GATUNEK:
romans, okruchy życia, wątki pseudo-kryminalne, może bardzo delikatny angst
BOHATEROWIE:
Do Kyungsoo, Kim Jongin
OSTRZEŻENIA:
Nie, nie tym razem
Kim Jongin mógł mieć trochę racji, wierząc, że przyszłość nie będzie zbytnio odbiegała od jego dotychczasowego życia. Nie miał dużych wymogów, dlatego skromne mieszkanie w szeregowcu na prowincji miasta skutecznie zastąpiło mu sierociniec. Nie przywiązywał wagi do jego wyposażenia, dopóki miał dostęp do ciepłej wody, prądu i mógł schronić się w czterech ścianach z solidnym ogrzewaniem. Nie przeszkadzało mu nawet to, że jego nowe łóżko rozmiarem nie różniło się zbytnio od jego uprzedniego miejsca do spania.
Był bowiem szczęśliwy za to,
że może z niego obserwować te same fluorescencyjne gwiazdy przyczepione do
sufitu, które jako dzieci wykonał niegdyś z Kyungsoo.
Był niezmiernie szczęśliwy,
że spełniły się jego nadzieje i owe skromne lokum dzielił właśnie z Do
Kyungsoo. Wcale nie przeszkadzało mu, że
mieli do dyspozycji tylko to jedno łóżko. Ani trochę.
Można by powiedzieć, że poza
przeprowadzką w życiu Kima Jongina nic się nie zmieniło.
I pozostać w wielkim błędzie,
bowiem zaczęło zmieniać się wszystko, w tym sam Kim Jongin.
Jako dziecko tak łatwo
przychodziło mu zapominać o dorosłości, o tym, że nie zawsze będzie mógł
polegać tylko i wyłącznie na dobroci i pomocy innych. Rzeczywistość szybko - jednak wcale nie bezboleśnie -
przywróciła go na ziemię, zmuszając do podejmowania poważnych - jak to słowo
obco dla niego brzmiało! - decyzji. Zmuszony został do szkicowania swojego
własnego życiorysu, określania tego, kim będzie, czym chciałby się zająć, za co
będzie żyć. Nigdy nie myślał o sobie w ten sposób, nigdy nie poświęcił się
żadnej pasji wystarczająco długo, by uznać ją za tę jedyną.
Kim Jongin bowiem tak
naprawdę nie miał pojęcia, kim jest, a co dopiero kim miał się stać.
Wiedział jednak, że musi coś
zrobić i miał ku temu jedną, acz niezwykle silną motywację. Jego siłą napędową
był i będzie Do Kyungsoo. Chłopak, który imponował mu niezłomnie przez
wszystkie lata ich przyjaźni od momentu ich pierwszego spotkania, gdy jako
drobny, chudy dzieciak złamał nos dwukrotnie wyższemu koledze w wyrazie jawnej
niesprawiedliwości. Chłopak, który od najmłodszych lat wiedział, kim chce być i
w imię czego żyć. Jego niepokonany przyjaciel o niezłamanej wierze w świat i
dobro. Jego rycerz. Bratnia dusza. Chciałby być taki jak on. Zazdrościł mu
zdecydowania i pewności przy dokonywaniu wyborów. Kompletnie nie zdziwił go,
oznajmiając, że chce rozpocząć naukę w szkole policyjnej, jak gdyby Do Kyungsoo
miał to zapisane od zawsze.
Tak bardzo pragnął znaleźć
podobny napis wewnątrz siebie.
Na samo wspomnienie o
chłopaku uśmiechnął się do siebie, niewidzialny przez nikogo w swoim małym,
zaciemnionym pokoju. Jego bladą twarz oświetlał jedynie ekran laptopa, który
trzymał na brzuchu, a nocną ciszę przerywało tylko nierówne i przerywane
stukanie w klawiaturę.
Kolejna samotna noc. Mógł ją
po prostu przespać, tocząc niezliczone walki ze smokami, jednak myśl, że jutro
będzie musiał rozpocząć kolejny dzień w swojej wciąż nowej, a już tak bardzo
znienawidzonej pracy, kazała mu pozostać obudzonym. Dlatego pisał, pisał i
pisał, będąc w ten sposób najbliżej Kyungsoo jak tylko pozwalała mu na to
odległość.
***
"Do Kyungsoo,
coś
dziwnego dzieje się z czasem i nie umiem tego naprawić. Myślisz, że to wina
baterii? Mam wrażenie, że piątek trwał wiecznie i, jeśli jutro rano obudzę się
i znów będzie piątek, to zwariuje. Myślę, że zwariuje tak czy inaczej, bo nawet
jeśli czas łaskawie - ha Ha HA - ruszy do przodu, to po piątku nastąpi sobota.
Nie lubię sobót, bo to też dzień bez Ciebie.
I
niedziela. Boże, nienawidzę niedziel. Ta dziwka oddaje mi Cię dopiero późną
nocą.
Wariuje.
Właśnie spojrzałem na zegarek i od pięciu minut widzę tę samą minutę.
Może
brakuje mi witamin? Od kiedy pracuje jako przedstawiciel handlowy pogoń za
karierą pozbawia mnie zdrowia. W każdym razie, idzie mi całkiem dobrze. Sprzedałem
dziś trzy sokowirówki. Możesz być ze mnie dumny. Możesz zaprosić mnie na obiad,
nie mam nic przeciwko.
Minęła
minuta. Jestem zaskoczony.
Mam nadzieję, że dobrze bawisz się w swojej szkółce z innymi
dzieciakami. Mam też nadzieję, że nikt nie dał ci do ręki naładowanej broni.
Mógłbyś zrobić komuś krzywdę. Głównie sobie.
Wracaj, hyung.
Wracaj do domu.
PS. Nie widzę gwiazd.
Były raz ale ktoś uraczył je elektryzującym mlecznym i całkiem
irracjonalnym espresso.
Całuje
A kto inny jak nie Kim Jongin?"
- Mówiłeś, że to łatwy szyfr, Sherlocku - mruknął sennie i ze złością, po czym zamknął laptopa, mentalnie przygotowując się na walkę ze smokami i jeszcze gorszą walkę z sokowirówkami.
***
"Kai,
NATYCHMIAST
IDŹ SPAĆ. Twój mózg tego potrzebuje.
Wrócę
najszybciej jak to tylko możliwe, obiecuje.
Tęsknię.
Tak bardzo tęsknię.
PS.
Co do zegara przy łóżku, faktycznie zapomniałem wymienić baterię...
PS2.
Nie widzę gwiazd.
Krnąbrny, ospały, ciekawski hipopotam, aczkolwiek miły co i elegancko wygląda i elokwencją szpanuje zaciekle?
Odcałowujący,
Do Kyungsoo"
***
Mimo usilnych starań, wrócił
około północy zły i zmęczony, bowiem zajęcia przeciągały się niemiłosiernie,
jak gdyby tylko po to, by opóźnić jego powrót do domu.
W mieszkaniu panował mrok i
zupełna cisza,dlatego dźwięk przekręcanego klucza w zamku wydawał się o wiele
decybeli wyższy niż był w rzeczywistości. Zakradł się cicho do własnego
mieszkania i zdjął buty, po czym rzucił je niedbale w kąt korytarza. Równie
cicho, jednak najszybciej jak tylko mógł, udał się do pokoju na samym końcu
holu, gdzie trochę rozczarowany, trochę zły na samego siebie, trafił na
śpiącego w łóżku Jongina. Wiedział, że to jego wina, chłopak nie mógł czekać
wiecznie. Wszedł wgłąb pokoju, rozczulony widokiem chłopaka zaplątanego w koc
leżącego na częściowo ściągniętym prześcieradle. Zawsze zdumiewał go fakt, że
Jongin potrafił spać spokojnie i zupełnie nieruchomo tylko, gdy on sam leżał
obok niego.
Kyungsoo kucnął przy łóżku,
tuż obok głowy Jongina, która znajdowała się na samym jego krańcu, mając za
oparcie jedynie częściowo zrzuconą poduszkę. Widząc to, chłopak delikatnie ujął
jego twarz pod policzkiem, chcąc spróbować obrócić ją w drugą stronę. Nie
zdążył jednak tego zrobić, bowiem w momencie gdy dotknął jego ciepłego policzka,
KIm Jongin otworzył leniwie oczy.
Kyungsoo nie zabrał dłoni.
- Do Kyungsoo - mruknął
sennie, mrugając kilkakrotnie, najwyraźniej tocząc ciężką walkę z ponownym
zaśnięciem. - Czekałem na ciebie. Masz zimne ręce.
- Wiem - szepnął, uśmiechając
się lekko. - Dopiero wróciłem. Śpij Jongin, porozmawiamy jutro - dodał, powoli
podnosząc się z podłogi.
W tym samym momencie Jongin
uniósł głowę i spojrzał na niego po raz pierwszy zupełnie obudzony.
- Chyba żartujesz -
powiedział, zatrzymując jego dłoń w powietrzu. - Czekałem cały weekend, a teraz
każesz mi iść spać?
Kyungsoo westchnął
przeciągle.
- Już późno, jestem zmęczony
i przecież nigdzie się nie wybieram - zaczął tłumaczyć, powstrzymując ziewanie.
- Będę tu, gdy się obudzisz.
Jego zapewnienia najwyraźniej
nie były dla chłopaka wystarczające, bowiem jego twarz pozostała niewzruszona,
a zaspanie prawie całkowicie go
opuściło.
- Ty jesteś zmęczony -
powtórzył za nim. - A ja jestem głodny. Ty jesteś zmęczony od kilku godzin, ja
jestem głodny od piątku. Chcesz się dalej licytować? - dokończył, unosząc
zadziornie lewą brew.
Na twarzy Kyungsoo pojawił
się mimowolny uśmiech, bowiem Kim Jongin od zawsze cierpiał na niekończące się
poczucie głodu. Jak gdyby jego żołądek nie miał dna.
- Od piątku? - powtórzył, marszcząc
czoło. - Zostawiłem ci naleśniki!
- Nie cierpię naleśników,
wiesz o tym, ty bezlitosny i egoistyczny draniu - powiedział zły, jak gdyby
chodziło o coś o wiele poważniejszego.
Kyungsoo w odpowiedzi
wzruszył ramionami.
- Ale ja lubię je robić -
wyznał szczerze.
- Co mija się z celem -
wytknął mu, podnosząc się do pozycji siedzącej, po czym poprawił spadającą
poduszkę i ponownie spojrzał na kucającego Kyungsoo. - Lepiej znajdź sobie inne
hobby.
- Nie mam czasu na hobby, bo
jestem zajęty studiowaniem i niańczeniem ciebie - odciął się i również wstał z
podłogi, prostując nogi.
- Nie wiem jak studia, ale to
drugie oblewasz na całej linii. A ja wciąż jestem głodny - powtórzył, teraz
jednak ze złośliwym uśmiechem, który to gest Kyungsoo mimowolnie odwzajemnił.
Cóż, lubił się z nim
sprzeczać. Ot tak, bez powodu i konsekwencji. To tylko ich kolejna forma
okazywania sobie uczuć. Może zbyt okraszona sarkazmem i suchym dowcipem, mimo
to ich własna forma.
- Wiem o tym. Wiedziałem od
samego początku.
Po tych słowach, ignorując
pytające spojrzenie Jongina, z tajemniczym wyrazem twarzy wyciągnął z teczki
papierową torebkę. Opuszkami palców wciąż czuł jej zachowane ciepło. Drugi
chłopak śledził wzrokiem poczynania Kyungsoo, a jego oczy pojaśniały - mimo
nocnego zmroku - gdy ten położył mu na kolanach porcję z kurczakiem.
- Cofam to co powiedziałem,
niczego nie oblewasz - powiedział szczęśliwy niczym dziecko, myślami będąc w
trakcie konsumowania kawałków kurczaka. - Kocham cię, Do Kyungsoo - dodał, mimo
sytuacji zupełnie świadomy swoich słów.
- To także wiem - odparł
drugi chłopak, z uśmiechem obserwując proste, ale tak bardzo szczere zachowanie
Jongina.
Tej nocy jeszcze długo żaden
z nich nie zasnął, a zmęczenie zostało zepchnięte na drugi plan. O wiele
łatwiej było wyłączyć tak trywialną potrzebę fizjologiczną w obliczu potrzeb
duchowych. A tamtej nocy nie potrzebowali do szczęścia niczego, poza swoją
obecnością.
Kyungsoo oparł głowę o
materac łóżka i odruchowo spojrzał na cyferblat budzika, jednak dopiero po
chwili przypomniał sobie, że ten stanął w miejscu. Uznał, że za wiele to nie
zmieniało, bowiem gdy tak siedzieli na podłodze w ciemnościach, oświetlani
jedynie światłem księżyca, czas zdawał się nie istnieć. Świat zdawał się nie istnieć
i nikt nie myślał o przyszłości. Byli jak ta dwójka chłopców pod fluorescencyjnymi
gwiazdami sprzed lat - bez trosk, bez problemów, bez obowiązków.
Jongin skończył jeść swój
późny obiad tak szybko, że Kyungsoo udało się przegapić cały wątek konsumpcji.
Nie zdziwiłoby go, gdyby chłopak po prostu połknął całość naraz. To było
całkiem możliwe.
- Jak się czujesz? - Padło
ciche pytanie Jongina, który przysunął się w jego stronę i również oparł o
łóżko.
- Jestem zmęczony - wyznał
szczerze, z ciężkim westchnieniem. - Mam na myśli studia. Jestem już tym
wszystkim tak zmęczony...
- Nie poddasz się, Do
Kyungsoo - powiedział Jongin, patrząc na niego poważnie. - To już koniec, wiesz
o tym? Jeszcze tylko miesiąc i osiągniesz swój życiowy cel. Dołączysz do kadry
policyjnej, złapiesz całe zło tego świata. Spełnisz marzenie życia, czy to nie
wspaniałe? Mogę ci tylko zazdrościć.
Kyungsoo milczał, a jedyną
odpowiedzią był jego słaby uśmiech.
- Marzenie życia - powtórzył,
jak gdyby próbując znaleźć znaczenie tych dwóch magicznych słów.
Tak, uznał, spelniał marzenie
życia. Chyba wszystko się zgadzało. Dlaczego w takim razie nie potrafił
połączyć tych dwóch zdarzeń w jedno? Dlaczego jego definicja marzenia życia
zdawała się tajemnicą?
Doskonale to wiedział.
- Nie masz mi czego
zazdrościć, Kai - powiedział cicho, jak zwykle w takich momentach tracąc
pewność siebie.
Zacisnął usta, podejmując
decyzję. Tak, powtarzał sobie uparcie, powie to. Niech świat się skończy - bo i
może się teraz skończyć - ale powie to. W końcu tej nocy świat przestał
istnieć. On też może zniknąć.
- Nie mam? - powtórzył z
gorzkim uśmiechem. - Ty masz swoje plany, Kyungsoo, masz ambicje i wszystko
idzie tak jak to sobie ustaliłeś. Ja nie mam celu, nie mam punktu, do którego
mógłbym darzyć, nie mam nic - urwał, zdając sobie sprawę, że w istocie miał
jedną najważniejszą rzecz. Spuścił wzrok.
- Tak, masz rację. Spełniam
moje marzenie - powiedział, próbując złapać wzrok drugiego chłopaka, jednak
jedyne co dostrzegł na jego twarzy to cień. Rozczarowania? - Ale to nie jest
moje marzenie życia. Powinieneś o tym wiedzieć, powinieneś zauważyć - mówił
coraz ciszej, jednak Kai był na tyle blisko, by wszystko usłyszeć.
- O czym teraz mówisz? -
spytał Jongin, unosząc głowę i marszcząc czoło.
Kyungsoo westchnął po raz
ostatni.
- W skrócie, o tobie -
odparł, jednak to najwyraźniej niczego nie tłumaczyło, sądząc po nierozumnym
wyrazie twarzy Jongina. - Ujmę to tak, zdecydowanie bardziej wolę niańczyć
ciebie niż strzelać z pistoletu.
Reakcja Kima Jongina była
niespodziewana, a mianowicie zaśmiał się głośno, przecinając nocną,
enigmatyczną ciszę. Kyungsoo nie miał nic przeciwko, pomimo, że trochę go
zdziwił.
- Nie wierzę. Do Kyungsoo
stawia mnie przed swoją ulubioną zabawką - zadrwił, odruchowo obejmując go
ramieniem wokół szyi.
- Stawiam cię przed wszystkim
i wszystkimi, Jongin - powiedział szybko, zanim zdążyłby stchórzyć. - Bo to ty
byłeś i jesteś moim marzeniem życia. Czy to naprawdę nie jest oczywiste? Czy
naprawdę nie mogłeś się domyślić tylko zmuszasz mnie do tych żenujących wyznań?
Dlaczego nie możesz być choć trochę bardziej...
Nie skończył, bowiem Kim
Jongin przytknął mu palec do ust i zbliżył się jeszcze bardziej z
nieprzeniknionym wyrazem twarzy, z którego nie był w stanie odczytać czy w
istocie teraz jego świat miał się skończyć.
- Zanim powiesz, jaki to nie
jestem trochę bardziej, powiedz, że mnie kochasz - powiedział z natarczywą nutą
w głosie. - Jestem na tyle domyślny, by odczytać ten twój trudny i irytujący
kod - odparł z lekkim uśmiechem. - Ale chciałem to od ciebie usłyszeć. Po tylu
latach mógłbyś to w końcu powiedzieć, Do Kyungsoo.
- Mógłbym - mruknął, gdy Kai
zabrał dłoń.
Drugi chłopak wywrócił
oczami.
- To przecież nic nowego -
dodał, bawiąc się dłońmi. - Kocham cię od zawsze.
Gdy tylko to powiedział
uznał, że mógł zrobić to o wiele wcześniej tylko po to, by zobaczyć ten
niezwykły uśmiech na twarzy Jongina. Mógł to zrobić o wiele, wiele wcześniej
tylko po to, by otrzymać od niego ten niezwykły, trochę natarczywy, trochę zbyt
energiczny pocałunek.
W tamtym momencie nie
zmieniło się nic, a zarazem zmieniło się wszystko, bowiem coś o czym oboje
doskonale zdawali sobie sprawę stało się ich rzeczywistością.
- Obiecaj mi coś, Do Kyungsoo
- poprosił Jongin, łapiąc oddech.
Siedzieli na podłodze, stykając
się czołami, wymieniając pocałunki, o których w sekrecie marzyli od dawna,
mówiąc słowa, które trzymali zamknięte w sercu, a które w końcu odważyli się
wyznać. To takie proste, takie oczywiste, a mimo to tak długo żaden nie
wypowiedział ich wcześniej na głos.
- Nigdy więcej nie każ mi
używać tego przeklętego kodu - powiedział, a Kyungsoo odpowiedział mu śmiechem.
- Nigdy więcej kodów -
zgodził się, wplatając dłonie w jego włosy.
- Powinniśmy iść spać zanim
znów stanę się głodny - stwierdził po chwili Jongin, niechętnie odsunąwszy się
od drugiego chłopaka.
- Spać? - Kyungsoo zamrugał
kilkakrotnie, jak gdyby zdziwiony, bowiem zupełnie zapomniał o czymś tak
oczywistym jak sen. - Teraz?
Jongin uniósł pytająco brew,
ponownie się nad nim nachylając.
- Masz lepszą opcję? - spytał
z tajemniczym uśmiechem.
- Nie opowiedziałeś mi, jak
ci idzie w pracy - powiedział, na co Jongin odsunął się rozczarowany.
Wiedział, że to niepoprawne,
ale czerpał grzeszną przyjemność z drażnienia się z Jonginem.
- Pytałem o lepszą opcję, a
nie o pomysł "jak zrujnować mój nastrój w trzy sekundy" - powiedział,
wstając z podłogi i podając dłoń chłopakowi. - Idzie mi doskonale, w każdym
razie. Chodźmy już spać.
Kyungsoo stanął obok niego i
pozwolił poprowadzić się w stronę łóżka. Doszedł do wniosku, że tęsknił za tym
małym, skrzypiącym meblem bardziej niż by przypuszczał. Położył się obok
Jongina, po czym zamknął oczy i wsłuchiwał się w jego równy oddech.
- Jongin? - spytał po chwili,
spoglądając kątem oka na chłopaka.
W odpowiedzi usłyszał
przeciągłe mruknięcie, a następnie poczuł ciężkie ramię wokół swojej talii.
- Tęskniłem za tobą - wyznał
cicho, bardzo blisko jego ucha.
Odpowiedzią był lekki
pocałunek w okolicach linii jego żuchwy, jak gdyby nietrafiony, jak gdyby Kai
próbował pocałować go przez sen. Przechylił głowę i znalazł jego usta,
poprawiając pocałunek i kradnąc sekundy z ostatnich momentów przytomności
chłopaka.
- Jongin? - spytał ponownie
Tym razem odpowiedziało mu dużo cichsze
mruknięcie.
- Kocham cię.
Pozwolił, by słowa dotarły do
jego snów, a następnie i jego ogarnęła senność.
***
Jeśli oczy były zwierciadłami duszy, to właśnie miał przed sobą bestię.
Kyungsoo nie mógł oprzeć się wrażeniu, że było
coś dzikiego w tym człowieku. Jak gdyby ten spalony słońcem,
trzydziestokilkuletni mężczyzna, którego czarne oczy mierzyły go nieustannie
przez ostatni kwadrans cierpiał na ubytek w ludzkiej naturze. Zachowywał perfekcyjny spokój na twarzy o
ostrych rysach, a mimo to wydawał się niezwykle niebezpieczny. Momentami to
Kyungsoo zaczynał czuć się osaczony, mimo że to on miał nad nim kontrolę.
Z drugiej strony, musiał przyznać, że czuł się
z tego powodu niezwykle usatysfakcjonowany.
- W końcu się spotykamy, Wu
Fan - powiedział, usilnie starając się, żeby jego głos zabrzmiał jak
najpewniej. - Minęło dwa lata, jednak dotrzymałem obietnicy.
Skazany milczał. wciąż
mierząc go tym samym drapieżnym spojrzeniem.
- Jesteś dokładnie w tym
miejscu, w którym chciałem cię zobaczyć - kontynuował z mściwym uśmiechem
triumfu, przelotnie obejmując wzrokiem salę przesłuchań. - Przynajmniej do
momentu, gdy zobaczę cię za kratkami.
Minęły dwa dni od momentu,
gdy udało im się namierzyć siedzibę jednej z najbardziej ekspansywnych
handlarzy narkotykowych i złapać ich przywódcę, mimo to, Kyungsoo wciąż nie
mógł w to uwierzyć. Coś, z czym walczył przez tyle czasu, co po trosze
niszczyło go przy każdym niepowodzeniu, nagle zostało prawie zamknięte. A on
się do tego przyczynił. Właśnie on. Powinien być z siebie dumny.
Co istotniejsze, Kim Jongin
powinien być z niego dumny.
- Jesteś jak mały ptak z
wielkim, niewyparzonym dziobem - cichy, acz groźny głos mężczyzny przywrócił go
na ziemię.
Początkowo był tak zdziwiony,
że ten w ogóle się odezwał, pierwszy raz od początku ich "dyskusji",
że nawet nie zwrócił uwagi na zawartą w nich obelgę.
- Potrafisz mówić -
powiedział z przesadzonym zaskoczeniem, zdając sobie sprawę, że może trochę
zbyt ryzykuje z prowokacją skazanego. - Jestem pod wrażeniem.
Zauważył, że szczęka Wu Fana
zacisnęła się, nabierając możliwie jeszcze większej ostrości.
- Mówisz słowa, których
możesz wkrótce pożałować - kontynuował, jak gdyby go nie słysząc. - Myślisz, że
masz nad nami władzę...
- Cóż, to miłe, że w końcu
nawiązaliśmy kontakt werbalny - przerwał mu Kyungsoo, splatając dłonie na
biurku. - Może w końcu powiesz mi coś o swoich kolegach "z pracy"? W
mieście zaczynają za wami tęsknić.
Przez twarz Wu Fana przemknął
cień.
- W takim razie nie pozwolimy
im tęsknić zbyt długo - powiedział z tajemniczym uśmiechem.
Kyungsoo nie dał się podejść,
wiedząc, że to tylko próba zastraszenia go, ślepy cel.
- Mogę przekazać ci od nich
pozdrowienia - zadrwił, wstając od biurka. To dosyć naiwne, ale patrzenie z
góry na tego dwumetrowego człowieka sprawiało mu przyjemność. - No wiesz, jak
już będziesz miał ograniczoną liczbę odwiedzających w więzieniu.
Wu Fan zacisnął pięści na
stole, jednak był to jedyny przejaw wyprowadzenia go z równowagi, bowiem wciąż
udawało mu się zachować kamienny wyraz twarzy.
- Nie mogę ci obiecać zbyt
wielu wizyt. Mam swoje obowiązki - ciągnął, jak gdyby wystawiając na próbę jego
cierpliwość. - Mogę zrobić dla ciebie naleśniki, jestem w tym całkiem dobry, a
jedzenie w więziennej stołówce jest... cóż. Oczywiście dołożę też wszelkich
starań, by twoi koledzy dotrzymali ci tam towarzystwa.
Początkowo Kyungsoo uznał, że
udało mu się w końcu wzbudzić w Wu Fanie jakąś reakcję, bowiem jego maska
obojętności opadła, jak gdyby na moment stracił gardę. Dopiero po chwili zdał
sobie sprawę, że ten nawet na niego nie patrzył, a wzrok wbijał gdzieś w punkt
nad jego ramieniem. Kyungsoo obrócił się na pięcie.
W drzwiach sali, oparty o
framugę stał Kim Jongin, obracając w dłoni czerwony kawałek papieru. Kyungsoo
dopiero po chwili zdał sobie sprawę, że miał kształt serca.
Nie zobaczył jednak na jego
twarzy cienia zwyczajowego uśmiechu. Jongin zdawał się go nie widzieć, mierząc
wzrokiem skazańca.
- Kai! - krzyknął, wychodząc z
szoku wywołanego obecnością chłopaka w miejscu i czasie, w którym nie powinno
go być. - Co ty tu robisz?
Nie dał mu odpowiedzieć,
podchodząc do niego i wręcz siłą wyprowadzając z sali, pozostawiwszy Wu Fana za
zamkniętymi drzwiami.
- Chciałem cię zobaczyć -
wyznał, po raz pierwszy skupiając na nim uwagę. Jego twarz złagodniała pod
wpływem uśmiechu. - Zła pora?
Kyungsoo wzruszył ramionami,
spojrzawszy przelotnie przez szybę na siedzącego w pomieszczeniu Wu Fana.
Zamknął drzwi na klucz i wskazał Jonginowi by przeszli na korytarz, byle dalej
od tego miejsca. Kyungsoo naprawdę nie spodobało się spojrzenie, jakim Wu Fan
obdarzył Jongina.
- Powiedzmy - odparł, gdy
ruszyli niespiesznie. Kai mimowolnie splótł ich dłonie, co stało się ich
nawykiem, kiedy tylko byli wystarczająco blisko. - W każdym razie, co tutaj
robisz? Nie powinieneś być w pracy?
Jongin spojrzał na zegarek
zapięty u nadgarstka lewej dłoni. Zeszłoroczny, urodzinowy prezent od Kyungsoo,
który ten podarował mu z płonną nadzieją, że jeśli przypnie mu do ręki fizyczny
licznik czasu, to w końcu stanie się bardziej punktualny.
- Właśnie jestem w drodze -
odparł, jak gdyby fakt, że był kompletnie spóźniony nie miał dla niego
znaczenia. - A właściwie byłem w drodze, przechodziłem przez park, gdy
spotkałem tego małego chłopca... - urwał na moment, wzdrygnąwszy się. - gdy
teraz o nim myślę, jestem prawie pewien, że to był duch.
- Duch - powtórzył za nim,
niewzruszony tym faktem. - Spotkałeś w parku ducha.
- Tak, hyung, spotkałem
cholernego ducha! Potrzebuje terapii.
- Potrzebujesz terapii od
bardzo dawna - odciął się Kyungsoo ze złośliwym uśmiechem. - Tak tylko mówię...
- dodał, widząc mordercze spojrzenie Jongina, który najwyraźniej pozostawał
zupełnie przekonany do swojej racji. - I co z tym duchem?
- Przemówił do mnie - odparł
śmiertelnie poważnym tonem. - Przysięgam, nigdy więcej nie wejdę do tego parku!
Chciał rzucić na mnie klątwę. Klątwę, słyszysz?! - skończył, podnosząc głos i
nieświadomie wymachując przed sobą dłonią z papierowym sercem.
Kyungsoo odchrząknął, chcąc
powstrzymać mimowolny chichot.
- Jaką klątwę? - spytał,
siląc się na powagę.
Jongin w odpowiedzi zbliżył
czerwony kształt tuż przed oczy Kyungsoo.
- Dał mi to serce i
powiedział, że mam się nim zaopiekować, bo inaczej zostanę przeklęty i ściągnę
na siebie łańcuch nieszczęść. Och, hyung, gdybyś go słyszał... to nie był głos
dziecka. - Pokręcił energicznie głową.
- Rozumiem - powiedział,
marszcząc czoło. - W takim razie, Jongin, zaopiekuj się nim.
- Nie, nie ma mowy -
zaprotestował natychmiast, łapiąc Kyungsoo za brzeg marynarki. - Proszę, zajmij
się nim, Do Kyungsoo. Ja nie potrafię funkcjonować z takim brzemieniem. Zrób to
dla mnie, proszę - błagał zdesperowany, na co drugi chłopak westchnął
przeciągle, jednak ostatecznie zabrał od niego przeklęte serce i schował do
kieszeni spodni. - Dziękuję.
- Potrzebujesz terapii -
zgodził się z nim, klepiąc go po ramieniu.
W odpowiedzi, zanim Kyungsoo
zdążył zrobić cokolwiek, Jongin wzmocnił uścisk na jego marynarce i przyciągnął
go do siebie, by następnie zachłannie pocałować. Kyungsoo mimowolnie zamknął
oczy, przeklinając, a zarazem kochając to wszystko, co chłopak z nim robił.
Trzaśnięcie drzwiami gdzieś
niedaleko zmusiło ich do odskoczenia od siebie.
- Wiem - powiedział Jongin,
łapiąc oddech. - Ta działa.
Kyungsoo miał ochotę go zganić za tego typu spontaniczne ekscesy w
miejscu pracy, jednak całym sobą pragnął, by robił tak częściej.
- Jongin, musisz iść -
przypomniał mu, poprawiając pogniecioną marynarkę.
Przez twarz drugiego chłopaka
przemknął cień.
- Praca - powiedział cicho,
jednak pokiwał głową. - Masz rację, hyung. Pójdę już.
Kyungsoo pokiwał głową.
- Widzimy się wieczorem.
- Tak - przyznał z lekkim
uśmiechem. - Wieczorem.
Nie myśląc długo, bowiem
dłuższe myślenie zwykle powodowało, że tchórzył, zbliżył się do Jongina i
stając na palcach skradł od niego ostatni, delikatny pocałunek.
- Idź już - poradził mu,
spuszczając wzrok, w momencie gdy Jongin wciąż pozostawał pod wpływem tego
muśnięcia.
- Chyba naprawdę potrzebuję tej terapii -
wyznał na koniec z szerokim uśmiechem, po czym ruszył w stronę wyjścia.
Kyungsoo odprowadził go
wzrokiem, po czym mimowolnie dotknął kieszeni z papierowym sercem, a następnie
niechętnie, powłócząc nogami, wrócił do sali przesłuchań.
Wu Fan czekał na niego
dokładnie w tej samej pozycji, z dłońmi zaciśniętymi na blacie biurka, jak
gdyby czas w pokoju stanął w miejscu.
- Dałem ci moment na
przemyślenie sytuacji, więc teraz może w końcu porozmawiamy o twoich kolegach?
- spytał, siląc się na lekki ton.
Usiadł na przeciwko mężczyzny
o dzikim, nieprzeniknionym spojrzeniu. Zaskoczył go tajemniczy uśmiech na
ustach Wu Fana. W przypadku tego człowieka nie wyobrażał sobie uśmiechu
wróżącego czegoś dobrego.
- Jesteś jak ptak z
niewyparzonym dziobem - powtórzył oschle, na co Kuyngsoo wywrócił oczami,
zmęczony tą bezowocną grą. - A ptak nie może latać, gdy ktoś odetnie mu
skrzydła.
Kyungsoo zmarszczył czoło w
wyrazie irytacji.
- Gratuluję, to było bardzo
odkrywcze i oryginalne - odparł, klaszcząc teatralnie w dłonie. - A teraz może
zamiast się powtarzać, powiesz mi w końcu gdzie oni są? W odróżnieniu od ciebie
nie mam tyle wolnego czasu.
Wu Fan nachylił się nad
stołem, jak gdyby chcąc zdradzić mu niezwykłą tajemnicę. Kyungsoo, odchylił się
odrobinę, dochodząc do wniosku, że mężczyzna znalazł się niebezpiecznie blisko.
- Nie mam pojęcia. Może
lepiej zapytaj swojego kochanka?
***
Tego wieczoru Kyungsoo
milczał i pozostawał zamyślony, co według Jongina było trochę podejrzane,
jednak uznał, że każdy ma prawo do wyciszenia od czasu do czasu. Przygotowanie
kolacji odbywało się w ciszy przerywanej jedynie przez pojedyncze pytania
Jongina w sprawie ilości obranych pomidorów czy grubości krojonej cebuli. Dla
obojga z nich cisza była nietypowa.
Kyungsoo myślał o słowach Wu
Fana. Rozmyślał na każdy z możliwych sposobów to jedną krótką, acz jak wymowną
sugestię. Całym sobą pragnął zanegować samą możliwość jakiegokolwiek związku
Jongina z ludźmi pokroju tego dilera, z drugiej strony, im dłużej myślał, tym
trudniej przychodziło mu zaprzeczenie. Nie mógł zapomnieć o tym jednym,
wymienionym między nimi spojrzeniu, które zdawało się zdradzać więcej niż
chciałby zobaczyć. Mógł po prostu spytać Jongina, jednak samo podejrzewanie go
o coś takiego, sprawiało, że czuł się podle wobec samego siebie. Kątem oka
obserwował go z drugiego końca kuchni, gdy prawie przypalał mięso, jednak nie
odważył się nic powiedzieć. Nic bowiem nie układało się w całość, jego obraz
Jongina był zbyt odległy od tego, który próbował wyklarować mu się głowie za
sprawą tak niepewnej sugestii.
- Myślę, że już jest dobre -
stwierdził brunet przy kuchence, zdejmując patelnię z ognia i pokazując
skwierczące mięso Kyungsoo, który doprawiał sałatkę.
Kyungsoo przyznał mu rację,
po czym ustawił na stole dwa talerze i pozwolił chłopaki nałożyć na nie lekko
zwęglone steki. Dołożył do nich sałatkę, której czyste barwy dodały posiłkowi
lepszego wyglądu.
Jedli w ciszy, Kyungsoo
prawie nie zauważył smaku posiłku, co jakiś czas obserwując Jongina. Nie musiał
być przy tym specjalnie dyskretny, bowiem chłopaka kompletnie pochłonęła
konsumpcja.
Tak naprawdę Do Kyungsoo nie
był jedyną osobą, która tego wieczoru miała problemy z rozmową. W kuchni roiło
się od nieporuszonych, ciężkich tematów, które jak gdyby czekały na lepszy
moment tylko po to, by wypowiedziane w oka mgnieniu go zniszczyć.
- Złe wieści, Kyungsoo -
odezwał się Jongin, odkładając sztućce na pusty talerz.
Chłopak naprzeciwko miał
wrażenie, że jego serce stanęło w miejscu. Nie trudno było mu połączyć jego
słów z tym, co teraz zaprzątało jego myśli. Nie chciał tego łączyć, w ogóle nie
chciał mieć czego łączyć.
- Co takiego? - spytał,
odchrząkując.
Spojrzeli prosto na siebie,
po raz pierwszy od kilku godzin bez unikania swojego wzroku.
- Złożyłem dziś
wypowiedzenie.
Zapanowała cisza, w której
Kyungsoo, zważywszy na okoliczności początkowo odczuł ulgę i wręcz siłą
powstrzymywał się od odetchnięcia, bowiem Jongin uważnie obserwował jego reakcję.
Dopiero po chwili, gdy pierwsze wrażenie minęło, zdał sobie sprawę ze znaczenia
tych słów.
- Odchodzisz z pracy? -
powtórzył, nie dowierzając. - Jongin, dlaczego? Dobrze sobie radzisz jako
przedstawiciel handlowy, umiesz dotrzeć do ludzi. Myślałem, że to coś dla
ciebie.
Drugi chłopak spuścił wzrok,
a jego twarz spochmurniała.
- Nie cierpiałem tej pracy -
mruknął z goryczą. - Nienawidzę jej, hyung! - dodał głośniej, wstając od stołu.
Kyungsoo nie spodziewał się tak ostrej reakcji. Nigdy wcześniej nie zauważył,
by Jongin narzekał na swoje zajęcie. - Powinienem odejść już dwa lata temu.
Zmarnowałem dwa lata na robieniu czegoś, czego się brzydzę.
Kyungsoo również wstał od
stołu, Jongin odwrócił się w stronę okna i spojrzał w ciemne niebo. Patrzenie w
gwiazdy zawsze było ich sposobem na uspokojenie myśli.
- Jongin, nie wiedziałem... -
zaczął niepewnie, kładąc mu dłoń na ramieniu.
W odpowiedzi usłyszał gorzki śmiech
drugiego bruneta.
- Skąd mogłeś wiedzieć -
mruknął, patrząc na niego przez ramię. - Zawsze wiedziałeś czego chcesz, masz
swoją idealną posadę, wszystko układa się według twojego planu. Mijają lata a
ja nie wiem nic o sobie. Nie wiem, kim jestem, a tym bardziej kim będę! -
krzyknął sfrustrowany, chowając twarz w dłoniach.
- Jongin, nie tak łatwo
odkryć samego siebie - zaczął cicho, nie chcąc znów sprowokować go do wybuchu.
Podszedł bliżej, tak by
stanąć z nim twarzą w twarz.
- Popełniam błąd za błędem -
dodał już spokojniej.
- Kto ich nie popełnia?
Kyungsoo prychnął pod nosem i wspiął się na
parapet kuchennego okna, następnie ujął w dłonie twarz stojącego przed nim
Jongina.
- To, że nie możesz określić
samego siebie znaczy tylko tyle, że jesteś niezwykły, masz wyjątkową osobowość,
niewpisującą się w standardowe reguły. Kto wie, może przeznaczone jest ci zrobić
coś wielkiego? Zostać prezydentem? Celebrytą? - Jego słowa wywołały na twarzy
lekki uśmiech, co uznał za wielki sukces. - Masz czas, Jongin. Szukaj samego
siebie.
Jongin pokiwał głową, jak
gdyby przekonany do tych rad. Wspiął się na parapet obok Kyungsoo, ponownie
czując się jak kilkunastoletni chłopiec z przyszłością tak samo nieznaną jak
przeszłość, jednak z niegasnącą magią w sercu.
- Jesteś jedyną osobą, która
zna mnie najlepiej, nawet lepiej ode mnie samego - wyznał, opierając czoło o
czoło drugiego chłopaka.
Pocałował go, lekko i z
czułością.
- Jak mogłoby być inaczej? -
mruknął cicho Kyungsoo. - Poza tym, że znam cię od zawsze, jesteś jak otwarta
księga - dodał z odrobiną sarkazmu. - Nie możesz mieć przede mną sekretów.
Odpowiedzią Jongina był lekki
uśmiech, nic więcej. A Kyungsoo tak bardzo chciał w tamtym momencie uzyskać
zapewnienie. Tej nocy nie mógł obarczyć chłopaka kolejnym zmartwieniem, tym
bardziej, że mogło okazać się zupełnie bezpodstawne, po prostu kolejny ślepy
traf Wu Fana.
- Jak to jest z twoimi
sekretami, Jongin? - ciągnął, siląc się na lekki ton. - Zdradzisz mi je?
Towarzysząca tej nocy cisza
ponownie wkradła się miedzy nich i to wystarczyło, by zasiać w sercu Kyungsoo
uprzednie obawy.
- Oczywiście - zgodził się
ostatecznie. - Jako dziecko kradłem ze stołówki jedzenie i do dziś czuję się
przez to jak zbrodniarz.
Kyungsoo westchnął zarówno
zirytowany jak i rozczarowany, bowiem coś w oczach Jongina podpowiadało mu, że
to wcale nie wszystko.
- Chodziło mi o sekrety, o
których nie wiem.
- Wiedziałeś?- spytał
zaskoczony, odsuwając się lekko. na co drugi chłopak pokiwał głową. - W takim
razie, chyba naprawdę wiesz o mnie wszystko, Do Kyungsoo.
Naprawdę chciał w to wierzyć.
***
Przez następne dni, Kyungsoo
próbował żyć normalnie, jak gdyby sprawa Wu Fana przestała istnieć - co z
zawodowego punktu widzenia było niemożliwe, bowiem zmuszony był widywać go
codziennie. Mimo sytuacji, starał się nie przynosić jej ze sobą do domu, nie
mówić o nim, nawet nie myśleć. Może w ten sposób łudził się, że problem po
prostu zniknie.
Jongin rozglądał się za nową
profesją, popadając ze skrajności w skrajność od entuzjastycznego planowania swojej
ścieżki po depresyjne chwile poddania. Kyungsoo był przy nim w obu wypadkach.
Momentami Jongin stawał się wyjątkowo drażliwy, czasem wręcz nie do
wytrzymania, co wywoływało między nimi głośne wymiany zdań. Kyungsoo doszedł do
wniosku, że przez ostatnie dwa tygodnie pokłócili się częściej niż przez
wszystkie lata swojej znajomości. To był ciężki okres i każdej nocy zamykał
oczy z nadzieją, że niedługo nastaną lepsze dni.
I jeśli Jongin twierdził, że
wszystko zawsze układa się tak, jak zażyczy sobie Kyungsoo to bardzo się mylił.
Co gorsza, sam stał się główną siłą niszczącą jego nadzieje.
Cisza, która jeszcze niedawno
należała do rzadkości, teraz była czymś naturalnym. Niechcianym, ale
codziennym.
Jongin coraz rzadziej
zdradzał Kyungsoo swoje plany, coraz częściej zamykał się w sobie.
Nie odwiedzał go w pracy.
Wracał późnym wieczorem,
zwykle, gdy Kyungsoo zdążył już zasnąć.
Ich ukochane łóżko nagle
stało się niezwykle ciasne.
Możliwe, że zbyt późno
zorientowali się, że tracą kontrolę nad tym, co się między nimi działo.
Zaczynali mieć problem ze
znajdywaniem różnicy między normalnością, a udawaniem, prawdą a sekretami.
Obaj wiedzieli jedno - czas
niósł coraz większe konsekwencje.
***
- Jakieś wieści ze świata? - sarknął Wu Fan, gdy Kyungsoo wszedł do sali.
Z dnia dzień coraz bardziej
miał dość patrzenia na dumną twarz tego człowieka, który mimo że znajdował się
w przegranej pozycji, potrafił wciąż rujnować mu życie.
- Jak idą poszukiwania, panie
władzo? - ciągnął drwiącym tonem, nachylając się nad biurkiem.
- Zamknij się - powiedział
spokojnie, trzymając nerwy na wodzy. Nie był pewien, w którym momencie
zamienili się rolami w wyprowadzaniu się z równowagi.
Triumfujący uśmiech Wu Fana
był tym, czego zdecydowanie wolałby dziś nie widzieć.
- Rozumiem - zaczął. - Stoimy
w miejscu.
- Zamknij się - powtórzył,
zaciskając pięści pod stołem.
Tak bardzo chciał zdzielić go
w twarz. Tu i teraz. Za wszystko to, co z nim robił.
- Jesteś niewyparzonym
ptakiem tylko, gdy ci wygodnie - mruknął kpiąco, uśmiechając się
złośliwie. - Boisz się go zapytać? Och
tak, boisz się, że tym razem mogę mówić prawdę.
- ZAMKNIJ SIĘ! - krzyknął i
wstał od biurka.
Wu Fan milczał, jednak wyraz
jego twarzy był gorszy od jakichkolwiek słów.
Kyungsoo wyszedł z sali,
pokonany przez kogoś nad kim miał wrażenie panować.
***
Tej nocy przypadała pełnia,
jednak Kyungsoo nie przypuszczał, by to miało jakikolwiek związek z jego
bezsennością. Problemem nie było ciało niebieskie oddalone od niego kilkaset
kilometrów, problem znajdował się tuż obok, choć miał wrażenie, że pozostawał
równie nieosiągalny.
Wsłuchiwał się w nierówny,
trochę szarpany oddech Jongina tuż obok siebie, przez który był pewien, że
chłopak nie spał. Stykali się ramieniem, a mimo to miał wrażenie, że dzieliła
ich ściana.
Uznał, że najwyższy czas ją
zburzyć.
Zanim jednak zdołał w
jakikolwiek sposób zadziałać, Jongin poruszył się na łóżku. Kyungsoo wstrzymał
oddech. Poczuł, jak chłopak obok się odsuwa. Szelest pościeli, ugięcie
materaca, a następnie pustka po prawej stronie łóżka.
Kyungsoo w jednej chwili
chwycił Jongina za nadgarstek zanim ten zdążył całkiem wstać. Wyczuł opuszkami
palców, jak puls chłopaka przyspiesza.
- Jongin, gdzie idziesz? -
spytał zachrypniętym głosem
Powoli odwrócił się w jego
stronę. Kyungsoo ledwo widział jego twarz, jednak mimo to dostrzegł malujące
się na niej uczucia, których nie potrafił dokładnie nazwać. Jak mieszanka bólu,
konfliktu, może żalu? Był jednak pewien, że nie powinien zobaczyć ani jednej z
tych emocji, gdyby wszystko pozostawało w porządku.
- Do piekła, hyung - mruknął
Jongin, cicho i niezrozumiale, na co drugi chłopak zmarszczył brwi. Nie zwolnił
uścisku. Chciał wiedzieć. Tu i teraz.
Musiał wiedzieć.
- Duszę się, hyung - dodał,
przecierając czoło. Mimo ciemności, Kyungsoo miał wrażenie, że jego twarz była
wyjątkowo blada. - Nie mogę spać, potrzebuję świeżego powietrza.
- Otworzyć okno? -
zaproponował, w tym samym momencie podnosząc się z łóżka, jednak Jongin
zatrzymał go wolną ręką. - O co chodzi? - spytał, przyglądając mu się uważnie.
Zignorował jego dłoń i usiadł na łóżku. Ich twarze dzieliły zaledwie
centymetry. Z tej odległości mógł dostrzec kropelki potu na czole Jongina, jego
niezdrowo błyszczące oczy, mógł lepiej usłyszeć jego nierówny oddech. - Powiesz
mi, co jest nie tak?
Jongin spuścił wzrok na dłoń
ściskającą jego nadgarstek.
- Po prostu jest mi gorąco -
odparł, błądząc wzrokiem po pokoju, byle tylko nie spojrzeć mu w oczy. - Muszę
wyjść. Tylko na moment.
- Wyglądasz jakbyś był chory
- powiedział, przykładając dłoń do jego gorącego czoła. - Poprawka, jesteś
chory.
- Nic mi nie jest - nalegał,
nerwowo kręcąc się na łóżku. - Proszę, hyung, śpij już. Nawet nie zauważysz,
że...
Gorzki śmiech Kyungsoo
przerwał mu w pół zdania. Westchnął poddany, po czym pokręcił głową z
niedowierzaniem.
- Naprawdę myślisz, że nie zauważę, kiedy
kłamiesz? - spytał ze złością. - Że jestem na tyle głupi, by nie widzieć, co
się z tobą dzieje? Co dzieje się z nami? To, że nie znam twoich sekretów, nie
znaczy, że ich nie widzę, Jongin!
Miał wrażenie, że blada twarz
chłopaka po jego słowach stała się jeszcze mniej wyraźna. To był wystarczający
i jakże niemiły dowód na to, że się nie mylił.
A tak bardzo chciał się w tym
momencie mylić.
- O czym mówisz, Kyungsoo? -
spytał, jednak całym sobą zdradzał, że doskonale wie.
- To ty jesteś tym, który
powinien w końcu mi coś wyjaśnić - odparł oskarżycielsko. - Dlaczego Wu Fan
cię zna?
Oczy Jongina rozszerzyły się.
- Wu Fan? - powtórzył cicho.
- Tak, Wu Fan! - krzyknął
Kyungsoo, wstając z łóżka. - Ten cholerny diler! Wiesz co, naprawdę chciałbym
wierzyć, że to tylko jego podły żart, ale twoja reakcja jest jednoznaczna -
stanął przed nim z żałosną nadzieją wypisaną na twarzy. Nadzieją, że chłopak
jednak rozwieje jego podejrzenia. Jongin wstał z łóżka, w milczeniu mierząc go
wzrokiem. - Kai, proszę... w co ty się
wplątałeś? Zacząłeś z nimi handlować?
Chłopak głośno przełknął
ślinę.
- Popełniłem kolejny błąd -
odpowiedział słabym głosem. - Znowu wybrałem złą drogę i złych ludzi. Przez
moment czułem się kimś, a teraz czuję się nikim. Bo jestem nikim, słyszysz
hyung?! - krzyknął.
Zapadła ciężka cisza, w
momencie gdy prawda powoli wsączała się w poukładany świat Do Kyungsoo.
Fluorescencyjne gwiazdy nad ich głowami zdawały się być jedynym symbolem
łączącym ich z dawnymi czasami. Kim Jongin, jego książę, nauczył się kłamać.
- Jongin... - zaczął
niepewnie, robiąc krok w stronę chłopaka. - Pozwól sobie pomóc.
Wyciągnął dłoń w stronę jego
twarzy, jednak on w tym samym momencie się odsunął.
- To właśnie jest w tym
wszystkim najgorsze - powiedział, patrząc mu prosto w oczy. - Fakt, że znów cię
zawiodłem, kiedy jedyne, czego chciałem, to choć raz czymś ci zaimponować.
- Masz rację, zawiodłeś mnie
- powiedział z grobowym wyrazem twarzy. - Zawiodłeś mnie, mając przede mną
sekrety! Kłamiąc mi w żywe oczy!
Jongin rozłożył ręce.
- Co miałem ci powiedzieć?!
"Hyung, znalazłem nową pracę! Będę sprzedawał dragi! Pogratulujesz mi?
Teraz możesz mnie z miejsca zaaresztować. " - powiedział drwiąco,
wyciągając przed siebie dłonie, jak gdyby gotowy do skucia w kajdanki.
Kyungsoo mierzył go w
milczeniu wzrokiem, bowiem słowa chłopaka po raz kolejny sprowadziły go na
ziemie. Wcześniej był tak przejęty samym faktem, że Jongin go okłamywał, że
nawet nie pomyślał, w jakim świetle stawia ich cała ta sytuacja. Aresztowanie.
Tak, to właśnie powinien zrobić, choć dobrze wiedział, że nigdy tego nie zrobi.
Nigdy.
Spuścił wzrok, próbując z
całych sił zanegować prawdę. Kim Jongin był jego jedyną słabością, która mogła
go pokonać, zniszczyć jego prawy system podejmowania decyzji.
- Wybacz mi, Do Kyungsoo. -
Usłyszał cichy, łamiący się głos Jongina.
- Tak bardzo na to nie zasłużyłeś.
Zaskoczony uniósł czoło, by
zobaczyć jak drugi chłopak odwraca się i kieruje w stronę drzwi. Chciał pójść
zanim, zatrzymać go i obudzić się z tego przeklętego koszmaru, ale ściana,
której uprzednio nie zdążył zburzyć, zatrzymała go w miejscu.
- Kai! - krzyknął
zdesperowany.
Jongin zatrzymał się z ręką
na klamce, jednak nie odwrócił się, by na niego spojrzeć.
- Potrzebuje powietrza. Daj
mi moment - odpowiedział, otwierając drzwi.
- Tu wcale nie chodzi o
handel, prawda? - krzyknął za nim, jednak odpowiedziało mu trzaśnięcie drzwi. -
Tu chodzi o ciebie - dodał do siebie, po czym osunął się na podłogę przy łóżku.
***
Następnego dnia Kyungsoo
obudził się samotnie za to z męczącym bólem głowy. Ostatnia noc zdawała się być
jednym, długim koszmarem i naprawdę chciałby, żeby tak właśnie było. Tymczasem
pozostawała krótkim, ale zupełnie prawdziwym fragmentem jego życia. Nie miał
najmniejszej ochoty wstawać z łóżka, pewny że Jongin nie wrócił po swoim nocnym
"momencie". Kyungsoo był wykończony i poddany, a myślenie o chłopaku
jedynie pogarszało jego stan. Nie był pewien, ile minęło zanim ocknął się z
odrętwienia i postanowił zmierzyć z rzeczywistością, ale gdy w końcu udało mu
się wstać, bylo już po południu. Dobry moment na poranną kawę.
Cisza była przytłaczająca, a
oczekiwanie z niepewną nadzieją jedynie pogarszało sprawę. Kyungsoo czył się
obezwładniony, niezdolny do robienia czegokolwiek. Mógł jedynie siedzieć na
parapecie w ich sypialni z kolejnym kubkiem zimnej, gorzkiej kawy i wyglądać przez
okno. Chciał zobaczyć go idącego chodnikiem w stronę drzwi mieszkania,
zdrowego, pełnego energii i szczęśliwego. Tego Jongina, którego znał.
Nawet nie zauważył momentu,
gdy zapadł zmierzch, a na niebie zaczęły pojawiać się pierwsze gwiazdy.
"Gdy widzę gwiazdy, czuję się bezpieczniej. Jak gdybym widział
nad sobą anielskich strażników trzymających lampy, bym nigdy nie
zabłądził."
Miał nadzieję, że tej nocy
Jongin nie zabłądzi do domu. Zamknął oczy i oparł czoło o zimną szybę, co
okazało się chybionym pomysłem, bowiem wyobraźnia zaczęła podsuwać mu najgorsze
z możliwych scenariuszy. Dodatkowo udało mu się w tym momencie przegapić powrót
Jongina, a ocknął się dopiero, gdy usłyszał otwieranie drzwi frontowych.
Natychmiast zerwał się z parapetu, przygotowując się na konfrontację z
chłopakiem, którą tyle razy zdążył już odtworzyć w myślach.
Usłyszał hałas na korytarzu,
gdy coś uderzyło o drewniane panele na podłodze, a następnie zbliżające się
kroki. Kyungsoo ruszył w stronę drzwi, mimowolnie zaciskając dłonie w pięści.
Wściekłość i frustracja, kóre zbierały się w nim od ostatniej nocy zaczynały
przejmować kontrolę nad jego ciałem. Miał wielką ochotę przyłożyć Jonginowi. Za
wszystko.
Drzwi uchyliły się i do
pokoju powoli i dyskretnie wszedł sam Kim Jongin, jak gdyby bał się, że obudzi
Kyungsoo. Szybko jednak zrozumiał swój błąd i zaskoczony zatrzymał się w
miejscu, wpatrzony w wykrzywioną w wściekłości twarz chłopaka. Kyungsoo nadal
zaciskał pięści, jednak wykonanie jakiegokolwiek ruchu przychodziło mu z trudnością.
Sam nie był już pewien, czy chce mu przyłożyć czy po prostu uściskać.
- Jednak nie śpisz -
powiedział Jongin po chwili niemego mierzenia się wzrokiem.
- Jednak żyjesz - odparł z
sarkazmem.
- Kyungsoo - zaczął, unikając
jego spojrzenia. - Przepraszam, byłem...
- Zajęty - dokończył za niego
wypranym z emocji głosem. - Dobrze się bawiłeś?
Jongin nic nie odpowiedział.
To nie pomagało Kyungsoo w trzymaniu nerwów na wodzy.
- Wróciłeś "na
moment"? - spytał tym samym tonem.
Ciszę przerwało głębokie
westchnienie Jongina. Odważył się unieść wzrok i spojrzeć na drugiego chłopaka.
- Nie mogłem wrócić -
powiedział cicho. - Widzę pogardę w twoich oczach, Do Kyungsoo. Widzę ją, gdy
na mnie patrzysz. Najprawdopodobniej na to zasłużyłem...
- Najprawdopodobniej? -
powtórzył kpiąco.
- Co nie zmienia faktu, że
nie potrafię tego znieść - kontynuował, ignorując uwagę. - Bo dopiero teraz, tu
przy tobie, dociera do mnie, że przegrałem wszystko, co miałem.
Kyungsoo zaśmiał się gorzko i
niespodziewanie, robiąc krok w stronę Jongina. Nie odsunął się, a jedynie
patrzył matowym spojrzeniem w podłogę.
- Życie to nie przeklęta gra,
Jongin! Ale ty nawet nie próbujesz walczyć! Poddałeś się na samym początku!
Nawet nie dałeś mi zrobić mojego ruchu!
W odpowiedzi Jongin zmrużył
oczy i spojrzał pytająco na rozeźlonego chłopaka tuż przed sobą. Byli tak
blisko siebie, że Kyungsoo mógł zobaczyć jego niezdrowo błyszczące oczy.
- Zamierzasz mnie aresztować,
hyung? - spytał, a Kyungsoo zauważył, jak jego źrenice rozszerzają się przy tym
w strachu.
Chciał mu powiedzieć, jak
wielkim był głupcem za to, że nie przyszedł do niego, gdy wpadł w ten cały
narkotykowy cyrk i jak bardzo miał dość dalszego niańczenia go. Pragnął
wykrzyczeć mu gorzkie podziękowania za to, jak w kilka tygodni zrujnował coś,
co budowali razem przez tyle lat! Jednocześnie, chciał wyszeptać, że mimo to go
kocha, ale nawet szept okazał się zadaniem niemożliwym.
Zamiast tego wszystkiego
zrobił coś, czego w pierwszej kolejności sam się nie spodziewał, a tym bardziej
nie mógł spodziewać się tego Kim Jongin. Kyungsoo przegapił jego reakcję,
bowiem zamknął oczy w tym samym momencie, gdy stanąwszy na palcach, pocałował
go z nieznaną mu natarczywością. W tym krótkim desperackim akcie, będącym jednocześnie
jego momentem załamania, jedyne czego pragnął, to poczuć bliskość Jongina,
której ostatnimi czasy tak bardzo mu brakowało.
Początkowo Kai stał
nieruchomo, najwyraźniej zaskoczony działaniem Kyungsoo, jednak po chwili
odpowiedział na pocałunek z tą samą siłą, przyciągając chłopaka do siebie,
redukując pozostałą między nimi odległość. Kyungsoo zacisnął powieki jeszcze
mocniej, chcąc powstrzymać rodzące się pod nimi łzy. Ten tłumiony płacz był
kumulacją jego frustracji, samotności i bólu. Słodko-gorzki pocałunek jedynie
wszystko utrudniał.
Jongin całował go z
zachłannością, której tak dawno od niego nie otrzymał, że tym samym pragnął
przedłużyć ten moment o kilka cennych sekund. Wiedział jednak, że prędzej czy
później będzie musiał przestać, że będzie musiał ponownie stać sie
wystarczająco silny za nich oboje. To wcale nie było takie łatwe, tym bardziej,
że mimowolnie obaj kierowali się w stronę łóżka. Kyungsoo podjął decyzję i
zacisnął dłonie na koszuli Jongina, ciągnąc go za sobą, w stronę drugiej części
pokoju, tam, gdzie gwiazdy świeciły najjaśniej, tuż pod okno. Chłopak podążył
za nim, nie odrywając się od niego ani na moment.
Musiał to zrobić. Teraz albo
nigdy. Oderwał się od Jongina, ostatni raz spojrzawszy mu w oczy, uderzył go
słabo, jednak na tyle mocno, by chłopak upadł na podłogę i na tyle mocno, by w
tym samym momencie znienawidził samego siebie. Zanim jednak emocje wzięły nad
nim górę i zanim drugi chłopak zorientował się w sytuacji, wyciągnął z kieszeni
kajdanki i przykuł jego nadgarstek do kaloryfera pod oknem.
- Kyungsoo, co do...
- Tak, zamierzam cię
aresztować - powiedział, dysząc ciężko. - Tu i teraz. Dopóki nie powiesz mi,
DLACZEGO, JONGIN?! - krzyknął ze łzami w oczach. - Dlaczego to robisz? -
wyszeptał słabiej, odsuwając się od chłopaka, bowiem jeszcze moment a poddałby
się i rozkuł go, pozwalając odejść raz na zawsze.
I żałować tego przez resztę
życia.
- Kyungsoo, wypuść mnie! -
Jongin szarpał nadgarstkiem, jak gdyby naprawdę wierzył, że może zerwać
metalową obręcz. - Jak możesz to robić?!
- Jak ty możesz to robić?! -
krzyknął, wstając z podłogi.
- A co miałem zrobić?! - W
jego głosie Kyungsoo odnotował bolesną rozpacz. Zamknął oczy. - Nie mogłem ci
powiedzieć, co robię! Nie mogłem stawiać cię w takiej sytuacji! Nie chciałem,
żebyś mnie oceniał. Wszyscy, ale nie ty...
- Jongin, mogłem ci pomóc...
- mruknął. Czuł się słabo, więc ponownie
usiadł na podłodze pod łóżkiem.
- Ten jeden jedyny raz
chciałem sam sobie poradzić.
W odpowiedzi Kyungsoo zaśmiał
się sardonicznie.
- I co chciałeś sobie
udowodnić, pakując się w taką branżę? Jak bardzo potrafisz być zbuntowany? Och
tak, kobiety kochają zbuntowanych...
- Zamknij się, Kyungsoo, bo
nie masz o niczym pojęcia - wysyczał Jongin, ponownie szarpiąc za kajdany. -
Rozkuj mnie!
Robił przy tym hałas ciężki
do zniesienia, jednak Kyungsoo znalazł w sobie na tyle siły, by pozostać
nieustępliwym. Zbliżył się w stronę okna, by móc spojrzeć mu w oczy. Przykucnął
tuż przed chłopakiem o morderczym wzroku skierowanym prosto w jego osobę.
- Masz rację - zaczął
poważnym tonem. - Nie mam o niczym pojęcia, bo postanowiłeś wszystko przede mną
ukrywać, w tym samego siebie. Powiedz, czy mogę ci jeszcze w czymkolwiek ufać?
Jeśli cię rozkuję, co zrobisz, Jongin?
Jongin długo milczał,
przestał nawet siłować się z kajdankami, a jedynie patrzył na obojętną maskę
powstałą na twarzy Kyungsoo.
- Wiem, że popełniłem błąd,
już nawet sam nie potrafię sobie zaufać, ale jeśli mnie uwolnisz, ja uwolnię
cię od siebie. Obiecuję, że przestanę sprawiać problemy, raz na dobre.
Kyungsoo poczuł niemiłe
ukłucie w klatce piersiowej, a przez moment z trudnością przychodziło mu
oddychać. Wizja przyszłości Jongina wydawała sie gorsza od całego piekła,
którego doświadczyli ostatnio.
- Myślisz, że to takie
proste? - spytał, siląc się na to, by jego głos się nie załamał. - Myślisz, że
tak po prostu pozwolę ci odejść?
Jongin milczał.
- Nie możesz mnie zostawić,
Jongin - wyszeptał, czując, że traci całą siłę.
Na bladym policzku Jongina
zabłysnęła łza.
- Ty i ja przeciwko całemu
światu, pamiętasz? To był nasz plan - powiedział Kyungsoo, po czym zacisnął
usta, by powstrzymać płacz.
Jongin podciągnął kolana pod
klatkę i oparł na nich głowę, ukrywając twarz, jednak drugi chłopak usłyszał
jego ciche łkanie.
- Kyungsoo, jak mogłem ci to
zrobić... - Usłyszał jego zduszony głos. - Właśnie tobie, jedynej osobie, która
się dla mnie liczy.
- Kai - zaczął, wyciągając
dłoń w jego stronę. Niepewnie położył ją na jego głowie, a chłopak drgnął pod
wpływem tego dotyku. - Wiesz, że zawsze stanę za tobą. Po prostu... nie
odtrącaj mnie, proszę.
Czas zatrzymał się w miejscu,
a oni trwali w tej pozycji, starając się uspokoić. Kyungsoo delikatnie gładził
jego włosy, a płacz Jongina powoli ustępował.
- Potrzebowałem pieniędzy -
odezwał się w końcu Jongin, przerywając moment bezczasu.
Kyungsoo zmrużył oczy,
przechylając głowę.
- Mogłeś mnie....
- Nie mogłem cię o nie prosić
- przerwał mu, nagle unosząc głowę. Spojrzał na niego zapuchniętymi oczami,
które wciąż błyszczały od świeżych łez. - Potrzebowałem swoich pieniędzy, by
kupić... ja... ja po prostu chciałem ci kupić pierścionek.
Kyungsoo milczał, niezdolny
do wypowiedzenia czegokolwiek.
- Zaręczynowy - dodał Jongin,
speszony odwracając wzrok. - Oczywiście, udało mi się wszystko zrujnować. Jak
zwykle.
Cisza. Cisza niepewności
zapanowała w pokoju i Kyungsoo miał wrażenie, że słyszy bicie własnego serca.
- Jongin, czy ty chciałeś się
oświadczyć? - udało mu się ostatecznie zapytać.
- Nie udało m się - mruknął,
spuszczając wzrok.
Kyungsoo chwycił jego twarz w
swoje dłonie, zmuszając go, by znów na niego spojrzał.
- Naprawdę nie potrzebuje
tego pierścionka - wyszeptał, opierając czoło o czoło chłopaka. - Potrzebuje
ciebie.
Jongin odetchnął głęboko,
ujmując jedną dłoń wilgotną od łez twarz Kyungsoo.
- Wszystko zepsułem.
Przepraszam, hyung...
- Więc to napraw - powiedział
Kyungsoo stanowczym tonem, po czym odsunął się od drugiego chłopaka.
Jongin obserwował, jak unosi
się na kolanach, by po chwili wyciągnąć z kieszeni bluzy kluczyk do kajdanek
- I ostrzegam cię, lepiej nie
próbuj żadnych sztuczek - dodał świetlenie poważnie, mierząc w niego dłonią z
kluczem. W odpowiedzi Kai pokiwał głową. - Radziłem sobie z gorszymi
przypadkami.
Jongin zaśmiał się po raz
pierwszy od długiego czasu i Kyungsoo
uznał to za dobry zwiastun.
- Będę tym dobrym chłopakiem
- obiecał mu, gdy drugi chłopak mocował się z zamknięciem.
Po chwili Jongin był wolny i
zaczął masować nadgarstek, który udało mu się boleśnie obić podczas szarpaniny.
- Mam nadzieję, że będziesz,
Jongin - powiedział z lekką nutą groźby w głosie, choć tak naprawdę wewnątrz
zaczynał skakać z radości na myśl, że może w końcu wszystko zacznie się
układać. - Masz się zachowywać i słuchać tego, co do ciebie mówię, zrozumiano?
Jongin pokiwał głową, jego
szeroki uśmiech zdawał się promienieć w ciemności.
- Dobrze.
- W takim razie, napraw mnie,
Kai - powiedział, nachylając się nad chłopakiem. Jego oczy wciąż świeciły od
niedawnych łez.
- Hyung.. - uśmiech zniknął z
jego twarzy, gdy ponownie dostrzegł ból na twarzy Kyungsoo.
- Po prostu mnie pocałuj -
wyszeptał, wplatając dłonie w jego włosy. - I kochaj, bo bez tego powoli
umieram. Proszę?
Jongin nie odpowiedział, a
jedynie zaczął całować nowe łzy na policzkach Kyungsoo, których ten nawet nie
był świadomy, by po chwili znaleźć jego usta i złączyć się z nim w subtelnym
pocałunku.
Wiedzieli, że problemy nie
znikną od razu, jednak tej nocy równie dobrze mogły nie istnieć, jak gdyby cały
świat zamknął się w tylko w ich osobach. Kochali się na swoim łóżku, krzycząc z
miłości i płacząc z miłości, mając w sercu tę jedną prośbę - by świat zatrzymał
się na tym momencie.
"- Miłość... -
zaczęła, zastanawiając się, jak wyjaśnić dziecku to piękne i czyste, a zarazem
tak skomplikowane uczucie w sposób, który zrozumie. - Miłość pojawia się wtedy,
gdy zaczynasz kochać widzieć tak, jak gdyby ta osoba była częścią ciebie.
Kochasz kogoś i chcesz się nim zaopiekować, zdradzać sekrety, pokładać ufność,
cenisz jego dobro ponad swoje... ta osoba staje się częścią twojego życia,
znasz ją najlepiej na świecie, macie swój własny język do porozumienia..."
Witam ponownie ^^
jak mówiłam, z drugą
częścią, o której sama nie wiem, co
mogłabym powiedzieć...
Zawsze chciałam
napisać opowiadanie, w którym mogłabym ukazać bohaterów od dzieciństwa i
pokierować ich przez życie, niczym własne dzieci. Jest to chyba pierwsza taka
moja próba pisania o rzeczach zupełnie przyziemnych, w sposób jak najmniej
przyziemny. Wciąż nie jestem pewna, czy to jednak moja bajka. Nie wiem też, dlaczego zaczęłam pisać o narkotykach, skoro to jeden z tematów, których naprawdę nie lubię.
W każdym razie,
pierwsza część za nami i w tym miejscu powinnam Was ostrzec, bowiem w drugiej
partii trochę namieszam [to bardzo delikatne słowo]. Osobom lubiącym spokojne
historie proponuję uznać tę część za finałową. Później mogę łamać serca, następnie
próbować je kleić, ale cóż, nie jestem lekarzem... Nie chciałabym mieć nikogo
na sumieniu.
Jeszcze nie wiem,
kiedy ją opublikuje, bo nadchodzi walentynkowy weekend, a następnie mój powrót
do rzeczywistości. Obiecuję zrobić to najszybciej się da, najprawdopodobniej w
następnym tygodniu.
Dziękuję za
komentarze <3 Piszcie cokolwiek Wam w duszy gra, jestem wdzięczna za szczere opinie. Wiem, że popełniam błędy, więc będzie miło jeśli pomożecie mi je naprawić.
Życzę wszystkim
udanych walentynek, bez względu na to, jak zamierzacie je spędzić. Po prostu
bądźcie szczęśliwi :*
Całuję! :*
Nie sądziłam, że potrafię poryczeć się przy takiej fabule. Jak ty to robisz, że ich uczucia wydają się być takie realne... Czytając ciebie, czuje się jak przy czytaniu niesamowicie dobrej książki. Takiej, przy której zarywasz pięć nocy z rzędu, byle wiedzieć co będzie dalej... Zakładam, że nie zdziwi cię, że przeraża mnie fakt, że na następną część będę musiała czekać tak dłuuugo - lecz mimo to nie poganiam... Tyle czekałam na twój nowy wpis, że poczekam jeszcze trochę. Co do błędów - wyłapałam zaledwie z 3-4 literówki. Co do fabuły - niespodziewanie zmienna, co gorsza, zapowiada się być istnym kameleonem, lecz znając twoją twórczość będę ryczeć cały czas, śmiać się w trakcie i ubolewać, że to już koniec... Proszę... Nie zwracaj uwagi na błędy składniowe, czy brak sensu mojej wypowiedzi... Nie umiem pisać, gdy mam za zadanie skomentować twoje opowiadania. Kocham cię i twoją twórczość. Do tego ten Kyungsoo... Jesteś jedną z nielicznych osób, której opowiadanie z tak niesamowitej perspektywy ujęło jego osobowość. Jest tu taki kochany, wyjątkowy... Taki, jak zawsze chciałam go widzieć. Dziękuję, że miałam okazję ujrzeć go w takim wydaniu. Tak niesamowitym wydaniu. Czemu to piszę? Mówiąc krótko - nie lubię KaiSoo. Są pospolite. Ludzie nie potrafią pisać o nich ciekawie, lecz... Tobie się udało. *Nie zdziwiona tym faktem.* Wychodzi ci niesamowicie. Dlatego... Wyczekuje kontynuacji! Będę sprawdzać kilka razy dziennie, czy przez przypadek czegoś nie wstawiłaś! Moja mentorko. Życzę dużo wolnego czasu, szczęścia i weny... Mam nadzieje, że nie napisałam zbyt wiele nie potrzebnych słów. Mam nadzieje, że jestem zrozumiała w moim potoku myśli. Hwighting!~
OdpowiedzUsuńTsukiKira