Gatunek:
Romans, angst, fluff, humor
Bohaterowie:
Kim Kibum, Kim Jonghyun
Ostrzeżenia:
brak
-
Jestem idiotą, jestem kompletnym idiotą - powtarzał rozpaczliwie, gdy po raz
kolejny usłyszał w telefonie nieodbierany sygnał połączenia.
Jak mogłem pozwolić mu tak po prostu wyjść?!
Gdybym tylko pomyślał..., karcił się w duchu, choć doskonale wiedział, że
zastanawianie się "co by było gdyby" nigdy niczego nie ułatwiało. W istocie, Jonghyun z każdą kolejną sekundą
czuł się coraz gorzej, przez co kierowanie autem powoli stawało się czynnością
ponad jego siły. Na szczęście znał drogę na pamięć, co możliwe, że było jedyną
ochroną przed wjechaniem do pierwszego lepszego rowu.
Nie
pamiętał, kiedy zatrzymał się na parkingu w szeregu aut pod ogromnym, szarym
budynkiem, jak i nie pamiętał, czy wyciągnął kluczyki ze stacyjki, choć te z każdym
krokiem uderzały go w udo, przypominając o swojej obecności w kieszeni. Pół
biegł, pół szedł w stronę wejścia z telefonem przyciśniętym do ucha. Głuchy
sygnał nagle stał się dla niego najbardziej irytującym dźwiękiem, jaki do tej
pory słyszał i miał ochotę rzucić aparatem o mijaną szybę, jednakże racjonalne
myślenie kazało mu zachować jedyne źródło komunikacji z zagubionym chłopakiem.
Stanął
na środku szerokiego holu zdezorientowany i w panice, próbując omieść wzrokiem
wszystkich ludzi, którzy znajdowali się w pomieszczeniu. Po chwili ruszył na
przód, zaglądając do każdego sklepu wzdłuż niekończącej się ściany centrum
handlowego. Niestety, próby kończyły się bezowocnym gonieniem tam i z powrotem,
co wywoływało u niego narastającą frustrację.
Podskoczył
w miejscu, gdy telefon w dłoni zaczął nagle wibrować, sygnalizując nadchodzące
połączenie. Z niewysłowioną ulgą na widok znajomego numeru, natychmiast
odebrał.
-
Kibum? Kibum, ty nieodpowiedzialny, okrutny, egoistyczny, beztroski...
-
Jonghyun... - Usłyszał jego zirytowany głos.
-
...samolubny, uparty, ryzykowny...
-
Jonghyun, skończ!
-
... draniu - uciął, gdy Kim Kibum podniósł głos. Wyrzucenie z siebie całej
złości pomagało mu uspokoić nerwy. - Co to za głupi pomysł? Dlaczego wyszedłeś
beze mnie?! Gdzie jesteś?!
Usłyszał
wyraźne, zrezygnowane westchnienie chłopaka, jak i mógł sobie wyobrazić jego zirytowany wyraz twarzy, jednak tym razem zupełnie go to nie bawiło.
-
Za tobą - powiedział Key, równie wyraźnie, jednak głos nie dochodził już z
aparatu.
Jonghyun
okręcił się na pięcie i zdziwiony stanął twarzą w twarz z blondynem. Key
skrzyżował ręce na piersi i przyglądał mu się wyczekująco, a jego ciemne, kocie
oczy biły złością. Brunet początkowo ucieszył się, gdy z ulgą odnotował, że był
cały i zdrowy. Co więcej, pozostawał w swoim typowym nastroju i najwyraźniej
nic nie zagrażało jego życiu, jak jeszcze przed chwilą przypuszczał. Dzięki
temu mógł odetchnąć z ulgą.
-
Jonghyun, pamiętasz naszą rozmowę, w której poprosiłem cię, żebyś nie spuszczał
ze mnie oka i śledził z nadopiekuńczą obawą, że potknę się o własną stopę i
zginę, bo jestem żałośnie i śmiertelnie niepełnosprawny? - wyrecytował bez mrugnięcia okiem.
Jonghyun
zamilkł w tępym osłupieniu, z kującym poczuciem winy i zażenowania.
-
Nie pamiętam - odparł szczerze.
-
No właśnie. Ja też - zgodził się z nim, po czym wywrócił oczami.
Brunet
spuścił wzrok, doskonale świadomy tego, jak bardzo nadopiekuńczy stał się przez
ostatnie kilka tygodni. Wiedział o tym, a zarazem nie potrafił tego zmienić.
Będąc zupełnie szczerym, wcale nie chciał się zmieniać. Bez względu na to, czy
Key byłby czy nie byłby chory, Jonghyun i tak pragnął chronić go przed całym
światem.
Kim
Kibum musiał się z tym pogodzić.
-
Wyszedłeś bez pożegnania - wytknął mu oskarżycielsko. - To zupełnie nie w
porządku zostawiać mnie samego.
Key
westchnął zrezygnowany, po czym zaczął huśtać na palcu papierową torbę z
zakupami, przy okazji trącając nią chłopaka w kolano.
-
Po pierwsze, nie moja wina, że śpisz do południa - zaczął, wzruszając
ramionami. - Po drugie, nie zostałeś sam. Minho był w domu i miał ci przekazać...
-
Choi Minho! - powtórzył oburzony, wchodząc mu w słowo, czym zarobił sobie
mordercze spojrzenie blondyna. - To szaleństwo zostawiać mnie z tym człowiekiem
w jednym budynku, Key! Wiesz, nie mam nic do twojego współlokatora, ale
przysięgam, mało brakowało, a zabiłby mnie tą swoją maszynką do golenia...
Kibum
zmrużył oczy, przyglądając mu się podejrzliwie.
-
Co takiego zrobiłeś, że Minho, żywa ostoja spokoju, miałby posunąć się do
rękoczynów?
W
odpowiedzi brunet zaśmiał się nerwowo i przeczesał ręką włosy. Blondyn nie
spuszczał z niego wzroku, wyczekując odpowiedzi, jednak został zbyty
machnięciem ręki.
-
Ja? Ja niczego nie zrobiłem! To Roo.... ale wiesz co? To właściwie nudna
historia, a Minho lubi dramatyzować i... w ogóle to powinieneś bardziej przejąć
się faktem, że ten człowiek próbował mnie zabić! Masz niepoprawne reakcje!
Key
pokręcił głową z niedowierzaniem po czym uśmiechnął się tajemniczo, dając mu
do zrozumienia, że prędzej czy później i tak pozna prawdę.
-
Wyglądasz na zdrowego, dlatego nie widzę powodu do zmartwień - odparł, rzucając
w niego torbę z zakupami, którą w ostatnim momencie złapał. - Skoro już tu
jesteś, to przydaj się do czegoś - dodał, gdy otrzymał od bruneta oburzone
spojrzenie.
Kibum
zaczął cicho mruczeć o prywatnej przestrzeni i całodobowej opiece, jednak
Jonghyun nie przykładał do tego zbytniej uwagi, bowiem uśmiech w kącikach ust
blondyna dawał mu do zrozumienia, że tak naprawdę jego obecność wcale mu nie
przeszkadzała. Po chwili Key oznajmił mu z poważnym wyrazem twarzy, że nie
zamierza przerywać zakupów z powodu tego nieproszonego wtargnięcia, jak i nie
planuje wysłuchiwać jego narzekań. Jonghyun bezmyślnie zgodził się na te
warunki, choć posiadał już niemałe doświadczenie w asyście blondynowi i zwykle
wracał do domu, zarzekając się, że już nigdy więcej tego nie powtórzy.
Irracjonalnie i masochistycznie, robił jednak zupełnie odwrotnie.
Ilość
toreb w jego lewej ręce rosła proporcjonalnie do ilości odwiedzonych przez nich
butików i z każdym kolejnym, Jonghyun coraz bardziej desperacko wypatrywał końca.
Jedynym pocieszeniem dla jego mentalnego jak i fizycznego zmęczenia pozostawała
prawa dłoń, spleciona z dłonią Kibuma. Może i sam nie był ignorantem wobec
mody, ale posiadał swój limit, który wyczerpywał się zdecydowanie zbyt szybko w
stosunku do limitu Kima Kibuma. Podziwiał, a zarazem zupełnie nie rozumiał jego
zapału i zaangażowania przy wyszukiwaniu nowych części garderoby. Z drugiej
strony, lubił widywać go w tak dobrym nastroju, a podczas zakupów, właśnie taki
się u niego utrzymywał.
-
To jest genialne - wyznał, gdy niemal z czcią zdjął ze stojaka wysadzane
złotymi diamencikami okulary przeciwsłoneczne. Brunet w tym samym momencie
zauważył, że ich złoty motyw dobrze komponował się z pozłacanymi elementami
laski Kibuma, z którą ostatnio stale się poruszał. Teraz jednak wiedział, że
nie stanowiła ona jedynie kolejnego stylowego dodatku.
Na co dzień starał się o tym nie myśleć, starał się odciągać od nich temat choroby
i wszystkich związanych z nią konsekwencji. Niektórych z nich jednak nie dało
się tak po prostu zignorować, bowiem stawały się rutyną i czymś obecnym nieustannie
między nimi. Zarówno sam Key jak i on musieli nauczyć się znosić je i akceptować.
Jednym z nich pozostawały coraz wyraźniejsze problemy chłopaka z poruszaniem.
Jego chód stał się wolniejszy, bardziej ostrożny i dużo mniej energiczny. Nie
było mowy o bieganiu, a pamiętna jazda na łyżwach była ich pierwszą i ostatnią.
Key mimo wszystko pozostawał uparty i silny, nie dając po sobie poznać żadnych
oznak odpuszczenia. Paradoksalnie to on częściej powtarzał i pocieszał
Jonghyuna obietnicami, że wszystko będzie i jest w najlepszym porządku. A Jonghyun...
Jonghyun starał się w to wierzyć.
W
ciągu kilku dni znalazł i dowiedział się jak najwięcej zdołał o stwardnieniu
rozsianym, choć każda kolejna informacja była dla niego bolesnym ciosem w
serce. Nieraz paraliżował go strach i bał się zagłębiać dalej. Nie mógł znieść
myśli i nie potrafił pogodzić się z faktem, że ktoś tak mu bliski może
doświadczyć tych wszystkich cierpień. Tak bardzo pragnął zabrać od niego całe to
brzemię, co ku jego rozgoryczeniu, pozostawało niemożliwe. Dlatego też robił
wszystko, co mógł, by w jakikolwiek sposób odciążyć te drobne ramiona.
-
Lans - zaśpiewał trochę prześmiewczo, gdy Key założył owe okulary i odwrócił
się w jego stronę, by usłyszeć, co o tym sądzi. - Brakuje ci tylko złotego
łańcucha.
Kibum
trącił go w ramię, po czym odłożył na swoje miejsce błyszczące akcesoria.
-
Chcę je na urodziny - wyznał i ruszył do stoiska z T- shirtami.
Jonghyun
poszedł za nim ze zdezorientowaniem wypisanym na twarzy.
-
Myślałem, że chciałeś ten placek, który wcześniej widzieliśmy - powiedział,
opierając się o manekina prezentującego skórzaną, męską kurtkę.
-
Tak, to też - potwierdził Key, przymierzając do siebie biały T-shirt z
fioletowym nadrukiem. - Zapomniałeś jeszcze o złotym zegarku. Lepiej zrób
listę, bo, uwierz mi, mam dobrą pamięć.
Jonghyun
wydał z siebie jęk sprzeciwu, jednak Key jedynie uśmiechnął się złośliwie i
wzruszył ramionami.
-
Chcesz to wszystko? - spytał dla pewności, robiąc niedowierzającą minę.
W
odpowiedzi pokiwał głową i, wziąwszy kilka jasnych T-shirtów, przeszedł w
stronę przymierzalni. Jonghyun mimowolnie dotrzymywał mu kroku, próbując
rozgryźć, czy chłopak mówił poważnie czy tylko sobie z niego żartował.
-
Do moich urodzin wciąż pozostaje kilka miesięcy. Mały okres oszczędzania ci nie zaszkodzi, Jjong -
wyjaśnił i wszedł do jednej z kabin, po czym powiesił ubrania na haczyku przy
lustrze.
-
Zacznę robić listę - mruknął poddańczo, choć wciąż nie do końca pogodzony. - Strach
myśleć, ile jeszcze rzeczy sobie zażyczysz. Nigdy ich nie zapamiętam!
Usłyszał
zza kotary krótki chichot Kibuma.
-
Przypomniał mi się pewien artykuł naukowy - wyznał ni stąd ni zowąd blondyn. -
Jjong, wiesz co podobno jest dobre na poprawę pamięci?
Brunet
w odpowiedzi przekrzywił nierozumnie głowę, choć jego rozmówca i tak nie mógł
go zobaczyć. Przyzwyczaił się już do dziwnych i przypadkowych wątków, które Key
wplatał w ich dyskusje, jednak za każdym razem zbijały go one z tropu.
-
Co takiego? - spytał ostrożnie.
Zza
zasłony przymierzalni wyłoniła się jasna głowa Kibuma, a następnie jego nagie
ramię oraz dłoń, którą zacisnął na dzielącym ich materiale.
-
Seks - odparł poważnie z typową beztroską, w momencie gdy Jonghyun prawie
uderzył czołem o ścianę przymierzalni, bo jego ręka minęła się z celem.
Po
tym oświadczeniu Key jak gdyby nigdy nic, znów zniknął za kotarą, zostawiając
bruneta samego, z otwartymi ustami i niemym oszołomieniem. Po chwili ponownie
usłyszał jego śmiech.
-
Czy ty coś sugerujesz? - zapytał i, nie do końca świadomie, zaczął snuć dłonią
po zasłonie.
-
Nie. To ty coś sugerujesz, twierdząc, że ja coś zasugerowałem - Dotarła do
niego odpowiedź z drugiej strony.
Jonghyun
pokiwał głową, głównie do siebie, dochodząc do wniosku, że może faktycznie to
on miał zbyt prostolinijne myśli. Schował dłonie w kieszenie spodni, by dłużej
nie kusić losu i cierpliwie czekał aż chłopak wyjdzie na zewnątrz. Miał przy
tym dziwne wrażenie, że czas płynął jak gdyby wolniej, złośliwie wystawiając
jego cierpliwość na próbę.
-
Jonghyun? - Usłyszał Kibuma , przez co natychmiast się wyprostował.
-
Tak?
Milczenie
blondyna trwało dłużej niż powinno, jak gdyby wahał się kontynuować, tym samym pozostawiając
Jonghyuna w kolejnej długiej minucie oczekiwania.
-
Jak dobrą masz pamięć?
Zaśmiał
się na jego pytanie i przygryzł dolną wargę.
-
Nie narzekam - odparł. - A ty nadal niczego nie sugerujesz? - dodał, drażniąc
się z nim.
Key
wydał z siebie przeciągły pomruk, dając do zrozumienia, że się nad tym
zastanawia.
-
Mogę zasugerować, by ją udoskonalić - odezwał się po chwili.
Jonghyun
nie był pewien, czy dobrze zrozumiał przesłanie, a nawet jeśli, to czy było to na pewno
odpowiednie miejsce i moment. Możliwe, że nie zastanawiał się jednak zbyt
intensywnie, bowiem po chwili znalazł się po drugiej stronie zasłony, tuż przy
blondynie, który w tamtym momencie niczego nie przymierzał, pozostając bez
koszulki, ubrany jedynie w arogancki uśmiech i wyzywające spojrzenie.
Oczami
wyobraźni mógł zobaczyć, jak całuje jego alabastrową skórę tuż przy uchu,
słyszy jego szybki oddech oraz słyszy zduszony pomruk zadowolenia. Jedynie,
czego nie słyszał, to dźwięk przychodzącej wiadomości gdzieś poza jego
wyobraźnią, która w jednej chwili zmusiła blondyna do przerwania długiego
spojrzenia, którym mierzyli się od
jakiegoś czasu.
-
Daj spokój...- jęknął niezadowolony Jonghyun, gdy Key skupił się na swoim
telefonie.
Zbliżył
się do niego, omiatając jego ramię swoim oddechem, na moment zamykając oczy.
-
Jonghyun? - mruknął Key, zbliżając usta do jego ucha.
Uniósł
głowę z zamiarem pocałowania chłopaka, jednak jego zdziwione spojrzenie
zatrzymało go w miejscu.
-
Tak? - spytał niepewnie, przekrzywiając głowę.
Kibum
wyciągnął przed siebie komórkę, trzymając ją tuż przy nosie nieświadomego nic
Jonghyuna.
-
Minho napisał wiadomość: "Jamnik zabił moją żabę. Kim Jonghyun jest
martwy." - przeczytał na głos.
Jonghyun
otworzył usta, jednak zanim zaczął się usprawiedliwiać, Kim Kibum przechylił
głowę do tyłu i wybuchł głośnym śmiechem. Spodziewał się po nim innej reakcji,
jednak jeszcze bardziej nieprzewidzianym było, gdy ten nagle go pocałował.
- A to za co? - spytał z szerokim uśmiechem.
Kibum
przyciągnął go do siebie, zupełnie niszcząc odległość między nimi.
-
Naprawdę nie cierpiałem tego płaza! - wyznał z niesmakiem. - Muszę podziękować
Roo. Proponowałbym również unikać Minho przez kilka dni.
Jonghyun
pokiwał zgodnie głową, zanurzając twarz w zagłębieniu na szyi chłopaka. Nie
był pewien, czy powinien jeszcze kiedykolwiek pokazać się na oczy Choi Minho, a
wspomnienie dzisiejszego poranka, utwierdzało go w przekonaniu, że w istocie
nie powinien.
-
To na czym przerwaliśmy? - spytał Key, wplatając dłonie w ciemne włosy Jonghyuna.
W
odpowiedzi uśmiechnął się, całując jego policzek.
-
Nie pamiętasz?
Wybuchnęli
śmiechem, by po chwili zapomnieć również o całym świecie.
***
Jonghyun
wzrokiem przypadkowo omiótł świecący w ciemności cyferblat na kredensie. Od
dziecka uważał, że trzecia nad ranem to zarazem najbardziej grzeszna godzina w
ciągu doby, a zarazem jego ulubiona godzina. Nieliczni potrafili zrozumieć,
dlaczego właśnie w środku nocy pozostawał pobudzony i aktywny, a tym bardziej,
jakim sposobem tworzył wtedy swoje najlepsze utwory. On sam nie do końca to
pojmował, jednak pomijając jego wrodzone problemy z bezsennością, Jonghyun
żałował każdej przespanej nocy. Odczuwał
to jako wielką stratę, jak gdyby omijało go coś niezwykłego, bo w istocie postrzegał
każdą noc jako zjawisko niezwykłe i magiczne. Pod ciemnym, rozgwieżdżonym
nieboskłonem pozostawał bezpieczny, a tym samym zrzucał z siebie wszelkie
płaszcze niepewności, ostrożności czy braku zaufania. Czasem na nowo czuł się
jak mały chłopiec, bezbronny, wrażliwy i sentymentalny. W takich momentach, gdy
nic już nie stało na przeszkodzie, najłatwiej przychodziło mu się uzewnętrzniać.
Tworzyć swoją muzykę, śpiewać, ubierać myśli w senne słowa, kreować swoją
rzeczywistość. Marzyć i płakać.
Nie
wstydził się łez i często pozwalał im płynąć. Nie uważał się przez to za
człowieka słabego, bo to płacz pomagał mu pozostać silnym każdego dnia.
Wyciszał go i uspokajał, jak gdyby zabierał odrobinę ciężaru z serca.
Tej
nocy, siedząc na stole w swojej sterylnie czystej kuchni, Jonghyun nie płakał,
bowiem towarzyszyło mu uczucie kompletnego spokoju i ładu. Gdzieś na dnie tliło
się szczęście i w jego akompaniamencie, z garścią wspomnień, tworzył ich piosenkę. Delikatny uśmiech zdobił jego usta, gdy oczami
wyobraźni przywoływał obrazy z przeszłości. Każdy z nich niósł swoją melodię,
którą on scalał w jedno, okraszając ją własnymi słowami. Cicho, by nikogo nie
obudzić, odtwarzał na telefonie skomponowaną muzykę, nucąc przy tym klarujący się tekst. W momencie, gdy śpiewał pozostawał nie do końca świadomy
rzeczywistości, czasem miał wrażenie, że przestaje istnieć jako materialna
istota. Zamieniał się w melodię i słowa. Ich utwór.
Był
tak pochłonięty tym, co robił, że nawet nie wyczuł obecności kogoś innego w
pomieszczeniu, jak i nie usłyszał zbliżających się kroków. Początkowo, ledwie
zauważył, że coś lekko spoczęło na jego prawym ramieniu. Nie wiedzieć czemu,
pomyślał o dotyku motylich skrzydeł.
-
Miałem zamiar potraktować cię ostrzej za to, że zostawiasz mnie samego, nieświadomego w środku nocy, ale
chyba jestem za miękki - ktoś wyszeptał mu do ucha bardzo zaspanym głosem.
Nie
zatrzymując muzyki, Jonghyun przekrzywił szyję i oparł policzek na głowie
Kibuma, który prawie zasypiał na jego ramieniu. Uśmiechnął się, zamykając oczy
i wznawiając nucenie.
-
Piękne - mruknął Key. - Chciałbym to słyszeć przez resztę mojego życia. Masz
dożywotni zakaz przerywania śpiewania, Jonghyun.
Słysząc
groźbę w komplemencie blondyna, stłumił chichot i pocałował czubek jego głowy.
-
Przerwałeś - jęknął blondyn i wyprostował się, by spojrzeć mu w oczy. Na jego
bladej, zaspanej twarzy widniał wyraz rozczarowania. - Może i masz słuch
muzyczny, ale za to pozostajesz głuchy na moje słowa - dodał z wyrzutem.
Jonghyun
pogłaskał go po policzku, widząc obrażony wzrok chłopaka. W odpowiedzi pokręcił
głową i pocałował go w usta. Key początkowo pozostawał kompletnie bierny wobec
jego wysiłków, jednak po chwili odwzajemnił pocałunek. Muśnięcie było tak
delikatne, że Jonghyun znów zaczął myśleć o skrzydłach motyla.
-
Chodźmy spać, Jjong- powiedział po chwili Key, ujmując go za dłoń i leniwie
schodząc ze stołu. - No chodź, to niezdrowe.
Brunet
nie miał ochoty spać, wiedział, że nawet gdyby chciał, to sen i tak nie
przyszedłby do niego tak łatwo. Jednakże z ciężkim westchnieniem i trochę
opornie, dał się poprowadzić w stronę sypialni. Pocieszeniem pozostawała
obecność Kibuma, przy którym bezsenność robiła się jak gdyby bardziej znośna.
Mógł czuwać i przyglądać mu się, jak spokojnie śpi tuż obok niego. Nie wiedzieć
czemu, ten niewinny widok stał się dla niego najsilniejszą inspiracją.
Leżeli
na łóżku bardzo blisko siebie. Głowa Key zwyczajowo spoczęła na piersi Jonghyuna,
gdzie, jak uważał najłatwiej przychodziło mu zasnąć, wsłuchując się w rytm jego
serca. Brunet pozostawiał otwarte oczy
zawieszone na suficie i dłoń wokół ramienia Kibuma.
-
Bezpieczny - mruknął cicho blondyn, na co drugi chłopak uśmiechnął się do
siebie. - Wiesz, Jonghyun, naprawdę potrafię zrozumieć twoją bezsenność - dodał
po chwili ciszy.
-
Tak? - odparł zdziwiony. - Wolałbym ci jej oszczędzić. Łatwo zwariować, gdy
pozostajesz sam ze swoimi myślami.
Poczuł
oddech blondyna na swojej szyi, gdy ten westchnął zmęczony i uniósł głowę,
opierając się na brodzie. Spojrzał przed siebie wgłąb pokoju i brunet poznał
znajomy wyraz zamyślenia na jego twarzy. Zwykle, gdy tak patrzył, nie wróżyło
to niczego dobrego, bowiem było niewyraźnym śladem bólu, którego nie potrafił dłużej
utrzymać wewnątrz.
-
Często nie mogę zasnąć - zaczął powoli, snując dłonią po jego klatce
piersiowej. - Gdy znikasz w środku nocy, gdy budzę się sam, gdy śpię w swoim
pokoju bez ciebie... Może to paranoja? W nocy tak łatwo oszaleć. Czuję się
wtedy zupełnie bezsilny. Jak ślepiec.
Gardło
Jonghyuna na te słowa, boleśnie się ścisnęło, pozbawiając go możliwości
swobodnego mówienia. Mocniej objął chłopaka, chcąc w jakiś sposób zapewnić go,
że wciąż tu jest i dodać mu otuchy.
-
Masz rację - odparł po chwili Jonghyun. - To niedorzeczna paranoja.
Gdziekolwiek jestem, zawsze o tobie myślę. Nawet nie potrafię tego wyłączyć.
Zawsze jestem gdzieś obok ciebie.
-
Wiem - zgodził się, jednak jego twarz pozostawała bez uśmiechu, co nie końca
przekonywało Jonghyuna. - Po prostu czasem trudno w to uwierzyć. Niech to -
jęknął zrezygnowany i wyswobodził się z objęć zdezorientowanego chłopaka, by
przykręcić się na plecy tuż obok niego. - Przez twój nocny koncert chyba i ja
nie zasnę.
Brunet
zaśmiał się cicho, zarówno winny jak i mile połechtany.
-
Spróbuj - poprosił go, przekręcając głowę, by ponownie na niego spojrzeć. - Ja wciąż
tu będę.
W
odpowiedzi mruknął ugodowo i zamknął oczy.
Minęło
kilkanaście minut i Jonghyun był prawie pewien, że Kibum zasnął, oceniwszy jego
miarowy oddech. Sam czuł, jak jego ciało
powoli rozluźnia, przygotowując do sennego odrętwienia.
-
Tak łatwo popadam w paranoję - jęknął Key, przekręcając się na bok. - Coraz
częściej myślę o rzeczach, o których nie powinienem, które mnie przerastają.
Paraliżują mnie, a z drugiej strony nie potrafię przestać...
- Kibum, o czym ty mówisz? - spytał i odwrócił
się w jego stronę. Zmarszczył brwi, zaniepokojony rozterkami chłopaka.
Blondyn uniósł powieki, a dwa jasne punty w jego oczach odbiły światło księżycowe, gdy
napotkał wzrok Jonghyuna.
-
Mogę stracić wzrok - odparł poważnie. - To możliwe, Jonghyun. Słyszałem
lekarza. Wiem, że myślenie o tego typu rzeczach niczego nie daje i tylko
napędza strach, ale czasem nie umiem tego wyłączyć. Nie jestem pewien, czy
umiałbym żyć w ten sposób i boję się, że nigdy nie będę gotowy.
Jego
słowa stopniowo docierały do Jonghyuna, który pozostawał w takiej samej obawie
jak Key, choć nie dawał tego po sobie poznać. Milczenie, które między nimi nastało
było krótkim momentem wspólnej niepewności i głuchych pytań, w którym brunet
desperacko starał się na nowo wskrzesić w sobie pozytywne myślenie.
-
Kim Kibum miałby nie być gotowy do życia? - spytał go z niewymuszonym
zdziwieniem. - Nigdy na tej planecie - odpowiedział sam sobie, mocno wierząc w
swoje słowa.
Key
uśmiechnął się lekko, jednak jego twarz zdradzała, że wciąż pozostawał w żądzach swojego lęku.
-
Bez wzroku - powtórzył cicho, jak gdyby do siebie, jednak nie spuszczając oczu
z Jonghyuna. - Bez możliwości zobaczenia cię?
Jonghyun
zacisnął usta, starając się pozostać upartym draniem, którego jedynym
priorytetem tej nocy stało się przywrócenie wiary w sercu Kima Kibuma. Zadanie nie było łatwe, bo widok chłopaka w takim stanie sprawiał, że miękł i stawał
się podatny na jeg wpływ. Nocą był za bardzo wrażliwy i refleksyjny, by trzymać
pełną gardę. Nie mógł jednak dać się porwać przez jego pesymistyczny nastrój.
-
Przynajmniej nie musiałbym aż tak dbać o wygląd - powiedział z niepewnym
uśmiechem, który chłopak mimowolnie odwzajemnił, jednak po chwili przywrócił na
twarz poważny wyraz.
-
To nie jest śmieszne, Jjong - zagroził mu, wbijając palec wskazujący w środek
jego piersi. - Bądź poważny.
-
Jestem poważny, Key! - zapewnił go zniecierpliwiony, łapiąc go za dłoń i mocno
ściskając. - Przede wszystkim nie możesz myśleć w ten sposób. Wiem i wierzę, że
nie ma takiej przeszkody, z którą byś sobie nie poradził! Jeśli nie sam, to ze
mną.
Wzrokiem
uporczywie utrzymywał kontakt z blondynem, dając mu do zrozumienia, że
całkowicie wierzy w to, co mówił.
-
Powiedz mi jak - wyszeptał, spuszczając wzrok.
Jonghyun
zaczął się zastanawiać, myślami podążając za nitką racjonalnych rozwiązań,
które wyczuwał, jednakże których nie potrafił od razu schwytać.
-
Dobrze - zgodził się, gdy w jego głowie zrodziła się pewna myśl. - Spróbujmy.
Key
omiótł go pytającym spojrzeniem spod pół przymkniętych powiek, w momencie gdy
Jonghyun bez słowa najpierw podniósł się na łokciach, a następnie wstał z
łóżka, rozglądając się po pokoju.
-
Co robisz? - Usłyszał za sobą pytanie chłopaka, jednak zignorował je, szukając
czegoś w swojej garderobie. - Jonghyun?
Blondyn
siedział na łóżku i mierzył go badawczym spojrzeniem, gdy odwrócił się w jego
stronę z nieprzeniknionym wyrazem twarzy. Bez słowa wspiął się z powrotem na
swoje miejsce i usiadł na przeciwko niego. Kibum na moment spuścił wzrok z jego
twarzy, by zobaczyć, co trzymał w ręku.
-
Jjong, co ty kombinujesz? - spytał zniecierpliwiony i lekko zirytowany, gdy
rozpoznał przyniesiony przez niego materiał, którym okazał się być jego
granatowy szalik. - Wybieramy się gdzieś? - Przekrzywił nierozumnie głowę.
Jonghyun
w odpowiedzi pokręcił głową z tajemniczym uśmiechem majaczącym w kącikach jego
ust.
-
Zamknij oczy - poinstruował go. - No co? Tylko zobaczmy, jak to jest - dodał,
gdy nie doczekał się żadnej reakcji. - Odwagi, Key.
Blondyn
wywrócił oczami, jednak ostatecznie pokiwał głową i przymknął powieki,
pozwalając Jonghyunowi zawiązać szalik wokół jego oczu. Gdy skończył i odsunął
się od niego, Key nerwowo przygryzł dolną wargę i niespokojnie poruszył głową,
jak gdyby szukając go na oślep.
-
To frustrujące - mruknął po chwili i spuścił głowę. - Okropne. Skończmy to,
Jjong.
Brunet
westchnął, widząc jego nastawienie, jednakże nie mógł go za to winić, bowiem
potrafił sobie wyobrazić, jak się w tym momencie czuł. Ostrożnie, by go nie
przestraszyć ujął zaciśniętą dłoń w swoje ręce. Key na ten gest uniósł głowę,
lekko rozchylając usta, jednak przez chwilę nie wydobył się z nich żaden dźwięk.
-
Masz zimne ręce - wyszeptał po chwili, wodząc palcami po wewnętrznej stronie
dłoni Jonghyuna. - Ale delikatne, tak bardzo znajome w dotyku - dodał,
przesuwając się w stronę jego nadgarstka. - Wyczuwam twój puls.
Jego
palce zatrzymały się w tym miejscu, przez moment badając niewyraźne bicie, pod
skórą. Dłonie blondyna cały czas
delikatnie się trzęsły, co od kilku tygodni stało się zjawiskiem tak częstym,
że oboje zdążyli się do tego przyzwyczaić i nie zwracać na nie większej uwagi.
-
Silne ramiona - mruknął, gdy jego dłonie kontynuowały wędrówkę po ciele
Jonghyuna. - Z jakiegoś powodu dodają mi otuchy. - Na ustach Kibuma pojawił się
lekki uśmiech.
-
Po to tu są - odparł wesoło i objął go jedną ręką wokół pleców, sam opierając
się o poduszki i tym samym powodując, że znów leżeli na łóżku. - Dobrze sobie
radzisz - wyszeptał mu do ucha, gdy głowa blondyna spoczęła tuż przy jego szyi.
Key
pokiwał głową i uśmiechnął się szerzej, co zarazem jeszcze bardziej go
uszczęśliwiło.
-
Właściwie to nie jest takie złe - odparł po chwili namysłu, głaszcząc prawe
ramię bruneta. - Tak naprawdę mam wrażenie, jak gdybym widział dokładniej,
dostrzegał dużo więcej.
Jonghyun
potrafił zrozumieć, co miał na myśli, bowiem sam często doświadczał wrażenia,
jak gdyby z zamkniętymi oczami mógł usuwać bariery i sięgać dalej niż pozwalał
mu na to wzrok. Wiedział, że to zasługa wyobraźni i marzeń, jednakże nie mógł
zaprzeczyć, że bardzo pomagało mu to w konfrontacji z rzeczywistym obrazem.
- Jak rzeźba - wyszeptał bardziej do siebie,
gdy przesunął palcem po obojczyku Jonghyuna, a następnie po wyraźnie
zarysowanej linii jego żuchwy. - Jak Dawid
Berniniego. - Zatrzymał dłoń na jego brodzie, w momencie, gdy brunet uśmiechnął
się próżnie na komplement.
-
Masz rację, to nie jest takie złe - przyznał mu rację i zaśmiał się krótko. - Możesz mówić dalej.
Key
prychnął w odpowiedzi i uszczypnął go w policzek. Przekręcił się na brzuch tak,
że jego twarz znalazła się tuż przed oczami Jonghyuna.
-
Już rozumiem - zaczął Key, uśmiechając się krzywo. - Cała ta gra miała służyć
nakarmieniu twojego wybujałego ego, tak?
Jonghyun
ponownie się zaśmiał, jednak pokręcił przy tym przecząco głową.
-
Nie, oczywiście, że nie - dodał w ramach upewnienia go. - Sam zacząłeś mnie
chwalić.
Kibum
przekrzywił głowę, dłonie kładąc po obu stronach twarzy Jonghyuna.
-
Nie widzę cię, więc nie jestem pewien, czy mogę ci wierzyć, ale twój głos brzmi przekonywająco - powiedział ostatecznie, przez chwilę skupiając się na badaniu
szczegółów twarzy bruneta. - Usta - mruknął, snując kciukiem po jego dolnej
wardze. - Masz wyschnięte usta.
Jonghyun
przełknął ślinę, gdy Key zbliżył się jeszcze bardziej.
- Nic na to nie poradzę - odparł niewyraźnie,
zanim Kibum nachylił się, by go pocałować.
Całowali
się niezliczoną ilość razy, jednak w tym konkretnym akcie było coś innego. W
sposobie, jaki Key go całował było więcej ostrożności, ale i ciekawości.
Dotykał jego warg z badawczą uwagą, jak gdyby robił to pierwszy raz. Pozostawał
przy tym tak niezwykle delikatny i nieśmiały, że Jonghyun odruchowo wplótł rękę
w jego włosy, przyciągając go bliżej.
- Przynajmniej w całowaniu cię nic się nie
zmieniło - powiedział, gdy zdołał się powstrzymać i odsunąć od bruneta na
niewielką odległość.
-
Nic tak naprawdę się nie zmieni, Kibummie - zapewnił go, gładząc kciukiem jego
policzek.
Key
pokiwał lekko głową, trochę niepewnie, zdradzając, że wciąż ma pewne obawy.
Położył głowę na ramieniu bruneta, tuż pod jego szyją, wyraźnie zmęczony
bezsenną nocą.
-
Masz rację - odparł cicho, wsłuchując się w bicie serca chłopaka. Przyłożył
dłoń do jego klatki piersiowej, by jeszcze lepiej wyczuć jego rytm, a jednocześnie
swoją ulubioną kołysankę. - Nic się nie zmieniło. Jonghyun, zaśpiewasz mi tę
piosenkę?
W
odpowiedzi objął go ramieniem, a drugą rękę położył na dłoni blondyna. Zaczął
cicho nucić w ciemności, przerywając głuchą, nocną ciszę kojącym dźwiękiem
swojego lekko zachrypniętego głosu.
-
Nie potrzebuję wiele do szczęścia - mruknął niewyraźnie Key, gdy prawie
zasypiał. - Mógłbym tak po prostu słuchać twojego śpiewu i trzymać cię za rękę.
-
Co tylko chcesz - odpowiedział mu równie sennym głosem, pamiętając jednak, by
nie puścić jego dłoni.
Oboje
zapomnieli o granatowym szaliku wokół oczu Kibuma, zdając sobie sprawę, że jego
obecność tak naprawdę niczego nie zmieniała.
Zrozumieli,
że nigdy nie patrzyli na siebie za pomocą oczu.
***
Jonghyun
postrzegał siebie jako człowieka na co dzień bezkonfliktowego, dosyć
kompromisowego i stosunkowo ugodowego. Potrafił być ostoją spokoju, potrafił
przystawać na warunki innych, często stawiał dobro ogółu ponad swoje. Nie lubił
problemów, nie przepadał za kłótniami, a jednak tego konkretnego, wyjątkowo
słonecznego i szampańsko cudownego południa, zrozumiał, że w rzeczywistości
posiadał wiele stron, aniżeli ta jedna.
-
Nie - powiedział po raz kolejny, dochodząc do wniosku, że oficjalnie stało się
to jego słowem dnia.
Starszy
mężczyzna z irytacją wypuścił powietrze i wstał z krzesła, po czym zaczął
krążyć po studiu. Teamin podążył za nim wzrokiem ze swojego miejsca przy oknie,
natomiast Onew ukradkiem wymienił spojrzenie z Jonghyunem, by po chwili
ponownie skupić całą swoją uwagę na pitym przez siebie mlecznym shaku. Dwójka
chłopaków pozostawała cicho od początku ich dyskusji, pozwalając Jonghyunowi
walczyć o swoje warunki.
-
Naprawdę, Jonghyun. Czy można być jeszcze bardziej upartym?! - odezwał się
sfrustrowany starszy mężczyzna, zatrzymując w miejscu.
Brunet
z kamienną twarzą wytrzymał nieustępliwe spojrzenie menadżera.
-
Sprawdź mnie - odparł wyzywająco, zapominając na moment, z kim ma do czynienia.
Był zbyt przejęty i wściekły by myśleć o czymkolwiek, a tym bardziej o
zachowaniu szacunku wobec osoby, która próbowała zrujnować jego misterne
wysiłki.
Onew
uniósł wzrok z nad napoju i posłał mu ostrzegawcze spojrzenie, jednak ten zignorował
je, mierząc nieustępliwie w menadżera.
-
Wiesz, że zachowujesz się zupełnie nierozsądnie? Zdajesz sobie sprawę, ile na
tym stracimy? - kontynuował wyliczanie zysków i strat, wobec których chłopak
pozostawał obojętny. - Jeśli przesuniemy ten koncert o tydzień, będziecie mogli
zagrać dla większej publiczności. To nam daje trzykrotnie większy dochód! Choć
raz bądź rozsądny, Kim!
Jonghyun
wywrócił oczami w nawyku, który przejął od Kibuma, po czym wstał z krzesła,
stając twarzą w twarz przed mężczyzną.
-
Nie - powtórzył znowu, sprawiając, że twarz menadżera przybrała odcień
czerwieni. - Nie zgadzam się, nie obchodzi mnie, dla ilu osób gram, mogę zagrać
nawet dla jednej, jeśli tylko będzie chciała posłuchać Jeśli przełożycie
koncert, to radźcie sobie beze mnie! Są o wiele ważniejsze sprawy niż cholerne
zarobki, proszę pana! Najwyższy czas to zrozumieć.
Po
tych słowach przez chwilę w milczeniu mierzyli się wzrokiem, po czym Jonghyun
spojrzał raz na wystraszonego Taemina, raz na przygnębionego Onew, a następnie
odwrócił się do wszystkich plecami i ruszył w stronę wyjścia. Nie trzasnął
drzwiami, pozostając zupełnie opanowanym zewnętrznie, nawet jeśli w duchu miał
ochotę kopać po ścianach.
Wyszedł
na ulicę, bez specjalnej pochwały w stronę cudownego słońca, po czym ruszył w
stronę parkingu przed budynkiem. Gdy dochodził do swojego samochodu, usłyszał za sobą czyjeś szybkie kroki. Odwrócił się, w duchu mając nadzieję, że to nie
menadżer, który wziął sobie za cel zatruć mu cały dzień. Z ulgą odnotował, że
to tylko Taemin, który biegł w jego stronę, prosząc by się zatrzymał.
-
O co chodzi? - spytał, gdy zdyszany chłopak oparł się o tył jego auta. -
Przepraszam ciebie jak i Onew, ale nie mogę tego zrobić. Naprawdę nie mogę! -
dodał trochę błagalnie, przypuszczając, że młodszy chłopak przyszedł prosić go
o zmianę decyzji.
Czuł
się podle wobec pozostałych członków zespołu, bowiem poza pełnionymi funkcjami,
pozostawali przyjaciółmi i w rzeczywistości nie chciał, aby przez niego stali
się stratni. Miał wyrzuty sumienia, jednakże sytuacja zmuszała go do bycia
bezkompromisowym.
-
Nie martw się o nas, hyung. - Teamin machnął ręką i posłał mu słaby, acz
szczery uśmiech. - Nie mamy ci tego za złe. Onew obiecał go przekonać, jest już
na właściwej drodze. Będzie dobrze, zobaczysz. - Po słowach zapewnień, poklepał
chłopaka po ramieniu.
Jonghyun
spojrzał na niego szeroko otwartymi oczami, pozostając w osłupieniu, bowiem nie
spodziewał się u nich tak szerokiej tolerancji wobec jego niekoniecznie
rozsądnych działań.
-
Naprawdę? - spytał, nie dowierzając. - Jesteście, najlepszymi kumplami. Ty i
Onew. - Posłał mu szeroki uśmiech, po czym uścisnął go mocno, czego młodszy
chłopak zupełnie się nie spodziewał. Skwitował ten gest głośnym śmiechem.
- Od tego jesteśmy, hyung. Potrafię to
zrozumieć - zapewnił Taemin, gdy Jonghyun go puścił. Chłopak spuścił wzrok na
swoje buty. - Lubię Key- hyunga - dodał cicho, na co brunet zmrużył nierozumnie
oczy, bowiem nie przypominał sobie, by wspominał wcześniej o powodzie swojej
nieustępliwości. - Koncert w jego urodziny to coś naprawdę wspaniałego,
Jonghyun. Myślę, że będzie zachwycony.
-
Skąd Ty właściwie wiesz...
-
To też mój przyjaciel - wyjaśnił, zanim ten zdążył zadać pytanie. - Dlatego
jestem po twojej stronie, hyung. Tak
samo Onew.
Jonghyun
był szczerze wzruszony ich wsparciem, a zarazem czuł się trochę głupio, bowiem
doszedł do wniosku, że nie doceniał swoich przyjaciół jak należy. Teraz, gdy
wiedział, jak bardzo mógł na nich polegać, czuł się trzykrotnie silniejszym niż
do tej pory.
-
Dziękuję wam - powiedział cicho, acz wyraźnie.
Teamin posłał mu swój firmowy uśmiech i spojrzał za siebie w stronę budynku.
-
Onew- hyung mówił, żebyśmy na niego nie czekali, bo dołączy do nas później -
poinformował go , co Jonghyun skwitował głuchym milczeniem, bowiem nie
wiedział, o czym właściwie rozmawiali.
-
Dołączy do nas w czym? - dopytywał, gdy Taemin wyczekiwał śladu reakcji.
-
W przyjęciu - odparł zaskoczony brakiem informacji u starszego chłopaka.
-
Co takiego? - spytał zupełnie zdezorientowany.
Taemin
przez chwilę bez słowa mierzył go wzrokiem, zastanawiając się, czy Jonghyun był
poważny czy tylko udawał.
-
Przyjęcie u Key - hyunga - dodał w końcu, zdawszy sobie sprawę, że brunet
naprawdę o niczym nie miał pojęcia. - Na cześć twojego psa.
-
Co takiego?! - powtórzył dwukrotnie głośniej, wytrzeszczając oczy.
Taemin
wzruszył ramionami, po czym podrapał się po głowie. Teraz to Jonghyun zaczął
się zastanawiać, czy jego młodszy przyjaciel przypadkiem go nie nabierał.
Niewinny wyraz twarzy chłopaka wskazywał jednak na prawdomówność.
-
Myślałem, że wiesz, hyung. To w końcu
twoja Roo... - zaczął wyjaśniać, bowiem sam nie mógł pojąc niedoinformowania
właściciela.
Jonghyun
w odpowiedzi pokręcił głową i położył rękę na czole.
-
Mój pies ma przyjęcie - powtórzył, jak gdyby próbując przetrawić nową
informację. - Tak. To bardzo w stylu Key - uznał z gorzkim uśmiechem,
dopasowując absurd do swojego tęczowego chłopca.
-
Masz rację - odparł Taemin, po czym zaczął się śmiać. - To co, możemy jechać?
Nie wiem, czy na psich przyjęciach panują takie same zasady, ale i tak jesteśmy
już modnie spóźnieni.
Jonghyun
zawtórował mu w śmiechu, po czym wsiedli do auta, by kontynuować zaplanowane
szaleństwo.
***
-
Chyba mam halucynacje - powiedział Key, zaglądając wgłąb salonu. - Mamo, co
dodałaś do tego ciasta? - zwrócił się do kobiety, która akurat wyszła z kuchni,
niosąc na tacy kieliszki z winem.
Kobieta
zamrugała kilkakrotnie, oburzona jego oskarżeniem, po czym prychnęła pod nosem.
-
Co z nim nie tak? - spytała z niewinnym wyrazem twarzy.
Key
wzruszył ramionami. Jonghyun i Taemin, którzy również stali w holu, zaczęli
przyglądać mu się uważnie, z czego ten pierwszy nabierał coraz większych obaw o
jego zdrowie. Brunet zwracał uwagę na każdą drobną zmianę w nastroju i
zachowaniu Kibuma, bojąc się, że jego stan mógł się pogorszyć. Lęk ten
towarzyszył mu każdego dnia, sprawiając, że często czuł się jak nieustannie
tykający zegarek.
-
Po prostu widzę sceny, które są zbyt absurdalne, by mogły mieć miejsce -
wyjaśnił, obserwując coś poza zasięgiem wzroku pozostałej trójki. - Widzę Roo
liżącą Minho po twarzy. Roo. I Minho. Razem. Żywi. Taemin, uszczypnij mnie.
Zanim najmłodszy chłopak wykonał jego prośbę, razem
z Jonghyunem nachylili się bliżej, by zerknąć w stronę salonu. Matka blondyna
nie do końca rozumiejąc absurd sytuacji weszła do środka, stawiając tacę na
suto zastawionym stole. Oczy Jonghyuna rozszerzyły się zarówno z szoku jak i ze szczerego strachu o swojego ukochanego psa w rękach
człowieka, który jeszcze niedawno śmiertelnie mu groził. Przed pobiegnięciem z
odsieczą swojemu futrzakowi powstrzymał go błogi i wesoły wyraz na twarzy Choi
Minho, który pozwolił jamnikowi drapać się i lizać bez oporów.
-
Taemin, mnie też - poprosił, wyciągając przed siebie rękę.
Najmłodszy
spojrzał najpierw na psa, później kolejno na Kibuma i Jonghyuna, podobnie jak
pani Kim, nie rozumiejąc ich zdziwienia. Posłusznie wykonał ich prośby, szczypiąc każdego w przedramię, co skwitowali jednoczesnym syknięciem z bólu.
-
Może mi ktoś wyjaśnić, co w tym niezwykłego? Minho - hyung kocha zwierzęta. To
taka miła osoba, nic dziwnego, że ten pies również go lubi - skwitował z
przekonaniem.
-
To długa historia - odparł Key, gdy otrząsnął się z szoku. - Bardzo długa historia
relacji opartej na miłości i nienawiści, niekoniecznie w tej kolejności.
-
Powiedzmy, że rozumiem - odezwał się Taemin, jednakże bez przekonania. - Hyung,
muszę już iść. Onew czeka w aucie, pewnie już zasnął. - po tych słowach zaśmiał
się krótko, w czym Jonghyun mu zawtórował, doskonale znając nawyki lidera.
Kibum
pokiwał głową, po czym wyciągnął ramiona, by uścisnąć chłopaka na pożegnanie.
Jonghyun dopiero teraz zrozumiał, że nie tylko on tak bardzo przywiązał się do
blondyna, a także Taemin stworzył z nim silną więź.
-
Do zobaczenia, wkrótce - powiedział Key, gdy chłopak zamykał za sobą drzwi,
machając mu przelotnie.
Jonghyun
chwycił go za rękę, gdy zostali sami w przedpokoju, jednocześnie Kibum oparł
głowę na jego ramieniu.
-
Zmęczony? - spytał go z troską.
Dochodziła
północ, jednak do tej pory nikt nie liczył czasu, bowiem wszyscy pochłonięci
byli przyjęciem i dobrym towarzystwem, podczas którego przez kilka godzi mogli
pobyć wszyscy razem. Taki właśnie cel przyświecał blondynowi, gdy postanowił
urządzić to kameralne spotkanie. Chciał mieć wszystkie bliskie osoby
zgromadzone wokół siebie i mógł uznać zadanie za zakończone sukcesem.
-
Tylko trochę - odparł cicho. - Myślę, że nasz gość honorowy ma teraz doborowe
towarzystwo - dodał, spoglądając przelotnie na Roo. - Dłużej nas nie
potrzebuje, więc możemy iść do mnie.
Jonghyun
przytaknął mu, po czym mocniej ścisnął jego dłoń. Key bardzo powoli ruszył w
stronę schodów, robiąc małe kroki, a każdy z nich kosztował go dużo wysiłku.
Brunet z bólem obserwował, jak z tygodnia na tydzień, jego tęczowy chłopiec
tracił siły w nogach i nie chciał nawet myśleć o tym, że niedługo najprawdopodobniej utraci je na zawsze. Laska, z którą do tej pory się
poruszał, przestała zdawać egzamin i została zastąpiona przez kule. Jedyne, co
w tej tragicznej sytuacji cieszyło Jonghyuna to fakt, że Kim Kibum wciąż
pozostawał silny wewnętrznie i nie tracił ochoty do walki. Tak bardzo podziwiał
jego upór i determinację, dzięki którym sam pozostawał zahartowany i
zmotywowany.
Gdy
znaleźli się u podnóża schodów, Jonghyun posłał mu tajemniczy uśmiech, a
następnie bez słowa jedną ręką objął go
od tyłu, a drugą umiejscowił w zgięciu kolan chłopaka, by po chwili bez
większego wysiłku unieść go na rękach. Kibum sapnął zaskoczony nagłą utratą
gruntu pod nogami i desperacko uwiesił ręce wokół szyi bruneta. Zmierzył go
morderczym wzrokiem, w momencie gdy Jonghyun uśmiechnął się do niego
przebiegle.
-
Pozwól, że ci pomogę - zaoferował po fakcie i zaczął wspinać się po klatce
schodowej.
-
Jjong, nie możesz nosić mnie na rękach przez całe życie - odparł, po czym
westchnął z rezygnacją. - Sam sobie radzę.
-
Owszem, mogę - zapewnił go zupełnie poważnie, bowiem w istocie nie miał nic
przeciwko. W gruncie rzeczy, czerpał z tego egoistyczną przyjemność, jednak nie
mógł się do tego przyznać.
-
Nie lubię być brzemieniem, dobrze o tym wiesz - mruknął pochmurnie, gdy
znaleźli się tuż przed drzwiami jego pokoju.
-
I nie jesteś - zapewnił go, zatrzymując się w miejscu, jednak wciąż nie
wypuszczając go z ramion.
Blondyn
wyswobodził jedną dłoń z uścisku wokół jego szyi i nacisnął klamkę, by otworzyć
pokój. Jonghyun wszedł do środka, gdzie panowała zupełna ciemność. Key na oślep
znalazł włącznik światła na ścianie, niszcząc wszechobecny mrok. Dopiero wtedy
brunet ostrożnie postawił go na podłodze, trzymając go asekuracyjnie za rękę. Kibum
wziął jedną z kul stojących przy drzwiach i ruszył w głąb pokoju, odgarniając
na bok porozrzucane zabawki.
-
Dość niespodzianek jak na jeden dzień - powiedział, ziewając, gdy stanął przy
biurku. - Choi Minho został dziś oficjalnie uznany człowiekiem zagadką - dodał
ze śmiechem.
Jonghyun
również się zaśmiał, po czym wziął z podłogi plastikowego rycerza i usiadł na
niepościelonym łóżku.
-
Właściwie to już od dłuższego czasu chciałem cię o niego zapytać - zaczął
niepewnie, wbijając wzrok w trzymaną zabawkę. - Kim on dla ciebie jest?
Dlaczego tu mieszka?
Key
usiadł na biurku obok swojego laptopa, po czym podrapał się po głowie.
-
Minho to mój kuzyn - wyjaśnił, rozwiewając wszelkie wątpliwości jak i
przypuszczenia, które powstały w głowie bruneta. - Studiuje tutaj, dlatego
mieszka u nas. Zawsze był dla mnie jak brat, którego kochasz i nienawidzisz w
tym samym momencie - dodał, uśmiechając się do siebie.
-
Rozumiem - odparł po chwili, przeciągając się na swoim miejscu.
Jonghyun
zamknął oczy, nagle zdając sobie sprawę, jak bardzo był zmęczony po całym dniu.
Pragnął w końcu zasnąć, ten jeden raz zapominając o swojej bezsenności i w
momencie, gdy kładł się na łóżku, w pokoju rozległa się cicha melodia. Otworzył
oczy, by zobaczyć, że blondyn uruchomił swój laptop i włączył na nim tę właśnie
kompozycję.
-
To walc ze śpiącej królewny - powiedział, gdy otrzymał od Jonghyuna pytające
spojrzenie. - Mój ulubiony - dodał ciszej, przymykając oczy.
Brunet
mógł zrozumieć, dlaczego lubił ten utwór i sam szybko uległ lirycznej melodii,
przy której czuł się wyjątkowo wyciszony i zrelaksowany. Również zamknął oczy,
by móc całkowicie wchłonąć słyszany dźwięk.
-
Zawsze chciałem zatańczyć walca - Key mówił cicho, przez co Jonghyun ledwo go
usłyszał. Otworzył oczy, by ponownie skupić na nim swoją uwagę. - Żałuję, że
nie zrobiłem tego, gdy jeszcze byłem w stanie.
Blondyn
nie patrzył na niego, a wbijał puste spojrzenie w ścianę nad łóżkiem, pochłonięty depresyjną refleksją. Jonghyun poczuł, że i jego ogarnia niemiłe
uczucie bezsilności, jednakże nie chciał psuć tego miłego wieczoru takim
akcentem.
Nie
myśląc zbyt długo, zeskoczył z łóżka i rozprostował nogi, zmuszając mięśnie do
dodatkowej pracy, w momencie gdy były już zmęczone po całym dniu. Kibum w
milczeniu obserwował jego poczynania zaciekawiony, ale także zwyczajowo z
odrobiną podejrzliwości.
-
Chodź - poprosił Jonghyun, wyciągając do niego rękę i przywołując na twarz swój
firmowy uśmiech. - Nigdy nie tańczyłem walca i nie chcę tego później żałować.
Key
pozostawał milczący, zachowując dystans i rezerwę do wszelkiego rodzaju
ekscesów, którymi Jonghyun ostatnimi czasy lubił go raczyć.
-
Żartujesz? - spytał, a raczej stwierdził, gdy brunet nie ruszył się z miejsca.
W
odpowiedzi pokręcił głową, na co Key prychnął nie dowierzając.
-
Nie zachowuj się tak, Kibum - poprosił łagodnie, acz stanowczo. - Co się stało
z tym wolnym, beztroskim wariatem z tęczą na głowie, który nie myśli, a robi
to, czego pragnie? Przyjęcie na cześć psa nie było żartem, natomiast taniec ze
mną już tak?
Zapanowała
cisza, w której Jonghyun pozostał w swojej wyczekującej pozie z dłonią tuż
przed blondynem. Miał wrażenie, że coś w nim drgnęło, jednak wciąż pozostawał
nieprzekonany i nie zrobił ani jednego ruchu.
-
Dobrze wiesz, że nie o to chodzi - powiedział po chwili.
Jonghyun
wiedział doskonale, jednakże w tamtym momencie nie mógł zrobić nic, jak
wzruszyć ramionami i ponowić swoją prośbę. Czasem łapał się na tym, że sam
zaczynał podziwiać swój upór.
-
Jestem świetnym tancerzem - odparł z szarmanckim uśmiechem, na co Key wywrócił
oczami. - Nie mogę pozwolić abyś do końca życia żałował, że odmówiłeś tańca z
kimś tak wyjątkowym jak ja. No dalej, Kim Kibum, łap za okazję!
Blondyn
nie wytrzymał dłużej i ostatecznie zaśmiał się drwiąco na przejaw jego
arogancji, po czym westchnął przeciągle i powoli zszedł z biurka, by stanąć
przed triumfującym i uszczęśliwionym Kimem Jonghyunem.
-
W porządku - zgodził się Kibum, chwytając za jego rękę. - Chcesz niemożliwego?
To czyń swoje cuda, Jjong.
Nie
musiał mu powtarzać dwa razy, bowiem przy całym zwątpieniu ze strony blondyna,
Jonghyun uparcie wierzył, że może dokonać wiele. Wystarczyło, by obrał sobie
konkretny cel, a następnie dążył do niego ze wszystkich sił, robiąc się przy
tym męczącym, ale i niemożliwym dla otoczenia.
-
Ja prowadzę - oznajmił, na co otrzymał od Kibuma wyraz mówiący, że wszystko mu
jedno. - A kiedy ja prowadzę, lepiej mocno się trzymaj, kochanie.
Zanim
Key zdążył wyartykułować jakikolwiek przejaw sarkazmu, Jonghyun chwycił go w
pasie i jednym ruchem podniósł odrobinę, by po chwili wsunąć swoje stopy pod
jego. Poczuł ciężar chłopaka na swoich nogach, jednak nie przeszkadzało mu to
zbytnio, bowiem zaskoczony i rozwścieczony wyraz zastygły na jego twarzy
pozostawał bezcenny.
-
Zwariowałeś?! - krzyknął mu do ucha, na co lekko się skrzywił, jednak po chwili
zaśmiał się głośno dumny z samego siebie. - Co to w ogóle za walc?
-
Powiedziałem, żebyś się trzymał - przypomniał niewinnie, na co Key wyswobodził
rękę z jego dłoni i objął go za szyję, zupełnie niszcząc przestrzeń między
nimi. - To walc Kima Jonghyuna. Mój ulubiony.
Kibum
mimowolnie się zaśmiał, pozostając w tej niekonwencjonalnej tanecznej pozycji i
pozwalając Jonghyunowi na wykonywanie powolnych obrotów wokół własnej osi.
-
Mój chyba też - szepnął po chwili, kładąc głowę na jego ramieniu. - Tańczę
walca Kima Jonghyuna, kto by pomyślał? Dziękuję.
Jonghyun
w odpowiedzi objął go mocniej, kontynuując ich delikatny taniec.
-
To ty mnie tego nauczyłeś, Kibummie. Żyć chwilą, być szczęśliwym, osiągać
niemożliwe - odparł szczerze.
-
Za to ty udoskonaliłeś moje zasady. Dodałeś do nich wiarę, absurdalnie dużo
uporu i odwagę - dodał, patrząc mu w oczy z lekkim uśmiechem wdzięczności na
ustach. - Za to też ci dziękuję. Wiesz, to wszystko jest cudowne, ale możemy
chwilę odpocząć? - poprosił, na co Jonghyun pokiwał głową.
Powoli, kontynuując niby-taniec, zbliżył się do biurka i pomógł Kibumowi na nowo się na
nie wspiąć. Zadarł lekko głowę, by móc spojrzeć na blondyna, jednak nie ruszył
się z miejsca, bowiem Key wciąż trzymał go za szyję bez najmniejszej ochoty
puszczenia. W milczeniu patrzyli sobie w oczy, przekazując tym samym więcej niż
jakiekolwiek słowa byłyby w stanie wyrazić. Przez ostatnie miesiące
wykształcili i doprowadzili do perfekcji umiejętność czytania z siebie nawzajem.
Istniała między nimi silna, niewytłumaczalna i często niezrozumiana przez
innych nić porozumienia, której sami nie do końca pojmowali. Byli jej świadomi
i traktowali ją jak swoje prywatne sacrum. Często potrafili spędzić bezsenne
noce na obserwowaniu siebie w milczeniu obleczonym milionem niewerbalnych
wiadomości.
Gdy
Key zmrużył oczy z tajemniczym błyskiem, Jonghyun wiedział, że zaraz go
pocałuje i jak zawsze, nie mylił się. Tego również nie rozumieli, ale obaj
pozostawali zgodni w przekonaniu, że każdy pocałunek był inny i niepowtarzalny.
Przez ową unikalność często stawali się zachłanni i nienasyceni, desperacko
szukając pretekstu, by móc doświadczyć bliskości drugiego, jednocześnie
paradoksalnie tęskniąc za nią, nawet w momencie trwającego aktu. Każde
zakończenie, przerwanie i moment oderwania się od siebie były najcięższe i
najboleśniejsze.
Kibum
oparł swoje czoło o czoło Jonghyuna, głośno dysząc i owiewając twarz bruneta
swoim oddechem.
-Co
ty ze mną robisz... - mruknął Key z lekkim uśmiechem, który drugi chłopak odwzajemnił - Cokolwiek to jest, nie przestawaj, Jjong. Czasem myślę, że
jesteś moją jedyną siłą napędową. Bez ciebie, już dawno przestałoby bić - dodał
i przyciągnął jego dłoń do swojej piersi, gdzie Jonghyun wyczuł delikatny i
niepokojąco słaby rytm serca blondyna.
Głowa
Key osunęła się na ramię bruneta, gdzie spoczęła ciężko.
-
Zmęczony? - spytał cicho, kryjąc twarz w jego jasnych włosach.
Nie
otrzymał odpowiedzi. Zdziwiło go, jak szybko chłopak był w stanie zasnąć, przez
co zaśmiał się cicho i potrząsnął go za ramię.
-
Kibum? Nie możesz tak zasnąć, nie utrzymam cię całą noc - zażartował, odsuwając
się trochę i podnosząc chłopaka za ramiona, by usiadł wyprostowany.
Ze
strony Key nie doczekał się nawet najmniejszej reakcji, a jego głowa zupełnie
bezwolnie opadła w dół.
-
Kibum? Kibmmie? - zawołał poddenerwowany, jedną ręką ujmując go za podbródek.
Chłopak
nie reagował.
-
Key! - krzyknął wystraszony, zdając sobie sprawę, że stracił przytomność.
Starając
się nie dać poddać panice, podniósł chłopaka, tym samym trzymając w ramionach
cały swój świat, który nagle zaczął się walić.
***
Jonghyun
miał awersję do szpitali. Od zawsze, na
zawsze.
Jeśli
wcześniej nie miał ku temu żadnego rozsądnego powodu, to teraz miał jeden i to
bardzo solidny. Klinika była miejscem, które zdążył znienawidzić w bardzo
krótkim czasie, i co dobitnie odczuwał każdego dnia, przechodząc przez jej
wejście, bowiem stanowiła namacalną syntezę tego wszystkiego, co na co dzień starał się ignorować. Przypominała mu o problemach, o tym, że nigdy tak
naprawdę nie będzie w porządku. Wiązała go za nogę przy ziemi w momencie, gdy
chciał polecieć i zamknąć się w swoim iluzyjnym balonie szczęście razem z
osobą, która najbardziej na owe szczęście zasługiwała. Klinika podarowała mu tę
osobę, a zarazem wcisnęła do ręki okrutne warunki, których całym sercem
nienawidził.
Ostatnimi czasy żył w beztroskiej radości w
zupełnym odrealnieniu, zapominając, jak krucha była jego sielanka. Patrząc na
nieruchomą i niczego nieświadomą osobę na szpitalnym łóżku, boleśnie przypominał
sobie o wszystkich warunkach.
-
Jonghyun, nie...
-
Taemin jeśli jeszcze raz zamierzasz powiedzieć, że wszystko będzie w porządku
to lepiej wracaj do domu! Słyszysz? Wynoś się - krzyknął ostro, nie odwracając
się w stronę drzwi do sali.
Miał
prawo być opryskliwy. Miał zupełne prawo tracić cierpliwość po drugiej
nieprzespanej nocy, otruty własnymi, pesymistycznymi myślami. Był przy tym zły na samego siebie, jednak w tym konkretnym momencie nie miał taryfy ulgowej
nawet dla Lee Taemina. Miał nadzieję, że ostatnim razem, gdy nawrzeszczał na
niego, ten zostawił go w końcu samego i tym samym jego złość potęgowała się,
bowiem zmuszony był zrobić to ponownie. Czuł się jak potwór. Zobojętniały,
poddany wrak człowieka.
-
To nie Taemin - padła cicha odpowiedź, prez co poczuł na plecach dreszcz. Gdy
tylko rozpoznał głos, w jednym momencie poczuł się jeszcze podlej. - Ale tak
jak Taemin wierzę, że wszystko będzie dobrze.
Milczał,
przytłoczony poczuciem winy, w momencie gdy osoba przy drzwiach weszła wgłąb
pomieszczenia. Po chwili poczuł, jak materac łóżka, na którym siedział ugina
się pod czyimś ciężarem, a następnie ktoś zaczął delikatnie gładzić go po
plecach. Dotyk był kojący i Jonghyun przez moment miał wrażenie, że zaraz rozpadnie
się na kawałeczki. Nieśmiało odwrócił głowę, by spojrzeć na matkę Kibuma, która
patrzyła niego z troską i uśmiechała się mimo, widocznego na jej twarzy
zmęczenia.
-
Ja wiem, Jonghyun - szepnęła. - Wiem, jak się czujesz. I mimo wszystko chcę ci
powiedzieć, że będzie w porządku.
Pokiwał
głową, bowiem z jakiegoś powodu potrafił uwierzyć w każde słowo tej kobiety.
-
Prawda, Kibum? - zwróciła się do nieprzytomnego blondyna, po czym wzięła go za
rękę. - Mój książę potrzebuje po prostu trochę snu - zaśmiało się krótko, przez
kąciki warg bruneta lekko zadrgały.
-
Czy to nie trwa za długo? - spytał, wbijając wzrok w śpiącą twarz blondyna. -
Kiedy wróci? - dodał, co zabrzmiało trochę jak głos małego, zniecierpliwionego
chłopca.
Oczy
kobiety zwróciły się niego, przywodząc mu tak wyraźne skojarzenie z oczami
śpiącego Kibuma. Długo nie odwracał
wzroku, tak bardzo stęskniony widokiem jego kocich oczu.
-
Niedługo, Jonghyun. Bądź silny - powiedziała, głaszcząc go po włosach -
Myślisz, że mój syn mógłby przegapić swoje urodziny?
Jonghyun
w odpowiedzi zaśmiał się cicho, nawet jeśli nie był do końca przekonany. Przez
jakiś czas siedzieli w ciszy, czuwając nad spokojnym snem osoby, która oboje
kochali ponad wszystko. Matka Kibuma nawet nie próbowała przekonać Jonghyuna,
by ten odpoczął, bowiem wiedziała, że skończyłoby się to tak samo jak w jej
przypadku.
-
Przyniosę ci kawy - zaoferowała, wstając z łóżka i przekazując trzymaną przez
nią dłoń blondyna w ręce Jonghyuna. - Key lubi zapach kawy - dodała cicho, po
czym ruszyła w stronę wyjścia.
Brunet
odprowadził ją wzrokiem i ich spojrzenia skrzyżowały się, gdy kobieta odwróciła
się z ręką na klamce.
-
Jonghyun... może Key nie wraca, bo nie próbowałeś go zawołać - zwróciła się do
niego.
-
Co takiego? - spytał zdezorientowany.
W
odpowiedzi wzruszyła ramionami.
-
Zaśpiewaj dla niego. Key kocha twój głos - wyjaśniła, po czym zniknęła za
drzwiami, pozostawiając ich samych.
"Nie
potrzebuję wiele do szczęścia. Mógłbym tak po prostu słuchać twojego śpiewu i
trzymać cię za rękę." Przypomniały mu się słowa blondyna, tak
paradoksalnie podsumowujące zaistniałą sytuację.
-
Bądź szczęśliwy, Kibummie - zadecydował po chwili, gładząc go kciukiem po
dłoni, po czym zaczął śpiewać.
***
Jonghyun omiótł wzrokiem publiczność bez typowej dla siebie ekscytacji i rozpierającej
go energii. Ten dzień miał wyglądać inaczej, miał być niezwykły, a tymczasem
stał się kolejnym żmudnym oczekiwaniem na coś, co nie nadchodziło. Czuł się
przegrany, trochę poddany, bowiem wszystko, o co tyle walczył stało się
niepotrzebne.
-
Dajmy z siebie wszystko - zaśpiewał pogodnie Onew zanim światła na scenie
wyłoniły ich sylwetki. - Jonghyun... - zawahał się, widząc zmęczoną twarz
chłopaka. - Bądź silny i... spróbuj się czasem uśmiechnąć.
Gorzki grymas pojawił się na twarzy bruneta, bowiem od kilku dni nie potrafił
przywołać na usta śladu uśmiechu. Pokiwał jednak pojednawczo głową, klepiąc
lidera po ramieniu.
Razem
ze światłem po hali rozszedł się przeszywający wrzask, witający ich na scenie.
W takich momentach Jonghyun dochodził do wniosku, że naprawdę nie doceniał
swojego zespołu jak i fanów. Nie mógł uwierzyć, jak szybko zostali
zaakceptowani na scenie muzycznej i jeszcze kilka miesięcy temu nawet nie
przypuszczał, że znajdą się w miejscu, w którym są teraz. Czuł, że kameralne
występy dla garstki osób raz na zawsze przechodziły do przeszłości. Sam nie
wiedział, czy jest gotowy na ten przełom, jednak w głębi serca czuł się
niezwykle dumny z tego, co dokonali.
Tej
nocy tak bardzo bał się, że wszystkich zawiedzie i raz na zawsze przekreśli
całą ich ciężką pracę, dodatkowo czując się zupełnie bezsilnym w obecnej
sytuacji. Ciągle powtarzał sobie, że może to zrobić, nawet jeśli ani razu w to
nie uwierzył.
Rozglądnął
się ponownie po publiczności, całym sobą przepraszając ich za wszystko, jednak
na ich twarzach dostrzegał jedynie czystą radość i miłość. Nie mógł ich
zawieźć. Z tą myślą śpiewał dla nich, wykorzystując całe pokłady energii i
oddania, które jeszcze mu pozostały.
Koncert
stał się dla niego snem, który przeżywał całym sobą, któremu oddawał się każdą cząstką swojego ciała i duszy, jednakże którego po przebudzeniu kompletnie nie
pamiętał. W głowie majaczyły mu sceny i niewyraźne twarze, jednak nie potrafił
odtworzyć tego, co robił kilka minut wcześniej. Pozostawał w tym transie, mając
nadzieję, że krzyki fanów wyrażały aprobatę, a nie złość.
Sny
często zawierają w sobie niewytłumaczalny akcent, który pojawia się niczym
zwyczajne następstwo rzeczy, pozostając przy tym zupełnie absuradalnym.
Jonghyun doświadczył podobnego zjawiska,
w momencie gdy razem z Taeminem i Onew składali ukłon w stronę
publiczności. Zanim pochylił głowę, przelotnie omiótł publiczność, dostrzegając
coś, czego jeszcze przed chwilą tam nie było i być nie mogło Spuścił wzrok w
absolutnym przekonaniu, że zmęczenie przywodziło mu przed oczy obrazy jego
wyobraźni. Odniósł również wrażenie, że ramię Onew na jego plecach, chwyciło go
mocniej. Pozostając w ukłonie, zwrócił głowę w stronę lidera z pytaniem
wypisanym na twarzy. Onew wyglądał, jak gdyby przed chwilą zobaczył ducha.
-
Hyung! - krzyknął do niego Taemin z drugiej strony. - Przyszedł! Naprawdę tu
jest!
Jonghyun
natychmiast się wyprostował, wiedziony bardziej ciekawością i gwałtownością niż
zdrowym rozsądkiem. Zamrugał kilkakrotnie, bowiem wśród publiczności dostrzegł zmianę scenerii. Wśród rozentuzjazmowanego tłumu pojawiło się wolne pole przy
samej scenie w którym na wózku inwalidzkim siedział Kim Kibum.
Jego
Kim Kibum.
jego
Key.
Jego
tęczowy chłopiec.
Blondyn
wyglądał blado, jednak na jego twarzy promieniał uśmiech, a on sam oklaskiwał
ich występ. Jonghyun nie mógł uwierzyć swoim oczom, jednak skoro i Taemin i
Onew widzieli to samo, musiało być to prawdą. A on tak bardzo chciał w to
wierzyć.
Dopiero
po chwili dostrzegł za wózkiem Choi Minho i matkę Kibuma, którzy również się do
niego uśmiechali. Był pewien, że jego usta właśnie wygięły się w najszerszy
uśmiech jaki kiedykolwiek na nich gościł.
Był szczęśliwy. Był tak niewyobrażalnie szczęśliwy, że początkowo nawet nie poczuł
łez cieknących po jego policzkach. Zupełnie nie obchodziło go, jak teraz
wyglądał, bowiem Kim Kibum tu był.
-
Wszystkiego najlepszego! - krzyknął do mikrofonu, pozostawiając publiczność w
zdezorientowaniu, natomiast reszta zespołu powtórzyła po nim zawołanie. -
Kocham cię! - krzyknął jeszcze głośniej, widząc przed sobą tylko tę jedną
osobę.
Nie
mógł go usłyszeć, jednak widział, jak jego usta układają się w to samo miłosne
wyznanie.
***
-
Dobrze się czujesz? Podać ci wody?
Jonghyun
w odpowiedzi jedynie kontynuował jednostajne kręcenie głową z niedowierzaniem zastygłym
na jego twarzy.
-
Jonghyun? Jjong! - zawołał głośniej Key, machając mu dłonią przed oczami.
-
Jest w szoku - odpowiedział mu Taemin z drugiego końca garderoby, po czym zdjął
z siebie skórzaną kamizelkę. - Chyba przesadziłeś z tą niespodzianką, hyung.
Key
wzruszył ramionami, po czym lekko okręcił się na swoim wózku inwalidzkim, by
sięgnąć po wilgotną chusteczkę, którą zaczął ocierać pot z twarzy bruneta.
-
Lubię niespodzianki - odparł krótko. - Swoją drogą naprawdę liczyliście, że tak
po prostu prześpię swoje urodziny? Mówiąc o niespodziankach, gdzie jest moje
przyjęcie? - Omiótł wzrokiem kolejno Jonghyuna, Taemina, Onew, a następnie
spojrzał z wyrzutem na swoją matkę i Minho.
Jonghyun
powoli odzyskiwał spokój ducha i akceptował obrazy, które podsuwały mu oczy.
Dla zupełnej pewności, przejechał dłonią po policzku blondyna. Był zimny,
jednak tym samym zupełnie realny.
-
Pokrzyżowałeś mi plany. Miałem naprawdę dobry plan! - odpowiedział brunet,
przysuwając się bliżej chłopaka.
Blondyn wywrócił oczami.
-
Skarbie, daj nam kilka minut, a zorganizuje ci takie przyjęcie, jakiego ten
świat nie widział - obiecała jego matka, posyłając spojrzenie pełne miłości. -
Chłopaki, idziemy - przejechała wzorkiem po obecnych, którzy posłusznie podążyli
za nią.
-Chcę
tęczowy tort! Wiecie, że mam dobrą
pamięć! - krzyknął za nimi.
Po tych słowach Jonghyun mimowolnie się
uśmiechnął i wymienili między sobą znaczące spojrzenia. Zostali sami w
garderobie, przez chwilę patrząc na siebie w milczeniu. Jonghyun tak bardzo
tęsknił za widokiem jego oczu, że teraz nie potrafił przenieść z nich wzroku.
-
Jesteś niesamowity - wyznał nagle, przerywając ciszę, na co Key zaśmiał się
głośno.
-
Nie - odparł. - Jestem tylko Key.
Jonghyun
nie mógł dłużej siedzieć nieruchomo, gdy wszystko za czym tęsknił w końcu
znalazło się przed nim. Objął go z całych sił, mając na uwadzę szczególną ostrożność.
-
Nie rób mi tego więcej, proszę - wyszeptał mu blisko ucha. - Nie waż się mnie
tak zostawiać.
Kibum
odwzajemnił uścisk, ustami muskając jego szyję.
-
Postaram się Jonghyun - obiecał i to wystarczyło. - Jeśli zaśpiewasz mi naszą
piosenkę, zawsze do ciebie wrócę - dodał.
-
Słyszałeś ją? - spytał zdziwiony, na co
blondyn przytaknął.
-
Wszędzie cię usłyszę.
Od
tamtej pory Jonghyun śpiewał dla niego każdej nocy i każdego ranka, by zobaczyć
jak budzi się tuż obok niego.
***
Jest jest jest! <3
Niestety, znowu kazałam Wam czekać! Wybaczcie, nie
przewidziałam, że koniec semestru aż tak mi namiesza w planach. W każdym razie
na pocieszenie, dla każdego kawałek tortu:
i Sehun, który całym sobą wczuł się w koncept.
Dobra robota, Sehunnie.
Co do finałowej części... wszystko potoczyło się - mniej lub
więcej- według pierwotnego szkicu. Nigdy nie planowałam uśmiercać Kibuma, bo i
nie miałabym serca tego zrobić. Naprawdę... nie. Nigdy.
Mam tę tendencję do zostawiania luźnych zakończeń, jak i
spinania historii w klamry. Co będzie dalej? Życzę im jak najlepiej, jednak pozwolę im cieszyć się sobą bez mojej... dyktatury. Uh, mocne słowo.
Przepraszam, jeśli momentami historia stawała się zbyt
ckliwa, ale często dawałam się pochłonąć przez to opowiadanie i rozpływać nad
nimi. Z tą dwójką tak już po prostu mam...
Dziękuję każdemu, kto poświęcił mi odrobinę swojego czasu i
uwagi. Czuję się lepiej, wiedząc, że ktoś zechce to przeczytać. Pozwolę sobie zachęcić
Was do zostawienia nawet drobnej opinii o tej historii. Sprawiają mi dużo
radości, nawet jeśli będą krytyczne. Po prostu... chciałabym wiedzieć.
Co dalej? Oczywiście, najchętniej pisałabym znów o
Jonghyunie i Key, jednakże ostatnio moją głowę zaprząta Exo. Cierpię z powodu
D.O. i marzy mi się Kaisoo. Z drugiej strony myślę nad kontynuacją Wschodu
Słońca. W każdym razie, obiecuję wrócić do Was niedługo!
Ściskam, całuję i pozdrawiam!