GATUNEK: Romans, Fluff, AU, Supernatural, Angst
BOHATEROWIE: Byun Baekhyun, Park Chanyeol,
Kris, Jongdae, Jongin
OSTRZEŻENIA: idunno
Obserwował migający i zamazany
świat przez brudną szybę autobusu. Miał wrażenie, że deszcz i smog bez
skrupułów zmyły z całego otoczenia jego koloryt, pozostawiając nieciekawą,
ponurą paletę barw. Znudzony skupił uwagę na kropli deszczu, która uderzyła o szybę,
tuż przy jego nosie niczym w próbie komicznego ataku. Roztrysnęła się na szkle
i zaczęła szybko uciekać przed jego wzrokiem sunąć niżej i niżej, przecinając wodnistą
strugą obraz ponurej panoramy za oknem.
Byun Baekhyun mógłby być tą
kroplą.
Potrafił bowiem równie dobrze
uciekać od obowiązków, sprzeciwiać się ogółom i marzyć o byciu na tyle silnym i
niezwykłym, by pokonywać ludzkie słabości. Nie istniało dla niego nic bardziej
irytującego jak życie zwykłego śmiertelnika, godzącego się na wszystko, co
szykuje mu los.
Autobus zatrzymał się po raz
kolejny, zarzuciwszy go do przodu. Chwycił się barierki, by nie wpaść na
wysokiego blondyna stojącego obok ze swoją typową pochmurną aparycją.
Chwila niezwykle pompatycznych
refleksji minęła z szybkością owej kropli.
Baekhyun, milczący chłopak o
znudzonym wyrazie twarzy, westchnął przeciągle, po czym wyjął z plecaka termos
z zieloną herbatą. Odkręcił pokrywkę i zaczął nalewać do niego napój, który
mimo, że przygotowany o nieludzko wczesnej godzinie, wciąż zachowywał ciepło.
Autobus postanowił ruszyć
dalej.
Baekhyun z tęsknotą i
niezadowoleniem przyglądał się swojemu pustemu kubkowi i nowonarodzonej plamie
na swetrze w boleśnie nudnym, rozbielonym brązie.
Osobiście, nigdy nie założyłby
takiego swetra.
- Co ty wyprawiasz, Baekhyun?!
- krzyknął właściciel zmoczonej garderoby, posyłając mu mordercze spojrzenie.
Zapytany niewzruszony skierował
wzrok na termos, następnie na walczącego z plamą wysokiego blondyna.
- Piję herbatę? - odparł,
przekrzywiając głowę, niechętnie tłumacząc oczywistość. - A właściwie piłem
dopóki mi nie przeszkodziłeś.
- Kto normalny pije herbatę,
stojąc w zatłoczonym, jadącym autobusie?
- Ja? - odparł równie
bystro.
- Zwariowałeś?
- Nie uważasz, że w tej
dyskusji jest zbyt dużo pytań? - zauważył, po czym, ignorując dalsze pouczenia
chłopaka, nalał sobie kolejny kubek.
Tym razem udało mu sie upić
spory łyk, a następnie zachęcony upił kolejne. Delektował się swoim ulubionym,
cierpkim smakiem, na moment zapominając o oceniającym go wzroku mężczyzny w
brązowym swetrze i całej reszcie pasażerów. Miał ochotę ze złośliwym uśmiechem
wypić ich zdrowie. Był również pewien, że co najmniej dziewięćdziesiąt dziewięć
procent z tych osób nigdy nie wypiłoby ani kropli za niego.
Westchnąwszy, ponownie napełnił
kubek i skierował w stronę tego jednego procenta. Niestety, wyraz twarzy
wspomnianego nie zdradzał najmniejszej ochoty na udział w herbacianym
przyjęciu. Baekhyun nie poczuł się urażony. Przyjęcia herbaciane najwyraźniej
nie były w stylu Krisa. Mógł to zrozumieć.
- To - zaczął, po czym upił
łyk, nawet jeśli sam zaczynał mieć już serdecznie dość herbaty. - nie jest
szaleństwo, więc nie patrz tak na mnie.
- Użyłbym słowa głupota -
odparł, na co Baekhyun wywrócił oczami.
Kobieta stojąca obok nich
zachwiała się pod wpływem nagłego hamowania i uderzyła o Krisa, który odruchowo
przytrzymał ją za ramiona, wystraszony, że upadnie. Uratowana istota,
początkowo najwyraźniej zaniemówiła, napotykając jego wzrok, po czym z
histerycznym chichotem wróciła do pionu ze zmieszanymi słowami przeprosin.
Baekhyun po raz drugi wywrócił oczami.
- Zgoda, nazywaj to jak chcesz.
- Wzruszył ramionami. - Ale właśnie ta głupota sprawia mi przyjemność. Mam
odmówić sobie chwili szczęścia? - Spojrzał pytająco na Krisa, starając się
odwrócić jego uwagę od owej kobiety. Pragnął również zmyć głupi uśmiech z jego
twarzy, co zarazem uznał za przejaw otwartej hipokryzji w stosunku do swoich
słów. - Otóż wiedz, że zamierzam robić co mi się podoba, gdzie mi się podoba i
jak mi się podoba! To nam właśnie zostało w życiu!
Przemówienie Baekhyuna, głośne
i pełne teatralnego patosu, ponownie ściągnęło na nich uwagę całego autobusu.
Zdawał się nie mieć nic przeciwko temu, w odróżnieniu od Krisa, który kopnął go
w łydkę, dając dobitny wyraz, by zakończył.
- Co w ciebie wstąpiło? -
syknął.
- Ostatnio dużo myślę -
odpowiedział, wbijając wzrok w ponurą panoramę za szybą.
Rozpoznawał budynki, jak i
zakręty dzielnicy, bowiem ostatnio spędzał w tym miejscu większość swojego
czasu. Nigdy nie z własnych chęci, a z powodów wyżej narzuconych.
Nie cierpiał owych powodów.
- Lepiej tyle nie myśl -
poradził Kris. - Ja wysiadam - dodał, gdy autobus zaczął hamować.
Baekhyun wyglądał przez okno,
gdzie nieopodal przystanka stał wielki, szary budynek o prostej, surowej bryle,
niczym nie zachęcającą do wejścia w swoje progi.
- Spójrz, doktorze, co za
przypadek! - zawołał z przesadnym entuzjazmem, łapiąc Krisa pod ramię i rówież
udając się w stronę wyjścia. - Ja też tu wysiadam.
Kris uniósł brew, dochodząc do
wniosku, że Byun Baekhyun miał dziś jeden ze swoich dziwnych dni i nie
pozostało mu nic innego, jak pogodzić się z sytuacją.
- Może to przeznaczenie? -
spytał ironicznie, wciskając przycisk stopu.
Kobieta, która uprzednio na
niego wpadła teraz kątem oka obserwowała jego poczynania z drugim chłopakiem.
Baekhyun poczuł na sobie jej spojrzenie, gdy mierzyła go wzrokiem od stóp do
głów. Odwdzięczył się tym samym, po czym celowo mocniej chwycił się Krisa i
wypchnął ich obu z autobusu, pozostawiając niepocieszoną kobietę w środku. Gdy
tylko znaleźli się na zewnątrz, pod ostrzałem deszczu i wszechobecnej wilgoci,
odsunął się od Krisa, chowając dłonie do kieszeni.
- Nie wierzę w przeznaczenie -
powiedział, po czym powoli ruszył w stronę szpitala. - Przypadki są dla
słabych, a ja będę walczył o własny los.
- To było wielkie, Baek -
podsumował Kris, choć wcale nie wyglądał na osobę ujętą jego wyznaniem.
- Tak bardzo chciałbym mieć
jakąś moc - powiedział skacząc prosto w kałużę. Kris w ostatnim momencie
uniknął ochlapania brudną wodą. Posłał brunetowi mordercze spojrzenie, jednak
ten zdawał się być zatopiony we własnych myślach. - Chcę mieć władzę nad losem,
chcę igrać z życiem! Czujesz mnie? - spytał,
wzrokiem desperacko szukając zrozumienia u poddanego kolegi.
Kris westchnął przeciągle. Był
doktorem, codziennie igrał z życiem i śmiercią. Pytanie było zupełnie nie na
miejscu i Baekhyun doskonale zdawał sobie z tego sprawę.
- Chcesz igrać z życiem? -
spytał dla pewności, gdy byli u progu wejścia do szpitala.
Baekhyun pokiwał głową.
- Po prostu nie chcę
wszystkiego przegrać, nawet nie próbując - odparł cicho, prawie zagłuszony
przez obecny w pomieszczeniu gwar. - Nie tak jak on.
Kris doskonale wiedział o kim
mówi, przez co nagle dziwne pragnienia chłopaka wydały mu się bardziej
uzasadnione.
- Dobrze - zawyrokował, kładąc
dłoń na jego ramieniu. W jego głowie zrodził się pomysł, bardzo głupi i
niepoważny, zupełnie do niego nie pasujący. - Pokażę ci coś.
Twarz
Baekhyuna na moment pojaśniała.
***
W
pomieszczeniu panował półmrok, a jedyne stłumione światło pochodziło z dwóch
prawie wypalonych świec. Powietrze wypełniał lekko duszący zapach dymu i kawy.
Pokój nie był duży, jednak w ciemności wydawał się większy, bez wyraźnych
granic, z zatartymi konturami. Ostrą dominantę stanowił nóż, który nagle
wycelowany przebił drewniane panele na ścianie.
Park Chanyeol mógłby być tym
nożem.
W zasadzie Park Chanyeol
stanowił główną siłę życiową owego narzędzia. Wyznaczał jego drogę, czynił je
śmiercionośną i skuteczną bronią. Nic dziwnego, w końcu sam był niezwykle
śmiercionośny. Paradoksalnie tak bardzo chciał być przy tym niczym więcej, a
zwyczajnym mężczyzną. Szarym zjadaczem ryżu. Przede wszystkim jednak, człowiekiem.
Płomień świecy tworzył mocne
kontrasty na bladej i nieprzeniknionej twarzy młodego mężczyzny. Jego zwężone w
zamyśleniu oczy utkwione były w miejscu, gdzie wylądował nóż. Równo z
wysokością jego wzroku, a sam mógł pochwalić się więcej niż przeciętnym
wzrostem. Ostrze utkwiło tuż nad głową ciemnowłosego, szczęśliwie wystarczająco
niższego chłopaka, który stał nieruchomo po ścianą. Wyraz jego twarzy, choć tak
niewyraźny w półmroku, zdradzał znudzenie, jak gdyby fakt, że właśnie ktoś
rzucił w niego nożem nie był powodem do paniki.
Możliwe, choć chłopak nie
należał do osób podatnych na strach, że w innych okolicznościach przejąłby się
tym stanem rzeczy trochę bardziej. Znajdowali się jednak w tych konkretnych
okolicznościach.
Kim Jongdae nie bał się
śmierci. Ktoś, kto nigdy nie skosztował owocu życia, nie mógł bać się o jego
stratę. Śmierć była mu bliższa niż cokolwiek na tym świecie. Wyjątkiem mógł być
Park Chanyeol, jednak trudno wyodrębniać osobę, która w pewien sposób była
śmiercią samą w sobie.
Przebiegły uśmiech pojawił się
na twarzy chłopaka pod ścianą, gdy teatralnie zaklaskał trzykrotnie w dłonie.
Park Chanyeol zignorował gest, skupiając wzrok na sztylecie. Po chwili jego
intensywne spojrzenie dużych, ciemnych oczu podążyło za nożem, który w jednej
chwili wrócił do jego ręki.
- Chybiłeś - odezwał się cicho
Jongdae, jednak i tak wydawało się, że ściany odbijały i potęgowały jego głos,
nadając mu nutę niepokoju. - Nawet pudłujesz z doskonałą precyzją. Imponujące.
Jego prowokacja nie otrzymała
słownej reakcji, natomiast zanim zdążył zauważyć, sztylet znów trafił w ścianę.
Chłopak powoli spojrzał w dół, gdzie nóż utkwił w samym środku jego serca,
przygwożdżając go do ściany. Z równym spokojem wrócił wzrokiem do Chanyeola, na
którego ustach pojawił się złośliwy uśmiech.
- To zaś jest romantyczne -
skwitował kpiąco. - Skończyłeś już? Zaczynam się nudzić.
Nóż wrócił do swojego
właściciela, nie pozostawiając po sobie żadnego, nawet najmniejszego śladu.
Chanyeol spojrzał zdziwiony na grymas niezadowolenia wieńczący twarz
przyjaciela.
- Za to ja dobrze się bawię -
odparł niskim głosem, jednak nie wycelował ponownie. - Dopóki robię to na niby,
wydaje się być zabawne - dodał, przyglądając się ostrzu, które tak często
trafiało w cel z dużo bardziej śmiertelnymi konsekwencjami.
Natychmiast odgonił podobne
myśli, ponownie skupiwszy uwagę na Jongdae. Chłopak cierpliwie stał pod ścianą
z ramionami skrzyżowanymi na piersi.
- Tak, skończyłem - powiedział
ugodowo, wywracając przy tym oczami.
W pomieszczeniu rozległo się
głębokie westchnienie ulgi.
- Nareszcie - skwitował krótko i
ruszył w stronę jedynego okna w pomieszczeniu.
Chanyeol podążył za nim
wzrokiem, daleko za ramę okna, dalej niż ludzki wzrok mógł sięgnąć. W jego
oczach odbijał się blask miliona małych ogników. Pochodziły z lamp umocowanych
na niewielkich łodziach, dryfujących po śpiącej, nieograniczonej wodzie. Celowo
ominął wzrokiem ich podróżników i z tą samą determinacją wyłączył słuch na ich
piękny i przerażająco bolesny lament.
Dusze ludzkie były bowiem tak
samo piękne jak i przerażające.
Mogły minąć lata i tysiące
wieków, ale Chanyeol miał przeczucie, że nigdy nie pogodzi się z tym widokiem.
Tak samo wątpił, by kiedykolwiek pogodził się z samym sobą.
Kim Jongdae podchodził do
sytuacji zupełnie inaczej. Potrafił z tęsknotą i absurdalną czułością
przyglądać się nowoprzybyłym duszom, jak gdyby na każdą czekał całą wieczność.
Każdą witał i traktował niczym zagubione dziecko.
Dwójka mężczyzn w zaciemnionym
pokoju, choć działająca niemal identycznie, była zupełnie różna.
- To piękna noc - powiedział
Jongdae, spoglądając na ciemne niebo, spowite groteskową siecią chmur. -
Doskonała. Napijmy się herbaty.
Chanyeol uniósł brwi, wciąż
zdziwiony jak Kim Jongdae potrafił go zaskakiwać nawet po tylu latach ich
znajomości. Chłopak był zupełnie nieprzewidywalny i tak bardzo oderwany od
życia. Niczym śmierć. Uznał, że to zapewne cecha Żniwiarzy. Może tacy właśnie
powinni być.
- To chyba nie czas na herbatę
- stwierdził Chanyeol, choć wcale nieprzekonany do własnych słów.
Jongdae zmierzył go litościwym
spojrzeniem, po czym zbliżył się do niego, w drodze do małego, surowego stołu z
jedną świecą.
- W tym miejscu nie ma czasu,
Chanyeol - przypomniał mu, po czym na stole pojawiły się na dwa kubki z
parującym napojem. - Każdy moment jest doskonały dla przyjęć herbacianych.
W odpowiedzi wyższy chłopak
westchnął pojednawczo i poddańczo usiadł na przeciwko Jongdae, który zaczął pić
swój piekielnie gorący wywar. Opary z kubka rozmywały jego kontury, sprawiając,
że Chanyeol mógł jedynie obserwować niewyraźny zarys postaci. Podobne zamazane
istoty nawiedzały go każdej nocy w sennych koszmarach. Szeptały, prosiły,
krzyczały, czasem nawet śpiewały.
Wzdrygnął się i odwrócił wzrok,
przez co wystraszony podskoczył na krześle, bowiem przy oknie napotkał kolejny
kontur ciemnej postaci. Pojawił się jak zwykle bezszelestnie, z teatralnym
zaskoczeniem. Chanyeol szybko się opanował, a jego twarz spowił wyraz poirytowania
na widok obecnej, tak znajomej istoty.
- Ktoś tu wspominał o przyjęciu
herbacianym? - Rozległo się pytanie mężczyzny, na co i Kim Jongdae odwrócił się
na krześle z rozbawionym wyrazem twarzy. - I nie zostałem zaproszony.
Niegrzecznie.
Po tych słowach, młody,
ciemnowłosy mężczyzna ruszył z kocią gracją w stronę siedzących przy stoliku.
Na jego pełnych ustach widniał uśmiech wiecznego rozbawienia, który nadawał
jego twarzy odcień arogancji. Owy drwiący uśmiech kontrastował z jego dużymi,
kocimi oczami, które zdradzały niemal dziecięcą niewinność.
Chanyeol uznał, że Kim Jongin
był idealnym absurdem. Jakikolwiek by jednak nie był, potrafił niezwykle
skutecznie działać mu na nerwy.
W tym czasie Jongdae zdążył
wysunąć dla niego krzesło, a gdy opadł na nie ciężko, przysunął mu pod nos
kubek z herbatą.
- Myślałem, że jesteś zajęty -
odezwał się Jongdae, gdy Jongin zaczął delektować się słodkim napojem. - W
innym razie juz dawno bym cię wezwał, żebyś stał tępo pod ścianą i pozwalał
Chanyeolowi bawić się swoimi zabawkami - dodał z przekąsem, kątem oka
spoglądając na wspomnianego chłopaka.
Park Chanyeol posłał w jego
stronę tysiące niewidzialnych sztyletów zawartych w jednym morderczym
spojrzeniu.
Kim Jongin zaśmiał się głośno,
a ściany poniosły jego beztroski śmiech po całym budynku. Ten dźwięk nie był
częstym zjawiskiem w tym miejscu, toteż zabrzmiał dosyć przerażająco. To tylko
potwierdziło Chanyeola w przekonaniu, że Kim Jongin w istocie stanowił absurd.
- Byłem zajęty - powiedział
brunet, przechylając się w tył. - A teraz jestem zmęczony. Tak bardzo zmęczony
i... przygnębiony? - dodał, jak gdyby sam zdziwiony własnymi słowami. - To
takie dziwne uczucie.
Jongin schował twarz w
dłoniach, opierając łokcie o blat stołu. W tym czasie pozostała dwójka
wymieniła zaniepokojone spojrzenia. Żniwiarze nie powinni być przygnębieni. Ich
działania stanowiły podstawę ich egzystencji, siłę napędową, jedyny cel.
- Był taki młody - kontynuował
Jongin, wzrok wbijając w przestrzeń, jak gdyby patrząc gdzieś poza wszystko. -
I wiecie co... nawet nie był zdziwiony, gdy mnie zobaczył. Powiedział, że na
mnie czekał, że często widział mnie w swoich snach. Czy to w ogóle możliwe? -
spytał, marszcząc czoło, wzrokiem szukając odpowiedzi w zaskoczonych twarzach
przyjaciół.
Jondgade odchrząknął, zyskując
moment do namysłu.
- Najwyraźniej - stwierdził w
końcu. - Byłeś jego przeznaczeniem, tak musiało być.
Jongin westchnął ponownie, jak
gdyby nie do końca przekonany. Chanyeol uparcie milczał, bowiem tak bardzo miał
ochotę zanegować cały system ich działań. Nienawidził tego, tak bardzo
nienawidził tego wszystkiego.
- Chciał, żebym trzymał go za
rękę do samego końca - dodał cicho Jongin, a jego twarz zdradzała prawdziwy
smutek. Był to jeden z tych rzadkich momentów, gdy nie emanował radością.
- Jongin... - zaczął Jongdae,
niepewny jak go pocieszyć.
- Tak wiem, nic nie mogłem na
to poradzić - przerwał mu poddany, po czym skupił się na piciu herbaty. - Taki
był jego los. Takie przeznaczenie - Po tych słowach spojrzał na milczącego
przyjaciela, jak gdyby był jego ostatnią deską ratunku. - Chanyeol, a co ty
sądzisz o przeznaczeniu?
Chłopak milczał dłuższą chwilę,
próbując znaleźć oczywistą odpowiedź, a jednocześnie nie wykrzyczeć tego
wszystkiego, co myślał, o przeznaczeniu. Cholernym przeznaczeniu, które było
niczym innym a śmiercią.
- To tylko przeklęta ironia -
wyznał w końcu.
Za oknem rozległ się czyjś
delikatny lament w akompaniamencie fal i płaczu.
Idealna orkiestra dla
herbacianego przyjęcia.
***
Baekhyun ocknął się z uśpienia,
gdy umilkł warkot silnika taksówki, a mężczyzna za kierownicą zgasił wóz. To
nie była długa droga, jednak zmrok i cisza panująca przez całą podróż między
nim a Krisem sprawiła, że chłopak stał się niezwykle śpiący. Wyjrzał przez
zamazaną szybę, jednak ulicę spowijała ciemność. Niechętnie uchylił drzwi zmuszony
ponownie wyjść pod strumień deszczu. Kris zapłacił taksówkarzowi - Baekhyun
wciąż pozostawał pod wrażeniem hojnego gestu przyjaciela, który zamówił im
taryfę - po czym podążył za blondynem.
- To chyba nie najgorętsza
miejscówka tej nocy - skwitował Baekhyun, rozglądając się po pustej ulicy.
Uciekli pod niewielki dach jednej
ze starych kamienic. Brunet podążył wzrokiem za taksówką, która w tym momencie
była jedynym samochodem na ulicy. Zaczął zastanawiać się, czy i nie jedynym
samochodem w całej dzielnicy. Nie znał tego miejsca, najprawdopodobniej nigdy
tu wcześniej nie był, jednak biorąc pod uwagę atrakcyjność urbanistyki, fakt
ten specjalnie go nie dziwił.
- Dobre miejsca to nie te, o
których wiedzą wszyscy - zaczął Kris, skinąwszy na niego głową, by poszedł za
nim na drugą stronę ulicy. - Dobre miejsca owiane są tajemnicą, dostępne dla
wybranych. Czuj się zaszczycony - dodał zupełnie poważnie, po czym teatralnie
zaprosił go przed drewniane, czerwone drzwi budynku.
- Zdaje się że wygrałem życie -
odparł bez humoru, po czym podszedł pod wejście i bez wahania kilkakrotnie
walnął pięścią w drzwi. Kris syknął i chwycił go za ramię, przerywając jego
uderzenia. - Co to w ogóle za miejsce?
- Najwyraźniej nie takie jak
myślisz - skarcił go, po czym sam lekko zapukał, wybijając jakiś umowny,
nieznany brunetowi rytm.
- Poważnie? - spytał sceptycznie
nastawiony do całej farsy tajemnicy i elity.
- To swego rodzaju teatr -
wyjaśnił Kris, jednak zanim Baekhyun zdążył zapytać, jakiego rodzaju, drzwi
uchyliły się przed nimi.
Brunet zajrzał do środka, gdzie
dostrzegł długi korytarz w przygaszonym świetle naftowych - naftowych?! - lamp
wiszących na ścianach. Podłogę zasłaniał długi, lekko wyblakły czerwony dywan.
Na końcu pomieszczenia zauważył stojący zegar, choć widział jedynie jego kontur
oraz słyszał ciężkie bicie, bowiem całą resztę jego pola widzenia zasłaniała
stojąca u progu postać. Zwrócił ku niemu swoją uwagę, gdy w tym czasie
ciemnowłosy mężczyzna jego wzrostu mierzył go znudzonym spojrzeniem. Miał na sobie
garnitur, co z jakiegoś powodu wydało się Baekhyunowi niezwykle zabawne, jednak
starał się powstrzymać śmiech. Stojąc w deszczu na tej ponurej ulicy miał
wrażenie, że to, co znajdowało się po drugiej stronie drzwi stanowiło pewien
karykaturalny kontrast.
- Goście - powiedział cicho
nieznajomy, bez jakiejkolwiek emocji. - Kolejni.
- Witaj, Kyungsoo - odezwał się
uprzejmie Kris, zbyt uprzejmie jak na
gust Baekhyuna. - Wpuścisz nas? Nie wiem, czy zauważyłeś, ale trochę pada...
Chłopak nazwany Kyungsoo
przebiegł powoli wzrokiem po stojącej przed nim dwójce.
- Co was sprowadza - spytał
równie beznamiętnie, ignorując pytanie. - tutaj?
Baekhyun zdziwiony uniósł brwi i
spojrzał wyczekująco na przyjaciela.
Westchnął zirytowany, w momencie gdy Kyungsoo i Kris toczyli niemą
wzrokową walkę.
- Mówił, że będziemy igrać z
życiem - Baekhyun zniecierpliwiony i zirytowany staniem w deszczu, zwrócił się
do Kyungsoo.
Chłopak spojrzał na niego, jak
gdyby pierwszy raz czymś zainteresowany. Kris natomiast rzucił mu mordercze
spojrzenie, które Baekhyun zignorował.
- Tak mówił? - spytał Kyungsoo,
jak gdyby jednocześnie zdziwiony i rozbawiony.
- Kyungsoo, daj już spokój i
wpuść nas w końcu! - przerwał mu Kris coraz bardziej poirytowany. - Dobrze wiesz
kim jestem, widzisz mnie codziennie!
Kyungsoo zmierzył go beznamiętnym
spojrzeniem, jednak uniesiony kącik jego ust zdradzał, że czerpie z tej gry
przyjemność.
- Musimy być ostrożni, kto
wchodzi i stąd wychodzi - wyjaśnił. - Znasz reguły, Kris.
- Ostrożność?! - prychnął Kris.
Znacznie górował wzrostem nad stojącym w drzwiach chłopakiem, stąd Baekhyunowi
wydało się zabawne, że ten mimo to ma nad nim władzę. - Jestem jego najlepszym
przyjacielem, tak?! On mi ufa.
- Cezar też ufał Brutusowi -
zadrwił Kyungsoo, jednak widząc, że Kris był gotów wkrótce zmieść go ze swojej
drogi, niechętnie odsunął sie z przejścia, pozwalając im wejść do środka. -
Dobrze, w takim razie witajcie na Nocy Nożownika. Znasz drogę.
- Dziękuję - powiedział Kris
przesadnie uprzejmym tonem, obrzucając go ostatnim wrogim spojrzeniem.
Pociągnął za sobą Baekhyuna, który w końcu
mógł w pełni docenić piękno starego zegara na końcu korytarza. Chłopak miał
wrażenie, że stara, drewniana maszyna żyła a wybijane sekundy brzmiały niczym
rytm ludzkiego serca. Zanim jednak zdążył się nad tym zastanowić, Kris skręcił
w prostopadły, identyczny korytarz. Dopiero teraz, rozglądnąwszy się po
archaicznym, jednak stylowym wnętrzu dotarło do bruneta, że znajdowali się w
hotelu, a przynajmniej miejscu, które kiedyś pełniło ową funkcję.
- Nożownika? - spytał w końcu
Baekhyun, starając się iść równo z Krisem, choć
musiał przez to prawie biec. - Przyjaźnisz się z człowiekiem, którego
nazywają Nożownikiem?
- Tak - brzmiała krótka
odpowiedź.
- Twoje kontakty zaczynają mnie
niepokoić . Kiedy powiedziałem, że lubię igrać z życiem, wcale nie chciałem
umierać.
Kris wywrócił oczami, po czym
zatrzymał się przy drzwiach na końcu korytarza. Zapukał w ten sam rytm, co
uprzednio.
- Nikt dziś nie zginie - zapewnił
go. - Mówiłem ci, że to swego rodzaju teatr.
- Ach, tak - sarknął Baekhyun,
udając że fakt ten wszystko wyjaśnia. - W takim razie twój przyjaciel musi być
prawdziwą Królową dramatu.
Kris nie odpowiedział, bowiem i
tym razem ktoś z drugiej strony otworzył im drzwi. Rozległo sie skrzypienie
nienaoliwionych zawiasów, po czym w wejściu stanął wysoki cień ludzkiej
postaci. Baekhyun zmrużył oczy, chcąc wyostrzyć wzrok, bo w pomieszczeniu
panował półmrok, stąd nie mógł dostrzec nic poza niewyraźnymi konturami mebli w
dosyć przestrzennym pokoju.
- Nie zaprzeczę, bo jestem
doskonałym aktorem - Nieznajomy odezwał się niskim, zupełnie poważnym tonem i
Baekhyun zaczął się zastanawiać, czy wszyscy w tym miejscu to wyprane z emocji
chodzące zjawy.
Zadarł głowę, by ujrzeć twarz
mężczyzny, zagradzającego im przejście, jednak tonął w cieniu granatowego
światła padającego na jego plecy.
- Przyprowadziłeś go - odezwał
się nieznajomy, a brunet miał wrażenie, że po jego twarzy przebiega owo
nieznane spojrzenie. Przeniósł wzrok na Krisa, chcąc zniweczyć rodzący się w
jego wnętrzu dyskomfort.
-Tak jak mówiłem - zaznaczył
Kris, po czym położył Baekhyunowi dłoń na plecach, popychając lekko do przodu.
Bakehyun usłyszał ciche
prychnięcie od strony zaciemnionego pokoju i nie był końca pewien, do kogo
należało. Zastanawiał się, ilu ludzi przychodzi na owe przedstawienia, wątpiąc
przy tym w wysoką frekwencję. Nieznajomy wycofał się, teraz będąc prawie
niewidocznym dla nieprzyzwyczajonego do mroku oka Baekhyuna.
Po chwili wahania wszedł do
środka i rozglądnął się po pomieszczaniu oświetlonym zduszonym niebieskim
światłem niewielkich lampek przy identycznych, okrągłych stolikach
porozrzucanych po całej przestrzeniu. Centralną cześć stanowiła kameralna,
pusta scena.
Przeczucie Baekhyuna było
słuszne. Przy stolikach dostrzegł zaledwie kilka osób, które od jakiegoś czasu
spoglądały na niego jak gdyby
zaskoczone, może trochę ciekawe. Ich blade twarze wyglądały groteskowo w
niebieskim świetle lamp. Brunet stanął obok Krisa, czując się jak niepasujący
element z zupełnie innej układanki z zupełnie innymi zasadami,
najprawdopodobniej wymyślonej w zupełnie innym wymiarze.
W momencie gdy Baekhyun po raz
tysięczny próbował sobie przypomnieć co robi, w tym dziwacznym miejscu, Kris
zaproponował, by usiedli przy jednym z wielu wolnych stolików, znajdujących się
blisko wyjścia z sali. Reszta gości musiałaby teraz wykręcać się na krzesłach,
by móc na nich patrzeć, dlatego ku uldze bruneta, spojrzenia ustały.
- Nie tego się spodziewałeś? -
spytał Kris z drwiącym uśmiechem.
Baekhyun spiorunował go wzrokiem.
- Szczerze? Nie wiem, czego się
spodziewałem, ale tak, zdecydowanie nie było na mojej liście noży,
przerażających umarlaków przy stołach w zatęchłych, gorących suterenach...
- Wcale nie jest gorąco -
przerwał mu Kris. - Chanyeol zamontował
w całym hotelu klimatyzację.
Chanyeol, powtórzył w duchu Bakehyun, zastanawiając się, czy miał
na myśli "doskonałego aktora" wciąż stojącego przy wyjściu.
- Hotelu? Chcesz mi powiedzieć,
że naprawdę ktokolwiek dobrowolnie wynajmuje tu pokój? - spytał zaskoczony,
krzywiąc się na samo wyobrażenie starych, zakurzonych pomieszczeń pełnych
pająków i gnijących ciał w szafach pełnych moli...
- Owszem - potwierdził Kris, jak
gdyby zupełnie tym faktem niewzruszonych. - Ma mnóstwo klientów.
- Imponujące - zadrwił Baekhyun,
ukradkiem spoglądając na odwróconego tyłem Chanyeola.
Pomieszczenie wypełniał cichy,
stłumiony gwar ludzi przy stolikach, którzy cierpliwie czekali na rozpoczęcie
przedstawienia. Baekhyun z dyskrecją śledził ich wzrokiem, zastanawiając się,
co skłoniło ich do odwiedzenia tego miejsca.
- Po prostu jesteś leniwy,
Jongdae.
Niski głos Chanyeola przykuł
uwagę Baekhyuna. Odwrócił się lekko w jego stronę, gdzie zastał go w tej samej
pozycji. Zastanawiał się z kim rozmawia, jednak nie dostrzegł nikogo w jego
pobliżu.
- Przesadzasz, jak zwykle -
kontynuował Chanyeol. - Miałeś jedynie stać pod tą przeklętą ścianą.
Z punktu widzenia Baekhyuna,
sytuacja wyglądała dosyć dziwnie, dlatego mając coraz mniej zaufania do swoich
zmysłów, zwrócił się do Krisa, który podążył za nim wzrokiem.
- Rozmawia przez telefon, jak
zawsze. To wiecznie zajęty człowiek - wyjaśnił mu, obojętnie przyglądając się
samotnemu monologowi Chanyeola.
Baekhyun postanowił nie oponować.
Nawet jeśli nigdzie nie widział owego telefonu.
Nie wiedzieć kiedy i skąd przy
ich stoliku pojawił się Kyungsoo z tacą kieliszków z ciemnym trunkiem.
- Zdrowie, Kris - powiedział ze
znajomym drwiącym uśmiechem, stawiając napój przed chłopakiem.
Baekhyun nieufnie upił odrobinę
wina o okropnie gorzkim posmaku, coraz bardziej zniecierpliwiony.
- Wciąż nie pojmuję, co przyciąga
tutaj tych wszystkich ludzi - skomentował lekko rozdrażniony, gdy do
pomieszczania przybyło siedem nowych osób. - Głupie noże?
- Tu nie chodzi tylko o głupie
noże - sprostował Kris, drapiąc się po karku. - Noże to tak jakby... gra
wstępna? - dokończył niepewnie, jak gdyby nie mogąc znaleźć odpowiednich słów.
- Boże, Kris... gra wstępna?! -
Na twarzy Baekhyuna pojawiło się szczere przerażenie. - Nie masz mniej
erotycznych porównań? Może zaraz się dowiem, że wylądowałem w samym centrum
orgii...
- Zatrzymaj się - przerwał mu
wyraźnie zniesmaczony. - To zupełnie nie tak! Noże to tylko wstęp, ok? Ci
ludzie przychodzą tu odnaleźć coś więcej. Chanyeol... posiada, a raczej podobno
potrafi... - Zabawnym było obserwować Krisa, w momencie, gdy brakowało mu słów.
- kontaktować się ze zmarłymi.
Baekhyun przekrzywił głowę,
niepewny czy Kris żartował czy mówił poważnie. Po kimś takim jak on ciężko było
rozpoznać subtelną różnicę . Po chwili mimowolnie wrócił wzrokiem w stronę
wyjścia, jednak nikogo już tam nie zastał.
- Kim do cholery jest ten twój
Chanyeol? - spytał z rezerwą oraz rodzącą się w sercu naiwną nadzieją.
***
Widowisko z nożami, w którym
ostrza Chanyeola z na pozór niedbałą manierą trafiały w idealne, jak gdyby
wyliczone miejsce było takie, jak Baekhyun się spodziewał. Emocjonujące,
szybkie i nieprzewidywalne. Jednak nie porwało go nad wyraz mocno właśnie,
dlatego, że było dokładnie takie, jak się spodziewał. Owy absurd w pokrętnej
logice Byuna Baekhyuna czynił je przewidywalnym. Swoje rozczarowanie wyraził w
wymownym spojrzeniu skierowanym w stronę Krisa, jednak jego towarzysz
najwyraźniej pozostawał zachwycony występem przyjaciela.
- Mógłby pracować w cyrku -
skwitował, wypijając resztę wina, która mu została.
- Po co, skoro ma własne
przedstawienie?
- Miałby większą widownię,
większe uznanie - ciągnął Baekhyun, gdy występ dobiegł końca i Chanyeol z
szarmanckim uśmiechem pomagał zejść ze sceny swojej przerażonej wizją śmierci asystentce.
- Podsumowując, więcej pieniędzy.
- Uwierz mi, Chanyeol nie potrzebuje
ani uznania ani widowni a już na pewno nie pieniędzy.
Baekhyun prychnął z pogardą na
wydumane kłamstwa.
- Każdy tego pragnie. Twój
Chanyeol nie jest wyjątkiem.
- Byłbyś zaskoczony - odparł
tajemniczo Kris, po czy pomachał w stronę Chanyeola, który po skończonym show
zaczął przechadzać się między stolikami.
Prowadził dłuższe i krótsze
rozmowy z gośćmi przy stolikach, co Baekhyun uważnie obserwował. Wymieniał
uprzejme uśmiechy i gesty, jednak w jego zachowaniu można było zauważyć
tłumioną, lecz chłodną rezerwę. Może właśnie to, jak przypuszczał Baekhyun,
sprawiało, że jego rozmówcy traktowali go z nadmiernym wręcz szacunkiem. Coś
podpowiadało mu, że mógł to równie dobrze być strach.
- Chciałbym być zaskoczony -
wyznał Baekhyun, gdy nagle wzrok Chanyeola padł na niego.
Nie dodał nic więcej i zastygł w
bezruchu, sam nie rozumiejąc, dlaczego to chłodne spojrzenie tak bardzo go
obezwładniało. Miał wrażenie, że ten obcy człowiek zna go doskonale, zagląda do
każdej części jego duszy i umysłu. Nie był pewien, czy sięgnął serca. Ktoś o
takich oczach, tak bardzo odrealnionych i nieobecnych nie mógł być zdolny do
wielkich uczuć. Mimo to, Baekhyun czuł się zagrożony, jak gdyby atakowany tymi
przeklętymi nożami.
- Och, idzie tu - powiedział
Kris, z czego brunet doskonale zdawał sobie sprawę, bowiem Chanyeol cały czas utrzymywał
ten dziwny kontakt wzrokowy. - Idzie do ciebie - dodał, jak gdyby zdziwiony.
Tak, to też wiedział. Miał
wrażenie, że słyszy każdy krok Chanyeola. Czuł się dziwnie przytłoczony jego
obecnością i uwagą, którą na nim skupiał. Jak gdyby w sali nie było nikogo poza
ich dwójką. Nie potrafił odwrócić wzroku, wpatrując się w zbliżającego się
mężczyznę niczym w ostatni obraz, jaki miał zobaczyć w swoim krótkich,
niespełnionym życiu.
I może, gdyby nie to że Chanyeol
pożerał całą jego koncentrację zacząłby się zastanawiać, dlaczego nagle zaczął
myśleć o śmierci.
Chanyeol był wysoki, tak samo jak
Kris, jednak gdy stanął nad ich stolikiem wydawał się jeszcze większy. Baekhyun
dostrzegał w nim coś mrocznego, coś co możliwe wcześniej przeoczył.
- Chanyeol... - zaczął Kris
trochę niepewnie, próbując zyskać jego uwagę, jednak chłopak nie spuszczał oczu
z Baekhyuna. - Chanyeol?
- Ekhm, mogę ci w czymś pomóc? -
spytał brunet będący w centrum zainteresowania. Starał się, by jego głos
brzmiał naturalnie, jednak mimo to można było usłyszeć nerwową nutę.
Chanyeol milczał dłuższą chwilę.
Goście zaczęli powoli zbierać się do wyjścia, jak gdyby na niewidzialny znak
kończący ten wieczór.
- Teraz rozumiem - powiedział
bardzo cicho właściciel lokalu, jednak Baekhyun miał wrażenie, że usłyszałby go
nawet z drugiego końca pomieszczenia.
- Co takiego? - spytał, marszcząc
czoło.
- Byun Baekhyun - kontynuował
Chanyeol, ignorując pytanie.
- Skąd...
- Nie mogę - uciął nagle
Chanyeol, po czym zamknął oczy i pokręcił głową, jak gdyby próbując otrząsnąć
się z dziwnego transu.
Baekhyun poczuł, że znów może
oddychać. Zanim zdążył dojść do siebie, Chanyeol zniknął.
W istocie, był zaskoczony.
***
- Baekhyun?
Salę wypełniło szuranie krzeseł i
zgiełk rozmów. Dźwięki docierały do niego zduszone i osłabione, przez co nie
zwracał na nie najmniejszej uwagi.
Pomieszczenie pustoszało, głosy nikły za drzwiami.
- Baekhyun, może jakaś reakcja? -
Blada dłoń Krisa zaczęła przelatywać mu przed oczami.
Nawet nie zamrugał, wciąż wpatrzony w pustą
scenę. Kris zirytowany westchnął i sam
zaczął wstawać od stołu.
- Czy ty tu jeszcze jesteś czy
może umarlaki zabrały cię ze sobą? - zadrwił blondyn.
Założył mu na głowę swój
kapelusz. Baekhyun w końcu, ku jego
uldze, podniósł się z miejsca i zwrócił na niego namiastkę swojej głęboko
zajętej uwagi. Może i ich znajomość nie była długa, jednak Kris miał wrażenie,
że zdążył już w miarę poznać tego chłopaka. W tamtym momencie, przyglądając się
jego zamyślonej twarzy o nieobecnym wzroku czuł jak gdyby spotkał kogoś obcego.
Wyglądał blado, a zarazem dużo młodziej. W jego wzroku majaczyła rozpacz a
zarazem nadzieja. Stanowił mieszkankę przeciwnych stanów, walkę przeszłości z
teraźniejszością.
Kris nie był lirykiem, nie miał w
sobie ani odrobiny liryczności. Po prostu potrafił czytać z ludzi.
- Nie odpowiedziałeś mi - wytknął
poważnie, zaskakując Krisa.
- Przepraszam, ja? - spytał,
wskazując na siebie. - To ty nie reagujesz na nic, co się do ciebie mówi!
- Nie powiedziałeś mi, kim do cholery jest Chanyeol?
Kris zdziwiony uniósł brwi.
- Mówiłem ci, to mój przyjaciel -
zaczął ostrożnie i z rezerwą.
- Wszyscy twoi przyjaciele
rozmawiają ze zmarłymi? - ciągnął Baekhyun.
Kris zaczął kierować się w stronę
wyjścia, gdzie czekał na nich zniecierpliwiony Kyungsoo. Ich trójka była
ostatnimi z pozostałych gości. Baekhyun zwlekał i robił powolne kroki, jak
gdyby wcale nie chcąc opuszczać tego miejsca.
- Oczywiście, że nie...
- Dlaczego więc Chanyeol? - nie
dał mu skończyć, tym samym potęgując jego irytację.
Nie chciał rozmawiać o Chanyeolu,
a co ważniejsze nie mógł rozmawiać o Chanyeolu, nie naruszając jego kredytu
zaufania. Mieli umowę, która trwale wpisała się w ich przyjaźń, a Kris do tej
pory pozostawał wobec niej lojalny. Z drugiej strony, patrząc na Baekhyuna,
powoli tracił upór. Zaczął nawet żałować, że kiedykolwiek przyszło mu do głowy
przyprowadzenie go tutaj. Widział reakcję Chanyeola, a zarazem jej nie
rozumiał, mimo to miał pewność, że coś było nie tak.
- To długa historia o śmierci,
poświęceniu i samotności - odparł zdawkowo, unikając jego ciekawego spojrzenia.
Usłyszał za sobą prychnięcie Baekhyuna.
- Brzmi jak życie - podsumował.
Kris w jakimś stopniu, trochę
niechętnie musiał przyznać mu rację.
- Czuję, że wcale nie chcesz mi
jej opowiedzieć? - spytał ponownie Baekhyun, doganiając go przy wyjściu. Kris w
odpowiedzi pokręcił głową. - W takim razie chcę z nim porozmawiać.
Kris zatrzymał się przy drzwiach,
pod taksującym spojrzeniem Kyungsoo, który najwyraźniej chciał dać do
zrozumienia, że nie ma całej nocy, by czekać aż łaskawie wyjdą. Jeśli nawet tak
pomyślał, nie zdobył się wyrazić tego werbalnie.
- Dlaczego cię to interesuje? -
spytał Kris, marszcząc brwi.
Baekhyun wzruszył ramionami,
nawet jeśli doskonale znał swoje powody. W rzeczywistości znał je także sam
Kris.
- Gdzie go znajdę? - zignorował
pytane, błądząc wzrokiem między Krisem a Kyungsoo.
- Jest zajęty - odparł Kris.
- Na zapleczu za sceną -
powiedział w tym samym momencie Kyungsoo, na co blondyn spiorunował go
wzrokiem. - I fakt, jest zajęty - dodał ugodowo.
Baekhyun uniósł jedną brew, po
czym mimowolnie spojrzał za siebie, na ciemną scenę.
- W środku nocy? Już po spektaklu
- zauważył. - Ktoś powinien mu teraz powiedzieć prawdę.
- Co masz na myśli? - spytał
ostrożnie Kris, robiąc krok do przodu, bowiem Baekhyun wyglądał, jak gdyby
duszą był już w połowie drogi na zaplecze.
- Wcale nie jest doskonałym aktorem - odpowiedział i zawrócił
w drugą stronę.
Kris jęknął i zrezygnowany
przyłożył dłoń do czoła.
- Wkurzy się - podsumował krótko.
- Głównie na ciebie - dodał
Kyungsoo ze złośliwym uśmiechem.
Blondyn, nie mówiąc nic więcej,
ruszył za Baekhyunem.
Kyungsoo mógł w końcu zamknąć
salę.
***
Drzwi głośno trzasnęły za
Chanyeolem, czym automatycznie zyskał sobie uwagę dwóch osób znajdujących się w
pomieszczeniu. Jongin zatrzymał się z jedną nogą w powietrzu, Jongdae posłał mu
pytające spojrzenie z fotela przy ścianie. Zanim jednak którykolwiek zdążył
cokolwiek powiedzieć, Chanyeol z całych sił rzucił dwoma nożami w przeciwległą
ścianę. Jongin poczuł, jak ostrze jednego z nich musnęło jego policzek.
Skwitował to uniesioną brwią.
- Czy ty kiedykolwiek masz dość?
- spytał zirytowany.
- Mam ich serdecznie dość -
przyznał zrezygnowany, po czym opadł na fotel obok Jongdae. - Zabierzcie je ode
mnie.
- Równie dobrze, możesz nas
prosić o amputację dłoni - podsumował Jongdae z prychnięciem. - I nawet jeśli
wykonałbym to raczej chętnie to dobrze wiesz, że niczego tym nie zmienisz.
Wiedział. Wiedział doskonale.
Uprzejme przypomnienie od przyjaciela krzepiło jego serce. Tak cudownie być
bezsilnym.
- W takim razie zabierzcie je na
kilka godzin. Kilka przeklętych godzin bez nich, bez śmierci, bez problemów.
- Chyba wiem, kto jest tym
problemem - odparł cicho Jongin, po czym posłusznie wyciągnął noże ze ściany i
chwycił w obie ręce, tym samym trzymając je z dala od właściciela.
Od razu poczuł ich brzemię i nie
mógł tym samym nie współczuć człowiekowi, który musiał radzić sobie z nimi całą
wieczność. Wystarczyło te kilka chwil, by sam zapragnął spełnić za niego
obowiązek owych ostrzy. Kierowały jego myśli w stronę, gdzie życie stykało się
ze śmiercią. Walczył w ochotą przecięcia łączących je więzi. Pragnął końca i
nowego początku, pragnął uwalniać duszę z tego świata. Pragnął śmierci.
- Zaczynasz blednąć, Jongin -
zauważył Jongdae.
- To nie moje zabawki - wyznał,
siląc się na uśmiech. - Nie jestem do nich przyzwyczajony.
- Bycie martwym wiele ułatwia -
sarknął Chanyeol.
Miał rację. Śmiertelność ciągnęła
za sobą śmiertelne poświęcenia. W takich momentach Jongin cieszył się, że nie
jest i nigdy nie był człowiekiem.
Chanyeol zaś... Cóż, Chanyeol dokonał swojego
wyboru.
- W sumie wcale nie dziwię się,
że jesteś taki wykończony. Ten wieczór był wyjątkowo nudny, nie dotrwałem do
końca. Mógłbyś chociaż raz odciąć komuś głowę...
- Zamknij się, Jongdae, nie
jesteś zabawny - odciął się Jongin, mierząc przyjaciela ostrym spojrzeniem.
W odpowiedzi brunet wzruszył
ramionami, Chanyeol w tym samym momencie schował twarz w dłoniach.
- Dobrze, nie głowę. Chociaż
czubek nosa...
- Zniknąłeś przed końcem, więc o
niczym nie masz pojęcia, idioto - Jongin coraz bardziej wczuł się w rolę
bronienia przyjaciela. - Problem w tym, że Chanyeol właśnie o mało co nie
odciął... czegoś więcej.
Zaciekawiony Jongdae wyprostował
się na fotelu. Jego rozbiegane spojrzenie przesuwało raz po niewidzialnej
twarzy Chanyeola raz po zirytowanej twarzy Jongina
- Czyżby? Naprawdę, chciałeś
kogoś zabić, Chan? - spytał, wyraźnie podekscytowany. - Przy wszystkich?
- Chyba zwariowałeś, sądząc, że
tak po prostu uciąłby czyjeś życie przed publiką! - oburzył się Jongin. - Ale
było blisko.
- W tym miejscu roi się od śmierci,
musiałem przeoczyć kogoś kto wciąż żyje. Kto to był?
- Widziałem go przy stoliku
Krisa, czułem, jak powoli umiera. Jednak nie jest mi przeznaczony -
odpowiedział Jongin. - Chanyeol, wiesz, że wkrótce będziesz musiał...
Urwał, gdy brunet wyprostował się
i zmierzył obu morderczym wzrokiem. To spojrzenie nigdy nie wróżyło niczego
dobrego. Pomijając fakt, że samo spotkanie Chanyeola zwykle nie wróży niczego
dobrego.
O ile śmierć nie jest dobra.
Kwestia względna.
- Albo obaj się zamknięcie albo
zniknijcie mi z oczu - wysyczał.
Zgodnie wybrali pierwszą opcję.
Chanyeol znów mógł usłyszeć swoje myśli, czego jednak szybko pożałował, bowiem
wypełniało je wspomnienie istoty, której przeznaczone było umrzeć, a która tak
mocno trzymała się życia.
W duchu dziękował, że ktoś
zapukał w drzwi, to odciągnęło jego uwagę od kolejnego problemu z kategorycznym
jednym wyjściem.
- To Byun Baekhyun - mruknął
cicho Jongin.
Wdzięczność Chanyeola szybko
uleciała.
- Kim do cholery jest Byun
Baekhyun? - spytał Jongdae.
Wyraz na twarzy Chanyeola mówił
sam za siebie.
***
Zapukał raz, niepewnie.
Usłyszał za sobą kroki Krisa,
który najprawdopodobniej miał zamiar go powstrzymać.
Zapukał drugi, niecierpliwie.
- Baekhyun, jest środek nocy. Jutro
mam ciężki dzień. - Kris zaczął narzekać.
Zapukał trzeci raz, pięścią.
Właściwie to więcej niż raz.
- Czego ty od niego chcesz?
Nie odpowiedział, bo w tym samym
momencie drzwi - w końcu - się otworzyły i stanął w nich Chanyeol, najwyraźniej
niezadowolony z ich wizyty. Obrzucił morderczym spojrzeniem Krisa, który całym
sobą zdawał się przepraszać, następnie przeniósł wzrok na Baekhyuna, który
zdecydowanie nie miał zamiaru nikogo przepraszać.
- No właśnie, czego ode mnie
chcesz, Baekhyun? - padło opryskliwe
pytanie. Brunet starał się ukryć zaskoczenie faktem, że nieznajomy znał jego
imię.
Doszedł do wniosku, że to
wszystko wina Krisa. Za to też mógł przepraszać.
- Porozmawiać - odparł krótko acz
pewnie. - O twoim hobby na przykład?
- Przykro mi, nie udzielam dziś
wywiadów - zadrwił Chanyeol, gotowy zamknąć im drzwi przed nosem. - Kris,
odwieź swojego przyjaciela do domu.
- To dobrze, że nie jestem
dziennikarzem - odciął się Baekhyun, po czym wyminął chłopaka w drzwiach i
wszedł do środka skąpanego w mroku pokoju.
Pomieszczenie było puste i
niewyraźne, oświetlane zaledwie jedną świecą. W powietrzu unosił się dziwny
korzenny zapach i była to jedyna z rzeczy wartych uwagi Baekhyuna, bowiem ku
jego rozczarowaniu reszta staromodnego salonu pozostawała boleśnie zwyczajna.
Na szczęście, nie przyszedł tutaj podziwiać wnętrz.
- Wybacz, Chan... on nie jest
osobą, nad którą miałbym jakąkolwiek kontrolę. - Usłyszał tłumaczenie Krisa za
plecami, na które mimowolnie uśmiechnął się triumfalnie.
- Widzę - syknął Chanyeol, po
czym odwrócił się w stronę Baekhyuna, który usiadł na zajmowanym przez niego
wcześniej fotelu. - W takim razie ktoś powinien go uświadomić, że sam nie może
kontrolować wielu rzeczy.
Baekhyun zmarszczył brwi, gdy w
milczeniu mierzyli się wzrokiem.
- Ponownie zapytam, czego ode
mnie chcesz, dzieciaku? - Chanyeol założył ramiona na piersi.
Kris w tym czasie zamknął drzwi i
stanął pod ścianą, najwyraźniej nie chcąc brać udziału w dalszej konfrontacji.
- Nie dałeś mi szansy na rozmowę,
tam na sali - zaczął. - Chcę się z kimś skontaktować.
- Najwyraźniej nikt nie chce
skontaktować się z tobą - odpowiedział szybko, zanim wyrzuty sumienia kazałyby
mu się zatrzymać. - To nie ja wybieram, sami do mnie mówią.
Baekhyun zacisnął usta, chcąc
ukryć rozczarowanie. I ból. Ta wiadomość boleśnie sprowadziła go na ziemię.
Jednak jeśli Chanyeol myślał, że chłopak tak szybko się podda, był w dużym
błędzie.
- W takim razie może staraj się
słuchać uważniej - odparł spokojnie. - Przestaw się na odbiór, musiałeś kogoś
przeoczyć.
Gorzki śmiech Chanyeola nie był
tym, czego się spodziewał.
- Nie - zaczął, gdy na nowo
spoważniał. - To ty przestaw się na odbiór. Nikt zza światów nie chce ci
niczego przekazać. Patrzę na ciebie i słyszę pustkę, więc nie szukaj dalej.
- Skąd możesz... - Baekhyun nagle
wstał z fotela i stanął przed nim twarzą w twarz, jednak Chanyeol wyciągnął
przed siebie palec wskazujący, zmuszając go do milczenia.
Baekhyun zaczął ciężko oddychać
przez nozdrza, coraz trudniej utrzymując kontrolę nad emocjami.
- Mogę za to powiedzieć ci coś
innego, najprawdopodobniej dużo ważniejszego...
- Chan - wtrącił ostrzegawczo Kris.
Chłopak zignorował go i zbliżył
się do bruneta, który już teraz mierzył go morderczym wzrokiem. Chanyeol
górował nad nim wzrostem, jednak Baekhyun jedynie dumnie uniósł głowę.
- Na twoim miejscu nie
zajmowałbym się zmarłymi i tym, co robią "po drugiej stronie". Patrzę
na ciebie i widzę, że wkrótce możesz sam się o tym przekonać - wyszeptał tonem
spokojnym, jednak chłodnym niczym groźba. - Tymczasem lepiej doceniaj to, co
masz i tych, którzy wciąż mają ciebie.
Baekhyun otworzył usta, jednak
wściekłość nie pozwalała mu skrystalizować odpowiednich słów. Chanyeol, widząc
efekt uśmiechnął się triumfalnie, nawet jeśli wewnątrz czuł się podle i
wiedział, że prędzej czy później będzie tego żałował.
Położył dłoń na ramieniu bruneta,
którą szybko strzepnął, odsuwając się kilka kroków.
- Mam nadzieję, że nie doczekasz
tego momentu - wycedził Baekhyun, po czym wyminął chłopaka.
Ruszył w stronę Krisa, który
właśnie toczył wewnętrzną walkę między gniewem, jaki czuł wobec Chanyeola, a
współczuciem wobec Baekhyuna.
Ostatecznie wywrócił oczami,
tracąc wiarę w rzeczywistość.
- I dziękuję - odezwał się
Baekhyun z dłonią na klamce. - Za nie powiedzenie niczego odkrywczego.
Trzasnęły drzwi. Chanyeol opuścił
ramiona, zrezygnowany, czując się jeszcze gorzej niż przed kwadransem.
- Niestety doczekam - powiedział
cicho, opadając na fotel.
***
Chanyeol miał dość świata
śmiertelników po tej jednej przeklętej nocy, dlatego nie wrócił do swojego
apartamentu, gdzie musiałby słuchać wyrzutów i obelg ze strony Krisa. Naprawdę,
nie potrzebował jego słów, bowiem doskonale zdawał sobie sprawę z tego, co robił.
Uciekł do świata, który w tym
momencie doskonale oddawał jego nastrój.
Lament zmarłych za oknem był
adekwatnym podkładem muzycznym.
- Może naprawdę powinieneś
słuchać, uważniej?
Westchnął. Nawet tutaj nie mógł
być sam. Pod oknem zauważył nieznanego mu mężczyznę, który mierzył go karcącym
wzrokiem spod krzaczastych, siwych brwi. Człowiek ten był mu obcy, jednak nie
mógł oprzeć się wrażeniu, że kogoś mu przypominał. Instynkt poopowiadał mu, że
owe skojarzenie nie mogło zwiastować niczego dobrego.
- Dlaczego wy wszyscy myślicie,
że w ogóle mam ochotę was słuchać? - spytał, po czym zirytowany opadł na
krzesło przy stole. - Nie jestem radiowęzłem, listonoszem ani psychologiem. Mam
gdzieś wasze problemy!
- Jesteś Żniwiarzem - odparł
spokojnie, acz chłodno nieznajomy. - Tym samym nasze problemy są twoimi
problemami, pogódź się z tym - dodał, siadając pod piorunującym wzrokiem
Chanyeola.
- Wkurzasz mnie. A jestem już
wystarczająco wkurzony, więc umówmy się na inny termin. Martwi nie liczą czasu,
możesz poczekać...
- Jestem równie wkurzony, co ty -
przerwał mu ostro. - Dzięki tobie, Żniwiarzu.
- Dzięki mnie? - powtórzył
zdziwiony.
Mężczyzna pokiwał głową, Chanyeol
zaśmiał się gorzko.
- Za to, jak potraktowałeś mojego
syna - powiedział spokojnie, jednak zaciśnięte na stole pięści zdradzały jego
złość. - Możesz być tym, kim jesteś, ale nie masz prawa drwić zarówno z życia
jak i śmierci.
Chanyeol milczał, bowiem nagle
zrozumiał, kim była osoba, z którą Baekhyun chciał się skontaktować.
- Powiedziałem mu jedynie prawdę.
Mężczyzna pokręcił głową.
- Prawdę, o której doskonale wie.
Chanyeol wstał od stołu. Był
wyczerpany i zirytowany do granic wytrzymałości, a ta rozmowa jedynie wszystko
wyostrzała.
- Czego ode mnie chcesz?
Przeprosin? - zadrwił.
Mężczyzna również wstał od stołu,
by stanąć twarzą w twarz z Chanyeolem. Chłopak dostrzegł w jego spojrzeniu ten
sam upór, co u Baekhyuna.
Świetnie, zadrwił w duchu.
Kolejny trudny przeciwnik na drodze do świętego spokoju.
- Mój syn zasługuje na życie -
syknął, na co Chanyeol zaśmiał się gorzko.
- Powtórz to tysiącom osób, które
umierają każdego dnia.
- I będzie żył - kontynuował,
ignorując jego uwagę. - Możesz ze mną rozmawiać, bo jestem martwy, ale jeszcze
wczoraj tkwiłem gdzieś na pograniczu życia i śmierci. Zupełnie jak ty... I wiesz co? Współczuje ci takiej egzystencji.
Bardzo ci współczuję.
- Co właściwie chcesz mi
powiedzieć? - spytał coraz bardziej zirytowany.
- Oddałem za niego moje ostatnie
chwile życia - wyjaśnił spokojnie, acz dumnie, bowiem zdumienie Chanyeola
cieszyło jego wzrok. - Baekhyun będzie żył dłużej niż przypuszczałeś.
Może gdyby nie fakt, że ten stary
człowiek denerwował go od początku, a on sam był wystarczająco zirytowany i
zmęczony, to zauważyłby piękno tego gestu.
W innej sytuacji, zapewne byłby
pod wrażeniem szlachetności ojca.
W innej sytuacji.
- Dłużej nie znaczy długo - dodał
szybko, zanim zdążył do końca przetrawić informację.
Twarz mężczyzny spochmurniała.
Wiedział o tym, że nie może kupić synowi nowego życia.
- Baekhyun umie docenić każdą
chwilę.
- Mam nadzieję, że tak będzie -
uciął Chanyeol, zakładając ręce na piersi. - Gratuluję pomysłowości - klasnął
teatralnie. - Zostałeś wysłuchany. Czy to wszystko?
- To dopiero początek.
Chanyeol zaś marzył o końcu.
***
Za oknem zaczynało się ściemniać,
gdy ocknął się z transu, trochę zaskoczony i zdezorientowany. Nie miał pojęcia,
która była godzina i nie zaprzątał tym sobie zbytnio głowy, bowiem zdążył już
przyzwyczaić się do przepływającego obok czasu. Wszystko zmieniało się z
niegasnącą ciągłością mniej lub bardziej dynamicznie.
Chanyeol mógł to jedynie
obserwować.
Musiało już być wystarczająco
późno, by sąsiedzi na górze mogli uznać porę za odpowiednią do rozpoczęcia
imprezy. Właśnie to irytujące dudnienie zakłóciło jego spokój i doskonały rytm
wyznaczany tykaniem metronomu. Odłożył gitarę i ponownie wyjrzał za okno.
Nie mogło być jednak
wystarczająco późno, by Kris wrócił ze szpitala. Wcale na niego nie czekał, a
jedynie zapamiętał jego rytm dnia. Wciąż nie mógł wyjść ze zdumienia, jak
potrafili wzajemnie akceptować swoje skrajnie różne rytmy życiowe. Po chwili
namysłu, Chanyeol doszedł do wniosku, że to właśnie nazywa się przyjaźnią.
Nie było również za późno, by
ktoś mógł złożyć wizytę w ich nie-tak-całkiem-skromnych progach. Chanyeol wcale
nie wydawał się zaskoczony, może jedynie trochę zrezygnowany. Spodziewał się,
kto to, jednak nie było to tożsame z ochotą do spotkania.
- To zabawne - Baekhyun odezwał
się pierwszy, gdy Chanyeol otworzył drzwi.
Poza uśmiechem sarkazmu, chłopak
nie zdradzał żadnych oznak rozbawienia, a wręcz przeciwnie. Wyglądał na
zmęczonego, a jego twarz nabrała niezdrowego bladego odcienia, uwydatnianego
ciemnością korytarza. Przypominał cień człowieka, gasnącego zbyt szybko w
stosunku do młodego wieku. Chanyeol widział ten proces, jak gdyby zachodził
przed jego oczami, jak gdyby Baekhyun niknął z każdą sekundą.
- Co takiego? - spytał, starając
się otrząsnąć z owej wanitatywnej wizji i spojrzeć na niego jedynie z ludzkiej
perspektywy. Perspektywy Parka Chanyeola.
Nie zauważył większej różnicy.
Byun Baekhyun wyglądał mizernie. Jego delikatna uroda - co niechętnie zauważył
i musiał przyznać przed samym sobą - była niszczona przez chorobę.
Tym samym, kompletnie
nieromantycznie i podle, pchała go w stronę Chanyeola.
- To, że byłem u Krisa tyle razy
i nigdy się nie spotkaliśmy - odparł, mijając w progu zdziwionego mężczyznę,
jak gdyby znalazł się u siebie. - Czy Kris trzyma cię pod kluczem? A może sam
zaszywasz sie gdzieś pod schodami i wychodzisz jedynie nocą, żywić się ludzkim
bólem? - Spojrzał na niego przez ramię, najwyraźniej tak samo wrogo nastawiony
jak owej pamiętnej nocy.
Chanyeol wzruszył ramionami i
zamknął drzwi.
- Po prostu jestem zajętą osobą -
wyznał szczerze, ucinając temat.
- Zajętą osobą - mruknął pod
nosem Baekhyun, rozglądając się po skąpanym w szarawym, wieczornym świetle
przestronnym salonie. - Kris? - spytał, wróciwszy spojrzeniem do Chanyeola.
- Jeszcze nie wrócił -
odpowiedział, na co Baekhyun prychnął z niezadowoleniem.
- To dlaczego kazał mi przyjść?!
- Niedługo wróci.
- Nie wiem i nie chcę wiedzieć,
ile znaczy dla ciebie niedługo - odciął się, po czym ruszył z powrotem do
wyjścia. - Powiedz mu, że jestem zajętą osobą.
Chanyeol wciąż znajdował się przy
drzwiach i tym samym stał się dla Baekhyuna przeszkodą, która w dodatku wcale
nie chciała zniknąć z jego drogi, nawet pod ostrzałem morderczego spojrzenia.
- Przepraszam? - spróbował, siląc
się na przesadną uprzejmość.
- Kris pomyśli, że cię
przegoniłem - powiedział, próbując wyciągnąć wystarczająco neutralne, ale i
wystarczająco przekonywujące argumenty. - Nie chciałbym go ponownie rozczarować
- na moment zawiesił głos, przywołując ich ostatnie spotkanie, na co Baekhyun po
raz drugi prychnął. - dlatego bądź moim gościem przez ten krótki okres.
Baekhyun zaśmiał sie gorzko.
- Chyba ktoś się nade mną lituję,
skoro dostąpiłem zaszczytu bycia Twoim gościem
- sarknął.
- Proszę - W głosie Chanyeola
zabrzmiała faktyczna prośba, co szczerze zdziwiło Baekhyuna. - po prostu
zostań. Może trudno w to uwierzyć, ale
potrafię być całkiem miły jeśli chcę.
Brunet ponownie się zaśmiał,
jednak tym razem znalazło sie w tym geście trochę prawdziwego rozbawienia.
- Coś nowego - skwitował, po czym
westchnął zrezygnowany, jak gdyby nie mając siły na dłuższą walkę zarówno z
Chanyeolem jak i własnym uporem. - W takim razie wykaż się inicjatywą i niech
ci się chce.
Po tych słowach odwrócił się na
pięcie i ponownie ruszył w głąb mieszkania. Chanyeol przez chwilę obserwował,
jak chłopak niczym domownik poruszał się po tym miejscu. Gdy mijał aneks
kuchenny chwycił jedno jabłko z półmiska, po czym opadł na jasną, skórzaną sofę
przed telewizorem.
- Czy chcesz się czegoś...
- Makgeolli - powiedział stanowczo,
wychylając się zza oparcia sofy. - Kris trzyma je koło szklanek.
Chanyeol mrugnął kilkakrotnie,
próbując otrząsnąć się ze zdumienia.
-
Jesteś pewien? - spytał, nie ruszając się w miejsca.
- Tak, zawsze tam stoi... O ile
ten drań wszystkiego nie wypił.
- Nie, mam na myśli, czy jesteś
pewien, że powinieneś pić wino? - wyjaśnił, starając się zabrzmieć spokojnie. -
Przy twoim...
- Nie. Waż. Się. Kończyć - uciął
ostro, zmuszając Chanyeola, by zamilkł. - To niczego nie zmieni. Umieramy z
każdą sekundą, więc nie marnuj czasu tylko nalej mi makgeolli. Będziesz tak miły, Chanyeol?
Dziwne uczucie usłyszeć swoje
imię od osoby, której nie znał na tyle dobrze, by mogła się do niego w ten
sposób zwracać. Szczególnie było to dziwne dla Chanyeola zamkniętego w swoim
hermetycznym kręgu znajomych. Nie zmieniało to jednak faktu, że lubił tę
nieuzasadnioną formę spoufalenia. Wymienili między sobą długie, milczące
spojrzenie. Ostatecznie Chanyeol pokiwał głową i otworzył wskazaną szafkę.
Baekhyun wyciągnął sie na sofie.
Istotnie, chciał być miły.
Nie był jednak głupi.
Rozlał mleczny alkohol do dwóch
kieliszków, przy czym jeden napełnił w ćwierci. Obejrzał się za siebie, gdzie
Baekhyun leżał ze wzrokiem wbitym w sufit. Skorzystał z okazji i dolał do
kieliszka mleka.
Nazwał to złem dla większego
dobra.
- Powiedziałbym na zdrowie, ale
byłoby to nie na miejscu - Chanyeol wyciągnął przed siebie kieliszek z napojem.
- Większość tego, co mówisz jest
nie na miejscu - odciął się poirytowany
Szatyn usiadł na fotelu obok
sofy. Baekhyun upił odrobinę, Chanyeol obserwował jego reakcję w oczekiwaniu na
wybuch, jednak chłopak pozostał spokojny. Sprawca odetchnął z ulgą. Siedzieli w
milczeniu dłuższą chwilę, zajęci jedynie piciem wina i rozmyślaniu na tematy
skrajnie rozbieżne. W momencie, gdy myśli Baekhyuna krążyły wokół górnolotnych
wizji przyszłości i tego, co nieosiągalne, uwaga Chanyeola pozostała na
miejscu, blisko osoby drugiego chłopaka. Obserwował go z dyskrecją i
niezrozumiałą dla niego samego fascynacją. Wiedział, co przyciągało go do tego
nieznanego mu człowieka, jednak wolał ignorować tę część swojej przeklętej
istoty.
Jedyne, czego potrzebował to
obecność zwykłego człowieka i możliwość normalnej rozmowy.
Ku większej ironii losu, było mu
bardzo daleko do tego stanu rzeczy.
- Przykro mi z powodu twojego
ojca - powiedział cicho, decydując się na złamanie ciszy.
Baekhyun momentalnie spiorunował
go wzrokiem.
- Masz ten dar poruszania
tematów, o których wcale nie mam ochoty rozmawiać, a już na pewno nie z tobą -
powiedział ostro. - Ludzie umierają, pogódź się z tym.
Chanyeol nie był pewny, czy
chłopak zwrócił się do niego czy może do samego siebie. Mocno zaciśnięta pięść
Baekhyuna na prawie pustym kieliszku mogła sugerować, że sam wciąż nie potrafił
posłuchać władnej rady.
- Dobrze - odparł cicho. - O czym
w takim razie wolno mi mówić? - spytał z przekąsem.
- Bądź kreatywny - zasugerował
brunet, układając się wygodniej na sofie. - Czy wiesz, że zakochany pingwin
daje swojej partnerce kamień w ramach oświadczyn?
Chanyeol musiał przyznać, że to
było kreatywne. Przynajmniej na tyle, by nie wiedział, jak zareagować.
- Czy to nie piękne? -
kontynuował Baekhyun, nie doczekawszy się komentarza. - Pingwiny potrafią być
romantyczne, ale nie tylko. Czy wiesz, że niektóre samice pingwinów decydują
się na prostytucje, żeby wyłudzić od samców kamienie do budowania gniazd?
Chanyeol czuł się zdezorientowany
wobec ilości przypadkowej i tak bardzo zbędnej wiedzy na temat pingwinów.
- Myślisz, że to przykre? - ciągnął Baekhyun, na co Chanyeol jedynie
pokiwał głową. - Mogło być gorzej! Słyszałem też o pingwinach
homoseksualistach, którzy zbudowali własne gniazdo i próbowali wysiadywać
kamień zamiast jajka.
-Biedne pingwiny - skomentował
Chanyeol, po czym zajął się piciem wina. - Dużo o nich wiesz.
Baekhyun w odpowiedzi wzruszył
ramionami.
- Świat bywa fascynujący - odparł
i odstawił pusty kieliszek. - Warto wiedzieć o czymś zupełnie nieistotnym,
szczególnie, gdy nie masz o czym rozmawiać z kompletnie obcą osobą.
Chanyeol westchnął, tracąc
nadzieję na to, że uda mu się zniwelować dystans, który "udało mu
się" stworzyć przed tygodniem.
- Źle zaczęliśmy, przepraszam -
odezwał sie, wypuszczając z siebie wszystkie wyrzuty sumienia, który męczyły go
od tamtej nocy.
Baekhyun uniósł się na kanapie do
pozycji siedzącej, po czym spojrzał uważniej na Chanyeola. Dopiero teraz
zauważył, że siedzieli w półmroku, nie myśląc nawet o zapaleniu jakiegoś
światła.
- Problem w tym, że nie
zaczęliśmy - sprostował.
- Myślisz, że jest już za późno?
- spytał z nadzieją, spoglądając niepewnie na bladą twarz Baekhyuna.
- Póki żyję? Nie, nie jest -
odparł, śmiejąc się bez humoru. Najprawdopodobniej próbował zniszczyć tabu
wokół własnej osoby. - Byun Baekhyun - przedstawił się, wyciągając przed siebie
dłoń.
- Park Chanyeol - odparł z lekkim
uśmiechem, tak rzadkim na jego ustach, po czym uścisnął jego rękę. Zdumiony
zauważył, że była bardzo drobna, jednak to sam dotyk sprawił, że nie miał
najmniejszej ochoty jej puszczać.
To Baekhyun pierwszy zwolnił
uścisk, po czym rozglądnął sie nerwowo po pomieszczeniu.
- Park Chanyeol, który nie lubi
rozmawiać o życiu seksualnym pingwinów. Dziwny przypadek - powiedział brunet,
po raz pierwszy swobodnym tonem, na co obaj zaśmiali się dosyć głośno jak na
pogrążone w ciszy, ciemne mieszkanie. - W takim razie może powiesz mi, do czego
służy to magiczne, tykające urządzenie?
Chanyeol podążył za jego wzrokiem
na stół.
- To metronom - wyjaśnił
rozbawiony miną Baekhyuna.
- Metro-przepraszam-co? -
Przekrzywił głowę, co Chanyeol skwitował krótkim śmiechem.
Mógł nie wiedzieć za wiele o
pingwinach, jednak o muzyce mógł opowiadać w nieskończoność, bo i posiadał ową
nieskończoność czasu. Wiedział jednak, że nie każdy cieszył się tym
przywilejem, dlatego skupił się na tym, co dla niego, Chanyeola jako człowieka,
stanowiło istotę życia.
Baekhyun słuchał go z prawdziwą
uwagą, ciesząc się, że po raz pierwszy od długiego czasu nie musiał mówić o
sobie i swoich problemach. Przy Chanyeolu i jego gitarze łatwo było zapomnieć o
tym, co napędzało, a raczej hamowało jego życie, i był mu za to wdzięczny.
***
- Kris traktuje cię jak boga, ale
wiesz co? Nie jesteś bogiem, Chanyeol.
W odpowiedzi zaśmiał się,
doskonale zdając sobie z tego sprawę. Uznał, że bóg śmierci to nie tytuł który
miał na myśli jego towarzysz i nie zamierzał wyprowadzać go z błędu.
Obok nich przejechał motocykl, a
oni śledzili wzrokiem jego reflektor, oślepiający w nocnym mroku na słabo
oświetlonej, osiedlowej ulicy. Chanyeol uparł się, by odprowadzić go do domu, w
momencie, gdy Kris najwyraźniej nie zamierzał wracać, choć robiło się
późno.
Nie musiał nalegać. Baekhyun nie
zamierzał się sprzeciwiać.
- Nie wiem, czy to była obelga
czy komplement.
- Po części oba - wyjaśnił
Baekhyun z uśmiechem. - Chodzi o to, że stwarzałeś wrażenie kogoś ponad
wszystkimi, cholernie dumnego i egoistycznego. Okazałeś się kimś całkiem
normalnym. Nawet w porządku. - Zabawne było obserwować, zdumienie Baekhyuna,
gdy dochodził do podobnych wniosków. Najwyraźniej zdążył stworzyć sobie
skrajnie odmienną wizję jego osoby.
- Dobrze być "kimś nawet w
porządku "- skwitował na co obaj się zaśmiali.
Zbliżali się do domu Baekhyuna,
który gdy to zauważył zaczął jakby celowo zwalniać kroku, zrzucając winę na
zmęczenie.
- Zgoda, możesz być nawet
bardziej niż w porządku - stwierdził rozbawiony, kiedy Chanyeol zmarszczył
brwi. - Powinieneś dostać jakiś bonus za to, ż widzisz umarłych... o ile to nie
czyni cię świrem.
Chanyeol milczał dłuższą chwilę,
bowiem tym razem to on nie chciał rozmawiać na ten konkretny temat. Wiedział
jednak, że Baekhyun zasługuje na jego uwagę i w jakimś stopniu był mu to
winien.
- To nic miłego, nie warte
bonusów - odparł poważnie. Baekhyun wydawał się tym zmartwiony.
- Nie podoba ci się to? - spytał,
choć jego pytanie miało bardziej twierdzący ton.
- Nie - powiedział cicho. - Nie
podoba.
Baekhyun pokiwał ze zrozumieniem
głowa.
- Mimo to, brzmi ciekawie -
ciągnął, bowiem w końcu dotarli do tematu, który zaprzątał jego myśli od
tygodnia, gdy tylko dowiedział się o jego zdolności. - Prawie jak życie
pingwinów
Chanyeol zaśmiał się na którąś z
kolei aluzję do tych ptaków.
- Teraz rozumiem - wyznał szatyn
z majaczącym na ustach uśmiechem. - Interesują
cię dziwactwa tego świata. Cóż, też wpisuje się w tę kategorię.
Tym razem to Baekhyun się
zaśmiał, jednocześnie kręcąc głową.
- To nie tak. Po prostu
interesują mnie mechanizmy tego świata - wyjaśnił, unosząc wzrok w stronę gwiazd.
- Chcę wiedzieć jak to wszystko działa, studiuje medycynę, a ty... ty stanowisz
rozszerzenie mojego materiału badawczego.
Chanyeol udał oburzenie.
- Nie chce być materiałem
badawczym - sprzeciwił się. - I nie, nie dam się pokroić!
Baekhyun nie przestawał się
uśmiechać, jednak w jego oczach chłopak odnotował smutek.
Byli prawie pod jego domem.
- Wiesz do czego to wszystko
prowadzi? - spytał Baekhyun po chwili cichego marszu. - To, co robię? To moja
próba walki z tym, co nieuniknione.
Zatrzymali się nieopodal willi, w
której mieszkał Baekhyun. W oknach nie świeciło się ani jedno światło, co wcale
nie dziwiło bruneta, bowiem mieszkał sam.
- Wiem, że umieram. Doskonale o
tym wiem - zaczął, nie dając Chanyeolowi dojść do głosu. - Co nie znaczy, że mogę
próbować... Zamierzam zrobić tyle, ile będę w stanie i doświadczyć jak
najwięcej, rozumiesz to?
Chanyeol niepewnie pokiwał głową.
Tak bardzo chciałby mu w tym kibicować, w momencie gdy los stawiał go w
zupełnie innej roli.
- A ty... - zaczął ponownie,
coraz bardziej tracąc pewność siebie. - Stanowisz element, który może mi
pomóc... przygotować się do tego, co stanie się ze mną.... gdy zrobię co w
mojej mocy tu na ziemi.
Nie wiedział, co powiedzieć. Coś
ścisnęło go w klatce piersiowej, co nie zdarzało się często. Już dawno nie
współczuł żadnej ludzkiej istocie, choć codziennie widział ból i śmierć
niewinnych. Stojący przed nim, drobny, chory chłopak sprawiał, że czuł się...
tak bardzo ludzko.
- Chanyeol?
Głos Baekhyuna przywrócił go do
rzeczywistości.
- Co takiego?
- Proszę, nie lituj się nade mną
- powiedział cicho, jednak jego szklany wzrok świadczył, że sam nie potrafił
być tak silny, jak chciałby w tym momencie wyglądać. - Chcę móc żyć ze śmiercią
jak równy z równym, nie jak pokonany.
Chanyeol zmusił się do uśmiechu.
- Wciąż nie wiem o tobie za
wiele, poza tym, że jesteś upartym, sarkastycznym dzieciakiem ze skłonnością do
dziwactw tego świata... - zawiesił głos, słysząc śmiech Baekhyuna. - Ale
wierzę, że jeśli ktoś kiedyś mógłby skopać tyłek śmierci, to jesteś to właśnie
ty.
- Dzięki - szepnął Baekhyun ze
szczerą wdzięcznością. - Tu mieszkam, więc dziękuję również za odprowadzenie. A
teraz, daj mi coś.
- Co takiego? - spytał, nie
rozumiejąc.
Na ustach Baekhyuna pojawił sie
tajemniczy uśmiech.
- Cokolwiek. Coś, co sprawi, że
będziemy musieli się jeszcze spotkać - wyjaśnił, tracąc śmiałość w głosie.
Chanyeol zaśmiał się na ten
naiwny pretekst.
- Dobrze, niech pomyślę... -
zaczął sie zastanawiać, bezwiednie szurając po żwirze pod nogami.
- Nie dawaj mi kamieni - wtrącił
się Baekhyun, podążając za wzrokiem Chanyeola. - Nie chcesz mi się oświadczać
je... - urwał, zanim dziwne wyznanie zdążyło opuścić jego usta. Zażenowany
spuścił wzrok. Chanyeol napawał się widokiem jego zmieszania, mającego w sobie naturalny
urok. - Bluza?
- Jest zimno, jak wrócę? -
zasugerował Chanyeol, który miał już w głowie szaloną ideę. - Mam lepszy
pomysł.
Baekhyun nie zdążył spytać, jaki,
bo odpowiedź przyszła w tym samym momencie w postaci nieśmiałego pocałunku ze
strony szatyna. Był tak zaskoczony, a zarazem podekscytowany ową chwilą, że nie
zaprotestował.
- Zostawiam ci obietnicę
kolejnego spotkania - wyjaśnił Chanyeol, gdy odsunął się od będącego w głębokim
szoku Baekhyuna.
Brunet zamrugał kilkakrotnie, jak
gdyby chcąc się upewnić, że działo się to naprawdę.
- Spróbuj złamać tę obietnicę a
jesteś martwy, Chanyeol - powiedział pół żartem pół serio.
Chanyeol mógł jedynie roześmiać
się z ironii ich losu.
- Zgoda.
***
- Wolne! - zawołał Baekhyun, czym
nie pierwszy raz zyskał sobie uwagę całego autobusu.
Kris początkowo chciał udawać, że
nie zna bruneta i nie ma z nim nic wspólnego, jednak po chwili był przez
wspomnianego ciągnięty w stronę dwóch wolnych miejsc na końcu autobusu.
Zażenowany po raz któryś przez swojego przyjaciela, który tradycyjnie zaczął
pić zieloną herbatę, cieszył się, że założył okulary przeciwsłoneczne.
Z drugiej strony, trochę wbrew
sobie i zasadom, zazdrościł chłopakowi tej wrodzonej beztroski.
- Dlaczego mam wrażenie, że patrzysz na mnie tym wzrokiem? - spytał po chwili Baekhyun, odwracając się w stronę
Krisa, ale jedyne co zobaczył to własne odbicie w czarnych szkłach.
Blondyn uniósł na moment okulary.
- No tak, bo właśnie patrzysz na
mnie tym wzrokiem - podsumował,
wypijając resztę swojej herbaty.
- Jakim? -spytał, nie rozumiejąc.
- Jakbym zwariował - wyznał
oskarżycielsko. - Wiadomość z ostatniej chwili! Nie zwariowałem.
- Ja tylko... jestem zaskoczony -
powiedział, odwracając wzrok w stronę okna. - Ty i Chanyeol. Przyjaźnicie się,
tak? Po prostu jestem zaskoczony, jak szybko mu zaufałeś. Nie mówię, że to zły
człowiek, Chanyeol jest godny zaufania, ale... ale Ty?!
Baekhyun w końcu zrozumiał.
Musiało chodzić o Chanyeola, mógł się tego domyślić.
-Sam nie wiem, Kris - zaczął,
wzruszając ramionami. - To tak jakby twoja wina, prawda? Nie, nie mam do ciebie
pretensji - dodał szybko, gdy chłopak miał zamiar sie tłumaczyć. - Ale jak na
to nie patrzeć, jesteś inicjatorem zarówno pierwszego, jak i drugiego
spotkania. To ty mnie wrobiłeś tamtego wieczora.
- Prosił mnie o to, co miałem
zrobić? - powiedział zrezygnowany.
- Nic, możliwe, że tak właśnie
miało być - stwierdził zamyślony. - I niech tak będzie.
- Niech tak będzie - powtórzył
Kris, po czym zapadło między nimi milczenie.
- Co do drugiej sprawy... -
zaczął niepewnie Baekhyun, na nowo zdobywając uwagę przyjaciela. - Dlaczego tak
szybko? Wiesz, prawda?
- Nie myśl w ten sposób -
poprosił, opierając głowę o szybę.
- To nie zadawaj takich pytań.
Kris więcej nie pytał.
***
Początkowo Chanyeol myślał, a
raczej miał nadzieję, że jedynie śniło mu się dzwonienie komórki, jednak po
opóźnionej, sennej konkluzji, doszedł do wniosku, że we śnie na pewno nie
ustawiłby tak dobrej piosenki. Otworzył oczy, po czym rozglądnął się
nieprzytomnie po ciemnym pokoju. Tak, to zdecydowanie nie była pora na pobudkę.
Mimo to, na oślep sięgnął po
grającą komórkę leżącą obok łóżka. Zmrużył oczy oślepiony jaskrawym
wyświetlaczem, by po chwili móc przeczytać, kto tak desperacko pragnął usłyszeć
jego głos.
Jęknął, jednocześnie odbierając
połączenie. Jego nieprzytomny umysł wolno przetwarzał informacje.
Nie odezwał się, przyciskając
głowę do poduszki, czekając na reakcję po drugiej stronie.
- Chanyeol? - Rozległo się
niepewne wołanie. - Chanyeol, śpisz?
Chłopak ponownie jęknął,
zirytowany oczywistymi pytaniami.
- Nie, skąd ten pomysł? -
odpowiedział drwiąco, podnosząc się na łokciu, bowiem czuł, że zaraz uśnie.
- Nie wiem, bo... czekaj, dlaczego nie śpisz o trzeciej nad ranem? - W
głosie osoby usłyszał zdziwienie.
To zaczynało być frustrujące, a
on gdy niewyspany, potrafił być bezwględny. Mimo to, zdusił w sobie chęć do
krzyku, dając upust w długim westchnięciu.
- A ty? - spytał z cierpliwością,
którą zaimponował samemu sobie.
- Ja? Ach, ostatnio dużo myślę.
- O czym?
- O wszystkim. Dzisiejszej nocy o
tobie... - zawiesił głos, Chanyeol czuł się już wystarczająco obudzony, by
skupić uwagę, na tym, co słyszał. - Zastanawiam się, czy spotkanie z tobą było
zwykłym przypadkiem? Może ktoś postanowił się nade mną zlitować, w końcu samotność
jest śmiercionośna.
Oczywiście, że nie było w tym ani
odrobiny przypadku, pomyślał Chanyeol, tłumiąc w sobie gorycz.
- Nikt nie powinien być samotny -
przyznał mu rację. - Masz mnie.... jeśli chcesz - mruknął, zanim zdążył
pomyśleć.
Nie miał pojęcia, w co się
właśnie pakował, ale nie chciał z tym walczyć. Chciał zaryzykować. Miał
nadzieję, że Byun Baekhyun był tego warty.
- Chcę - odparł po chwili
Baekhyun. - Możliwe, że potrzebuje cię bardziej niż przypuszczam.
- Czy teraz czujesz się lepiej?
- Tak, dziękuję. - odpowiedział,
a szatyn uśmiechnął się do słuchawki. - Dobranoc Chanyeol.
- Dobran...
- Chanyeol? - przerwał mu nagle i
szybko, nie pozwalając się rozłączyć.
- Tak?
- Chyba potrzebuję cię teraz -
powiedział tak szybko, że Chanyeol ledwo go zrozumiał.
- Dobrze - brzmiała krótka
odpowiedź, po czym sygnał się urwał.
Mogło minąć zaledwie kilka minut
zanim ktoś zapukał do drzwi pokoju Baekhyuna. Brunet z niedowierzeniem, ale i
dziecięcą ekscytacją wstał z łóżka i podbiegł je otworzyć. Widok zaspanego
chłopaka był wszystkim, czego teraz pragnął. Chanyeol ziewnął przeciągle. Był
prawdziwie zaskoczony, gdy Baekhyun nagle objął go w pasie i przyciągnął do
siebie.
- Dziękuję - mruknął, na co
Chanyeol pogładził go po włosach.
- No dobra, to gdzie moja
poduszka? - spytał, siląc się na żart, gdy Baekhyun poprowadził go w stronę
łóżka. - Masz szczęście, że nie spałem dziś nago - zaśmiali się, układając obok
siebie.
- Szczęście? - spytał przekornie
Baekhyun, kładąc głowę na ramieniu Chanyeola. - Mam szczęście, że tu jesteś.
Chanyeol nie spodziewał się, że
dzielenie z kimś snu może być czymś tak osobliwym. Wartym brutalnej pobudki.
I uzależniającym.
***
Chanyeol dotrzymał obietnicy nie
raz a kilkakrotnie, bowiem Byun Baekhyun stał się z jedną z osób, z którymi
widywał się zaskakująco często. Owszem, obowiązki sprawiały, że codziennie
spotkał nowe twarze, z nikim jednak nie miał szansy zobaczyć się ponownie.
Baekhyun stał się tym samym jednym z tych wyjątków, których zwykł nazywać
przyjaciółmi.
Nie licząc przyjaciół żniwiarzy.
Ich zwykle nazywał idiotami.
- Prowadzisz niebezpieczną grę,
Chan - stwierdził towarzyszący mu idiota.
Gdyby Jongade nie był w tym
momencie zajęty czyszczeniem paznokci jednym z ostrzy Chanyeola, to może
zauważyłby jego mordercze spojrzenie.
- Gdzie jest Jongin? Potrzebuje
go, żeby odpowiadał na twoje durne komentarze.
- Jest zajęty - odparł krótko Jongdae. - Ciesz
się moim towarzystwem. Ewentualnie świeżym powietrzem.
Istotnie, była to przyjemna noc,
nie za mroźna jak na listopad i bezwietrzna z morzem gwiazd nad ich szybującymi
w powietrzu postaciami. To właśnie stanowiło dla Chanyeola jedno z ulubionych
przywilejów bycia żniwiarzem. Mógł latać. Satysfakcjonująca nagroda w zamian za
wszystko, co musiał robić, a czego tak bardzo nienawidził.
- Co tak właściwie zamierzasz z
tym zrobić? - ciągnął dalej Jongdae, gdy zaczęli zniżać się ku ziemi.
- Pożegnać się z tobą - odparł
Chanyeol, lekko schodząc na żwirowany podjazd. - Dobranoc, Jongdae.
- Martwię się o ciebie - wyznał
szczerze, bez cienia sarkazmu, co stanowiło u niego rzadkość.
Chanyeol nie odpowiadał, bo i sam
był pełen obaw.
- Nie wiem, Jongdae. Nie wiem, co
zrobię - wyznał szczerze. - Bycie człowiekiem ma swoją cenę, wierzę, że uda mi
się ją jakoś spłacić.
- Jakoś - powtórzył nieprzekonany
niższy brunet, po czym westchnął, widząc niegasnący upór w oczach przyjaciela.
- Też chciałbym w to wierzyć. Udanej nocy, Chanyeol - dodał, siląc się na
uśmiech,
Na pożegnanie machnął przed nim jednym z jego ostrzy i
wzbił się w stronę nieba. Spełniać swoje
obowiązki.
Żyć w sposób, do jakiego go
stworzono.
Przykład warty naśladowania, stwierdził
Chanyeol, po czym ruszył w stronę wejścia do domu Baekhyuna.
***
Chanyeol lubił dom Baekhyuna.
Miał swój urok, a wszędzie napotykał na ślady normalnego ludzkiego życia.
Zdjęcia stojące na półkach w korytarzach i pokojach, dwie szczoteczki do zębów
w łazience, krawaty porozwieszane na fotelu w salonie czy leżąca na balkonie
popielniczka z niedokończonym papierosem. Po kilku wizytach Chanyeol doszedł do
wniosku, że urokowi tego domostwa towarzyszy przede wszystkim smutek i
samotność. Jak gdyby to miejsce pełne życia nagle zatrzymało się w miejscu.
Wiedział, że prędzej czy później
będzie musiał poruszyć temat ojca Baekhyuna. Odwlekał to z dnia na dzień, chcąc
by chłopak nabrał sił po owej stracie, jednak nie mógł tego robić w
nieskończoność.
Chanyeol siedział wpatrzony w
zdjęcie ojca i młodego Baekhyuna stojące na kominku. Zamyślony nie zauważył,
kiedy brunet usiadł obok niego. Przechylił głowę w jego stronę. Oczy chłopaka
odbijały ogień z kominka. Jego usta wygiął tajemniczy uśmiech.
- Chodź - szepnął Chanyeol,
kierując go na swoje kolana. Baekhyun nie oponował. Pozwolił się pokierować, a
następnie sam zainicjował pocałunek.
Chanyeol odwzajemnił poczynania
jego natarczywych ust, odwdzięczając się tą samą namiętnością. Powoli zsunął
sie niżej, scałowując linię jego szczęki, a następnie zagłębienie w szyi.
Baekhyun westchnął, wplatając dłonie w jego włosy. Zamknął oczy, gdy Chanyeol
lekko ugryzł płatek jego lewego ucha, a następnie wrócił do ust. Baekhyun
uniósł w górę jego koszulkę, pomagając mu ją ściągnąć, a następnie niezdarnie i
niecierpliwie zdjął własną górę garderoby.
Chanyeol miał ochotę scałować
każdy fragment jego nowo odkrytej nagiej skóry. Wodził dłońmi po jego plecach,
Baekhyun dłońmi badał jego wyrzeźbione mięśnie brzucha. Miał wrażenie, że
płomienie kominka dotarły do ich miejsca na sofie.
Po chwili wylądowali na podłodze,
pozbywszy się reszty ubrań.
- Tak mógłby wyglądać mój raj -
szepnął Baekhyun, zamykając oczy pod wpływem dotyku Chanyeola.
- Chcę być z tobą w tym raju -
mruknął Chanyeol, ponownie łącząc ich usta.
***
Baekhyun zjawił się na kolejnej
Nocy Nożownika, tym razem jednak jego jedynym pretekstem była możliwość
przebywania w obecności Chanyeola. Ostatnio ten drugi zajęty był swoimi
obowiązkami, o których Baekhyun wciąż wiedział niewiele, ale starał się mimo to
akceptować. Oglądał jego występ zza kulis, wyczekując jego końca.
Nie lubił tego miejsca, choć nie
potrafił wyjaśnić swojej awersji. W jego sercu panował niepokój za każdym
razem, gdy musiał tu przyjść. Dodatkowo miał dziwne wrażenie, że ktoś go
obserwuje.
- Czy wszystko z tobą w porządku?
- spytał w końcu Kyungsoo, który znajdował się z nim w pomieszczeniu przy
scenie.
- Mogłoby być lepiej, ale nie
narzekam - odparł, siląc się na lekki półuśmiech.
Występ w końcu się skończył.
Kyungsoo wrócił na salę żegnać gości, natomiast Chanyeol udał się za scenę.
Znalazł się u boku Baekhyuna, który obdarował go lekkim muśnięciem.
- Skąd właściwie pomysł na to
miejsce? - spytał, gdy Chanyeol szykował się do wyjścia. - Dlaczego ten hotel.
Chanyeol wzruszył ramionami,
naciągając na siebie zimowy płaszcz.
- Szczerze mówiąc był to jedyny z
pomysłów na wykorzystanie tego miejsca. Moi goście nie narzekają na jego stan,
a ja nie miałem siły go remontować - wyjaśnił. - Należał do mojej rodziny, a ja
jako jedyny potomek zyskałem do niego prawo.
- Nigdy nie mówisz o swojej
rodzinie - zauważył niepewnie Baekhyun, gdy Chanyeol owinął mu wokół szyi
długi, brązowy szal.
- To długa historia, Baekhyun.
Długa smutna historia - powiedział cicho.
- Mam czas - nalegał brunet.
- Chodź. - Chanyeol wyciągnął w
jego stronę dłoń i pociągnął go do wyjścia.
Na zewnątrz prószył śnieg, jednak
nie zniechęciło ich to do nocnego spaceru w stronę domu Baekhyuna.
- Moi rodzice zginęli w wypadku samochodowym
w 2002 roku - zaczął cicho Chanyeol, patrząc przed siebie. - Wszystkim nam było
pisane umrzeć, jednak ja zbyt mocno pragnąłem żyć. Znajdowałem się na skraju
życia i śmierci, czekając na pomoc. Pamiętam, że było zimno... padał śnieg tak
jak teraz. - Uniósł wzrok w stronę nieba, jak gdyby przeżywając tę chwilę
ponownie. - Zanim przyjechała karetka przybyli oni. Tylko ja ich widziałem, bo
moi rodzice stracili przytomność albo już nie żyli... nie chcę o tym myśleć. W
każdym razie wtedy po raz pierwszy spotkałem żniwiarzy. Przyszli zebrać swój
łup, jednak ja wciąż byłem przy życiu, walczyłem o nie.
Baekhyun mocniej ścisnął jego
dłoń. Zdał sobie sprawę, jak mało wiedział o Chanyeolu.
- To musiało ich zafascynować...
mój hart ducha. Powiedzieli mi, że niedługo umrę, a zarazem złożyli propozycję.
Obiecali mi nowe życie, jeśli zasilę ich szeregi. Wtedy podjąłem decyzję,
której będę żałował do końca moich dni. Stałem się żniwiarzem, łączącym świat
umarłych ze światem żywych. Nigdzie tak naprawdę nie należę. Nie jestem ani w
pełni człowiekiem ani w pełni bogiem śmierci. Jestem anomalią tkwiąca poza
czasem i miejscem. Nikim.
- Chanyeol - powiedział Baekhyun,
zatrzymując się przed nim na chodniku. - Nie możesz tak myśleć i nie jesteś
nikim! Wszystko ma swoją przyczynę i swoje skutki. Pomyśl o tym, znajdujesz się
dokładnie tam, gdzie powinieneś. Tutaj, teraz.
Chanyeol milczał, wpatrując się w
twarz Baekhyuna tak mocno przekonanego o jego wartości.
- Ze mną - dodał po chwili,
obejmując go mocno. - Wszystko na swoim miejscu.
Szatyn objął go z równą siłą,
chcąc na nowo zapieczętować bolesne wspomnienia i wrócić do rzeczywistości.
Podobnie jak Baekhyun chciał wierzyć, że to wszystko ma sens, nawet jeśli była
to tylko ulotna chwila i miał ją wkrótce utracić. W tamtym momencie nie dbał o
to, a jedynie o osobę, którą trzymał w ramionach.
- Kocham cię - wyszeptał te dwa
rzadkie słowa. Nagle obce słowa miłości stawały mu się tak bliskie.
- Też cię kocham, Chanyeol -
odparł Baekhyun, odsuwając się, by móc na niego spojrzeć. - Pamiętaj, że masz
swoje miejsce na tej ziemi.
- I jedyny cel istnienia - dodał,
kładąc dłoń na zimnym policzku Baekhyuna. - Wracajmy do domu.
***
Nienawidził być bezsilnym , a
ostatnio właśnie to uczucie towarzyszyło całej jego egzystencji. Tak wiele
chciał zrobić, w momencie gdy nie miał ku temu prawa i możliwości. Z drugiej
strony nie mógł tak po prostu pogodzić się z losem.
- Musi być jakiś sposób! -
krzyknął sfrustrowany, rzucając nożem w stronę przeciwległej ściany kuchni.
Kris z lękiem spojrzał na nowo
powstałą dziurę w ścianie. Zawsze obawiał się o stan ich mieszkania, w momencie
gdy znajdował się w nim rozwścieczony Chanyeol.
Z nożami.
I dwójką żniwiarzy, których nie
był w stanie zobaczyć.
Kris uznał, że ma całkowite prawo
czuć dyskomfort.
- Myślisz, że nie pomoglibyśmy ci
gdyby leżało to w naszej mocy? - odezwał się Jongin, który siedział na
parapecie okna.
- W takim razie dlaczego ja wciąż
żyję?! - spytał, rzucając kolejnym nożem.
- Czy naprawdę żyjesz, Chan? -
wtrącił się Jongdae, siedzący obok nieświadomego Krisa przy stole. Przestał
bawić się kostkami cukru, których ruchy blondyn obserwował z fascynacją. -
Chciałbyś, żeby dzielił twój los? Skazany na życie u boku śmierci i samotności?
Nawet, gdyby któryś z nas mógł mu to ofiarować (choć nie może) zgodziłbyś się?
- Nigdy - brzmiała krótka, acz
pewna odpowiedź. - To po prostu niesprawiedliwe - dodał, opadając na krzesło. -
Co jeśli nie przetnę linii jego życia?
Wszyscy w pomieszczeniu zamilkli.
- Nie wiemy - wyznał w końcu
Jongin. - Jego dusza nie zazna spokoju.
- Nie umrze? - spytał z nadzieją,
Chanyeol.
- Chan, to wbrew...
- To cholerny absurd! I kpina! -
ponownie wybuchł, rzucając nożami.
Nie usłyszał skrzypienia
otwieranych drzwi, jak i kroków na korytarzu.
- Co jest kpiną, Chanyeol? -
spytał Baekhyun, zaglądając do kuchni. Spojrzał na mężczyzn przy stole, po czym
wszedł do środka. Szatyn na jego widok wstał z kszesła i podszedł do niego. - Oh
- skwitował zniszczoną ścianę z dwoma nożami.
- To tylko Chanyeol i jego humory
- skomentował Kris, przez co został spiorunowany wzrokiem przez przyjaciela.
Przyglądnął się sprawcy, unosząc
brwi. Chłopak w odpowiedzi wzruszył ramionami. Widok Baekhyuna koił jego nerwy.
- Widzę, że macie gości - wtrącił
Baekhyun spoglądając na miejsce, gdzie znajdował się Jongdae oraz Jongin.
W kuchni zapadła cisza. Kris
wyprostował się na krześle, natomiast dwie postaci znajdujące się w centrum
uwagi zamarły na swoich miejscach.
- Widzi nas? - spytał Jongin,
mrugając nerwowo. - Dlaczego nas widzi?
- Sądząc po pytaniu, wygląda na
to, że nie powinienem - podsumował Baekhyun, po czym zaśmiał się nerwowo.
Odwrócił się w stronę Chanyeola, który wyglądał na wstrząśniętego, podobnie jak
reszta towarzystwa. - Czy ja umieram? - spytał cicho.
- Nie, dopóki ja żyję -
odpowiedział mu po chwili, po czym pociągnął w stronę wyjścia z kuchni.
Posłał żniwiarzom ostrzegawcze
spojrzenie, jak gdyby oczekując z ich strony ataku, jednak cała trójka
przyjaciół odprowadziła go wzrokiem pełnym smutku i współczucia.
***
Życie Byuna Baekhyuna była
sinusoidą dobrych i złych stanów. W jednym momencie czuł się silny i pełen
życia, gdy następnego dnia nie miał siły, by chociaż podnieść się z łóżka.
Czerpał, ile mógł z tych dobrych momentów, odpłacając je chwilami zupełnej
niemocy. Targały nim wzloty i upadki.
Jedynie Park Chanyeol był w jego
życiu czymś stałym, pewnym i na tyle silnym, by błagał los o kolejne kilka
chwil życia.
Tego konkretnego dnia ktoś
najwyraźniej postanowił się nad nim zlitować, bowiem do sterylnie białej sali,
w której obecnie się znajdował, wszedł sam Chanyeol. Znajoma twarz wprowadziła
życie do martwej umieralni - jak Baekhyun lubił nazywać to miejsce -przez
innych zwanej szpitalem.
- Czekałem na ciebie - wyznał,
siląc się na uśmiech.
I doskonale zdawał sobie sprawę,
jak tragicznie wyglądał. Chanyeol starał się zachować pogodny wyraz twarzy,
jednak, gdy nachylił się, by go pocałować, Baekhyun zobaczył w jego oczach
odbicie swojej twarzy.
Miał wrażenie, że spogląda w oczy
śmierci.
- Przepraszam, że w ogóle
musiałeś czekać - odparł, siadając na krześle przy łóżku. - Całe szczęście, że
jesteś pod opieką Krisa.
Baekhyun musiał się z nim
zgodzić, nawet jeśli godzinę zajęło mu wykłócanie się z przyjacielem na temat
umiejscowienia go w szpitalu. Wiedział, że Kris chciał dobrze.
Po prostu tak bardzo nie lubił
odwiedzać szpitali jako pacjent.
- Tak, ma mnie na oku - przyznał.
Chanyeol ujął jego wychudzoną
rękę w swoje ciepłe dłonie. Baekhyun tak bardzo tęsknił za jego dotykiem.
- Wiem, wyglądam upiornie -
zaczął, wywracając oczami.
- Wyglądasz pięknie - sprostował
Chanyeol, odgarniając mu splątane kosmyki z czoła.
Baekhyun zdawał się być
nieprzekonany. Przechylił głowę w bok, szukając wzrokiem czegoś na stoliku. Po
chwili wolną dłonią zgarnął z dolnej szafki ciemne okulary z oprawkami
wysadzanymi małymi diamentami. Założył je na oczy pod zdezorientowanym
spojrzeniem Chanyeola.
- Dostałem je od Krisa, gdybym
cierpiał na spadek poczucia własnego piękna - wyznał, z szerokim uśmiechem. -
Ten drań zna mnie lepiej niż myślałem.
Chanyeol zachichotał, a po chwili
zdjął mu okulary. Baekhyun spojrzał na niego pytająco.
- Nie potrzebujesz ich, kiedy ja
tu jestem. Nie mam nic przeciwko podnoszeniu twojej samooceny - wyznał,
głaszcząc go po policzku.
- Psujesz mnie i karmisz moją
próżność - odparł Baekhyun.
- Lubię cie psuć.
Obaj wybuchli śmiechem.
- Też coś dla ciebie mam - wyznał
Chanyeol, po chwili ciszy.
- Faktycznie lubisz mnie psuć -
podsumował Baekhyun.
Śledził wzrokiem poczynania
Chanyeola, który sięgnął do kieszeni swojej bluzy i długo czegoś w niej szukał,
nieświadomie testując cierpliwość Baekhyuna. Tajemniczy błysk w jego oku tylko
wszystko napędzał. Po chwili Chanyeol poprosił, by zamknął oczy. Baekhyun po
kilku ponownych prośbach, ostatecznie zgodził się to zrobić.
Poczuł jak Chanyeol prostuje
palce jego dłoni i kładzie na nich chropowaty, chłodny przedmiot. Bakehyun
zacisnął pięść na twardym owalu.
- Kamień?! - spytał, nie
dowierzając, zanim otworzył oczy.
Spojrzał na prezent, by upewnić
się co do swoich przypuszczeń
- Dajesz mi kamień? - spytał
mocno zdezorientowany.
Chanyeol jedynie pokiwał głową z
szerokim uśmiechem obserwując, jak po bladej twarzy Baekhyuna powoli spływa
zaskoczenie i pojawia się pełne zrozumienie. Po chwili jego oczy zabłysły, a on
z wrażenia uniósł sie do pozycji siedzącej.
- Chanyeol?
- Tak, kamień - potwierdził,
dając mu do zrozumienia, że zmierza w dobrym kierunku. - Przy całej sympatii do
kamieni, trzeba przyznać, że są mało praktyczne, dlatego mam dla ciebie również
to - dodał, po czym wsunął na jego serdeczny palec pierścionek.
Baekhyun oniemiały mógł jedynie
nachylić się na brzegiem łóżka i go pocałować z zachłannością i siłą, o którą
jeszcze przed chwilą by siebie nie posądzał. Chanyeol trzymał go w ramionach,
by nie spadł z łóżka w tym nagłym przypływie euforii.
Po chwili, niechętnie zakończył
pocałunek i opadł na poduszki.
- Mogę umrzeć jako
najszczęśliwszy człowiek na świecie - wyznał, zamykając na moment oczy.
- Ani się waż! - zawołał
Chanyeol, całując pojedynczo każdy z palców jego dłoni. - Teraz jesteś mój.
Baekhyun spojrzał na niego
wzruszony i spokojny, czego nie doświadczył od wielu miesięcy.
- Zawsze byłem twój, Chanyeol.
***
Krótkoterminowa wizyta Baekhyuna
w szpitalu przeciągała się czasie ze względu na brak poprawy stanu jego zdrowia.
Sam pacjent nie miał nawet siły dłużej protestować. Nie miał za wiele siły do
czegokolwiek.
Jego jedyną siłą był Chanyeol,
który znajdował się u jego boku prawie przez cały czas. Zarówno, gdy Baekhyun
otwierał oczy jak i je zamykał, a także gdy budził sie w nocy. Zdawał sobie
przy tym sprawę, że Chanyeol najprawdopodobniej zaniedbuje swoje obowiązki, ale
nie potrafił nie czerpać z jego obecności trochę egoistycznej przyjemności. Był
jego, miał prawo mieć go przy sobie. Tym bardziej, że czuł, jak powoli zbliża
się do końca. Nie mówił już o tym głośno, jednak pozostawał świadomy swojego
stanu. Nie chciał tym samym rozmawiać o przyszłości, doceniając każdą
pojedynczą chwilę. Chanyeol zaś starał się, żeby każda z nich była wyjątkowa.
- Co robisz dziś wieczorem? -
spytał nagle, gdy w ciszy oglądali mecz w małym telewizorze.
Baekhyun początkowo zaskoczony
pytaniem, szybko podjął grę.
- W sumie nic ciekawego - zaczął,
wzruszając ramionami. - Głównie leżenie w niewygodnym, szpitalnym łóżku.
Ewentualnie oglądanie stada mężczyzn ganiającego za piłką. Ewentualnie spanie.
Chanyeol zachichotał, po czym
nachylił się nad łóżkiem z tajemniczym błyskiem w oku.
- W takim razie mam dla ciebie
atrakcyjniejszą ofertę - powiedział, muskając jego wychudzony policzek.- Spacer
w chmurach.
- Czy to bezpieczne? - spytał,
przechylając głowę.
- Ze mną? Zupełnie.
- Mogę więc rozważyć twoją
ofertę, ale musisz porozmawiać z Krisem. To on jest tu szefem - powiedział,
podnosząc się na łóżku z pomocą Chanyeola.
- Pieprzyć Krisa - skwitował
szatyn, po czym wyciągnął z szafy ubrania Baekhyuna. - Wezmę odpowiedzialność
za los miłości mojego życia.
W odpowiedzi Baekhyun posłał mu
szeroki uśmiech. Ubrał się z pomocą drugiego chłopaka i zanim zdążył zrobić
chociaż krok, Chanyeol go podniósł.
- Wciąż mogę chodzić - powiedział
poirytowany, jednak szatyn nie ustępował.
- Ale ja mogę latać, co stawia
cię w przegranej pozycji - odciął sie Chanyeol, po czym bez trudu wskoczył na
parapet szpitalnego okna, które uprzednio otworzył na oścież.
- To ja jestem niesiony, więc
moja pozycja nie jest taka najgorsza - stwierdził, patrząc na Chanyeola, byle
tylko uniknąć spoglądania dół. Znajdowali się bowiem na czwartym piętrze.
Chanyeol wzbił się w powietrze,
jak gdyby balast w postaci Baekhyuna wcale mu nie przeszkadzał. Szybował na
budynkami w stronę upatrzonego celu, zaś brunet cieszył się tym niezwykłym
momentem, nawet jeśli latał z Chanyeolem już wiele razy, zawsze czuł się jak
gdyby był to jego pierwszy lot. Krzyczałby z radości, gdyby tylko miał na to
jeszcze siły.
Wylądowali na dachu najwyższego
drapacza chmur w mieście. Chanyeol powoli postawił chłopaka na ziemi. Podeszli
na jego skraj i przez chwilę w milczeniu chłonęli widok tysięcy świateł u
swoich stóp miasta, które nigdy nie spało.
- Cudowne - skomentował Baekhyun,
po czym usiadł na brzegu dachu pod czujnym okiem Chanyeola, który wkrótce do
niego dołączył. - Widok, dla którego warto żyć.
- Dokładnie tak - zgodził się z
nim, choć jego wzrok wbity był w twarz chłopaka, a myśli krążyły z dala od
nocnej panoramy.
- Żałuję, że nie mam więcej
czasu, nawet do oglądania takich widoków.
Chanyeol objął go ramieniem. Tak
bardzo nie chciał dziś o tym rozmawiać. Właściwie nigdy nie chciał i nie
zamierzał o tym rozmawiać.
- To będziesz ty - szepnął
Baekhyun, uśmiechając się przez łzy.
- Ja? - Chanyeol początkowo nie
rozumiał, później wolał nie rozumieć.
- Wiem, że to ty i to w jakiś
sposób mnie pociesza - kontynuował, walcząc z łamiącym się głosem. - Jestem już
na to gotowy, Chanyeol... naprawdę jestem.
Szatyn ujął jego twarz w swoje
dłonie, sam coraz bardziej roztrzęsiony.
On za to nie był ani trochę
gotowy.
- Nie zrobię tego - powiedział
cicho, opierając głowę o czoło drugiego chłopaka. - Nigdy tego nie zrobię.
- Musisz, Chanyeol - Ton głosu
bruneta był nie tyle zrozpaczony, co błagalny. - Czuję, że muszę odejść.
Umieram i niknę z każdym dniem, zapominam coraz więcej, coraz mniej jestem
świadomy tego kim byłem i jestem. Czym się stanę? Żyję już i tak dłużej niż
planował dla mnie los. Nie mogę dłużej oszukiwać mojego przeznaczenia!
Chanyeol pokręcił głową, a
pierwsze słone łzy popłynęły po jego policzkach. Wiedział. Wiedział o tym
wszystkim, lecz mimo to nie potrafił zaakceptować.
- Nie mogę - powiedział łamiącym
się głosem.
Baekhyun nie powiedział nic
więcej, bowiem płacz mu to uniemożliwiał. Objął mocno Chanyeola i oparł głowę o
jego ramię. Siedzieli na szczycie wieżowca, bez przyszłości, bez nadziei.
Mimo to, wciąż razem.
- Zrób to, gdy będę spał -
wyszeptał Baekhyun po długich godzinach wspólnego milczenia, gdy słońce było
bliskie ponownie się wznieść. - Nie chcę się żegnać.
Chanyeol nie zamierzał się
żegnać.
Nie mógł jednak dłużej
protestować.
***
Chanyeol wsłuchiwał się płytki i
szarpany oddech Baekhyuna, są wstrzymując oddech od wielu godzin. Śpiący
chłopak desperacko i z trudnością łapał powietrze, jak gdyby każda pojedyncza
próba przychodziła mu z trudnością. Chanyeol dusił się razem z nim.
Tej nocy nie zamknął oczu ani na
sekundę, obserwując istotę niespokojnie śpiącą w jego ramionach. Baekhyun
cierpiał, potrafił to wyczuć, a on cierpiał razem z nim. Studiował jego
porcelanową twarz bez cienia koloru, zapadnięte policzki i cienkie, ciemne
włosy, opadające mu niesfornie na czoło. Wciąż był tak samo piękny jak zawsze.
Przyłożył rękę do jego klatki
piersiowej, gdzie prawie niewyczuwalnie biło jego serce, ten ułomny organ, bez
którego Baekhyun nie mógł żyć, a przez który pisane mu było umrzeć. Chanyeol
tak bardzo chciałby mu oddać swoje własne serce, gdyby tylko to wciąż biło.
Niestety, zatrzymało się wiele lat temu.
- To tylko etap - powtarzał
sobie. - Jeden z wielu. Nie koniec, po prostu etap.
Miał nadzieję, że w końcu uda mu
się w to uwierzyć.
W jego dłoni pojawiło się
przeklęte ostrze i w tym samym momencie postać Baekhyuna zapłonęła czerwoną
poświatą. Tą samą, którą widział przy ich pierwszym spotkaniu.
Ta sama siła pokierowała jego
dłonią w stronę cienkiej nici wychodzącej z ciała chłopaka. Chwycił ją wolną
ręką. Cienka, krucha linia miłości jego życia.
- Wróć do mnie, gdziekolwiek
będziesz. Tym razem to ty złóż mi obietnicę kolejnego spotkania! - szepnął do
nieprzytomnego chłopaka, hamując rodzące się łzy. - I wybacz mi.
Noż trafił na linię, odcinając ją
od Baekhyuna. W tym samym momencieie jego ciało zgasło, a linia zniknęła.
Byun Baekhyun spał dalej i miał
już nigdy się nie obudzić.
Park Chanyeol mógł jedynie
krzyczeć.
I krzyczał.
***
Czas przepływał nadal, omywał
Chanyeola, jednak jak zawsze nie dotykał. Wciąż mógł jedynie obserwować rodzące
się i niknące życie.
Mimo braku zależności od
fizycznego czasu, on także ulegał zmianom.
Nauczył się, że każda decyzja ma
swoją konsekwencję. Każda czyn swój skutek.
Poznał smak porażki i straty.
Nauczył się wierzyć, że każde
doświadczenie miało swój cel.
Zaczął akceptować to kim jest i
co mu powierzono.
Najważniejszą lekcją było jednak
poznanie Byuna Baekhyuna, który nauczył go kochać.
Uczył się na własnych błędach,
próbach i decyzjach, z dnia na dzień coraz silniejszy i pełen nadziei.
I najwyraźniej poprawnie zdał
egzamin.
***
- Czy ty kiedykolwiek odpoczywasz?
Pytanie Krisa padało w momencie, gdy Chanyeol
pojawił się w salonie, gdzie ten uczył się do egzaminów końcowych. Obserwował
uważnie przybyłego współlokatora z nad pliku notatek. Zdobycie uwagi Krisa w
tym konkretnym okresie roku graniczyło z niemożliwym, stąd Chanyeol doszedł do
wniosku, że musiało go tu nie być dłużej niż przypuszczał Na tyle długo, by
Kris zdążył zauważyć jego nieobecność.
- Nie muszę odpoczywać od czegoś,
do czego zostałem powołany - wyjaśnił, po czym opadł na sofę obok przyjaciela.
Kris wrócił do studiowania
notatek. Najprawdopodobniej dziesięć sekund jego uwagi dla świata właśnie się
skończyło.
- Nie było cię tydzień, Chanyeol
- powiedział nagle, nie odrywając oczu od tekstu. - Umiem liczyć. To długo,
wiesz?
W odpowiedzi wzruszył ramionami.
- Czy coś mnie ominęło?
Kris spojrzał na niego
przelotnie, po czym nerwowo rozejrzał się po pokoju.
- Ty mi powiedz - odparł, jak
gdyby z wyrzutem. - Czy twoi niewidzialni przyjaciele są gdzieś w pobliżu?
- Nie.
Kris przez moment się zawahał, po
czym nachylił się konspiracyjnie w stronę Chanyeola.
- Mam dziwne wrażenie, że ktoś tu
jest - powiedział cicho z przejęciem, które rozbawiło drugiego chłopaka, jednak
dzielnie starał się nie roześmiać. - Czuję się obserwowany.
- No nie wiem, Kris... - zaczął
poważnie Chanyeol. - Może to kosmici wybrali sobie ciebie za cel jako wybitnego
przedstawiciela rasy ludzkiej?
W odpowiedzi Kris zaklaskał
anemicznie w dłonie, dając do zrozumienia, jak bardzo go to bawiło.
- Mówię poważnie.
- Ja też - Chanyeol ze śmiechem
uciekł z sofy, by uniknąć ataku przyjaciela.
- Idiota.
- Nie martw się, jeśli ktoś tu
był, wkrótce się o tym dowiem i przegonię wszystkich martwych i żywych, żebyś
mógł uczyć się w spokoju - zapewnił go, po czym ruszył w stronę swojego azylu.
Wszedł do swojego pokoju, gdzie
zasłonięte żaluzje sprawiały, że mimo słonecznego południa w środku panował
mrok. W ciemności zawsze czuł się bezpieczniej, ot jedno z mniej istotnych
wytworów jego podświadomości. Zamknął za sobą drzwi i obróciwszy się w stronę
pokoju, stanął z nogą w zatrzymaną w powietrzu.
Istotnie, Kris miał rację. Mieli
gościa.
Problem w tym, że nie mógł go tak
po prostu przegonić.
- To pan - odezwał się, po raz
pierwszy prawdziwie onieśmielony przez ojca Baekhyuna, którego uprzednio
potraktował dosyć arogancko.
Uznał, że znalazł się w bardzo
niewygodnej pozycji.
- Spotkanie po latach, chłopcze -
odparł pogodnie, bez cienia wrogości, co zaskoczyło Chanyeola. - Ale czym jest
kilka lat dla żniwiarza i jednego martwego staruszka? - dodał, po czym zaśmiał
się lekko, niszcząc napięcie, które powstało w pokoju.
- Dlaczego wciąż pan tu jest?
Siwowłosy mężczyzna poprawił
marynarkę i podszedł w stronę Chanyeola.
- Niedługo odejdę, póki co
czekałem na ciebie - odparł, gdy znalazł się przed chłopakiem. - Chciałem ci
podziękować za to wszystko, co zrobiłeś dla mojego syna. Byłeś najlepszym, co
go w życiu spotkało, Chanyeol.
Nie wiedział, co powiedzieć,
zdolny jedynie głośno przełknąć ślinę. Wspomnienie życia Baekhyuna wciąż
stanowiło dla niego bolesny i utracony etap życia. Również jego najlepszy etap.
- Nie musi mi pan dziękować. To
była obustronna przyjemność - powiedział z nieśmiałym uśmiechem.
Dłoń starego mężczyzny spoczęła
na jego ramieniu.
- Życie obeszło się brutalnie z
wami obojga - stwierdził, po czym westchnął ciężko. - Dlatego życzę wam, aby
dalej było łatwiej. Zasługujesz na nagrodę.
- Dziękuję - odparł krótko, acz
szczerze, starając się okazać całą swoją wdzięczność.
- Na mnie już czas - stwierdził
starszy mężczyzna. - Czas odejść.
Chanyeol pokiwał głową i w tym
samym momencie zaciemniony pokój wypełniła subtelna, złota poświata, wpadająca
przez żaluzje na oknach. Światło sunęło w głąb pokoju, formując kształt
ludzkiej sylwetki.
Chanyeol miał wrażenie, że jego
martwe serce zaczęło ponownie bić.
Zawsze miał to niezwykłe
odczucie, gdy w pobliżu znajdował się Byun Baekhyun.
Jego Byun Baekhyun.
Ten sam ciemnowłosy chłopak,
którego pokochał stanął w złotej poświacie na środku jego azylu. Szeroki
uśmiech pojawił się na jego ustach, gdy spojrzał na Chanyeola.
Żniwiarz nie mógł oderwać od
niego wzroku, dochodząc do wniosku, że chłopak nigdy nie przestanie go
zachwycać. Wyglądał prawie tak samo, jak przed laty z tą różnicą, że jego urody
nie niszczyło brzemię choroby. Cieszył się, że mógł w końcu zobaczyć go
zdrowego, bez problemów , wolnego i szczęśliwego.
Gdy Baekhyun był szczęśliwy,
Chanyeol dzielił z nim owe szczęście.
Poza wyraźną różnicą w zdrowiu
bruneta, istniała jeszcze jedna zapewne równie istotna przemiana, jaka w nim
zaszła.
Byun Baekhyun był Aniołem.
Dosłownie i w przenośni, jak
zwykł podkreślać Chanyeol.
- Tato, jesteś już gotowy? -
spytał ojca, biorąc go pod ramię.
- Już bardziej nie będę - odparł,
na co cała trójka zachichotała. - Wierzę, że jeszcze się spotkamy, chłopcze -
zwrócił się do Chanyeola, po czym jego postać zaczęła blednąć.
Zanim Baekhyun podążył w jego
ślady, puścił ramię ojca i podbiegł do Chanyeola. Musnął przelotnie jego usta,
po czym objął go za szyję.
- Niedługo wrócę - wyszeptał, po
czym wrócił w stronę światła, gdzie nie było już śladu po jego ojcu.
- Mam nadzieję - powiedział,
udając poważny ton. - Może i mam sporo czasu, ale niewiele cierpliwości. Na
ciebie jednak warto poczekać - dodał, gdy Baekhyun zaczął znikać.
- Policz do stu, a będę z
powrotem - obiecał w ostatniej chwili.
To było długie sto sekund w
nieskończonym życiu Parka Chanyeola.
***
Zapewne większość
zwątpiła, że kiedykolwiek coś tu jeszcze opublikuję, więc na przyszłość więcej
wiary, robaczki ^^.
Tak naprawdę chyba
jedynie fakt, że się zobligowałam przed Wami kazał mi dokończyć to opowiadanie.
Ja i ten ckliwy twór mojej wyobraźni przeszliśmy razem przez piekło.
Byłam w ciemnym dole
OTL.
To opowiadanie
powstawało bardzo długo, jest syntezą trzech różnych prób. W dodatku rzadko
zdarza mi się pisać tak niechronologicznie, a zarazem tak mi chyba łatwiej.
Bo taki już ze mnie
chaotyczny osobnik ^^.
Nie dzieliłam go na
części, bo owe nie istnieją. Jak się zmęczycie podczas czytania tych 43 stron
to zróbcie sobie przerwę według własnego uznania :3.
Przepraszam, że
pojawiam się tak rzadko, ale pochłania mnie życie i inne pasje. Z drugiej
strony, gdy nawet mam czas, nie mam serca do pisania. Długie miesiące nie byłam
w stanie napisać choćby zdania... Z drugiej strony tak bardzo to kocham.
Do czego dążę to to,
że nie wspomnę tu, kiedy pojawi się nowe opowiadanie, bo pytanie powinno
zaczynać się nie od "kiedy" a "czy". Ale bądźmy dobrej
myśli ;-)
Dziękuję za miłe
słowa, najlepsiejsi czytacze mojej radosnej twórczości.
Jest trzecia w nocy,
wybaczcie mi popełniony wyżej wywód.. Dobranoc i miłych
wakacji <3