GATUNEK: Romans, fantasy, angst
BOHATEROWIE: Lu Han, Oh Sehun
OSTRZEŻENIA: Brak
To mógł być pierwszy, ale i
ostatni dzień tygodnia, w każdym razie dla Luhana wszystkie poranki wydawały
się takie same. Wiedział jedynie, że od rozstania z Sehunem minęło czternaście
monotonnych dni i tyle samo nocy, a on z obojętnością i apatią pozwalał, by
czas płynął dalej. Nie chciał, by tak wyglądała reszta jego życia, ale z
drugiej strony niemożliwym stało się dla niego powrócić do codziennej rutyny.
Ciągle łapał się na tym, że myśli o chłopaku ze srebrnym, głębokim spojrzeniem,
że szuka go na ulicach, że wypatruje go przez okno na linii horyzontu. Rozmyślał
o tym, co mógł teraz robić, jak się czuł i czy radził sobie z utratą bliskiej
osoby. Czasem nie mógł przypomnieć
sobie, jak wyglądało jego życie zanim poznał Sehuna, a tym bardziej z trudnością
przychodziło mu kontynuowanie swojej codzienności. Nie przypuszczał, że w tak
krótkim czasie wszystko mogło zwalić mu się na głowę.
Bardziej z przyzwyczajenia niż
głodu udał się na śniadanie, które zwykł spożywać w towarzystwie ojca i brata.
Na samą myśl o nich jego apetyt zanikał, a on z coraz większą niechęcią
kierował swoje kroki w stronę kuchni. Od dwóch tygodni bardzo często opuszczał
momenty wspólnych posiłków, bowiem od pamiętnego wydarzenia w jaskini, czuł
niechęć i odrazę do własnej rodziny. Świadomość, że jeden z nich mógł przelać
krew Dziecka Księżyca sprawiała, że z trudem mógł spojrzeć im w oczy, a zarazem
powstrzymać rodzącą się w sercu nienawiść.
Zatrzymał się przy drzwiach od
kuchni, zza których dobiegały głosy zarówno jego ojca jak i brata. Stanął z
ręką na klamce, wahając się, czy naprawdę był gotowy wejść do środka.
- Nasze wojsko jest śmiechu
warte. - Usłyszał szyderczy niski głos ojca, a następnie odgłos miętej gazety.
- Jedna wielka banda głupców!
- Co tym razem? - Pytanie padło
ze strony Krisa.
- Nic nowego, synu. Kolejna
porażka - odparł mężczyzna, a po chwili do uszu Luhana dotarł dźwięk rzuconej
na stół gazety. - Zlikwidowali kolejne skupisko Dzieci Księżyca, jednak jak zwykle
poza zabiciem wszystkich, nie wyciągnęli od nich żadnych nowych informacji.
Banda kretynów, umie jedynie wymachiwać bronią zamiast użyć odrobiny rozumu!
Luhan w przypływie gniewu
zacisnął dłonie w pięści, z całych sił powstrzymując się przed wtargnięciem do
kuchni.
- Jakich informacji, ojcze? -
dopytywał Kris. - Masz na myśl kamień księżycowy?
- Czy nie to jest w tym
wszystkim najważniejsze? - odparł zirytowany mężczyzna, a następnie w pomieszczeniu
rozległ się odgłos sztućców.
Chłopak za drzwiami, słysząc
wzmiankę o kamieniu księżycowym, w jednej chwili postanowił w końcu wejść do
środka. Uchylił drzwi i jego oczom ukazała się groteskowo naturalna scena z
życia szczęśliwej rodziny siedzącej przy wspólnym śniadaniu. W tamtym momencie,
nie po raz pierwszy, odniósł wrażenie, że kazano mu odgrywać rolę nie mającą za
wiele wspólnego z jego własnym życiem.
- Dlaczego szukamy kamienia
księżycowego? - wypalił bez przywitania, zanim dobrze usiadł na swoim miejscu.
Zarówno ojciec jak i Kris
milczeli przez długą, ciążącą nad nimi chwilę, patrząc na Luhana, jak gdyby
widzieli go pierwszy raz w życiu. Wiedział, że będą się tak zachowywać, jednak
cierpliwie wytrzymywał ich spojrzenie.
- Kamień księżycowy to nasza
przyszłość - odezwał się w końcu starszy mężczyzna, mierząc go karcącym
spojrzeniem, bowiem nie znosił, gdy Luhan wykazywał ignorancję w sprawach tak
dla niego ważnych. - Ten kamień jest najcenniejszą rzeczą istniejącą na tej
planecie, a teraz znajduje się w niewłaściwych rękach.
Luhan na jego słowa powstrzymał
się od drwiącego prychnięcia.
- Może nam dać nieśmiertelność,
a może i stanowić potężną broń, w każdym razie wiem jedno. Ten kamień wkrótce
znajdzie się w moim posiadaniu, choćbym miał zniszczyć całą tę przeklętą rasę
wynaturzonych istot!
Chłopak miał ochotę wstać od
stołu i wykrzyczeć ojcu, co tak naprawdę myśli o jego poronionych ideach,
jednak ostatkiem woli udało mu się pozostać na miejscu. Nie odezwał się,
pozwalając, by słowa mężczyzny pozostały między nimi niczym najgorsza trucizna.
- Luhan, dlaczego opuszczasz
treningi? - Ojciec ponownie się do niego zwrócił, a w jego głosie wciąż słyszał
znajomą złość. - Istnieje powód, dla którego lekceważysz swoje obowiązki?
- Mam ważniejsze sprawy, ojcze
- odparł wymijająco, nie mając najmniejszej ochoty na tę dyskusję.
- Nie ma niczego ważniejszego!
- Mężczyzna uniósł głos, na co chłopak lekko drgnął. - Chcę wiedzieć, co robisz
całymi dniami! Dlaczego nie nocujesz w domu?
Odważył się unieść wzrok,
bowiem nie spodziewał się tego typu pytań ze strony ojca, jak i nie spodziewał
się, że ten zauważy jego nieobecność. Nie miał najmniejszego zamiaru opowiadać
ojcu o tym, że większość czasu spędzał u Suho oraz na terenach wokół posesji z
naiwną nadzieją, że spotka gdzieś Sehuna. Nie chciał też mówić mu, że spał u
przyjaciela z tą samą głupią nadzieją, że Sehun będzie go tam szukał.I tak, na
pewno ucieszyłaby go wiadomość, że spoufala się z Dzieckiem Księżyca, któremu
tak chętnie podciąłby gardło przy każdej możliwej okazji.
- Pracuję - odparł krótko i
wymijająco, po czym wstał od stołu, chcąc jak najszybciej zakończyć rozmowę. -
I wypełniam swoje obowiązki, ojcze. Będę u Suho - dodał i ruszył w stronę
wyjścia.
Drzwi
trzasnęły za nim, choć wcale tego nie planował. Ich głośny huk o framugę
zagłuszył głos ojca, przez co Luhan nie usłyszał, jak mężczyzna rozkazuje
drugiemu synowi śledzić swojego brata.
***
Czas niemiłosiernie biegł do
przodu, jednak Luhan wciąż pozostawał zamknięty w swoich wspomnieniach.
Kurczowo trzymał się tych kilku momentów z przeszłości, odmawiając ruszenia w
stronę przyszłości. Nie pragnął jej dopóty, dopóki nie ujrzałby na jej
horyzoncie Sehuna.
Luhan był uparty, a jego
wytrwałość zasługiwała na podziw, może i z tego powodu los postanowił go
wynagrodzić, w momencie, gdy wcale się tego nie spodziewał. Nieustannie myślał
o Sehunie z niegasnącą nadzieją, że jeszcze go spotka, jednak nie był pewien,
co wypełniało jego umysł, gdy spał. Mógł nie śnić o jasnowłosym chłopaku, może
też dlatego wspomniany postanowił wtargnąć do jego głowy siłą.
Obudził go krzyk Suho i głośna
wymiana zdań dobiegające z korytarza. Zdziwiony i wciąż zaspany przetarł oczy i
podniósł się na łóżku w pokoju gościnnym przyjaciela, tym samym, w którym
kiedyś leżał ranny Sehun. Próbował wyłowić cokolwiek z dyskusji za drzwiami,
jak i zrozumieć nietypową sytuację, zważywszy na to, że było już po północy.
Suho nie miał wrogów, dlatego pierwsze, co przyszło do głowy Luhana to jego
ojciec lub brat, którzy przypuszczalnie postanowili go szukać.
Z drugiej strony, nie mógł
pozbawić się nadziei, że to nie kto inny a Sehun.
Z tą myślą, wyskoczył z łóżka
gotowy wybiec na korytarz, jednak nagle, na portalu przy lewej ścianie pojawił
się fantom Suho. Twarz chłopaka, choć równie zaspana, zdradzała niezrozumiały
dla blondyna gniew i jeszcze mniej zrozumiałą urazę.
- Suho? Co się dzieje? - spytał
zachrypniętym głosem, zatrzymując się na środku pokoju.
Przyjaciel patrzył na niego z
chłodem i dystansem.
- Mogłeś mi powiedzieć - rzucił
beznamiętnie. - Nie uważasz, że zasługiwałem na to, by wiedzieć?
- Wiedzieć co? - nalegał
zniecierpliwiony, mając zupełny mętlik w głowie.
- Sehun - Imię chłopaka
zabrzmiało niezwykle dziwnie w ustach przyjaciela, bowiem Luhan nigdy nie
słyszał go od nikogo innego, bo i nikt inny nie znał...
Luhan zamarł w miejscu.
- Dobranoc, Luhan - rzucił, zanim
blondyn zdążył spytać go, skąd znał imię Dziecka Księżyca. - Porozmawiamy
jutro.
Obawiał się, że Suho nie wiadomo
skąd, mógł wiedzieć dużo więcej. Pytanie skąd?
Fantom zniknął, pozostawiając
pusty portal, a on rzucił się w stronę drzwi, by znaleźć przyjaciela i zażądać
wyjaśnień.
Zanim zdążył nacisnąć klamkę,
te uchyliły się, a on prawie wpadł na osobę stająca za nimi. Zrobił krok w tył
i w tym samym momencie po raz drugi tej nocy zamarł oniemiały.
Pierwszą rzeczą, jaką odnotował
była para srebrnych oczu patrząca prosto na niego. I te usta wygięte w drwiącym
uśmiechu.
- Sehun? - spytał cicho, a jego
głos zabrzmiał obco dla niego samego.
- Witaj, piękny - rzucił
spokojnie, wchodząc do pokoju.
Luhan nie ruszył się z miejsca,
patrząc z niedowierzaniem na chłopaka, którego widoku wypatrywał od tylu
tygodni. Stał przed nim żywy obraz z jego wyobraźni, a on zdążył odnotować, że
zapamiętał go niezwykle dokładnie. Nie zmienił się ani trochę od kiedy ostatnio
się widzieli, może poza tym, że jego twarz wydawała się trochę zmężnieć, a w
jego oczach smutek zdawał się wolno ustępować.
- Czekałem na ciebie - wyznał,
robiąc nieśmiały krok do przodu, na tyle, by mógł go dotknąć i przekonać się,
że był prawdziwy.
- Wiem - wyszeptał, nachylając
się nad blondynem. - Wybacz, że kazałem ci czekać.
- Wybaczam - odparł szybko i w
tej samej chwili pocałował go.
Luhan uznał, że tak naprawdę
nie miał mu czego wybaczać, bowiem warto było czekać na tę jedną noc, w której
został wynagrodzony przez los i szczęśliwy, jak nigdy wcześniej.
Nie pamiętał początku. Nie
pamiętał momentu, w którym ich pocałunki przerodziły się w żywe pożądanie.
Pamiętał za to, że nie
potrafili przestać.
Nie chciał zamykać oczu, chcąc
widzieć, jak Sehun, tak samo jak on, przeżywał apogeum ich namiętności. Chciał
zapamiętać moment, gdy obaj spalali się w jasnym płomieniu, pragnąc siebie
nawzajem z ta samą mocą, tą samą zachłannością. Chciał zapamiętać każdy
pocałunek ofiarowany mu przez ukochanego, każdą chwilę ich wspólnej miłości,
każde wyznanie i obietnicę. Sam nie był w stanie zliczyć, ile razy wykrzyczał,
jak bardzo go kochał. Krzyczeli tej nocy długie godziny, choć ciągle wydawało
im się to zbyt mało.
- Sehun? - spytał sennie Luhan,
gdy leżeli ściśle objęci, zaplątani w prześcieradło.
Jasnowłosy otworzył oczy, w
których mimo zmęczenia, wciąż widniało niegasnące pożądanie.
- Tak?
- Czy wierzysz w białe kruki? -
spytał, mimowolnie zamykając oczy, balansując na granicy snu i rzeczywistości.
- Wierzę w ciebie.
Nie był pewien, czy odpowiedź
pochodziła od prawdziwego Sehuna czy tego, który nawiedził go we śnie. Nie
chciał tracić go z oczu, jednak obiecał mu, że gdy rano się obudzi, ten będzie tuż
przy nim.
***
Luhan na nowo zaczął rozróżniać
dni tygodnia, bowiem każdy stał się dla niego wyjątkowy, każdy niósł ze sobą
coś niezwykłego, przez co w końcu mógł docenić mijający czas. Zwłaszcza, gdy ów
czas spędzał z Sehunem.
Ich spotkania zdawały się
kwestią przypadku, jednak w rzeczywistości każde zostało zaplanowane i szczelnie
owiane sekretem. Sehun balansował między chwilami dzielonymi z Luhanem a
życiem, o którym ten nie wiedział za wiele, doceniał jednak to, że chłopak nie
zrezygnował z niego, choć ich znajomość z pozoru wydawała się tak krótka i
nietrwała.
Nie myślał w ten sposób, gdy
Sehun całował jego szyję, powodując u niego dreszcze na całej długości
kręgosłupa. Wywoływał w nim emocje, o które wcześniej by się nie posądził,
sprawiał, że czuł wszystko tak intensywnie, jak nigdy do tej pory. Luhan kochał
ten dotyk, tak znajomy i upragniony.
Lubił, gdy Sehun opowiadał mu o
Dzieciach Księżyca, zdradzając sekrety i tajemnice nieznanego dotąd świata.
Wszystko wydawało mu się nieprawdopodobne i fascynujące, a zarazem wiedział, że
przez to kim był, nigdy nie powinien usłyszeć ani jednej z owych historii.
Luhan przy Sehunie czuł się na swoim miejscu, choć tak naprawdę im bliżej,
chłopaka się znajdował, im więcej się o nim dowiadywał, tym ciężej było mu
określić, kim w tym momencie sam się stawał. Kim był Luhan, w co wierzył i kogo
kochał.
Sehun prowadził go swoją drogą,
ucząc kochać i być kochanym. Na razie to mu zupełnie wystarczało.
- Dlaczego wybraliście noc? -
zadał pytanie, które nasuwało mu się od dłuższego czasu.
W odpowiedzi jasnowłosy chłopak
uśmiechnął się do niego tajemniczo.
- Ty i ja, Luhan - zaczął
odwracając się w jego stronę. Siedzieli na łące nieopodal miejsca ich
pierwszego spotkania. - My i wy jesteśmy jak motyle. Nocne i dzienne. Życie
zmusza nas do kompromisu. Oddajemy wam złoty księżyc, sami decydując się na ten
srebrny.
W istocie, przyznał w duchu
Luhan, to miało sens.
- Motyle to kruche stworzenia -
zaznaczył mimowolnie, po czym położył się na miękkiej trawie, wbijając wzrok w
złociste niebo wśród koron drzew.
- Dlatego tak bardzo mi je
przypominasz - wyznał cicho Sehun, po czym oparty na łokciach nachylił się nad
nim tak blisko, że mógł policzyć delikatne piegi wokół jego nosa. - Piękny,
ulotny i tak łatwy do zniszczenia. Mówiłem ci kiedyś, że życie niszczy
wszystko, co piękne.
Tym razem to Luhan uśmiechnął
się do niego tajemniczo, po czym uniósł się lekko, by przelotnie i drażniąco
musnąć jego usta.
- Umiem się bronić - zaznaczył
z pewnością w glosie, choć i to nie powstrzymało uśmiechu politowania w
kącikach ust Sehuna. - Umiem walczyć.
- Czyżby?
Zanim Luhan zdążył zareagować
na kpiącą zaczepkę, Sehun przyszpilił go do podłoża, po czym chwycił za nadgarstki i uniósł jego ramiona nad
głowę. Uniósł się nad nim na łokciach, a jego twarz wyrażająca triumf
przesłoniła mu światło. Nie powiedział nic więcej, jednak wyraźnie czekał na
to, co powie sam Luhan.
Blondyn milczał nieporuszony
sytuacją w jakiej się znalazł, a jedyne na co się zdobył to uniesienie głowy i
ponowne muśnięcie warg Sehuna. Tym razem jednak włożył w pocałunek więcej
wysiłku, a następnie leniwie zaczął wargami wodzić po szyi chłopaka. Zduszony
jęk oraz rozluźniający się uścisk wokół jego nadgarstków dało mu do
zrozumienia, że istotnie jego działania przynosiły efekt.
Sehun zupełnie rozluźnił
uścisk, by ująć jego twarz w obie dłonie i pocałować z zachłannością, od której
Luhana ponownie przeszedł dreszcz.
- Zabraniam ci walczyć w ten
sposób z innymi - wyznał na pół poważnie na poł rozbawiony. - Absolutnie
zabraniam.
- Jak
sobie życzysz - odparł, po czym roześmiał się głośno.
***
Noce stawały się coraz
chłodniejsze i mniej przyjazne wraz ze zbliżającą się zimą. Nikt nie wyczekiwał
jej nadejścia, instynktownie biorąc ją za zły omen i obawiając się najgorszych
zdarzeń losowych. Pierwszy śnieg nie wywoływał zachwytu, a jedynie napędzał lęk,
co sprawiało, że późną jesienią ludzie stawali się markotni i przygnębieni.
Luhan nie mógł całkowicie
utożsamić się z ponurą aurą otoczenia, bowiem mimo wszystko, czuł się
szczęśliwy, jednak nawet on tej nocy cierpiał z powodu zimna i wszechobecnej wilgoci
w powietrzu. Dzielnie powstrzymywał się od marudzenia, jednak od czasu do czasu
rzucał Sehunowi złowrogie spojrzenie. Jasnowłosy, widząc jego reakcje i zupełny
brak odporności na chłód, przyciągnął go bliżej siebie, przez co obaj omal co
nie spadli z grubej gałęzi drzewa, na którym siedzieli przez ostatnie kilka
godzin. Przytuleni do siebie uparcie wpatrywali się w grotę u podnóża skał, w
milczeniu wyczekując dobrego momentu.
- Czy ty w ogóle jesteś pewien,
że zobaczymy tu niedźwiedzia? - spytał Luhan, gdy jego cierpliwość i stopień
przemarznięcia sięgały zenitu.
- Tak - odparł krótko, acz
wiarygodnym tonem.
Luhan westchnął przeciągle, a z
jego ust wyleciał biały obłok pary. Miał wrażenie, że był on ostatnią namiastką
ciepła, jakie jeszcze w sobie posiadał.
- Nigdy tu żadnego nie spotkałem
- mruknął, ocierając o siebie zdrętwiałe ręce.
Sehun w tym czasie, objął go
mocniej, przysuwając usta do jego zmarzniętego policzka.
- Ufasz mi? - szepnął do niego.
Zadał mu to pytanie już wiele
razy tej nocy, jak gdyby wciąż niepewny jego odpowiedzi, nawet jeśli Luhan za
każdym razem odpowiadał w ten sam sposób.
- Jak nikomu na tym świecie. -
Odwrócił się w stronę chłopaka, by móc spojrzeć mu w oczy. Sehun uśmiechnął się
lekko, po czym kiwnął głową.
- W takim razie bądź cierpliwy
- poprosił, opierając głowę na ramieniu blondyna.
Luhan nie kwestionował dłużej
jego słów, nadal wypatrując niedźwiedzia na pokrytej szronem łące. Znosił
przeszywający go mróz, starając się na tyle na ile było to możliwe, zapomnieć o
nim, odwracając swoją uwagę.
Nie był pewien, ile czasu
spędzili na gałęzi drzewa, ale podejrzewał, że wkrótce nadejdzie świt. Co jakiś
czas zasypiał na kilka minut, by ocknąć się w mocnych objęciach ciągle
czuwającego Sehuna. gdy w pewnym momencie znów udało mu się zdrzemnąć, nagle
poczuł lekkie, acz stanowcze pociągnięcie ze strony drugiego chłopaka. Ocknął
się z uśpienia i spojrzał na niego pytająco, jednak Sehun nakazał mu wzrokiem
podążyć na dół, w kierunku jaskini.
Luhan miał właśnie krzyknąć z
wrażenia, jednak Sehun jak gdyby przygotowany na jego reakcję, przyłożył mu
swoją dłoń do ust. Blondyn zupełnie już pobudzony przyglądał się wielkiemu
niedźwiedziowi, podążającemu w stronę ciemnej groty. W nocnym świetle jego
sierść wydawała się srebrna, choć Luhan wiedział, że w rzeczywistości była
szara. Wiedzieli go jedyne kilka sekund, zanim zniknął we wnętrzu jaskini,
jednak Luhan uznał, że warto było czekać nawet całą noc dla tego niespotykanego
widoku.
- Nie przypuszczałem, że są
takie wielkie - powiedział w końcu, nadal wpatrując się w nieprzeniknioną czerń
groty.
Sehun zaczął podnosić się z
gałęzi ostrożnie i powoli, by nie zrzucić z niej ich obu, po czym wstając oparł
się o inną gałąź.
- Ja też - wyznał,
wyciągając dłoń w stronę zdziwionego Luhana.
Nie ruszył się z miejsca,
mierząc go pełnym niedowierzania wzrokiem.
- Nigdy nie widziałeś
niedźwiedzia?
Sehun w odpowiedzi wzruszył
ramionami.
- Nie, ale miałem przeczucie, że dziś go zobaczymy - odparł,
ponaglając go gestem, by chwycił jego dłoń.
Luhan ostatecznie wstał z
miejsca, trzymając się ramienia Sehuna.
- Chcesz mi powiedzieć, że tak
naprawdę nie byłeś pewny, że w ogóle jakiegoś zobaczymy?! - spytał z
oburzeniem, mierząc go pełnym wyrzutu spojrzeniem.
Sehun na moment odwrócił wzrok,
jednak po chwili ponownie spojrzał na niego przepraszająco.
- Miałem silne przeczucie, że to
ta noc - wytłumaczył się, po czym lekko zeskoczył z gałęzi.
Gdy znalazł się na ziemi,
wyciągnął ramiona w stronę Luhana, który wciąż mierzył go lekko obrażony.
- Zaufałem ci, ty draniu -
powiedział, po czym skoczył na ziemię z lekką pomocą drugiego chłopaka. -
Mogliśmy tu zamarznąć i umrzeć i nic nie zobaczyć, bo ci zaufałem...
- Wiem - powiedział Sehun z
tajemniczym uśmiechem, po czym jego oczy zajarzyły się srebrnym blaskiem. - I
czy to właśnie nie jest w tym wszystkim najpiękniejsze?
Luhan obrzucił go pytającym
spojrzeniem. Sehun ponownie wyciągnął w jego stronę dłoń.
- Masz na myśli śmierć z
zamarznięcia? - spytał, nierozumnie przekrzywiając głowę.
W odpowiedzi Sehun zaśmiał się
głośno, jednak natychmiast przestał, przypomniawszy sobie o śpiącej kilkanaście
metrów dalej bestii.
- Nie, piękny. Miałem na myśli
to, że mi bezgranicznie ufasz - odparł, obejmując go ramieniem.
Luhan przytaknął, zdając sobie
sprawę, że to prawda. Odwzajemnił uścisk, po czym ziewnął przeciągle, wtulając
twarz w ramię Sehuna.
- Czy to czyni mnie głupcem? -
spytał, gdy ruszyli w stronę domu Luhana.
- Nie,
to sprawia, że kocham cię jeszcze bardziej - odparł, wywołując u blondyna
przyjemne ciepło, którego tak bardzo mu w tamtym momencie brakowało.
***
Do samego końca Luhan nie
wiedział, gdzie tak naprawdę Sehun go prowadził. Mimo to, był podekscytowany i
z ciekawością obserwował, dokąd zmierzali. Całą drogę Sehun trzymał go za rękę,
jak gdyby bojąc się, że ten zaraz ucieknie. Co jakiś czas Dziecko Księżyca
spoglądało na niego przez ramię, a jego srebrne oczy były jedynym, co
dostrzegał w nocnym mroku. Wzrok Sehuna nie zdradzał napięcia czy niepokoju,
właściwie Luhan nie mógł ocenić nastroju chłopaka, bowiem ten pozostawał dziś
wyjątkowo tajemniczy. Sehun na ogół był skryty, jednak tej nocy stanowił dla
niego kompletną zagadkę. Szanował to, przekonany, że jasnowłosy miał ku temu
solidne powody. Podświadomie czuł, że sprawa musiała dotyczyć czegoś poważnego,
trochę niepokojącego i wartego cierpliwości.
Wiele razy chodzili leśnymi
ścieżkami, przemierzając nowe szlaki i do tej pory Luhan miał wrażenie, że zna
puszczę na wylot, jednak droga, którą dziś szli, okazała się być dla niego
zupełnie nieznana. W odróżnieniu od niego, Sehun zdawał się iść na pamięć.
Pomimo że zima zapanowała już
na dobre, spowijając otoczenie mroźną, nieprzyjazną aurą, ta konkretna noc była
spokojna jak gdyby uśpiona. Nad koronami drzew, bezchmurne niebo zdobił srebrny
księżyc, którego Luhan nie był w stanie zobaczyć, a który dla Sehuna pozostawał
bezbłędnym przewodnikiem.
Drzewa zdawały się przerzedzać
im bardziej kierowali się na wschód lasu. Większość drogi przebyli w ciszy.
Luhan był zaabsorbowany próbą rozpoznania i zapamiętania drogi, choć w
rzeczywistości ścieżka wyglądała zupełnie zwyczajnie, bez żadnych specyficznych
wskazówek.
Mogła minąć godzina, w momencie
gdy otoczenie zaczęło się radykalnie zmieniać. Znaleźli się w miejscu, gdzie
drzewa zaczynały rosnąć coraz sporadyczniej, a płaska ziemia ustępowała miejsca
wzgórzom, gdzieniegdzie zaś na horyzoncie majaczyły skaliste grzbiety gór. Luhan
nigdy nie dotarł do tego miejsca.
- To wyjątkowo długi spacer -
odezwał się w końcu, gdy zaczął odczuwać zmęczenie.
Sehun drgnął na nagle przerwaną
ciszę , po czym odwrócił się w jego stronę. Twarz chłopaka pozostawała
nieprzenikniona.
- To nie spacer, Luhan - zaczął
poważnie. - To podróż. Bardzo ważna podróż.
Odpowiedź zbiła go z tropu. Nie
wiedział, co miał rozumieć przez tę zmianę terminologii, jak i co podróż mogła
znaczyć dla Sehuna. Czy przewidywał powrót oraz co spodziewał się zastać na jej
końcu. Mimo wszystkich kumulujących się w nim pytań, nie przestawał iść
naprzód.
- Dokąd?- spytał, ostatecznie
przegrywając z ciekawością.
- Prawie jesteśmy na miejscu -
odparł wymijająco, co Luhan skwitował zrezygnowanym westchnieniem. - Chcę ci
coś pokazać.
Ta odpowiedź musiała mu
wystarczyć, dlatego ustąpił i nie pytał dalej, powróciwszy do rozglądania się
po otoczeniu. Śnieg skrzypiał pod ich stopami, momentami tak gęsty, że z trudem
brnęli na przód. Przed nimi zaczęło rozpościerać się strome i surowe pasmo gór.
Luhan wiedział, że znajdowały się gdzieś na wchodzie, nie przypuszczał jednak,
że tak blisko od jego domostwa. Znaleźli się u podnóża skał i tego miejsca
chłopak nie był w stanie dostrzec ich wierzchołków, które zdawały się przebijać
ciemny nieboskłon. Od samego patrzenia na ich wysokość, Luhanowi kręciło się w
głowie.
Ze wzrokiem w górze, Luhan
prawie nie zauważył, że Sehun wciąż prowadził go za rękę po stosunkowo niskiej skalnej półce. Dopiero w
momencie, gdy do jego uszu dotarł szum wody, odwrócił uwagę od monumentalnego
widoku. Spojrzał przed siebie i zamarł w miejscu, bowiem stanęli zaledwie kilka
kroków od wodospadu torującego sobie drogę między dwoma górami.
- Sehun? - spytał niepewny,
szarpiąc za ramię drugiego chłopaka. - Co to za miejsce?
Zapytany wyciągnął przed siebie
ramię, prosto pod wodny płaszcz, po czym zrobił krok naprzód, częściowo za nim
niknąc. Woda odbijała się od jego ciała, jednak zdawał się nie zwracać uwagi na
to, że był już cały przemoczony, przy okazji ochlapując Luhana. Pociągnął go za
sobą, na co niechętnie się zgodził, jednak zatrzymał się przed wodospadem,
niepewny, czy naprawdę ma ochotę na nieplanowany prysznic.
- Moje miejsce - odpowiedział
Sehun, po czym wziął go za obie ręce i pociągnął do siebie, znikając na ścianą
wody.
Luhan zdążył zamknąć oczy, w
momencie gdy woda zaczęła boleśnie w niego uderzać. Trwało to zaledwie kilka
sekund i po chwili odetchnął głęboko, stojąc za ścianą wodospadu. Zamrugał
kilkakrotnie, bowiem wewnątrz było ciemno, a jedynym jasnym punktem, który mógł
dostrzec był Sehun.
- Twoje miejsce? - powtórzył
głośno, a echo poniosło jego głos dalej. Oddychał szybko, wciąż oszołomiony i
dodatkowo przemoczony. - Chcesz powiedzieć, że mieszkasz w jaskini?!
Stłumiony chichot Sehuna obił
się o skalne ściany.
- I tak i nie - zaczął, a jego
srebrne oczy przesunęły się po nieprzeniknionej ciemności. - Teoretycznie tak,
to jaskinia, jednakże zdążyliśmy ją... udoskonalić.
Zanim Luhan zdążył zapytać, co
nazywał udoskonaleniem czy kim byli „my”, Sehun klasnął w dłonie, na co ciemna,
wilgotna jaskinia zajarzyła się lekkim, białym światłem, pochodzącym z wielu
maleńkim punkcików na ścianach. Blondyn sapnął z wrażenia, oglądając coś co na
pierwszy rzut oka wydało mu się magiczne. Znajdowali się przy wejściu do
tunelu, a światełka na skałach wiły się cienką spiralą w jego głąb, tworząc
niezwykły wzór, który zdawał się nie mieć końca.
- Co to takiego? - spytał
oniemiały widokiem Luhan. - Zaraz, czy to jest właśnie kamień księżycowy? -
Prawie krzyknął, gdy myśl pojawiła się w jego głowie.
W odpowiedzi Sehun pokiwał
głową i z nieukrywaną dumą przyglądał się komicznej reakcji Luhana, który
pozostawał w głębokim zachwycie nad nowo odkrytym miejscem.
- Chodź,
to nie wszystko - dodał i wyciągnął do niego dłoń, którą chwycił i dał się
poprowadzić w głąb spiralnie oświetlonego korytarza.
***
Tamtej nocy Luhan po raz
pierwszy odwiedził miejsce, które Sehun nazywał swoim domem. Poznał siedzibę
zamieszkałą przez dziesiątki Dzieci Księżyca, których ten nazywał rodziną.
Znalazł się w samym sercu tajemnicy, do której żaden człowiek jego pokroju nie
powinien mieć wstępu. Ta wizyta oznaczała, że teraz także Sehun postanowił mu
bezgranicznie zaufać i odsłonił przed nim swoją najskrytszą stronę.
Możliwe, że dzięki takiemu
sposobowi patrzenia na sprawę, Luhan nie czuł strachu, gdy znaleźli się w sali
wypełnionej przez Dzieci Księżyca, których wszystkie spojrzenia skierowane były
prosto na niego. Wiedział, że powinien zachować ostrożność, a jego instynkt
samozachowawczy powinien zasugerować mu natychmiastową ucieczkę, jednak w
tamtym momencie Luhan pozostawał jedynie ciekawy i zafascynowany.
Sehun mocniej ścisnął jego
dłoń. Niektóre z Dzieci Księżyca zmierzyły ich splecione ręce z wyrazem
zupełnego niedowierzania. Nikt jednak nie rzucił mu się do gardła, nikt, od
kiedy wszedł do okrągłej sali ze ścianami szczelnie wykutymi kamieniem
księżycowym, nawet nie spróbował go zaatakować.
Otoczony dziesiątkami wrogów,
Luhan czuł się zupełnie bezpieczny i co najgorsze, nie widział w tym niczego
dziwnego.
- To właśnie on - powiedział
Sehun, unosząc głowę i z poważnym wyrazem twarzy lustrując resztę zebranych. -
To Luhan.
Wspomniany od początku
znajdował się w centrum uwagi, jednak po słowach Sehuna zainteresowanie jego
osobą stało się wręcz namacalne. Nie przepadał za tego typu sytuacjami, dlatego
zaczął czuć się niezręcznie. Zmusił się do lekkiego i bardzo zmieszanego
uśmiechu w stronę tłumu, po czym przez chwilę zastanawiał się, czy wypada mu
pomachać do nich wolna dłonią, jednak ostatecznie wolał nie ryzykować błędnych
interpretacji jego gestu.
- Od dziś jest jednym z nas -
dodał Sehun głosem nie znoszącym sprzeciwu, jednak jego stanowczość zdawała się
być zbędna, bowiem zebrani nie zareagowali gwałtownym protestem, którego Luhan
i zapewne Sehun się spodziewali. W tłumie można było dostrzec kilka nieśmiałych
skinięć głową, kilka osób odwróciło wzrok, jednak w istocie, nikt nie krzyknął.
Luhan lekko zdziwiony wymienił
spojrzenie z Sehunem, po czym znów skierował je na Dzieci Księżyca. W tamtym
momencie zrozumiał kilka rzeczy; po pierwsze, Sehun musiał być dla nich kimś
ważnym, jak gdyby przywódcą, bowiem wszyscy zdawali się respektować jego
decyzję; po drugie, Dzieci Księżyca wcale nie były do niego agresywnie
nastawione, o czym od zawsze go przekonywano. To własnie oni, enigmatyczny lud,
zdawał się bać jego, jak gdyby spodziewając się po nim owego nastawienia.
Cisza i stoicyzm, z jakimi
Dzieci Księżyca go obserwowały, sprawiały, że sytuacja stawała się dla niego
coraz bardziej niezręczna i niewygodna. Posłał w stronę Sehuna błagalne
spojrzenie, by ten w końcu skrócił jego męki, czego zrozumienie potwierdził
kiwnięciem głowy.
- Proszę Was - zaczął ponownie,
nieco mniej formalnym tonem. - Pozbądźcie się uprzedzeń i dobrze przyjmijcie
Luhana.
- Sehun.. - Pojawienie się
nowego głosu wywołało ogólne zdziwienie i wszyscy zaczęli rozglądać się po
komnacie. Z tłumu wynurzyła się drobna jasnowłosa kobieta o dużych, srebrnych
oczach, które zdawały się jeszcze większe, gdy patrzyła na Sehuna z mieszanką
przerażenia, ale i gniewu. - Rozumiem, że masz ku temu dobre powody, ale
dlaczego my mielibyśmy mu zaufać? Przecież to... - Mocno zacisnęła wąskie usta,
gdy chłopak uciszył ją stanowczym gestem dłoni.
- Nie, Boa - powiedział ostro.
- Luhan nie zasłużył na to, byś postrzegała go jako wroga.
- Dlaczego tak twierdzisz? -
spytała, a jej oczy gniewnie się zwęziły. - Nie zapominaj, braciszku, że ja
również odpowiadam za życie i bezpieczeństwo tych ludzi. Kiedy przyprowadzasz
do nas jednego z nich, mam prawo mieć co do niego podejrzenia. To szaleństwo
bratać się w nimi. - Ostatnie słowo
wymówiła z wyraźną pogardą.
Na zakończenie obrzuciła Luhana
złowrogim spojrzeniem, z powodu którego poczuł się okropnie winny. Nagle zaczął
postrzegać siebie jako ciemny charakter, ponoszący odpowiedzialność za zło
wyrządzone przez jego ludzi. W jednym momencie chciał zniknąć z pola rażenia
tego oskarżycielskiego spojrzenia. Nigdy nie pragnął stawać między Sehunem a
jego rodziną, nawet nie przypuszczał, że kiedykolwiek dojdzie do takiej
sytuacji.
Reszta zebranych obserwowała
ich z przejęciem, jednak w milczeniu, jak gdyby wciąż niepewni, którą stronę
rodzeństwa powinni poprzeć.
- Boa, ja mu ufam - powtórzył z
naciskiem Sehun, na co dziewczyna cicho prychnęła.- Luhan uratował mi życie.
Blondwłosa otworzyła usta,
jednak słowa brata sprawiły, że zatrzymała się ze zdziwieniem wypisanym na
twarzy.
- Tak - dodał. - Gdyby nie on,
nie byłoby mnie tutaj. Miał milion okazji, by mnie zabić, a tymczasem
wykorzystał jedną, by mnie uratować.
Słowa Sehuna sprawiły, że
poczuł się lżej, jak gdyby ktoś wziął z jego ramion ciężkie poczucie winy, z
którym sam sobie nie radził.
- On? -powtórzyła cicho,
mierząc Luhana tym razem niepewnie.
Blondyn obserwował, jak maska
nieufności i podejrzeń powoli znika z jej twarzy, pozostawiając po sobie
zagubienie i tłumioną wdzięczność.
- Boa, - zaczął Sehun zdecydowanie mniej śmiele niż
dotychczas. Zrobił kilka kroków naprzód, by stanąć tuż przed siostrą. Luhan
podążył jego śladem. - Boa, ja go kocham.
Po jego wyznaniu, oczy
dziewczyny rozszerzyły się w wyrazie jeszcze większego szoku. Luhan nie był w
stanie stwierdzić, co mogła w tamtym momencie czuć. Nie nazwałby tego kompletną
akceptacją, jednak dostrzegł w jej twarzy cień zrozumienia. Widział, że targają
nią sprzeczne emocje. Wyglądała na zagubioną, przez przez co, gdy spoglądął
raz na Sehuna raz na Luhana, wydawała się dużo młodsza i jeszcze drobniejsza.
Cisza nie mogła trwać dłużej
niż kilka sekund, jednak mimo to Luhan zdążył przegapić diametralną zmianę w
postawie dziewczyny, która nagle objęła mocno brata, kryjąc twarz w jego
ramionach. Lekko drżała pod kojącym dotykiem Sehuna, najwyraźniej płacząc.
Luhan zaczął czuć się jak
intruz w tej intymnej scenie między bratem i siostrą, jednak zanim zdążył
choćby odwrócić głowę, Boa oderwała się od Sehuna i spojrzała prosto na niego.
Długo mierzyła go wzrokiem, jak gdyby próbowała prześwietlić jego dusze. Uznał,
że równie dobrze dziewczyna mogła sprawdzać, czy w ogóle ją posiadał.
- Powinnam ci podziękować -
zaczęła słabym głosem, ocierając kilka łez. - Nawet jeśli wciąż nie jestem
przekonana, bo nie mam pojęcia kim jesteś, skąd jesteś i dlaczego tu jesteś.
Podsumowując, już nic nie wiem... mimo to, dziękuję.
I mimo to, Luhan czuł, że
naprawdę mu dziękowała. Nawet nie przypuszczał, że będzie to dla niego tyle
znaczyć. Uznał to za przełomowy moment na drodze do akceptacji, czego w duchu
tak bardzo pragnął.
- Nazywam się Luhan -
przedstawił się, tym razem samodzielnie. - Sam nie wiem już kim jestem i gdzie
należę. To przykre, ale chyba tak naprawdę nigdy tego nie wiedziałem. Od
jakiegoś czasu wiem jednak, że wszystko, co mnie określa, związane jest z
Sehunem. Dlatego tu jestem.
Boa niepewnie pokiwała głową,
ponownie przenosząc wzrok na brata. Wymienili między sobą spojrzenia, których
znaczenia Luhan nie był w stanie rozszyfrować.
- I naprawdę.. - zaczął
niepewnie, omiatając wzrokiem tłum . - Nie musicie się mnie bać. Obiecuję, że
nigdy nie wyrządzę wam żadnej krzywdy. Nigdy tego nie chciałem. - Gdy skończył,
spuścił wzrok na kamienną podłogę.
- Witaj, Luhan - odezwała się
cicho osoba z tłumu, tak samo jak uprzednio, wywołując ogólne poruszenie. -
Witaj wśród nas.
Osoba jednak zdecydowała się
pozostać anonimowa, bowiem nie wyłoniła się spośród reszty zebranych. Jak gdyby
chciała mówić w imieniu wszystkich, jak gdyby chcąc w ten sposób oficjalnie go
przywitać. Trochę niedorzecznie, ale Luhan w tamtym momencie poczuł się niczym
w rodzinie.
***
- Jak się czujesz?
Pytanie Sehuna miało zabrzmieć
zwyczajnie i niby przypadkowo, jednak Luhan od jakiegoś czasu czuł, jak ten w
milczeniu bada i próbuje rozszyfrować jego myśli. Na oficjalnym spotkaniu z
Dziećmi Księżyca nie wymienili między sobą zbyt wiele słów, jak gdyby
zapobiegawczo utrzymując między sobą dystans. Poza tym Luhan pierwszy raz miał
okazję zobaczyć Sehuna w roli przywódcy i ten władczy wizerunek również kazał
mu zachowywać się wobec niego bardziej formalnie.
Nie przypuszczał, że zostanie
tak gościnnie przyjęty, jednak dosyć szybko zaaklimatyzował się wśród
tajemniczej gromady niezwykłych osób, zupełnie zapominając, że sam nie był
jednym z nich. W duchu bowiem utożsamiał się z Dziećmi Księżyca.
Po spotkaniu Sehun nie zabrał
go z powrotem do domu, pragnąc pokazać mu resztę miejsca, które zwykł nazywać
domem, na co zgodził się bez większych przeciwwskazań. Zapewne, gdyby ten
poprosił go o zostanie tu na zawsze, Luhan nie zastanawiałby się długo.
Światło z milionów drobnych
kamieni docierało z przeróżnych miejsc w skałach a także zdobiło meble, jak i
ubrania Dzieci Księżyca. Luhan przyglądał im się z niegasnącym podziwem, nie
mogąc uwierzyć w ich istnienie. Kamienie znajdowały się nawet na dnie wielkiego
jeziora, nadając jego tafli magiczny połysk. Gdy razem z Sehunem zanurzyli się
w gorącej wodzie, Luhan miał wrażenie, że pływa w roztopionym fragmencie nieba.
- Chyba dobrze - odpowiedział,
przywołując na usta uśmiech. - Trochę jak bohater bajki.
- Mam nadzieję, że jesteś jej
pozytywną postacią - powiedział drażniąco Sehun.
- Jestem? - spytał, bowiem sam
nie mógł wyzbyć się wątpliwości.
Blondyn podpłynął do brzegu
jeziora i oparł się głową o skałę. Sehun podążył jego śladem i znalazł się tuż
przed nim. Jego blady tors subtelnie komponował się z błyszczącą powierzchnią
wody. Czasem, a szczególnie w takich okolicznościach, Luhanowi tak trudno było
uwierzyć, że był on prawdziwy.
- Jesteś - odparł stanowczo,
kładąc dłonie na skale po obu stronach blondyna. - Kiedy w końcu zaczniesz
wierzyć w samego siebie?
Wzruszył ramionami, jednak w
tamtym momencie zdał sobie sprawę, że Sehun miał dużo racji. Zawsze zastanawiał
się, w co powinien pokładać swoją wiarę, gdy tymczasem nigdy nie był do końca
przekonany wobec samego siebie.
- To przykre, że nie masz
pojęcia, kim tak naprawdę jesteś - dodał Sehun z frustracją.
- Powiedz mi - poprosił,
wbijając w niego desperackie spojrzenie.
Sehun prze chwilę milczał,
zastanawiając się, jak zacząć.
- Jesteś bardzo dziwny - zaczął
ze złośliwym uśmiechem, na co Luhan usiłował go podtopić, jednak chłopak okazał
się zbyt silny. - Jednak to właśnie świadczy o twojej niezwykłości. Na tym
świecie nie ma wielu takich jak ty. Czyste dobro jest bardzo cenne.
- Dlaczego tak uważasz? -
spytał, bo choć jego słowa mu schlebiały, to wciąż nie wiedział, czym sobie na
nie zasłużył.
- Niczego się nie boisz -
wyjaśnił, sunąc dłonią po twarzy chłopaka. - Zawsze ryzykujesz wszystko dla tego,
co kochasz. Nikogo nie słuchasz - po tych słowach wywrócił teatralnie oczami. -
Nie oceniasz. Możesz usłyszeć, że jesteś naiwny, ale tak naprawdę wiesz w co
należy wierzyć. Dla mnie jesteś nieustraszony i silny, jak nikt kogo znam.
Imponujesz mi i podziwiam cię, piękny.
- Sehun... - zaczął, ale coś
ścisnęło go w gardle, jak gdyby jego słowa pozbawiły go mowy.
- Jeśli ktoś zasłużył na dobre
życie, to właśnie ty - kontynuował tak samo pewnym i mocnym głosem, łapiąc
blondyna za ramiona, który nagle stał się zupełnie słaby. - Wiesz, jak je
przeżyć, bo wierzysz we właściwe rzeczy.
Luhan uniósł wzrok, bowiem nie
do końca rozumiał, co Sehun miał na myśli. Jasnowłosy na moment odwrócił wzrok
i zagryzł nerwowo usta, jak gdyby próbując na nowo znaleźć odpowiednie słowa.
- Zasłużyłeś na to, by poznać
całą prawdę - powiedział w końcu ciszej niż do tej pory. - Naszą tajemnicę, za
którą od tylu lat giniemy, a którą ludzie próbują od nas wyciągnąć. Prawdę o kamieniu
księżycowym i nieśmiertelności.
- Sehun, w porządku - przerwał
mu szybko Luhan, wystraszony jego powagą. - Wcale nie musisz mi tego zdradzać,
ja rozumiem. Naprawdę to rozumiem!
- Chcę ci ją podarować, Luhan -
wyznał, patrząc mu prosto w oczy. - Dlatego, że wierzysz we właściwe rzeczy,
dlatego, że nie gonisz ślepo za nieśmiertelnością, jak reszta ludzi. Nie zależy
ci na kamieniu księżycowym, który przy okazji, nie istnieje.
Luhan otworzył usta zszokowany
tym oświadczeniem, po czym szybko przebiegł wzrokiem po świecących kamieniach.
- To tylko zwykłe zabawki -
powiedział Sehun, jak gdyby czytając mu w myślach. - Zwyczajnie fragmenty skał,
które świecą jedynie dzięki naszej energii. Tak jak oczy - dodał, a jego
tęczówki zamigotały. - Nie mamy żadnej ukrytej broni, to po prostu część nas,
zupełnie nieszkodliwa i bezbronna. Tak naprawdę nasze dusze są tak samo
bezbronne jak wasze. I tak samo nieśmiertelne.
Luhan przekrzywił głowę,
zagubiony i przytłoczony ilością informacji. Sehun spojrzał na niego z politowaniem,
ale i dobrodusznym uśmiechem.
- Paradoks, prawda? W
rzeczywistości wszyscy posiadamy w sobie tyle samo nieśmiertelności, co wy.
Posiadamy za to inną umiejętność.
- Jaką umiejętność? - spytał
zniecierpliwiony, chcąc jak najszybciej zrozumieć, na czym polegała tajemnica
Dzieci Księżyca.
W odpowiedzi Sehun nachylił się
blisko jego twarzy i musnął wargami jego usta, przedłużając napiętą chwilę,
jednak skutecznie rozpraszając myśli Luhana.
- Pokażę ci ją, gdy przyjdzie
odpowiedni moment - obiecał, pozostawiając Luhana w niewiedzy, jednak z
odrobiną nadziei.
- Dobrze - zgodził się z lekkim
uśmiechem, wodząc dłońmi po szyi Sehuna. - Mamy czas.
Uznał, że piękną rzeczą było
gorące jezioro, którego woda nigdy nie stygła.
***
Wiara, jaką pokładali w czas
okazała się dla nich złudna. Doceniali życie i każdą chwilę, którą to im
ofiarowało, jednak możliwe, że stali się przez to zbyt beztroscy, pragnąc coraz
więcej i więcej. Miłość i czas dla nich nie stanowiły równowagi. Jedno kazało
zapomnieć o drugim, przez co trochę egoistycznie spędzili w siedzibie za
wodospadem kilka dni, zamiast jednej nocy.
Luhan tak bardzo nie chciał
wracać do rzeczywistości i z rozpaczą oglądał się za siebie, gdy udali się
podróż powrotną. W nocnym świetle nawet coś tak potężnego jak góry szybko
znikało z zasięgu wzroku, pozostawiając mu zdać się na obrazy z pamięci i
obecność Sehuna u swego boku. To właśnie on stanowił największą i najbardziej
znaczącą część jego wspomnień, dlatego fakt, że miał go przy sobie, motywował
go do powrotu.
Droga wydawała się równie długa,
jak uprzednio, tak samo tym razem większość odbyli w kojącej ciszy. Zimowa aura
sprawiała, że obaj ze wzmożoną siłą tęsknili za gorącym jeziorem.
Luhan patrząc na niebo doszedł
do wniosku, że zbliżał się świt, jednak osobiście nie odczuwał zmęczenia, jak i
nie myślał o swoim łóżku oferującemu możliwość snu. Tak naprawdę ani trochę nie
pragnął zobaczyć domu czy rodziny, choć widok jak gdyby na przekór zbliżał się
dosyć szybko.
Znajdowali się prawie przy
granicy jego rodzinnej posesji, gdy czyjeś agresywne wołanie zmusiło ich do
stanięcia w miejscu. Serce Luhana zamarło, bowiem głos brzmiał bardzo znajomo.
- Co to...? - spytał równie
zdziwiony Sehun, wychodząc przed drugiego chłopaka, jak gdyby chcąc go obronić
przed nieznanym zagrożeniem.
Zanim zdążył odpowiedzieć z
prawej strony wyskoczyła wysoka postać, trzymająca w dłoni długi miecz. Pomimo
mroku, blondyn nie miał najmniejszych problemów w rozpoznaniu atakującego.
- TY zdrajco! - krzyknął
wściekle Kris, rzucając się na brata z bronią.
- Kris! - zawołał błagalnie
Luhan, jednak wiedział, że to na marne.
Sehun odepchnął go z pola zasięgu
broni, natomiast sam wyciągnął jedyne, co zwykł przy sobie nosić - długi sztylet, który
przy mieczu wyglądał bardzo mizernie. Próbował odpierać ataki, jednak po chwili
doszedł do wniosku, że długo tak nie wytrzyma. Luhan z przerażeniem przyglądał
się scenie, krzycząc na brata, by przestał i błagając, by go wysłuchał.
- Przyniosłeś nam hańbę! -
wykrzykiwał Kris, trochę na oślep próbując dosięgnąć Sehuna. - Jesteś zwykłym
zdrajcą! Jak śmiałeś bratać się z czymś takim!
- Zamknij się, Kris! O niczym
nie masz pojęcia! - odparł równie wściekły, jak wystraszony, próbując minąć
Sehuna i dosięgnąć brata, nawet jeśli nie posiadał żadnej broni. Wierzył
bowiem, że Kris nie mógłby go naprawdę zranić. - Daj mi to wyjaśnić!
Ataki jego brata stały się
trochę słabsze, tak samo jak Sehuna, który od początku jedynie trzymał gardę.
Walka jednak zdawała się nie mieć końca.
- Proszę cię.. - zaczął
ponownie Luhan, gdy prawie udało mu się podejść przed Krisa, jednak Sehun znów
go powstrzymał. - Proszę...
Przerwał, bowiem nad ramieniem
brata dostrzegł jeszcze jedną postać, a pierwsze co rzuciło mu się w oczy to
drwiący uśmiech triumfu, który tak doskonale znał, a który tak bardzo
nienawidził. Jego ojciec przyglądał się spokojnie scenie, powoli i
niezauważalnie zbliżając się do nich.
- Kris, błagam cię, przestań!-
krzyknął desperacko i nareszcie wychodząc przed Sehuna.
Rzucił się na brata zupełnie
bezbronny, po czym chwycił za klingę, która zatrzymała się w powietrzu tuż nad
jego ramieniem. Ścisnął ją mocno, przez co po nadgarstku zaczęła mu ściekać strużka
krwi.
- Zastanów się, w co tak
naprawdę wierzysz, bracie - powiedział cicho, nie zwracając uwagi na ranę jak i
krzyki Sehuna, który próbował go odciągnąć z pola ataku. - Ten jeden raz mnie
posłuchaj.
Kris milczał, sapiąc głośno,
jak gdyby naprawdę toczył walkę z samym sobą. Jego brwi zmarszczyły się w
wyrazie rozdarcia, a jego oczy spotkały intensywne spojrzenie Luhana. Mierzyli
się wzrokiem kilka sekund, w których Luhan był tak zajęty przekonywaniem brata,
że nie zauważył swojego ojca. Krzyk Sehuna wyrwał ich z tego stanu, po czym
oczy Krisa zamknęły się, gdy został powalony ciosem przez starszego mężczyznę.
- Twój brat jest takim samym
głupcem, jak ty - powiedział, patrząc z niesmakiem na nieprzytomnego syna. - Z
tą różnicą, że łatwiej było go kontrolować.
Ojciec, w odróżnieniu od Krisa,
nie rzucił się na nich z bronią, a jedynie przyglądał im się z drwiącym
uśmiechem na wąskich ustach. Luhan odnalazł na jego twarzy ślad politowania,
gdy przyglądał się ich splecionym dłonią, by następnie przenieść wzrok na
trzymany w dłoni sztylet.
- Nie przedstawisz mi swojego
nowego przyjaciela, synu? - wysyczał, wbijając wzrok w oczy Sehuna.
Chłopak wysunął się przed Luhana, stając między nim a ojcem. Luhan położył wolną dłoń na jego
ramieniu, chcąc , by ponownie się cofnął.
- Nie zasłużyłeś, by go poznać -
warknął gniewnie, na co mężczyzna jedynie zaśmiał się sardonicznie.
- Nie zasłużyłem? - spytał,
okręcając niedbale nóż w dłoni. - Cóż, poznam go w ten czy inny sposób, a tobie
mogę jedynie podziękować za przyprowadzenie mi go pod same drzwi. Jednak do
czegoś się przydajesz, synu.
Luhan czuł, jak mięśnie Sehuna
się napinają, dlatego wzmocnił uścisk, choć sam miał problemy z kontrolowaniem własnej
wściekłości.
- Możesz o tym zapomnieć -
wysyczał, mrużąc oczy.
- Nie, synu - zaczął udawanym
miłym tonem. - To ty możesz zapomnieć o nim - dodał, w jednej sekundzie unosząc
nóż.
Nocną ciszę przecięły krzyki
trzech osób. Mężczyzna rzucił się z wrzaskiem na Sehuna, który starał się za
wszelką cenę osłonić Luhana. Ten jednak pragnął obronić jego, dlatego w tym
samym momencie, z całej siły, odepchnął
go na bok, sam stając w polu ataku własnego ojca. Krzyknął, gdy nóż ugodził go
w bok.
"Zawsze ryzykujesz wszystko dla tego, co kochasz."
Upadł na ziemię, prawie nie
słysząc krzyku Sehuna, jednak nie dotknął podłoża, bowiem ten chwycił go w
swoje ramiona. Nie widział przerażonej twarzy chłopaka, a jedynie oszołomioną
postać ojca, który zamarł z nożem w ręce.
" Pamiętaj, że ten świat niszczy wszystko, co piękne."
Mimo to, zauważył na granicy
świadomości, bowiem ból stawał się nie do zniesienia, warto walczyć za rzeczy
piękne. Mocniej chwycił dłoń Sehuna.
- Stało się - powtórzył cicho
słowa, które niegdyś Sehun wypowiedział nad zmarłą matką. - Byłeś tego warty.
Obraz przerażonego ojca
przesłoniła mu blada twarz Sehuna, który ujął jego policzki w swoje dłonie.
Były ciepłe, co stanowiło miłą odmianę, bowiem zaczął odczuwać chłód na całym
ciele.
- Wytrzymaj jeszcze chwilę,
proszę cię . - Usłyszał rozpaczliwe i błagalne wołanie swojego ukochanego i
postanowił z całych sił je spełnić, nawet jeśli ulatujące z niego życie
zmuszało go do zamknięcia oczu. - Wytrzymaj, piękny.
Tak bardzo starał się dla niego
pozostać przy życiu, choć wiedział, że nie wygra z własną śmiertelnością.
Chciał go za to przeprosić, jednak nie miał już siły mówić.
- Ty! - krzyknął Sehun,
odwracając się do mężczyzny, który upadł na kolana i patrzył z niedowierzeniem
raz na jednego, raz na drugiego syna. - Jesteś potworem. Nic nie wartym
potworem, który nie zasługuje na życie, jednak dla niego, nie mogę cię zabić.
Zginiesz rażony własną bronią, a tymczasem niech twoje męki trwają jak
najdłużej!
Mężczyzna nie zareagował.
- Luhan? - Sehun ponownie
zwrócił się do niego delikatnym tonem. - Jednak jesteś głupcem - powiedział
przez łzy. - A mimo to podziwiam cię i kocham, jak nikt nigdy nikogo nie
kochał. Wierzę w ciebie.
"Wierzę w ciebie".
- Pamiętaj o mnie - wyszeptał
Sehun, gdy nachylił się nad prawie nieprzytomnym Luhanem i złożył na jego
ustach subtelny pocałunek. - Przepraszam i dziękuję ci za wszystko. Nigdy nie
przypuszczałem, że tak szybko tego doświadczymy...
"Jeśli ktoś zasłużył na dobre życie, to właśnie ty."
- Luhan, żyj - powiedział, a
raczej zażądał, po czym zaczął ręką wodzić wokół swojej szyi. - Żyj najlepiej
jak tylko potrafisz.
Blondyn zamknął oczy, a po
chwili poczuł, jak ktoś unosi jego głowę. Ostatkiem sił uniósł powieki, by
zobaczyć, jak Sehun wiesza mu na szyi znajomy naszyjnik z kamieniem. Ten sam,
który kiedyś zabrał od swojej matki.
Nie wiedział co się dzieje, ale
miał wrażenie, że naszyjnik przeszywa jego skórę na wskroś i rozchodzi się po
całym ciele. Czuł na zmianę falę gorąca i zimna, dreszczu i odrętwienia. Zanim
zdążył nad tym zapanować, coś ciężkiego opadło mu na brzuch. W jednym momencie
ocknął się, zdając sobie sprawę, że czuje się zupełnie dobrze.
Uniósł się do pozycji siedzącej
i zaskoczony zauważył, że drugi chłopak nieprzytomnie spoczywa na nim. Przyjrzał
się kamieniowi na swojej szyi, który pod wpływem jego dotyku zajarzył się
srebrem.
- Sehun? Co się stało? - spytał
niepewnie, przekręcając śpiącego chłopaka na plecy, by móc zobaczyć jego twarz.
- Sehun?
Dotknął jego bladego policzka,
który był nienaturalnie chłodny. Przerażony podniósł się z ziemi i zaczął badać
nieprzytomnego z paniką w sercu.
- Sehun! - krzyknął
rozpaczliwie, przedzierając ciszę.
Przyłożył dłoń w miejsce, gdzie
znajdowało się jego serce. Nie odczuł jego bicia. Nie odnotował ani jednego
oddechu.
- Nie - wyszeptał z niedowierzaniem,
przyglądając się Sehunowi. - Nie mogłeś mi tego zrobić! Nie miałeś prawa!
Łzy ciekły mu po policzkach,
ciągle zamazując mu pole widzenia. Całym sobą nie chciał tego przyznać, ale
Sehun...
Sehun oddał mu swoją nieśmiertelność.
Zaczął krzyczeć jeszcze
głośniej, gdy nagle ciało ukochanego zaczęło zamieniać się w srebrny pył.
Naiwnie próbował temu zapobiec, jednak po chwili siedział samotnie otoczony
tylko tym jasnym pyłem. Uniósł głowę i wykrzykując niezrozumiałe słowa,
próbował dać upust swojej goryczy. Spojrzał w górę i na moment zamarł w
miejscu, urywając lament.
Na ciemnym nieboskłonie
zobaczył coś, czego nigdy wcześniej nie był w stanie zobaczyć.
Srebrny księżyc.
Nie mógł w to uwierzyć.
Powoli, zachowując kamienną
twarz, wstał z ziemi i zwrócił się w stronę ojca. Gdy ich spojrzenia się
skrzyżowały zobaczył na twarzy mężczyzny strach i niedowierzanie. Wyglądał, jak
gdyby stanął twarzą w twarz ze swoim koszmar, a w jego szeroko rozwartych
źrenicach zobaczył odbijające się srebrne światło.
Luhan widział w nich odbicie swoich oczu.
- To jednak prawda - wyszeptał
oszołomiony.
Dopiero wtedy zrozumiał,
dlaczego Sehun nie pokazał mu od razu, na czym polegał dar Dzieci Księżyca.
- Chciałbym powiedzieć ci teraz
wiele rzeczy - odezwał się poważnym, jednak spokojnym tonem. - Ale nie warto
tracić czasu na tak wynaturzone istoty jak
ty..
Mężczyzna otworzył usta, jednak
nie potrafił wypowiedzieć ani jednego słowa. Wyciągnął przed siebie rękę, jak
gdyby chcąc go zatrzymać, jednak Luhan odwrócił się od niego i ruszył wgłąb
lasu.
- Żegnaj, kimkolwiek dla mnie
byłeś
Miał wrażenie, że całe jego
ciało i wnętrze krwawi, jednak mimo to nie przestawał iść na przód. Chciał
płakać i płakał, choć przynosiło to jedynie tymczasową ulgę. Myślał o chłopcu z
jasnymi włosami i bladą cerą, z zadziornym uśmiechem na twarzy. Uśmiechał się
przez łzy, mając wrażenie, że za moment upadnie.
Teraz, gdy stracił swoje
przeznaczenie nawet wiara w białe kruki wydawała mu się niemożliwa.
Mimo to, szedł naprzód, ściskając
w dłoni srebrny kamień, który kochał i nienawidził jednocześnie. Szedł, by żyć.
Żyć najlepiej jak tylko potrafi.
***
Witam,
tak jak obiecałam
pojawiam się z drugą a zarazem finałową częścią.
Co ja mam teraz
powiedzieć...
Stało się. Z jakiegoś
powodu zbiera mi się na płacz i bardzo mi z tym głupio.
Dziękuję wszystkim,
którzy zechcą poświecić chwilę na przeczytanie tej historii. Chętnie poznam
Wasze zdanie, bez względu na to, czy będzie pozytywne czy też negatywne. To
pomocne wiedzieć takie rzeczy.
Wczoraj zapomniałam
podziękować wszystkim za nominacje do nagród. Za każdym razem czuję się
zaszczycona i chcę Wam powiedzieć, że jesteście wspaniali! Wybaczcie mi jednak,
że nie odpowiadam, ale nie zwykłam jeszcze do udzielania się w tego typu
akcjach. Mimo wszystko, wiedzcie, że jestem bardzo wdzięczna.
Chciałabym
powiedzieć, że niedługo dodam kolejne opowiadanie, ale póki co jest ono w fazie
bardzo początkowej, więc proszę o cierpliwość.
Do usłyszenia
wkrótce!
Całuję!