GATUNEK: Romans, surrealizm,
angst
BOHATEROWIE: Oh Sehun, Kim Jongin
OSTRZEŻENIA: Brak
Mało w życiu widział.
Była to pierwsza myśl, jaka
pojawiła się w głowie Oh Sehuna, gdy otworzył oczy i zobaczył nad sobą
niesamowity, pejzażowy nieboskłon. Nie zastanawiał się, dlaczego go widzi czy
dlaczego bolą go plecy, jak i dlaczego po policzku łaskocze go źdźbło trawy.
Zapewne powinno go to obchodzić znacznie bardziej, może nawet powinno go to
zaniepokoić, jednakże nie potrafił odciągnąć
uwagi od płonącego ugrem i różem
malowniczego nieba. Sehun wprawdzie nie
był estetą, jego artystyczna wrażliwość pozostawiała wiele do życzenia, jednak
musiał przyznać, że właśnie doświadczał czegoś pięknego i hipnotycznego. Czuł
się szczęśliwy tak długo, jak mógł wpatrywać się w ten obraz i trwać w swojej
rozmarzonej hipnozie.
Nie wiedział, ile czasu minęło
zanim na dobre odzyskał trzeźwość umysłu, a stało się to jedynie za sprawą
przeraźliwego ryku, dobiegającego z niebezpiecznie bliskiej odległości.
Wystraszony podniósł się ze swojej leniwej leżącej pozycji i pierwszy raz
świadomie rozejrzał dookoła. Nowe, nieznane bodźce przyczyniły się do
narastającego w nim lęku. Miejsce, w którym znalazł się w bliżej
niewyjaśnionych okolicznościach okazało się być mu obce. W czeluściach pamięci
nie potrafił odnaleźć obrazu odpowiadającego temu dzikiemu skrawkowi przyrody.
Właściwie nie potrafił odnaleźć nawet najbliższych wspomnień, tym samym nie
mógł przypomnieć sobie momentu, w którym tu wylądował. Zacisnął dłonie na
długich źdźbłach trawy spowijającej teren, spojrzał bezradnie na ścianę lasu
przed sobą, a następnie z nadzieją ponownie uniósł wzrok w stronę pięknego
nieba. Gdyby nie ogarniająca go panika, może bardziej doceniłby dobrobyt
natury, bowiem okazało się, że cała przyroda tętniła niesamowitym wachlarzem
barw, tak jaskrawych i czystych, że trudno było wierzyć w ich prawdziwość.
- Nie musisz się bać. Nie, dopóki
tu jestem.
Drgnął, słysząc znajomy, niski
głos, który budził w nim spokój, radość i ciepło wspomnień. Tak dawno nie słyszał
go, a zarazem tak doskonale pamiętał. Szybko podniósł się z ziemi, gdy kątem
oka zobaczył za sobą równie znajomą sylwetkę. Odwrócił się, by stanąć twarzą w
twarz z wysokim chłopcem o śniadej cerze wysubtelnianej promieniami słońca,
ciemnych, niesfornie poskręcanych włosach i twarzy... Twarzy, która nawiedzała
go codziennie z bolesnym uczuciem tęsknoty. Doszedł do wniosku, że zapamiętał
ją bardzo dokładnie, rozpromienioną przez zadziorny uśmiech na pełnych ustach,
sięgający do kącików brązowych, kocich oczu.
- Jongin - powiedział, nie
wierząc własnym oczom, zaabsorbowany jego widokiem bardziej niż widokiem
niesamowitego nieba. - Kim Jongin.
Uznał, że nic się nie zmienił, jak
gdyby czas stanął dla niego w miejscu. Ubrany w białą koszulę i parę startych
jeansów wyglądał dokładnie tak samo jak jego Jongin sprzed lat.
W odpowiedzi pokiwał lekko głową
i zrobił niepewny krok w stronę Sehuna, który trochę nieświadomie również zaczął
się do niego przybliżać. Szeroki uśmiech radości nie schodził z twarzy Jongina,
gdy rozpostarł ramiona, by objąć drugiego chłopaka.
- Sehun, tak bardzo za tobą tęs...
Nie dokończył, bowiem w tym samym
momencie zmuszony był zrobić unik przed nachodzącą pięścią Sehuna. Chwycił go
za nadgarstek, gdy dłoń znalazła się tuż obok linii jego żuchwy. Spojrzał na
niego zaskoczony, jak gdyby trochę nie wierząc w to, co się dzieje. Wrogość błysnęła
w oczach Sehuna, gdy mierzył go spod zmarszczonych gniewnie brwi.
- Tęskniłeś?! - dokończył za
niego, śmiejąc się gorzko i z goryczą. - Ty tęskniłeś?! Jakoś nie mogę w to
uwierzyć!
Jongin spuścił wzrok, jak gdyby
zmieszany, może urażony ostrym tonem drugiego chłopaka, którego
najprawdopodobniej się nie spodziewał.
- Tęskniłem bardziej niż możesz
to sobie wyobrazić... - powtórzył, tym razem bez śladu uśmiechu. - Minął...
- Och, tak rok! - ponownie wszedł
mu w słowo, po czym wyrwał dłoń z uścisku chłopaka i odsunął się od niego kilka
kroków. - Cholerny rok, Jongin! Tyle właśnie minęło od kiedy zniknąłeś bez
wieści, nie mówiąc już nawet o głupim "do widzenia"! Nie miałem o
tobie ani jednej wiadomości, nikt nie wiedział, co się z tobą stało. Ludzie
pytali, ciągle zadawali mi pytania. Dlaczego mi? Ach tak, bo myślałem, że jesteśmy
przyjaciółmi!
- Sehun, nawet nie wiesz, jak źle
się z tym czułem - powiedział ze skruchą, chowając twarz w dłoniach. -
Przepraszam cię za wszystko, naprawdę tego nie chciałem. Przepraszam...
Jasnowłosy chłopak pokręcił głową
z niedowierzaniem, po czym prychnął, dając jasno do zrozumienia, co myśli o
jego przeprosinach.
- Nic nie mogłem zrobić - dodał,
tym razem z frustracją w głosie, po czym ponownie zmniejszył odległość, która
ich dzieliła. Siłą woli powstrzymał się przed desperackim chwyceniem drugiego
chłopaka za kołnierz koszuli i błaganiem o wybaczenie. - Naprawdę nie chciałem
odchodzić! Och, proszę... uwierz mi.
Sehun powoli uniósł wzrok, by dostrzec rozpacz i
prośbę na twarzy Jongina. Na moment ścisnęło go w gardle, bowiem przy całej
złości i frustracji, którą wywoływał w nim przez ostatni rok, teraz sprawiał,
że wszystkie wspomnienia odradzały się w jego pamięci na nowo. Im dłużej
patrzyli na siebie w milczeniu, tym Sehun bardziej zapominał o ostatnim roku. Jak gdyby
czas zatrzymał się w miejscu, jak gdyby Jongin nigdy nie zniknął.
- Myślisz, że źle się czułeś... -
odezwał się cicho Sehun. - Jongin, ja zacząłem wierzyć, że nie żyjesz.
Chłopak milczał, zaciskając usta.
Sehun zaczął tęsknić za promiennym uśmiechem, po którym teraz nie było śladu.
Oczy Jongina zaczęły błyszczeć, a on naprawdę nie chciał widzieć jego łez.
Zanim jednak zdążył zareagować, chłopak przyciągnął go do siebie i objął tak
mocno, że na moment stracił dech.
- To nie było życie. Żyje teraz,
będąc tu z tobą - wyszeptał, opierając mu głowę na ramieniu.
Trwając w kleszczących objęciach
przyjaciela, Sehun zaczął zapominać o urazie, jak i furii, którą jeszcze przed
chwilą tak silnie odczuwał. Ciepło chłopaka, jego zapach i dotyk skutecznie go
uspokajały, a zarazem stanowiły pewną rekompensatę za ostatni rok.
Niechętnie i delikatnie
wyswobodził się z jego objęć, by móc na niego spojrzeć.
- Powiesz mi w końcu, co się z
tobą działo? - spytał, zakładając ramiona na piersi. - Myślisz, że zasługuję na
to, by wiedzieć?
Jongin wypuścił oddech i spojrzał
przez ramię zniecierpliwionego chłopaka w stronę lasu.
- Obiecuję, że powiem ci
wszystko, gdy tylko zajdzie słońce - odparł z powagą, po czym obaj spojrzeli na
niebo.
Sehunowi trudno było ocenić po
nadzwyczajnym wyglądzie nieboskłonu, jaka była obecnie pora dnia, ale obietnica
Jongina wydawała mu się do zaakceptowania. Czekał tyle czasu, mógł wytrzymać
kolejne kilka - kilkanaście? - godzin. Gdy tak patrzył na niebo, przypomniała
mu się cała niecodzienność otoczenia, o której jeszcze bardziej niecodzienna
obecność Kima Jongina pomogła mu zapomnieć.
- Gdzie właściwie jesteśmy? -
spytał zdezorientowany, rozglądając się dookoła. - To jakaś Nibylandia?
- Myślę, że nie - stwierdził
Jongin, lekko rozbawiony.
- Kraina czarów?
- Kraina Oz też nie - odparł,
śmiejąc się.
- To w takim razie co? - spytał
sfrustrowany, marszcząc brwi.
Jongin zaczął rozglądać się
dookoła, jak gdyby równie zagubiony co Sehun, jednak nawet jeśli tak było,
zachowywał spokój i nie wyglądał na zbytnio przejętego sytuacją.
- Trochę inaczej zapamiętałem to
miejsce, ale podobna łąką była obok mojego rodzinnego domu - wyjaśnił, drapiąc
się po brodzie. - Mieszkaliśmy za tym wzgórzem, gdy byłem dzieckiem.
Sehun otworzył usta zaskoczony
względnie rzetelnym wyjaśnieniem. Mimo to, wciąż coś nie dawało mu spokoju,
jednak wskrzeszanie racjonalnych myśli przychodziło mu dziś z wyjątkowym
oporem.
- Masz ochotę na małą podróż? -
zasugerował Jongin z niepewnym uśmiechem skierowanym w stronę drugiego
chłopaka.
W odpowiedzi ten pokiwał głową,
jednak nie ruszył się z miejsca, wciąż nie do końca pogodzony z sytuacją. Tak
bardzo jak cieszył się, że widzi chłopaka, tak samo ciężko przychodziło mu to
ot tak zaakceptować.
- Jongin, co my tu właściwie
robimy? Jak się tu znaleźliśmy? - spytał, omiatając wzrokiem otoczenie.
Chłopak wzruszył ramionami, choć
jego twarz zdradzała wahanie.
- Czy to takie istotne, Sehun? - spytał, przekrzywiając głowę. -
Podoba mi się sam fakt, że mogłem cię tu spotkać, że mogę tu być z tobą...
- Jongin, powiedz mi prawdę -
nalegał ze stanowczością, która przychodziła mu z trudem, bowiem w istocie
podzielał zdanie drugiego chłopaka. Jednocześnie jednak racjonalna cząstka jego
świadomości wciąż go dręczyła.
Ich rozmowę przerwał głośny ryk,
taki sam, jak ten który przedtem wystraszył Sehuna. Przerażony spojrzał na
Jongina, który w kontraście uśmiechał się szeroko i patrzył w stronę lasu, skąd
dobiegał owy odgłos. Sehun powoli odwrócił się, gotowy zmierzyć z nadchodzącą,
dziką bestią.
Jego oczy rozszerzyły się jeszcze
bardziej, gdy wzrokiem napotkał na naturalnych rozmiarów słonia, który z
zadziwiającą gracją zbliżał się do miejsca, w którym stali. Zwierzę nie miało
kłów i wymachiwało trąbą raz w prawo raz w lewo. To, co jednak najbardziej uderzyło
chłopaka był fioletowy odcień jego grubej skóry. Miał dziwne i niewytłumaczalne
wrażenie, że przy całej swojej absurdalności, istota zdawała mu się być
znajoma.
- Och, mamy szczęście - zawołał
wesoło Jongin, po czym pobiegł w stronę zwierzęcia. - Trafił nam się darmowy
transport!
Chłopak krzyknął uradowany niczym
mały chłopiec i takiego właśnie przypominał, stanąwszy przy ogromnej
czworonożnej istocie. Sehun oniemiały przyglądał się scenie, w momencie gdy
drugi chłopak śmiał się głośno, łaskotany trąbą zwierzęcia o dziwacznie
pogodnej facjacie.
- Tra... transport - powtórzył,
nie mogąc wyjść z szoku. - Jongin, stoisz obok fioletowego słonia. Słyszysz? To
jest fioletowy słoń. Fioletowy słoń! - powtarzał niczym zahipnotyzowany, bowiem
znaczenie słów najwyraźniej nie mogło do niego dotrzeć.
I właśnie w tamtym momencie razem z fioletowym słoniem
nagle wszystko zrozumiał. Jak gdyby ktoś zapalił odpowiednią lampkę w jego
świadomości, w końcu zmuszając go do myślenia. Jego serce zabiło mocniej, gdy
kontynuował przyglądanie się drugiemu chłopakowi i zwierzęciu.
Podszedł bez strachu w stronę
zajętej sobą dwójki.
- Jongin... - zaczął, gdy chłopak
w końcu odwrócił na niego wzrok. - To sen, prawda? Ja śnię?
W odpowiedzi chłopak wzruszył
ramionami, jednak i tym razem jego smutny wzrok zdradzał wewnętrzne zawahanie. Sehun
zaczynał być coraz bardziej sfrustrowany tym, że chłopak nigdy nie dawał mu
jasnych odpowiedzi.
- Też myślę, że to sen -
powiedział w końcu, głaszcząc słonia po boku. - Jednak czyj?
Pogodzenie z tym faktem okazało
się dla Sehuna cięższe niż mógł przypuszczać.
- To sen - powtórzył cicho,
próbując przekonać samego siebie. - A ty tak naprawdę nigdy nie wróciłeś.
Ta część była dla niego
najgorsza. Przez krótką chwilę pozwolił sobie wierzyć, że Jongin do niego
wrócił, że wszystko mogło być jak dawniej.
- Sehun, to mój sen - zaczął
przejęty chłopak, podchodząc do niego. W jego oczach na nowo zamajaczyła
rozpacz. - Wróciłem. Jestem tu. Prawdziwy tak samo jak ty. Uwierz mi, proszę.
To ja!
Realność tej sytuacji była
wszystkim, w co naprawdę chciał wierzyć, był nawet gotów uwierzyć w istnienie
fioletowych słoni, tylko po to, by sprawić, że Jongin stałby się prawdziwy.
Chłopak chwycił go za ręce. Jego dłonie były ciepłe i prawdziwe. Łatwo
przychodziło mu uwierzyć, gdy ich palce pozostawały w ten sposób splecione.
- Lepiej bądź tam, gdy się
obudzimy - zagroził mu poważnie.
Chłopak odpowiedział lekkim
uśmiechem i pokiwał głową.
- Będę - zapewnił go, mocniej
ściskając jego dłonie. - Zanim jednak to nastąpi chciałbym cię gdzieś zabrać. Pozwolisz?
Zanim zdążył odpowiedzieć,
podskoczył w miejscu, wystraszony kolejnym głośnym ryknięciem. Zmierzył
winowajcę morderczym spojrzeniem, jednak ten zdawał się nie zwracać na niego
uwagi, zajęty muskaniem trąbą włosów drugiego chłopaka.
- Nigdy nie przyszłoby mi do
głowy, że Kim Jongin śni o fioletowych słoniach- odparł, uśmiechając się do
niego z przekąsem.
- To nie jest zwykły słoń -
wyjaśnił chłopak, klepiąc go za ogromnym uchem. - To Kyung, dałeś mi go w
dziewiątej klasie. Miał mi przynieść szczęście na teście z angielskiego,
pamiętasz?
Sehun zmrużył oczu i wpatrywał
się pustym wzrokiem w żywe zwierzę, próbując sobie przypomnieć owy incydent.
- Tamten był po pierwsze
mniejszy, a po drugie z porcelany - odparł drwiąco, mierząc słonia od łap po
czubek łba.
- Za to ten na szczęście nie
jest, więc zawiezie nas, gdzie tylko chcę - powiedział zadowolony, po czym
poklepał go po boku, na co zwierzę posłusznie zgięło łapy, pozwalając mu wsiąść
na swój grzbiet. - Chodź, Sehun! - zawołał, wyciągając do niego dłoń.
Zawahał się jedynie przez moment,
po czym ostrożnie wskoczył na fioletową bestię pozwolił sobie zaakceptować
wszystkie absurdy dopóki związane były z Kimem Jonginem.
***
Sehun nie pamiętał momentu, w
którym dzika przyroda została zastąpiona nie tyle realistycznym, co zupełnie
realnym miejskim otoczeniem, tak dobrze znanym im obojgu. To było ich miasto, z
tym samym układem ulic, kamienic i sklepów - nawet znajomy znak drogowy
pozostał tak samo przekrzywiony jak przed latami. Jedyną różnicą wciąż
pozostawały kolory, jaskrawe i pełne życia.
Oraz fakt, że pierwszy raz od
roku, Sehun przemierzał te znajome ulice z Jonginem. Na słoniu.
Najbardziej jednak zdziwiło go to,
że przechodnie w ogóle nie zwracali na nich uwagi. Nie przeszkadzało mu, a
nawet odetchnął z ulgą.
Trzymał dłonie po bokach Jongina,
bojąc się, że zaraz obaj spadną z absurdalnej bestii, jednak jakimś sposobem
zwierzę potrafiło zrozumieć polecenia ciemnowłosego właściciela. Tak też w
pewnym momencie na jego niewidzialny znak ugięło łapy, pozwalając im zeskoczyć
na chodnik osiedlowej ulicy, którą tak często kiedyś gonili do szkoły. Sehun
uśmiechnął się na wspomnienie tych wszystkich wyścigów, które odbyli, by tylko
złapać autobus, wiecznie spóźnieni, wiecznie żyjący w swoim własnym świecie,
zapominający o obowiązkach. Dobrą stroną owych gonitw było to, że obaj
pozostawali w doskonałej formie.
- Jongin, co by było gdybyś nigdy
się tutaj nie wprowadził? - spytał, w tym samym momencie gdy pytanie pojawiło
się w jego głowie.
Brunet zgrabnie wylądował obok
niego i klepnięciem w bok pozwolił zwierzęciu odejść w stronę pobliskiego
parku. Sehun odprowadził je wzrokiem, wciąż nieprzyzwyczajony do spokojnych i
niewzruszonych reakcji innych ludzi.
- Mniej więcej nic - stwierdził,
wzruszając ramionami. - Prowadziłbyś nudne i prozaiczne życie przeciętnego
nastolatka. Na pewno nie zbudowałbyś tej genialnej bazy na drzewie pod twoim
domem - dodał z szerokim uśmiechem. - Myślisz, że wciąż tam jest?
Sehun w odpowiedzi pokiwał głową,
bowiem codziennie spoglądał przez okno swojego pokoju na zbudowany w
dzieciństwie domek na starym drzewie posadzonym dawno temu przez dziadka. Tak
często przyglądał mu się z nostalgią i tęsknotą, a zarazem tą samą dumą i
podziwem dla ich młodocianych zdolności. Z perspektywy lat mógł uznać to
miejsce za początek ich przyjaźni, zbudowanej tak jak ten dom - deska po desce
- w którym spędzili razem zapewne więcej czasu niż w szkole. W pewnym momencie
ojciec Sehuna zaczął nawet grozić, że zniszczy to miejsce, jeśli chłopak nie zacznie interesować się swoimi stopniami,
a miał w tym czasie poważne zagrożenia. Z tego powodu, on i Jongin spędzili
paradoksalnie jeszcze więcej godzin w swojej bazie, próbując odkryć obce im
tajemnice algebry. To było piekło dla ich
rozkojarzonych umysłów. Piekło, które jakimś cudem udało im się pokonać,
dzięki czemu dom pozostał na swoim miejscu.
- Możemy ją zobaczyć? - spytał
Jongin, mierząc w Sehuna błagalnym spojrzeniem. - Tęsknię za tamtymi czasami -
dodał z nostalgią w głosie.
- Ja też - przyznał blondyn, choć
tak naprawdę wszystko, za czym tęsknił najbardziej, znajdowało się teraz tuż
przed nim.
Ruszyli w dół ulicą biegnącą
między szeregami domów jednorodzinnych, popychając się nawzajem, bądź wieszając
sobie ramiona na szyi. Nawet teraz byli tak samo niepoważni i beztroscy jak
zawsze. Jak gdyby nic nigdy się nie zmieniło, a Jongin nigdy nie wyjechał.
Sehun w tamtym momencie mógł w pełni docenić tę piękną przyjaźń, w końcu
rozumiejąc, jak solidne pozostawały jej fundamenty. Zrozumiał też jak bardzo
kocha śmiech Jongina, szczery, lekki i dźwięczny niczym najpiękniejsza melodia.
Kochał to. Kochał samego Jongina.
Sehun został zarzucony przez
niego mnóstwem pytań, na które nie nadążał odpowiadać. Chłopak chciał wiedzieć
wszystko, co działo się u niego przez ostatni rok, począwszy od szkoły, kończąc
na życiu osobistym. Zatrzymał się na pytaniach o jego sprawy sercowe, siląc się
na obojętność, jednak Sehun mógł dostrzec dziwny błysk w jego oczach.
Znaleźli się na zakręcie, za
którym znajdował się dom Sehuna. Chłopak skręcił w tamtą stronę, wpadając na
Jongina, który najwyraźniej stracił orientację w terenie. By uniknąć upadku,
zakręcili się dookoła własnej osi, trzymając się za ramiona. Spokojną ulicę
przeciął ich głośny śmiech.
- To nie tak, że ominęło cię
wiele, Jongin - wyznał szczerze. - Wszystko, co dobre zabrałeś ze sobą - dodał
z wyczuwalnym żalem.
- Zostałeś ty - odparł, łapiąc go
pod ramię.
Sehun westchnął. Zbliżali się do
jego domu. Wyglądał tak samo jak go zapamiętał, z tą różnicą, że nie miał na
sobie żadnej skazy. Był sterylnie czysty, jak całe otoczenie, otynkowany w
soczystej barwie pomarańczy. Niczym spalony słońcem. Kojarzył mu się z latem i
tym wszystkim, co najlepsze w jego życiu. Jongin podzielał jego zdanie,
traktując dom Sehuna jak swój własny.
- Ten rok był piekłem -
powiedział, otwierając furtkę na własne podwórko. Przepuścił Jongina przed
sobą. - Niewiele pamiętam, z tego co robiłem czy jak żyłem. To trochę jak
śpiączka.
Jongin spojrzał na niego ze
smutkiem, jak gdyby mu współczuł, może i czuł się winny? W tamtym momencie nie
potrafił do końca rozszyfrować jego myśli.
- Chodźmy znaleźć nasz dom,
Jongin - zaproponował z lekkim uśmiechem, wyciągając w jego stronę dłoń.
Zdecydowanie bardziej wolał widzieć go szczęśliwego.
Pobiegli za budynek, gdzie rozciągał
się dosyć przestrzenny sad z przewagą jabłoni i wiśni. Drzewa o tej porze roku
wyglądały cudownie, przybrane w swoje wiosenne kwiaty barwy jasnoróżowej. Obaj
wydali z siebie okrzyk zachwytu.
Sehun w drodze do ich starego
dębu z domkiem, urwał z młodej jabłoni jeden kwiat i wetknął Jonginowi za ucho.
Widok kwiecistego chłopca wywołał w nich wybuch śmiechu, w którym drugi mu
zawtórował. Brunet nie pozostał mu dłużny, wkładając mu w jasne włosy kilka
urwanych kwiatów.
- Czy teraz jestem piękny? -
spytał Sehun, przybierając uroczą pozę.
Jongin obserwował go przez
dłuższą chwilę w milczeniu, z rozmarzonym uśmiechem na ustach.
- Najpiękniejszy - odparł,
zbliżając się do niego. Jego wzrok osunął się z linii wzroku Sehuna na jego
usta. - Tak piękny, że mógłbym cię pocałować.
Sehun był pewien, że pozwoliłby
mu na to. Nawet jeśli nie do końca potrafił zrozumieć swoich własnych reakcji,
jedyne, co w tym momencie wiedział, to, że desperacko pragnął tego pocałunku.
Jongin przysunął się jeszcze
bardziej, woń kwiatów jabłoni dotarła do nozdrzy drugiego chłopaka. Był tak
blisko. Sehun mimowolnie rozchylił usta, jednak brunet zatrzymał się w miejscu
w chwili frustrującego wahania. Zamrugał kilkakrotnie, jak gdyby moment
tymczasowego odurzenia minął. Sehun nie mógł na to pozwolić, nie teraz, gdy tak
bardzo tego potrzebował. Przywarł ustami do pełnych warg wycofującego się
Jongina, dłonie kładąc po obu stronach jego twarzy. Poczuł, jak gorące były
policzki chłopaka, przekonany zarazem, że jego twarz plonie równie mocno.
Sehun z ulgą i niewysłowioną
radością zauważył, że Jongin go nie odepchnął, a jedynie z tą samą siłą
odpowiedział na jego pocałunek. Uczucie, jakie w tym momencie ogarniało jego
ciało i umysł wydało mu się niezwykle prawdziwe. Całował Jongina miłością
prawdziwą. To wszystko musiało być prawdziwe!
Przejęty pragnieniem, pchnął
Jongina w stronę drzewa, przez co chłopak uderzył o nie plecami, jednak nie
potrafili przerwać. Sehun w pewnym momencie zaczął ustami sunąć wzdłuż szczęki
bruneta, który wygiął głowę do tyłu, odsłaniając smukłą szyję. Blondyn wpił się
w jej skórę, scałowując prawie każdy fragment. Ustami wyczuł jego przyspieszony
do niemożliwości puls.
- Sehun... - westchnął Jongin,
wplatając dłonie w jego włosy. - My chyba...
- Co? - spytał, rozkojarzony.
- Dojrzeliśmy - wyznał, chwytając
jego twarz w swoje dłonie, tak by zatrzymać go w miejscu i złapać z nim kontakt
wzrokowy. - I chcę, żebyś wiedział, że jesteś dokładnie tu, gdzie chciałem cię
zawsze mieć.
Sehun zamrugał kilkakrotnie,
zaskoczony dziwnym wyznaniem chłopaka. Mimo to, miał wrażenie, że zrozumiał go
doskonale, co wyraził szerokim uśmiechem.
To było prawdziwe. Zawsze było
prawdziwe.
- W takim razie, zostań ze mną,
Jongin - poprosił go, chwytając jego
dłonie na swoich policzkach. - I nigdy nie odchodź.
Jongin nieśmiało pokiwał głową,
po czym zamknął oczy.
- Chciałbym mieć specjalne
miejsce w twoim sercu - wyznał cicho.
Sehun skierował jego dłoń na
swoją klatkę piersiową, gdzie wyczuł własne, przyspieszone bicie.
- Zawsze będziesz je miał, Jongin
- obiecał, po czym nachylił się nad nim, by ponownie znaleźć jego usta, jednak
uwagę chłopaka w tym samym momencie przyciągnęło coś innego.
Rozczarowany podążył za nim wzrokiem.
- Spójrz, nasze podpisy -
powiedział Jongin z rozczulonym uśmiechem na wspomnienie strugania w starym
dębie dwóch koślawych liter: "J" i "S".
Sehun przyglądał się temu z
równie szerokim uśmiechem, ponownie porwany przez falę wspomnień.
- Narysujmy coś więcej, na
pamiątkę tego dnia - podsunął Jongin rozentuzjazmowany pomysłem.
Drugi chłopak bezradnie wzruszył
ramionami.
- Nie mam noża, przykro mi.
Tajemniczy błysk pojawił się w
oczach Jongina, gdy zaczął szukać czegoś w kieszeni spodni.
- Zapominasz, że to mój sen,
Sehunnie - powiedział uradowany, wyciągając scyzoryk.
To stwierdzenie wywołało w
blondynie połowiczną radość, bowiem wizja snu była zbyt bolesna. W milczeniu
przyglądał się, jak drugi chłopak próbuje nożem wyryć serce wokół ich liter. Po
kilku nieudanych próbach nowy znak zwieńczył dzieło z ich dzieciństwa, nadając
mu nowy, romantyczny wymiar.
- Piękne - stwierdził Sehun, opierając
czoło o czoło Jongina. - Możemy w końcu wejść do naszego domu?
Jongin spojrzał w górę drzewa na
zbudowany z desek domek na drzewie.
- Wydaje się być mniejszy niż
dawniej - zauważył z lekką obawą. - Może być tam ciasno.
- Jest idealny - zapewnił go Sehun,
przywierając do niego całym ciałem. - Tak jak ty.
***
Ostrożnie zrobili pierwsze kroki
na drewnianej, skrzypiącej podłodze w opustoszałej konstrukcji, teraz będącej
jedynie umowną świątynią ich wspomnień. Stanęli na środku, ramię w ramię,
atakowani przez własną pamięć i obrazy z przeszłości, jak gdyby to magiczne
miejsce ożyło za sprawą ich obecności. Sehun chwycił dłoń drugiego chłopaka,
wzrok wbijając w przestrzeń, gdzie wyobraźnia podsuwała mu wizje z sprzed lat.
Jongin miał rację, ich dom zdawał się o wiele mniejszy niż lata temu, a
oni czubkami głowy dotykali prowizorycznego sufitu.
Kim Jongin miał rację także w
innej kwestii. Dojrzeli.
Do miłości?, Sehun miał ochotę
spytać, jednak wystarczyło spojrzeć w oczy Jongina, by rozwiać wszelkie wątpliwości.
Coś w jego wzroku uległo zmianie, a może zawsze tam było? Nie wiedział, ale był
pewien, że jego świeciły tym samym blaskiem. Znalazł się na tyle blisko, by
ujrzeć ich odbicie w ciemnych źrenicach Jongina. Pragnienie. Pożądanie.
Tęsknota. Miłość. Sam nie wiedział, jak mógł utrzymywać w sobie jednocześnie tyle
silnych uczuć. Wszystkie dotyczące Jongina. Zaatakował go nimi wszystkimi, gdy
złączył ich usta w pocałunku. Brunet odwdzięczył mu się tym samym. To nie
pomogło, a jedynie podwoiło przeżywane przez nich bolesne, a zarazem przyjemne
doznanie. Cierpieli, będąc przy tym najszczęśliwsi w całym swoim życiu.
Ich ubrania lądowały na podłodze,
gdy ściągali je z siebie w miłosnej walce. Odkrywali kolejne części swoich
ciał, obcałowując rozpalone fragmenty z czułością a zarazem niepohamowaną
namiętnością. Nadzy spojrzeli sobie w oczy, jak gdyby tocząc niemą rozmowę.
Byli teraz zupełnie bezbronni, pokładając w sobie nawzajem całkowitą ufność,
powierzając między siebie wszystko, co mieli. Niczego tak nie pragnęli, jak
stać się w końcu jednością, dzielić się ze sobą wszystkim, ciałem, duszą i
sercem.
Kochali się na twardej,
drewnianej podłodze na łóżku stworzonym z własnych ubrań. Stare ściany chłonęły
ich krzyki, gdy osiągali miłosne apogeum. Ich dom zapieczętował w sobie kolejne
wspomnienia i tysiące wypowiedzianych słów miłości.
Leżeli spleceni w swoich
objęciach długie godziny, szepcząc między sobą małe i wielkie obietnice, nucąc
melodie swoich serc i próbując uwierzyć, że to wszystko było i będzie
prawdziwe.
Tymczasem na zewnątrz, magiczny
nieboskłon zaczął ogarniać zmierzch. Słońce zachodziło.
To był ten moment, jednak Sehun
przestał go już wypatrywać.
***
Nozdrza Sehuna wypełnił słony,
morski zapach, przez co zaciekawiony otworzył oczy. Zamrugał kilkakrotnie
zdziwiony rozciągającym się przed nim, nieograniczonym oceanem. Woda,
niespokojna i gwałtowna miała odcień głębokiego błękitu, a na horyzoncie
stapiała się w jedno z gradientowym, nieustannie ciemniejącym niebem. Jego bose
stopy tonęły w chłodnym, popielato-różowym piasku.
Było coś tajemniczego w tym
miejscu, a zarazem niepokojącego, Opuszczona plaża wzbudzała w sercu chłopaka
bliżej niewytłumaczalny strach. Różniła się od wszystkiego, co do tej pory
tutaj doświadczył. Jej majestatyczne piękno skrywało w sobie coś
przerażającego.
- Nie musisz się bać. Nie, dopóki
tu jestem.
Ciepły głos Jongina rozwiał jego
lęk. Odwrócił się w stronę, z której dobiegał, by zobaczyć chłopaka tuż za
sobą. Jego osoba kontrastowała z chłodnym i martwym odcieniem otoczenia. Twarz
jaśniała od nieistniejących promieni, jak gdyby Jongin swoim uśmiechem skradł z
ponurego nieba słońce. Sehun mógł mu to wybacz. Nie potrzebował słońca, kiedy
mógł patrzeć na ten uśmiech.
- Jongin, co my tu robimy? -
spytał, chwytając go ręce. Chciał mieć go cały czas przy sobie.
Brunet rozglądnął się po
nieograniczonej z żadnej strony plaży, a następnie jego wzrok zatrzymał się na
falach oceanu.
- To piękne miejsce - zauważył. -
Idealne na kolację - dodał z lekkim uśmiechem. Sehun miał wrażenie, że nie
objął on jego oczu.
Zaniepokojony przyjrzał mu się
uważniej, nie mogąc oprzeć się wrażeniu, że w Jonginie zaszła pewna zmiana.
Wydawał się dużo bardziej zamyślony, ostrożny w gestach i słowach, jak gdyby
oddalony.
- Jongin... słońce zachodzi -
przypomniał mu, sam pełen obaw. - Obiecałeś mi coś, pamiętasz?
W odpowiedzi, jedną dłonią
pogładził go po policzku, po czym lekko pchnął, zmuszając tym samym do
odwrócenia. Sehun obrócił się na pięcie, o mało co nie wpadając na stół,
którego mógłby przysiąc, że przed chwilą tu nie było. Okrągły blat przykryty
był burgundowym obrusem, na którym stała jedna, prosta świeca - paląca się mimo
lekkiego wiatru znad wody - oraz dwa talerze z jasną cieczą, nie na przeciwko,
a tuż obok siebie.
- Pamiętam, Sehunnie - zapewnił
go cicho. - Proszę, najpierw ze mną zjedz.
Było coś desperackiego w głosie
Jongina, co bardzo mu się nie podobało. Mimo to, bez sprzeciwu zajął jedno
miejsce, brunet usiadł obok. Skosztował zupy, jednak nie czuł jej smaku, nawet
nie poczuł jej zapachu. Zupełnie jakby próbował wody. Nie odezwał się w tej kwestii,
idąc śladem Jongina i kontynuując tę absurdalną kolację. Wzrok wbijał w płomień
świecy, jedyny ciepły akcent na tej opuszczonej plaży, bowiem nie widział już
promieni na twarzy bruneta.
Chłopak, który do tej pory
potrafił mówić bez przerwy, milczał przez cały czas, gdy jedli posiłek. Sehun
ukradkiem go obserwował, jednak rozczarowany nie mógł złapać z nim kontaktu
wzrokowego. W jego głowie zrodziło się paniczne pragnienie dotyku chłopaka
tylko po to, by przekonać się, że wciąż tu był. Nie zastanawiając się, chwycił
jego wolną dłoń, zaciśniętą na stole. W końcu znalazł jego spojrzenie, pełne
smutku, wręcz rozpaczy, przez co nagle sam miał ochotę odwrócić wzrok.
- Czy byłeś dziś szczęśliwy,
Sehun? - spytał lekko zachrypniętym głosem.
Zaskoczony pytaniem, zamrugał.
- Przy tobie zawsze jestem
szczęśliwy - wyznał szczerze. - Nawet jeśli tego nie rozumiem, byłem szczęśliwy.
Jongin pokiwał głową.
- Zrozumiesz, wszystko zrozumiesz
- zapewnił go cicho, a jego głos prawie zniknął w hałasie fal. - Długo
czekałem, żeby się z tobą zobaczyć i tak bardzo za tobą tęskniłem. Nawet nie
wiesz, jak jestem szczęśliwy i spokojny, że mogliśmy się zobaczyć - wyznał, nie
spuszczając z niego wzroku. Sehun widział w nich wyraz uwielbienia, a zarazem
ten niepokojący smutek.
Blondyn opuszkami palców
przejechał po gładkim policzku Jongina. Nie spodziewał się, że po chwili
spłynie po nim jedna, słona łza. Wystraszony, ujął jego w twarz w swoje obie
dłonie.
- Jongin, co się stało? Dlaczego
płaczesz? - spytał, zbliżając się do niego. Chciał scałować jego łzy i nigdy
więcej ich nie zobaczyć.
Chłopak zawahał się przed odpowiedzią,
jak gdyby słowa utkwiły mu w gardle.
- Sehunnie, to nie jest zwykły
sen - zaczął, starając się panować nad głosem. - Tkwię tutaj od roku, bo...
umieram. To już ostatni przystanek.
- O czym ty mówisz?! - krzyknął,
mając nadzieję, że się przesłyszał.
Jongin załkał głośniej.
- Miałem wypadek... wypadek
samochodowy - wyznał po chwili. - Nigdy się z niego nie obudziłem, dlatego
tkwię tutaj, a jedyna droga... prowadzi dalej.
- Nie... - wyszeptał blondyn,
uparcie kręcąc głową.
Wstał od stołu. Jongin podniósł się za nim,
chwytając go w objęcia. Głowa bruneta opadła na ramię Sehuna. Czuł jego uścisk,
czuł jego wilgotne łzy na swojej koszuli. Był prawdziwy jak zawsze. Nie mógł
umierać!
- Jedyne, co trzymało mnie przy
życiu to pragnienie, by móc się z tobą pożegnać - powiedział z twarzą przy jego
ramieniu.
- Pożegnać - powtórzył, nie mogąc
wyjść z szoku.
- Traciłem nadzieję, że
kiedykolwiek cię jeszcze zobaczę - powiedział, podnosząc się, by móc na niego
spojrzeć. - Jednak byłbym spokojny, bo to, że się tu znalazłeś znaczy, że...
też umierasz, Sehunnie.
Sehun zamarł. Wspomnienie śmierci
wydało mu się absurdalne, bowiem nie potrafił sobie przypomnieć niczego, co
wydarzyło się zanim znalazł się w tym miejscu. To również mogło go zmusić do
zastanowienia.
- Ale nie martw się - zapewnił go
Jongin. - Ty możesz wrócić, uratują cię. Już teraz stajesz się coraz mniej
obecny w tym śnie - wyjaśnił, siląc się na uśmiech, który wyglądał jak grymas
na jego zrozpaczonym obliczu. - I wrócisz tam, Sehunnie. Obiecaj mi, że
znajdziesz w sobie siłę i wrócisz!
- Jak mam wrócić bez ciebie,
Jongin?! - spytał, kręcąc głową. Chwycił go mocno za ręce, bojąc się, że ten
zaraz zniknie.
- Nie mogę! - powiedział
sfrustrowany, a nowe łzy spłynęły po jego policzkach. - Ja.. już się z tym
pogodziłem, wiem, że muszę odejść i teraz jestem na to gotowy, ale chcę
wiedzieć, że ty się nie poddasz. Proszę cię, Sehunnie, wróć i zachowaj mnie w
swoim sercu.
- Nie mogę - załkał, przyciągając
go do siebie.
Jongin wplótł dłonie w jego
włosy. Ich oddechy były tak samo szarpane, tak samo nierówne.
- Pozwól mi odejść, Sehunnie -
wyszeptał. - Tak bardzo żałuję, że nie mogłem
kochać cię dłużej.
Blondyn uniósł głowę, po czym
pocałował go, bezradny, niepogodzony i stęskniony jego ust. Słone łzy wieńczyły
ich słodko-gorzki pocałunek, a do Sehuna docierało, że właśnie musi poświęcić
wszystko.
- Tak bardzo cię kocham - zdołał
powiedzieć, gdy Jongin powoli się od niego odsunął.
Brunet po raz ostatni go
pocałował, krótko i czule, jak gdyby składając niemą obietnicę.
- Poczekaj tam na mnie -
poprosił, starając się zapamiętać każdy szczegół Jongina.
- Będę czekał - obiecał, po czym
powoli uwolnił się w uścisku chłopaka, który niechętnie i zupełnie wbrew sobie
go wypuścił. - Pamiętaj o mnie, Sehunnie.
Pokiwał głową, nie mogąc
powiedzieć nic więcej. Zamarł w miejscu, obezwładniony własnym cierpieniem,
mógł jedynie obserwować przez łzy, jak Jongin ruszył w stronę przerażającego
oceanu. Wkroczył w jego fale bez strachu, bez zawahania. Woda sięgała mu do
kolan, gdy obrócił się za siebie, by ostatni raz spojrzeć na Sehuna. Jego
postać zaczęła jaśnieć nieznanym blaskiem.Pomachał do niego i uśmiechnął się,
prawdziwie i promiennie.
Sehun poczuł jak jego serce pęka.
Obudził się w sali szpitalnej.
Przeżył, czując się bardziej
martwy niż kiedykolwiek wcześniej.
***
Długo odzyskiwał zdrowie fizyczne
po wcześniejszym brutalnym pobiciu, które teraz tak doskonale pamiętał. Jego
lewa ręka wciąż tkwiła w gipsie, a on poruszał się za pomocą kul, gdy lekarz po
miesiącu pozwolił jego rodzicom zabrać go do domu. Czuł się wystarczająco
silny.
Był jednak pewien, że nigdy nie
wyleczy ran i pustki po utraconej miłości. Z takich rzeczy nie wychodzi się po
miesiącu czy latach, zostają bowiem już na całe życie.
Jongin nie żył. Gorzka prawda, z
którą sam nie mógł się pogodzić, dotarła do niego jeszcze, gdy był w szpitalu.
Jego stan nie pozwolił mu uczestniczyć w pogrzebie i wcale nie chciał się na
nim pojawiać. Przeżył już jedno pożegnanie, nie był pewien, czy zniósłby
drugie.
Mimo to, odwiedził jego grób,
czego pożałował w tym samym momencie, bowiem ten namacalny dowód jedynie
sprawił, że wewnątrz ostatecznie rozpadł się na kawałeczki. Tak bardzo chciał
być dla niego silny i obiecywał sobie, że wkrótce mu się to uda, że pozbiera
się, będzie żył dla Jongina. Jednak w tamtym momencie, widząc przy płycie
nagrobnej małego, fioletowego słonia, mógł jedynie płakać i krzyczeć ze
wściekłości za to, że mu go odebrano. Opuścił cmentarz z jeszcze większą raną w
sercu.
Gdy wrócił do domu, jego kroki
mimowolnie zaprowadziły go w stronę sadu. Liście już dawno opadły z owocowych
drzew, zostawiając łyse i ponure korony. Skierował się prosto w stronę starego
dębu.
Stanął pod drzewem, trzymającym
domek na drzewie i całą ich miłość, po czym zamarł w miejscu, a jego serce,
pierwszy raz od długiego czasu, zabiło szybciej z radości.
Dwie litery wyrzeźbione w
dzieciństwie obleczone były nowo wyrytym sercem.
Uśmiechnął się przez łzy, pewny,
że ich miłość była i będzie prawdziwa.
***
Wróciłam ^^
Zapewne szybciej niż
do tej pory Was przyzwyczaiłam. Chciałabym wracać jak najczęściej.
Ciekawostka? SeKai to
nawet nie moja para... -.- Mimo to, kiedyś dawno temu ktoś poprosił mnie o
napisanie czegoś z tą dwójką i nie mam pojęcia, czy ta osoba jeszcze tu
zagląda, ale w końcu mi się udało :) Pisząc to, zdążyłam ich nawet pokochać...
Inna ciekawostka? Ta
historia była zarezerwowana dla KaiSoo, jednak po pierwszej scenie zmieniłam
zamiar.
Wiem, obiecałam Wam
ChanBaeka i owszem, piszę go, aczkolwiek jak zwykle fabuła mi się rozrosła, więc
by nie kazać Wam znów tak długo czekać, w między czasie napisałam takie małe
pocieszenie [trochę złe słowo dla tej historii...]
Chcąc rozwiać Wasze
wątpliwości - nic nie brałam i nic nie piłam, pisząc ten tekst! Upajam się
zupełnie innymi rzeczami.
Dziękuję, że ze mną
jesteście i nie mam nic przeciwko, jeśli zlinczujecie mnie jakimś komentarzem.
Do następnego,
robaczki!
<3