piątek, 14 lutego 2014

Nasze Gwiazdy [KaiSoo] 2/3

GATUNEK: romans, okruchy życia, wątki pseudo-kryminalne, może bardzo delikatny angst
BOHATEROWIE: Do Kyungsoo, Kim Jongin

OSTRZEŻENIA: Nie, nie tym razem

Kim Jongin mógł mieć trochę racji, wierząc, że przyszłość nie będzie zbytnio odbiegała od jego dotychczasowego życia. Nie miał dużych wymogów, dlatego skromne mieszkanie w szeregowcu na prowincji miasta skutecznie zastąpiło mu sierociniec. Nie przywiązywał wagi do jego wyposażenia, dopóki miał dostęp do ciepłej wody, prądu i mógł schronić się w czterech ścianach z solidnym ogrzewaniem. Nie przeszkadzało mu nawet to, że jego nowe łóżko rozmiarem nie różniło się zbytnio od jego uprzedniego miejsca do spania.
Był bowiem szczęśliwy za to, że może z niego obserwować te same fluorescencyjne gwiazdy przyczepione do sufitu, które jako dzieci wykonał niegdyś z Kyungsoo.
Był niezmiernie szczęśliwy, że spełniły się jego nadzieje i owe skromne lokum dzielił właśnie z Do Kyungsoo.  Wcale nie przeszkadzało mu, że mieli do dyspozycji tylko to jedno łóżko. Ani trochę.
Można by powiedzieć, że poza przeprowadzką w życiu Kima Jongina nic się nie zmieniło.
I pozostać w wielkim błędzie, bowiem zaczęło zmieniać się wszystko, w tym sam Kim Jongin.
Jako dziecko tak łatwo przychodziło mu zapominać o dorosłości, o tym, że nie zawsze będzie mógł polegać tylko i wyłącznie na dobroci i pomocy innych. Rzeczywistość  szybko - jednak wcale nie bezboleśnie - przywróciła go na ziemię, zmuszając do podejmowania poważnych - jak to słowo obco dla niego brzmiało! - decyzji. Zmuszony został do szkicowania swojego własnego życiorysu, określania tego, kim będzie, czym chciałby się zająć, za co będzie żyć. Nigdy nie myślał o sobie w ten sposób, nigdy nie poświęcił się żadnej pasji wystarczająco długo, by uznać ją za tę jedyną.
Kim Jongin bowiem tak naprawdę nie miał pojęcia, kim jest, a co dopiero kim miał się stać.
Wiedział jednak, że musi coś zrobić i miał ku temu jedną, acz niezwykle silną motywację. Jego siłą napędową był i będzie Do Kyungsoo. Chłopak, który imponował mu niezłomnie przez wszystkie lata ich przyjaźni od momentu ich pierwszego spotkania, gdy jako drobny, chudy dzieciak złamał nos dwukrotnie wyższemu koledze w wyrazie jawnej niesprawiedliwości. Chłopak, który od najmłodszych lat wiedział, kim chce być i w imię czego żyć. Jego niepokonany przyjaciel o niezłamanej wierze w świat i dobro. Jego rycerz. Bratnia dusza. Chciałby być taki jak on. Zazdrościł mu zdecydowania i pewności przy dokonywaniu wyborów. Kompletnie nie zdziwił go, oznajmiając, że chce rozpocząć naukę w szkole policyjnej, jak gdyby Do Kyungsoo miał to zapisane od zawsze.
Tak bardzo pragnął znaleźć podobny napis wewnątrz siebie. 
Na samo wspomnienie o chłopaku uśmiechnął się do siebie, niewidzialny przez nikogo w swoim małym, zaciemnionym pokoju. Jego bladą twarz oświetlał jedynie ekran laptopa, który trzymał na brzuchu, a nocną ciszę przerywało tylko nierówne i przerywane stukanie w klawiaturę.
Kolejna samotna noc. Mógł ją po prostu przespać, tocząc niezliczone walki ze smokami, jednak myśl, że jutro będzie musiał rozpocząć kolejny dzień w swojej wciąż nowej, a już tak bardzo znienawidzonej pracy, kazała mu pozostać obudzonym. Dlatego pisał, pisał i pisał, będąc w ten sposób najbliżej Kyungsoo jak tylko pozwalała mu na to odległość.
***

"Do Kyungsoo,
coś dziwnego dzieje się z czasem i nie umiem tego naprawić. Myślisz, że to wina baterii? Mam wrażenie, że piątek trwał wiecznie i, jeśli jutro rano obudzę się i znów będzie piątek, to zwariuje. Myślę, że zwariuje tak czy inaczej, bo nawet jeśli czas łaskawie - ha Ha HA - ruszy do przodu, to po piątku nastąpi sobota. Nie lubię sobót, bo to też dzień bez Ciebie.
I niedziela. Boże, nienawidzę niedziel. Ta dziwka oddaje mi Cię dopiero późną nocą.
Wariuje. Właśnie spojrzałem na zegarek i od pięciu minut widzę tę samą minutę.
Może brakuje mi witamin? Od kiedy pracuje jako przedstawiciel handlowy pogoń za karierą pozbawia mnie zdrowia. W każdym razie, idzie mi całkiem dobrze. Sprzedałem dziś trzy sokowirówki. Możesz być ze mnie dumny. Możesz zaprosić mnie na obiad, nie mam nic przeciwko.
Minęła minuta. Jestem zaskoczony.
Mam nadzieję, że dobrze bawisz się w swojej szkółce z innymi dzieciakami. Mam też nadzieję, że nikt nie dał ci do ręki naładowanej broni. Mógłbyś zrobić komuś krzywdę. Głównie sobie.
Wracaj, hyung.
Wracaj do domu.
PS. Nie widzę gwiazd.
Były raz ale ktoś uraczył je elektryzującym mlecznym i całkiem irracjonalnym espresso.
Całuje
A kto inny jak nie Kim Jongin?"

- Mówiłeś, że to łatwy szyfr, Sherlocku - mruknął sennie i ze złością, po czym zamknął laptopa, mentalnie przygotowując się na walkę ze smokami i jeszcze gorszą walkę z sokowirówkami.

***
"Kai,
NATYCHMIAST IDŹ SPAĆ. Twój mózg tego potrzebuje.
Wrócę najszybciej jak to tylko możliwe, obiecuje.
Tęsknię. Tak bardzo tęsknię.
PS. Co do zegara przy łóżku, faktycznie zapomniałem wymienić baterię...
PS2. Nie widzę gwiazd.
Krnąbrny, ospały, ciekawski hipopotam, aczkolwiek miły co i elegancko wygląda i elokwencją  szpanuje zaciekle?
Odcałowujący,
Do Kyungsoo"
***
Mimo usilnych starań, wrócił około północy zły i zmęczony, bowiem zajęcia przeciągały się niemiłosiernie, jak gdyby tylko po to, by opóźnić jego powrót do domu.
W mieszkaniu panował mrok i zupełna cisza,dlatego dźwięk przekręcanego klucza w zamku wydawał się o wiele decybeli wyższy niż był w rzeczywistości. Zakradł się cicho do własnego mieszkania i zdjął buty, po czym rzucił je niedbale w kąt korytarza. Równie cicho, jednak najszybciej jak tylko mógł, udał się do pokoju na samym końcu holu, gdzie trochę rozczarowany, trochę zły na samego siebie, trafił na śpiącego w łóżku Jongina. Wiedział, że to jego wina, chłopak nie mógł czekać wiecznie. Wszedł wgłąb pokoju, rozczulony widokiem chłopaka zaplątanego w koc leżącego na częściowo ściągniętym prześcieradle. Zawsze zdumiewał go fakt, że Jongin potrafił spać spokojnie i zupełnie nieruchomo tylko, gdy on sam leżał obok niego.
Kyungsoo kucnął przy łóżku, tuż obok głowy Jongina, która znajdowała się na samym jego krańcu, mając za oparcie jedynie częściowo zrzuconą poduszkę. Widząc to, chłopak delikatnie ujął jego twarz pod policzkiem, chcąc spróbować obrócić ją w drugą stronę. Nie zdążył jednak tego zrobić, bowiem w momencie gdy dotknął jego ciepłego policzka, KIm Jongin otworzył leniwie oczy.  Kyungsoo nie zabrał dłoni.
- Do Kyungsoo - mruknął sennie, mrugając kilkakrotnie, najwyraźniej tocząc ciężką walkę z ponownym zaśnięciem. - Czekałem na ciebie. Masz zimne ręce.
- Wiem - szepnął, uśmiechając się lekko. - Dopiero wróciłem. Śpij Jongin, porozmawiamy jutro - dodał, powoli podnosząc się z podłogi.
W tym samym momencie Jongin uniósł głowę i spojrzał na niego po raz pierwszy zupełnie obudzony.
- Chyba żartujesz - powiedział, zatrzymując jego dłoń w powietrzu. - Czekałem cały weekend, a teraz każesz mi iść spać?
Kyungsoo westchnął przeciągle.
- Już późno, jestem zmęczony i przecież nigdzie się nie wybieram - zaczął tłumaczyć, powstrzymując ziewanie. - Będę tu, gdy się obudzisz.
Jego zapewnienia najwyraźniej nie były dla chłopaka wystarczające, bowiem jego twarz pozostała niewzruszona, a  zaspanie prawie całkowicie go opuściło.
- Ty jesteś zmęczony - powtórzył za nim. - A ja jestem głodny. Ty jesteś zmęczony od kilku godzin, ja jestem głodny od piątku. Chcesz się dalej licytować? - dokończył, unosząc zadziornie lewą brew.
Na twarzy Kyungsoo pojawił się mimowolny uśmiech, bowiem Kim Jongin od zawsze cierpiał na niekończące się poczucie głodu. Jak gdyby jego żołądek nie miał dna.
- Od piątku? - powtórzył, marszcząc czoło. - Zostawiłem ci naleśniki!
- Nie cierpię naleśników, wiesz o tym, ty bezlitosny i egoistyczny draniu - powiedział zły, jak gdyby chodziło o coś o wiele poważniejszego.
Kyungsoo w odpowiedzi wzruszył ramionami.
- Ale ja lubię je robić - wyznał szczerze.
- Co mija się z celem - wytknął mu, podnosząc się do pozycji siedzącej, po czym poprawił spadającą poduszkę i ponownie spojrzał na kucającego Kyungsoo. - Lepiej znajdź sobie inne hobby.
- Nie mam czasu na hobby, bo jestem zajęty studiowaniem i niańczeniem ciebie - odciął się i również wstał z podłogi, prostując nogi.
- Nie wiem jak studia, ale to drugie oblewasz na całej linii. A ja wciąż jestem głodny - powtórzył, teraz jednak ze złośliwym uśmiechem, który to gest Kyungsoo mimowolnie odwzajemnił.
Cóż, lubił się z nim sprzeczać. Ot tak, bez powodu i konsekwencji. To tylko ich kolejna forma okazywania sobie uczuć. Może zbyt okraszona sarkazmem i suchym dowcipem, mimo to ich własna forma.
- Wiem o tym. Wiedziałem od samego początku.
Po tych słowach, ignorując pytające spojrzenie Jongina, z tajemniczym wyrazem twarzy wyciągnął z teczki papierową torebkę. Opuszkami palców wciąż czuł jej zachowane ciepło. Drugi chłopak śledził wzrokiem poczynania Kyungsoo, a jego oczy pojaśniały - mimo nocnego zmroku - gdy ten położył mu na kolanach porcję z kurczakiem.
- Cofam to co powiedziałem, niczego nie oblewasz - powiedział szczęśliwy niczym dziecko, myślami będąc w trakcie konsumowania kawałków kurczaka. - Kocham cię, Do Kyungsoo - dodał, mimo sytuacji zupełnie świadomy swoich słów.
- To także wiem - odparł drugi chłopak, z uśmiechem obserwując proste, ale tak bardzo szczere zachowanie Jongina.
Tej nocy jeszcze długo żaden z nich nie zasnął, a zmęczenie zostało zepchnięte na drugi plan. O wiele łatwiej było wyłączyć tak trywialną potrzebę fizjologiczną w obliczu potrzeb duchowych. A tamtej nocy nie potrzebowali do szczęścia niczego, poza swoją obecnością.
Kyungsoo oparł głowę o materac łóżka i odruchowo spojrzał na cyferblat budzika, jednak dopiero po chwili przypomniał sobie, że ten stanął w miejscu. Uznał, że za wiele to nie zmieniało, bowiem gdy tak siedzieli na podłodze w ciemnościach, oświetlani jedynie światłem księżyca, czas zdawał się nie istnieć. Świat zdawał się nie istnieć i nikt nie myślał o przyszłości. Byli jak ta dwójka chłopców pod fluorescencyjnymi gwiazdami sprzed lat - bez trosk, bez problemów, bez obowiązków.
Jongin skończył jeść swój późny obiad tak szybko, że Kyungsoo udało się przegapić cały wątek konsumpcji. Nie zdziwiłoby go, gdyby chłopak po prostu połknął całość naraz. To było całkiem możliwe.
- Jak się czujesz? - Padło ciche pytanie Jongina, który przysunął się w jego stronę i również oparł o łóżko.
- Jestem zmęczony - wyznał szczerze, z ciężkim westchnieniem. - Mam na myśli studia. Jestem już tym wszystkim tak zmęczony...
- Nie poddasz się, Do Kyungsoo - powiedział Jongin, patrząc na niego poważnie. - To już koniec, wiesz o tym? Jeszcze tylko miesiąc i osiągniesz swój życiowy cel. Dołączysz do kadry policyjnej, złapiesz całe zło tego świata. Spełnisz marzenie życia, czy to nie wspaniałe? Mogę ci tylko zazdrościć.
Kyungsoo milczał, a jedyną odpowiedzią był jego słaby uśmiech.
- Marzenie życia - powtórzył, jak gdyby próbując znaleźć znaczenie tych dwóch magicznych słów.
Tak, uznał, spelniał marzenie życia. Chyba wszystko się zgadzało. Dlaczego w takim razie nie potrafił połączyć tych dwóch zdarzeń w jedno? Dlaczego jego definicja marzenia życia zdawała się tajemnicą?
Doskonale to wiedział.
- Nie masz mi czego zazdrościć, Kai - powiedział cicho, jak zwykle w takich momentach tracąc pewność siebie.
Zacisnął usta, podejmując decyzję. Tak, powtarzał sobie uparcie, powie to. Niech świat się skończy - bo i może się teraz skończyć - ale powie to. W końcu tej nocy świat przestał istnieć. On też może zniknąć. 
- Nie mam? - powtórzył z gorzkim uśmiechem. - Ty masz swoje plany, Kyungsoo, masz ambicje i wszystko idzie tak jak to sobie ustaliłeś. Ja nie mam celu, nie mam punktu, do którego mógłbym darzyć, nie mam nic - urwał, zdając sobie sprawę, że w istocie miał jedną najważniejszą rzecz. Spuścił wzrok.
- Tak, masz rację. Spełniam moje marzenie - powiedział, próbując złapać wzrok drugiego chłopaka, jednak jedyne co dostrzegł na jego twarzy to cień. Rozczarowania? - Ale to nie jest moje marzenie życia. Powinieneś o tym wiedzieć, powinieneś zauważyć - mówił coraz ciszej, jednak Kai był na tyle blisko, by wszystko usłyszeć.
- O czym teraz mówisz? - spytał Jongin, unosząc głowę i marszcząc czoło.
Kyungsoo westchnął po raz ostatni.
- W skrócie, o tobie - odparł, jednak to najwyraźniej niczego nie tłumaczyło, sądząc po nierozumnym wyrazie twarzy Jongina. - Ujmę to tak, zdecydowanie bardziej wolę niańczyć ciebie niż strzelać z pistoletu.
Reakcja Kima Jongina była niespodziewana, a mianowicie zaśmiał się głośno, przecinając nocną, enigmatyczną ciszę. Kyungsoo nie miał nic przeciwko, pomimo, że trochę go zdziwił.
- Nie wierzę. Do Kyungsoo stawia mnie przed swoją ulubioną zabawką - zadrwił, odruchowo obejmując go ramieniem wokół szyi.
- Stawiam cię przed wszystkim i wszystkimi, Jongin - powiedział szybko, zanim zdążyłby stchórzyć. - Bo to ty byłeś i jesteś moim marzeniem życia. Czy to naprawdę nie jest oczywiste? Czy naprawdę nie mogłeś się domyślić tylko zmuszasz mnie do tych żenujących wyznań? Dlaczego nie możesz być choć trochę bardziej...
Nie skończył, bowiem Kim Jongin przytknął mu palec do ust i zbliżył się jeszcze bardziej z nieprzeniknionym wyrazem twarzy, z którego nie był w stanie odczytać czy w istocie teraz jego świat miał się skończyć.
- Zanim powiesz, jaki to nie jestem trochę bardziej, powiedz, że mnie kochasz - powiedział z natarczywą nutą w głosie. - Jestem na tyle domyślny, by odczytać ten twój trudny i irytujący kod - odparł z lekkim uśmiechem. - Ale chciałem to od ciebie usłyszeć. Po tylu latach mógłbyś to w końcu powiedzieć, Do Kyungsoo.
- Mógłbym - mruknął, gdy Kai zabrał dłoń.
Drugi chłopak wywrócił oczami.
- To przecież nic nowego - dodał, bawiąc się dłońmi. - Kocham cię od zawsze.
Gdy tylko to powiedział uznał, że mógł zrobić to o wiele wcześniej tylko po to, by zobaczyć ten niezwykły uśmiech na twarzy Jongina. Mógł to zrobić o wiele, wiele wcześniej tylko po to, by otrzymać od niego ten niezwykły, trochę natarczywy, trochę zbyt energiczny pocałunek.
W tamtym momencie nie zmieniło się nic, a zarazem zmieniło się wszystko, bowiem coś o czym oboje doskonale zdawali sobie sprawę stało się ich rzeczywistością.
- Obiecaj mi coś, Do Kyungsoo - poprosił Jongin, łapiąc oddech.
Siedzieli na podłodze, stykając się czołami, wymieniając pocałunki, o których w sekrecie marzyli od dawna, mówiąc słowa, które trzymali zamknięte w sercu, a które w końcu odważyli się wyznać. To takie proste, takie oczywiste, a mimo to tak długo żaden nie wypowiedział ich wcześniej na głos.
- Nigdy więcej nie każ mi używać tego przeklętego kodu - powiedział, a Kyungsoo odpowiedział mu śmiechem.
- Nigdy więcej kodów - zgodził się, wplatając dłonie w jego włosy.
- Powinniśmy iść spać zanim znów stanę się głodny - stwierdził po chwili Jongin, niechętnie odsunąwszy się od drugiego chłopaka.
- Spać? - Kyungsoo zamrugał kilkakrotnie, jak gdyby zdziwiony, bowiem zupełnie zapomniał o czymś tak oczywistym jak sen. - Teraz?
Jongin uniósł pytająco brew, ponownie się nad nim nachylając.
- Masz lepszą opcję? - spytał z tajemniczym uśmiechem.
- Nie opowiedziałeś mi, jak ci idzie w pracy - powiedział, na co Jongin odsunął się rozczarowany.
Wiedział, że to niepoprawne, ale czerpał grzeszną przyjemność z drażnienia się z Jonginem.
- Pytałem o lepszą opcję, a nie o pomysł "jak zrujnować mój nastrój w trzy sekundy" - powiedział, wstając z podłogi i podając dłoń chłopakowi. - Idzie mi doskonale, w każdym razie. Chodźmy już spać.
Kyungsoo stanął obok niego i pozwolił poprowadzić się w stronę łóżka. Doszedł do wniosku, że tęsknił za tym małym, skrzypiącym meblem bardziej niż by przypuszczał. Położył się obok Jongina, po czym zamknął oczy i wsłuchiwał się w jego równy oddech.
- Jongin? - spytał po chwili, spoglądając kątem oka na chłopaka.
W odpowiedzi usłyszał przeciągłe mruknięcie, a następnie poczuł ciężkie ramię wokół swojej talii.
- Tęskniłem za tobą - wyznał cicho, bardzo blisko jego ucha.
Odpowiedzią był lekki pocałunek w okolicach linii jego żuchwy, jak gdyby nietrafiony, jak gdyby Kai próbował pocałować go przez sen. Przechylił głowę i znalazł jego usta, poprawiając pocałunek i kradnąc sekundy z ostatnich momentów przytomności chłopaka.
- Jongin? - spytał ponownie
 Tym razem odpowiedziało mu dużo cichsze mruknięcie.
- Kocham cię.
Pozwolił, by słowa dotarły do jego snów, a następnie i jego ogarnęła senność.

***

Jeśli oczy były zwierciadłami duszy, to właśnie miał przed sobą bestię.
 Kyungsoo nie mógł oprzeć się wrażeniu, że było coś dzikiego w tym człowieku. Jak gdyby ten spalony słońcem, trzydziestokilkuletni mężczyzna, którego czarne oczy mierzyły go nieustannie przez ostatni kwadrans cierpiał na ubytek w ludzkiej naturze.  Zachowywał perfekcyjny spokój na twarzy o ostrych rysach, a mimo to wydawał się niezwykle niebezpieczny. Momentami to Kyungsoo zaczynał czuć się osaczony, mimo że to on miał nad nim kontrolę.
 Z drugiej strony, musiał przyznać, że czuł się z tego powodu niezwykle usatysfakcjonowany.
- W końcu się spotykamy, Wu Fan - powiedział, usilnie starając się, żeby jego głos zabrzmiał jak najpewniej. - Minęło dwa lata, jednak dotrzymałem obietnicy.
Skazany milczał. wciąż mierząc go tym samym drapieżnym spojrzeniem.
- Jesteś dokładnie w tym miejscu, w którym chciałem cię zobaczyć - kontynuował z mściwym uśmiechem triumfu, przelotnie obejmując wzrokiem salę przesłuchań. - Przynajmniej do momentu, gdy zobaczę cię za kratkami.
Minęły dwa dni od momentu, gdy udało im się namierzyć siedzibę jednej z najbardziej ekspansywnych handlarzy narkotykowych i złapać ich przywódcę, mimo to, Kyungsoo wciąż nie mógł w to uwierzyć. Coś, z czym walczył przez tyle czasu, co po trosze niszczyło go przy każdym niepowodzeniu, nagle zostało prawie zamknięte. A on się do tego przyczynił. Właśnie on. Powinien być z siebie dumny.
Co istotniejsze, Kim Jongin powinien być z niego dumny.
- Jesteś jak mały ptak z wielkim, niewyparzonym dziobem - cichy, acz groźny głos mężczyzny przywrócił go na ziemię.
Początkowo był tak zdziwiony, że ten w ogóle się odezwał, pierwszy raz od początku ich "dyskusji", że nawet nie zwrócił uwagi na zawartą w nich obelgę.
- Potrafisz mówić - powiedział z przesadzonym zaskoczeniem, zdając sobie sprawę, że może trochę zbyt ryzykuje z prowokacją skazanego. - Jestem pod wrażeniem.
Zauważył, że szczęka Wu Fana zacisnęła się, nabierając możliwie jeszcze większej ostrości.
- Mówisz słowa, których możesz wkrótce pożałować - kontynuował, jak gdyby go nie słysząc. - Myślisz, że masz nad nami władzę...
- Cóż, to miłe, że w końcu nawiązaliśmy kontakt werbalny - przerwał mu Kyungsoo, splatając dłonie na biurku. - Może w końcu powiesz mi coś o swoich kolegach "z pracy"? W mieście zaczynają za wami tęsknić.
Przez twarz Wu Fana przemknął cień.
- W takim razie nie pozwolimy im tęsknić zbyt długo - powiedział z tajemniczym uśmiechem.
Kyungsoo nie dał się podejść, wiedząc, że to tylko próba zastraszenia go, ślepy cel.
- Mogę przekazać ci od nich pozdrowienia - zadrwił, wstając od biurka. To dosyć naiwne, ale patrzenie z góry na tego dwumetrowego człowieka sprawiało mu przyjemność. - No wiesz, jak już będziesz miał ograniczoną liczbę odwiedzających w więzieniu.
Wu Fan zacisnął pięści na stole, jednak był to jedyny przejaw wyprowadzenia go z równowagi, bowiem wciąż udawało mu się zachować kamienny wyraz twarzy.
- Nie mogę ci obiecać zbyt wielu wizyt. Mam swoje obowiązki - ciągnął, jak gdyby wystawiając na próbę jego cierpliwość. - Mogę zrobić dla ciebie naleśniki, jestem w tym całkiem dobry, a jedzenie w więziennej stołówce jest... cóż. Oczywiście dołożę też wszelkich starań, by twoi koledzy dotrzymali ci tam towarzystwa.
Początkowo Kyungsoo uznał, że udało mu się w końcu wzbudzić w Wu Fanie jakąś reakcję, bowiem jego maska obojętności opadła, jak gdyby na moment stracił gardę. Dopiero po chwili zdał sobie sprawę, że ten nawet na niego nie patrzył, a wzrok wbijał gdzieś w punkt nad jego ramieniem. Kyungsoo obrócił się na pięcie.
W drzwiach sali, oparty o framugę stał Kim Jongin, obracając w dłoni czerwony kawałek papieru. Kyungsoo dopiero po chwili zdał sobie sprawę, że miał kształt serca.
Nie zobaczył jednak na jego twarzy cienia zwyczajowego uśmiechu. Jongin zdawał się go nie widzieć, mierząc wzrokiem skazańca.
- Kai! - krzyknął, wychodząc z szoku wywołanego obecnością chłopaka w miejscu i czasie, w którym nie powinno go być. - Co ty tu robisz?
Nie dał mu odpowiedzieć, podchodząc do niego i wręcz siłą wyprowadzając z sali, pozostawiwszy Wu Fana za zamkniętymi drzwiami.
- Chciałem cię zobaczyć - wyznał, po raz pierwszy skupiając na nim uwagę. Jego twarz złagodniała pod wpływem uśmiechu. - Zła pora?
Kyungsoo wzruszył ramionami, spojrzawszy przelotnie przez szybę na siedzącego w pomieszczeniu Wu Fana. Zamknął drzwi na klucz i wskazał Jonginowi by przeszli na korytarz, byle dalej od tego miejsca. Kyungsoo naprawdę nie spodobało się spojrzenie, jakim Wu Fan obdarzył Jongina.
- Powiedzmy - odparł, gdy ruszyli niespiesznie. Kai mimowolnie splótł ich dłonie, co stało się ich nawykiem, kiedy tylko byli wystarczająco blisko. - W każdym razie, co tutaj robisz? Nie powinieneś być w pracy?
Jongin spojrzał na zegarek zapięty u nadgarstka lewej dłoni. Zeszłoroczny, urodzinowy prezent od Kyungsoo, który ten podarował mu z płonną nadzieją, że jeśli przypnie mu do ręki fizyczny licznik czasu, to w końcu stanie się bardziej punktualny.
- Właśnie jestem w drodze - odparł, jak gdyby fakt, że był kompletnie spóźniony nie miał dla niego znaczenia. - A właściwie byłem w drodze, przechodziłem przez park, gdy spotkałem tego małego chłopca... - urwał na moment, wzdrygnąwszy się. - gdy teraz o nim myślę, jestem prawie pewien, że to był duch.
- Duch - powtórzył za nim, niewzruszony tym faktem. - Spotkałeś w parku ducha.
- Tak, hyung, spotkałem cholernego ducha! Potrzebuje terapii.
- Potrzebujesz terapii od bardzo dawna - odciął się Kyungsoo ze złośliwym uśmiechem. - Tak tylko mówię... - dodał, widząc mordercze spojrzenie Jongina, który najwyraźniej pozostawał zupełnie przekonany do swojej racji. - I co z tym duchem?
- Przemówił do mnie - odparł śmiertelnie poważnym tonem. - Przysięgam, nigdy więcej nie wejdę do tego parku! Chciał rzucić na mnie klątwę. Klątwę, słyszysz?! - skończył, podnosząc głos i nieświadomie wymachując przed sobą dłonią z papierowym sercem.
Kyungsoo odchrząknął, chcąc powstrzymać mimowolny chichot.
- Jaką klątwę? - spytał, siląc się na powagę.
Jongin w odpowiedzi zbliżył czerwony kształt tuż przed oczy Kyungsoo.
- Dał mi to serce i powiedział, że mam się nim zaopiekować, bo inaczej zostanę przeklęty i ściągnę na siebie łańcuch nieszczęść. Och, hyung, gdybyś go słyszał... to nie był głos dziecka. - Pokręcił energicznie głową.
- Rozumiem - powiedział, marszcząc czoło. - W takim razie, Jongin, zaopiekuj się nim.
- Nie, nie ma mowy - zaprotestował natychmiast, łapiąc Kyungsoo za brzeg marynarki. - Proszę, zajmij się nim, Do Kyungsoo. Ja nie potrafię funkcjonować z takim brzemieniem. Zrób to dla mnie, proszę - błagał zdesperowany, na co drugi chłopak westchnął przeciągle, jednak ostatecznie zabrał od niego przeklęte serce i schował do kieszeni spodni. - Dziękuję.
- Potrzebujesz terapii - zgodził się z nim, klepiąc go po ramieniu.
W odpowiedzi, zanim Kyungsoo zdążył zrobić cokolwiek, Jongin wzmocnił uścisk na jego marynarce i przyciągnął go do siebie, by następnie zachłannie pocałować. Kyungsoo mimowolnie zamknął oczy, przeklinając, a zarazem kochając to wszystko, co chłopak z nim robił.
Trzaśnięcie drzwiami gdzieś niedaleko zmusiło ich do odskoczenia od siebie.
- Wiem - powiedział Jongin, łapiąc oddech. - Ta działa.
Kyungsoo miał ochotę go  zganić za tego typu spontaniczne ekscesy w miejscu pracy, jednak całym sobą pragnął, by robił tak częściej.
- Jongin, musisz iść - przypomniał mu, poprawiając pogniecioną marynarkę.
Przez twarz drugiego chłopaka przemknął cień.
- Praca - powiedział cicho, jednak pokiwał głową. - Masz rację, hyung. Pójdę już.
Kyungsoo pokiwał głową.
- Widzimy się wieczorem.
- Tak - przyznał z lekkim uśmiechem. - Wieczorem.
Nie myśląc długo, bowiem dłuższe myślenie zwykle powodowało, że tchórzył, zbliżył się do Jongina i stając na palcach skradł od niego ostatni, delikatny pocałunek.
- Idź już - poradził mu, spuszczając wzrok, w momencie gdy Jongin wciąż pozostawał pod wpływem tego muśnięcia.
 - Chyba naprawdę potrzebuję tej terapii - wyznał na koniec z szerokim uśmiechem, po czym ruszył w stronę wyjścia.
Kyungsoo odprowadził go wzrokiem, po czym mimowolnie dotknął kieszeni z papierowym sercem, a następnie niechętnie, powłócząc nogami, wrócił do sali przesłuchań.
Wu Fan czekał na niego dokładnie w tej samej pozycji, z dłońmi zaciśniętymi na blacie biurka, jak gdyby czas w pokoju stanął w miejscu.
- Dałem ci moment na przemyślenie sytuacji, więc teraz może w końcu porozmawiamy o twoich kolegach? - spytał, siląc się na lekki ton.
Usiadł na przeciwko mężczyzny o dzikim, nieprzeniknionym spojrzeniu. Zaskoczył go tajemniczy uśmiech na ustach Wu Fana. W przypadku tego człowieka nie wyobrażał sobie uśmiechu wróżącego  czegoś dobrego.
- Jesteś jak ptak z niewyparzonym dziobem - powtórzył oschle, na co Kuyngsoo wywrócił oczami, zmęczony tą bezowocną grą. - A ptak nie może latać, gdy ktoś odetnie mu skrzydła.
Kyungsoo zmarszczył czoło w wyrazie irytacji.
- Gratuluję, to było bardzo odkrywcze i oryginalne - odparł, klaszcząc teatralnie w dłonie. - A teraz może zamiast się powtarzać, powiesz mi w końcu gdzie oni są? W odróżnieniu od ciebie nie mam tyle wolnego czasu.
Wu Fan nachylił się nad stołem, jak gdyby chcąc zdradzić mu niezwykłą tajemnicę. Kyungsoo, odchylił się odrobinę, dochodząc do wniosku, że mężczyzna znalazł się niebezpiecznie blisko.
- Nie mam pojęcia. Może lepiej zapytaj swojego kochanka?

***

Tego wieczoru Kyungsoo milczał i pozostawał zamyślony, co według Jongina było trochę podejrzane, jednak uznał, że każdy ma prawo do wyciszenia od czasu do czasu. Przygotowanie kolacji odbywało się w ciszy przerywanej jedynie przez pojedyncze pytania Jongina w sprawie ilości obranych pomidorów czy grubości krojonej cebuli. Dla obojga z nich cisza była nietypowa.
Kyungsoo myślał o słowach Wu Fana. Rozmyślał na każdy z możliwych sposobów to jedną krótką, acz jak wymowną sugestię. Całym sobą pragnął zanegować samą możliwość jakiegokolwiek związku Jongina z ludźmi pokroju tego dilera, z drugiej strony, im dłużej myślał, tym trudniej przychodziło mu zaprzeczenie. Nie mógł zapomnieć o tym jednym, wymienionym między nimi spojrzeniu, które zdawało się zdradzać więcej niż chciałby zobaczyć. Mógł po prostu spytać Jongina, jednak samo podejrzewanie go o coś takiego, sprawiało, że czuł się podle wobec samego siebie. Kątem oka obserwował go z drugiego końca kuchni, gdy prawie przypalał mięso, jednak nie odważył się nic powiedzieć. Nic bowiem nie układało się w całość, jego obraz Jongina był zbyt odległy od tego, który próbował wyklarować mu się głowie za sprawą tak niepewnej sugestii.
- Myślę, że już jest dobre - stwierdził brunet przy kuchence, zdejmując patelnię z ognia i pokazując skwierczące mięso Kyungsoo, który doprawiał sałatkę.
Kyungsoo przyznał mu rację, po czym ustawił na stole dwa talerze i pozwolił chłopaki nałożyć na nie lekko zwęglone steki. Dołożył do nich sałatkę, której czyste barwy dodały posiłkowi lepszego wyglądu.
Jedli w ciszy, Kyungsoo prawie nie zauważył smaku posiłku, co jakiś czas obserwując Jongina. Nie musiał być przy tym specjalnie dyskretny, bowiem chłopaka kompletnie pochłonęła konsumpcja.
Tak naprawdę Do Kyungsoo nie był jedyną osobą, która tego wieczoru miała problemy z rozmową. W kuchni roiło się od nieporuszonych, ciężkich tematów, które jak gdyby czekały na lepszy moment tylko po to, by wypowiedziane w oka mgnieniu go zniszczyć.
- Złe wieści, Kyungsoo - odezwał się Jongin, odkładając sztućce na pusty talerz.
Chłopak naprzeciwko miał wrażenie, że jego serce stanęło w miejscu. Nie trudno było mu połączyć jego słów z tym, co teraz zaprzątało jego myśli. Nie chciał tego łączyć, w ogóle nie chciał mieć czego łączyć.
- Co takiego? - spytał, odchrząkując.
Spojrzeli prosto na siebie, po raz pierwszy od kilku godzin bez unikania swojego wzroku.
- Złożyłem dziś wypowiedzenie.
Zapanowała cisza, w której Kyungsoo, zważywszy na okoliczności początkowo odczuł ulgę i wręcz siłą powstrzymywał się od odetchnięcia, bowiem Jongin uważnie obserwował jego reakcję. Dopiero po chwili, gdy pierwsze wrażenie minęło, zdał sobie sprawę ze znaczenia tych słów.
- Odchodzisz z pracy? - powtórzył, nie dowierzając. - Jongin, dlaczego? Dobrze sobie radzisz jako przedstawiciel handlowy, umiesz dotrzeć do ludzi. Myślałem, że to coś dla ciebie.
Drugi chłopak spuścił wzrok, a jego twarz spochmurniała.
- Nie cierpiałem tej pracy - mruknął z goryczą. - Nienawidzę jej, hyung! - dodał głośniej, wstając od stołu. Kyungsoo nie spodziewał się tak ostrej reakcji. Nigdy wcześniej nie zauważył, by Jongin narzekał na swoje zajęcie. - Powinienem odejść już dwa lata temu. Zmarnowałem dwa lata na robieniu czegoś, czego się brzydzę.
Kyungsoo również wstał od stołu, Jongin odwrócił się w stronę okna i spojrzał w ciemne niebo. Patrzenie w gwiazdy zawsze było ich sposobem na uspokojenie myśli.
- Jongin, nie wiedziałem... - zaczął niepewnie, kładąc mu dłoń na ramieniu.
W odpowiedzi usłyszał gorzki śmiech drugiego bruneta.
- Skąd mogłeś wiedzieć - mruknął, patrząc na niego przez ramię. - Zawsze wiedziałeś czego chcesz, masz swoją idealną posadę, wszystko układa się według twojego planu. Mijają lata a ja nie wiem nic o sobie. Nie wiem, kim jestem, a tym bardziej kim będę! - krzyknął sfrustrowany, chowając twarz w dłoniach.
- Jongin, nie tak łatwo odkryć samego siebie - zaczął cicho, nie chcąc znów sprowokować go do wybuchu.
Podszedł bliżej, tak by stanąć z nim twarzą w twarz.
- Popełniam błąd za błędem - dodał już spokojniej.
- Kto ich nie popełnia?
 Kyungsoo prychnął pod nosem i wspiął się na parapet kuchennego okna, następnie ujął w dłonie twarz stojącego przed nim Jongina.
- To, że nie możesz określić samego siebie znaczy tylko tyle, że jesteś niezwykły, masz wyjątkową osobowość, niewpisującą się w standardowe reguły. Kto wie, może przeznaczone jest ci zrobić coś wielkiego? Zostać prezydentem? Celebrytą? - Jego słowa wywołały na twarzy lekki uśmiech, co uznał za wielki sukces. - Masz czas, Jongin. Szukaj samego siebie.
Jongin pokiwał głową, jak gdyby przekonany do tych rad. Wspiął się na parapet obok Kyungsoo, ponownie czując się jak kilkunastoletni chłopiec z przyszłością tak samo nieznaną jak przeszłość, jednak z niegasnącą magią w sercu.
- Jesteś jedyną osobą, która zna mnie najlepiej, nawet lepiej ode mnie samego - wyznał, opierając czoło o czoło drugiego chłopaka.
Pocałował go, lekko i z czułością.
- Jak mogłoby być inaczej? - mruknął cicho Kyungsoo. - Poza tym, że znam cię od zawsze, jesteś jak otwarta księga - dodał z odrobiną sarkazmu. - Nie możesz mieć przede mną sekretów.
Odpowiedzią Jongina był lekki uśmiech, nic więcej. A Kyungsoo tak bardzo chciał w tamtym momencie uzyskać zapewnienie. Tej nocy nie mógł obarczyć chłopaka kolejnym zmartwieniem, tym bardziej, że mogło okazać się zupełnie bezpodstawne, po prostu kolejny ślepy traf Wu Fana.
- Jak to jest z twoimi sekretami, Jongin? - ciągnął, siląc się na lekki ton. - Zdradzisz mi je?
Towarzysząca tej nocy cisza ponownie wkradła się miedzy nich i to wystarczyło, by zasiać w sercu Kyungsoo uprzednie obawy.
- Oczywiście - zgodził się ostatecznie. - Jako dziecko kradłem ze stołówki jedzenie i do dziś czuję się przez to jak zbrodniarz.
Kyungsoo westchnął zarówno zirytowany jak i rozczarowany, bowiem coś w oczach Jongina podpowiadało mu, że to wcale nie wszystko.
- Chodziło mi o sekrety, o których nie wiem.
- Wiedziałeś?- spytał zaskoczony, odsuwając się lekko. na co drugi chłopak pokiwał głową. - W takim razie, chyba naprawdę wiesz o mnie wszystko, Do Kyungsoo.
Naprawdę chciał w to wierzyć.
***

Przez następne dni, Kyungsoo próbował żyć normalnie, jak gdyby sprawa Wu Fana przestała istnieć - co z zawodowego punktu widzenia było niemożliwe, bowiem zmuszony był widywać go codziennie. Mimo sytuacji, starał się nie przynosić jej ze sobą do domu, nie mówić o nim, nawet nie myśleć. Może w ten sposób łudził się, że problem po prostu zniknie.
Jongin rozglądał się za nową profesją, popadając ze skrajności w skrajność od entuzjastycznego planowania swojej ścieżki po depresyjne chwile poddania. Kyungsoo był przy nim w obu wypadkach. Momentami Jongin stawał się wyjątkowo drażliwy, czasem wręcz nie do wytrzymania, co wywoływało między nimi głośne wymiany zdań. Kyungsoo doszedł do wniosku, że przez ostatnie dwa tygodnie pokłócili się częściej niż przez wszystkie lata swojej znajomości. To był ciężki okres i każdej nocy zamykał oczy z nadzieją, że niedługo nastaną lepsze dni.
I jeśli Jongin twierdził, że wszystko zawsze układa się tak, jak zażyczy sobie Kyungsoo to bardzo się mylił. Co gorsza, sam stał się główną siłą niszczącą jego nadzieje.
Cisza, która jeszcze niedawno należała do rzadkości, teraz była czymś naturalnym. Niechcianym, ale codziennym.
Jongin coraz rzadziej zdradzał Kyungsoo swoje plany, coraz częściej zamykał się w sobie.
Nie odwiedzał go w pracy.
Wracał późnym wieczorem, zwykle, gdy Kyungsoo zdążył już zasnąć.
Ich ukochane łóżko nagle stało się niezwykle ciasne.
Możliwe, że zbyt późno zorientowali się, że tracą kontrolę nad tym, co się między nimi działo.
Zaczynali mieć problem ze znajdywaniem różnicy między normalnością, a udawaniem, prawdą a sekretami.
Obaj wiedzieli jedno - czas niósł coraz większe konsekwencje.

***

- Jakieś wieści ze świata? - sarknął Wu Fan, gdy Kyungsoo wszedł do sali.
Z dnia dzień coraz bardziej miał dość patrzenia na dumną twarz tego człowieka, który mimo że znajdował się w przegranej pozycji, potrafił wciąż rujnować mu życie.
- Jak idą poszukiwania, panie władzo? - ciągnął drwiącym tonem, nachylając się nad biurkiem.
- Zamknij się - powiedział spokojnie, trzymając nerwy na wodzy. Nie był pewien, w którym momencie zamienili się rolami w wyprowadzaniu się z równowagi.
Triumfujący uśmiech Wu Fana był tym, czego zdecydowanie wolałby dziś nie widzieć.
- Rozumiem - zaczął. - Stoimy w miejscu.
- Zamknij się - powtórzył, zaciskając pięści pod stołem.
Tak bardzo chciał zdzielić go w twarz. Tu i teraz. Za wszystko to, co z nim robił.
- Jesteś niewyparzonym ptakiem tylko, gdy ci wygodnie - mruknął kpiąco, uśmiechając się złośliwie.  - Boisz się go zapytać? Och tak, boisz się, że tym razem mogę mówić prawdę.
- ZAMKNIJ SIĘ! - krzyknął i wstał od biurka.
Wu Fan milczał, jednak wyraz jego twarzy był gorszy od jakichkolwiek słów.
Kyungsoo wyszedł z sali, pokonany przez kogoś nad kim miał wrażenie panować.

***

Tej nocy przypadała pełnia, jednak Kyungsoo nie przypuszczał, by to miało jakikolwiek związek z jego bezsennością. Problemem nie było ciało niebieskie oddalone od niego kilkaset kilometrów, problem znajdował się tuż obok, choć miał wrażenie, że pozostawał równie nieosiągalny.
Wsłuchiwał się w nierówny, trochę szarpany oddech Jongina tuż obok siebie, przez który był pewien, że chłopak nie spał. Stykali się ramieniem, a mimo to miał wrażenie, że dzieliła ich ściana.
Uznał, że najwyższy czas ją zburzyć.
Zanim jednak zdołał w jakikolwiek sposób zadziałać, Jongin poruszył się na łóżku. Kyungsoo wstrzymał oddech. Poczuł, jak chłopak obok się odsuwa. Szelest pościeli, ugięcie materaca, a następnie pustka po prawej stronie łóżka.
Kyungsoo w jednej chwili chwycił Jongina za nadgarstek zanim ten zdążył całkiem wstać. Wyczuł opuszkami palców, jak puls chłopaka przyspiesza.
- Jongin, gdzie idziesz? - spytał zachrypniętym głosem
Powoli odwrócił się w jego stronę. Kyungsoo ledwo widział jego twarz, jednak mimo to dostrzegł malujące się na niej uczucia, których nie potrafił dokładnie nazwać. Jak mieszanka bólu, konfliktu, może żalu? Był jednak pewien, że nie powinien zobaczyć ani jednej z tych emocji, gdyby wszystko pozostawało w porządku.
- Do piekła, hyung - mruknął Jongin, cicho i niezrozumiale, na co drugi chłopak zmarszczył brwi. Nie zwolnił uścisku. Chciał wiedzieć. Tu i teraz.
Musiał wiedzieć.
- Duszę się, hyung - dodał, przecierając czoło. Mimo ciemności, Kyungsoo miał wrażenie, że jego twarz była wyjątkowo blada. - Nie mogę spać, potrzebuję świeżego powietrza.
- Otworzyć okno? - zaproponował, w tym samym momencie podnosząc się z łóżka, jednak Jongin zatrzymał go wolną ręką. - O co chodzi? - spytał, przyglądając mu się uważnie. Zignorował jego dłoń i usiadł na łóżku. Ich twarze dzieliły zaledwie centymetry. Z tej odległości mógł dostrzec kropelki potu na czole Jongina, jego niezdrowo błyszczące oczy, mógł lepiej usłyszeć jego nierówny oddech. - Powiesz mi, co jest nie tak?
Jongin spuścił wzrok na dłoń ściskającą jego nadgarstek.
- Po prostu jest mi gorąco - odparł, błądząc wzrokiem po pokoju, byle tylko nie spojrzeć mu w oczy. - Muszę wyjść. Tylko na moment.
- Wyglądasz jakbyś był chory - powiedział, przykładając dłoń do jego gorącego czoła. - Poprawka, jesteś chory.
- Nic mi nie jest - nalegał, nerwowo kręcąc się na łóżku. - Proszę, hyung, śpij już. Nawet nie zauważysz, że...
Gorzki śmiech Kyungsoo przerwał mu w pół zdania. Westchnął poddany, po czym pokręcił głową z niedowierzaniem.
 - Naprawdę myślisz, że nie zauważę, kiedy kłamiesz? - spytał ze złością. - Że jestem na tyle głupi, by nie widzieć, co się z tobą dzieje? Co dzieje się z nami? To, że nie znam twoich sekretów, nie znaczy, że ich nie widzę, Jongin!
Miał wrażenie, że blada twarz chłopaka po jego słowach stała się jeszcze mniej wyraźna. To był wystarczający i jakże niemiły dowód na to, że się nie mylił.
A tak bardzo chciał się w tym momencie mylić.
- O czym mówisz, Kyungsoo? - spytał, jednak całym sobą zdradzał, że doskonale wie.
- To ty jesteś tym, który powinien w końcu mi coś wyjaśnić - odparł oskarżycielsko. - Dlaczego Wu Fan cię zna?
Oczy Jongina rozszerzyły się.
- Wu Fan? - powtórzył cicho.
- Tak, Wu Fan! - krzyknął Kyungsoo, wstając z łóżka. - Ten cholerny diler! Wiesz co, naprawdę chciałbym wierzyć, że to tylko jego podły żart, ale twoja reakcja jest jednoznaczna - stanął przed nim z żałosną nadzieją wypisaną na twarzy. Nadzieją, że chłopak jednak rozwieje jego podejrzenia. Jongin wstał z łóżka, w milczeniu mierząc go wzrokiem. - Kai,  proszę... w co ty się wplątałeś? Zacząłeś z nimi handlować?
Chłopak głośno przełknął ślinę.
- Popełniłem kolejny błąd - odpowiedział słabym głosem. - Znowu wybrałem złą drogę i złych ludzi. Przez moment czułem się kimś, a teraz czuję się nikim. Bo jestem nikim, słyszysz hyung?! - krzyknął.
Zapadła ciężka cisza, w momencie gdy prawda powoli wsączała się w poukładany świat Do Kyungsoo. Fluorescencyjne gwiazdy nad ich głowami zdawały się być jedynym symbolem łączącym ich z dawnymi czasami. Kim Jongin, jego książę, nauczył się kłamać.
- Jongin... - zaczął niepewnie, robiąc krok w stronę chłopaka. - Pozwól sobie pomóc.
Wyciągnął dłoń w stronę jego twarzy, jednak on w tym samym momencie się odsunął.
- To właśnie jest w tym wszystkim najgorsze - powiedział, patrząc mu prosto w oczy. - Fakt, że znów cię zawiodłem, kiedy jedyne, czego chciałem, to choć raz czymś ci zaimponować.
- Masz rację, zawiodłeś mnie - powiedział z grobowym wyrazem twarzy. - Zawiodłeś mnie, mając przede mną sekrety! Kłamiąc mi w żywe oczy!
Jongin rozłożył ręce.
- Co miałem ci powiedzieć?! "Hyung, znalazłem nową pracę! Będę sprzedawał dragi! Pogratulujesz mi? Teraz możesz mnie z miejsca zaaresztować. " - powiedział drwiąco, wyciągając przed siebie dłonie, jak gdyby gotowy do skucia w kajdanki.
Kyungsoo mierzył go w milczeniu wzrokiem, bowiem słowa chłopaka po raz kolejny sprowadziły go na ziemie. Wcześniej był tak przejęty samym faktem, że Jongin go okłamywał, że nawet nie pomyślał, w jakim świetle stawia ich cała ta sytuacja. Aresztowanie. Tak, to właśnie powinien zrobić, choć dobrze wiedział, że nigdy tego nie zrobi.
Nigdy.
Spuścił wzrok, próbując z całych sił zanegować prawdę. Kim Jongin był jego jedyną słabością, która mogła go pokonać, zniszczyć jego prawy system podejmowania decyzji.
- Wybacz mi, Do Kyungsoo. - Usłyszał cichy, łamiący się głos Jongina.  - Tak bardzo na to nie zasłużyłeś.
Zaskoczony uniósł czoło, by zobaczyć jak drugi chłopak odwraca się i kieruje w stronę drzwi. Chciał pójść zanim, zatrzymać go i obudzić się z tego przeklętego koszmaru, ale ściana, której uprzednio nie zdążył zburzyć, zatrzymała go w miejscu.
- Kai! - krzyknął zdesperowany.
Jongin zatrzymał się z ręką na klamce, jednak nie odwrócił się, by na niego spojrzeć.
- Potrzebuje powietrza. Daj mi moment - odpowiedział, otwierając drzwi.
- Tu wcale nie chodzi o handel, prawda? - krzyknął za nim, jednak odpowiedziało mu trzaśnięcie drzwi. - Tu chodzi o ciebie - dodał do siebie, po czym osunął się na podłogę przy łóżku.

***

Następnego dnia Kyungsoo obudził się samotnie za to z męczącym bólem głowy. Ostatnia noc zdawała się być jednym, długim koszmarem i naprawdę chciałby, żeby tak właśnie było. Tymczasem pozostawała krótkim, ale zupełnie prawdziwym fragmentem jego życia. Nie miał najmniejszej ochoty wstawać z łóżka, pewny że Jongin nie wrócił po swoim nocnym "momencie". Kyungsoo był wykończony i poddany, a myślenie o chłopaku jedynie pogarszało jego stan. Nie był pewien, ile minęło zanim ocknął się z odrętwienia i postanowił zmierzyć z rzeczywistością, ale gdy w końcu udało mu się wstać, bylo już po południu. Dobry moment na poranną kawę.
Cisza była przytłaczająca, a oczekiwanie z niepewną nadzieją jedynie pogarszało sprawę. Kyungsoo czył się obezwładniony, niezdolny do robienia czegokolwiek. Mógł jedynie siedzieć na parapecie w ich sypialni z kolejnym kubkiem zimnej, gorzkiej kawy i wyglądać przez okno. Chciał zobaczyć go idącego chodnikiem w stronę drzwi mieszkania, zdrowego, pełnego energii i szczęśliwego. Tego Jongina, którego znał.
Nawet nie zauważył momentu, gdy zapadł zmierzch, a na niebie zaczęły pojawiać się pierwsze gwiazdy. 
"Gdy widzę gwiazdy, czuję się bezpieczniej. Jak gdybym widział nad sobą anielskich strażników trzymających lampy, bym nigdy nie zabłądził."
Miał nadzieję, że tej nocy Jongin nie zabłądzi do domu. Zamknął oczy i oparł czoło o zimną szybę, co okazało się chybionym pomysłem, bowiem wyobraźnia zaczęła podsuwać mu najgorsze z możliwych scenariuszy. Dodatkowo udało mu się w tym momencie przegapić powrót Jongina, a ocknął się dopiero, gdy usłyszał otwieranie drzwi frontowych. Natychmiast zerwał się z parapetu, przygotowując się na konfrontację z chłopakiem, którą tyle razy zdążył już odtworzyć w myślach.
Usłyszał hałas na korytarzu, gdy coś uderzyło o drewniane panele na podłodze, a następnie zbliżające się kroki. Kyungsoo ruszył w stronę drzwi, mimowolnie zaciskając dłonie w pięści. Wściekłość i frustracja, kóre zbierały się w nim od ostatniej nocy zaczynały przejmować kontrolę nad jego ciałem. Miał wielką ochotę przyłożyć Jonginowi. Za wszystko.
Drzwi uchyliły się i do pokoju powoli i dyskretnie wszedł sam Kim Jongin, jak gdyby bał się, że obudzi Kyungsoo. Szybko jednak zrozumiał swój błąd i zaskoczony zatrzymał się w miejscu, wpatrzony w wykrzywioną w wściekłości twarz chłopaka. Kyungsoo nadal zaciskał pięści, jednak wykonanie jakiegokolwiek ruchu przychodziło mu z trudnością. Sam nie był już pewien, czy chce mu przyłożyć czy po prostu uściskać.
- Jednak nie śpisz - powiedział Jongin po chwili niemego mierzenia się wzrokiem.
- Jednak żyjesz - odparł z sarkazmem.
- Kyungsoo - zaczął, unikając jego spojrzenia. - Przepraszam, byłem...
- Zajęty - dokończył za niego wypranym z emocji głosem. - Dobrze się bawiłeś?
Jongin nic nie odpowiedział. To nie pomagało Kyungsoo w trzymaniu nerwów na wodzy.
- Wróciłeś "na moment"? - spytał tym samym tonem.
Ciszę przerwało głębokie westchnienie Jongina. Odważył się unieść wzrok i spojrzeć na drugiego chłopaka.
- Nie mogłem wrócić - powiedział cicho. - Widzę pogardę w twoich oczach, Do Kyungsoo. Widzę ją, gdy na mnie patrzysz. Najprawdopodobniej na to zasłużyłem...
- Najprawdopodobniej? - powtórzył kpiąco.
- Co nie zmienia faktu, że nie potrafię tego znieść - kontynuował, ignorując uwagę. - Bo dopiero teraz, tu przy tobie, dociera do mnie, że przegrałem wszystko, co miałem.
Kyungsoo zaśmiał się gorzko i niespodziewanie, robiąc krok w stronę Jongina. Nie odsunął się, a jedynie patrzył matowym spojrzeniem w podłogę.
- Życie to nie przeklęta gra, Jongin! Ale ty nawet nie próbujesz walczyć! Poddałeś się na samym początku! Nawet nie dałeś mi zrobić mojego ruchu!
W odpowiedzi Jongin zmrużył oczy i spojrzał pytająco na rozeźlonego chłopaka tuż przed sobą. Byli tak blisko siebie, że Kyungsoo mógł zobaczyć jego niezdrowo błyszczące oczy.
- Zamierzasz mnie aresztować, hyung? - spytał, a Kyungsoo zauważył, jak jego źrenice rozszerzają się przy tym w strachu.
Chciał mu powiedzieć, jak wielkim był głupcem za to, że nie przyszedł do niego, gdy wpadł w ten cały narkotykowy cyrk i jak bardzo miał dość dalszego niańczenia go. Pragnął wykrzyczeć mu gorzkie podziękowania za to, jak w kilka tygodni zrujnował coś, co budowali razem przez tyle lat! Jednocześnie, chciał wyszeptać, że mimo to go kocha, ale nawet szept okazał się zadaniem niemożliwym.
Zamiast tego wszystkiego zrobił coś, czego w pierwszej kolejności sam się nie spodziewał, a tym bardziej nie mógł spodziewać się tego Kim Jongin. Kyungsoo przegapił jego reakcję, bowiem zamknął oczy w tym samym momencie, gdy stanąwszy na palcach, pocałował go z nieznaną mu natarczywością. W tym krótkim desperackim akcie, będącym jednocześnie jego momentem załamania, jedyne czego pragnął, to poczuć bliskość Jongina, której ostatnimi czasy tak bardzo mu brakowało.
Początkowo Kai stał nieruchomo, najwyraźniej zaskoczony działaniem Kyungsoo, jednak po chwili odpowiedział na pocałunek z tą samą siłą, przyciągając chłopaka do siebie, redukując pozostałą między nimi odległość. Kyungsoo zacisnął powieki jeszcze mocniej, chcąc powstrzymać rodzące się pod nimi łzy. Ten tłumiony płacz był kumulacją jego frustracji, samotności i bólu. Słodko-gorzki pocałunek jedynie wszystko utrudniał.
Jongin całował go z zachłannością, której tak dawno od niego nie otrzymał, że tym samym pragnął przedłużyć ten moment o kilka cennych sekund. Wiedział jednak, że prędzej czy później będzie musiał przestać, że będzie musiał ponownie stać sie wystarczająco silny za nich oboje. To wcale nie było takie łatwe, tym bardziej, że mimowolnie obaj kierowali się w stronę łóżka. Kyungsoo podjął decyzję i zacisnął dłonie na koszuli Jongina, ciągnąc go za sobą, w stronę drugiej części pokoju, tam, gdzie gwiazdy świeciły najjaśniej, tuż pod okno. Chłopak podążył za nim, nie odrywając się od niego ani na moment.
Musiał to zrobić. Teraz albo nigdy. Oderwał się od Jongina, ostatni raz spojrzawszy mu w oczy, uderzył go słabo, jednak na tyle mocno, by chłopak upadł na podłogę i na tyle mocno, by w tym samym momencie znienawidził samego siebie. Zanim jednak emocje wzięły nad nim górę i zanim drugi chłopak zorientował się w sytuacji, wyciągnął z kieszeni kajdanki i przykuł jego nadgarstek do kaloryfera pod oknem.
- Kyungsoo, co do...
- Tak, zamierzam cię aresztować - powiedział, dysząc ciężko. - Tu i teraz. Dopóki nie powiesz mi, DLACZEGO, JONGIN?! - krzyknął ze łzami w oczach. - Dlaczego to robisz? - wyszeptał słabiej, odsuwając się od chłopaka, bowiem jeszcze moment a poddałby się i rozkuł go, pozwalając odejść raz na zawsze.
I żałować tego przez resztę życia.
- Kyungsoo, wypuść mnie! - Jongin szarpał nadgarstkiem, jak gdyby naprawdę wierzył, że może zerwać metalową obręcz. - Jak możesz to robić?!
- Jak ty możesz to robić?! - krzyknął, wstając z podłogi.
- A co miałem zrobić?! - W jego głosie Kyungsoo odnotował bolesną rozpacz. Zamknął oczy. - Nie mogłem ci powiedzieć, co robię! Nie mogłem stawiać cię w takiej sytuacji! Nie chciałem, żebyś mnie oceniał. Wszyscy, ale nie ty...
- Jongin, mogłem ci pomóc... - mruknął. Czuł się słabo, więc  ponownie usiadł na podłodze pod łóżkiem.
- Ten jeden jedyny raz chciałem sam sobie poradzić.
W odpowiedzi Kyungsoo zaśmiał się sardonicznie.
- I co chciałeś sobie udowodnić, pakując się w taką branżę? Jak bardzo potrafisz być zbuntowany? Och tak, kobiety kochają zbuntowanych...
- Zamknij się, Kyungsoo, bo nie masz o niczym pojęcia - wysyczał Jongin, ponownie szarpiąc za kajdany. - Rozkuj mnie!
Robił przy tym hałas ciężki do zniesienia, jednak Kyungsoo znalazł w sobie na tyle siły, by pozostać nieustępliwym. Zbliżył się w stronę okna, by móc spojrzeć mu w oczy. Przykucnął tuż przed chłopakiem o morderczym wzroku skierowanym prosto w jego osobę.
- Masz rację - zaczął poważnym tonem. - Nie mam o niczym pojęcia, bo postanowiłeś wszystko przede mną ukrywać, w tym samego siebie. Powiedz, czy mogę ci jeszcze w czymkolwiek ufać? Jeśli cię rozkuję, co zrobisz, Jongin?
Jongin długo milczał, przestał nawet siłować się z kajdankami, a jedynie patrzył na obojętną maskę powstałą na twarzy Kyungsoo.
- Wiem, że popełniłem błąd, już nawet sam nie potrafię sobie zaufać, ale jeśli mnie uwolnisz, ja uwolnię cię od siebie. Obiecuję, że przestanę sprawiać problemy, raz na dobre.
Kyungsoo poczuł niemiłe ukłucie w klatce piersiowej, a przez moment z trudnością przychodziło mu oddychać. Wizja przyszłości Jongina wydawała sie gorsza od całego piekła, którego doświadczyli ostatnio.
- Myślisz, że to takie proste? - spytał, siląc się na to, by jego głos się nie załamał. - Myślisz, że tak po prostu pozwolę ci odejść?
Jongin milczał.
- Nie możesz mnie zostawić, Jongin - wyszeptał, czując, że traci całą siłę.
Na bladym policzku Jongina zabłysnęła łza.
- Ty i ja przeciwko całemu światu, pamiętasz? To był nasz plan - powiedział Kyungsoo, po czym zacisnął usta, by powstrzymać płacz.
Jongin podciągnął kolana pod klatkę i oparł na nich głowę, ukrywając twarz, jednak drugi chłopak usłyszał jego ciche łkanie.
- Kyungsoo, jak mogłem ci to zrobić... - Usłyszał jego zduszony głos. - Właśnie tobie, jedynej osobie, która się dla mnie liczy.
- Kai - zaczął, wyciągając dłoń w jego stronę. Niepewnie położył ją na jego głowie, a chłopak drgnął pod wpływem tego dotyku. - Wiesz, że zawsze stanę za tobą. Po prostu... nie odtrącaj mnie, proszę.
Czas zatrzymał się w miejscu, a oni trwali w tej pozycji, starając się uspokoić. Kyungsoo delikatnie gładził jego włosy, a płacz Jongina powoli ustępował.
- Potrzebowałem pieniędzy - odezwał się w końcu Jongin, przerywając moment bezczasu.
Kyungsoo zmrużył oczy, przechylając głowę.
- Mogłeś mnie....
- Nie mogłem cię o nie prosić - przerwał mu, nagle unosząc głowę. Spojrzał na niego zapuchniętymi oczami, które wciąż błyszczały od świeżych łez. - Potrzebowałem swoich pieniędzy, by kupić... ja... ja po prostu chciałem ci kupić pierścionek.
Kyungsoo milczał, niezdolny do wypowiedzenia czegokolwiek.
- Zaręczynowy - dodał Jongin, speszony odwracając wzrok. - Oczywiście, udało mi się wszystko zrujnować. Jak zwykle.
Cisza. Cisza niepewności zapanowała w pokoju i Kyungsoo miał wrażenie, że słyszy bicie własnego serca.
- Jongin, czy ty chciałeś się oświadczyć? - udało mu się ostatecznie zapytać.
- Nie udało m się - mruknął, spuszczając wzrok.
Kyungsoo chwycił jego twarz w swoje dłonie, zmuszając go, by znów na niego spojrzał.
- Naprawdę nie potrzebuje tego pierścionka - wyszeptał, opierając czoło o czoło chłopaka. - Potrzebuje ciebie.
Jongin odetchnął głęboko, ujmując jedną dłoń wilgotną od łez twarz Kyungsoo.
- Wszystko zepsułem. Przepraszam, hyung...
- Więc to napraw - powiedział Kyungsoo stanowczym tonem, po czym odsunął się od drugiego chłopaka.
Jongin obserwował, jak unosi się na kolanach, by po chwili wyciągnąć z kieszeni bluzy kluczyk do kajdanek
- I ostrzegam cię, lepiej nie próbuj żadnych sztuczek - dodał świetlenie poważnie, mierząc w niego dłonią z kluczem. W odpowiedzi Kai pokiwał głową. - Radziłem sobie z gorszymi przypadkami.
Jongin zaśmiał się po raz pierwszy od długiego czasu i  Kyungsoo uznał to za dobry zwiastun.
- Będę tym dobrym chłopakiem - obiecał mu, gdy drugi chłopak mocował się z zamknięciem.
Po chwili Jongin był wolny i zaczął masować nadgarstek, który udało mu się boleśnie obić podczas szarpaniny.
- Mam nadzieję, że będziesz, Jongin - powiedział z lekką nutą groźby w głosie, choć tak naprawdę wewnątrz zaczynał skakać z radości na myśl, że może w końcu wszystko zacznie się układać. - Masz się zachowywać i słuchać tego, co do ciebie mówię, zrozumiano?
Jongin pokiwał głową, jego szeroki uśmiech zdawał się promienieć w ciemności.
- Dobrze.
- W takim razie, napraw mnie, Kai - powiedział, nachylając się nad chłopakiem. Jego oczy wciąż świeciły od niedawnych łez.
- Hyung.. - uśmiech zniknął z jego twarzy, gdy ponownie dostrzegł ból na twarzy Kyungsoo.
- Po prostu mnie pocałuj - wyszeptał, wplatając dłonie w jego włosy. - I kochaj, bo bez tego powoli umieram. Proszę?
Jongin nie odpowiedział, a jedynie zaczął całować nowe łzy na policzkach Kyungsoo, których ten nawet nie był świadomy, by po chwili znaleźć jego usta i złączyć się z nim w subtelnym pocałunku.
Wiedzieli, że problemy nie znikną od razu, jednak tej nocy równie dobrze mogły nie istnieć, jak gdyby cały świat zamknął się w tylko w ich osobach. Kochali się na swoim łóżku, krzycząc z miłości i płacząc z miłości, mając w sercu tę jedną prośbę - by świat zatrzymał się na tym momencie.  

"- Miłość... - zaczęła, zastanawiając się, jak wyjaśnić dziecku to piękne i czyste, a zarazem tak skomplikowane uczucie w sposób, który zrozumie. - Miłość pojawia się wtedy, gdy zaczynasz kochać widzieć tak, jak gdyby ta osoba była częścią ciebie. Kochasz kogoś i chcesz się nim zaopiekować, zdradzać sekrety, pokładać ufność, cenisz jego dobro ponad swoje... ta osoba staje się częścią twojego życia, znasz ją najlepiej na świecie, macie swój własny język do porozumienia..."

 ***
Witam ponownie ^^
jak mówiłam, z drugą częścią, o której sama  nie wiem, co mogłabym powiedzieć...
Zawsze chciałam napisać opowiadanie, w którym mogłabym ukazać bohaterów od dzieciństwa i pokierować ich przez życie, niczym własne dzieci. Jest to chyba pierwsza taka moja próba pisania o rzeczach zupełnie przyziemnych, w sposób jak najmniej przyziemny. Wciąż nie jestem pewna, czy to jednak moja bajka. Nie wiem też, dlaczego zaczęłam pisać o narkotykach, skoro to jeden z tematów, których naprawdę nie lubię.
W każdym razie, pierwsza część za nami i w tym miejscu powinnam Was ostrzec, bowiem w drugiej partii trochę namieszam [to bardzo delikatne słowo]. Osobom lubiącym spokojne historie proponuję uznać tę część za finałową. Później mogę łamać serca, następnie próbować je kleić, ale cóż, nie jestem lekarzem... Nie chciałabym mieć nikogo na sumieniu.
Jeszcze nie wiem, kiedy ją opublikuje, bo nadchodzi walentynkowy weekend, a następnie mój powrót do rzeczywistości. Obiecuję zrobić to najszybciej się da, najprawdopodobniej w następnym tygodniu.
Dziękuję za komentarze <3 Piszcie cokolwiek Wam w duszy gra, jestem wdzięczna za szczere opinie. Wiem, że popełniam błędy, więc będzie miło jeśli pomożecie mi je naprawić. 
Życzę wszystkim udanych walentynek, bez względu na to, jak zamierzacie je spędzić. Po prostu bądźcie szczęśliwi :*
Całuję! :*

1 komentarz:

  1. Nie sądziłam, że potrafię poryczeć się przy takiej fabule. Jak ty to robisz, że ich uczucia wydają się być takie realne... Czytając ciebie, czuje się jak przy czytaniu niesamowicie dobrej książki. Takiej, przy której zarywasz pięć nocy z rzędu, byle wiedzieć co będzie dalej... Zakładam, że nie zdziwi cię, że przeraża mnie fakt, że na następną część będę musiała czekać tak dłuuugo - lecz mimo to nie poganiam... Tyle czekałam na twój nowy wpis, że poczekam jeszcze trochę. Co do błędów - wyłapałam zaledwie z 3-4 literówki. Co do fabuły - niespodziewanie zmienna, co gorsza, zapowiada się być istnym kameleonem, lecz znając twoją twórczość będę ryczeć cały czas, śmiać się w trakcie i ubolewać, że to już koniec... Proszę... Nie zwracaj uwagi na błędy składniowe, czy brak sensu mojej wypowiedzi... Nie umiem pisać, gdy mam za zadanie skomentować twoje opowiadania. Kocham cię i twoją twórczość. Do tego ten Kyungsoo... Jesteś jedną z nielicznych osób, której opowiadanie z tak niesamowitej perspektywy ujęło jego osobowość. Jest tu taki kochany, wyjątkowy... Taki, jak zawsze chciałam go widzieć. Dziękuję, że miałam okazję ujrzeć go w takim wydaniu. Tak niesamowitym wydaniu. Czemu to piszę? Mówiąc krótko - nie lubię KaiSoo. Są pospolite. Ludzie nie potrafią pisać o nich ciekawie, lecz... Tobie się udało. *Nie zdziwiona tym faktem.* Wychodzi ci niesamowicie. Dlatego... Wyczekuje kontynuacji! Będę sprawdzać kilka razy dziennie, czy przez przypadek czegoś nie wstawiłaś! Moja mentorko. Życzę dużo wolnego czasu, szczęścia i weny... Mam nadzieje, że nie napisałam zbyt wiele nie potrzebnych słów. Mam nadzieje, że jestem zrozumiała w moim potoku myśli. Hwighting!~

    TsukiKira

    OdpowiedzUsuń