czwartek, 18 lipca 2013

Wschód Słońca - epilog [HunHan]

GATUNEK: Romans
BOHATEROWIE: Lu Han, Oh Sehun
OSTRZEŻENIA: brak

Coś było z nim nie tak. Wszyscy, którzy znali go osobiście czy nawet jedynie ze sceny pozostawali zgodni, że Lu Han zachowywał się inaczej. Nikt nie ośmielił się powiedzieć tego na głos, nikt nie pytał, nie próbował dawać rad w obawie przed powrotem do świeżo przeżytego koszmaru. W duchu dziękowali, że wrócił, że miał siły do walki i chęć robienia tego, co zwykł kochać. Starali się przymykać oko na nerwowość, z jaką rozglądał się po publiczności na każdym koncercie, starali się nie zwracać uwagi na to, jak gwałtowanie reagował na każdy błysk flesza, starali się udawać, że w rzeczywistości wszystko wracało do normy. Nawet jeśli tak naprawdę Lu Han nigdy do nich nie wrócił, chcieli wierzyć, że z czasem odzyskają jego ducha, powoli poddając go licznym terapiom.
Nikt nie przypuszczał, że Lu Han wcale nie potrzebował terapii. Potrzebował zupełnie czegoś innego, ale tego nie mogli wiedzieć, bowiem chłopak nigdy nie zdradził im, co działo się z nim przez te miesiące nieobecności. Wszystkie piękne wspomnienia, które przywoływał w pamięci z bolesnym uściskiem w piersi pozostawił dla siebie, ukryte głęboko na dnie serca.
Milczeniem skomentował wszystkie pytania, którymi zaatakowano go po powrocie. Tak naprawdę od tamtego momentu Luhan odzywał się bardzo rzadko, jednak zapewniał wszystkich, że nic mu nie jest. Było w porządku, mógł dalej występować. Nie upadnie i nie załamie się ponownie.
To właśnie mu obiecał.
Sehun mógłby być z niego dumny, uznał. Ale czy był? Czy w ogóle miał o tym pojęcie?
Nie wiedział.
Z rozpaczą szukał go w tłumie, za każdym razem kończąc z poczuciem gorzkiego rozczarowania.To sprawiało, że coraz bardziej żałował podjętych decyzji i tego, jak przedwcześnie zakończył najpiękniejszy etap swojego życia. Żałował tak bardzo, że zaczynał odczuwać wstręt i nienawiść do Lu Hana. Miał wrażenie, że stał się ofiarą samego siebie, że zamyka sobie drogę ucieczki, będąc tym, kim jest.
Ale... nie mógł się poddać, nie mógł złamać obietnicy.
Nawet jeśli Sehun tak naprawdę wymazał go ze swojego życia i zupełnie nie obchodziły go dalsze losy kłamcy, któremu kiedyś zaufał.
Tego typu myśli sprawiały, że nienawidził się nawet bardziej.

***
-  Noona, co to takiego?
Kobieta zatrzymała się w drodze do wyjścia i spojrzała na niego przez ramię. Luhan wskazał na trzymaną w ręku  brązową kopertę, którą znalazł obok swojej torby. Wyraz jej twarzy wskazywał na to, że widziała ją pierwszy raz na oczy.
- Nie wiem, Luhan - odparła szczerze, wzruszając ramionami. - O niczym mnie nie informowano.
- Jest podpisana moim imieniem... - powiedział, oglądając kopertę. - Noona, czy ktoś był w garderobie, gdy byłem na scenie?
W odpowiedzi zdezorientowana dziewczyna ponownie wzruszyła ramionami, bowiem wiedziała dokładnie tyle, co on.
- Nie wiem, skarbie - wyznała bezradnie. - Najlepiej otwórz i sprawdź, co jest w środku.
Pokiwał głową i zabrał się za rozdzieranie zaklejonego papieru.
- Muszę już iść - dodała po chwili, po czym ruszyła do wyjścia. - Przyjadę po ciebie jutro o ósmej. Suho zabierze cię do apartamentu.
- Dobranoc, noona - powiedział zamyślony, całkowicie skupiony na tajemniczej kopercie.
Drzwi garderoby zamknęły się w momencie gdy skończył rozdzierać papier. Wyciągnął plik kartek,z których pierwsza była jego zdjęciem. Ktoś uchwycił moment z wczorajszego koncertu, gdy wykonywał jedną ze swoich wysokich nut. Zmarszczył brwi zdezorientowany, bowiem nie rozumiał, dlaczego ktoś miałby mu przysyłać coś takiego. Nie prosił nikogo o swoje zdjęcia, jednak po chwili przyszło mu do głowy, że mogą one stanowić czyjeś portfolio. Nikt wcześniej nie oferował mu swoich usług, a z drugiej strony on nie szukał fotografa.
Cóż, może faktycznie szukał jednego, ale z innych pobudek. Był również pewien, że ten konkretny fotograf nie szukał jego.
Czy na pewno?
- Niemożliwe - mruknął do siebie, choć w jego sercu zapaliło się światełko nadziei.
Odłożył zdjęcie na szafkę, by obejrzeć kolejne, tym razem nie przedstawiało jego, a czyjeś nogi w parze czerwonych trampek. Ktoś stał na chodniku, gdzie białą kredą nakreślony był adres pocztowy, a obok niego stał pusty kubek po bubble tea. Przyglądał się zdjęciu dłuższą chwilę, próbując rozczytać niewyraźne pismo, a przy tym czuł się coraz bardziej zagubiony. Zajrzał ponownie do koperty, jednak nic więcej tam nie znalazł.
Cz to żart? przypuszczał, tempo wpatrując się w czerwone trampki.
Czerwone trampki.
Luhan zamarł w miejscu ze zdjęciem przy twarzy, zdawszy sobie sprawę, jak znajomo wyglądały te buty. Jego własne trampki, w których pokonał najdłuższą trasę w swoim życiu, w których uciekł tamtego dnia z lotniska, w których poznał Jego. Owe buty były porzucone i zapomniane w mieszkaniu Sehuna, w każdym razie tam widział je ostatni raz. A teraz wszystko wskazywało na to, że buty znów wyruszyły w trasę na nogach innego właściciela.
Czy to możliwe?, pytał samego siebie, w momencie gdy jego serce zaczynało walić coraz mocniej. Czy Sehun naprawdę tu był? Czy to on zrobił to zdjęcie z koncertu?
Nie wiedział, czy może uwierzyć swoim przeczuciom, choć całym sobą niczego innego nie pragnął. W milczeniu uważnie oglądał fotografie ze wszystkich stron, jak gdyby w nadziei, że zaraz wyskoczy z nich sam Sehun i wszystko wyjaśni. Minuty mijały, a on nie doświadczył żadnego cudu, jednak można powiedzieć, że fotograf naprawdę do niego przemówił, bowiem na odwrocie zdjęcia znalazł krótką, ręcznie nakreśloną wiadomość.
"Pytaj o Suzy"
Luhan już dawno nie był tak zagubiony, a jedyne co mu w tamtym momencie pozostało to pobiec pod podany adres, z myślą, że tam odnajdzie zarówno samego siebie, jak i Sehuna. Nie myśląc długo, wybiegł z garderoby gotowy z miejsca udać się w tamto miejsce, ignorując późną godzinę, jak i fakt, że nie miał pojęcia, w którą stronę i jak tam dotrzeć. Jego zapał na moment ostudziło zderzenie z menedżerem, tuż za drzwiami pomieszczenia.
- Zwolnij trochę - zawołał wystraszony do Luhana, łapiąc go za ramiona, by odzyskał równowagę. - Wszystko w porządku? - dodał, przyglądając mu się z troską.
- Tak, przepraszam hyung - odparł, kiwając głową. Odsunął się pod ścianę i spojrzał zamyślony w stronę wyjścia, bowiem miał wrażenie, że jego duch pobiegł dalej. - Suho, czy wiesz, co to za adres? - spytał po chwili, wręczając chłopakowi zdjęcie.
Wziął je od niego i przyjrzał się napisowi, w skupieniu marszcząc brwi. Gdy skończył, spojrzał pytająco na Luhana, a następnie ponownie na zdjęcie, jak gdyby próbując wyciągnąć jakieś wnioski. Chłopak przekrzywił głowę, w zniecierpliwieniu czekając na odpowiedź.
- To adres miejskiego szpitala - wyjaśnił spokojnie, na co zmarszczył brwi. - Skąd masz to zdjęcie? I dlaczego chcesz...
- Hyung, proszę, nie pytaj - przerwał mu błagalnym tonem. - Sam jeszcze nie wiem - dodał szczerze.
Suho w odpowiedzi pokiwał kompromisowo głową, mając w pamięci, by nie zadawać chłopakowi za dużo pytań i nie naciskać na niego. Zadanie to nie było łatwe, bowiem jako jego menadżer miał ciągle na uwadze bezpieczeństwo i samopoczucie swojego idola.
- Czy... czy możesz mnie tam zabrać? - spytał niepewnie, próbując ułożyć  w głowie plan i jednocześnie próbując zrozumieć rzekomy plan Sehuna.
Suho zamrugał kilkakrotnie zdziwiony jego prośbą.
- Teraz? Już prawie północ - zaczął, spoglądając na wyświetlacz telefonu. - Czy to pilne? Wszystko z tobą w porządku, dobrze się....
- Tak, Suho, czuję się dobrze i nic mi nie jest - ponownie mu przerwał. - Po prostu... chcę coś sprawdzić.
Zapytać o Suzy, dodał w myślach, zastanawiając się, kim była tajemnicza, wspomniana kobieta. Nic, żaden sensowny powód nie przychodził mu do głowy.
- Słuchaj, Luhan, czy nie możemy tego przełożyć do jutra? - spytał ostrożnie Suho. - Jest już późno... Musisz odpocząć.
Czuł się sfrustrowany i przytłoczony wizją czekania i zapewne nie zmrużenia oka przez całą noc, jednak z drugiej strony, nie miał siły się z nim kłócić. Rozsądek podpowiadał mu, że to  w istocie nie była dogodna godzina na odwiedziny, a jego cel mógł już spać.
- Dobrze - zgodził się z ciężkim westchnieniem. - Ale zadzwoń do noony i powiedz, żeby jutro po mnie nie przyjeżdżała i odwołała wszystkie plany - poinstruował go, ruszając w stronę wyjścia. - Wracajmy do domu, hyung.
- Ale... odwołała....-  Suho zaczął się jąkać niezadowolony obrotem spraw.
Luhan odwrócił się w jego stronę i spojrzał na niego z zaciętym wyrazem twarzy.
- Zrób to, hyung - poprosił, a raczej zażądał, po czym znów ruszył przed siebie.
Suho pokiwał głową bardziej do siebie. Nie widział podobnej determinacji u Lu Hana od bardzo dawna, a widzieć ją po tak długim czasie znaczyło, że jednak znalazło się jeszcze coś na tym świecie, co miało dla niego znaczenie. Tak bardzo chciał wiedzieć, co ruszyło jego obumarłym sercem.

***
- Mam tu na ciebie zaczekać czy iść?  - spytał Suho, gdy zatrzymali się na parkingu pod miejskim szpitalem.
- Nie.
- Luhan, czy ty mnie w ogóle słuchasz? - jęknął zirytowany, przyglądając się swojemu zamyślonemu towarzyszowi.
Nie, nie słuchał, bowiem w jego głowie panował mętlik. Zupełnie nie rozumiał, jakim cudem znalazł się pod szpitalem oraz jaki miało to związek z Sehunem. Nie wiedział, co miała przynieść ta wizyta, jednak desperacko trzymał się jedynej karty, jaką posiadał.
-Luhan? - Usłyszał zniecierpliwione wołanie Suho, na co powoli odwrócił wzrok od budynku, by spojrzeć na kierowcę.
- Pójdę sam - odparł stanowczo. - I nie czekaj na mnie, hyung. Poradzę sobie - dodał, w momencie, gdy chłopak otworzył usta, by zaprotestować. - Dzięki. Widzimy się później!
- Ale... - zaczął, jednak wzrok Luhana kazał mu przestać. - Dobrze, jak chcesz - powiedział z westchnieniem.
Luhan wysiadł z auta i ruszył w stronę głównego wejścia placówki, zupełnie nieprzygotowany i bez żadnego planu działania. Miał wrażenie, że jego nogi same ciągnęły go naprzód, w momencie, gdy reszta ciała pozostawała bezwładna.
Pchnął szklane drzwi i znalazł się w długim korytarzu przepełnionym ludźmi zarówno zdrowymi, jak i chorymi, a także równą im ilością lekarzy w białych kitlach. Miał wrażenie, że wtargnął do gniazda zorganizowanych owadów, z których każdy wypełniał swoje ściśle określone zadanie. Poruszali się szybko, często ignorując nawzajem, każdy ze świadomością wagi swoich spraw i obowiązków. To wrażenie dało mu do zrozumienia, jak bardzo sam nie pasował do struktury tego miejsca oraz z jak niedorzecznym powodem tu przychodził.
Ignorując rodzące się w nim wahania, podszedł do lady recepcji, która stała na środku korytarza niczym główne źródło informacji. Niepewnie przyglądnął się młodej kobiecie siedzącej po drugiej stronie,  która zajęta była zapisywaniem czegoś na kartce. Odchrząknął, jednocześnie próbując skonstruować swoje pytanie w sposób jak najbardziej rzetelny, choć ciężko przychodziło mu stworzyć logikę, gdy dysponował jedynie absurdem.
- W czym mogę pomóc? - zapytała kobieta, nie odrywając wzroku od kartki.
- Ja... - zaczął, jąkając się nerwowo. - Chciałem o coś zapytać.
Kobieta przerwała pisanie lekko zaintrygowana. Gdy jej wzrok padł na Luhana, otworzyła usta, a jej brwi wygięły się w łuki, zdradzając zaskoczenie.
- To ty - powiedziała, jak gdyby nie wierząc własnym oczom.
Po tych słowach doszedł do wniosku, że najprawdopodobniej była jego fanką. Pomimo upływu czasu, tak często zapominał, kim jest i z czym  się to wiązało. Nie przypuszczał, że ktoś może go rozpoznać, jednak miał nadzieję, że tym razem nie będzie musiał tego żałować, a może nawet ułatwi mu zadanie.
- Jesteś Luhan - powiedziała, gdy chłopak milczał.
Pokiwał głową, bo i nie miał pojęcia jak się zachować wobec wyznanej oczywistości.
- Czekałam na ciebie - dodała z tajemniczym uśmiechem, na co to tym razem on wytrzeszczył oczy w zdziwieniu. - Nie byłam do końca przekonana, że przyjdziesz, ale Sehun tak uparcie mnie o tym zapewniał.
Jego imię w ustach tej nieznajomej zdziwiło go jeszcze bardziej, a zarazem dało nadzieję i pozwoliło wierzyć, że trafił na dobrą drogę.
- Znasz Sehuna? Czy to ty jesteś Suzy? - spytało gorączkowo, nachylając się bliżej kobiety.
- Tak i nie - odparła, nie przestając się uśmiechać. - Mam na imię Shea i wiem, gdzie ją  znajdziesz. Sehun to szalony chłopak, ale ma dobre serce, dlatego zgodziłam mu się pomóc.
Przekrzywił głowę, próbując zrozumieć, w czym odnalazła szaleństwo i dobroć Sehuna, jednak dziewczyna nic więcej nie powiedziała, a jedynie utrzymywała tajemniczy uśmiech. Wstała z zajmowanego krzesła i obeszła ladę dookoła, by stanąć tuż przy Luhanie. Gdy siedziała, dostrzegł, że była osobą drobnej budowy, jednak nie przypuszczał, że aż tak będzie górował nad nią wzrostem. Dziewczyna zadarła głowę, by na niego spojrzeć.
- Chodźmy - ponagliła go i skierowała w stronę windy.
Bez słowa dotrzymywał jej kroku. Gdy znaleźli się wewnątrz, recepcjonistka wcisnęła numer na piąte piętro i oparła się o lustrzaną szybę, po czym zmierzyła chłopaka od góry do dołu, jak gdyby poddając go prywatnej ocenie. Luhan włożył ręce do kieszeni spodni, niepewny co powiedzieć, o co spytać, jak i tego co właśnie robił. Krótką podróż windą odbyli w niezręcznym milczeniu.
- Suzy to nasza ukochana pacjentka - zwróciła się do niego, gdy znaleźli się na odpowiednim piętrze. - ma pięć lat i choruje na mukowiscydozę.
Informacja zarówno zaskoczyła, jak i zmartwiła Luhana, bowiem nie tego się spodziewał. Wciąż nie był pewien, dlaczego Sehun wysłał go do tej chorej istoty, jednak w jego głowie powoli klarował się obraz sytuacji.
- To urocze dziecko - dodała recepcjonistka, gdy stanęli pod salą z numerem 5. - Choć nie jestem lekarką, spędzam z nią wiele czasu. Kilka dni temu wzięłam ją na spacer po parku koło szpitala i właśnie tam poznałam Sehuna. To było... wyjątkowe spotkanie.
W odpowiedzi Luhan zmarszczył brwi i przyglądnął jej się badawczo, bowiem dziwne myśli zaczęły krążyć po jego głowie i żadna z nich nie poprawiała mu nastroju. Nie odezwał się jednak i nie zapytał o nic, pozwalając kobiecie kontynuować.
- Bo widzisz, Suzy to piękna, urocza dziewczynka, ale nikt z nas nigdy nie widział, by choć raz się uśmiechnęła. Jest smutna i czegokolwiek bym nie robiła, ona pozostaje zamknięta w swoim kokonie nieszczęścia... czy teraz rozumiesz, dlaczego spotkanie z Sehunem było wyjątkowe?
Pokiwał głową, chcąc dać do zrozumienia, że się domyśla.
- Tamtego dnia pierwszy raz usłyszałam jej śmiech. To najcudowniejszy dźwięk, jaki kiedykolwiek słyszałam - wyznała rozmarzona. - Nie znam cię, ale Sehun tak bardzo nalegał byś ją poznał. Wierzę, że miał ku temu dobry powód.
Luhan zaczynał rozumieć, co chłopak chciał osiągnąć, jednak sam szczerze wątpił w jego szczytny plan. Nie dał tego po sobie poznać, wymuszając u siebie niewyraźny grymas, podobny do uśmiechu. Żałował, że nie stać go na nic lepszego.
- Chcesz ją poznać? - spytała, kładąc dłoń na klamce. - Śmiało - dodała zachęcająco, klepiąc go po plecach.
Po chwili głębokiego zastanowienia, pokiwał powoli głową i wszedł do środka. Kobieta pomachała mu z progu, jednak nie weszła za nim.  
Omiótł wzrokiem jasne, przytulne pomieszczenie, przypominające dziecięcy pokój z pastelowymi rysunkami na ścianach i kolorowymi firankami w oknie. Znajdowało się tam tylko jedno pojedyncze łóżko, które zajmowała siedząca, czarnowłosa dziewczynka o dużych, ciemnych oczach, które mierzyły go z zaciekawieniem i lekką obawą. Luhan musiał przyznać, że i w jego sercu zapanowały podobne uczucia, jednak starał się zatuszować irracjonalny strach niewyraźnym uśmiechem. Pomachał małej dziewczynce, po czym zrobił niepewny krok w jej stronę.
- Lulu? - spytała, zabawnie przekrzywiając głowę.
Zapytany zamarł w miejscu, będąc w szoku, że zwróciła się do niego po imieniu. Po tym imieniu. W międzyczasie dziewczynka uklęknęła na łóżku, by znaleźć się odrobinę wyżej.
- Ty musisz być tajemniczą Suzy - powiedział w końcu, na co przytaknęła.
- Sehunnie mówił, że do mnie przyjdziesz - dodała, nie okazując ani cienia strachu wobec nieznajomego chłopaka. - Sehunnie mówił, że jesteś zabawny.
Uniósł brwi, w duchu zupełnie nie zgadzając się z tą opinią, jednak nie mając serca sprzeciwić się wobec małej dziewczynki. Podszedł do łóżka i usiadł na jego skraju pod bacznym spojrzeniem Suzy, która także wróciła w tym momencie do pozycji siedzącej.
- Ach tak? Co jeszcze Sehunnie o mnie mówił? - spytał ciekawy, opierając się o słupek łóżka.
- Mówił, że przypominasz jelonka Bambi - wyznała z typową dla dziecka szczerością, na co chłopak nie powstrzymał się od lekkiego prychnięcia.
Nie mógł uwierzyć, że tak go określił. Co za drań. W żaden sposób nie potrafił się z tym zgodzić.
- Sehunnie mówił prawdę - dodała, kiwając głową, jak gdyby przytakując samej sobie.
- Naprawdę? - spytał, nie dowierzając, jednak nie mógł sprzeczać się z tą uroczą, małą istotą. - Bambi nie jest zbyt zabawny - dodał po chwili.
W odpowiedzi pokiwała głową i ponownie uklęknęła na łóżku. Tym razem to on przekrzywił głowę, co najwyraźniej lekko rozbawiło dziewczynkę, bo kąciki jej ust zadrgały, jednak wciąż pozostawały niewzruszone.
- Wiem. Bambi był bardzo smutny, bo stracił swoją mamę - wyjaśniła poważnym tonem, jak gdyby szczerze współczuła animowanemu jelonkowi. - Ale Ty nie płacz, Lulu. - Po tych słowach mała istota nachyliła się nad nim i objęła go za szyję swoimi drobnymi ramionami.
Luhan znieruchomiał zupełnie zaskoczony jej gestem, jej słowami i tym, jak bardzo w tamtym momencie miał ochotę płakać. Odwzajemnił uścisk bardzo delikatnie i nieśmiało, próbując doprowadzić się do stabilnego stanu, jednocześnie nie mogąc uwierzyć, jak wielki wpływ miało na niego to dziecko.
- Nie będę, Suzy - obiecał zarówno jej jak i samemu sobie.
Dziewczynka odsunęła się od niego, po czym obdarzyła go najpiękniejszym uśmiechem, jaki kiedykolwiek widział. Wyglądała jak mały aniołek, a on czuł, że ulega jej urokowi i irracjonalnie szybko oddaje jej swoje serce.
- Masz rację, Sehunnie mówił prawdę. Jestem bardzo zabawny - powiedział, obiecując sobie, że zrobi wszystko, by jeszcze raz zobaczyć ten piękny uśmiech.

***
Zniecierpliwiony otworzył otrzymaną od dziewczynki kopertę, identyczną do poprzedniej, prawie rozdzierając list na pół.
"Gratuluje, Lulu
jeśli czytasz tę wiadomość,  to znaczy, że właśnie udało Ci się kogoś uszczęśliwić. Jakie to uczucie widzieć czyjś uśmiech? Myślę, że oboje dobrze wiemy... Po prostu chciałem, żebyś to poczuł i zobaczył, jak łatwo stworzyć odrobinę szczęścia. To taka prosta magia.
W każdym razie, nie przywitam się z tobą tym razem, jednak bądź cierpliwy. Nie widzisz mnie, ale jestem tutaj. Uwierzysz? Miej wiarę, Lulu. Miej wiarę w siebie i w nas.
PS. Macie tu okropną bubble tea!
PS2. Zupełnie zapomniałem o najważniejszym! Hotel ***, pokój 88.
Tak, wciąż cię kocham. Sehun"

Nawet nie zauważył, że jego dłonie drżą, a tekst rozmazuje się przed oczami. Przeczytał go kilkakrotnie zanim w końcu dotarło do niego, że Sehun naprawdę tu był. Naprawdę przyjechał za nim. Najciężej było mu uwierzyć w ostatnie zdanie listu, jednak z drugiej strony tak bardzo pragnął wykrzyknąć mu, że kocha go jeszcze bardziej.
Uśmiechnął się pod nosem, po czym z czcią złożył list i schował do kieszeni kurtki. Wyszedł na zewnątrz, gotowy udać się prosto do Niego.

***
Miał wrażenie, że słyszał bicie własnego serca, gdy odbierał klucz od portiera z numerem 88. Czuł się, jak gdyby otrzymał najważniejszą nagrodę w swoim życiu i coraz trudniej przychodziło mu pozostać opanowanym. Prawie biegł po schodach jak i długim korytarzem, dzielącym go od owego pokoju.
Zobaczy go, powtarzał sobie w myślach, ciągle nie mogąc w to uwierzyć, naprawdę zobaczy swojego Sehuna.
Przekręcił klucz i wszedł do ciemnego pomieszczenia z sercem wyciągniętym na dłoni.
Miał ochotę rzucić nim o podłogę, gdy zapalił światło w zupełnie pustym, hotelowym pokoju.
Omiótł wzrokiem całą przestrzeń, szukając jakiegokolwiek śladu po Sehunie, jednak wszystko pozostawało sterylnie czyste i nietknięte.
Był sam. Zupełnie sam.
Zaczął nerwowo zaglądać do szaf, za franki, jak i pod łóżko, jednak jego dziecinna nadzieja znalezienia go gdzieś ukrytego skończyła się fiaskiem. Miał ochotę krzyczeć, gdy znalazł się w tak samo pustej łazience.
Był samotny.  Sehun nie przyszedł.
Wrócił do pokoju i rzucił się na idealnie pościelone łóżko, zastanawiając się, czy chłopak w ogóle przyjechał tu za nim czy stanowił tylko jego urojenie. Przychodziły mu do głowy czarne myśli i był gotów przyznać, że wcześniejsze listy stanowiły jedynie czyjś złośliwy dowcip.
Zaczął drwić z samego siebie za to, jak bardzo był naiwny, jak łatwo było go nabrać, jak łatwo wierzył w cuda. W tym samym momencie ramionami objął poduszkę, pragnąc powstrzymać ogarniającą go rozpacz. Zaskoczony dłońmi natrafił na cienki papierowy przedmiot, przez co natychmiast zerwał się z łóżka i podniósł poduszkę, gdzie znalazł zapisaną ręcznie kartkę.
- Ty draniu - powiedział zły na Sehuna za wszystkie zawiłości, jakimi go raczył, jak i sam fakt jego nieobecności. - Zimny, podły draniu!
Mimo wszystko, zaczął czytać kolejny list, który w żaden sposób nie mógł mu zastąpić prawdziwego Sehuna.
"Witaj, Lulu
proszę, nie bądź zły, że i tym razem mnie nie widzisz.
Pamiętaj, że jako twój Anioł Stróż zawsze fruwam gdzieś nad tobą. Miej wiarę i bądź cierpliwy. Sam nie mogę się doczekać naszego spotkania, nawet nie wiesz jak bardzo..."
- To gdzie jesteś?! - mruknął sfrustrowany, zupełnie nie rozumiejąc logiki Sehuna.
"Lulu, zanim znów staniesz przede mną twarzą w twarz, chcę żebyś zrobił jeszcze jedną rzecz. To proste, naprawdę. Uszczęśliw jeszcze jedną osobę.
Idź do łazienki.
Stań przed lustrem.
I uśmiechnij się.
Zrób to dla mnie.
Do zobaczenia wkrótce!
Kocham Cię,
Twój Sehun."

To wszystko? Zdziwiony przeczytał list jeszcze raz, jednak niczego nowego nie odkrył w zwięzłej wiadomości chłopaka. Z westchnieniem odłożył list i ponownie położył się na łóżku rozczarowany, ale i zmęczony. Zamknął oczy, wsłuchując się w tykanie zegara, z nadzieją, że jak najszybciej wybije moment, w którym go zobaczy. Nie otrzymał żadnych wskazówek, skąd miał wiedzieć, co robić?
Uśmiechnij się. Usłyszał w głowie głos Sehuna, na co natychmiast otworzył oczy, przypominając sobie o jego niedorzecznej prośbie.
Dlaczego miałby to robić? Wywrócił oczami, zirytowany tymi wszystkimi zadaniami. Leżąc na łóżku, uspokajany jedynie równym dźwiękiem zegara, czuł, że zaraz zaśnie i nie miał nic przeciwko temu. Sen pomógłby mu zapomnieć, a on naprawdę potrzebował chwili odpoczynku.
Niechętnie wstał z łóżka i ruszył do łazienki, by uprzednio wziąć prysznic. Włączył strumień gorącej wody, zdjął ubranie, pozwalając by woda ukoiła jego ciało. Nie wiedział, ile tak stał nieruchomo, z zamkniętymi oczami, zanim ocknął się z głębokiego zamyślenia nad czymś, czego nawet nie pamiętał, ale był pewien, że wiązało się z Sehunem. Zakręcił wodę i owinął się białym, hotelowym ręcznikiem.
Podszedł do lustra i pierwszy raz od kiedy przekroczył próg łazienki, spojrzał na swoje odbicie.  Odgarnął z czoła mokre włosy, by lepiej się widzieć. Doszedł do wniosku, że dawno nie spoglądał w lustro, bowiem człowiek po drugiej stronie wydawał mu się bardziej obcy niż znajomy. Coś w jego twarzy uległo zmianie, jednak owej zmiany nie mógł uchwycić. Może ukrywała się w wyostrzonych rysach twarzy czy ściągniętych brwiach, jednak coś podpowiadało mu, że tak naprawdę chodziło o oczy. Były puste, a zarazem zdawały się zdradzać za dużo, jak gdyby w jednym momencie chciały przewinąć cały film jego życia.
Uśmiechnij się, ponaglił go w myślach Sehun.
Zaczął się zastanawiać, dla kogo tak naprawdę miał to zrobić, skoro chłopaka nawet przy nim nie było. Czuł, że tym razem chodziło tylko o niego. Osobą uszczęśliwioną miał być nie kto inny, a on - Luhan, Lulu.
Zadanie wcale nie było tak proste, jak przypuszczał, bowiem pierwsza próba skończyła się na krzywym grymasie, którego nie mógłby nazwać uśmiechem. Spróbował ponownie, jednak widząc swoją zbolałą minę tak naprawdę nie miał ochoty na nic, poza płaczem.
Nie potrafił. Naprawdę zapomniał, jak się uśmiechać.
Miał ochotę rozbić lustro i obojętną twarz w jego odbiciu, jednak zamiast tego wyszedł z łazienki, wbijając wzrok w podłogę.
Zgasił światło i zakopał się w hotelowej pościeli, gotowy zasnąć, by naprawdę nie pamiętać o niczym.
- Draniu - mruknął sennie na skraju przytomności - znowu każesz mi spać samotnie, gdy jesteś tak blisko. Każesz mi sę uśmiechać, gdy nie mam do kogo.
Nie miał siły dłużej walczyć ze zmęczeniem. Ziewnął przeciągle, zakrywając się po głowę kołdrą.
- Kocham cię, Sehunnie - dodał cicho, zapadając w sen.

***
Obudziło go czyjeś ciche wołanie dochodzące z bardzo bliska. Otworzył zaspane oczy i  zdezorientowany podniósł się na łóżku. Omiótł wzrokiem pokój spowity w szarym świetle nadchodzącego dnia. Początkowo nie mógł sobie przypomnieć, gdzie się znajduje, jednak po chwili rozpoznał znajomy, a zarazem przeklęty hotelowy pokój. Wszystko wskazywało na to, że wciąż pozostawało sporo czasu do godzin, w których zwykł wstawać, dlatego miał ochotę ponownie rzucić się na zadziwiająco wygodne łóżko, jednak w tym samym momencie zobaczył Go, stojącego po drugiej stronie.
Zamrugał kilkakrotnie, będąc prawie pewnym, że to sen, ewentualnie wyobraźnia, jednak trudno było przekonać do tego jego kołaczące w piersi serce. Nawet nie zauważył, że przestał oddychać i jedynie wpatrywał się w nieruchomą sylwetkę przed sobą.
 - Cześć, Lulu - odezwał się cicho, po czym usiadł obok niego na łóżku.
Nie spuszczał z niego wzroku. Tak dawno nie widział go z bliska, tak dawno nie miał go na wyciągnięcie ręki, i mimo wielkiego pragnienia, nie potrafił się ruszyć. Przyglądał się w milczeniu pięknemu chłopakowi przed sobą, za którym tak tęsknił i którego kochał zdecydowanie zbyt mocno.
- Tęskniłem za tobą - powiedział Sehun, jak gdyby czytając mu w myślach, po czym wyciągnął przed siebie rękę, by pogładzić go po zaspanej twarzy. - Tak bardzo.
Luhan oniemiały przyłożył swoje palce do jego dłoni, czując opuszkami jego ciepłą skórę.
- Naprawdę tu jesteś? - spytał, nie mogąc w to uwierzyć. - To nie sen?
Sehun pokręcił głową z uśmiechem.
- Jesteś zupełnie prawdziwy? - ciągnął, próbując przekonać samego siebie.
Sehun przysunął się jeszcze bliżej i ujął jego twarz w obie ręce, powoli się nad nim nachylając.
- Tak, Lulu jestem tu z tobą duchem i ciałem - wyznał rozbawiony jego brakiem wiary.
- Oh. - Tyle był w stanie z siebie wydusić. - To bardzo dobrze się składa - dodał po chwili i uniósł się na kolanach, jak gdyby wychodząc na przeciw zamiarom chłopaka.
Nie pocałował go jednak, a zamiast tego pchnął niczego nie spodziewającego się Sehuna do tyłu, przez co opadł na plecy. Zanim zdążył zareagować, Luhan chwycił za poduszkę i zaczął go nią  energicznie okładać.
- Ty draniu! - krzyknął, miedzy kolejnymi razami. - Jak mogłeś mi to zrobić?! Jak mogłeś tak długo się przede mną ukrywać?! JAK MOGŁEŚ?!
Ignorował prośby Sehuna, by się uspokoił i z nim porozmawiał, wykrzykując nowe obelgi i zarzuty w jego kierunku. Za dużo złości zebrało się pod jego skórą i musiał dać jej w końcu odpowiedni upust.
- Wiesz, ile na ciebie czekałem?! - wykrzyczał pytanie, odrzucając na bok poduszkę i szarpiąc go dłońmi za ramiona. - Trzy miesiące! Przeklęte trzy miesiące, w ciągu których zdążyłem milion razy pożałować tego, że wróciłem!
- Lulu, proszę... - zawołał błagalnie Sehun, nie ruszając się z miejsca, a jedynie wyciągając do góry ręce, by delikatnie ująć go za ramiona.
Luhan nie zauważył nawet momentu, w którym zaczął płakać i zdał sobie z tego sprawę dopiero w momencie, gdy jedna łza opadła na policzek Sehuna, a jego obraz zaczynał się rozmazywać. Nie był pewien, czy płakał jeszcze ze złości, czy może już ze szczęścia, że go widzi, czy na samo wspomnienie samotności, której ostatnio doświadczył. Wiedział jedynie, że nie mógł nad tym zapanować.
Zaczął na oślep okładać go pięściami, jednak w ciosy nie wkładał już siły, bowiem ta zdążyła z niego ulecieć, tak samo jak cała złość i gorycz, które uprzednio go truły.
- Lulu, przepraszam - wyszeptał, po czym podniósł się na łokciach, by znaleźć się na poziomie jego twarzy. - Tak bardzo cię przepraszam.
- Nie przepraszaj. To moja wina - wyznał, po czym objął go mocno, chcąc poczuć, że był przy nim. - Jesteś tutaj, to najważniejsze. Mój Aniele Stróżu.
W odpowiedzi Sehun przyciągnął go jeszcze bliżej do siebie. Trwali w tym uścisku długie minuty, zwieńczone wieloma wyznaniami i pocałunkami, w których próbowali nadrobić utracony czas. Luhan powoli dochodził do siebie w objęciach Sehuna, w momencie gdy ten opowiadał mu, jak śledził każdy jego krok niczym fan prześladowca. Jak długo zwlekał, by stanąć z nim twarzą w twarz, bojąc się, że zniszczy jego odradzającą się karierę. Jak z dumą przyglądał się jego sukcesom, temu, jak wstaje i nie upada.
- Robiłem to dla ciebie - wyznał szczerze Luhan. - Cieszę się, że jesteś ze mnie dumny.
Posłał mu szeroki uśmiech wdzięczności, który tym razem przyszedł mu z zadziwiającą łatwością i to jedynie spotęgowało jego radość. Sehun odwzajemnił gest, po czym ujął jego dłoń w swoją i zaczął wstawać z łóżka.
- Chodź ze mną - poprosił i pomógł mu stanąć na podłodze. - Nie obudziłem cię bez powodu.
Luhan w milczeniu zgodził się poprowadzić Sehunowi, który skierował ich kroki na zewnątrz pokoju, a następnie korytarzem hotelu w stronę klatki schodowej.
Wspinali się po nieskończonej ilości stopni, jednak Luhan nie robił żadnych uwag, z ufnością podążając za Sehunem. Dotarli na sam szczyt schodów, gdzie nie było już pokoi do wynajęcia, a jedynie małe drzwi, prowadzące na dach budynku. Sehun wyciągnął z kieszeni spodni klucze, o których Luhan nie miał pojęcia, po czym otworzył wejście na dach i pozwolił drugiemu chłopaki wejść pierwszemu.
- W okolicy nie ma gór, dlatego stwierdziłem, że to miejsce musi wystarczyć - wyjaśnił Sehun, gdy znaleźli się przy krawędzi.
Luhan ostrożnie zerknął w dół, jednak szybko się cofnął, bowiem znajdowali się wyżej niż początkowo przypuszczał. Sehun ścisnął jego dłoń, chcąc dodać mu odwagi.
- Słońce właśnie wschodzi - zauważył po chwili Luhan, wypatrując je nad szarym horyzontem. - Znów oglądamy razem jego wschód.
Usiedli na betonowym podłożu, na nowo zauroczeni czymś tak powszechnym, a zarazem niezwykłym, jak słońce.
- Kocham go z tobą oglądać - wyznał Sehun, nachylając się nad jego uchem, jak gdyby zdradzał mu największy sekret.
- A ja kocham ciebie - odparł przekornie Luhan, utrzymując konspiracyjny nastrój ich rozmowy.

Przywitali razem nowy dzień, wierząc, że dane im będzie przeżyć ich jak najwięcej. 

***

I znowu ja ^^ 
Ostatnio jestem tu chyba aż zbyt często o.O 

Wschód Słońca doczekał się epilogu. Tak naprawdę chciałam Wam zostawić wolność zakończenia, ale z racji, że kilka osób prosiło o kontynuację, przedstawiam Wam, jak to wyglądało z mojego punktu widzenia.

Dziękuję za czytanie i komentowanie mojej 'radosnej twórczości'. 
Pozdrawiam i całuję, robaczki <3 :*


niedziela, 14 lipca 2013

Pocałujesz mnie? [BaekYeol]

Gatunek: Fluff
Bohaterowie: Byun Baekhyun, Park Chanyeol
Ostrzeżenia: brak

To konkretne marcowe południe nie było ani słoneczne ani ciepłe, a o określeniu cudowne mogło co najwyżej pomarzyć. Pozostawało jedynie kolejnym, takim samym chłodnym i wilgotnym południem jak cały poprzedni tydzień w życiu Byuna Baekhyuna. Mimo to chłopak nie narzekał, a jedynie mocniej owinął długi, niebieski szalik wokół kołnierza kurtki i wyszedł na dziedziniec uczelni. Może pogoda nie była cudowna, jak w większości książek, w których tak zachłannie się zatracał, ale z drugiej strony on sam nie był bohaterem żadnej z nich.  Przyroda nie musiała zapowiadać kolejnej przygody Byuna Baekhyuna, bo i nic w jego studenckim życiu nie miało się wydarzyć.
Nie miało, prawda?
Westchnął trochę przytłoczony ową wizją, jednak postanowił pogodzić się z rzeczywistością i przywitać z rutyną, którą sam sobie narzucił.
Usiadł na tej samej ławce co zawsze, znajdującej się w najdalszym punkcie od głównego wejścia i niemal z czcią wyciągnął z torby tomik opowiadań Allana Edgara Poe pożyczony wczoraj od Jongina. Książka była nieco pogięta, a kartki pozaginane w ciekawszych fragmentach, jednak to wszystko nadawało jej charakteru i tworzyło na nowo historię.
Baekhyun otworzył książkę w miejscu, w którym przerwał uprzednio brutalnie przywrócony do rzeczywistości przez Luhana na zajęciach, po czym na nowo dał się porwać nastrojowi tajemnicy i grozy. Uznał, że ponura pogoda przynajmniej w tym aspekcie sprzyjała podtrzymaniu odpowiedniej atmosfery. Wszystko dookoła pasowało do sytuacji i pozwalało mu całkowicie zatracić się w lekturze.
Wpadł w trans, który trwał dobre kilkanaście minut, może więcej i zapewne trwałby dłużej, gdyby ktoś nie postanowił wyrwać go ze świata wyobraźni.  A Baekhyun nie cierpiał takich powrotów.
Zmierzył morderczym spojrzeniem osobę, która ciężkim szuraniem po mokrym chodniku zakłóciła jego spokój. Musiał mocno zadzierać głowę, bowiem jego ofiara okazała się być wysokim, młodym mężczyzną z czupryną jasnych, kręconych włosów. Baekhyun czuł, że moc jego mściwego wzroku słabnie im dłużej patrzył na pogodną twarz intruza i jego szeroki uśmiech. Uśmiechał się? Baekhyun spojrzał za siebie zdezorientowany, jednak w tym czasie nieznajomy zrobił kilka kolejnych kroków w jego stronę, rozwiewając wszystkie wątpliwości. Ponownie otaksował go przelotnie spojrzeniem, jednak, gdy jego wzrok napotkał na brązowe oczy patrzące prosto na niego, zmieszany wrócił do książki.
Chłopiec z gitarą, pomyślał z drwiną, gdy dostrzegł na plecach chłopaka futerał instrumentu.
- Czy to miejsce jest wolne? - spytał głębokim głosem nieznajomy.
Baekhyun zdziwiony, ale i zirytowany uniósł wzrok, gdzie napotkał pytające spojrzenie chłopaka. Rozglądnął się dookoła po prawie pustym dziedzińcu i co najmniej połowie tuzina wolnych ławek. Posłał mu wymowne spojrzenie. Niczego tak w tym momencie nie potrzebował jak dźwięku amatorskiego brzdękania na gitarze.
- A wygląda jakby było wolne? - odparł pytaniem, może trochę ostrzej niż powinien, ale nawet ton jego głosu nie był w stanie zmyć z twarzy muzyka szerokiego uśmiechu.
- Tak. Mniej więcej.
Baekhyun wywrócił oczami.
- Zajmuje je mój wymyślony przyjaciel. Na twoim miejscu nie zadzierałbym z nim. Nie jest dzisiaj w najlepszym nastroju - powiedział, wskazując na pustą przestrzeń.
Chłopak zdziwiony podążył za jego wzrokiem i pokiwał głową ze zrozumieniem. Po chwili wzruszył ramionami i usiadł na mokrej trawie, tuż obok ławki Baekhyuna, nie zważając na wilgoć i brud. Brunet mierzył go zdezorientowany ze swojego miejsca.
- Żartujesz? - spytał coraz bardziej zirytowany natrętem. - Chcesz wzbudzić we mnie poczucie winy?
- Skądże. - Głośny śmiech nieznajomego rozległ się na dziedzińcu i Baekhyun uznał, że dawno nie słyszał tak szczerego dźwięku, jednak szybko odgonił tę myśl, bowiem w tym momencie radość chłopaka coraz bardziej działała mu na nerwy. - Może zagram coś dla twojego przyjaciela na poprawę nastroju? - zaproponował i zabrał się za wyciąganie gitary z futerału.
Nie mógł być poważny, uznał Baekhyun. Najwyraźniej za wszelką cenę chciał wyprowadzić go z równowagi, ewentualnie był po prostu ślepym głupcem.
Ewentualnie to i to.
- Wątpię, by zadziałało - wyznał Baekhyun ze sztucznym uśmiechem. - Mój przyjaciel, podobnie jak ja, nie przepada za natrętnymi, przystojnymi muzykami, którzy myślą, że świat należy do nich i... czy ja właśnie nazwałem cię przystojnym?! - Baekhyun zakończył piskliwe, zakrywając usta, zaskoczony własnymi słowami.
- Tak, dziękuję - przyznał nieznajomy i ponownie zaśmiał się dźwięcznie.
Baekhyun pokręcił głową zdumiony własną głupotą.
- Zapomnij. Wcale tak nie myślę - mruknął zmieszany i zasłonił twarz książką, z całych sił próbując skupić się na tekście, jednak bezskutecznie, bowiem jego umysł przepełniała myśl, jak wielkim jest idiotą.
Na dziedzińcu ponownie zapadła cisza, jednak była na tyle niezręczna, że Baekhyun pragnął, by coś natychmiast ją przerwało. Jeszcze bardziej pragnął pozbyć się towarzystwa muzyka, który nieustannie przyglądał mu się z szerokim uśmiechem. Brunet czuł, jak jego policzki oblewa rumieniec za każdym razem, gdy padało na niego zainteresowane spojrzenie. Zamiast skupić się na lekturze zastanawiał się, czy ten uśmiech to naturalny wyraz twarzy chłopaka, bowiem wątpił, żeby kiedykolwiek coś było w stanie go zmyć.
- Poddaje się - wyznał zrezygnowany i zamknął książkę. Odwrócił się w stronę siedzącego na trawie chłopaka z gitarą. - Zagraj ten utwór swojego życia, ja pogratuluje ci wybitnego talentu i w końcu oddasz mi moją prywatną przestrzeń. Zgoda?
- Jak sobie życzysz - odparł muzyk, a jego twarz zdawała się przybrać jeszcze radośniejszy wyraz.
Zaczął niedbale, jednak z precyzją i lekkością uderzać w struny gitary, przerywając ciszę pogodną melodią. Baekhyun niechętnie musiał przyznać, że utwór był całkiem dobry, a gdy chłopak zaczął śpiewać, poddał się zupełnie, oddając mu laury. Pogodził się z faktem, że miał talent, mocny głos i, cóż, był przystojny. Chodzący szczęśliwiec, pomyślał z zazdrością, jednak dał się ponieść piosence. O dziwo zatracił się w kompozycji tak samo, jak w swoich ukochanych książkach i dał porwać historii, którą opowiadał melodyjny śpiew chłopaka. Mógł śpiewać o wszystkim, jednak jak wszyscy dookoła śpiewał o miłości. Nie tyle o niej śpiewał, co jej żądał, trochę prosił, a Baekhyun zastanawiał się kogo.
“Are you gonna kiss me or not?
Are we gonna do this or what?”
Nie zauważył, kiedy utwór się skończył, dopiero znaczące chrząknięcie muzyka przywróciło go do rzeczywistości. Zdziwiony zamrugał kilkakrotnie i wyprostował się na swoim miejscu.
- Gratuluję wybitnego talentu - powiedział z lekko złośliwym uśmiechem, starając się zatuszować swoje wcześniejsze zatracenie. Czuł jednak, że na jego twarzy wciąż widnieje oczarowanie.
- Tylko tyle? - spytał nieusatysfakcjonowany, czym zarobił sobie oburzone spojrzenie Baekhyuna. - Właśnie obnażyłem przed tobą duszę. Spodziewałem się czegoś więcej.
Baekhyun pokręcił głową na wygórowane ego muzyka, w końcu przypominając sobie, dlaczego tak bardzo działali mu na nerwy.
- Jesteś całkiem dobry - dodał, niechętnie karmiąc owe ego.
- To wszystko?
- Masz świetny głos.
- I?
- Dobrze wyglądasz w blondzie.

Muzyk zaśmiał się, jednak po chwili uniósł jedną brew i spojrzał na niego wyczekująco.

- No to pocałujesz mnie czy nie? - spytał, gdy nie doczekał się kolejnych komplementów.
- C-co? - wyjąkał Baekhyun, a książka wypadła mu z ręki.
W odpowiedzi chłopak na trawie wzruszył beztrosko ramionami.
- Muszę zagrać jeszcze raz?
Zaczął grać ten sam utwór, a Baekhyun w tym czasie zmieszany rozglądał się po dziedzińcu, sprawdzając, czy aby ktoś nie widzi tego przedstawienia. Na zewnątrz zdążyło zebrać się więcej studentów, jednak nikt nie zwracał na nich uwagi. Z drugiej strony Byun Baekhyun nigdy nie przejmował się opinią innych.
Nie, ani trochę go nie obchodzili.
A jego głos był...
- Pieprzyć to - mruknął zrezygnowany i schylił się w stronę chłopaka na trawie.
„Are you gonna...”
Nie dał mu szansy zaśpiewać tego po raz kolejny, złączając ich usta w pocałunku. Postanowił nie zastanawiać się nad tym, co właśnie robił, płynąc z chwilą i ciesząc momentem. Niczym beztroski, natrętny muzyk. Przystojny, beztroski, natrętny muzyk, który potrafił całować, jak gdyby świat miał się skończyć.
Baekhyun miał wrażenie, że jego świat właśnie się skończył, gdy chłopak niechętnie i powoli się od niego odsunął. Ten sam szeroki uśmiech zdobił jego twarz, tym razem w akompaniamencie wesołych iskierek w oczach. Baekhyun był pewien, że takie same musiały pojawić się u niego.
- Przy okazji, jak masz na imię? - spytał muzyk zupełnie nie w porę, na co brunet wywrócił oczami.
- Baekhyun.
Gdy tylko się przedstawił, w jego głowie zapadła bezwzględna decyzja, by zmienić imię, nazwisko, adres zamieszkania i na wszelki wypadek również wyprowadzić się z kraju.
- Chanyeol. Miło cię było cał...
- Nie kończ - przerwał mu zażenowany i schował twarz w otwartej książce.
-  Jak sobie życzysz.
Baekhyun po tych słowach usłyszał, jak muzyk rozsunął zamek od futerału i schował w nim gitarę. Następnie do jego uszu dotarło szuranie, po którym poczuł czyjeś lekkie muśnięcie na włosach. Niepewnie podniósł głowę i zdezorientowany rozejrzał się po dziedzińcu, jednak nigdzie nie było śladu muzyka.
Próbował przekonać samego siebie, że to koniec przerwy między zajęciami, a nie zniknięcie Chanyeola nagle popsuło mu nastrój.
***

Głośna muzyka dotarła do jego uszu jeszcze zanim na dobre znalazł się przy sporej willi na  jednym z zamożnych osiedli miasta. Skrzywił się na hałas, w którego samo centrum zmuszony był wkroczyć i niechętnie ruszył do drzwi. Wszedł bez pukania, bowiem i tak nikt by go nie usłyszał, po czym rozejrzał się po panującym wewnątrz zgiełku. W holu co chwilę pojawiali się i znikali nowi ludzie, z których mało kogo był w stanie rozpoznać. Wszystkich ich jednak łączyła jedna wspólna cecha, a mianowicie podobne stężenie alkoholu we krwi. Westchnął ciężko, zastanawiając się, dlaczego właściwie miał brać udział w tym piekle.
- Baekhyun! - Czyjeś wołanie próbowało przedrzeć  się przez odgłos muzyki.
No tak, Luhan, przypomniał sobie, gdy tylko przyczyna pojawiła się na schodach.
Szatyn w kilku skokach znalazł się u jego boku i objął go ramieniem za szyję. Baekhyun wyczuł od niego wyraźną woń alkoholu, przez co dyskretnie się odsunął.
- Spóźniłeś się - wytknął mu, poprawiając na głowie opaskę z mysimi uszami.
W odpowiedzi wzruszył ramionami. Luhan chwycił go za rękę i poprowadził w stronę tylnego wyjścia, prowadzącego do ogrodu, gdzie skupiona była impreza.
- To podobno modne - wyjaśnił, choć w rzeczywistości chciał jedynie skrócić swój pobyt na przyjęciu.
Baekhyun często bywał w domu Luhana, jednak mimo to, początkowo nie poznał znajomego ogrodu, bowiem na idealnie przystrzyżonym trawniku rozłożono platformę do tańczenia oraz podwyższenie będące sceną. Pod ścianą budynku znajdował się bar z napojami zapewne we wszystkich kolorach tęczy. Rozglądając się po ogrodzie, doszedł do wniosku, że Luhan ma nie tylko za dużo pieniędzy, ale i zdecydowanie zbyt rozwinięte kontakty towarzyskie. Tłumy ludzi wypełniające całą przestrzeń onieśmielały go i sprawiały, że czuł się zupełnie nie na miejscu.
- Poczekaj tu - poinstruował go Luhan i krzyknął na kogoś przy scenie, po czym zniknął w tłumie tańczących ciał.
Baekhyun nawet nie zdążył otworzyć ust, by go zatrzymać i zmusić, by nie zostawiał go na pastwę losu w tym śmiertelnie niebezpiecznym otoczeniu. Przesunął się pod ścianę i starał wypatrzeć w tłumie znajome twarze oraz Luhana,  zdrajcę i inicjatora jego męki. Wieczorny mrok jednak skutecznie utrudniał mu to zadanie, a rozwieszone na drzewach lampki choinkowe w żaden sposób niczego nie ułatwiały.
W chwilach takich jak ta, zaczynał sobie zdawać sprawę z tego, jak wielkim był introwertykiem, aspołeczną kaleką i tchórzem. Żaden z niego bohater i nikt nigdy nie pokusiłby się napisać o nim książki.
Tego typu podsumowania zdecydowanie nie poprawiały jego samopoczucia.
Oderwał się od ściany budynku i bez większego namysłu ruszył w stronę baru. Bez pytania czy kontaktu wzrokowego z kelnerką, chwycił szklankę z nieznanym mu białym napojem i wypił ją jednym haustem. Ostry, palący trunek podrażnił jego gardło, jednak starając się zachować kamienną twarz, odłożył pustą szklankę i chwycił następną, identyczną jak poprzednia. Byun Baekhyun nie należał do zawodowych imprezowiczów, a jego styczność z alkoholem oscylowała przy dolnej granicy, jednak nie miał nic przeciwko przyjemnemu ciepłu rodzącemu się w jego klatce piersiowej.
- Baekhyun! Zwolnij trochę, co? - Usłyszał zaaferowany głos Luhana i w tym samym momencie poczuł jego dłoń na ramieniu.
Nie miał pojęcia, kiedy blondyn znalazł się u jego boku. Posłał mu uspokajający uśmiech, dając do zrozumienia, że całkowicie panuje nad sytuacją. Luhan pokiwał głową i otaksował go ostrożnym spojrzeniem, jak gdyby nie do końca przekonany.
- Mam coś dla ciebie! - powiedział rozentuzjazmowany i bez pytania założył mu na głowę opaskę podobną do własnej, jednak z tą różnicą,  że nie były to uszy mysie a kocie.
Baekhyun uniósł wzrok, jednak nie był w stanie zobaczyć nowego dodatku, jakkolwiek jego bujna wyobraźnia podpowiadała mu, że wygląda zupełnie idiotycznie.
- Czy to konieczne? - spytał błagalnie.
W odpowiedzi blondyn pokiwał głową.
- To ci pomoże wpasować się w tematykę imprezy - wyznał i machnął ręką na scenę, gdzie dopiero teraz Baekhyun dostrzegł mnóstwo podobnych opasek.
W chwilach takich jak ta bardzo poważne zastanawiał się, dlaczego przyjaźnił się z Luhanem.
- Będzie świetnie - zapewnił go blondyn i poklepał po plecach. - Poczekaj na koncert. On rządzi, zobaczysz! Teraz, Baekhyunnie, baw się dobrze, muszę iść po lód!
Z tymi słowami ponownie go zostawił zanim zdążył zareagować.
- Jaki on? - spytał bardziej siebie niż kogokolwiek innego, po czym westchnął zrezygnowany.
W akcie rozpaczy wypił kolejnego drinka.
Ponownie jak poprzednio wypił napój za jednym razem i gdy wyciągnął rękę po następny, jego uszu dobiegł znajomy chichot, który zatrzymał go w miejscu. Trochę nieprzytomnie rozejrzał się dookoła, przy okazji zastanawiając się, czy wcześniej też wszystko tak wirowało czy może jednak coś przegapił.
- Oh.
„Oh” podsumowywało wszystkie doznania, jakich doświadczył w krótkim przedziale kilku sekund. Świat kręcił się wokół niego i co jakiś czas tracił ostrość, by po chwili ponownie nabrać wyraźnego konturu. Ludzie, scena, drzewa znikali i pojawiali mu się przed oczami, sprawiając, że zaczynał czuć się jakby właśnie skakał na bungee. To jednak nie skutki alkoholowe, a stojąca przed nim postać wywarła na nim największe wrażenie. W odróżnieniu od całego otoczenia, osoba ta pozostawała w jego oczach wyraźna i dokładna, przez co zaczął się zastanawiać, czy przypadkiem sobie jej nie wyobraził. Czy to możliwe, że po tylu miesiącach byłby w stanie tak precyzyjne odtworzyć tę wiecznie uśmiechniętą twarz?
Może naprawdę nie doceniał działania alkoholu?
Nie myśląc długo, wypił kolejną szklankę ostrego napoju, zanim majak jego wyobraźni zdążył go powstrzymać ze stanowczym okrzykiem sprzeciwu.
Tym razem już się nie skrzywił, a jedynie skupił na palącym gorącu wypełniającym jego pierś. Nie wiedział, dlaczego, ale zmartwiona twarz chłopaka przed nim wydała mu się niezwykle zabawna.  Cóż, była komiczna!
- Nie wiesz, co znaczy umiar, prawda Baekhyun? - spytał go na wpół drwiąco na wpół z troską.
Pamiętał jego imię? Uśmiechnął się do niego szeroko, zapewne szczęśliwszy stokrotnie silniej niż w rzeczywistości powinien być.
- Wyznaję zasadę „wszystko albo nic” - odparł zapewne trochę niewyraźnie.
- To ryzykowna zasada.
Baekhyun wywrócił oczami na tę uwagę.
- Kim jesteś? Moim sumieniem? - mruknął znudzony, starając się zachować powagę. - W pierwszej kolejności co ty tu w ogóle robisz, Chanyeol? - spytał, akcentując imię chłopaka, które na dobre zakorzeniło się w jego pamięci.
Przez chwilę nie odpowiadał, jak gdyby zaskoczony, że Baekhyun zwrócił się do niego po imieniu. Fakt ten mógł być dziwny, jednak ich pierwsze i jedyne spotkanie także nie należało do normalnych, co równoważyło sytuację.
- Gram - odparł krótko, wskazując niedbale na scenę. - W między czasie spełniam się w roli twojego sumienia. - Posłał mu jeden ze swoich zadziornych uśmiechów.
W odpowiedzi Baekhyun prychnął teatralnie i lekko się zatoczył, jednak dłoń Chanyeola na jego łokciu przywróciła mu równowagę. Przez chwilę nieprzytomnie wpatrywał się w uścisk, który mimo odzyskanego pionu, nie ustępował.
- Kto powiedział, że się sprawdzasz?
- Uratowałem cię - odparł i wyszczerzył się do niego, przez co Baekhyun po raz kolejny musiał zapanować nad niekontrolowanym i irracjonalnym chichotem.
- Przed czym? - spytał, przekrzywiając lekko głowę.
Chanyeol spojrzał na niego wymownie, jak gdyby pytanie wcale nie wymagało odpowiedzi.
- Przed upadkiem, przed samym sobą i alkoholowym przedobrzeniem - wymienił beztrosko i zabrał z dłoni Baekhyuna pustą szklankę. Powąchał ostrożnie trunek i skrzywił się na ostrą woń. - Choć mogłem się trochę spóźnić.
Baekhyun wyszarpnął rękę z jego uścisku i zatoczył się do tyłu, gdzie szczęśliwie opadł na ścianę.
- Nie chciałem być ratowany. Doskonale sobie radzę jak na wszystkich innych imprezach. - Uniósł dumnie głowę, jednak fakt, że Chanyeol zupełnie górował nad nim wzrostem, trochę godził w jego ego. - To dla mnie codzienność. Takie napoje piję do śniadania - prychnął, wskazując na bar.
Baekhyun nie miał pojęcia, dlaczego chłopak przed nim nagle przechylił głowę i wybuchnął głośnym śmiechem. Spojrzał na niego ostrożnie, zastanawiając się, czy aby nie dostał jakiegoś ataku.
- Widzę - odparł, gdy udało mu się uspokoić. Baekhyun miał wrażenie, że dostrzegł na jego twarzy cień politowania. -  Tak po prostu chwiejesz się w rytm muzyki i z natury jesteś niezdrowo blady?
- Tak! - odparł pewnie, a raczej tak chciał zabrzmieć, jednak w rzeczywistości wydał z siebie słaby pisk, bowiem kręcący się dookoła świat w końcu dopadł także jego. 
Baekhyun może nie był w tym momencie do końca świadomy, jednak pamiętał jeszcze, że w takich chwilach powinien upaść. Dlatego też fakt, że stracił grunt pod nogami i poczuł się niezwykle lekko trochę go zdezorientował. Miał również wrażenie, że patrzy na świat z innej, jak gdyby wyższej perspektywy. Może latał?
- Latam? - powtórzył na głos i rozejrzał się lekko, przez co jego nos zetknął się z nosem Chanyeola.
Odsunął się tyle ile mógł przerażony nagłą bliskością twarzy chłopaka i w tym samym momencie zdał sobie sprawę, że znajduje się u niego na rękach.
- Co ty wyprawiasz? Postaw mnie! - zażądał, jednak i tym razem jego głos nie zabrzmiał ostro, a wyjątkowo płaczliwie.
Nie wyglądało na to, by Chanyeol choć rozważył spełnienie jego prośby, bowiem w odpowiedzi ruszył w stronę tylnego wejścia do domu Luhana.
- Muszę w końcu uratować cię raz a dobrze - odparł, gdy znaleźli się w głośnym salonie, gdzie grupka dziewczyn i chłopaków grała w rozbieranego pokera.
Baekhyun uparcie żądał, by zostawił go w spokoju, od czasu do czasu wyzywając go od drani i natrętów, jednak Chanyeol jedynie uśmiechał się złośliwie pod nosem i kontynuował swoją drogę przez kolejne pomieszczenia. Wyglądało na to, że nie był zbytnio zorientowany w rozkładzie pokoi, bowiem ostrożnie zaglądał do wszystkich miejsc, jak gdyby czegoś szukając. Wspinał się po schodach z zadziwiającą zwinnością, zważywszy na niesiony ciężar, a na jego twarzy nie było widać śladu zmęczenia. Po kilku kolejnych próbach, w końcu otworzył jeden z zaciemnionych pokoi w głębi holu i wszedł do środka.
- Jeśli zamierzasz wykorzystać to, że jestem pijany to wiedz, że... Au! - Baekhyun przerwał w pół zdania, gdy chłopak nagle go upuścił.
Wylądował na miękkim materacu łóżka. Rozejrzał się po pomieszczeniu, jednak przez panujący w nim mrok, przez moment miał problem z rozpoznaniem pokoju. Budzik w kształcie Myszki Miki stojący przy łóżku wskazywał  na sypialnię Luhana.
- ...to wiedz, że ci się to nie uda! - dokończył i usiadł na łóżku.
Chanyeol stał tyłem do okna i w oczach Baekhyuna pozostawał jedynie ciemnym, niewyraźnym kształtem. Nie był w stanie zobaczyć jego twarzy, jednak krótki chichot dał mu do zrozumienia, że jak zwykle pozostawał w dobrym humorze.
- Możesz być przystojnym muzykiem, twój urok na mnie nie działa - dodał po chwili, co jedynie spotęgowało rozbawienie Chanyeola.
Chłopak pod oknem zbliżył się do łóżka i usiadł na jego skraju. Baekhyun w tym samym czasie podwinął nogi pod klatkę piersiową, niezadowolony z zaistniałej bliskości. Teraz Chanyeol pozostawał stosunkowo wyraźny, bowiem padało na niego światło księżyca i lampek zawieszonych na drzewach.
- Jednak przyznajesz, że mam urok? - spytał niezwykle zadowolony z wyciągniętych wniosków.
Jego oczy nabrały blasku i Baekhyun nie mógł oprzeć się wrażeniu, że było w nim coś kociego. Ta myśl przypomniała mu o nieszczęsnej opasce, którą cały czas miał na głowie, i przez którą zapewne poczułby się teraz niezwykle zażenowany. Alkoholowy amok utrzymywał go jednak obojętnym na tego typu detale.
- Jeśli potrzebujesz nakarmić swoje ego, idź w końcu zagrać ten koncert  - mruknął Baekhyun, po czym ziewnął przeciągle.
Po omacku znalazł dłonią poduszkę, a następnie ułożył się na niej z nogami podwiniętymi pod brodę. Zamknął oczy, pierwszy raz doceniając sytuację w jakiej się znalazł, bowiem, gdy tylko położył głowę na poduszce, poczuł, jak bardzo był senny. Przez zmęczenie prawie zapomniał o Chanyeolu i podejrzeniach, jakoby ten chciał go wykorzystać.
Usłyszał, jak chłopak przesunął się na łóżku i zanim zdążył otworzyć oczy, poczuł jego dłoń na swoich włosach. Wiedział, że powinien jakoś zareagować powinien kazać mu przestać, jednak uznał, że dotyk był niezwykle kojący i w gruncie rzeczy nie miał nic przeciwko. Ostatecznie westchnął i mimowolnie wydał z siebie zadowolony pomruk.
- Po co mam grać, skoro moja widownia właśnie zasypia? - Usłyszał ciche pytanie, którego treść dotarła do niego w zwolnionym tempie.
Chanyeol, nie przestając gładzić go po włosach zaczął nucić tę samą piosenkę, którą klika miesięcy temu grał na dziedzińcu uczelni Baekhyuna. Brunet rozpoznał utwór, który tak samo jak imię Chanyeola, uśmiech Chanyeola, oczy Chanyeola i wszystko, co związane z Chanyeolem pozostało trwale wpisane w jego pamięci. Słuchał w ciszy jego łagodnego głosu, powoli zapadając w sen. Miękkie palce muzyka błądziły po jego twarzy, po policzkach, czubku nosa, zatrzymując się co chwilę na ustach. Baekhyun zdał sobie sprawę, że w istocie pragnie tego dotyku, jak i samej obecności Chanyeola. Postanowił nie myśleć o tym w alkoholowym amoku, decydując się rozważyć to przy porannym kacu moralnym, a tymczasem pozwolił sobie cieszyć się chwilą.
- Chanyeol? - mruknął niewyraźnie, lekko uchylając powieki, by zobaczyć rozmazany obraz chłopaka.
Nucenie ustało, a w pokoju zapadła chwilowa cisza. Dłoń Chanyeola zamarła na ustach Baekhyuna.
- Tak? - spytał cicho, nachylając się nad śpiącym chłopakiem.
Cisza.
- To pocałujesz mnie czy nie? - powiedział w końcu brunet, ośmielając się spojrzeć w lśniące oczy nad sobą.
Chichot Chanyeola nie był reakcją, której oczekiwał i już zażenowany miał powiedzieć, żeby zapomniał o jego pytaniu, gdy dłoń chłopaka odsunęła się zastąpiona przez jego usta. Baekhyun czuł, że Chanyeol nawet w takim momencie się uśmiechał. Nie myśląc długo, objął go za szyję, zmuszając, by zbliżył się jeszcze bardziej. Dłonie Chanyeola  ponownie znalazły się w jego włosach, gdzie mimowolnie zaczęły błądzić między kosmykami. Baekhyun mruknął zadowolony, nie przerywając subtelnego pocałunku, i starając się dokładnie zapamiętać miękki dotyk ust chłopaka.
To Chanyeol odsunął się pierwszy pozostawiając go z bolesnym uczuciem tęsknoty. Widząc jego zrozpaczoną minę, chłopak uśmiechnął się przepraszająco i pogładził go po policzku.
- Powinieneś już spać - wyszeptał po chwili, prostując się na łóżku.
Baekhyun w odpowiedzi prychnął drwiąco.
- Co? Teraz postanowiłeś uratować mnie przed samym sobą?
Chanyeol zaśmiał się cicho na tę uwagę.
- Nie - odparł pewnie. - Tego nie potrafię, a może raczej nie chcę. Po prostu powinieneś już spać.
Baekhyun niechętnie ułożył się w swojej poprzedniej pozycji, jednak długo nie mógł zmusić się do zamknięcia oczu, bowiem nie chciał tracić obrazu Chanyeola. Dopiero po chwili, gdy ręka chłopaka zaczęła kojąco błądzić po jego włosach, zaczął na nowo ulegać zmęczeniu.  
Zasnął z życzeniem zobaczenia go ponownie.
***

Baekhuyn powoli i cierpliwie policzył do dziesięciu, nerwowo stukając w blat stolika, by choć trochę rozładować nerwy. Okazało się jednak, że dziesięć sekund nie wystarczyło. Policzył ponownie. Nic z tego.
Ostatni raz.
- Kai! - krzyknął zniecierpliwiony, na co chłopak obok skrzywił się boleśnie.
Zawołany odłożył szklankę z wodą, którą powoli i mozolnie sączył przez ostatnie trzydzieści sekund, po czym posłał Baekhyunowi mordercze spojrzenie, które doskonale współgrało z sinymi cieniami pod jego oczami.
- Litości - jęknął i schował twarz w dłoniach.
- Powiedz mi - nalegał uparcie, nie zważając na opłakany stan przyjaciela, który wcale nie różnił się od jego własnego.
Starał się ignorować pulsujący ból głowy i pieczące gardło, bowiem tego konkretnego poranka miał ważniejsze priorytety niż kac. Czuł się chory i pokaleczony, jednak nie miało to nic wspólnego z jego stanem fizycznym.
- Czego ty ode mnie chcesz? - mruknął, kładąc się na oparciu fotela. - Daj mi umrzeć.
- Powiedz mi, Kai! - krzyknął w jeszcze większym akcie desperacji, na co jego przyjaciel ponownie się skrzywił.
- Ciszej, hyung albo w ogóle się zamknij - zażądał i posłał mu kolejne ze swoich morderczych spojrzeń, które i tym razem zupełnie zignorował. - Co mam ci powiedzieć?
Kai odwrócił głowę w stronę Baekhyuna i po raz pierwszy okazał mu cień uwagi, o który tak uparcie walczył od dłuższego czasu, od kiedy obudził się w sypialni Luhana. Z okropnym bólem głowy.
Zupełnie sam.
- Luhan powiedział, że go znasz. Powiedz mi, kim on jest? - powtórzył po raz setny tego dnia.
Kai zmrużył oczy, wyraźnie dając do zrozumienia, że nie miał pojęcia, o kim mowa, na co Baekhyun wywrócił oczami. Wziął głęboki oddech z postanowieniem rozpoczęcia od nowa.
- Chanyeol. Grał na wczorajszej imprezie. Wysoki, szatyn, z gitarą, wiecznie uśmiechnięty, trochę irytujący, cholernie natrętny, ale jak chce to...
- Park Chanyeol? - Kai przerwał mu, lekko unosząc głowę z kredensu. - Chodzi ci o Park Chanyeola?
Pokiwał powoli głową, choć nie miał pojęcia, czy mówią o tym samym człowieku. Prawdopodobieństwo jednakże było duże.
- Właściwie dlaczego o niego pytasz? - zadał kolejne błyskotliwe pytanie, mierząc go podejrzliwie.
Baekhyun otworzył usta, by po chwili je zamknąć, bowiem coś co jeszcze przed momentem wydawało mu się proste i oczywiste nagle przestało takie być. Obudził się z myślą, że musi zobaczyć Chanyeola, że musi go znaleźć, jednak tak naprawdę nawet przez moment nie pomyślał, dlaczego.
Cóż, wczoraj wypił sporo. Miał prawo do kilku uchybień!
Wiedział jedno - musi go znaleźć!
- Park Chanyeol jest mi coś winien - wyjaśnił powierzchownie, co nie usatysfakcjonowało Jongina, a jedynie zwiększyło jego ciekawość.
- Co takiego Chanyeol może ci być winien? To lekkoduch, ale nie pamiętam, żeby kiedykolwiek zaciągnął jakiś dług.
Baekhyun przetarł twarz dłonią. Wiedział, że Kai nie był najlepszym źródłem informacji, jak tylko Luhan go do niego wysłał. Wiedział, że będzie pytał. Wiedział, że ten chłopak zawsze musi dostać odpowiedzi. Wiedział to.
Jednak tego konkretnego ranka był wyjątkowo zdesperowany.
Desperacja popycha ludzi do wszelakich środków. Byun Baekhyun zdecydował postawić na prawdę.
- Park Chanyeol skradł mój spokój ducha kilka miesięcy temu. Chcę go odzyskać i raz na zawsze zapomnieć o tym człowieku. Moje życie potrzebuje ładu! - wyznał zrozpaczony, w duchu zastanawiając się, czy faktycznie postawił na absolutną prawdę.
Cóż, każdą prawdę można trochę udoskonalić.
Byun Baekhyun swoją zmienił nie do poznania.
- Skradł twój spokój - powtórzył za nim powoli, jak gdyby poważnie zastanawiając się nad sensem tych słów lub nie mogąc owego znaleźć. - Co chcesz przez to powiedzieć? - Tak, jednak to drugie.
Baekhyun ponownie schował twarz w dłoniach.
- Kai, czy ty w ogóle wiesz, gdzie on jest czy tracę swój czas? - spytał, gdy jego wewnętrzny wskaźnik cierpliwości wskazał optimum.
Chłopak spojrzał na niego zdziwiony, jak gdyby obudził się z jakiegoś transu. Zmarszczył brwi i rozejrzał się po kompletnie zdemolowanym salonie.
- A nie ma go tutaj? - odpowiedział pytaniem, drapiąc się po głowie. - Widziałem go jakieś pół godziny temu.
Baekhyun głośno wciągnął powietrze, próbując nad sobą zapanować.
- Gdzie? - zdołał wykrztusić, uśmiechając się do Jongina w sposób wyraźnie przesłodzony.
Kai omiótł wzrokiem salon i ponownie skierował go na Baekhyuna.
- Tu przy balkonie - wskazał na drugi koniec pomieszczenia, gdzie znajdowało się tylne wyjście. - Idź do Luhana, on na pewno wie.
Ostatnie zdanie bruneta skwitował żałosnym jękiem i bez słowa wstał ze swojego miejsca z denerwującym uczuciem zmarnowanego czasu.

***

Baekhyun wzdrygał się i syczał za każdym razem, gdy na drodze pojawiał się samochód z niewiarygodnie głośnym silnikiem. Schował się wgłąb przystanku i założył na głowę kaptur z naiwną nadzieją, że to uchroni go przed przeraźliwie hałaśliwą, osiedlową drogą, gdzie - podobno - obowiązywało ograniczenie do dwudziestu kilometrów na godzinę. Tego poranka wszystko wydawało mu się przejaskrawione i czuł, jak gdyby cały świat zmówił się przeciwko niemu. Bolała go jawna niesprawiedliwość rządząca tym światem i kompletnie nie rozumiał, dlaczego to właśnie on padł jej ofiarą.
Zupełnie wykluczał wyjaśnienie, jakoby wczoraj przesadził z alkoholem. Nie było mowy o żadnej przesadzie, a nawet lekkim wstawieniu. Wypieranie się wczorajszych zdarzeń przychodziło mu o tyle łatwiej, że niewiele pamiętał. Z drugiej strony, wcale nie chciał pamiętać, bowiem intuicyjnie wyczuwał, że mogło to nieść za sobą upokarzające i żenujące wspomnienia. A życie Byuna Baekhyuna samo w sobie pozostawało wystarczająco żenujące.
 Westchnął ciężko po wyciągnięciu ponurych wniosków ze swojej egzystencji, po czym zniecierpliwiony wyjrzał na szosę, gdzie jak na złość, nie dostrzegł żadnego, nadjeżdżającego środka lokomocji publicznej. Zaznaczył sobie w pamięci, by przy najbliższej okazji wytknąć Luhanowi, że mieszka na zapomnianej przez Boga prowincji bez podstawowych wynalazków cywilizacji z opłakaną infrastrukturą.
W momencie, gdy poprawiał sobie samopoczucie narzekaniem nad warunkami mieszkaniowymi przyjaciela, gdzieś w kieszeni jego bluzy rozległ się głośny, dziewczęcy śpiew "Oh Oh Oh o ppa reul saranghae". Chcąc jak najszybciej pozbyć się jakiegokolwiek niepotrzebnego hałasu, odebrał, nie spoglądając na wyświetlacz.
- Tak?
- Baekhyun?
Mimowolnie wywrócił oczami, bowiem kogo innego Luhan spodziewał się usłyszeć, dzwoniąc pod jego numer?
- Tak? - powtórzył cierpliwie, będąc w stanie zrozumieć dzisiejszą niedyspozycję przyjaciela.
- Spotkałem go - powiedział trochę żywszym głosem. - Widziałem Chanyeola w kuchni niedługo po tym, jak wyszedłeś.
Baekhyun zdziwiony milczał przez chwilę, nie wiedząc co zrobić w zaistniałej sytuacji. Z jednej strony zatliło się w nim światełko nadziei, z drugiej zaś z całych sił kategorycznie wybijał sobie z głowy pomysły zawrócenia do domu Luhana.
- Pytał o ciebie - kontynuował po chwili.
Te słowa zaskoczyły go jeszcze bardziej, sam nie rozumiejąc dlaczego poczuł się mile połechtany wiadomością, że Chanyeol o niego pytał.
Pamiętał o nim.
- Słuchaj, Luhan, czy nie mógłbyś mu...
- Też już poszedł, gdy dowiedział się, że cię nie ma - odparł chłopak po drugiej stronie, przerywając jego pytanie i tym samym gasząc jego nagły zapał. W myślach zrobił krok do tyłu, wycofując się ze wszystkiego, do czego dzisiaj dążył. - Ale jeśli chcesz to mogę do niego...
- Nie, Luhan. - Tym razem to on wszedł mu w słowo, próbując przekonać samego siebie, że w istocie przestało mu zależeć. - Już nie trzeba, naprawdę. Mimo wszystko, dzięki.
- Jak chcesz - odparł trochę nie rozumiejąc, jednak przystając na zmianę Baekhyuna. - Widzimy się jutro!
- Do zobaczenia - pożegnał się i z rezygnacją przerwał połączenie.
Zamknął oczy i oparł głowę o ścianę, próbując przekonać siebie, że podjął dobrą decyzję. Mimo usilnych starań gdzieś w głębi pozostawało poczucie żalu. Podszedł bliżej drogi, by znów spojrzeć na horyzont.
- Gdzie ten cholerny autobus, który zabierze mnie w końcu do rzeczywistości - mruknął, opierając się o słupek przy przystanku.
Zniecierpliwiony zaczął obliczać w głowie, jak daleko było od domu Luhana do centrum i po chwili gotów był ruszyć na piechotę, przeklinając odludzie samolubnych bogaczy i ich drogie samochody. Ruszył na przód, zgarbiony, z dłońmi w kieszeniach bluzy, ale za to z wielką determinacją. Tak bardzo chciał już wrócić do siebie. Znaleźć się w swoim klaustrofobicznie małym pokoju, gdzie w ciszy mógłby odpocząć i odciąć się od całego świata, pieczętując za sobą drogę ulubioną lekturą. Miał tę umiejętność przenikania i adaptowania się ze światami przedstawionymi w książkach i, jak bardzo nie byłby on odrealniony, Byun Baekhyun w nim właśnie czuł się bezpieczny. Paradoksalnie bardziej niż na spokojnej, osiedlowej uliczce.
Podskoczył w miejscu, wystraszony przez dzwonek rowerowy, który rozległ się tuż przy nim. Przekręcił głowę i wyjrzał sponad rąbka kaptura, by móc zmierzyć morderczym wzrokiem kolejne źródło hałasu, jednak jego spojrzenie mimowolnie złagodniało na widok zupełnie niegroźnej twarzy Chanyeola.
- Witaj, słońce - zaśpiewał wesoło, jadąc wolno u boku Baekhyuna.
Powstrzymał się od przewrócenia oczami, decydując się na milczenie i ignorowanie osoby, której jeszcze przed chwilą tak uparcie szukał, nie mogąc sobie przypomnieć, dlaczego właściwie to robił. Starał się nie patrzeć na Chanyeola, tym samym przyspieszając kroku, choć doskonale wiedział, że zupełnie bez sensu było ścigać się z rowerzystą.
- Nie jesteś w nastroju, co? - odezwał się ponownie, nie kryjąc rozbawienia. - To akurat zupełnie mnie nie dziwi, panie "wyznaję-zasadę-wszystko-albo-nic" - dodał z przekąsem, na co Baekhyun ugryzł się w język, by powstrzymać się przed komentarzem.
Miał nadzieję, że milcząc, szybko go znudzi, jednak Chanyeol zamiast odjechać i spełnić jego prośbę, zaczął wesoło pogwizdywać, boleśnie przeszywając uszy Baekhyuna. Zacisnął pięści, dochodząc do wniosku, że dzisiaj jest zbyt słaby, by rzucać się komuś do gardła. Tym bardziej, gdy jego przeciwnik górował nad nim wzrostem i do tego miał dwa dodatkowe koła. 
- Bardziej dziwi mnie, że tak szybko się pozbierałeś - powiedział po chwili Chanyeol. - Nie zdążyłem do ciebie wrócić.
Te słowa zmusiły Baekhyuna, by na moment spuścił gardę obojętności, bowiem trafiły w sedno jego złego samopoczucia. Te same słowa wystarczyły również, by zmienić jego punkt widzenia.
- Wrócić? - powtórzył zdziwiony.
- Tak - potwierdził, zatrzymując rower tuż obok niego. Baekhyun również się zatrzymał, obserwując Chanyeola, który zaczął grzebać w swoim plecaku. - Jest - zawołał po chwili zadowolony. - To dla ciebie na poprawę samopoczucia. Myślę, że pomoże.
Wyjął z plecaka niewielki przedmiot i podał go Baekhyunowi na wyciągniętej dłoni. Brunet przez chwilę przyglądał mu się ostrożnie, niepewny, czy aby na pewno powinien to przyjąć. Chanyeol wzruszył ramionami, utrzymując niewinny wyraz twarzy, na co Baekhyun przekrzywił głowę.
- No dalej - mruknął zniecierpliwiony - Nikt nigdy nie umarł od czekolady. Tak myślę..
Ostatecznie wziął od niego podarek, którym okazała się czekoladowa panda z sercem. Dłuższą chwilą wpatrywał się w nią, mając nadzieję, że jego twarzy nie zdobił rumieniec. Niespiesznie uniósł wzrok, by spojrzeć na zadowolonego z siebie Chanyeola, po czym uniósł jedną brew.
- To najbardziej ckliwy prezent, jaki kiedykolwiek dostałem - wyznał, uśmiechając się przy tym sardonicznie.
W odpowiedzi Chanyeol zaśmiał się głośno.
- W takim razie do ciebie pasuje - odparł bez sarkazmu, sprawiając, że Baekhyun poczuł się jeszcze bardziej idiotycznie.
By wyładować kumulującą się w nim irytację, bez skrupułów agresywnie ułamał pandzie głowę, po czym wręczył ją lekko zdziwionemu Chanyeolowi. Przyjął ją bez słowa, a następnie odwinął papier i włożył słodki kawałek do ust.
- Widzisz? Nie jest zatrute - powiedział, wskazując na swój żywy przykład.
W ostateczności Baekhyun zjadł drugą część, dochodząc do wniosku, że w istocie nie była taka zła.
- Chodź, podwiozę cię  - zaoferował Chanyeol, skinąwszy na niego głową. - Mimo mojego lekarstwa, wciąż źle wyglądasz - wyznał szczerze.
Początkowo miał natychmiast odmówić, zapewniając, że czuje się świetnie, jednak po chwili doszedł do wniosku, że tak naprawdę wcale nie chce mu odmawiać. Były ku temu co najmniej dwa powody. Po pierwsze, w istocie czuł się okropnie i możliwość jak najszybszego znalezienia się w domu była kuszącą opcją, po drugie, może nawet ważniejsze, nie chciał się z nim żegnać. Przy całej swojej irracjonalnej awersji, Byun Baekhyun lubił towarzystwo Chanyeola. Mógł walczyć z samym sobą, mógł zaprzeczać, ale w głębi wiedział, że próbuje jedynie okłamać samego siebie. Nieśmiało gotów był przypuszczać, że Park Chanyeol nie tylko skradł jego wewnętrzny spokój, a nawet coś więcej.
- Niech będzie - mruknął zrezygnowany, po czym z westchnieniem pokiwał głową.
Chanyeol wydawał się niezwykle uszczęśliwiony takim obrotem sprawy i wskazał mu, by zajął miejsce na bagażniku. Baekhyun wspiął się na miejsce, po czym ostrożnie i niepewnie objął w pasie Chanyeola. Ostatecznie, gdy ten ruszył, musiał mocno się go uczepić, by nie spaść  i tak już pozostał.
Wskazał mu adres tylko przez chwilę zastanawiając się, czy to na pewno dobry pomysł, jednak szybko wyzbył się jakichkolwiek wahań. Jechali wolno, prowadząc zajmującą rozmowę o niczym, a zarazem paradoksalnie po raz pierwszy tak naprawdę się poznając. W rzeczywistości Byun Baekhyun miał wrażenie, że znał Chanyeola od dawna, jak gdyby był znaczącą częścią jego życia.
 Możliwe również, że po prostu chciał, by tak właśnie było.
- To tutaj? - spytał dla pewności Chanyeol, gdy zatrzymali się przy jednej z nowych kamienic.
- Tak - potwierdził Baekhyun, schodząc z roweru. - Dokładnie tu. Dziękuję.
W odpowiedzi Chanyeol posłał mu uśmiech. Zapanowała cisza, bowiem ani Baekhyun ani tym bardziej on nie miał ochoty wypowiedzieć słów pożegnania. Wcześniejsza wizja spokojnego mieszkania i samotności przestała być dla niego tak atrakcyjna, jednak z drugiej strony wciąż czuł okropne skutki wczorajszej imprezy. Wiedział, że to słaby punkt, ale próbował nim zmusić się do rozstania.
- Pójdę już - powiedział w końcu Baekhyun ze słabym uśmiechem. - Potrzebuję więcej snu.
Chanyeol pokiwał ze współczuciem głową.
- Tak, potrzebujesz - przyznał mu rację. - Następnym razem chcę cię zobaczyć w lepszym stanie. Zgoda?
W sercu Baekhyuna zapaliło się światełko nadziei na myśl kolejnego spotkania. Czuł jak jego uśmiech rośnie, gdy obiecywał, że tak właśnie będzie.
- To do zobaczenia? - spytał dla pewności, przekrzywiając głowę.
- Tak. Do jutra - opowiedział mu, prostując kierownicę przy rowerze.
Baekhyun ostatecznie pomachał mu na pożegnanie i odwrócił w stronę drzwi wejściowych.
- Baekhyun? - Zatrzymał go w miejscu, łapiąc za rękę i zmuszając, by się odwrócił. - Wiem, co jeszcze może ci pomóc - dodał z tajemniczym uśmiechem.
Brunet zadarł głowę do góry, by móc spojrzeć mu w oczy
- Pocałujesz mnie czy nie? - spytał Baekhyun zanim pomyślał czy zdążył ugryźć się w język.
Odwrócił wzrok zmieszany i zażenowany samym sobą, jednak Chanyeol położył dłoń pod jego brodą, zmuszając, by ponownie na niego spojrzał, a następnie go pocałował. Baekhyun odruchowo zamknął oczy i stanął na palcach, by móc odwzajemnić gest i jednocześnie zdając sobie sprawę, że zdążył za tym zatęsknić. Z podobną tęsknotą odsunął się od niego po kilku minutach, trwających jak gdyby kilka sekund.
- Rób to częściej - wypalił wciąż nie do końca przytomny, na co Chanyeol wybuchnął śmiechem.
- Jak sobie życzysz - odparł, całując go ponownie.
Byun Baekhyun doszedł do wniosku, że w rzeczywistości nie potrzebuje już więcej snu. 
***
To znowu ja.
Próba ograniczenia fluffu skończyła się fiaskiem. Uh, uh, uh. 
*dlaczego muszę być tak ckliwa.. T.T*
Poprawię się. Tak właśnie będzie. Trzymam za siebie kciuki. Niech poleje się krew! 
Żart. Wszyscy przeżyją. 
Tak myślę.... o.O

 W każdym razie, w końcu udało mi się to zakończyć, nawet nie tak jak planowałam, ale pozostańmy przy myśli, że się udało. Wstyd się przyznać, ile ten fanfic czekał na dokończenie...uh. Tak lepiej zostać przy słowach: udało się. 
 Do następnego razu! Muszę się zmobilizować i w końcu to napisać. 

Całuję i miłych wakacji <3