GATUNEK: Romans
BOHATEROWIE: Lu Han, Oh Sehun
OSTRZEŻENIA: brak
Coś było z nim nie tak. Wszyscy,
którzy znali go osobiście czy nawet jedynie ze sceny pozostawali zgodni, że Lu
Han zachowywał się inaczej. Nikt nie ośmielił się powiedzieć tego na głos, nikt
nie pytał, nie próbował dawać rad w obawie przed powrotem do świeżo przeżytego
koszmaru. W duchu dziękowali, że wrócił, że miał siły do walki i chęć robienia
tego, co zwykł kochać. Starali się przymykać oko na nerwowość, z jaką rozglądał
się po publiczności na każdym koncercie, starali się nie zwracać uwagi na to,
jak gwałtowanie reagował na każdy błysk flesza, starali się udawać, że w
rzeczywistości wszystko wracało do normy. Nawet jeśli tak naprawdę Lu Han nigdy
do nich nie wrócił, chcieli wierzyć, że z czasem odzyskają jego ducha, powoli
poddając go licznym terapiom.
Nikt nie przypuszczał, że Lu Han wcale
nie potrzebował terapii. Potrzebował zupełnie czegoś innego, ale tego nie mogli
wiedzieć, bowiem chłopak nigdy nie zdradził im, co działo się z nim przez te
miesiące nieobecności. Wszystkie piękne wspomnienia, które przywoływał w
pamięci z bolesnym uściskiem w piersi pozostawił dla siebie, ukryte głęboko na
dnie serca.
Milczeniem skomentował wszystkie
pytania, którymi zaatakowano go po powrocie. Tak naprawdę od tamtego momentu
Luhan odzywał się bardzo rzadko, jednak zapewniał wszystkich, że nic mu nie
jest. Było w porządku, mógł dalej występować. Nie upadnie i nie załamie się
ponownie.
To właśnie mu obiecał.
Sehun mógłby być z niego dumny, uznał.
Ale czy był? Czy w ogóle miał o tym pojęcie?
Nie wiedział.
Z rozpaczą szukał go w tłumie, za
każdym razem kończąc z poczuciem gorzkiego rozczarowania.To sprawiało, że coraz
bardziej żałował podjętych decyzji i tego, jak przedwcześnie zakończył
najpiękniejszy etap swojego życia. Żałował tak bardzo, że zaczynał odczuwać
wstręt i nienawiść do Lu Hana. Miał wrażenie, że stał się ofiarą samego siebie,
że zamyka sobie drogę ucieczki, będąc tym, kim jest.
Ale... nie mógł się poddać, nie mógł
złamać obietnicy.
Nawet jeśli Sehun tak naprawdę wymazał
go ze swojego życia i zupełnie nie obchodziły go dalsze losy kłamcy, któremu
kiedyś zaufał.
Tego typu myśli sprawiały, że
nienawidził się nawet bardziej.
***
-
Noona, co to takiego?
Kobieta zatrzymała się w drodze do
wyjścia i spojrzała na niego przez ramię. Luhan wskazał na trzymaną w ręku brązową kopertę, którą znalazł obok swojej
torby. Wyraz jej twarzy wskazywał na to, że widziała ją pierwszy raz na oczy.
- Nie wiem, Luhan - odparła szczerze,
wzruszając ramionami. - O niczym mnie nie informowano.
- Jest podpisana moim imieniem... -
powiedział, oglądając kopertę. - Noona, czy ktoś był w garderobie, gdy byłem na
scenie?
W odpowiedzi zdezorientowana
dziewczyna ponownie wzruszyła ramionami, bowiem wiedziała dokładnie tyle, co
on.
- Nie wiem, skarbie - wyznała
bezradnie. - Najlepiej otwórz i sprawdź, co jest w środku.
Pokiwał głową i zabrał się za
rozdzieranie zaklejonego papieru.
- Muszę już iść - dodała po chwili, po
czym ruszyła do wyjścia. - Przyjadę po ciebie jutro o ósmej. Suho zabierze cię
do apartamentu.
- Dobranoc, noona - powiedział
zamyślony, całkowicie skupiony na tajemniczej kopercie.
Drzwi garderoby zamknęły się w
momencie gdy skończył rozdzierać papier. Wyciągnął plik kartek,z których
pierwsza była jego zdjęciem. Ktoś uchwycił moment z wczorajszego koncertu, gdy
wykonywał jedną ze swoich wysokich nut. Zmarszczył brwi zdezorientowany, bowiem
nie rozumiał, dlaczego ktoś miałby mu przysyłać coś takiego. Nie prosił nikogo
o swoje zdjęcia, jednak po chwili przyszło mu do głowy, że mogą one stanowić
czyjeś portfolio. Nikt wcześniej nie oferował mu swoich usług, a z drugiej
strony on nie szukał fotografa.
Cóż, może faktycznie szukał jednego,
ale z innych pobudek. Był również pewien, że ten konkretny fotograf nie szukał
jego.
Czy na pewno?
- Niemożliwe - mruknął do siebie, choć
w jego sercu zapaliło się światełko nadziei.
Odłożył zdjęcie na szafkę, by obejrzeć
kolejne, tym razem nie przedstawiało jego, a czyjeś nogi w parze czerwonych
trampek. Ktoś stał na chodniku, gdzie białą kredą nakreślony był adres
pocztowy, a obok niego stał pusty kubek po bubble tea. Przyglądał się zdjęciu
dłuższą chwilę, próbując rozczytać niewyraźne pismo, a przy tym czuł się coraz
bardziej zagubiony. Zajrzał ponownie do koperty, jednak nic więcej tam nie
znalazł.
Cz to żart? przypuszczał, tempo
wpatrując się w czerwone trampki.
Czerwone trampki.
Luhan zamarł w miejscu ze zdjęciem
przy twarzy, zdawszy sobie sprawę, jak znajomo wyglądały te buty. Jego własne
trampki, w których pokonał najdłuższą trasę w swoim życiu, w których uciekł
tamtego dnia z lotniska, w których poznał Jego. Owe buty były porzucone i zapomniane
w mieszkaniu Sehuna, w każdym razie tam widział je ostatni raz. A teraz wszystko
wskazywało na to, że buty znów wyruszyły w trasę na nogach innego właściciela.
Czy to możliwe?, pytał samego siebie,
w momencie gdy jego serce zaczynało walić coraz mocniej. Czy Sehun naprawdę tu
był? Czy to on zrobił to zdjęcie z koncertu?
Nie wiedział, czy może uwierzyć swoim przeczuciom,
choć całym sobą niczego innego nie pragnął. W milczeniu uważnie oglądał
fotografie ze wszystkich stron, jak gdyby w nadziei, że zaraz wyskoczy z nich
sam Sehun i wszystko wyjaśni. Minuty mijały, a on nie doświadczył żadnego cudu,
jednak można powiedzieć, że fotograf naprawdę do niego przemówił, bowiem na
odwrocie zdjęcia znalazł krótką, ręcznie nakreśloną wiadomość.
"Pytaj o Suzy"
Luhan już dawno nie był tak zagubiony,
a jedyne co mu w tamtym momencie pozostało to pobiec pod podany adres, z myślą,
że tam odnajdzie zarówno samego siebie, jak i Sehuna. Nie myśląc długo, wybiegł
z garderoby gotowy z miejsca udać się w tamto miejsce, ignorując późną godzinę,
jak i fakt, że nie miał pojęcia, w którą stronę i jak tam dotrzeć. Jego zapał
na moment ostudziło zderzenie z menedżerem, tuż za drzwiami pomieszczenia.
- Zwolnij trochę - zawołał wystraszony
do Luhana, łapiąc go za ramiona, by odzyskał równowagę. - Wszystko w porządku?
- dodał, przyglądając mu się z troską.
- Tak, przepraszam hyung - odparł,
kiwając głową. Odsunął się pod ścianę i spojrzał zamyślony w stronę wyjścia,
bowiem miał wrażenie, że jego duch pobiegł dalej. - Suho, czy wiesz, co to za
adres? - spytał po chwili, wręczając chłopakowi zdjęcie.
Wziął je od niego i przyjrzał się
napisowi, w skupieniu marszcząc brwi. Gdy skończył, spojrzał pytająco na
Luhana, a następnie ponownie na zdjęcie, jak gdyby próbując wyciągnąć jakieś
wnioski. Chłopak przekrzywił głowę, w zniecierpliwieniu czekając na odpowiedź.
- To adres miejskiego szpitala - wyjaśnił
spokojnie, na co zmarszczył brwi. - Skąd masz to zdjęcie? I dlaczego chcesz...
- Hyung, proszę, nie pytaj - przerwał
mu błagalnym tonem. - Sam jeszcze nie wiem - dodał szczerze.
Suho w odpowiedzi pokiwał kompromisowo
głową, mając w pamięci, by nie zadawać chłopakowi za dużo pytań i nie naciskać
na niego. Zadanie to nie było łatwe, bowiem jako jego menadżer miał ciągle na
uwadze bezpieczeństwo i samopoczucie swojego idola.
- Czy... czy możesz mnie tam zabrać? -
spytał niepewnie, próbując ułożyć w głowie
plan i jednocześnie próbując zrozumieć rzekomy plan Sehuna.
Suho zamrugał kilkakrotnie zdziwiony
jego prośbą.
- Teraz? Już prawie północ - zaczął,
spoglądając na wyświetlacz telefonu. - Czy to pilne? Wszystko z tobą w
porządku, dobrze się....
- Tak, Suho, czuję się dobrze i nic mi
nie jest - ponownie mu przerwał. - Po prostu... chcę coś sprawdzić.
Zapytać o Suzy, dodał w myślach,
zastanawiając się, kim była tajemnicza, wspomniana kobieta. Nic, żaden sensowny
powód nie przychodził mu do głowy.
- Słuchaj, Luhan, czy nie możemy tego
przełożyć do jutra? - spytał ostrożnie Suho. - Jest już późno... Musisz
odpocząć.
Czuł się sfrustrowany i przytłoczony
wizją czekania i zapewne nie zmrużenia oka przez całą noc, jednak z drugiej
strony, nie miał siły się z nim kłócić. Rozsądek podpowiadał mu, że to w istocie nie była dogodna godzina na
odwiedziny, a jego cel mógł już spać.
- Dobrze - zgodził się z ciężkim
westchnieniem. - Ale zadzwoń do noony i powiedz, żeby jutro po mnie nie
przyjeżdżała i odwołała wszystkie plany - poinstruował go, ruszając w stronę
wyjścia. - Wracajmy do domu, hyung.
- Ale... odwołała....- Suho zaczął się jąkać niezadowolony obrotem
spraw.
Luhan odwrócił się w jego stronę i
spojrzał na niego z zaciętym wyrazem twarzy.
- Zrób to, hyung - poprosił, a raczej
zażądał, po czym znów ruszył przed siebie.
Suho pokiwał głową bardziej do siebie.
Nie widział podobnej determinacji u Lu Hana od bardzo dawna, a widzieć ją po
tak długim czasie znaczyło, że jednak znalazło się jeszcze coś na tym świecie,
co miało dla niego znaczenie. Tak bardzo chciał wiedzieć, co ruszyło jego
obumarłym sercem.
***
- Mam tu na ciebie zaczekać czy
iść? - spytał Suho, gdy zatrzymali się
na parkingu pod miejskim szpitalem.
- Nie.
- Luhan, czy ty mnie w ogóle słuchasz?
- jęknął zirytowany, przyglądając się swojemu zamyślonemu towarzyszowi.
Nie, nie słuchał, bowiem w jego głowie
panował mętlik. Zupełnie nie rozumiał, jakim cudem znalazł się pod szpitalem
oraz jaki miało to związek z Sehunem. Nie wiedział, co miała przynieść ta
wizyta, jednak desperacko trzymał się jedynej karty, jaką posiadał.
-Luhan? - Usłyszał zniecierpliwione
wołanie Suho, na co powoli odwrócił wzrok od budynku, by spojrzeć na kierowcę.
- Pójdę sam - odparł stanowczo. - I
nie czekaj na mnie, hyung. Poradzę sobie - dodał, w momencie, gdy chłopak
otworzył usta, by zaprotestować. - Dzięki. Widzimy się później!
- Ale... - zaczął, jednak wzrok Luhana
kazał mu przestać. - Dobrze, jak chcesz - powiedział z westchnieniem.
Luhan wysiadł z auta i ruszył w stronę
głównego wejścia placówki, zupełnie nieprzygotowany i bez żadnego planu
działania. Miał wrażenie, że jego nogi same ciągnęły go naprzód, w momencie,
gdy reszta ciała pozostawała bezwładna.
Pchnął szklane drzwi i znalazł się w
długim korytarzu przepełnionym ludźmi zarówno zdrowymi, jak i chorymi, a także
równą im ilością lekarzy w białych kitlach. Miał wrażenie, że wtargnął do
gniazda zorganizowanych owadów, z których każdy wypełniał swoje ściśle
określone zadanie. Poruszali się szybko, często ignorując nawzajem, każdy ze
świadomością wagi swoich spraw i obowiązków. To wrażenie dało mu do
zrozumienia, jak bardzo sam nie pasował do struktury tego miejsca oraz z jak
niedorzecznym powodem tu przychodził.
Ignorując rodzące się w nim wahania,
podszedł do lady recepcji, która stała na środku korytarza niczym główne źródło
informacji. Niepewnie przyglądnął się młodej kobiecie siedzącej po drugiej
stronie, która zajęta była zapisywaniem
czegoś na kartce. Odchrząknął, jednocześnie próbując skonstruować swoje
pytanie w sposób jak najbardziej rzetelny, choć ciężko przychodziło mu stworzyć
logikę, gdy dysponował jedynie absurdem.
- W czym mogę pomóc? - zapytała
kobieta, nie odrywając wzroku od kartki.
- Ja... - zaczął, jąkając się nerwowo.
- Chciałem o coś zapytać.
Kobieta przerwała pisanie lekko
zaintrygowana. Gdy jej wzrok padł na Luhana, otworzyła usta, a jej brwi wygięły
się w łuki, zdradzając zaskoczenie.
- To ty - powiedziała, jak gdyby nie
wierząc własnym oczom.
Po tych słowach doszedł do wniosku, że
najprawdopodobniej była jego fanką. Pomimo upływu czasu, tak często zapominał,
kim jest i z czym się to wiązało. Nie
przypuszczał, że ktoś może go rozpoznać, jednak miał nadzieję, że tym razem
nie będzie musiał tego żałować, a może nawet ułatwi mu zadanie.
- Jesteś Luhan - powiedziała, gdy
chłopak milczał.
Pokiwał głową, bo i nie miał pojęcia
jak się zachować wobec wyznanej oczywistości.
- Czekałam na ciebie - dodała z
tajemniczym uśmiechem, na co to tym razem on wytrzeszczył oczy w zdziwieniu. -
Nie byłam do końca przekonana, że przyjdziesz, ale Sehun tak uparcie mnie o tym
zapewniał.
Jego imię w ustach tej nieznajomej
zdziwiło go jeszcze bardziej, a zarazem dało nadzieję i pozwoliło wierzyć, że
trafił na dobrą drogę.
- Znasz Sehuna? Czy to ty jesteś Suzy?
- spytało gorączkowo, nachylając się bliżej kobiety.
- Tak i nie - odparła, nie przestając
się uśmiechać. - Mam na imię Shea i wiem, gdzie ją znajdziesz. Sehun to szalony chłopak, ale ma
dobre serce, dlatego zgodziłam mu się pomóc.
Przekrzywił głowę, próbując zrozumieć,
w czym odnalazła szaleństwo i dobroć Sehuna, jednak dziewczyna nic więcej nie
powiedziała, a jedynie utrzymywała tajemniczy uśmiech. Wstała z zajmowanego
krzesła i obeszła ladę dookoła, by stanąć tuż przy Luhanie. Gdy siedziała,
dostrzegł, że była osobą drobnej budowy, jednak nie przypuszczał, że aż tak
będzie górował nad nią wzrostem. Dziewczyna zadarła głowę, by na niego
spojrzeć.
- Chodźmy - ponagliła go i skierowała
w stronę windy.
Bez słowa dotrzymywał jej kroku. Gdy
znaleźli się wewnątrz, recepcjonistka wcisnęła numer na piąte piętro i oparła
się o lustrzaną szybę, po czym zmierzyła chłopaka od góry do dołu, jak gdyby
poddając go prywatnej ocenie. Luhan włożył ręce do kieszeni spodni, niepewny co
powiedzieć, o co spytać, jak i tego co właśnie robił. Krótką podróż windą
odbyli w niezręcznym milczeniu.
- Suzy to nasza ukochana pacjentka -
zwróciła się do niego, gdy znaleźli się na odpowiednim piętrze. - ma pięć lat i
choruje na mukowiscydozę.
Informacja zarówno zaskoczyła, jak i
zmartwiła Luhana, bowiem nie tego się spodziewał. Wciąż nie był pewien,
dlaczego Sehun wysłał go do tej chorej istoty, jednak w jego głowie powoli
klarował się obraz sytuacji.
- To urocze dziecko - dodała
recepcjonistka, gdy stanęli pod salą z numerem 5. - Choć nie jestem lekarką,
spędzam z nią wiele czasu. Kilka dni temu wzięłam ją na spacer po parku koło
szpitala i właśnie tam poznałam Sehuna. To było... wyjątkowe spotkanie.
W odpowiedzi Luhan zmarszczył brwi i
przyglądnął jej się badawczo, bowiem dziwne myśli zaczęły krążyć po jego głowie
i żadna z nich nie poprawiała mu nastroju. Nie odezwał się jednak i nie zapytał
o nic, pozwalając kobiecie kontynuować.
- Bo widzisz, Suzy to piękna, urocza
dziewczynka, ale nikt z nas nigdy nie widział, by choć raz się uśmiechnęła.
Jest smutna i czegokolwiek bym nie robiła, ona pozostaje zamknięta w swoim
kokonie nieszczęścia... czy teraz rozumiesz, dlaczego spotkanie z Sehunem było
wyjątkowe?
Pokiwał głową, chcąc dać do
zrozumienia, że się domyśla.
- Tamtego dnia pierwszy raz usłyszałam
jej śmiech. To najcudowniejszy dźwięk, jaki kiedykolwiek słyszałam - wyznała
rozmarzona. - Nie znam cię, ale Sehun tak bardzo nalegał byś ją poznał. Wierzę,
że miał ku temu dobry powód.
Luhan zaczynał rozumieć, co chłopak chciał
osiągnąć, jednak sam szczerze wątpił w jego szczytny plan. Nie dał tego po
sobie poznać, wymuszając u siebie niewyraźny grymas, podobny do uśmiechu.
Żałował, że nie stać go na nic lepszego.
- Chcesz ją poznać? - spytała, kładąc
dłoń na klamce. - Śmiało - dodała zachęcająco, klepiąc go po plecach.
Po chwili głębokiego zastanowienia,
pokiwał powoli głową i wszedł do środka. Kobieta pomachała mu z progu, jednak
nie weszła za nim.
Omiótł wzrokiem jasne, przytulne
pomieszczenie, przypominające dziecięcy pokój z pastelowymi rysunkami na
ścianach i kolorowymi firankami w oknie. Znajdowało się tam tylko jedno
pojedyncze łóżko, które zajmowała siedząca, czarnowłosa dziewczynka o dużych,
ciemnych oczach, które mierzyły go z zaciekawieniem i lekką obawą. Luhan musiał
przyznać, że i w jego sercu zapanowały podobne uczucia, jednak starał się
zatuszować irracjonalny strach niewyraźnym uśmiechem. Pomachał małej
dziewczynce, po czym zrobił niepewny krok w jej stronę.
- Lulu? - spytała, zabawnie
przekrzywiając głowę.
Zapytany zamarł w miejscu, będąc w
szoku, że zwróciła się do niego po imieniu. Po tym imieniu. W międzyczasie dziewczynka uklęknęła na łóżku, by
znaleźć się odrobinę wyżej.
- Ty musisz być tajemniczą Suzy - powiedział
w końcu, na co przytaknęła.
- Sehunnie mówił, że do mnie
przyjdziesz - dodała, nie okazując ani cienia strachu wobec nieznajomego
chłopaka. - Sehunnie mówił, że jesteś zabawny.
Uniósł brwi, w duchu zupełnie nie
zgadzając się z tą opinią, jednak nie mając serca sprzeciwić się wobec małej
dziewczynki. Podszedł do łóżka i usiadł na jego skraju pod bacznym spojrzeniem
Suzy, która także wróciła w tym momencie do pozycji siedzącej.
- Ach tak? Co jeszcze Sehunnie o mnie
mówił? - spytał ciekawy, opierając się o słupek łóżka.
- Mówił, że przypominasz jelonka Bambi
- wyznała z typową dla dziecka szczerością, na co chłopak nie powstrzymał się
od lekkiego prychnięcia.
Nie mógł uwierzyć, że tak go określił.
Co za drań. W żaden sposób nie potrafił się z tym zgodzić.
- Sehunnie mówił prawdę - dodała,
kiwając głową, jak gdyby przytakując samej sobie.
- Naprawdę? - spytał, nie dowierzając,
jednak nie mógł sprzeczać się z tą uroczą, małą istotą. - Bambi nie jest zbyt
zabawny - dodał po chwili.
W odpowiedzi pokiwała głową i ponownie
uklęknęła na łóżku. Tym razem to on przekrzywił głowę, co najwyraźniej lekko
rozbawiło dziewczynkę, bo kąciki jej ust zadrgały, jednak wciąż pozostawały
niewzruszone.
- Wiem. Bambi był bardzo smutny, bo
stracił swoją mamę - wyjaśniła poważnym tonem, jak gdyby szczerze współczuła
animowanemu jelonkowi. - Ale Ty nie płacz, Lulu. - Po tych słowach mała
istota nachyliła się nad nim i objęła go za szyję swoimi drobnymi ramionami.
Luhan znieruchomiał zupełnie
zaskoczony jej gestem, jej słowami i tym, jak bardzo w tamtym momencie miał ochotę
płakać. Odwzajemnił uścisk bardzo delikatnie i nieśmiało, próbując doprowadzić
się do stabilnego stanu, jednocześnie nie mogąc uwierzyć, jak wielki wpływ
miało na niego to dziecko.
- Nie będę, Suzy - obiecał zarówno jej
jak i samemu sobie.
Dziewczynka odsunęła się od niego, po
czym obdarzyła go najpiękniejszym uśmiechem, jaki kiedykolwiek widział.
Wyglądała jak mały aniołek, a on czuł, że ulega jej urokowi i irracjonalnie
szybko oddaje jej swoje serce.
- Masz rację, Sehunnie mówił prawdę.
Jestem bardzo zabawny - powiedział, obiecując sobie, że zrobi wszystko, by
jeszcze raz zobaczyć ten piękny uśmiech.
***
Zniecierpliwiony otworzył otrzymaną od
dziewczynki kopertę, identyczną do poprzedniej, prawie rozdzierając list na
pół.
"Gratuluje,
Lulu
jeśli
czytasz tę wiadomość, to znaczy, że
właśnie udało Ci się kogoś uszczęśliwić. Jakie to uczucie widzieć czyjś
uśmiech? Myślę, że oboje dobrze wiemy... Po prostu chciałem, żebyś to poczuł i
zobaczył, jak łatwo stworzyć odrobinę szczęścia. To taka prosta magia.
W każdym
razie, nie przywitam się z tobą tym razem, jednak bądź cierpliwy. Nie widzisz
mnie, ale jestem tutaj. Uwierzysz? Miej wiarę, Lulu. Miej wiarę w siebie i w
nas.
PS. Macie
tu okropną bubble tea!
PS2.
Zupełnie zapomniałem o najważniejszym! Hotel ***, pokój 88.
Tak, wciąż
cię kocham. Sehun"
Nawet nie zauważył, że jego dłonie
drżą, a tekst rozmazuje się przed oczami. Przeczytał go kilkakrotnie zanim w
końcu dotarło do niego, że Sehun naprawdę tu był. Naprawdę przyjechał za nim.
Najciężej było mu uwierzyć w ostatnie zdanie listu, jednak z drugiej strony tak
bardzo pragnął wykrzyknąć mu, że kocha go jeszcze bardziej.
Uśmiechnął się pod nosem, po czym z
czcią złożył list i schował do kieszeni kurtki. Wyszedł na zewnątrz, gotowy
udać się prosto do Niego.
***
Miał wrażenie, że słyszał bicie
własnego serca, gdy odbierał klucz od portiera z numerem 88. Czuł się, jak
gdyby otrzymał najważniejszą nagrodę w swoim życiu i coraz trudniej
przychodziło mu pozostać opanowanym. Prawie biegł po schodach jak i długim
korytarzem, dzielącym go od owego pokoju.
Zobaczy go, powtarzał sobie w myślach,
ciągle nie mogąc w to uwierzyć, naprawdę zobaczy swojego Sehuna.
Przekręcił klucz i wszedł do ciemnego
pomieszczenia z sercem wyciągniętym na dłoni.
Miał ochotę rzucić nim o podłogę, gdy
zapalił światło w zupełnie pustym, hotelowym pokoju.
Omiótł wzrokiem całą przestrzeń,
szukając jakiegokolwiek śladu po Sehunie, jednak wszystko pozostawało sterylnie
czyste i nietknięte.
Był sam. Zupełnie sam.
Zaczął nerwowo zaglądać do szaf, za
franki, jak i pod łóżko, jednak jego dziecinna nadzieja znalezienia go gdzieś
ukrytego skończyła się fiaskiem. Miał ochotę krzyczeć, gdy znalazł się w tak
samo pustej łazience.
Był samotny. Sehun nie przyszedł.
Wrócił do pokoju i rzucił się na
idealnie pościelone łóżko, zastanawiając się, czy chłopak w ogóle przyjechał tu
za nim czy stanowił tylko jego urojenie. Przychodziły mu do głowy czarne myśli
i był gotów przyznać, że wcześniejsze listy stanowiły jedynie czyjś złośliwy
dowcip.
Zaczął drwić z samego siebie za to,
jak bardzo był naiwny, jak łatwo było go nabrać, jak łatwo wierzył w cuda. W
tym samym momencie ramionami objął poduszkę, pragnąc powstrzymać ogarniającą go
rozpacz. Zaskoczony dłońmi natrafił na cienki papierowy przedmiot, przez co
natychmiast zerwał się z łóżka i podniósł poduszkę, gdzie znalazł zapisaną
ręcznie kartkę.
- Ty draniu - powiedział zły na Sehuna
za wszystkie zawiłości, jakimi go raczył, jak i sam fakt jego nieobecności. - Zimny,
podły draniu!
Mimo wszystko, zaczął czytać kolejny
list, który w żaden sposób nie mógł mu zastąpić prawdziwego Sehuna.
"Witaj,
Lulu
proszę,
nie bądź zły, że i tym razem mnie nie widzisz.
Pamiętaj,
że jako twój Anioł Stróż zawsze fruwam gdzieś nad tobą. Miej wiarę i bądź
cierpliwy. Sam nie mogę się doczekać naszego spotkania, nawet nie wiesz jak
bardzo..."
- To gdzie
jesteś?! - mruknął sfrustrowany, zupełnie nie rozumiejąc logiki Sehuna.
"Lulu,
zanim znów staniesz przede mną twarzą w twarz, chcę żebyś zrobił jeszcze jedną
rzecz. To proste, naprawdę. Uszczęśliw jeszcze jedną osobę.
Idź do
łazienki.
Stań przed
lustrem.
I
uśmiechnij się.
Zrób to
dla mnie.
Do
zobaczenia wkrótce!
Kocham
Cię,
Twój
Sehun."
To wszystko? Zdziwiony przeczytał list
jeszcze raz, jednak niczego nowego nie odkrył w zwięzłej wiadomości chłopaka. Z
westchnieniem odłożył list i ponownie położył się na łóżku rozczarowany, ale i
zmęczony. Zamknął oczy, wsłuchując się w tykanie zegara, z nadzieją, że jak
najszybciej wybije moment, w którym go zobaczy. Nie otrzymał żadnych wskazówek,
skąd miał wiedzieć, co robić?
Uśmiechnij się. Usłyszał w głowie głos
Sehuna, na co natychmiast otworzył oczy, przypominając sobie o jego
niedorzecznej prośbie.
Dlaczego miałby to robić? Wywrócił
oczami, zirytowany tymi wszystkimi zadaniami. Leżąc na łóżku, uspokajany
jedynie równym dźwiękiem zegara, czuł, że zaraz zaśnie i nie miał nic przeciwko
temu. Sen pomógłby mu zapomnieć, a on naprawdę potrzebował chwili odpoczynku.
Niechętnie wstał z łóżka i ruszył do
łazienki, by uprzednio wziąć prysznic. Włączył strumień gorącej wody, zdjął
ubranie, pozwalając by woda ukoiła jego ciało. Nie wiedział, ile tak stał
nieruchomo, z zamkniętymi oczami, zanim ocknął się z głębokiego zamyślenia nad
czymś, czego nawet nie pamiętał, ale był pewien, że wiązało się z Sehunem.
Zakręcił wodę i owinął się białym, hotelowym ręcznikiem.
Podszedł do lustra i pierwszy raz od
kiedy przekroczył próg łazienki, spojrzał na swoje odbicie. Odgarnął z czoła mokre włosy, by lepiej się
widzieć. Doszedł do wniosku, że dawno nie spoglądał w lustro, bowiem człowiek
po drugiej stronie wydawał mu się bardziej obcy niż znajomy. Coś w jego twarzy
uległo zmianie, jednak owej zmiany nie mógł uchwycić. Może ukrywała się w
wyostrzonych rysach twarzy czy ściągniętych brwiach, jednak coś podpowiadało
mu, że tak naprawdę chodziło o oczy. Były puste, a zarazem zdawały się zdradzać
za dużo, jak gdyby w jednym momencie chciały przewinąć cały film jego życia.
Uśmiechnij się, ponaglił go w myślach
Sehun.
Zaczął się zastanawiać, dla kogo tak
naprawdę miał to zrobić, skoro chłopaka nawet przy nim nie było. Czuł, że tym
razem chodziło tylko o niego. Osobą uszczęśliwioną miał być nie kto inny, a on
- Luhan, Lulu.
Zadanie wcale nie było tak proste, jak
przypuszczał, bowiem pierwsza próba skończyła się na krzywym grymasie, którego
nie mógłby nazwać uśmiechem. Spróbował ponownie, jednak widząc swoją zbolałą
minę tak naprawdę nie miał ochoty na nic, poza płaczem.
Nie potrafił. Naprawdę zapomniał, jak
się uśmiechać.
Miał ochotę rozbić lustro i obojętną
twarz w jego odbiciu, jednak zamiast tego wyszedł z łazienki, wbijając wzrok w
podłogę.
Zgasił światło i zakopał się w hotelowej
pościeli, gotowy zasnąć, by naprawdę nie pamiętać o niczym.
- Draniu - mruknął sennie na skraju
przytomności - znowu każesz mi spać samotnie, gdy jesteś tak blisko. Każesz mi
sę uśmiechać, gdy nie mam do kogo.
Nie miał siły dłużej walczyć ze
zmęczeniem. Ziewnął przeciągle, zakrywając się po głowę kołdrą.
- Kocham cię, Sehunnie - dodał cicho,
zapadając w sen.
***
Obudziło go czyjeś ciche wołanie
dochodzące z bardzo bliska. Otworzył zaspane oczy i zdezorientowany podniósł się na łóżku. Omiótł
wzrokiem pokój spowity w szarym świetle nadchodzącego dnia. Początkowo nie mógł
sobie przypomnieć, gdzie się znajduje, jednak po chwili rozpoznał znajomy, a
zarazem przeklęty hotelowy pokój. Wszystko wskazywało na to, że wciąż
pozostawało sporo czasu do godzin, w których zwykł wstawać, dlatego miał ochotę
ponownie rzucić się na zadziwiająco wygodne łóżko, jednak w tym samym momencie
zobaczył Go, stojącego po drugiej stronie.
Zamrugał kilkakrotnie, będąc prawie
pewnym, że to sen, ewentualnie wyobraźnia, jednak trudno było przekonać do tego
jego kołaczące w piersi serce. Nawet nie zauważył, że przestał oddychać i
jedynie wpatrywał się w nieruchomą sylwetkę przed sobą.
- Cześć, Lulu - odezwał się cicho, po czym
usiadł obok niego na łóżku.
Nie spuszczał z niego wzroku. Tak
dawno nie widział go z bliska, tak dawno nie miał go na wyciągnięcie ręki, i
mimo wielkiego pragnienia, nie potrafił się ruszyć. Przyglądał się w milczeniu pięknemu
chłopakowi przed sobą, za którym tak tęsknił i którego kochał zdecydowanie zbyt
mocno.
- Tęskniłem za tobą - powiedział
Sehun, jak gdyby czytając mu w myślach, po czym wyciągnął przed siebie rękę, by
pogładzić go po zaspanej twarzy. - Tak bardzo.
Luhan oniemiały przyłożył swoje palce
do jego dłoni, czując opuszkami jego ciepłą skórę.
- Naprawdę tu jesteś? - spytał, nie
mogąc w to uwierzyć. - To nie sen?
Sehun pokręcił głową z uśmiechem.
- Jesteś zupełnie prawdziwy? -
ciągnął, próbując przekonać samego siebie.
Sehun przysunął się jeszcze bliżej i
ujął jego twarz w obie ręce, powoli się nad nim nachylając.
- Tak, Lulu jestem tu z tobą duchem i
ciałem - wyznał rozbawiony jego brakiem wiary.
- Oh. - Tyle był w stanie z siebie
wydusić. - To bardzo dobrze się składa - dodał po chwili i uniósł się na
kolanach, jak gdyby wychodząc na przeciw zamiarom chłopaka.
Nie pocałował go jednak, a zamiast
tego pchnął niczego nie spodziewającego się Sehuna do tyłu, przez co opadł na
plecy. Zanim zdążył zareagować, Luhan chwycił za poduszkę i zaczął go nią energicznie okładać.
- Ty draniu! - krzyknął, miedzy
kolejnymi razami. - Jak mogłeś mi to zrobić?! Jak mogłeś tak długo się przede
mną ukrywać?! JAK MOGŁEŚ?!
Ignorował prośby Sehuna, by się
uspokoił i z nim porozmawiał, wykrzykując nowe obelgi i zarzuty w jego
kierunku. Za dużo złości zebrało się pod jego skórą i musiał dać jej w końcu odpowiedni
upust.
- Wiesz, ile na ciebie czekałem?! -
wykrzyczał pytanie, odrzucając na bok poduszkę i szarpiąc go dłońmi za ramiona.
- Trzy miesiące! Przeklęte trzy miesiące, w ciągu których zdążyłem milion razy
pożałować tego, że wróciłem!
- Lulu, proszę... - zawołał błagalnie
Sehun, nie ruszając się z miejsca, a jedynie wyciągając do góry ręce, by
delikatnie ująć go za ramiona.
Luhan nie zauważył nawet momentu, w
którym zaczął płakać i zdał sobie z tego sprawę dopiero w momencie, gdy jedna łza
opadła na policzek Sehuna, a jego obraz zaczynał się rozmazywać. Nie był
pewien, czy płakał jeszcze ze złości, czy może już ze szczęścia, że go widzi,
czy na samo wspomnienie samotności, której ostatnio doświadczył. Wiedział
jedynie, że nie mógł nad tym zapanować.
Zaczął na oślep okładać go pięściami,
jednak w ciosy nie wkładał już siły, bowiem ta zdążyła z niego ulecieć, tak
samo jak cała złość i gorycz, które uprzednio go truły.
- Lulu, przepraszam - wyszeptał, po
czym podniósł się na łokciach, by znaleźć się na poziomie jego twarzy. - Tak
bardzo cię przepraszam.
- Nie przepraszaj. To moja wina -
wyznał, po czym objął go mocno, chcąc poczuć, że był przy nim. - Jesteś tutaj,
to najważniejsze. Mój Aniele Stróżu.
W odpowiedzi Sehun przyciągnął go jeszcze
bliżej do siebie. Trwali w tym uścisku długie minuty, zwieńczone wieloma
wyznaniami i pocałunkami, w których próbowali nadrobić utracony czas. Luhan
powoli dochodził do siebie w objęciach Sehuna, w momencie gdy ten opowiadał mu,
jak śledził każdy jego krok niczym fan prześladowca. Jak długo zwlekał, by
stanąć z nim twarzą w twarz, bojąc się, że zniszczy jego odradzającą się
karierę. Jak z dumą przyglądał się jego sukcesom, temu, jak wstaje i nie upada.
- Robiłem to dla ciebie - wyznał
szczerze Luhan. - Cieszę się, że jesteś ze mnie dumny.
Posłał mu szeroki uśmiech
wdzięczności, który tym razem przyszedł mu z zadziwiającą łatwością i to
jedynie spotęgowało jego radość. Sehun odwzajemnił gest, po czym ujął jego dłoń
w swoją i zaczął wstawać z łóżka.
- Chodź ze mną - poprosił i pomógł mu
stanąć na podłodze. - Nie obudziłem cię bez powodu.
Luhan w milczeniu zgodził się
poprowadzić Sehunowi, który skierował ich kroki na zewnątrz pokoju, a następnie
korytarzem hotelu w stronę klatki schodowej.
Wspinali się po nieskończonej ilości
stopni, jednak Luhan nie robił żadnych uwag, z ufnością podążając za Sehunem.
Dotarli na sam szczyt schodów, gdzie nie było już pokoi do wynajęcia, a jedynie
małe drzwi, prowadzące na dach budynku. Sehun wyciągnął z kieszeni spodni
klucze, o których Luhan nie miał pojęcia, po czym otworzył wejście na dach i
pozwolił drugiemu chłopaki wejść pierwszemu.
- W okolicy nie ma gór, dlatego
stwierdziłem, że to miejsce musi wystarczyć - wyjaśnił Sehun, gdy znaleźli się
przy krawędzi.
Luhan ostrożnie zerknął w dół, jednak
szybko się cofnął, bowiem znajdowali się wyżej niż początkowo przypuszczał.
Sehun ścisnął jego dłoń, chcąc dodać mu odwagi.
- Słońce właśnie wschodzi - zauważył
po chwili Luhan, wypatrując je nad szarym horyzontem. - Znów oglądamy razem
jego wschód.
Usiedli na betonowym podłożu, na nowo
zauroczeni czymś tak powszechnym, a zarazem niezwykłym, jak słońce.
- Kocham go z tobą oglądać - wyznał
Sehun, nachylając się nad jego uchem, jak gdyby zdradzał mu największy sekret.
- A ja kocham ciebie - odparł
przekornie Luhan, utrzymując konspiracyjny nastrój ich rozmowy.
Przywitali razem nowy dzień, wierząc,
że dane im będzie przeżyć ich jak najwięcej.
***
I znowu ja ^^
Ostatnio jestem tu chyba aż zbyt często o.O
Wschód Słońca doczekał się epilogu. Tak naprawdę chciałam Wam zostawić wolność zakończenia, ale z racji, że kilka osób prosiło o kontynuację, przedstawiam Wam, jak to wyglądało z mojego punktu widzenia.
Dziękuję za czytanie i komentowanie mojej 'radosnej twórczości'.
Pozdrawiam i całuję, robaczki <3 :*