sobota, 22 lutego 2014

Ostatni Sen [SeKai]

GATUNEK: Romans, surrealizm, angst
BOHATEROWIE:  Oh Sehun, Kim Jongin
OSTRZEŻENIA: Brak

Mało w życiu widział.
Była to pierwsza myśl, jaka pojawiła się w głowie Oh Sehuna, gdy otworzył oczy i zobaczył nad sobą niesamowity, pejzażowy nieboskłon. Nie zastanawiał się, dlaczego go widzi czy dlaczego bolą go plecy, jak i dlaczego po policzku łaskocze go źdźbło trawy. Zapewne powinno go to obchodzić znacznie bardziej, może nawet powinno go to zaniepokoić, jednakże nie potrafił odciągnąć  uwagi od płonącego  ugrem i różem malowniczego nieba.  Sehun wprawdzie nie był estetą, jego artystyczna wrażliwość pozostawiała wiele do życzenia, jednak musiał przyznać, że właśnie doświadczał czegoś pięknego i hipnotycznego. Czuł się szczęśliwy tak długo, jak mógł wpatrywać się w ten obraz i trwać w swojej rozmarzonej hipnozie.
Nie wiedział, ile czasu minęło zanim na dobre odzyskał trzeźwość umysłu, a stało się to jedynie za sprawą przeraźliwego ryku, dobiegającego z niebezpiecznie bliskiej odległości. Wystraszony podniósł się ze swojej leniwej leżącej pozycji i pierwszy raz świadomie rozejrzał dookoła. Nowe, nieznane bodźce przyczyniły się do narastającego w nim lęku. Miejsce, w którym znalazł się w bliżej niewyjaśnionych okolicznościach okazało się być mu obce. W czeluściach pamięci nie potrafił odnaleźć obrazu odpowiadającego temu dzikiemu skrawkowi przyrody. Właściwie nie potrafił odnaleźć nawet najbliższych wspomnień, tym samym nie mógł przypomnieć sobie momentu, w którym tu wylądował. Zacisnął dłonie na długich źdźbłach trawy spowijającej teren, spojrzał bezradnie na ścianę lasu przed sobą, a następnie z nadzieją ponownie uniósł wzrok w stronę pięknego nieba. Gdyby nie ogarniająca go panika, może bardziej doceniłby dobrobyt natury, bowiem okazało się, że cała przyroda tętniła niesamowitym wachlarzem barw, tak jaskrawych i czystych, że trudno było wierzyć w ich prawdziwość.  
- Nie musisz się bać. Nie, dopóki tu jestem.
Drgnął, słysząc znajomy, niski głos, który budził w nim spokój, radość i ciepło wspomnień. Tak dawno nie słyszał go, a zarazem tak doskonale pamiętał. Szybko podniósł się z ziemi, gdy kątem oka zobaczył za sobą równie znajomą sylwetkę. Odwrócił się, by stanąć twarzą w twarz z wysokim chłopcem o śniadej cerze wysubtelnianej promieniami słońca, ciemnych, niesfornie poskręcanych włosach i twarzy... Twarzy, która nawiedzała go codziennie z bolesnym uczuciem tęsknoty. Doszedł do wniosku, że zapamiętał ją bardzo dokładnie, rozpromienioną przez zadziorny uśmiech na pełnych ustach, sięgający do kącików brązowych, kocich oczu.
- Jongin - powiedział, nie wierząc własnym oczom, zaabsorbowany jego widokiem bardziej niż widokiem niesamowitego nieba. - Kim Jongin.
Uznał, że nic się nie zmienił, jak gdyby czas stanął dla niego w miejscu. Ubrany w białą koszulę i parę startych jeansów wyglądał dokładnie tak samo jak jego Jongin sprzed lat.
W odpowiedzi pokiwał lekko głową i zrobił niepewny krok w stronę Sehuna, który trochę nieświadomie również zaczął się do niego przybliżać. Szeroki uśmiech radości nie schodził z twarzy Jongina, gdy rozpostarł ramiona, by objąć drugiego chłopaka.
- Sehun, tak bardzo za tobą tęs...
Nie dokończył, bowiem w tym samym momencie zmuszony był zrobić unik przed nachodzącą pięścią Sehuna. Chwycił go za nadgarstek, gdy dłoń znalazła się tuż obok linii jego żuchwy. Spojrzał na niego zaskoczony, jak gdyby trochę nie wierząc w to, co się dzieje. Wrogość błysnęła w oczach Sehuna, gdy mierzył go spod zmarszczonych gniewnie brwi.
- Tęskniłeś?! - dokończył za niego, śmiejąc się gorzko i z goryczą. - Ty tęskniłeś?! Jakoś nie mogę w to uwierzyć!
Jongin spuścił wzrok, jak gdyby zmieszany, może urażony ostrym tonem drugiego chłopaka, którego najprawdopodobniej się nie spodziewał.
- Tęskniłem bardziej niż możesz to sobie wyobrazić... - powtórzył, tym razem bez śladu uśmiechu. - Minął...
- Och, tak rok! - ponownie wszedł mu w słowo, po czym wyrwał dłoń z uścisku chłopaka i odsunął się od niego kilka kroków. - Cholerny rok, Jongin! Tyle właśnie minęło od kiedy zniknąłeś bez wieści, nie mówiąc już nawet o głupim "do widzenia"! Nie miałem o tobie ani jednej wiadomości, nikt nie wiedział, co się z tobą stało. Ludzie pytali, ciągle zadawali mi pytania. Dlaczego mi? Ach tak, bo myślałem, że jesteśmy przyjaciółmi!
- Sehun, nawet nie wiesz, jak źle się z tym czułem - powiedział ze skruchą, chowając twarz w dłoniach. - Przepraszam cię za wszystko, naprawdę tego nie chciałem. Przepraszam...
Jasnowłosy chłopak pokręcił głową z niedowierzaniem, po czym prychnął, dając jasno do zrozumienia, co myśli o jego przeprosinach.
- Nic nie mogłem zrobić - dodał, tym razem z frustracją w głosie, po czym ponownie zmniejszył odległość, która ich dzieliła. Siłą woli powstrzymał się przed desperackim chwyceniem drugiego chłopaka za kołnierz koszuli i błaganiem o wybaczenie. - Naprawdę nie chciałem odchodzić! Och, proszę... uwierz mi.
Sehun  powoli uniósł wzrok, by dostrzec rozpacz i prośbę na twarzy Jongina. Na moment ścisnęło go w gardle, bowiem przy całej złości i frustracji, którą wywoływał w nim przez ostatni rok, teraz sprawiał, że wszystkie wspomnienia odradzały się w jego pamięci na nowo. Im dłużej patrzyli na siebie w milczeniu, tym Sehun  bardziej zapominał o ostatnim roku. Jak gdyby czas zatrzymał się w miejscu, jak gdyby Jongin nigdy nie zniknął.
- Myślisz, że źle się czułeś... - odezwał się cicho Sehun. - Jongin, ja zacząłem wierzyć, że nie żyjesz.
Chłopak milczał, zaciskając usta. Sehun zaczął tęsknić za promiennym uśmiechem, po którym teraz nie było śladu. Oczy Jongina zaczęły błyszczeć, a on naprawdę nie chciał widzieć jego łez. Zanim jednak zdążył zareagować, chłopak przyciągnął go do siebie i objął tak mocno, że na moment stracił dech.
- To nie było życie. Żyje teraz, będąc tu z tobą - wyszeptał, opierając mu głowę na ramieniu.
Trwając w kleszczących objęciach przyjaciela, Sehun zaczął zapominać o urazie, jak i furii, którą jeszcze przed chwilą tak silnie odczuwał. Ciepło chłopaka, jego zapach i dotyk skutecznie go uspokajały, a zarazem stanowiły pewną rekompensatę za ostatni rok.
Niechętnie i delikatnie wyswobodził się z jego objęć, by móc na niego spojrzeć.
- Powiesz mi w końcu, co się z tobą działo? - spytał, zakładając ramiona na piersi. - Myślisz, że zasługuję na to, by wiedzieć?
Jongin wypuścił oddech i spojrzał przez ramię zniecierpliwionego chłopaka w stronę lasu.
- Obiecuję, że powiem ci wszystko, gdy tylko zajdzie słońce - odparł z powagą, po czym obaj spojrzeli na niebo.
Sehunowi trudno było ocenić po nadzwyczajnym wyglądzie nieboskłonu, jaka była obecnie pora dnia, ale obietnica Jongina wydawała mu się do zaakceptowania. Czekał tyle czasu, mógł wytrzymać kolejne kilka - kilkanaście? - godzin. Gdy tak patrzył na niebo, przypomniała mu się cała niecodzienność otoczenia, o której jeszcze bardziej niecodzienna obecność Kima Jongina pomogła mu zapomnieć.
- Gdzie właściwie jesteśmy? - spytał zdezorientowany, rozglądając się dookoła. - To jakaś Nibylandia?
- Myślę, że nie - stwierdził Jongin, lekko rozbawiony.
- Kraina czarów?
- Kraina Oz też nie - odparł, śmiejąc się.
- To w takim razie co? - spytał sfrustrowany, marszcząc brwi.
Jongin zaczął rozglądać się dookoła, jak gdyby równie zagubiony co Sehun, jednak nawet jeśli tak było, zachowywał spokój i nie wyglądał na zbytnio przejętego sytuacją.
- Trochę inaczej zapamiętałem to miejsce, ale podobna łąką była obok mojego rodzinnego domu - wyjaśnił, drapiąc się po brodzie. - Mieszkaliśmy za tym wzgórzem, gdy byłem dzieckiem.
Sehun otworzył usta zaskoczony względnie rzetelnym wyjaśnieniem. Mimo to, wciąż coś nie dawało mu spokoju, jednak wskrzeszanie racjonalnych myśli przychodziło mu dziś z wyjątkowym oporem.
- Masz ochotę na małą podróż? - zasugerował Jongin z niepewnym uśmiechem skierowanym w stronę drugiego chłopaka.
W odpowiedzi ten pokiwał głową, jednak nie ruszył się z miejsca, wciąż nie do końca pogodzony z sytuacją. Tak bardzo jak cieszył się, że widzi chłopaka, tak samo ciężko przychodziło mu to ot tak zaakceptować.
- Jongin, co my tu właściwie robimy? Jak się tu znaleźliśmy? - spytał, omiatając wzrokiem otoczenie.
Chłopak wzruszył ramionami, choć jego twarz zdradzała wahanie.
- Czy to takie istotne,  Sehun? - spytał, przekrzywiając głowę. - Podoba mi się sam fakt, że mogłem cię tu spotkać, że mogę tu być z tobą...
- Jongin, powiedz mi prawdę - nalegał ze stanowczością, która przychodziła mu z trudem, bowiem w istocie podzielał zdanie drugiego chłopaka. Jednocześnie jednak racjonalna cząstka jego świadomości wciąż go dręczyła.
Ich rozmowę przerwał głośny ryk, taki sam, jak ten który przedtem wystraszył Sehuna. Przerażony spojrzał na Jongina, który w kontraście uśmiechał się szeroko i patrzył w stronę lasu, skąd dobiegał owy odgłos. Sehun powoli odwrócił się, gotowy zmierzyć z nadchodzącą, dziką bestią.
Jego oczy rozszerzyły się jeszcze bardziej, gdy wzrokiem napotkał na naturalnych rozmiarów słonia, który z zadziwiającą gracją zbliżał się do miejsca, w którym stali. Zwierzę nie miało kłów i wymachiwało trąbą raz w prawo raz w  lewo. To, co jednak najbardziej uderzyło chłopaka był fioletowy odcień jego grubej skóry. Miał dziwne i niewytłumaczalne wrażenie, że przy całej swojej absurdalności, istota zdawała mu się być znajoma.
- Och, mamy szczęście - zawołał wesoło Jongin, po czym pobiegł w stronę zwierzęcia. - Trafił nam się darmowy transport!
Chłopak krzyknął uradowany niczym mały chłopiec i takiego właśnie przypominał, stanąwszy przy ogromnej czworonożnej istocie. Sehun oniemiały przyglądał się scenie, w momencie gdy drugi chłopak śmiał się głośno, łaskotany trąbą zwierzęcia o dziwacznie pogodnej facjacie.
- Tra... transport - powtórzył, nie mogąc wyjść z szoku. - Jongin, stoisz obok fioletowego słonia. Słyszysz? To jest fioletowy słoń. Fioletowy słoń! - powtarzał niczym zahipnotyzowany, bowiem znaczenie słów najwyraźniej nie mogło do niego dotrzeć.
I właśnie w  tamtym momencie razem z fioletowym słoniem nagle wszystko zrozumiał. Jak gdyby ktoś zapalił odpowiednią lampkę w jego świadomości, w końcu zmuszając go do myślenia. Jego serce zabiło mocniej, gdy kontynuował przyglądanie się drugiemu chłopakowi i zwierzęciu.
Podszedł bez strachu w stronę zajętej sobą dwójki.
- Jongin... - zaczął, gdy chłopak w końcu odwrócił na niego wzrok. - To sen, prawda? Ja śnię?
W odpowiedzi chłopak wzruszył ramionami, jednak i tym razem jego smutny wzrok zdradzał wewnętrzne zawahanie. Sehun zaczynał być coraz bardziej sfrustrowany tym, że chłopak nigdy nie dawał mu jasnych odpowiedzi.
- Też myślę, że to sen - powiedział w końcu, głaszcząc słonia po boku. - Jednak czyj?
Pogodzenie z tym faktem okazało się dla Sehuna cięższe niż mógł przypuszczać.
- To sen - powtórzył cicho, próbując przekonać samego siebie. - A ty tak naprawdę nigdy nie wróciłeś.
Ta część była dla niego najgorsza. Przez krótką chwilę pozwolił sobie wierzyć, że Jongin do niego wrócił, że wszystko mogło być jak dawniej.
- Sehun, to mój sen - zaczął przejęty chłopak, podchodząc do niego. W jego oczach na nowo zamajaczyła rozpacz. - Wróciłem. Jestem tu. Prawdziwy tak samo jak ty. Uwierz mi, proszę. To ja!
Realność tej sytuacji była wszystkim, w co naprawdę chciał wierzyć, był nawet gotów uwierzyć w istnienie fioletowych słoni, tylko po to, by sprawić, że Jongin stałby się prawdziwy. Chłopak chwycił go za ręce. Jego dłonie były ciepłe i prawdziwe. Łatwo przychodziło mu uwierzyć, gdy ich palce pozostawały w ten sposób splecione.
- Lepiej bądź tam, gdy się obudzimy - zagroził mu poważnie.
Chłopak odpowiedział lekkim uśmiechem i pokiwał głową.
- Będę - zapewnił go, mocniej ściskając jego dłonie. - Zanim jednak to nastąpi chciałbym cię gdzieś zabrać. Pozwolisz?
Zanim zdążył odpowiedzieć, podskoczył w miejscu, wystraszony kolejnym głośnym ryknięciem. Zmierzył winowajcę morderczym spojrzeniem, jednak ten zdawał się nie zwracać na niego uwagi, zajęty muskaniem trąbą włosów drugiego chłopaka.
- Nigdy nie przyszłoby mi do głowy, że Kim Jongin śni o fioletowych słoniach- odparł, uśmiechając się do niego z przekąsem.
- To nie jest zwykły słoń - wyjaśnił chłopak, klepiąc go za ogromnym uchem. - To Kyung, dałeś mi go w dziewiątej klasie. Miał mi przynieść szczęście na teście z angielskiego, pamiętasz?
Sehun zmrużył oczu i wpatrywał się pustym wzrokiem w żywe zwierzę, próbując sobie przypomnieć owy incydent.
- Tamten był po pierwsze mniejszy, a po drugie z porcelany - odparł drwiąco, mierząc słonia od łap po czubek łba.
- Za to ten na szczęście nie jest, więc zawiezie nas, gdzie tylko chcę - powiedział zadowolony, po czym poklepał go po boku, na co zwierzę posłusznie zgięło łapy, pozwalając mu wsiąść na swój grzbiet. - Chodź, Sehun! - zawołał, wyciągając do niego dłoń.
Zawahał się jedynie przez moment, po czym ostrożnie wskoczył na fioletową bestię pozwolił sobie zaakceptować wszystkie absurdy dopóki związane były z Kimem Jonginem.

***

Sehun nie pamiętał momentu, w którym dzika przyroda została zastąpiona nie tyle realistycznym, co zupełnie realnym miejskim otoczeniem, tak dobrze znanym im obojgu. To było ich miasto, z tym samym układem ulic, kamienic i sklepów - nawet znajomy znak drogowy pozostał tak samo przekrzywiony jak przed latami. Jedyną różnicą wciąż pozostawały kolory, jaskrawe i pełne życia.
Oraz fakt, że pierwszy raz od roku, Sehun przemierzał te znajome ulice z Jonginem. Na słoniu.
Najbardziej jednak zdziwiło go to, że przechodnie w ogóle nie zwracali na nich uwagi. Nie przeszkadzało mu, a nawet odetchnął z ulgą.
Trzymał dłonie po bokach Jongina, bojąc się, że zaraz obaj spadną z absurdalnej bestii, jednak jakimś sposobem zwierzę potrafiło zrozumieć polecenia ciemnowłosego właściciela. Tak też w pewnym momencie na jego niewidzialny znak ugięło łapy, pozwalając im zeskoczyć na chodnik osiedlowej ulicy, którą tak często kiedyś gonili do szkoły. Sehun uśmiechnął się na wspomnienie tych wszystkich wyścigów, które odbyli, by tylko złapać autobus, wiecznie spóźnieni, wiecznie żyjący w swoim własnym świecie, zapominający o obowiązkach. Dobrą stroną owych gonitw było to, że obaj pozostawali w doskonałej formie.
- Jongin, co by było gdybyś nigdy się tutaj nie wprowadził? - spytał, w tym samym momencie gdy pytanie pojawiło się w jego głowie.
Brunet zgrabnie wylądował obok niego i klepnięciem w bok pozwolił zwierzęciu odejść w stronę pobliskiego parku. Sehun odprowadził je wzrokiem, wciąż nieprzyzwyczajony do spokojnych i niewzruszonych reakcji innych ludzi.
- Mniej więcej nic - stwierdził, wzruszając ramionami. - Prowadziłbyś nudne i prozaiczne życie przeciętnego nastolatka. Na pewno nie zbudowałbyś tej genialnej bazy na drzewie pod twoim domem - dodał z szerokim uśmiechem. - Myślisz, że wciąż tam jest?
Sehun w odpowiedzi pokiwał głową, bowiem codziennie spoglądał przez okno swojego pokoju na zbudowany w dzieciństwie domek na starym drzewie posadzonym dawno temu przez dziadka. Tak często przyglądał mu się z nostalgią i tęsknotą, a zarazem tą samą dumą i podziwem dla ich młodocianych zdolności. Z perspektywy lat mógł uznać to miejsce za początek ich przyjaźni, zbudowanej tak jak ten dom - deska po desce - w którym spędzili razem zapewne więcej czasu niż w szkole. W pewnym momencie ojciec Sehuna zaczął nawet grozić, że zniszczy to miejsce, jeśli chłopak  nie zacznie interesować się swoimi stopniami, a miał w tym czasie poważne zagrożenia. Z tego powodu, on i Jongin spędzili paradoksalnie jeszcze więcej godzin w swojej bazie, próbując odkryć obce im tajemnice algebry. To było piekło dla ich  rozkojarzonych umysłów. Piekło, które jakimś cudem udało im się pokonać, dzięki czemu dom pozostał na swoim miejscu.
- Możemy ją zobaczyć? - spytał Jongin, mierząc w Sehuna błagalnym spojrzeniem. - Tęsknię za tamtymi czasami - dodał z nostalgią w głosie.
- Ja też - przyznał blondyn, choć tak naprawdę wszystko, za czym tęsknił najbardziej, znajdowało się teraz tuż przed nim. 
Ruszyli w dół ulicą biegnącą między szeregami domów jednorodzinnych, popychając się nawzajem, bądź wieszając sobie ramiona na szyi. Nawet teraz byli tak samo niepoważni i beztroscy jak zawsze. Jak gdyby nic nigdy się nie zmieniło, a Jongin nigdy nie wyjechał. Sehun w tamtym momencie mógł w pełni docenić tę piękną przyjaźń, w końcu rozumiejąc, jak solidne pozostawały jej fundamenty. Zrozumiał też jak bardzo kocha śmiech Jongina, szczery, lekki i dźwięczny niczym najpiękniejsza melodia. Kochał to. Kochał samego Jongina.
Sehun został zarzucony przez niego mnóstwem pytań, na które nie nadążał odpowiadać. Chłopak chciał wiedzieć wszystko, co działo się u niego przez ostatni rok, począwszy od szkoły, kończąc na życiu osobistym. Zatrzymał się na pytaniach o jego sprawy sercowe, siląc się na obojętność, jednak Sehun mógł dostrzec dziwny błysk w jego oczach.
Znaleźli się na zakręcie, za którym znajdował się dom Sehuna. Chłopak skręcił w tamtą stronę, wpadając na Jongina, który najwyraźniej stracił orientację w terenie. By uniknąć upadku, zakręcili się dookoła własnej osi, trzymając się za ramiona. Spokojną ulicę przeciął ich głośny śmiech.
- To nie tak, że ominęło cię wiele, Jongin - wyznał szczerze. - Wszystko, co dobre zabrałeś ze sobą - dodał z wyczuwalnym żalem.
- Zostałeś ty - odparł, łapiąc go pod ramię.
Sehun westchnął. Zbliżali się do jego domu. Wyglądał tak samo jak go zapamiętał, z tą różnicą, że nie miał na sobie żadnej skazy. Był sterylnie czysty, jak całe otoczenie, otynkowany w soczystej barwie pomarańczy. Niczym spalony słońcem. Kojarzył mu się z latem i tym wszystkim, co najlepsze w jego życiu. Jongin podzielał jego zdanie, traktując dom Sehuna jak swój własny.
- Ten rok był piekłem - powiedział, otwierając furtkę na własne podwórko. Przepuścił Jongina przed sobą. - Niewiele pamiętam, z tego co robiłem czy jak żyłem. To trochę jak śpiączka.
Jongin spojrzał na niego ze smutkiem, jak gdyby mu współczuł, może i czuł się winny? W tamtym momencie nie potrafił do końca rozszyfrować jego myśli.
- Chodźmy znaleźć nasz dom, Jongin - zaproponował z lekkim uśmiechem, wyciągając w jego stronę dłoń. Zdecydowanie bardziej wolał widzieć go szczęśliwego.
Pobiegli za budynek, gdzie rozciągał się dosyć przestrzenny sad z przewagą jabłoni i wiśni. Drzewa o tej porze roku wyglądały cudownie, przybrane w swoje wiosenne kwiaty barwy jasnoróżowej. Obaj wydali z siebie okrzyk zachwytu.
Sehun w drodze do ich starego dębu z domkiem, urwał z młodej jabłoni jeden kwiat i wetknął Jonginowi za ucho. Widok kwiecistego chłopca wywołał w nich wybuch śmiechu, w którym drugi mu zawtórował. Brunet nie pozostał mu dłużny, wkładając mu w jasne włosy kilka urwanych kwiatów.
- Czy teraz jestem piękny? - spytał Sehun, przybierając uroczą pozę.
Jongin obserwował go przez dłuższą chwilę w milczeniu, z rozmarzonym uśmiechem na ustach.
- Najpiękniejszy - odparł, zbliżając się do niego. Jego wzrok osunął się z linii wzroku Sehuna na jego usta. - Tak piękny, że mógłbym cię pocałować.
Sehun był pewien, że pozwoliłby mu na to. Nawet jeśli nie do końca potrafił zrozumieć swoich własnych reakcji, jedyne, co w tym momencie wiedział, to, że desperacko pragnął tego pocałunku.
Jongin przysunął się jeszcze bardziej, woń kwiatów jabłoni dotarła do nozdrzy drugiego chłopaka. Był tak blisko. Sehun mimowolnie rozchylił usta, jednak brunet zatrzymał się w miejscu w chwili frustrującego wahania. Zamrugał kilkakrotnie, jak gdyby moment tymczasowego odurzenia minął. Sehun nie mógł na to pozwolić, nie teraz, gdy tak bardzo tego potrzebował. Przywarł ustami do pełnych warg wycofującego się Jongina, dłonie kładąc po obu stronach jego twarzy. Poczuł, jak gorące były policzki chłopaka, przekonany zarazem, że jego twarz plonie równie mocno.
Sehun z ulgą i niewysłowioną radością zauważył, że Jongin go nie odepchnął, a jedynie z tą samą siłą odpowiedział na jego pocałunek. Uczucie, jakie w tym momencie ogarniało jego ciało i umysł wydało mu się niezwykle prawdziwe. Całował Jongina miłością prawdziwą. To wszystko musiało być prawdziwe!
Przejęty pragnieniem, pchnął Jongina w stronę drzewa, przez co chłopak uderzył o nie plecami, jednak nie potrafili przerwać. Sehun w pewnym momencie zaczął ustami sunąć wzdłuż szczęki bruneta, który wygiął głowę do tyłu, odsłaniając smukłą szyję. Blondyn wpił się w jej skórę, scałowując prawie każdy fragment. Ustami wyczuł jego przyspieszony do niemożliwości puls.
- Sehun... - westchnął Jongin, wplatając dłonie w jego włosy. - My chyba...
- Co? - spytał, rozkojarzony.
- Dojrzeliśmy - wyznał, chwytając jego twarz w swoje dłonie, tak by zatrzymać go w miejscu i złapać z nim kontakt wzrokowy. - I chcę, żebyś wiedział, że jesteś dokładnie tu, gdzie chciałem cię zawsze mieć.
Sehun zamrugał kilkakrotnie, zaskoczony dziwnym wyznaniem chłopaka. Mimo to, miał wrażenie, że zrozumiał go doskonale, co wyraził szerokim uśmiechem.
To było prawdziwe. Zawsze było prawdziwe.
- W takim razie, zostań ze mną, Jongin - poprosił go, chwytając  jego dłonie na swoich policzkach. - I nigdy nie odchodź.
Jongin nieśmiało pokiwał głową, po czym zamknął oczy.
- Chciałbym mieć specjalne miejsce w twoim sercu - wyznał cicho.
Sehun skierował jego dłoń na swoją klatkę piersiową, gdzie wyczuł własne, przyspieszone bicie.
- Zawsze będziesz je miał, Jongin - obiecał, po czym nachylił się nad nim, by ponownie znaleźć jego usta, jednak uwagę chłopaka w tym samym momencie przyciągnęło coś innego.
 Rozczarowany podążył za nim wzrokiem.
- Spójrz, nasze podpisy - powiedział Jongin z rozczulonym uśmiechem na wspomnienie strugania w starym dębie dwóch koślawych liter: "J" i "S".
Sehun przyglądał się temu z równie szerokim uśmiechem, ponownie porwany przez falę wspomnień.
- Narysujmy coś więcej, na pamiątkę tego dnia - podsunął Jongin rozentuzjazmowany pomysłem.
Drugi chłopak bezradnie wzruszył ramionami.
- Nie mam noża, przykro mi.
Tajemniczy błysk pojawił się w oczach Jongina, gdy zaczął szukać czegoś w kieszeni spodni.
- Zapominasz, że to mój sen, Sehunnie - powiedział uradowany, wyciągając scyzoryk.
To stwierdzenie wywołało w blondynie połowiczną radość, bowiem wizja snu była zbyt bolesna. W milczeniu przyglądał się, jak drugi chłopak próbuje nożem wyryć serce wokół ich liter. Po kilku nieudanych próbach nowy znak zwieńczył dzieło z ich dzieciństwa, nadając mu nowy, romantyczny wymiar.
- Piękne - stwierdził Sehun, opierając czoło o czoło Jongina. - Możemy w końcu wejść do naszego domu?
Jongin spojrzał w górę drzewa na zbudowany z desek domek na drzewie.
- Wydaje się być mniejszy niż dawniej - zauważył z lekką obawą. - Może być tam ciasno.
- Jest idealny - zapewnił go Sehun, przywierając do niego całym ciałem. - Tak jak ty.

***

Ostrożnie zrobili pierwsze kroki na drewnianej, skrzypiącej podłodze w opustoszałej konstrukcji, teraz będącej jedynie umowną świątynią ich wspomnień. Stanęli na środku, ramię w ramię, atakowani przez własną pamięć i obrazy z przeszłości, jak gdyby to magiczne miejsce ożyło za sprawą ich obecności. Sehun chwycił dłoń drugiego chłopaka, wzrok wbijając w przestrzeń, gdzie wyobraźnia podsuwała mu wizje z sprzed lat.
Jongin miał rację, ich dom zdawał się o wiele mniejszy niż lata temu, a oni czubkami głowy dotykali prowizorycznego sufitu.
Kim Jongin miał rację także w innej kwestii. Dojrzeli.
Do miłości?, Sehun miał ochotę spytać, jednak wystarczyło spojrzeć w oczy Jongina, by rozwiać wszelkie wątpliwości. Coś w jego wzroku uległo zmianie, a może zawsze tam było? Nie wiedział, ale był pewien, że jego świeciły tym samym blaskiem. Znalazł się na tyle blisko, by ujrzeć ich odbicie w ciemnych źrenicach Jongina. Pragnienie. Pożądanie. Tęsknota. Miłość. Sam nie wiedział, jak mógł utrzymywać w sobie jednocześnie tyle silnych uczuć. Wszystkie dotyczące Jongina. Zaatakował go nimi wszystkimi, gdy złączył ich usta w pocałunku. Brunet odwdzięczył mu się tym samym. To nie pomogło, a jedynie podwoiło przeżywane przez nich bolesne, a zarazem przyjemne doznanie. Cierpieli, będąc przy tym najszczęśliwsi w całym swoim życiu.
Ich ubrania lądowały na podłodze, gdy ściągali je z siebie w miłosnej walce. Odkrywali kolejne części swoich ciał, obcałowując rozpalone fragmenty z czułością a zarazem niepohamowaną namiętnością. Nadzy spojrzeli sobie w oczy, jak gdyby tocząc niemą rozmowę. Byli teraz zupełnie bezbronni, pokładając w sobie nawzajem całkowitą ufność, powierzając między siebie wszystko, co mieli. Niczego tak nie pragnęli, jak stać się w końcu jednością, dzielić się ze sobą wszystkim, ciałem, duszą i sercem.
Kochali się na twardej, drewnianej podłodze na łóżku stworzonym z własnych ubrań. Stare ściany chłonęły ich krzyki, gdy osiągali miłosne apogeum. Ich dom zapieczętował w sobie kolejne wspomnienia i tysiące wypowiedzianych słów miłości.
Leżeli spleceni w swoich objęciach długie godziny, szepcząc między sobą małe i wielkie obietnice, nucąc melodie swoich serc i próbując uwierzyć, że to wszystko było i będzie prawdziwe.
Tymczasem na zewnątrz, magiczny nieboskłon zaczął ogarniać zmierzch. Słońce zachodziło.
To był ten moment, jednak Sehun przestał go już wypatrywać.

***

Nozdrza Sehuna wypełnił słony, morski zapach, przez co zaciekawiony otworzył oczy. Zamrugał kilkakrotnie zdziwiony rozciągającym się przed nim, nieograniczonym oceanem. Woda, niespokojna i gwałtowna miała odcień głębokiego błękitu, a na horyzoncie stapiała się w jedno z gradientowym, nieustannie ciemniejącym niebem. Jego bose stopy tonęły w chłodnym, popielato-różowym piasku.
Było coś tajemniczego w tym miejscu, a zarazem niepokojącego, Opuszczona plaża wzbudzała w sercu chłopaka bliżej niewytłumaczalny strach. Różniła się od wszystkiego, co do tej pory tutaj doświadczył. Jej majestatyczne piękno skrywało w sobie coś przerażającego.
- Nie musisz się bać. Nie, dopóki tu jestem.
Ciepły głos Jongina rozwiał jego lęk. Odwrócił się w stronę, z której dobiegał, by zobaczyć chłopaka tuż za sobą. Jego osoba kontrastowała z chłodnym i martwym odcieniem otoczenia. Twarz jaśniała od nieistniejących promieni, jak gdyby Jongin swoim uśmiechem skradł z ponurego nieba słońce. Sehun mógł mu to wybacz. Nie potrzebował słońca, kiedy mógł patrzeć na ten uśmiech.
- Jongin, co my tu robimy? - spytał, chwytając go ręce. Chciał mieć go cały czas przy sobie.
Brunet rozglądnął się po nieograniczonej z żadnej strony plaży, a następnie jego wzrok zatrzymał się na falach oceanu.
- To piękne miejsce - zauważył. - Idealne na kolację - dodał z lekkim uśmiechem. Sehun miał wrażenie, że nie objął on jego oczu.
Zaniepokojony przyjrzał mu się uważniej, nie mogąc oprzeć się wrażeniu, że w Jonginie zaszła pewna zmiana. Wydawał się dużo bardziej zamyślony, ostrożny w gestach i słowach, jak gdyby oddalony.
- Jongin... słońce zachodzi - przypomniał mu, sam pełen obaw. - Obiecałeś mi coś, pamiętasz?
W odpowiedzi, jedną dłonią pogładził go po policzku, po czym lekko pchnął, zmuszając tym samym do odwrócenia. Sehun obrócił się na pięcie, o mało co nie wpadając na stół, którego mógłby przysiąc, że przed chwilą tu nie było. Okrągły blat przykryty był burgundowym obrusem, na którym stała jedna, prosta świeca - paląca się mimo lekkiego wiatru znad wody - oraz dwa talerze z jasną cieczą, nie na przeciwko, a  tuż obok siebie.
- Pamiętam, Sehunnie - zapewnił go cicho. - Proszę, najpierw ze mną zjedz.
Było coś desperackiego w głosie Jongina, co bardzo mu się nie podobało. Mimo to, bez sprzeciwu zajął jedno miejsce, brunet usiadł obok. Skosztował zupy, jednak nie czuł jej smaku, nawet nie poczuł jej zapachu. Zupełnie jakby próbował wody. Nie odezwał się w tej kwestii, idąc śladem Jongina i kontynuując tę absurdalną kolację. Wzrok wbijał w płomień świecy, jedyny ciepły akcent na tej opuszczonej plaży, bowiem nie widział już promieni na twarzy bruneta.
Chłopak, który do tej pory potrafił mówić bez przerwy, milczał przez cały czas, gdy jedli posiłek. Sehun ukradkiem go obserwował, jednak rozczarowany nie mógł złapać z nim kontaktu wzrokowego. W jego głowie zrodziło się paniczne pragnienie dotyku chłopaka tylko po to, by przekonać się, że wciąż tu był. Nie zastanawiając się, chwycił jego wolną dłoń, zaciśniętą na stole. W końcu znalazł jego spojrzenie, pełne smutku, wręcz rozpaczy, przez co nagle sam miał ochotę odwrócić wzrok.
- Czy byłeś dziś szczęśliwy, Sehun? - spytał lekko zachrypniętym głosem.
Zaskoczony pytaniem, zamrugał.
- Przy tobie zawsze jestem szczęśliwy - wyznał szczerze. - Nawet jeśli tego nie rozumiem, byłem szczęśliwy.
Jongin pokiwał głową.
- Zrozumiesz, wszystko zrozumiesz - zapewnił go cicho, a jego głos prawie zniknął w hałasie fal. - Długo czekałem, żeby się z tobą zobaczyć i tak bardzo za tobą tęskniłem. Nawet nie wiesz, jak jestem szczęśliwy i spokojny, że mogliśmy się zobaczyć - wyznał, nie spuszczając z niego wzroku. Sehun widział w nich wyraz uwielbienia, a zarazem ten niepokojący smutek.
Blondyn opuszkami palców przejechał po gładkim policzku Jongina. Nie spodziewał się, że po chwili spłynie po nim jedna, słona łza. Wystraszony, ujął jego w twarz w swoje obie dłonie.
- Jongin, co się stało? Dlaczego płaczesz? - spytał, zbliżając się do niego. Chciał scałować jego łzy i nigdy więcej ich nie zobaczyć.
Chłopak zawahał się przed odpowiedzią, jak gdyby słowa utkwiły mu w gardle.
- Sehunnie, to nie jest zwykły sen - zaczął, starając się panować nad głosem. - Tkwię tutaj od roku, bo... umieram. To już ostatni przystanek.
- O czym ty mówisz?! - krzyknął, mając nadzieję, że się przesłyszał.
Jongin załkał głośniej.
- Miałem wypadek... wypadek samochodowy - wyznał po chwili. - Nigdy się z niego nie obudziłem, dlatego tkwię tutaj, a jedyna droga... prowadzi dalej.
- Nie... - wyszeptał blondyn, uparcie kręcąc głową.
 Wstał od stołu. Jongin podniósł się za nim, chwytając go w objęcia. Głowa bruneta opadła na ramię Sehuna. Czuł jego uścisk, czuł jego wilgotne łzy na swojej koszuli. Był prawdziwy jak zawsze. Nie mógł umierać!
- Jedyne, co trzymało mnie przy życiu to pragnienie, by móc się z tobą pożegnać - powiedział z twarzą przy jego ramieniu.
- Pożegnać - powtórzył, nie mogąc wyjść z szoku.
- Traciłem nadzieję, że kiedykolwiek cię jeszcze zobaczę - powiedział, podnosząc się, by móc na niego spojrzeć. - Jednak byłbym spokojny, bo to, że się tu znalazłeś znaczy, że... też umierasz, Sehunnie.
Sehun zamarł. Wspomnienie śmierci wydało mu się absurdalne, bowiem nie potrafił sobie przypomnieć niczego, co wydarzyło się zanim znalazł się w tym miejscu. To również mogło go zmusić do zastanowienia.
- Ale nie martw się - zapewnił go Jongin. - Ty możesz wrócić, uratują cię. Już teraz stajesz się coraz mniej obecny w tym śnie - wyjaśnił, siląc się na uśmiech, który wyglądał jak grymas na jego zrozpaczonym obliczu. - I wrócisz tam, Sehunnie. Obiecaj mi, że znajdziesz w sobie siłę i wrócisz!
- Jak mam wrócić bez ciebie, Jongin?! - spytał, kręcąc głową. Chwycił go mocno za ręce, bojąc się, że ten zaraz zniknie.
- Nie mogę! - powiedział sfrustrowany, a nowe łzy spłynęły po jego policzkach. - Ja.. już się z tym pogodziłem, wiem, że muszę odejść i teraz jestem na to gotowy, ale chcę wiedzieć, że ty się nie poddasz. Proszę cię, Sehunnie, wróć i zachowaj mnie w swoim sercu.  
- Nie mogę - załkał, przyciągając go do siebie.
Jongin wplótł dłonie w jego włosy. Ich oddechy były tak samo szarpane, tak samo nierówne.
- Pozwól mi odejść, Sehunnie - wyszeptał. - Tak bardzo żałuję, że nie mogłem  kochać cię dłużej.
Blondyn uniósł głowę, po czym pocałował go, bezradny, niepogodzony i stęskniony jego ust. Słone łzy wieńczyły ich słodko-gorzki pocałunek, a do Sehuna docierało, że właśnie musi poświęcić wszystko.
- Tak bardzo cię kocham - zdołał powiedzieć, gdy Jongin powoli się od niego odsunął.
Brunet po raz ostatni go pocałował, krótko i czule, jak gdyby składając niemą obietnicę.
- Poczekaj tam na mnie - poprosił, starając się zapamiętać każdy szczegół Jongina.
- Będę czekał - obiecał, po czym powoli uwolnił się w uścisku chłopaka, który niechętnie i zupełnie wbrew sobie go wypuścił. - Pamiętaj o mnie, Sehunnie.
Pokiwał głową, nie mogąc powiedzieć nic więcej. Zamarł w miejscu, obezwładniony własnym cierpieniem, mógł jedynie obserwować przez łzy, jak Jongin ruszył w stronę przerażającego oceanu. Wkroczył w jego fale bez strachu, bez zawahania. Woda sięgała mu do kolan, gdy obrócił się za siebie, by ostatni raz spojrzeć na Sehuna. Jego postać zaczęła jaśnieć nieznanym blaskiem.Pomachał do niego i uśmiechnął się, prawdziwie i promiennie.
Sehun poczuł jak jego serce pęka.
 Obudził się w sali szpitalnej.
Przeżył, czując się bardziej martwy niż kiedykolwiek wcześniej.

***

Długo odzyskiwał zdrowie fizyczne po wcześniejszym brutalnym pobiciu, które teraz tak doskonale pamiętał. Jego lewa ręka wciąż tkwiła w gipsie, a on poruszał się za pomocą kul, gdy lekarz po miesiącu pozwolił jego rodzicom zabrać go do domu. Czuł się wystarczająco silny.
Był jednak pewien, że nigdy nie wyleczy ran i pustki po utraconej miłości. Z takich rzeczy nie wychodzi się po miesiącu czy latach, zostają bowiem już na całe życie.
Jongin nie żył. Gorzka prawda, z którą sam nie mógł się pogodzić, dotarła do niego jeszcze, gdy był w szpitalu. Jego stan nie pozwolił mu uczestniczyć w pogrzebie i wcale nie chciał się na nim pojawiać. Przeżył już jedno pożegnanie, nie był pewien, czy zniósłby drugie.
Mimo to, odwiedził jego grób, czego pożałował w tym samym momencie, bowiem ten namacalny dowód jedynie sprawił, że wewnątrz ostatecznie rozpadł się na kawałeczki. Tak bardzo chciał być dla niego silny i obiecywał sobie, że wkrótce mu się to uda, że pozbiera się, będzie żył dla Jongina. Jednak w tamtym momencie, widząc przy płycie nagrobnej małego, fioletowego słonia, mógł jedynie płakać i krzyczeć ze wściekłości  za to, że mu go odebrano.  Opuścił cmentarz z jeszcze większą raną w sercu.
Gdy wrócił do domu, jego kroki mimowolnie zaprowadziły go w stronę sadu. Liście już dawno opadły z owocowych drzew, zostawiając łyse i ponure korony. Skierował się prosto w stronę starego dębu.
Stanął pod drzewem, trzymającym domek na drzewie i całą ich miłość, po czym zamarł w miejscu, a jego serce, pierwszy raz od długiego czasu, zabiło szybciej z radości.
Dwie litery wyrzeźbione w dzieciństwie obleczone były nowo wyrytym sercem.
Uśmiechnął się przez łzy, pewny, że ich miłość była i będzie prawdziwa.

***

Wróciłam ^^
Zapewne szybciej niż do tej pory Was przyzwyczaiłam. Chciałabym wracać jak najczęściej.
Ciekawostka? SeKai to nawet nie moja para... -.- Mimo to, kiedyś dawno temu ktoś poprosił mnie o napisanie czegoś z tą dwójką i nie mam pojęcia, czy ta osoba jeszcze tu zagląda, ale w końcu mi się udało :) Pisząc to, zdążyłam ich nawet pokochać...
Inna ciekawostka? Ta historia była zarezerwowana dla KaiSoo, jednak po pierwszej scenie zmieniłam zamiar.
Wiem, obiecałam Wam ChanBaeka i owszem, piszę go, aczkolwiek jak zwykle fabuła mi się rozrosła, więc by nie kazać Wam znów tak długo czekać, w między czasie napisałam takie małe pocieszenie [trochę złe słowo dla tej historii...]
Chcąc rozwiać Wasze wątpliwości - nic nie brałam i nic nie piłam, pisząc ten tekst! Upajam się zupełnie innymi rzeczami.
Dziękuję, że ze mną jesteście i nie mam nic przeciwko, jeśli zlinczujecie mnie jakimś komentarzem.
Do następnego, robaczki!
<3



3 komentarze:

  1. Oczywiście, że zaglądam. Pamiętam, jak mówiłaś, że tę parę traktujesz bardziej jak braci, ale mimo to, udało Ci się. Dziękuję, że nie zapomniałaś o mojej małej prośbie.
    A co do samego oneshota, to był wspaniały. Wzruszył i to bardzo '^' Jongin i Sehun, tak bardzo idealni.
    I jeszcze fabuła. Oryginalna, a fioletowy słoń dopełnił całość. ♥
    Bardzo dziękuję za to opowiadanie i życzę weny do pisania Chanbaeka.

    OdpowiedzUsuń
  2. Właśnie umarłam, zmartwychwstałam i again umarłam. Ostatnio, tak bardzo narzekam na brak Sekaia. Dlaczego większość twoich opowiadań to angsty? Czekam na cukrowego fluffa w twoim wykonaniu xD
    One shot jest piękny sam w sobie, ostatnie pożegnanie Jongina z Sehunem. W tym śnie zarobili wszystkie rzeczy, których nie zdążyli za życia.
    Aż mi się ciśnie powiedzieć 'Śpieszmy się kochać ludzi, bo tak szybko odchodzą'. Smutne, ale i prawdziwe.
    HWAITING. <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Jak to jest… Nie miałam siły by zajrzeć na jakiekolwiek blogi, a ty w tym czasie publikujesz takie cudo. Czemu moja skamieniała dusza przy twoich fanficach rozpada się na małe kawałeczki? Czemu? Czemu jest tak niewiele tak wspaniałych blogów i tak wspaniałych opowiadań i tak wspaniałych pisarzy, którzy udostępniają innym tak wspaniałe dzieła? Ten SeKai... Żyjąc jeszcze w cieniu wspaniałego KaiSoo i podziwiając gwiazdy z myślą o tym wspaniałym ficu, każesz mi wyjąć z mojej zakurzonego pudełka fioletowego, porcelanowego słonika, do którego nigdy nie przywiązywałam uwagi... Bosz... Ja mam fioletowego, porcelanowego słonika T^T Jestem załamana tym, co robisz z moim sercem. Nie wiem czy kiedykolwiek tak płakałam przy jakimś opowiadaniu... Choć możliwe, że przy którymś z twojego bloga. Nie wiem... Ten SeKai. Ile bym nie napisała, to i tak nie przekażę słowami tego, co czułam. Był niesamowity. Poruszający. Nietuzinkowy. Niesamowity. Jestem wdzięczna, że poruszasz takie tematy. Przypominasz nam, by z niczym nie zwlekać i kochać, póki możemy. Dziękuję, że był to SeKai.Dziękuję, że to napisałaś. Dziękuję, że piszesz. Dziękuję, że dzielisz się tym ze światem. Dziękuję, że mogłam to przeczytać. Madam Fuchsia... Nie zawiodłaś mnie. Jestem dumna, że mogłam się spotkać z tym blogiem. Jestem dumna, że mogę cię uznawać za moją mentorkę... (Jakkolwiek dziwnie to nie brzmi :P) Mam nadzieje, że jesteś zdrowa i, że jesz duże śniadania! Trzymaj się i bądź szczęśliwa! Dużo weny i siły w pisaniu BaekYeola! Nie ma co, tego nie przepuszczę! Choćbym miała sprawdzać bloga codziennie! Więc... Jeszcze raz weny!

    Twoja,
    TsukiKira~

    OdpowiedzUsuń