Gatunek: Romans, fluff, angst
Bohaterowie: Lee Taemin, Choi Minho
Ostrzeżenia: Brak
Nie pragnął wiele od życia. Nie dążył do niczego szczególnego, nie cierpiał na przerost ambicji i zupełnie niechętnie wypatrywał przyszłości. Z drugiej strony, Choi Minho nie był typowym przykładem pesymisty o dekadenckim posmaku.
Pragnął jednej rzeczy od życia, której nigdy nie mógłby otrzymać, nawet z przerostem ambicji. Choi Minho pragnął cofnąć czas i tym samym oddać komuś coś zabrane jednym popełnionym kiedyś błędem. To właśnie było jego priorytetem, przez co nie tyle próbował przeskoczyć bardzo wysoką poprzeczkę, co dorysować sobie skrzydła i sięgnąć po księżyc. Z drugiej strony, Choi Minho nie był typowym idealistą.
Kim w takim razie był? Łatwiej przychodziło mu powiedzieć, kim nie był. Nie postrzegał siebie jako człowieka dobrego, a już na pewno nie zgadzał się, gdy ktoś przypisywał mu szlachetność. Nigdy nie utożsamiłby się z określeniem księcia, którym tak często nazywali go znajomi.
Był głupcem. Tego pozostawał pewien i powtarzał to sobie każdego ranka, gdy otwierał oczy, zdając sobie sprawę, że jedynie śnił o niespełnionych nadziejach. Obojętnie witał kolejny dzień, obierając go jako jeszcze jeden fragment jego codziennej pokuty.
Nie, Choi Minho w żadnym stopniu nie mógł być pesymistą.
Uśmiechał się bardzo często, promieniał szczęściem i sprawiał niezwykle wiarygodne wrażenie osoby czerpiącej radość ze swojego, młodego wieku. Tak i tego ranka wita swoją matkę szerokim uśmiechem, gdy jak co dzień jedzą razem śniadanie. Ona opowiadaa mu o swoich niewiarygodnych snach, a on słucha ją z zainteresowaniem, nie mając odwagi zdradzać jej swoich. Następnie matka żegna się z nim przelotnie i wybiega zwyczajowo spóźniona do pracy. On odprowadza ją wzrokiem lekko rozbawiony jej roztrzepaniem, po czym sam zmywa naczynia. Utrzymuje na twarzy uprzednio wskrzeszony uśmiech, bowiem wie, że jeśli teraz go utraci, później tak trudno będzie mu ponownie go przywrócić.
Wciąga przez nos wilgotne, poranne powietrze i wychodzi z domu, ledwie dostrzegając, że to pierwszy dzień od tygodnia, kiedy deszcz przestał padać. Pozostaje obojętny wobec pogody tak samo, jak wobec wielu innych aspektów życia. Słońce deszcz czy spóźniony autobus nie mają większego znaczenia. W końcu Choi Minho tak mało od niego oczekuje. Rusza naprzód piechotą, wzruszeniem ramion, podsumowując uciekający mu sprzed nosa autobus. Gdy był młodszy potrafił nieprzerwanie biec kilkukilometrową trasą. Odległość, którą musi dziś pokonać nie robi na nim żadnego wrażenia, nawet jeśli nie jest już dłużej człowiekiem sportu.
Kilkanaście minut w zamyśleniu, z którego nie jest w stanie wyciągnąć ani jednej klarownej myśli, zajmuje mu dotarcie na miejsce. Kątem oka dostrzega uchylone okno na parterze małej willi zanim odważy się zapukać do drzwi. Przychodzi tutaj każdego dnia, a mimo to nie może wyzbyć się onieśmielenia związanego ze stanięciem twarzą w twarz z osobą, która otwiera mu drzwi. Gdy te uchylają się, stawiając go przed drobną kobietą w średnim wieku, o łagodnych, wręcz dziecięcych rysach, jak każdego dnia czuje się najbardziej winną osobą na świecie. W jedenj chwili ma ochotę paść na kolana i przepraszać, choć wie, że ani ona ani jej mąż nie oczekują tego od niego. Uśmiech, jaki posyła w jego stronę jest szczery i wie, że zawsze będzie mile widziany w ich progach. Wie również, że nikt nie żywi wobec niego urazy, a to wszystko razem wzięte sprawia, że czuje się jeszcze gorzej. Ma wrażenie, że los daje mu coś niezwykle cennego i pięknego, choć nigdy na to nie zasłużył i jest przekonany, że nie byłby w stanie się za to odwdzięczyć.
Mimo wszystko, nie spuszcza z twarzy uśmiechu, którym darzy stojącego przed nim anioła w kobiecym ciele.
- Witaj Minho, wejdź proszę - mówi, uchylając przed nim drzwi.
- Dzięń dobry - odpowiada i wchodzi do środka, starając się nie przełknąć głońo śliny, gdy mija ją w progu.
Kobieta zamyka drzwi, w momencie gdy on ściąga buty i stawia je obok znajomych, srebrnych adidasów, dużo mniejszych od swoich.
- Zapowiada się piękny dzień, co? - zagaduje go kobieta. - Mam po dziurki w nosie tej ulewy.
- Tak, ja również - zgadza się z nią, choć w istocie nie widzi różnicy.
Kobieta ponownie się uśmiecha i wskazuje mu, by wszedł dalej.
- Wchodź - zachęca go. - Jest u siebie.
W odpowiedzi kiwa głową i robi niepewne kroki naprzód, starając się wyglądać naturalnie, choć w rzeczywistości zapukanie do pierwszych drzwi na lewo jest dla niego dużo trudniejsze od pukania w drzwi wejściowe. Jeśli wcześniej czuł się winny, to teraz, gdy słyszy ciche, acz wyraźne "otwarte, Minho", ma wrażenie, że jest mordercą.
Naciska na klamkę i wchodzi do niezwykle jasnego, przestronnego pokoju, skąpanego w klasycznych bielach z odrobiną łamiącej czerni. Mimo stoickiego kantrastu barw, w pokoju nie panuje chłód czy przypuszczalna sterylność. Minho bardzo lubi to miejsce za panujące w nim, niewytłumaczalne poczucie ciepła i bezpieczeństwa. Czuł się tu dobrze, doceniając jego wewmętrzny spokój i harmonię. Może nie byłoby tak, gdyby nie czarno biała kołdra w symaptyczne wizerunki pandy na wielkim łóżku lub plakat Michaela Jacskona na ścianie czy ich wspólne zdjęcie wiszące tuż obok niego. Wiedział jednak, że to wszystko stanowiło jedynie dodatkowe elementy, przypominające mu o Nim.
Siedzi na parapacie przy uchylonym oknie, z głową zwróconą w jego kierunku. Minho na jego widok czuje, jak coś ściska go w klatce, bowiem i tym razem otrzymuje najpiękniejszy uśmiech na świecie, na który wie, że nie zasłuzył. Tym razem jednak jest o tym przekonany, bowiem nigdy nie powinien otrzymać od niego żadnego przejawu dobroci. Nie po tym wszystkim. Zamyka za sobą drzwi, a skrzypienie przerywa zaistniałą ciszę.
- Minho?
Zawołany odwraca się z powrotem twarzą w stronę chłopca na oknie. Dłuższą chwilę przygląda się jego rozpromienionej twarzy o anielskich rysach odziedziczonych po matce, otoczonej aureolą jasnych, rozczochranych włosów. Ciągle ma na sobie biały T-shirt i krótkie, bawełniane spodnie, w których zwykł spać, co Minho kwituje lekkim rozbawieniem. Ten chłopiec był jeszcze bardziej roztrzepany niż jego wiecznie spóźniona matka i pozostawał przy tym największym marzycielem, jakiego Minho kiedykolwiek poznał. Fruwał gdzieś na granicy dwóch światów, rzadko decydując się na rzeczywistość, a do swojego własnego wpuszczając tylko nielicznych. Minho byl jednym z tych nielicznych, i choć powienien czuć się w nim jak intruz, to chciałby nigdy z niego nie wracać. Tak bardzo pragnął pozostać przy chłopcu najdłużej jak się da, bowiem tylko to miejsce miało już dla niego znaczenie.
Patrzy prosto w jego oczy, które tak ubóstwia, a których widok zadaje mu ból. Mimo wszystko, nie umie przestać. Nie chce przestać. Widzi w nich wszystko, począwszy od duszy chłopca, a kończąc na swoich najmroczniejszych grzechach. Jego oczy są studnią najpiękniejszych wspomnień i uczuć, a zarazem zwieciadłem najgorszych chwil z jego życia. Patrzy i chce je zobaczyć. Patrzy i pragnie, by chłopiec na niego spojrzał.
- Minho? Czy to ty? - pyta, patrząc prosto na niego, a jednak jak każdego dnia, nie mogąc go zobaczyć.
Minho odchrząkuje i zbiera w sobie siły, by pokonać zbierającą się w gardle rozpacz. Musi zabrzmieć beztrosko, stojąc twarzą w twarz z chłopakiem, którego oczy już nigdy tak naprawdę na niego nie spojrzą.
- Tak, Taeminnie - odpowiada, podchodząc w stronę okna. - To znowu ja. Ten sam natręt, który nęka cię każdego pojedynczego dnia. Musisz mnie już mieć dość - kończy, śmejąc się krótko, gdy znajduje się tuż przy nim.
W odpowiedzi Taemin kręci glową z uśmiechem, po czym ostrożnie wyciąga przed siebie dłoń, by dotknąć jego twarzy. Jego smukłe palce trafiają na kość jarzmową i snują ku dołowi, zatrzymując się na jego wyraźnie zarysowanej szczęce. Minho egoistycznie cieszy się jego dotykiem, przymykając oczy. Nie chce tracić z nim kontaktu, dlatego w obawie przed tym, kładzie swoją dłoń na dłoni Taemina.
- Ani trochę. W zasadzie to tęskniłem za tobą - wyznaje chłopiec, patrząc w jego stronę. - Spóźniłeś się 3 minuty, Minho, domniemana chodząca perfekcjo - dodaje z lekkim przkąsem, pzrygryzając dolną wargę.
- Skąd wiesz? - pyta zdumiony, zanim zdaje sobie sprawę, że popełnia nietakt. Zaciska usta, linczując się w duchu.
Taemin jednak nie wygląda na urażonego, a wręcz przeciwnie. Sprawia wrażenie, jak gdyby chciał zostać o to zapytany.
- Liczyłem uderzenia zegara - wyznaje tajemniczo, a zarazem dumnie.
- Och. - Tyle jest w stanie z siebie wydusić. Wiedział, że Taemin był zdolny, nie wiedział jednak do czego. - To dlatego, że przyszedłem na piechotę. Autobus mi uciekł.
- W takim razie, całe szczęście, że w końcu przestało padać - podsumowuje.
Wolną ręką Taemin próbuje znaleźć dłoń Minho spoczywającą u jego boku. Chłopak stoi nieruchomo, pozwalając mu to zrobić samodzielnie i, gdy ten w końcu na nią natrafia, ściska ją mocno.
- Też za tobą tęskniłem - wyznaje zupełnie szczerze, odwzajemniając uścisk. - Chodź, poczytam ci.
Minho, nie puszczając jego ręki, kieruje się w stronę łóżka, jednak Taemin nie rusza się z miejsca. Spogląda za siebie z niemym pytaniem, jednak wie, że chłopiec tego nie zobaczy.
- Co takiego, Taeminnie? - pyta na głos.
W odpowiedzi chłopiak kieruje wzrok w stronę otwartego okna i wzdycha z tęsknotą.
- Jest taka ładna pogoda. Minho, wyjdźmy na dwór. Mam ochotę przejść boso po mokrej trawie! - wyznaje rozmarzony, na co tym razem Minho wzdycha mimowolnie.
- A mówią, że romantycy wyginęli - mruczy pod nosem i kręci z niedowierzeniem głową.
Taemin śmieje się krótko, po czym odwraca z powrotem w jego stronę.
- Wyginą, jeśli nie pozwolisz mi tego zrobić - grozi mu, pozostając przy tym ucieleśnieniem łagodności.
- Dobrze - zgadza się, nie mając większych obiekcji. - Jak sobie życzysz, książę.
Tak, uznał, jeśli ktoś kiedykolwiek zasłużył sobie na miano księcia, był to nie kto inny, a Lee Taemin. W odpowiedzi uśmiecha się do niego promiennie i ciągnie z powrotem w stronę okna. Minho zaciekawiony przygląda się, jak młodszy chłopak ostrożnie próbuje stanąć na parapecie, przez co wystraszony zatrzymuje go w miejscu.
- Co ty wyprawiasz? - pyta zdziwiony jego wyczynami.
- Wyjdźmy przez okno - nalega, kładąc dłoń na jego ramieniu. - Proszę? - dodaje niezwykle przeslodzonym tonem, do którego Minho ma ogromną słabość.
- To głupi pomysł - podsumowuje, na co Taemin robi oburzoną minę. - I nawet nie masz butów.
Chłopak w odpowiedzi kręci głową wyraźnie poirytowany, po czym z listością klepie go po ramieniu.
- Jak mam poczuć rosę, będąc w butach? - odpowiada, jak gdyby tłumaczył coś malemu dziecku. - Ach, i zanim wyjdziesz, nie zapomnij wziąć książki. Wczoraj zostawiłeś ją na biurku.
Minho garbi się zrezygnowany, jednak daje za wygraną, mając nadzieję, że matka Taemina nie zabije go za te wszystkie ekscecy, o które jej syn tak przekonywująco go prosi. Z drugiej strony, uznał, że warto zginąć dla spełnienia marzeń Lee Taemina, dlatego posłusznie wraca się po książkę, która w istocie leży tam, gdzie ją położył.
- Nie ruszaj się, zanim do ciebie nie wrócę - rozkazuje zanim odchodzi, na co chłopiec ugodowo kiwa głową.
Chwyta go za dłoń, dając do zrozumienia, że już jest przy nim, choć wie, że Taemin jes tego świadomy, bowiem chłopak słyszy doskonale.
- Poczekaj, wyjdę pierwszy - mówi, po czym wdrapuje się na parapet obok niego i przechodzi przez framugę okna.
W duchu Minho dziękuje za to, że pokój Taemina jest na parterze, a okno znajduje się stsounkowo nisko, bowiem bardzo ułatwia mu to zadanie. Zgrabnie skacze z parapetu, lądując na trawniku przed domem, po czym odwraca się z powrotem w stronę chłopca. Taemin powoli i ostrożnie sprawdza swoją drogę na drugą stronę, a Minho dellikatnie mu pomaga, ciągle trzymając gardę. Gdy znajduje się już na zewnętrznym parapecie, niepewnie próbuje zlokalizować Minho.
- Jestem tu - oznajmia, kładąc dłonię po obu stronach chłopaka, po czym chwyta go za biodra i pomaga zeskoczyć w swoje ramiona.
Taemin mimowolnie łapie go za szyję, gdy ten okręca ich wokół własnej osi. Minho czuje jego lekko przyspieszony z ekscytacji oddech tuż obok swojego ucha. Stawia go delikanie przed sobą, na mokrej trawie.
- Masz swoją rosę - oznajmia, gdy stopy Taemina dotykają podłoża.
Twarz chłopca promienieje na to doznanie, po czym sam zaczyna przesuwać stopą po nieskoszonej trawie, wyjątkowo zadowolony.
- Dziękuję - mówi po chwili, łapiąc go za obie ręce. - Jesteś najlepszy, Minho.
W odpowiedzi milczy, bowiem wie, że nie jest i bardzo daleko mu do tego tytułu, jednak nie ośmiela się z nim sprzeczać.
- Przejdźmy się - proponuje, by zniweczyć nagłą ciszę i kieruje chłopca w stronę tyłu ogródka.
Idą powoli, trzymając się za ręce, zaciekle dyskutując na tematy nieistotne. Taemin ponownie wpuszcza Minho do swojego świata i obaj zapominają o rzeczywistości. W tym świecie ma wrażanie, że Taemin naprawdę go dostrzega i jest w stanie zajrzeć w najgłębsze zakamarki jego duszy. Wie, że tylko on jest w stanie to zrobić i ten fakt pozostaje dla niego niewytłumaczalny. Miły, ale niewytłumaczalny.
- Usiądźmy - mówi Minho, gdy dochodzą do altany za domem.
Prowadzi Taemina w stronę ławki i gdy ten zajmuje miejsce, sam siada obok niego.
- Poczytaj mi, Minho - prosi go chłopak, kładąc głowę na jego ramieniu.
W rzeczywistości Taemin nie musi go o to prosić, bowiem Minho jest już w trakcie odnajdywania strony, na której wczoraj skończył. Robił to codziennie. Każdego dnia przychodził do niego i czytał mu na głos książki z całego świata. Stało się to ich wspólną rutyną, a zarazem siłą napędową dla życia Choi Minho. Nie traktował tego jako obowiązek, a raczej cel swojego życia. Jeden ze sposobów, w jaki spłacał swój niekończący się dług wobec Lee Taemina.
Tym razem czyta dla niego "Błękitnego Chłopca", którego przed kilkoma dniami wspólnie wybrali, będąc na zakupach w księgarni. Robili to razem, jak wiele innych rzeczy, bowiem Minho większość swojego czasu spędzał u boku Taemina, poświęcając dla niego jak najwięcej z samego siebie. Nie mógł nazwać tego pokutą, bowiem jedynie przy nim czuł się szczęśliwy i wiedział, że robiłby to, nawet gdyby losy potoczyły się inaczej. Nawet gdyby naprawdę potrafił cofnąć czas.
- Czasami jesteśmy tak pochłonięci płomieniem, tak boleśnie spalamy się w jego gorącu, że nie dostrzegamy absolutnej wspaniałości ognia... - Minho urywa po tych słowach, które boleśnie sprowadzają go na ziemię i wyrzucają za drzwi świata Lee Taemina.
Milczy dłuższą chwilę zatopiony w obrazach przeszłości, które na nowo nękają go i katują.
- Minho? Czemu przerwałeś? - pyta Taemin, podnosząc głowę i szukając go pustym spojrzeniem.
Milczy, przypomniawszy sobie, że to właśnie on zabrał mu wzrok, pozbawił go możliwości widzenia jednym swoim błędem. Zamyka oczy, przez co obrazy z przeszłości robią się jeszcze wyraźniejsze.
"...nie dostrzegamy absolutnej wspaniałości ognia."
Nie mógł zaprzeczyć, że fajerwerki były piękne, gdy razem odpalali je pięć lat temu. Ten widok zupełnie go pochłonął. Pochłonął na tyle, że stracił uwagę, popełniając tym samym największy błąd w swoim życiu. Wystarczyła chwila. Kilka sekund i było za późno...
- Minho? - W głosie Taemina wyczuwa strach. - Minho, wszystko w porządku?
Kręci głową bardziej do siebie, bowiem nic nie pozostaje w porządku i nie ma na to dłużej wpływu.
- Minho... wiem, o czym myślisz, kiedy tak milczysz i proszę cię... przestań - odzywa się cicho, bardzo blisko jego ucha, po czym opiera czoło o jego ramię. - Po prostu o tym zapomnij.
Na jego słowa, chowa twarz w dłoniach. Taemin był dla niego zbyt dobry, zbyt łatwo wybaczał, a tym samym stawiał go w jeszcze trudniejszej sytuacji. Jak gdyby wchodził w brudnych butach w serce sacrum.
- Jak mam zapomnieć, Taeminnie? - szepcze, zamykając książkę. - I jak ty jesteś w stanie ze mną być?
Taemin unosi głowę i ujmuje jego twarz w swoje obie dłonie. Zmusza go, by na niego spojrzał, a wyraz jego twarzy pozostaje zacięty. Jego oczy zwrócone są w kierunku Minho i intensywność tego spojrzenia sprawia, że przez chwilę naprawdę ma wrażenie, że ten go widzi.
- To ty niczego nie widzisz, Minho - zaczyna . - Ja już dawno się z tym pogodziłem, a jedyną osobą, która jeszcze cierpi, jesteś ty. Nie chcę, żeby tak było, bo wiem, że to z mojego powodu. Dlatego proszę cię, przestań się za to winić. Nie cofniesz czasu.
Nie, nie cofnie. Jest tego boleśnie świadomy. Taemin mówi z pewnością, której nie sposób nie wierzyć i Minho zaczyna się zastanawiać, czy w rzeczywistości tak właśnie było.
- Tamtego dnia, gdy straciłem wzrok, czułem się strasznie - zaczyna trochę nieśmiało. - Zupełnie sam, wystraszony i bezradny. Jak gdybym przegrał życie...
Minho znów czuje ten uścisk w piersi, gdy docierają do niego słowa chłopaka. Przyciąga go do siebie, chcąc dodać otuchy i ponownie wykrzyczeć, jak bardzo go za to przeprasza.
- I wiesz co? W tamtym momencie usłyszałem twój głos, który dał mi do zrozumienia, że mimo wszystko, nigdy nie pozostanę sam. Mówiłeś do mnie całą drogę do szpitala, mówiłeś do mnie cały czas i byłeś tam, gdzie ja. Od tamtego czasu jesteś u mojego boku! Minho, jak mógłbym ci mieć cokolwiek za złe, gdy zrobiłeś i robisz dla mnie więcej niż ktokolwiek kiedykolwiek?
Minho dłuższą chwilę nie odpowiada, bowiem trudno jest mu stanąć w dobrym świetle, które rzuca na niego punkt widzenia Taemina.
- Moje miejsce było i jest przy tobie, Taeminnie - odpowiada w końcu.
Taemin w odpowiedzi uśmiecha się łagodnie i nachyla bliżej.
- Może i nie mogę cię zobaczyć, ale wciąż cię słyszę. Ty też mnie słyszysz, dlatego chcę, żebyś w końcu usłyszał, jak bardzo cię kocham - wyznaje cicho. - Bo kocham cię, Minho.
Minho pozostaje w szoku i zanim jest w stanie odpowiedzieć, Taemin zupełnie niszczy odległość między nimi, bez problemu znajdując usta Minho. Nie myśli długo nad odwzajemnieniem pocałunku, bowiem za długo marzył i śnił o tej chwili, która do tej pory wydawała mu się równie niemożliwa jak cofnięcie czasu.
Po chwili odsuwa się od chłopaka o anielskich rysach, bowiem pewne rzeczy wciąż pozostały w domyśle, a on tak bardzo pragnął je powiedzieć.
- Kocham cię, Taemin - szepcze, gładząc go po twarzy.
Twarz Taemina po tych słowach zdaje się promienieć jeszcze bardziej. Obejmuje go mocno i pozwala wtulić twarz w swoje ramię niezwykle szczęśliwy, mając go tak blisko.
- Lubię to słyszeć, więc możesz mówić mi to częściej - wyznaje, śmiejąc się dźwięcznie.
- Jak sobie życzysz, mój książę - zgadza się, by po chwili wyznać mu to ponownie.
***
Witam,
czasem zdarzy mi się popełnić zupełnie przypadkowy i nieplanowany tekst i to z zupełnie nieplanowanymi postaciami...
Tak, mówię właśnie o tym konkretnym opowiadaniu.
Jak widać, czasem zaskoczę i samą siebie.
Z jakiegoś powodu wiedziałam, że to muszą być te konkretne osoby, a reszta... reszta spisała się sama.
Nie pytajcie. Po prostu wolę zapisywać wszystkie moje pomysły, nawet jeśli byłam właśnie w trakcie pisania Baekyeola.
Mam nadzieję, że tym razem nie doprowadzę nikogo do płaczu, naprawdę. Nie lubię, gdy płaczecie.
Mam również nadzieję, że wraz z wakacjami stanę się bardziej aktywna na tym blogu.
Pozdrawiam i całuję!
<3
Jej jakie śliczne ^^
OdpowiedzUsuńPrzez cały czas, zastanawiałam się co takiego zrobił Minho, że Taemin nie widzi, dlaczego to jest jego wimag Wymyśliłam multum najróżniejszych (najdziwniejszych) wersji, ale na fajerwerki (lubię je oglądać, ale z daleka, zawsze się boję gdy ktoś je odpala, krąży mi wtedy po głowie "ona zaraz wybuchnie" ><") nie wpadłam. Lubię być zaskakiwana rozwojem akcji, bo to znaczy że autor jest naprawdę dobry. Przyjemność z czytania jest dużo większa, niż kiedy historia pisana jest niczym od szablonu i z góry wiadomo co się stanie. Właśnie dlatego tak cenię twoje opowiadania- nie mam zielonego pojęcia co za chwilę wymyślisz. Tęczowego chłopca czytałam z napięciem i niepewnością bo cały czas, zwłaszcza pod koniec, obawiałam się że nagle postanowisz go uśmiercić, na co zdecydowanie nie byłam gotowa, bo jakkolwiek głupio to brzmii zdążyłam się przywiązać do postaci jakie stworzyłaś. O tym opowiadaniu strasznie trudno jest mi się wypowiedzieć bo.. Kurcze, niby zwykły fluff'iasty oneshot, ale miał w sobie.. Coś x) z czegoś zwykłego stworzyłaś coś niezwykłego, i to jest piękne. Chodzi mi chyba o klimat, nie wiem jak to inaczej ująć, jaki panuje w tym opowiadaniu. Matko, przepraszam, plote bez sensu x) już milcze, i idę czytać baekyeola (jongkey, 2min, baekyeol.. Same dobra u ciebie :D).
OdpowiedzUsuńDziękuję za oba komentarze. Kochana, pisz do mnie ile chcesz i co chcesz, wszystko chętnie przeczytam :)
UsuńMożliwe, że zbyt powierzchownie nawiązałam do tego wypadku, aczkolwiek miałam go cały czas przed oczami i chyba zapomniałam, że czytelnicy nie widzą tego, co ja.... Taki już mój problem, zawsze uciekam od dosłowności, często parzę się na własnych tajemnicach.
W każdym razie, historia z fajerwerkami miała miejsce kilka lat temu, gdy Minho i Taemin odpalali tzw. rzymskie ognie - zdawać by się mogło dosyć bezpieczna atrakcja. Jeden z owych ogni, trzymany przez Minho i z jego nieuwagi, trafił Taemina w oczy. Stracił wzrok. Jako ciekawostkę dodam, że Minho tamtej sylwestrowej nocy chciał wyznać mu swoje uczucia, jednak wypadek pokrzyżował mu scenariusz i od tamtego czasu był pewien, że Taemin w duchu go nienawidzi. Oczywiście, było to mylne wrażenie, bowiem ten nigdy naprawdę go nie winił. Wiedział, że to ich wspólny błąd.
Jeszcze raz dziękuję za komentarz! Sama chciałabym wiedzieć, co siedzi w mojej głowie, naprawdę.. o.O
Pozdrawiam <3