umieścić w jednym miejscu sklep z zabawkami, plac
zabaw i cyrk. Oczy bruneta nie nadążały za nieskończoną ilością zabawek i
figurek poustawianych na półkach i wolnych miejscach na podłodze. Zrobił krok
do tyłu, by przypadkiem nie nadepnąć na ciągnące się po całym pokoju tory
kolejki. Uwagę Jonghyuna na moment przyciągnęła zawieszona przy oknie huśtawka,
po czym jego wzrok, zmęczony nadmiarem doznań, spoczął na jasnej pościeli
dużego łóżka. Roo w tym czasie obwąchiwała drewnianego pajaca wiszącego przy
ścianie obok drzwi.
- Wow - skwitował, bowiem nic
odpowiedniejszego nie przychodziło mu w tym momencie do głosy. - Jesteś jakimś
Piotrusiem Panem czy kim?
Key na to pytanie zaśmiał się
dźwięcznie i wszedł w głąb pokoju, uważając by na coś nie nadepnąć.
- Nie - odparł. - Jestem tylko
Key.
- Mimo wszystko mi się podoba.
- Wiedziałem od samego początku.
Masz to wypisane na twarzy. - Uśmiechnął się do niego zadziornie i Jonghyun
doszedł do wniosku, że pasowała mu ta doza arogancji.
Key podszedł do łóżka i z ciężkim
westchnieniem zrzucił na podłogę wszystkie misternie poustawiane na nim
maskotki. Brunet zaczął się zastanawiać, czy chłopak naprawdę codziennie tak
pieczołowicie układał je na pościeli, by każdej nocy zrzucać je, niszcząc
wszelkie starania.
- Zwykle z nimi śpię, ale myślę,
że dla dwóch osób mogłoby być ciasno - powiedział, jak gdyby czytając mu w
myślach.
Jego słowa uderzyły Jonghyuna, bo
nagle dotarło do niego, że w istocie mieli do dyspozycji tylko jedno łóżko.
Jonghyun doświadczył dziś wielu dziwnych sytuacji, więc nie do końca rozumiał,
dlaczego nagle zaczęło przeszkadzać mu dzielenie łóżka z Key? Czy było w tym
coś niewłaściwego? Czy naprawdę powinien mieć coś przeciwko? Uznał, że jeśli dla
Key było to w porządku, to dla niego również takie pozostanie.
- Zaraz wrócę - odezwał się
blondyn i ruszył w stronę drzwi. Zatrzymał się z ręką na klamce i odwrócił głowę
w stronę Jonghyuna. - Łazienka jest na przeciwko. Czuj się jak u siebie.
- Dzięki - odparł, posyłając mu
lekki uśmiech. - Spróbuję - dodał już bardziej do siebie, bowiem Key zniknął za
drzwiami. - Tylko, że ja nie mieszkam w cyrku.
Roo znudzona szpiegowaniem
dziwnych zabawek i sprzętów podeszła do łóżka i wskoczyła na pościel, zanim Jonghyun
zdążył krzyknąć, by ją powstrzymać. Pies spojrzał na niego z wyrzutem, gdy
został skarcony, jednakże pozostał na swoim miejscu i ułożył się wygodnie na
poduszce .
- Kto cię tak wychował? - mruknął
zrezygnowany, po czym sam zajął miejsce obok niej. - Chyba muszę porozmawiać z
twoim właścicielem.
Zdjął bluzę, pod którą miał
czarny T-shirt bez rękawów i rzucił ją niedbale na podłogę. Następnie ściągnął
skarpetki i położył się na plecach z głową tuż obok oburzonej Roo.
- Dziś nocujemy tutaj czy ci się
to podoba czy nie - powiedział do psa, na co ten uniósł na moment łeb - To
oznacza zakaz szczekania, gryzienia i
drapania w drzwi, zrozumiano? - Posłał jej surowe i bezwzględne spojrzenie, na
co w odpowiedzi polizała go w ucho. - Przyjmę to za potwierdzenie.
Key wrócił do pokoju po kilku
minutach ubrany w długie dresowe spodnie i jasny, luźny podkoszulek z
wizerunkiem Sponge Boba. Gdy Jonghyun zobaczył go w tym stroju uśmiechnął się
do niego złośliwie. Blondyn jedynie wywrócił oczami i, gasząc po drodze światło,
wskoczył z impetem na łóżko o mało, nie zwalając z niego Jonghyuna.
- Przepraszam - powiedział, choć
najwyraźniej nie było mu specjalnie przykro z tego powodu, po czym ułożył się
na plecach tak blisko bruneta, że ocierali się ramionami.
Zapanowała cisza, w której
Jonghyun czuł się odrobinę niezręcznie. Słyszał równy oddech Kibuma i czuł
dotyk jego skóry po swojej prawej stronie, przez co pomyślał, że może powinien się odsunąć, jednakże wciąż tego nie robił. Prawdą - zaskakującą i dziwną - był fakt, że wcale
tego nie chciał.
- Key? - Jego lekko zachrypnięty
głos przebił się przez ciszę.
Usłyszał, jak blondyn wzdycha.
- Zaczyna się - mruknął cicho.
- Co takiego? - spytał, nie
rozumiejąc.
- Pytania, Jonghyun - wyjaśnił
zmęczonym głosem. - Dlaczego cię o to poprosiłem, dlaczego spędzasz swój czas z
dziwnym nieznajomym, dlaczego śpisz w jego dziwnym pokoju...
- Nie użyłbym słowa dziwny -
wtrącił Jonghyun, trącając go łokciem. - Po prostu jestem ciekawy. To wszystko.
Był pewien, że Key właśnie wywrócił
oczami. Wiedział to.
- Prawdą jest, że sam nie wiem -
odparł po chwili, na co Jonghyun uniósł zaintrygowany jedną brew. - Życie jest
takie krótkie, po co zwlekać ze spełnianiem marzeń i swoich pragnień? - spytał,
po czym przekręcił głowę w stronę Jonghyuna.
Brunet uczynił to samo, chcąc
dostrzec choćby niewyraźny obraz twarzy Key i nagle wstrzymał oddech, bowiem
wcześniej nie był świadomy, że znajdują się tak blisko siebie. Otarł się
czubkiem nosa o nos Kibuma, co zmusiło go odrobinę się odsunąć.
- Właśnie pocałowałeś mnie po
eskimosku - stwierdził Kibum i zaśmiał się cicho.
Jonghyun prychnął na tę uwagę,
jednak nie mógł powstrzymać zadziornego uśmiechu cisnącego mu się na usta.
Leżeli twarzą w twarz, mierząc się wzrokiem.
- W takim razie, co było twoim
pragnieniem, gdy się spotkaliśmy? - ciągnął temat, zmuszając Key do ponownego
wywrócenia oczami. Z jakiegoś powodu lubił go irytować i czerpał z tego diabelską przyjemność.
- Zostało już spełnione - odparł krótko, uśmiechając się do niego tajemniczo. - Pamiętasz?
Och tak, pamiętał. Wspomnienie
tamtego zimnego poranka pod szpitalem wróciło do niego wyraźniej niż
kiedykolwiek.
Pocałował go.
Jak mógł zapomnieć?
- Rozumiem - mruknął, nagle
zawstydzony taką bliskością twarzy blondyna. - A właściwie to nie rozumiem -
wyznał zrezygnowany.
Key prychnął pod nosem, widząc
desperacką próbę chłopaka w poukładaniu sobie w głowie wszystkiego, co miało
między nimi miejsce. Kiedy ten w końcu odważył się ponownie na niego spojrzeć
miał wrażenie, że coś się w nim zmieniło. Był tego pewien, gdy brunet
przelotnie omiótł wzrokiem jego usta.
- Dam ci radę, Jonghyun - zaczął,
przygryzając dolną wargę. - Nie myśli tyle. Nie jesteś w tym najlepszy. Skup
się na tym, co potrafisz.
Jonghyun zmarszczył brwi na
komentarz chłopaka, który miał wyjaśnić wszystko, a w gruncie rzeczy zagmatwał
to jeszcze bardziej.
- Czyli na czym? - spytał po
chwili głuchej ciszy.
- Myślę, że wiesz. Dobranoc,
Jonghyun - uciął i zamknął oczy.
Brunet westchnął z frustracji,
jednak poddańczo ustąpił.
- Dobranoc, Kibum
Nie mógł jednak zmusić się do
zamknięcia oczu i przez dłuższą chwilę jedynie obserwował spokojną twarz
zasypiającego blondyna. Przyglądał się, jak wyraz twarzy chłopaka stopniowo
stawał się odprężony i coraz bardziej rozluźniony. Wzrokiem omiótł jego pełne
usta, które pozostawały lekko rozchylone.
Szalone myśli nawiedziły umysł
Kima Jonghyuna, gdy tak wpatrywał się w tę śpiącą istotę przed sobą. Nie
wiedzieć kiedy zaczął mimowolnie się do niego przysuwać ze wzrokiem skupionym
na tych drobnych ustach, które nagle stały się obiektem jego dzikiej
fascynacji.
Nie miał pojęcia, jakby to się
skończyło ( i, dla zachowania wewnętrznego spokoju, wolał sobie tego nie
wyobrażać), gdyby Key nagle nie przybliżył się do niego bardziej i nie objął go
ramieniem. Jednocześnie jego głowa spoczęła na piersi Jonghyuna, który
zaskoczony zastygł w bez ruchu.
- Bezpieczny - mruknął sennie
blondyn, pół leżąc na chłopaku.
Jonghyun nie miał serca i
najmniejszej chęci, by go odepchnąć, dlatego jedynie uśmiechnął się do siebie,
rozczulony tym gestem, co zwalił na generalne roztrojenie nerwowe związane ze
zbyt długim brakiem snu.
Doszedł do wniosku, że miło jest
zasypiać w czyichś objęciach.
W objęciach Kima Kibuma.
***
Ze snu wyrwał go głośny, dudniący
dzwonek telefonu. Jego telefonu. Wciąż nieprzytomny natychmiast zerwał się i
sięgnął po bluzę lezącą na podłodze, gdzie wczoraj porzucił komórkę. Ruchy utrudniało mu czyjeś ramię oplatające go w pasie.
- Co to za szatańska muzyka? -
jęknął rozpaczliwie osobnik, leżący obok niego i schował blond głowę pod
poduszkę.
Do jego zaspanego umysłu w jednej
chwili wróciły wszystkie wspomnienia wczorajszego dnia, jednak zepchnął je na
drugi plan, gdy w końcu udało mu się znaleźć i odebrać telefon bez patrzenia na
ekran.
- Tak? - odezwał się
zachrypniętym głosem i momentalnie odsunął komórkę od ucha, bowiem rozległo się
w niej ostre brzmienie gitary i basów.
- JONGHYUN? JESTEŚ TAM?! - Ktoś
po drugiej stronie próbował przekrzyczeć muzykę i brunet rozpoznał go po
głosie.
- Tak. O co chodzi, Onew? -
spytał odrobinę głośniej, jednak jego głos wciąż pozostawał słaby.
Onew zwany również Lee Jinki był
jego przyjacielem i kolegą z zespołu. Choć ten był od niego starszy i pełnił
funkcję lidera, Jonghyun i tak zawsze traktował go jak swojego młodszego brata.
Przyjaciel wciąż miał w sobie coś z dziecka, trochę naiwny, zbyt ufny, jednak z
prawdziwą pasją do muzyki.
- JONGHYUN?! - krzyknął ponownie
Onew, przez co zawołany skrzywił się z powodu hałasu. - Taemin, przestań w
końcu szarpać moją gitarę! - Usłyszał, jak lider zwrócił się do trzeciego i
najmłodszego członka ich zespołu, po czym muzyka natychmiast ucichła.
- Jestem, Jinki. O co chodzi? -
spytał po raz drugi, zachowując cierpliwość.
- Mam nadzieję, że jesteś już w
drodze do studia - wyjaśnił normalnym tonem. - Mam nadzieję, że się spieszysz.
Ja bym się spieszył, gdybym miał na karku godzinne spóźnienie.
Jonghyun zamrugał kilkakrotnie i
zdusił okrzyk, gdy nagle przypomniał sobie o tym, że w istocie byli umówieni na
próbę o 11... Rzucił szybko okiem na ekran, gdzie zegar pokazywał 12:10. Południe. Naprawdę było już południe?
- Cholera - mruknął mimowolnie
- Tak myślałem - jęknął Onew do
słuchawki. - Po prostu przez chwilę chciałem wierzyć w cud.
- Przepraszam, Onew - odezwał się
ze skruchą i oswobodził z uścisku Key, by wstać z łóżka. - Miałem... ciężką
noc.
- Ciężką noc z kim? - spytał złośliwie Jinki, na co Jonghyun mimowolnie się
zarumienił, kątek oka patrząc na blondyna,.
Byłbyś zdziwiony, pomyślał z
gorzkim humorem.
- Śniło mi się, że zaatakowało
mnie stado rozwścieczonych, puchatych kotów - rzucił pierwsze, co przyszło mu
do głowy, stwierdzając, że wszystko w tym momencie brzmi mniej groźnie niż
prawda. Onew mógłby jej nie zrozumieć, zważywszy, że Jonghyun sam nie do końca
ją pojmował.
- Okropne, Jonghyun - podsumował
Jinki wyraźnie nieporuszony. - Kiedy będziesz?
Brunet podrapał się po głowie,
próbując podjąć szybką decyzję.
- Daj mi kwadrans - wyznał,
stawiając na rozpoczęcia dnia z zagięciem czasoprzestrzeni.
-Kwadrans?! - Jonghyun podskoczył
w miejscu, bowiem krzyk nie należał do Onew, a rozległ się w pokoju.
Spojrzał zdziwiony na Kibuma,
który właśnie podnosił się z łóżka. Jego oczy wciąż pozostawały zaspane, jednak
rzuciły mu bardzo przytomne i groźne spojrzenie, gdy podszedł do niego i bez
słowa wziął od niego komórkę,
- Żaden kwadrans - odezwał się stanowczo,
ignorując protesty Jonghyuna i próbę odzyskania urządzenia.
Po tych słowach rozłączył się i
oddał mu telefon. Brunet zmierzył go groźnym spojrzeniem, gdy ten spokojnie
przeczesał dłonią zmierzwione włosy.
- Dzień dobry, Jonghyun - zwrócił
się do niego ze sztucznym uśmiechem. - Właściwie to po takiej pobudce nie
jestem pewien, czy może być dobry. Naprawdę, czy ty ogłuchłeś czy jakaś
diaboliczna siła kazała ci ustawić taki dzwonek?
Jonghyun w odpowiedzi wzruszył
ramionami.
- To zmusza mnie do odbierania
wszystkich telefonów - wyjaśnił, na co Key wywrócił oczami. - Mam próbę, Kibum
- powiedział z wyrzutem, jednak blondyn pozostawał nieporuszony tym
faktem.
- I? - spytał, czekając na
kontynuację.
- I powinienem tam być.
Key westchnął i skrzyżował
ramiona na piersi.
- To był mój czas, Jonghyun -
powiedział, mierząc go z żalem.
- Wiem o tym - zapewnił go,
gotowy wywiązać się z obowiązku. W rzeczywistości nawet nie przyszło mu do
głowy, by postąpić inaczej. - Dlatego pójdziemy tam razem. W porządku?
Twarz Kibuma zdawała się
rozpogodzić na ofertę bruneta, co ten przyjął z ulgą, bowiem nie chciał go
zawieźć w żaden możliwy sposób. Czuł się zobowiązany wobec tego tęczowego
chłopca, stawiając tym samym jego potrzeby nad własne. Z drugiej strony był również
zobowiązany wobec zespołu, co trochę utrudniało mu zachować rycerski wizerunek.
Podskoczył w miejscu po raz
drugi, gdy telefon w jego ręce znów zaczął dzwonić.
- Powiedz mu, że będziesz za
czterdzieści minut - zadeklarował Key, po czym skierował się w stronę dużej,
sosnowej szafy, stojącej przy ścianie prostopadłej do okna. - Powiedz, że
absolutnie nie przystajemy na kwadrans.
Jonghyun uśmiechnął się
rozbawiony stanowczością Kibuma, po czym odebrał komórkę, gdy ten zaczął szukać
dla siebie ubrań. Brunet przelotnie otaksował zawartość jego garderoby, by po
chwili czuć się zupełnie przytłoczonym ogromem kolorów i wzorów odzieży jak i
samą jej ilością.
- Jonghyun? - Ponownie usłyszał
głos Onew. - Jonghyun, to ty? Kto tam jest? Gdzie ty w ogóle jesteś? - Pytania posypały się z ust zagubionego chłopaka.
W międzyczasie na jego głowie
wylądował czarny T-shirt z logo Batmana. Spojrzał pytająco na Key, który tylko uśmiechnął
się do niego niewinnie.
- Dowiesz się za czterdzieści
minut - odparł tajemniczo i rozłączył rozmowę.
***
Pośpiech przy towarzyszącym mu
stresie i innym niedogodnościom miał w tym wypadku jedną zaletę. Jonghyun
docenił brak czasu, gdy wyszedł gotowy z łazienki w ubraniu Kibuma, który
czekał na niego w holu z zawiedzioną miną.
- Myślałem, że spędzimy więcej
czasu z moją mamą - stwierdził ponuro, chowając dłonie w kieszeniach różowych
szortów. - Trudno. Chodź, zrobiłem śniadanie.
Jonghyun posłusznie ruszył za nim
po schodach, w duchu czując ulgę, choć sam nie wiedział, dlaczego tak bardzo
obawiał się matki chłopaka. Gdy przypomniał sobie obraz drobnej, pogodnej
kobiety, którą spotkał w szpitalu nie widział w niej nic, czego mógłby się obawiać.
Jednakże po chwili przypomniał sobie miłość z jaką patrzyła na Kibuma i to
podsunęło mu, że istniało duże prawdopodobieństwo, iż kobieta może mieć coś przeciwko nieznajomemu nocującemu w pokoju jej syna. Matki potrafiłyby być
zabójcze, gdy chodziło o ochronę dzieci.
Tego typu pomysły przychodziły do
głowy bruneta, gdy skierował się za Key do pierwszych drzwi na prawo od schodów
i sprawiały, że zaschło mu w gardle.
- Przyprowadziłem go - odezwał
się Key, gdy weszli do jasnej, przestronnej kuchni. - Mamo, to właśnie Kim
Jonghyun.
Wywołany uniósł wzrok z białych
kafelków na podłodze i spojrzał na kobietę stojącą przy piekarniku za wyspą
kuchenną.
- Dzień dobry - odezwał się
gładko, co zdziwiło nawet jego samego. - Miło mi panią poznać.
Kobieta wyszła na środek
pomieszczenia. Na jej twarzy widniał szeroki uśmiech, który Jonghyun nieśmiało
odwzajemnił.
- Dużo o tobie słyszałam -
odezwała się, gdy stanęła tuż przed nim. - Witaj, kochanie - dodała i Jonghyun
wyciągnął rękę, jednak kobieta rozłożyła ramiona i, ku jego szczeremu
zaskoczeniu, mocno go objęła. - Nawet nie wiesz, jak się cieszę, że tu jesteś.
Te słowa zupełnie zbiły go z
tropu, jednak postanowił ich nie kwestionować. Czuł jak jego strach odchodzi,
pozostawiając po sobie jedynie ulgę, gdy kobieta zaprosiła ich na śniadanie.
- Trochę nam się spieszy -
wyjaśnił zmartwiony Key, po czym usiadł obok bruneta na krześle przy
wyspie.
W tamtym momencie Jonghyun przestał
widzieć w pośpiechu jakiekolwiek zalety.
***
- Kim on dla ciebie jest?
Jonghyun uniósł wzrok z nad
czytanej kartki ze spisanymi ręcznie strofami tekstu. Wyczuwalny wyrzut i
pretensja w głosie Onew zmusiły go do przerwania studiowania piosenki i
upewnienia się, że sobie tego nie wyobraził. Chłopak nie patrzył na niego, a
jedynie mimowolnie przesuwał dłońmi po strunach gitary i patrzył gdzieś nad
ramieniem Jonghyuna. Wiedział że jego wzrok padał na fortepian, stojący przy
drzwiach i osobę, siedzącą przy owym instrumencie.
Musiał się odwrócić, by móc
podążyć za jego wzrokiem. W drugim końcu studia Key właśnie próbował swoich sił
z fortepianem i grał na nim jakąś lekką, pogodną melodię. Jonghyun początkowo
był zaskoczony jego profesjonalnym poziomem gry, jednak po chwili doszedł do
wniosku, że wcale nie powinno go to dziwić. Właściwie mógł przewidzieć, że Kim
Kibum to w istocie profesjonalista na wielu scenach umiejętności. Uśmiechnął
się pod nosem i przez moment w milczeniu obserwował jego wyprostowaną sylwetkę
przy fortepianie i zaciekle dyskutującego z nim Taemina, który stał obok oparty
o instrument. Między najmłodszym członkiem zespołu a Kibumem zawiązało się
porozumienie, gdy tylko przybyli na próbę i Jonghyun przedstawił im chłopaka. W
momencie, gdy Onew pozostawał zdystansowany, ale wiecznie uprzejmy, Lee Taemin wykazał
żywe zainteresowanie Kibumem, zadając mu dziesiątki pytań i nie kryjąc swojej
niewytłumaczalnej fascynacji.
- Key to mój przyjaciel -
powiedział z pewnością w głosie, ponownie odzyskując kontakt wzrokowy z Onew,
który w istocie zdawał się być urażony. Doszedł do wniosku, że to bardzo
rzadkie widzieć go w takim nastroju, bowiem chłopak na co dzień pozostawał bezinteresownym źródłem empatii do każdej żywej istoty, jaka stanęła na jego
drodze.
- Nigdy mi o nim nie mówiłeś.
Po tych słowach Jonghyun
zrozumiał, skąd u niego taki nastrój. On i Onew byli przyjaciółmi, którzy nigdy
nie mieli przed sobą sekretów, zawsze cenili szczerość i zaufanie, a Kim Kibum
stanowił dla niego sekret.
- Nie zdążyłem, Jinki - wyjaśnił
spokojnie, stawiając na szczerość. - Znam go od kilku dni.
Onew skwitował to uniesieniem
brwi, po czym kilkakrotnie zamknął i otworzył usta, by ostatecznie poddańczo
pokiwać głową.
- Wasza znajomość jest w takim razie bardzo...
- Szybka? Spontaniczna? Dziwna? -
podsunął mu zakończenie, którego sam się spodziewał.
Onew westchnął i wzruszył
ramionami.
- Tak i nie, Jonghyun - zaczął,
zastanawiając się nad właściwym ujęciem tego w słowa. - Wiesz... czasem nie
trzeba dużo czasu, by zyskać pewność, że ta osoba jest warta twojej przyjaźni i
twojego zaufania. A Key... Key wydaje się być w porządku.
Jonghyun uśmiechnął się do niego
rozczulony niezręczną próbą przyjaciela w dawaniu mu dobrych rad. Doceniał je,
choć w duchu był zaskoczony, z jaką łatwością Onew zaakceptował nową osobę w
jego wąskim i elitarnym kręgu zaufania.
- Tak, Key jest w porządku -
potwierdził rozbawiony, po czym oddał Onew kartkę z tekstem. - A ta piosenka
jest świetna, Jinki. Przećwiczymy ją następnym razem.
- Dzięki, Jonghyun - odparł z
szerokim uśmiechem.
Obaj wstali z podłogi. Onew oparł
gitarę o ścianę i podążył za przyjacielem w stronę Taemina i Key, który właśnie
skończył grać i teraz siedział okrakiem na ławce przy instrumencie. Kątem oka
dostrzegł Jonghyuna i uśmiechnął się do niego promiennie, na co ten puścił mu
oczko. Blondyn wybuchł śmiechem, a Jonghyun ucieszył się, że to właśnie on był inicjatorem
tego szczerego dźwięku.
- Jjong, dobrze, że w końcu
skończyłeś. Zaczynałem tęsknić - wyznał śmiele tęczowy chłopak z
charakterystyczną dla siebie zadziorną nutą w głosie.
- Jjong? - powtórzył za nim
rozbawiony, po czym usiadł obok niego na ławce. - Teraz jestem Jjongiem?
Key wzruszył ramionami i wymienił
krótkie spojrzenie z Taeminem, co dało mu do zrozumienia, że ten był
współtwórcą przezwiska. Najmłodszy uśmiechnął się do niego niewinnie, gdy
zbadał go podejrzliwie wzrokiem.
- Jako wokalista potrzebujesz
dobrego pseudonimu artystycznego - wyjaśnił Kibum.
- Kto powiedział, że ten jest
dobry? - odparował gotowy walczyć o swój udział w podejmowaniu decyzji nad
własnym wizerunkiem muzycznym.
- Ja? - Key spojrzał na niego,
unosząc brwi, jak gdyby zaskoczony, że fakt ten nie był dla wszystkich
oczywisty. - Masz jeszcze jakieś wątpliwości,
Jjong?
W odpowiedzi westchnął poddany i
pokręcił głową. Tak naprawdę jego opór był udawany, bowiem w duchu podobał mu
się sposób, w jaki Kibum wymawiał to przezwisko. Właściwie podobał mu się sam
fakt, że otrzymał je od niego, gdyż był to pierwszy raz, gdy dostał coś od
swojego nowego przyjaciela.
- W takim razie, co mogę dać ci w
zamian? - wypowiedział myśl na głos, mierząc blondyna od góry do dołu, udając, że się zastanawia. -
Pseudonim już masz.
Key przygryzł dolną wargę i
uśmiechnął się do niego tajemniczo, jednak wciąż milczał. Jonghyun jednakże
wyczytał wszystko z jego spojrzenia i zrozumiał, co chciał mu przekazać, a
czego nie chciał mówić na głos, nie przy Onew i Taeminie.
" Podaruj mi jedną dobę
swojego życia."
O mało co nie zapomniał, że w
istocie umawiali się na taki układ. Miał wrażenie, że od tamtego czasu minęły wieki, a Kim Kibum istnieje w jego świecie od zawsze. Możliwe, że po prostu w
głębi w to własnie chciał wierzyć i takiej rzeczywistości pragnął.
- Pomyślmy - zaczął Key,
przerywając kumulującą się między nimi ciszę. - Możesz mi podarować Taemina,
jest uroczy. Będę się nim dobrze opiekował - zadeklarował żartem, na co
wspomniany wybuchł śmiechem i trącił go w ramię.
Jonghyun zawtórował mu w śmiechu,
a po nim uczynił to również Onew.
- Jasne. Możesz go wziąć - odparł
Jonghyun, drażniąc najmłodszego chłopaka.
- Nie mam nic przeciwko - poparł
go Onew, przyłączając się do wspólnego pastwienia się nad Taeminem.
- Dzięki, chłopaki - mruknął na
wpół urażony na wpół rozbawiony brunet. - Zapamiętam to.
Onew dobrodusznie potargał długie
włosy Taemina, na co ten posłał mu mordercze spojrzenie i natychmiast rzucił
się do ich poprawiania.
- Daj spokój, przecież wiesz, że
cię kochamy - zapewnił go Jinki, przywołując na twarz swój szeroki i szczery
uśmiech.
Taemin wyglądał na udobruchanego,
bowiem odwzajemnił gest.
- Chłopaki, czas się zbierać -
zadeklarował Onew i podniósł porzuconą pod drzwiami torbę, którą przewiesił sobie
przez ramię.
Najmłodszy chłopak westchnął,
jednak niechętnie ruszył po swoje rzeczy. Jedynie Key i Jonghyun nie podnieśli
się ze swojego miejsca, sami niepewni, co teraz zrobić czy gdzie się udać.
Brunet spojrzał na zegar wiszący na przeciwległej ścianie, gdzie dochodziła
godzina szesnasta. Wciąż mieli czas i, nie wiedzieć czemu, ta myśl go
uspokajała. Nie mógł się jednak oprzeć wrażeniu, że tykanie zegara stało się
nagle wyraźniejsze, do tego stopnia, że robiło się wręcz uciążliwe.
- Miło było cię poznać, Key hyung
- wyznał Taemin, gdy stanął przy drzwiach obok Onew. - Mam nadzieję, że się
wkrótce zobaczymy... na razie, Jjong. - Pomachał do nich na pożegnanie.
- Też się cieszę, że cię
spotkałem, Taeminnie - odparł Key z lekkim uśmiechem.
- To... do następnego razu,
Kibum, Jonghyun - Onew podrapał się po głowie i na moment spuścił wzrok.
- Do zobaczenia - odparli
wspólnie i odprowadzili ich wzrokiem, dopóki nie zniknęli za drzwiami studia.
Po krótkim trzaśnięciu w
pomieszczeniu zapanowała cisza, przerywana jedynie tym nieznośnym tykaniem
zegara. Jonghyun miał wrażenie, że dochodzi prosto z jego uszu i chce dać mu do zrozumienia że czas nieustannie upływał, bez względu na to, jak bardzo
chciałby go zatrzymać. Przyznał przed samym sobą, że chciał bardzo i to stawało
się nie do zniesienia.
- Może zagramy na cztery ręce? -
odezwał się Key i wskazał wzrokiem na fortepian, gdy Jonghyun spojrzał na niego
pytająco.
- Czemu nie - zgodził się i tak
samo jak blondyn, przekręcił się na ławce, by usiąść przed klawiaturą.
Stykali sie ramionami, jednak to
nie przeszkadzało mu w przesuwaniu dłońmi po klawiszach, a nawet gdyby tak było
to zapewne nie miałby najmniejszej ochoty się odsuwać.
- Zacznij, Jjong - zasugerował
Key, posyłając mu zachęcające spojrzenie.
Brunet zagryzł nerwowo dolną wargę, próbując
przypomnieć sobie jakąkolwiek melodię, jednak
w jego głowie panował mętlik. Wszystkie utwory plątały się w chaotyczną
gmatwaninę, z której nie był w stanie wyklarować ani jednej czystej kompozycji.
- No dobrze - mruknął zirytowany
Kibum, po czym zaczął mimowolnie jeździć dłońmi po klawiszach. - Ja zacznę.
Jonghyun dopiero teraz zauważył,
że chłopak miał bardzo smukłe i długie palce, jak gdyby stworzone właśnie do
tego. Poruszały się po instrumencie z wprawą i zręcznością, wydobywając z niego
delikatne wysokie dźwięki. Brunet doszedł do wniosku, że z całą swoją
ulotnością i eterycznością pozostawały bardzo nostalgiczne. Jak gdyby melodia
próbowała zmusić go do refleksji, próbowała zmusić do opowiedzenia swojej historii.
Przez zamyślenie nie zauważył, że
Key, nie przestawszy grać, patrzył na niego wyczekująco i dopiero gdy ten
znacząco chrząknął Jonghyun spróbował do niego dołączyć. Jego dźwięki jednakże
stały się jednym wielkim dysonansem, zupełnie nie pasującym do delikatnej melodii
Kibuma. żły na samego siebie poddał się już po kilku nutach. Blondyn posłał mu
pytające spojrzenie, na co chłopak pokręcił bezradnie głową. Przestał grać i
Jonghyun natychmiast zatęsknił za niedokończonym utworem.
- Zrobimy inaczej - powiedział,
patrząc uważnie na Jonghyuna. - Wczoraj powiedziałem ci, żebyś skupił się na
tym, co potrafisz i przy tym pozostańmy.
Jonghyun zmrużył oczy i
przekrzywił głowę, nie rozumiejąc, co
Key miał na myśli.
- O czym ty mówisz?
- Zaśpiewaj, Jjong - wyjaśnił zniecierpliwiony. - Ja zagram, a
ty zaśpiewasz.
Brunet przeczesał ręką włosy i
lekko się skrzywił na tę propozycję. Nie był przekonany, czy to aby na pewno
dobry pomysł. Coś go powstrzymywało i po chwili doszedł do wniosku, że o wiele
łatwiej było mu śpiewać przed tłumem niż przed tą jedną konkretną osobą.
- Dla mnie? - zaproponował trochę
nieśmiało Key i spojrzał na niego błagalnie.
Jonghyun jęknął zrezygnowany,
bowiem jak zwykle to spojrzenie topiło jego serce i odbierało całe pokłady
asertywności.
- Spróbujmy - zgodził się z
ciężkim westchnieniem i odchrząknął, by przygotować głos.
- Spróbujmy - powtórzył za nim
Key i zaczął grać ten sam utwór od początku.
Przez moment brunet słuchał w
milczeniu melodii, zamykając oczy i pozwalając jej przejąć nad sobą kontrolę,
zawładnąć myślami i sercem. To nie było trudnym zadaniem, zważywszy, że
Jonghyun dobrowolnie wpuścił ją do siebie już podczas pierwszego słuchania.
Zaczął cicho nucić, próbując zjednoczyć się z dźwiękiem fortepianu. Nucenie przechodziło w pojedyncze słowa. Słowa budowały zdania. Zdania pisały nową historię. Nie był
jednak pewien, czy była to na pewno jego historia, bowiem miał wrażenie, jak
gdyby tylko próbował wyłowić ją z melodii, jak gdyby od początku stanowiła
część kompozycji.
Śpiewał coraz śmielej, ściszając głos w momentach, gdy melodia zwalniała i prawie krzycząc, gdy nabierała
zawrotnego tempa. Key w pewnym momencie posłał mu spojrzenie pełne dumy i
uśmiechnął się do niego triumfalnie. Jonghyun odpowiedział mu uśmiechem pełnym satysfakcji i miał wrażenie, że w jego oczach zapłonął właśnie ogień. Zakończył
śpiewać długą niską nutą, po której długo łapał oddech, a palce Key przestały w
tym momencie tańczyć na klawiaturze. Zapanowała cisza, w której Jonghyun zrozumiał i był pewien, patrząc w oczy Kibuma, że ten również to wiedział. To
była ich wspólna piosenka. Ich własna historia.
To wyjaśniało, dlaczego tak
bolało , gdy utwór się skończył.
***
- Cóż, wygląda zupełnie jak
mieszkanie młodego, samotnego mężczyzny.
- Jestem młodym, samotnym
mężczyzną.
- O tym mówię, Jjong.
Zrobił nierozumną minę i posłał
Kibumowi pytające spojrzenie. Nie otrzymał odpowiedzi, bowiem blondyn jedynie
wywrócił oczami i usiadł na idealnie pościelonym łóżku. Rozglądnął się po
sypialni z tą sama ciekawością, która towarzyszyła mu podczas oglądania reszty mieszkania.
Brunet stwierdził, że i tu nie mógł
znaleźć niczego interesującego, bowiem , jak całe jego lokum,
pomieszczenie pozostawało nudne i bez
koloru.
Stąd też Key siedzący na jego
popielatej pościeli wyjątkowo wyróżniał się na tle całego otoczenia. Mogło mu
się równie dobrze wydawać, mogła to być tylko jego wyobraźnia. Możliwe, że po
prostu cała jego uwaga skupiała się od pewnego czasu wokół Kima Kibuma,
przeistaczając się w niezdrową obsesję. Jonghyun jednakże wolał myśleć, że to
gra kolorów, a nie obsesja zmuszała go do nieustannego wpatrywania się w
tęczowego chłopca.
- Wszystko w porządku? - spytał
Key, mierząc go uważnym spojrzeniem.
Otrząsnął się z zamyślenia i
pokiwał głową, przywołując na twarz niezdarny uśmiech.
- Jonghyun? - zaczął ponownie
blondyn. - Słyszałeś o tym, że większość emocji nie wyczytamy z twarzy?
Jonghyun zmarszczył brwi, nie
wiedząc, co to pytanie ma do rzeczy.
- Większość emocji ukrywa mowa
ciała - kontynuował swoim naukowym tonem. - Uśmiechasz się, ale i wyłamujesz
przy tym palce u rąk. Denerwujesz się czymś.
Podążył za wzrokiem Key na swoje
dłonie, które w istocie nerwowo wyginał. Natychmiast temu zaprzestał i
przeczesał lewą ręką włosy.
- Jestem ostoją spokoju, Kibum -
zapewnił go i położył się na łóżku, podczas gdy Key siedział obok niego na
skraju, zdając się wciąż badać jego "mowę ciała". - I nie patrz tak
na mnie.
Blondyn westchnął i zagryzł dolną
wargę, jednak w istocie przestał obserwować go niczym fascynujący, naukowy obiekt.
- Wiesz, możesz mi powiedzieć -
odezwał się po chwili, nieświadomie robiąc palcem niewidzialne wzory na
pościeli. - Czasem wystarczy wyrzucić z siebie problem, a ten rozwiązuje się
sam.
Jonghyun uniósł się na łokciach,
by spojrzeć na niego zaintrygowany.
- Naprawdę?
- Nie wiem - odparł szczerze,
wzruszając ramionami. - Ale może warto się przekonać? - Posłał mu zachęcający
uśmiech.
Jonghyun spuścił wzrok przez
chwilę nic nie mówiąc. Podjęcie decyzji zajęło mu kilkanaście długich, jednak
cierpliwie zniesionych przez blondyna sekund.
- Zostały nam trzy godziny - zaczął cicho, onieśmielony przez własne
uczucia. - A ja wcale nie chcę...- zaciął się, napotykając ponownie parę
ciemnych oczu patrzącą na niego z prawdziwym bólem. - Nie chcę się z tobą
żegnać, Kibum.
Długo nie otrzymywał odpowiedzi,
co stawało się coraz bardziej nie do wytrzymania. Co miało znaczyć to
milczenie? Nie miał pojęcia, co mogło teraz kłębić się w myślach Key, jednak,
gdy popatrzył mu w oczu, wiedział, że nie wróżyło niczego dobrego.
- Ja też tego nie chcę, Jjong -
powiedział tak cicho, że ledwo go usłyszał.
Jonghyun podniósł się i usiadł na
przeciwko blondyna, który nagle wydał mu się słaby i zmęczony, co zupełnie nie
pasowało do jego pewnego siebie i pełnego zdrowej energii uosobienia. Odwrócił
wzrok, gdy Jonghyun tak desperacko domagał się, by na niego spojrzał. W jednej
chwili ujął jedną dłonią podbródek chłopaka, zmuszając go do przekręcenia
twarzy w jego stronę.
- Więc nie rób tego - poprosił
Jonghyun, nachylając się bliżej. - Nie żegnaj się ze mną.
Blondyn powoli pokiwał głową, co uznał za
zgodę i co sprawiło, że poczuł ogromną ulgę, a tykający zegar przy jego uchu
raz na zawsze ucichł.
Jonghyun zamknął oczy i pocałował
go, zdając sobie sprawę że pragnął to zrobić od bardzo dawna i żałował, że
zwlekał tak długo.
Niespodziewanie Key chwycił go za
szyję i przyciągnął do siebie, zachłannie odwzajemniając pocałunek. Brunet nie
miał nic przeciwko nagłej gwałtowności chłopaka, jak i temu, co właśnie działo
się między nimi. Objął jego talię i przywarł do niego całym ciałem. Key uniósł
się na kolanach i, górując nad nim, ujął jego twarz w dłonie, pogłębiając ich
pocałunek. Było coś desperackiego w sposobie, jakim blondyn go całował.
Intensywność, pośpiech i strach zdawały się emanować z jego napiętego ciała.
Key przylgnął do niego rozpaczliwie i Jognhyun w tym samym momencie niczego tak
nie pragnął, jak kochać go wiecznie i nigdy nie puścić.
Ręce Jonghyuna nie potrafiły
znaleźć swojego miejsca bowiem chciały być na każdej części ciała blondyna.
Przestał wystarczać mu dotyk przez materiał T-shirtu, dlatego wsunął dłonie pod
spód i kontynuował ich wędrówkę po plecach chłopaka. Ten w odpowiedzi
westchnął, na moment przerywając pocałunek i wyginając się pod jego dotykiem.
Jonghyun wykorzystał okazję i jednym szybkim ruchem pomógł mu zdjąć T-shirt. Key w rewanżu nieostrożnie rozpiął guziki
jego koszuli i ściągnął ją z jego ramion, po czym zaatakował jego usta ze
zdwojoną siłą.
Jonghyun dłońmi badał delikatną
skórę blondyna, jak i uczył się wszystkich kształtów jego ciała. Błądził po
jego wyprostowanych plecach, sunął po chudych i kruchych ramionach, które
zdawały się zaraz złamać pod wpływem jego dotyku. Przyłożył dłoń do klatki
piersiowej Kibuma, gdzie jego serce biło w szaleńczym rytmie. Był pewien, że i
jego własne próbuje w tym momencie wyrwać się na zewnątrz. Key w tym czasie
przesunął dłonie z twarzy Jonghyuna na jego muskularne ramiona. Podziwiał ich siłę i moc, w momencie, gdy
brunet w duchu ubóstwiał jego kruchość i delikatność.
Blondyn w jednym momencie
popchnął go stanowczo do tyłu, zmuszając, by położył się na plecach, a sam
ułożył się na jego torsie i zaczął całować ostrą linię jego szczęki, następnie
napiętą szyję, dochodząc do płatka ucha. Ugryzł lekko ten delikatny fragment ciała,
przez co Jonghyun mruknął gardłowo w wyrazie zadowolenia. Zniecierpliwiony
uniósł się na łokciach i wbił zębami w bladą skórę szyi chłopaka, co skwitował
przeciągłym jękiem. Obrócił ich na łóżku, uważając przy tym by z niego nie
spaść, tak, że Key znalazł się na plecach, otoczony z obu stron ramionami
Jonghyuna. Brunet uśmiechnął się do niego zadowolony z takiego obrotu sprawy,
na co Key nie powstrzymał się od wywrócenia oczami. Jonghyun pocałował go w
usta, jednak już po chwili zaczął przesuwać je niżej, na jego brodę, szyję, zagłębienie w obojczyku... pierś.... Pragnął całować każdy fragment jego
mlecznej skóry i z przyjemnością wsłuchiwał się w ciche jęki rozkoszy chłopaka.
Blondyn przechylił głowę do tyłu, zamykając oczy i zaciskając dłonie na włosach
bruneta, który przesuwał się ustami coraz niżej, na jego mostek, płaski brzuch,
zatrzymując przy zapięciu paska u spodni. Spojrzał pytająco na Key, który
zdawał się wstrzymać oddech, jednak jego oczy wyrażały prośbę. Jonghyun,
uśmiechając się do niego, rozpiął jego pasek i pozbył się i tej części
garderoby. Przez chwilę błądził wzrokiem po jego chudych, bladych nogach, nie
mogąc nie docenić ich smukłości. Zaczął niespiesznie jeździć przy górnej
krawędzi jego bielizny.
- Jonghyun?
Głos Kibuma był słaby i
zachrypnięty. Spojrzał w górę, gdzie napotkał zamglone spojrzenie jego kocich
oczu. Nagle sposób, w jaki Key zwykł przygryzać dolną wargę wydał mu się
niezwykle pociągający.
- Tak?
- Jeśli zapytasz, czy jestem
pewien to cię zabiję - odparł spokojnie, jednak z czającą się gdzieś blisko
groźbą. - I...
- I?
- Najpierw ty - odezwał się po
krótkiej pauzie, odwracając wzrok od jego oczu.
Jonghyun nie wiedzieć czemu
zaśmiał się krótko i nerwowo, jednak nic nie powiedział. Podniósł się ze swojej
pozycji półleżącej i próbował mocować z rozpięciem od spodni, jednak z bliżej
niezrozumiałego powodu, jego dłonie zaczęły się trząść, utrudniając całe
zadanie. Key zniecierpliwiony podniósł się na łokciach i położył ręce na rękach
bruneta, po czym sam rozpiął i zsunął jego jeansy. Gdy te wylądowały obok
porzuconych uprzednio części garderoby, blondyn jednym zdecydowanym ruchem
zdjął również bokserki Jonghyuna. Spojrzał mu głęboko w oczy, przez co poczuł
się jeszcze bardziej zdenerwowany, po czym otaksował z podziwem całą jego nagą
sylwetkę. Dłonie Key nieśmiało dotknęły najpierw torsu chłopaka, a następnie
zjechały niżej po żebrach i twardym brzuchu, by zatrzymać się przy jego
członku. Jonghyun zadrżał na ten dotyk. Z przeciągłym jękiem oparł głowę w zagłębieniu na szyi Kibuma, gdy
ten zacisnął dłoń mocniej i zaczął nią poruszać na całej jego długości. Zaczął
oddychać szybciej i zauważył, że i oddech blondyna stał się płytszy. Dotykał
bruneta coraz śmielej i zachłanniej, doprowadzając go na skraj świadomości i
niewysłowionej rozkoszy.
Gdy Jonghyun czuł, że dłużej tego
nie wytrzyma, popchnął chłopaka do tyłu, przerywając czynność, po czym pozbył
go ostatniej części garderoby. Przez chwilę napawał się widokiem nagiego,
leżącego pod nim delikatnego ciała chłopaka, po czym, nie tracąc z nim kontaktu
wzrokowego, ujął jego członek w usta, na co oczy Kibuma otworzyły się szeroko i
zamgliły. Zaczął poruszać się w górę i w dół, wyzwalając w blondynie serię
jęków rozkoszy. W pewnym momencie Key prawie wykrzyczał jego imię i zamknął oczy,
co Jonghyun uznał za dobry moment, by przesunąć dłoń na jego miednicę, a
następnie powoli i ostrożnie nacisnąć palcem na miękki otwór. Dodatkowo zaczął
energicznie pocierać dłonią jego członek, przez co Key był na tyle
rozkojarzony, by nie skupić się na doświadczanym dyskomforcie. Dodał kolejny.
Key zacisnął usta, jednak wyraz jego twarzy nie zdradzał cierpienia. Jonghyun wyjął oba palce, po czym przesunął
się w górę, by móc ponownie pocałować go w usta. Blondyn tęsknie i desperacko
wbił się w jego wargi, na co Jonghyun zdusił pomruk w swoim gardle. Ostatni raz
spojrzał mu w oczy i powoli, bardzo powoli,
wszedł w niego. Key przejechał
paznokciami po jego plecach, jednak Jonghyun nie zwrócił uwagi na odczuwany
ból, bowiem skupiony był na odciąganiu bólu od blondyna. Key pocałował go w
zagłębienie u nasady szyi.
Kochali się po raz pierwszy,
jednak Jonghyun miał wrażenie, że robili to już wiele razy. Znał na pamięć
ciało Kibuma, umiał bezbłędnie odczytywać jego reakcje i to wykorzystywać. Tej
nocy imię Kibuma nie schodziło z jego ust, obsypane miłością, szanowane niczym
sacrum. Wykrzyczał je również w apogeum
swojej rozkoszy, zagłuszany jedynie przez równie głośny krzyk szczytującego
blondyna.
Jego kochanek stał się dla niego
tej nocy całym światem. Widział w nim bóstwo, perfekcję i czyste piękno,
któremu chciał podarować całą swoją miłość. Kim Kibum był jego teraz i był jego
przyszłością.
Całował słone łzy z jego
porcelanowej twarzy gdy zasypiał w jego objęciach.
***
Miał ochotę płakać i krzyczeć,
gdy rano jego świat zniknął, a on obudził się zupełnie sam.
Kim Kibum dotrzymał słowa.
Nie pożegnał się z nim.
Tęczowy chłopiec odszedł.
***
Bardzo przepraszam wszystkich, którzy tu zaglądają, że tak rzadko coś dodaję, ale to właśnie ja i moja samodyscyplina... Uh.
Ciągle nie jestem pewna, czy to do końca dobry pomysł, ale w końcu zdecydowałam się umieścić to opowiadanie. Jest... cóż stosunkowo długie, więc jeśli ktoś dobrnął do tego momentu, to należą mu się gratulacje. Pojawią się zapewne jeszcze dwie części, bo ów planowany two-shot troszkę urósł w słowa przez zimę.
Było ckliwie, wiem, ale... tak już mam, a jeśli piszę o moim OTP to ciężko mi się powstrzymać ^^
Cóż, postaram się odezwać najszybciej jak to możliwe. Dziękuję za wszystkie komentarze. Kocham i ściskam każdego czytelnika <3
Pozdrawiam!