GATUNEK: Romans,
okruchy życia, wątki pseudo-kryminalne, angst
BOHATEROWIE:
Do Kyungsoo, Kim Jongin
OSTRZEŻENIA:
Brutalność
To zabawne, jak bardzo świat Do Kyungsoo odzyskał koloryt od
momentu, gdy on sam odzyskał dawnego
Jongina. Momentami miał wrażenie, że wszystko było przesycone barwami i
energią, przez co miał ochotę w jednej chwili spakować walizki i lecieć
podbijać wszechświat. Czuł się silniejszy niż kiedykolwiek wcześniej, a
świat zdawał się jedynie trzymać za
niego kciuki. Wiedział, że bardzo dużą rolę w tej zmianie odegrał sam Kim
Jongin, który podobnie jak on, ostatecznie odbił się od passy niepowodzeń i
zaczął kontrolować własne życie.
Ten chłopak stał się jego bronią, niczym klucz rozwiązujący
frustrującą, narkotykową gonitwę, a raczej bezowocne kręcenie się w kółko.
Wystąpił w roli świadka koronnego, zdradzając wszystko, co udało mu się odkryć
o grupie, z którą niedawno współpracował. Z jego pomocą, Kyungsoo udało się
pojmać kolejnych członków grupy Wu Fana, a on sam upajał się widokiem jego
rozwścieczonej twarzy wobec ponoszonej porażki. W takich chwilach wiedział, że
było warto. Wszystko, co wydarzyło się do tej pory, okazało się mieć swój sens.
- Myślisz, że byłbym dobrym tancerzem? - spytał Jongin,
wyrywając go z zamyślenia.
Niespiesznie spacerowali chodnikiem, ciesząc się słoneczną
pogodą, która ostatnio była rzadkością, przegoniona tygodniami ciężkich ulew. To
miłe doznanie poczuć na skórze wiosenne promienie słoneczne, niczym pierwszy przedsmak
lata.
- Możliwe - odparł Kyungsoo, kątem oka podziwiając umięśnione
ramiona chłopaka, odsłonięte przez krótki rękaw T-shirtu. - Ale nigdy nie
widziałem, jak tańczysz. Skąd w ogóle ten pomysł?
Jongin wzruszył ramionami.
- Nie wiem. Czasem po prostu się nad tym zastanawiam -
wyjaśnił, posyłając mu lekki uśmiech. - Czasem o tym śnię.
- To muszą być twoje najnormalniejsze sny - podsumował ze
złośliwym uśmiechem.
Kai szturchnął go łokciem w bok.
- Tak, biorąc pod uwagę, że zwykle śnię o tobie i smokach -
odciął się, gdy przechodzili na drugą
stronę ulicy. - Taniec wydaje się z tego wszystkiego najnormalniejszy.
- W takim razie, spróbuj - zaproponował Kyungsoo, po czym chwycił
go za ramię i zatrzymał w miejscu, bo chodnikiem jechał rozpędzony rowerzysta,
prawie na nich wpadając.
Jongin złapał się za klatkę piersiową, jak gdyby spodziewając
się ataku serca. Obaj odprowadzili rower
i jego właściciela morderczym wzrokiem, gdy wjechał do pobliskiego parku.
- Powinieneś go zaaresztować, hyung - stwierdził Jongin, gdy
ponownie ruszyli przed siebie.
- Zrobiłbym to, gdybym nie musiał martwić się o swoje życie -
mruknął, kierując ich kroki w stronę parku.
Jongin momentalnie zatrzymał się w miejscu, widząc, że zbliżają
się w stronę urokliwej alejki między drzewami.
- Chyba żartujesz - wyznał z niedowierzaniem kręcąc głową.-
Nie wejdę tam.
Kyungsoo przekrzywił pytająco głowę, nie do końca rozumiejąc,
co tym razem zaprzątało głowę chłopaka.
- To ten park - powiedział ze śmiertelnie poważną miną.
Kyungsoo nie reagował. - To park z duchem tego dzieciaka. Nigdy tam nie wejdę!
W odpowiedzi Kyungsoo wywrócił oczami, przypomniawszy sobie o
domniemanej klątwie i papierowym sercu, którego sam stał się strażnikiem. W tym
samym momencie dotarło do niego, że zupełnie o nim zapomniał i porzucił w
kieszeni marynarki. Dobrą chwilę zajęło mu przypomnienie sobie, którą marynarkę
miał założoną tego dnia.
- Daj spokój, Kai - nalegał, ciągnąc go alejką wgłąb
zielonego serca miasta. - Trzeba przełamywać swoje lęki.
Jongin w milczeniu pozwolił mu się prowadzić, jednak całym
sobą zdradzał swoje sceptyczne nastawienie.
- Poza tym, jest bardzo małe prawdopodobieństwo, że akurat
dziś spotkasz tego dzieciaka - dodał, gdy znaleźli się w środku parku,
urokliwym placu z fontanną i marmurowymi ławkami dookoła.
Kyungsoo nie ukrywał, że cała historia z chłopcem tego
konkretnego dnia nie mogła zepsuć mu humoru, bowiem był zbyt szczęśliwy na myśl,
że pierwszy raz od tak dawna mógł spędzić cały dzień tylko i wyłącznie z
Jonginem. Trzymając go rękę ruszył w stronę jednej z niewielu pustych ławek -
najwyraźniej ładna pogoda zachęciła do spacerów nie tylko ich - jednak stanął,
gdy drugi chłopak zatrzymał się nieopodal fontanny.
- Mówisz?
Kyungsoo podążył za jego spojrzeniem w stronę drobnego
chłopca siedzącego na murku fontanny. On również patrzył prosto na nich z nad
trochę przydługiej, czarnej grzywki i wskazywał palcem na Jongina.
- Wygląda... zupełnie niegroźnie - uznał Kyungsoo,
przekrzywiając głowę. - Nawet uroczo.
Reakcja Jongina wydawała mu się komiczna. Jego twarz
pobladła, po czym ścisnął dłoń drugiego chłopaka tak mocno, że Kyungsoo
skrzywił się z bólu.
- Jongin, to tylko mały chłopiec! - jęknął, po czym pomachał
w stronę nieznanego mu dziecka.
- Co robisz, hyung? Nie nawiązuj z nim żadnego kontaktu! -
krzyknął na niego ze strachem w oczach, po czym pociągnął go w drugą stronę. -
Idziemy stąd.
Nie zdążył ubiec spod wzroku obserwującego ich chłopca,
bowiem gdy tylko się odwrócił piskliwy głos za plecami zatrzymał go w miejscu.
Jongin drgnął na znajomy dźwięk, a Kyungsoo z szerokim uśmiechem przyglądał się
biegnącemu w ich kierunku dziecku.
- Ty! - zawołał chłopiec, wskazując na Jongina. - Wiem, że to
ty!
Zatrzymał się przed nimi, łapiąc oddech. Z bliska wydawał się
jeszcze drobniejszy, dodatkowo Kyungsoo rzuciło się w oczy, jak bardzo był
chudy.
- Tak, ja - odpowiedział bystro Jongin, stojąc jeden krok za
Kyungsoo, którego cała sytuacja zdawała się bawić.
- Dlaczego zacząłeś uciekać? Czy coś nie tak z moim sercem? -
spytał, przekrzywiając głowę, a długa grzywka zakryła jego duże oczy. - Czy
dobrze się nim opiekujesz?
Jongin momentalnie zwrócił się w stronę Kyungsoo, jak gdyby
sam ciekawy odpowiedzi. Chłopak otworzył usta, zdając sobie sprawę, że tak
naprawdę nie był do końca pewny. Cóż, mógł uznać, że był prawie pewny.
- Wszystko jest z nim w porządku - zapewnił chłopca, który
dopiero w tym momencie zwrócił na niego uwagę. - Sam tego dopilnowałem - dodał,
posyłając mu szeroki uśmiech i jego serce zabiło ze szczęścia, gdy mała istota
przed nim odwzajemniła gest.
- Wspaniale - zawołał uspokojony. - Ona też byłaby
szczęśliwa. Tego właśnie chciała, gdy mi je podarowała.
- Kto? - spytali go równocześnie.
Chłopiec zamrugał kilkakrotnie, jak gdyby zdziwiony, że tego
nie wiedzą.
- Moja mama - odparł, nieświadomie splatając dłonie. -
Powiedziała, że to najważniejsza rzecz w moim życiu, bym oddał swoje serce
ludziom, którzy tego potrzebują. A ty - zwrócił się do Jongina. - tamtego dnia
wyglądałeś bardzo smutno.
Jongin wytrzeszczył oczy zaskoczony faktem, że nieznajome
dziecko potrafiło zaobserwować tak wiele. W końcu dotarło do niego, jak bardzo
mylił się w jego ocenie, przez co zmieszany przeczesał ręką włosy.
- Twoja mama musi być mądrą kobietą - powiedział Kyungsoo z
lekkim uśmiechem. - tak samo jak ty.
- Moja mama była najlepsza
- zgodził się, jednak uśmiech na jego twarzy przygasł.
Ani Kyungsoo ani Jongin nie wiedzieli, co odpowiedzieć, gdy
smutna prawda do nich dotarła. W tamtym momencie zapewne oboje zobaczyli w tym
małym chłopcu samych siebie sprzed lat.
- Ale wciąż tu jest, prawda? - powiedział, siląc się na
wesoły ton i wskazując na klatkę piersiową, gdzie biło jego serce. - Wiem, że
jest.
- Tak - powiedział cicho Jongin, po czym wyciągnął przed
siebie dłoń i niepewnie pogłaskał dziecko po głowie. - I zawsze tam będzie. Nigdy
o tym nie zapomnij.
Chłopiec uśmiechnął się do niego i pokiwał głową.
- A ty dobrze opiekuj się tym sercem - przypomniał mu, robiąc
krok do tyłu. - To w końcu największy dar.
Miał rację.
Pożegnał się z nimi i odszedł w swoją stronę, natomiast oni w
milczeniu ruszyli dalej z myślami wokół nieznajomego dziecka, które zdawało się
wiedzieć o miłości więcej niż niejeden dorosły człowiek.
***
"Nigdy nie kocha się za bardzo."
- Éric-Emmanuel Schmitt
Tej nocy księżyc świecił w pełni, okraszając otoczenie
srebrnym, enigmatycznym blaskiem. Ulica była uśpiona i cicha, a Kyungsoo po raz
kolejny docenił fakt, że ich mieszkanie znajdowało się na obrzeżach z dala od
miejskiego hałasu.
Siedzieli z Jonginem na podłodze swojego niewielkiego
balkonu, niczym jedyne żywe dusze w tej
okolicy. Lubili spędzać tu czas, bo takie momenty miały w sobie coś magicznego,
dostępnego tylko dla nich.
- Twoja kolej - ogłosił Jongin,
Przewiesił nogi przez balustradę. Na balkonie nie było
wystarczająco miejsca, by mógł je swobodnie wyciągnąć, jednak nie narzekał,
bowiem ograniczona przestrzeń sprawiała, że siedzieli bardzo blisko siebie.
Obserwował, jak Kyungsoo sięga do pudełka z czekoladkami i niepewnie wybiera tę
w kształcie róży. Włożył ją do ust i zaczął delektować się smakiem. Jongin w
tym czasie zapatrzył się na płomień świecy, którego odbicie igrało w oczach
chłopaka.
Chciał go pocałować.
W tym samym momencie twarz Kyungsoo wykrzywiła się w
grymasie, na co Jongin uśmiechnął się mimowolnie, bowiem i to miało swój urok.
- Marcepan - powiedział, z trudnością przełykając czekoladkę.
Jongin wziął kartę z wypisanymi smakami, po czym znalazł tę w
kształcie róży.
- Dobrze - powiedział, trochę zawiedziony. - Tym razem masz
szczęście.
- Nie cierpię marcepanu, więc to połowiczne szczęście. - mruknął. - Twoja kolej, Kai.
Chłopak sięgnął po pierwszą z brzegu pralinę w kształcie
klonowego liścia. Przyglądał jej się przez moment, po czym wzruszywszy
ramionami, ugryzł połowę. Słodycz rozpłynęła się po jego ustach, a po chwili
poczuł lekko kwaśny, owocowy posmak.
- Śliwka? - spytał, patrząc na drugą część czekoladki.
Kyungsoo sprawdził smak. Jongin, widząc złośliwy uśmiech
rodzący się na jego ustach, wiedział, że coś było nie tak.
- Nie mam pojęcia, jak mogłeś pomylić śliwkę z wiśnią! -
powiedział, kręcąc z niedowierzaniem głową.
- Wypiłem już sporo - tłumaczył się i w istocie zaczynał
czuć, jak alkohol pali go od środka, wprowadzając go w przyjemny nastrój
otępienia.
- Jest trzy do dwóch - przypomniał mu Kyungsoo, po czym wziął
butelkę białego wina i nalał do kieliszka drugiego chłopaka. - Teraz już trzy
do trzech.
Jongin westchnął, biorąc do ręki kieliszek.
- Zanim to wypije, chyba powinienem coś powiedzieć, bo później
uznasz to za pijany żart - powiedział, odkładając wino i przybliżając się do
zdezorientowanego chłopaka. - Chcę tylko powiedzieć, że to ty jesteś tym
wszystkim, czego szukałem w życiu, Do Kyungsoo - Szybko przyłożył palec do ust
drugiego chłopaka, który najprawdopodobniej chciał zniszczyć jego moment swoim sarkastycznym
komentarzem. - I mam coś dla ciebie.
Kyungsoo zamrugał kilkakrotnie, po czym z ciekawością
obserwował, jak Jongin szukał czegoś w kieszeni spodni.
- Mam nadzieję, że nie próbujesz jedynie odwrócić mojej uwagi
i wykręcić się od picia... Co to? - urwał zaskoczony, gdy Jongin bez słowa
wziął go za lewą dłoń i wsunął na serdeczny palec srebrną obrączkę.
- To nie są zaręczyny - powiedział, śmiejąc się na widok
zszokowanej miny drugiego chłopaka, który wbijał wzrok w srebrny przedmiot na
swoim palcu. - To tylko... symbol. Mam taką samą - dodał i uniósł w górę lewą
dłoń, na której w świetle świecy, zamigotała srebrna obrączka. - Spójrz -
zbliżył rękę do jego twarzy. - Wygrawerowałem na nich gwiazdy.
Kyungsoo przyglądał się w milczeniu obrączce, czując że coś
ściska go w gardle.
- To piękny symbol, Jongin - powiedział cicho, odzyskując
mowę. - I nie mam pojęcia, co powiedzieć - pokręcił głową, walcząc ze
wzruszeniem. Wypite wino niczego nie ułatwiało. - Kocham cię za bardzo, by to
ująć w słowa.
Uśmiech Jongina zdawał się być jaśniejszy od płomienia
świecy.
- Zawsze możesz mi pokazać - zaproponował, nachylając się nad
nim jeszcze bardziej.
- Pokażę - zgodził się, po czym uklęknął przed nim, złączając
ich usta w pocałunku.
***
Jongin najprawdopodobniej miał rację, zastanawiając się nad
tańcem, bowiem, gdy zaczął uczęszczać na zajęcia, odkrył, że sprawia mu to
niezwykłą radość. Próbował różnych rzeczy, jednak jego ostateczną formą okazał
się hip hop. Kyungsoo cieszył się razem z nim, jednak mimo że minęły tygodnie,
nigdy nie widział go tańczącego. Miał nadzieję, że niedługo doczeka tego
momentu, a póki co czerpał przyjemność z samego widoku Jongina, promieniującego
nową energią i entuzjazmem.
Stworzyli swoją własną rutynę dnia - Kyungsoo zwykle zaczynał
wcześniej i tak też kończył, przez co to on był zwykle tym, który czekał
wieczorem na powrót Jongina. Bez obaw, bez podejrzeń, tak było dużo łatwiej.
Nie przejął go zbytnio fakt, że chłopak już powinien wrócić z
treningu, bowiem spóźnienia stanowiły niemal nieodłączną część natury Kima
Jongina. Przez te wszystkie lata Kyungsoo uzbroił się w duże pokłady
cierpliwości.
Siedział przy kuchennym stole, czytając akta nowego
podejrzanego, jednak myślami błądził wokół niego, a dłońmi odruchowo obracał
obrączkę na palcu. Podskoczył w miejscu, gdy w cichym, pustym mieszkaniu
rozległ się głośny dźwięk jego telefonu. Natychmiast zerwał się z miejsca i
pobiegł w stronę holu, gdzie w płaszczu zostawił komórkę. Odebrał szybko z
nadzieją, że usłyszy znajome
"jestem w drodze, hyung."
Nie usłyszał.
- Halo? - spytał niepewnie, bowiem z drugiej strony nie
doczekał się ani słowa, a jedynie szmer i jak gdyby zduszony jęk. Zmarszczył
brwi. - Halo?!
Szmery stały się wyraźniejsze, po czym jego uszu dobiegł
czyjś niewyraźny chichot.
- Odciąłem ci skrzydła, ptaszyno - powiedział męski, niski
głos po drugiej stronie. - Jak teraz polecisz, Do Kyungsoo?
Początkowo telefon uznał za głupi żart, takie zdarzały się już
wcześniej, więc nie trudno było mu połączyć tych dwóch rzeczy. Na końcu języka
miał już ripostę do owego mało śmiesznego człowieka, jednak nagle zamarł ze
słowami na ustach. Jego serce zdawało się zatrzymać w miejscu, gdy uprzedni
zduszony jęk nasilił się do tego stopnia, że był w stanie go rozpoznać. Jongin.
- Nie - wyszeptał przerażony.
- Och, najwyraźniej usłyszałeś naszego nowego, uroczego
gościa - odezwał się nieznajomy kpiącym tonem. - Jongin, tak? Nie chciał się
przedstawić, ale Wu Fan mówił, że jest przystojny, więc to by się zgadzało.
Wu Fan? Nie, Wu Fan był zamknięty, widział go dzisiaj. Kyungsoo zacisnął pięści. To nie mogło się
dziać. Pod żadnym pozorem nie mogło!
- Słuchaj, ty śmieciu - wycedził przez zęby. - Niech to
lepiej będzie głupi żart, bo przysięgam, że...
- Że co zrobisz? - przerwał mu mężczyzna, po czym zaśmiał się
niczym szaleniec. - Jeśli to nie żart, to co możesz zrobić, Do Kyungsoo?
- Zabiję cię - powiedział, starając się, by jego głos się nie
załamał.
Nastąpiła cisza przerwana jedynie śmiechem nieznajomego.
Nienawidził tego dźwięku, który z miejsca zaczął doprowadzać go do szału.
- Czekam - odezwał się wesoło. - Niestety, to nie jest opcją,
bo tym razem to nie ty układasz reguły.
- Ty...
- Jeśli cenisz tego chłopaka, spuścisz z tonu i zaczniesz
słuchać tego, co mam ci do powiedzenia - powiedział już poważnym tonem.
Kyungsoo milczał i przez chwilę znów usłyszał jęk, którego tak bardzo pragnąłby
nigdy nie usłyszeć. - Uwolnisz Wu Fana.
Nie. Nie mógł tego zrobić. Nigdy w swoim całym życiu nie mógł
tego zrobić!
- Słyszałeś mnie, ptaszyno? - rozległo się pytanie
zniecierpliwionego rozmówcy. - Uwolnisz Wu Fana, bo najprawdopodobniej moja
stopa właśnie dotyka całego twojego świata - Po tych słowach usłyszał kolejny
krzyk, przez co zacisnął mocno powieki, powtarzając sobie, że to nieprawda. -
Tak łatwo byłoby go... zniszczyć?
- Skąd mam wiedzieć, że nie kłamiesz?! - spytał, biorąc
głęboki oddech, by zapanować nad emocjami. - Chcę go zobaczyć, ty...
- Ciii... - uciszył go. - Dam ci trzy dni na przemyślenie
oferty, Kyungsoo. Będę na tyle miłosierny, by pozwolić wam na małą, słodką
rozmowę. Mów.
Kyungsoo usiadł na podłodze w holu, czując, że nogi odmawiają
mu posłuszeństwa. Usłyszał kroki, a następnie kolejny jęk. Później wszystko
ucichło, a jedyne co zostało to czyjś szybki oddech.
Zebrał się na odwagę.
- Jongin? - spytał, modląc się by to nie był on.
- Kyungsoo... - Zdusił krzyk bólu, słysząc znajomy głos. Był
słaby, ale w tej kwestii nie mógł się już dłużej oszukiwać. - Hyung... chyba
znowu narobiłem ci... kłopotu - mówił z przerwami, jak gdyby z trudem łapiąc
oddech. - Przepraszam.
Nie zauważył momentu, w którym łzy zaczęły płynąć po jego
policzkach. Nie tamował ich, nawet nie był w stanie. Czy w ogóle mógł jeszcze
mówić?
- Jongin, nie przepraszaj... - wydusił załamanym głosem. -
Obiecuję... obiecuję, że cię stamtąd wyciągnę. Prędzej zginę, ale znajdę cię,
słyszysz? Jongin... nie bój się.
- Wiem o tym, hyung - powiedział cicho, jednak z pewnością.
Kyungsoo nie usłyszał nic więcej, bo telefon ponownie przejął
porywacz.
- Zabiję cię! - krzyknął chłopak, znów słysząc jego chichot.
- Znajdę cię i zabiję!
- Najpierw uwolnisz, Wu Fana.
- Chcę go zobaczyć!
- Zobaczysz. Trzy dni, Do Kyungsoo. Przemyśl to. Słodkich
snów - powiedział przesłodzonym tonem, od którego chłopak miał ochotę rzucić
telefonem o ścianę, jednak zanim to uczynił, połączenie zostało przerwane.
Kyungsoo został sam, na podłodze w pustym mieszkaniu,
roztrzaskany na kawałeczki, niezdolny
ruszyć się z miejsca.
To nie mogło się dziać.
***
- Cela numer 13 - powiedział do strażnika tonem oficjalnym i
wypranym z emocji.
Miał wrażenie, że krępy mężczyzna rzucił mu zaniepokojone
spojrzenie i wcale nie wydawało mu się to dziwne. Wiedział, że wyglądał jak
wrak człowieka, tak też się czuł.
Wczorajszy wieczór nie był tylko koszmarem, był piekielną
rzeczywistością. Z taką myślą obudził się na zimnych panelach w korytarzu, nie
pamiętając momentu, w którym zasnął. Niewiele pamiętał, nawet momentu, w którym
wyszedł z domu i skierował się do więzienia. Samego siebie zaskoczył faktem, że
wciąż był w stanie funkcjonować. Nie mógł się poddać, pod żadnym pozorem.
Przyjął za pewne, że uwolni Jongina, że ten do niego wróci i nie przyjmował do
wiadomości żadnej innej opcji.
Ruszył za strażnikiem w stronę wskazanej celi, którą ostatnio
odwiedzał coraz rzadziej i przyjął tę zmianę z wdzięcznością. Dziś było to
ostatnie miejsce, w którym chciał się znaleźć.
Strażnik otworzył zamek i odciągnął kratę z niemiłym
skrzypnięciem.
- Poczekaj tu - zarządził mężczyźnie, po czym sam wszedł do
celi.
Wewnątrz panował półmrok, jednak jego wzrok od razu trafił na
siedzącą na łóżku wysoką postać.
Wu Fan uśmiechał się, patrząc mu prosto w oczy.
To wystarczyło, by Kyungsoo, niczym ten sam dwunastoletni
dzieciak, rzucił się na niego, celując pięścią w szczękę. Uderzył go z taką
siłą, że mężczyzna opadł na łóżko, mimo że był od niego dużo większy.
Kyungsoo chwycił się za nadgarstek, próbując powstrzymać
samego siebie przed wymierzeniem kolejnego ciosu. Oddychał ciężko, patrząc
morderczym wzrokiem w stronę powoli podnoszącego sie Wu Fana. Jeśli
kiedykolwiek czegoś szczerze nienawidził to właśnie był ten moment w jego
życiu.
- Jakiś problem, panie władzo? - spytał zimnym tonem
mężczyzna na łóżku i mimo, że krzywił się z bólu, potrafił wciąż uśmiechać
triumfalnie.
- Ty jesteś problemem - powiedział, zaciskając pięści. - Jak.
Śmiałeś.
Wu Fan prychnął kpiąco.
- Ostrzegałem cię, że będziesz żałował - odparł. - Mówiłem,
że to ja mam nad tobą władzę.
- Zamknij się! - powiedział, podnosząc ton, jednak wciąż nad
nim panował, nie chcąc sprowadzić strażników do celi. - Zamknij się i go
uwolnij.
- Znasz zasady. Ty wypuszczasz mnie, my wypuszczamy twojego
kochanka, to chyba prosty układ? - spytał drwiąco, unosząc jedną brew.
Kyungsoo zmrużył oczy.
- Śnisz - wysyczał.
- Nie, w innym razie to ty będziesz niedługo mógł jedynie o
nim śnić. To taki młody chłopak....Nie żal ci?
Zamknął oczy, jednak to nic nie dało, bowiem wyobraźnia
podsunęła mu obraz Jongina, a to ostatecznie przelało miarkę.
- Ty...! - zaczął, jednak nie skończył, rzuciwszy się z
pięściami na Wu Fana.
Bił go na oślep, z siłą której u siebie nie znał, napędzany wściekłością,
frustracją, a zarazem desperacją. Oto miał przed sobą główne źródło swoich
problemów.
A on tak bardzo chciał go odzyskać.
Uderzał i kopał mężczyznę, a ten nawet nie próbował się
bronić. Spojrzał na jego zakrwawioną twarz, jednak nawet to nie przyniosło mu
satysfakcji, a jedynie sprawiło, że czuł się jeszcze gorzej.
Nie pamiętał momentu, w którym strażnik siłą wyprowadził go z
sali. Upadł na podłogę w jego biurze, krzycząc i płacząc z niemocy. Mężczyzna
milczał, jak gdyby bojąc się do niego podejść.
To nie mogło się dziać.
***
Strażnik okazał się wyjątkowo wyrozumiałym człowiekiem i nie
zatrzymał go za pobicie więźnia, mimo że Kyungsoo nie powiedział nic na swoje
usprawiedliwienie. Doceniłby ten gest dużo bardziej, gdyby był w stanie
wskrzesić w sobie jakąkolwiek pozytywną emocję. Tę część jego serca wypełniała
pustka.
Wrócił do mieszkania, które wydawało mu się zupełnie obcym
miejscem, niczym więzienie. Jego własne więzienie, ale tysiąckroć gorsze, bo na
każdym kroku widział wspomnienie Jongina. Bał się wejść do sypialni, gdzie na
suficie fluorescencyjne gwiazdy były niczym gwoździe do jego trumny.
Wszedł do kuchni, z telefonem w ręku, po czym usiadł na
parapecie i z naiwną nadzieją wypatrywał Jongina.
***
Telefon zadzwonił o tej samej porze, co wczoraj i Kyungsoo
ponownie podskoczył w miejscu, tym razem z ciężko bijącym sercem. Nie musiał też
nigdzie iść, bo telefon miał ciągle przy sobie. Odebrał po pierwszym sygnale.
Zaskoczony zauważył, że była to video rozmowa.
Zobaczy go, było jego pierwszą myślą.
Wstrzymując oddech, czekał aż czarny ekran wypełni obraz.
Zanim to nastąpiło, usłyszał przesuwanie krzesła, a niedługo
po tym w telefonie pojawił się wgląd na puste pomieszczenie o ścianach w mdłym,
miętowym kolorze. Cierpliwie czekał na dalszy ciąg, jednak nic się nie
zmieniało. Dźwięk był niewyraźny i dobiegało do niego dużo szmeru oraz jeden
inny odgłos, jak gdyby ktoś... łkał? Wolał zrzucić to na swoje paranoiczne
myśli.
- Jesteś złym chłopcem, Kyungsoo - odezwał się znajomy głos
tego samego mężczyzny, co wczoraj. - Zamiast słuchać, o co cię prosimy, robisz
wszystko na opak. Próbujesz nas zdenerwować?
Kyungsoo zacisnął dłoń na telefonie.
- Gdzie on jest? - spytał głośno.
Odpowiedział mu chichot. Ktoś pociągnął nosem.
- Chyba naprawdę nas nie doceniasz, Kyungsoo. Gdyby tak było,
nie odważyłbyś się dotknąć Wu Fana - odezwał się mężczyzna. - Naprawdę musimy
ci to udowadniać, żebyś w końcu zrozumiał?
Zanim zdążył odpowiedzieć, rozległo się pukanie do drzwi.
Odruchowo ruszył z miejsca, z tą samą naiwną nadzieję, że to...
- Nigdzie nie idź, ptaszyno. Nie skończyliśmy, nie chcesz
kogoś zobaczyć? - Rozmówca zatrzymał go w miejscu.
Zapomniał o dzwonku do drzwi i wbił wzrok w ekran telefonu.
Obraz się poruszył, gdy ktoś skierował obiektyw w stronę rogu pomieszczenia. W
kadrze pojawiło się biurko, na którym nie było nic poza kilkoma ciemnymi
plamami. Kamera powędrowała w górę i Kyungsoo w końcu zobaczył Jongina.
Wstrzymał oddech i próbował powstrzymać nadchodzące łzy.
Twarz Jongina w sztucznym białym świetle była blada, a pod zapuchniętymi
oczami, po prawej stronie widniał świeży siniak. Kyungsoo zakrył usta dłonią na
widok tej pięknej i ukochanej twarzy jego księcia, teraz tak okrutnie
oszpeconej.
Zabije ich, powtórzył w myślach, nie spuszczając oczu z
Jongina.
Chłopak w telefonie zdawał się walczyć z płaczem, jednak kilka
łez i tak spłynęło po jego policzku. Nic nie mówił, zaciskając usta. Kyungsoo
nigdy nie widział tyle cierpienia na jego twarzy.
- Jongin... - powiedział, jednak zdał sobie sprawę, że i on
ma problemy z mówieniem. - Jongin, tak mi przykro.
Chłopak w odpowiedzi pokręcił głową, jednak wciąż nie odezwał
się słowem.
- Popełniłeś dziś wielki błąd, Do Kyungsoo - Usłyszał gdzieś
zza kadru telefonu poważny ton porywacza. - Okaleczyłeś Wu Fana.
Kyungsoo miał ochotę krzyczeć z furii, jednak widok
cierpiącej, a zarazem wciąż anielskiej twarzy Jongina, sprawiał, że mógł
jedynie płakać.
- A ja okaleczyłem jego.
Na te słowa o mało nie wypuścił telefonu z dłoni. Jego serce
zamarło, a oczy rozszerzyły się w przerażeniu.
- Co... - zaczął z trudem wymawiając kolejne słowa. - Co mu
zrobiłeś, ty potworze?!
Jongin załkał głośno, nie mogąc się dłużej powstrzymywać.
- Kyungsoo, kocham cię! - krzyknął zanim porywacz przekręcił
kamerę na pustą część pokoju.
- Masz dwa dni, Do Kyungsoo - powiedział rozmówca. - Postępuj
ostrożniej.
Połączenie zostało zakończone, zostawiając go w totalnym
szoku, wściekłego i tak bardzo bezwładnego.
Odłożył telefon na stole w obawie, że zaraz roztrzaskałby go
na kawałeczki, a stanowił on jedyne źródło łączące go z Jonginem.
Gdy szok zaczął ustępować, a jego umysł znów mógł względnie
trzeźwo myśleć, przypomniał sobie o dzwonku do drzwi. Czy możliwe, że osoba
wciąż czekała na korytarzu? Chcąc zająć czymś myśli, ruszył w stronę wejścia.
Otworzył drzwi, jednak nikogo tam nie zastał, jednak gdy zamykał je za sobą,
kątem oka dostrzegł małą paczkę na wycieraczce.
Przełknął głośno ślinę, po czym wziął ją i zatrzasnął za sobą drzwi. Natychmiast rzucił się do jej rozpakowywania, przewidując najgorsze
scenariusze.
Dlaczego tym razem nie mógł się mylić?
Krzyknął w prawdziwej rozpaczy oraz furii. Rzucił paczkę na podłogę, sam upadając na
kolana, zniszczony i doprowadzony na skraj wytrzymałości.
Chciał umrzeć. Tak bardzo chciał w tym momencie umrzeć.
W paczce znajdował się ludzki palec ze znajomą obrączką z
gwiazdą.
***
Nie wiedział, ile minęło zanim wstał z łóżka, ale miał
wrażenie, że przeleżał na nim dobre kilka lat, próbując pozbierać samego
siebie. Wiedział, że powinien być silny, ale tak naprawdę zaczynało mu brakować
wiary w samego siebie. Wciąż jednak miał cel i osobę, która w niego wierzyła.
Zaczynał nienawidzić samego siebie za to, że po raz kolejny ją zawodzi.
Przestał płakać,
bowiem najwyraźniej nie miał już czym. Usiadł na łóżku, próbując znaleźć dalszą
drogę działania. Tak trudno przychodziło mu myśleć racjonalnie, gdy całe jego
ciało zdawało się myśleć tylko o Jonginie. Wspomnienia niczym noże kaleczyły
jego ciało, które i bez tego stanowiło ludzki wrak.
Wtedy sobie o tym przypomniał.
Wstał z łóżka i dla zajęcia czymś myśli podczas tego
niekończącego się czekania na kolejną rozmowę, ruszył w stronę szafy.
Przeglądał swoje ubrania, starając się ignorować obecność ciuchów Jongina,
które niczego nie ułatwiały. W końcu znalazł granatową marynarkę, zapomnianą w
kącie szafy. Wyciągnął ją i zajrzał do kieszeni.
Była pusta. Ani śladu po sercu.
Dotarło do niego, że zawiódł go nawet w tej kwestii.
***
Musiał się poddać, przyznał przed samym sobą. Musiał to
zrobić i teraz przez pryzmat konsekwencji, zrozumiał jak bardzo był głupi, nie
zrobiwszy od razu tego, czego od niego oczekiwali. Nie miał pojęcia, jak dalej
żyć z myślą, że to przez niego Jongin został okaleczony, a w dodatku wciąż
istniało ryzyko wobec jego życia.
Zmuszony był czekać na telefon, bo porywacz dzwonił z numeru
zastrzeżonego. Był beznadziejnym stróżem prawa, nawet nie zasługiwał na to
miano. Tak bardzo zaczynał siebie nienawidzić.
Ostatnie trzy dni spędził na czekaniu i miał tego już
zupełnie dość. Pragnął to skończyć, zapomnieć i uciec, a następnie błagać Jongina,
by mu wybaczył. Sam nie umiałby już sobie wybaczyć.
Trochę go zaskoczył, dzwoniąc o dziesiątej rano, jednak
Kyungsoo był gotowy o każdej porze, nie zmrużywszy oka od czasów, których nawet
już nie pamiętał. Odebrał.
Zobaczył ten sam pusty pokój.
- Wielki dzień, co? - odezwał się znienawidzony przez niego
głos.
Kyungsoo zachowywał spokój, zupełnie poddany i gotowy zrobić
wszystko. Nawet nie miał już siły krzyczeć.
- Zrobię to - powiedział cichym, zachrypniętym głosem. -
Uwolnię go. - Dawny Kyungsoo nie mógłby uwierzyć w te słowa.
Dawny Kyungsoo już nie żył, przypomniał sobie w duchu.
- Cudownie - odparł mężczyzna na linii przesadnie
rozentuzjazmowanym tonem.
- Uwolnij go, proszę - Nienawidził się za ten błagalny ton.
- Gdy tylko Wu Fan wyjdzie na wolność - Postawił warunek. -
Im szybciej to się stanie, tym szybciej spotkasz chłopaka.
- Skąd mam wiedzieć, że nie kłamiesz?! - spytał na nowo
rozdrażniony.
-Dotrzymuje słowa, nie zauważyłeś?
Kyungsoo zacisnął usta.
- Chcę go zobaczyć - zażądał. - Teraz.
Mężczyzna najwyraźniej się wahał, jednak ostatecznie kamera
poruszyła się, kierując w to samo miejsce, gdzie uprzednio widział Jongina.
Jego twarz pojawiła się na ekranie, równie blada i zmęczona. Już nie płakał, jednak
jego oczy zdradzały tę samą rozpacz.
- Hyung... - zaczął,
siląc się na uśmiech. - Nie widzę gwiazd.
Kyungsoo wytrzeszczył oczy, jednak pokiwał głową, by
kontynuował. Ich kod. Kod, wymyślony dla zabawy miał ich teraz uratować?
- Dodaj ocet do oliwy - powiedział Kai. - Odejmij dwa od
jednego.
Kyungsoo starał się utrwalić w pamięci każde jego słowo, a dłonią
zaczął szukać na stole długopisu. Jedyne, co znalazł to flamaster, więc nie
myśląc długo zaczął pisać po kuchennym blacie.
Porywacz nie zwrócił uwagi na zupełnie bezsensowne słowa
Jongina, bowiem połączenie wciąż trwało.
- Tak bardzo cię kocham, hyung - dodał łamiącym głosem.
- Kai, tak mi przykro - powiedział na skraju rozpaczy,
zakrywając usta. - Wybacz mi, proszę. Kocham cię i niedługo z tego wyciągnę,
obiecuję!
Blada twarz Jongina nagle zniknęła, gdy mężczyzna przekręcił
kamerę o sto osiemdziesiąt stopni i Kyungsoo po raz pierwszy zobaczył jego
twarz. Zaskoczyło go, jak młodo wyglądał, nie mógł być dużo starszy od niego.
Kyungsoo nie zwrócił jednak większej uwagi na jego fizjonomię, bo za głową
mężczyzny znajdowało się okno, za którym mógł zobaczyć kontur budynku. Uznał to
za bardzo pomocną wskazówkę przy znalezieniu odpowiedniego pomieszczenia.
- Czas leci, Do Kyungsoo - powiedział porywacz, po czym się
rozłączył.
Natychmiast wrócił do blatu, składając zaszyfrowaną
wiadomość.
- Dodo? - spytał mrużąc oczy, by po chwili wytrzeszczyć je w
oświeceniu. Adrenalina sprawiała, że jego umysł działał niezwykle szybko. -
Hotel Dodo, tak! Odejmij dwa od jednego... to nie ma sensu...
Przetarł twarz dłonią, jednak uparcie zmuszał się do
myślenia.
- Minus jeden - odpowiedział sobie. - Sutereny. Och,
Jongin... dziękuję, tak bardzo ci dziękuję.
Jego umysł działał szybko, a ciało chciało od razu ruszyć w
stronę hotelu. Tym razem jednak postanowił nie podejmować pochopnych decyzji.
Za dużo już stracił.
Wykręcił numer na komisariat.
***
Kyungsoo bardzo szybko i chaotycznie wyjaśnił sytuację swoim
dwóm, najbardziej zaufanym kolegom z drużyny, kończąc monolog ostrzeżeniem
przed wielkim niebezpieczeństwem i zagrożeniem życia. Dziękował im, że
zrozumieli i niecałą godzinę po telefonie porywacza, dojeżdżali do hotelu Dodo.
Zaparkowali przed wejściem i chłopak szybko rozglądnął się po
okolicy, szukając znajomego budynku, który zamajaczył mu w kamerze porywacza.
Rozpoznał go w wysokiej kamienicy stojącej na wschód od hotelu.
- Idziemy -
zawyrokował, po czym sam pobiegł w stronę wejścia. Dwójka podążyła za nim.
Chwilę błądzili po korytarzach, co jakiś czas zmuszeni pokazywać
odznaki przed personelem hotelu. Kyungsoo ostrożnie zaglądał do pomieszczeń,
trzymając w dłoniach pistolet. Pozostali robili to samo w innych pokojach i w
ten sposób przeszukiwali wzdłuż wschodnią ścianę budynku.
W większości trafiali na puste magazyny, wszystkie skąpane w
tych samych mdłych barwach, jednak mniej więcej na środku budynku, trafili na
zamknięte drzwi. Kyungsoo bezmyślnie zaczął szarpać się z klamką, krzycząc o
odzew z drugiej strony. Dwójka policjantów, próbowała go powstrzymać, przypominając
o ostrożności i dyskrecji, jednak gdy dobitnie wyjaśnił im, co w tym momencie
myśli o dwóch wymienionych, pozwolili mu robić swoje. Kyungsoo postanowił
wyważyć drzwi.
A co jeśli to nie ten pokój, spytał go głos rozsądku. Jedynie
narobił hałasu i zdradził ich obecność.
Tak wiele w tamtym momencie ryzykował.
Z ciężkim sercem, kopnął z całych sil w drzwi, a te otworzyły
się na oścież.
Trzymając przed sobą wyciągnięty pistolet, wszedł ostrożnie
do środka, asekurowany przez pozostałą dwójkę. W małym pokoju nie było oprawcy,
ale samo miejsce zdawało się tak bardzo znajome. To samo okno, ten sam widok...
- Hyung?
O mało nie wypuścił z dłoni naładowanego pistoletu, słysząc
słaby i zachrypnięty głos z drugiego końca sali. Odwrócił się, opuszczając broń,
by zobaczyć chłopaka siedzącego przy ścianie obok biurka.
- Jongin... - Odetchnął z ulgą i w jednym momencie pobiegł do
niego.
Chwycił jego twarz w swoje dłonie, próbując uwierzyć, że to
naprawdę on. Jego książę. Jego świat. Nie myśląc ani chwili, pocałował go,
dając upust swojej radości, miłości, ale i cierpieniu. Tak wiele chciał przelać
tym gestem, że z trudem mógł się od niego oderwać.
- Wiedziałem, że mnie znajdziesz - powiedział Kai, próbując
podnieść się lekko, jednak syknął z bólu.
- Nie ruszaj się, zaraz cię stąd zabiorę, obiecuję - Zaczął z
troską gładzić go po posiniaczonym policzku. - Jongin, gdzie on jest?
- Nie wiem... Rzadko tu przychodzi.
- Poczekam - stwierdził ponuro, zaciskając pięści. Tak bardzo
chciał go dorwać. Mógł poczekać jeszcze chwilę.
- Um, Kyungsoo? - odezwał się niepewnie jeden z jego kolegów.
- On potrzebuje opieki medycznej. Zabierz go do szpitala, my na niego
poczekamy.
Kyungsoo od razu pokręcił głową, ponownie łapiąc za pistolet.
- Chcę dorwać tego drania osobiście! - krzyknął, trochę nie
panując nad swoją wściekłością.
- Hyung... - zaczął drugi z policjantów, robiąc krok w jego
stronę. Spojrzał mu w oczy, ukazując swoje pełne zrozumienie. - On cię teraz
potrzebuje. Nie zapominaj, co jest w tym wszystkim najważniejsze. Zemsta? Na
pewno?
Chłopak zamrugał kilkakrotnie, jak gdyby przywrócony do
rzeczywistości. Miał rację, tu nie chodziło o zemstę. Dawny Kyungsoo nigdy by
tak nie postąpił.
- Dobrze - ustąpił i ponownie zwrócił się do Jongina,
delikatnie kładąc dłoń na jego ramieniu. - Możesz chodzić?
W odpowiedzi chłopak pokiwał głową i zaczął powoli podnosić
się z ziemi, asekurowany ramieniem Kyungsoo. Starał się ignorować
zabandażowany, brudny opatrunek na jego lewej dłoni, bo widok łamał mu serce, a
poczucie winy zwalało go z nóg.
- Jesteś bezpieczny - zapewnił go, trzymając bardzo blisko
siebie, jak gdyby wciąż, nie mogąc w to uwierzyć. - Wracajmy do domu.
***
Zanim Kyungsoo mógł zabrać Jongina do domu, musiał zawieźć go
do szpitala i oddać w ręce medyków, bowiem sam nie był w stanie go uleczyć,
zarówno jeśli chodziło o jego zdrowie jak i ducha. Czuł się okropnie, jak gdyby
cierpiąc za nich oboje, próbując walczyć z niemożliwym do zniesienia poczuciem
winy. Unikał jego wzroku, nie mając odwagi znów spojrzeć w tę parę ukochanych
oczu z obawą, że znajdzie w nich obcą osobę, złamaną i zniszczoną. Tylko i
wyłącznie z jego powodu. Mimo to, nie opuszczał Jongina i został przy nim,
nawet gdy wizyta w szpitalu z godzin przeciągnęła się do kilku dni.
Kyungsoo nie miał najmniejszej ochoty wrócić do pracy, a tym
bardziej zmierzyć się z osobami, które w ciągu zaledwie kilku dni zniszczyły
jego życie. Czy się poddał? Cóż, mimo wszystko to on wygrał, jednak zbyt
wielkim kosztem, by znaleźć siły do dalszej walki. Nie potrafił nawet cieszyć
się z tej wygranej, bowiem wiedział, że wcale nie musiało do tego dojść. Błędy i
konsekwencje w jego oczach rosły do rangi klątwy.
Trudno było zapomnieć o całej nienawiści i żądzy zemsty,
którą w sobie nosił, a tym bardziej, gdy patrzył na Jongina, siedzącego na
szpitalnym łóżku, wpatrzonego w swoje dłonie. Na początku dziwiło go, z jakim
spokojem znosił całą sytuację, jednak później zrozumiał, że tak naprawdę
zapomniał, jak bardzo był silny. Podziwiał go za to, a zarazem zazdrościł mu
owej siły, bo sam nie mógł zebrać się na odwagę, by w końcu z nim porozmawiać.
Z drugiej strony, wiedział, że zwlekanie nigdy nie
doprowadziło go do niczego dobrego. Najwyższy czas, by w końcu wyciągnąć coś z
tych lekcji.
- Przepraszam - przerwał panującą w sali ciszę, nie mogąc
uwierzyć, że tak ciężko było mu wymówić to jedno słowo.
Jongin wyrwany ze świata swoich myśli uniósł głowę i spojrzał
na siedzącego nieopodal na łóżku zgarbionego chłopaka.
- Nawet nie próbuj - zagroził mu. - Nawet się nie waż teraz mnie
za to wszystko przepraszać.
Odważył się spojrzeć mu w oczy, które błyszczały tym samym
blaskiem, co zawsze.
- Muszę, Jongin - odparł cicho. - Ja... zawiodłem. Cię - W
końcu udało mu się wypowiedzieć słowa, które zatruwały go od tygodnia, mimo to,
wcale nie poczuł się lepiej.
Głośne westchnienie przerwało kolejny moment ciszy, a
następnie Kyungsoo usłyszał szelest pościeli. Gdy ponownie spojrzał w bok,
zobaczył, że chłopak przesunął się w jego stronę.
- Nieprawda - powiedział pewnie, klęknąwszy na łóżku tak, że
górował nad Kyungsoo. - Ocaliłeś mnie, zapewne po raz kolejny. I, niechętnie,
ale muszę to powiedzieć; ocaliłeś mnie ty i ten twój głupi kod.
Po tym wyznaniu Jongin, mimo przeciętej wargi, uśmiechnął się
lekko.
- To ty go użyłeś.
- Co znaczy, że obaj jesteśmy genialni - podsumował
nieskromnie, wywołując na twarzy Kyungsoo pierwszy od dawna uśmiech. - Dlatego
zamiast czuć się winnym, lepiej doceń nasz geniusz.
Jongin prawą dłonią potargał go po włosach, na co posłał mu
kolejny uśmiech, który nie sięgał jednak do jego smutnych oczu.
- To nie takie proste - wyznał, spuszczając wzrok na
zabandażowaną lewą dłoń chłopaka, a ten podążył za nim wzrokiem.
Gdy zrozumiał, na co patrzy, podniósł ją do góry i sam
obserwował przez chwilę w milczeniu.
- Teraz przynajmniej wiem, że nie była mi pisana kariera
pianisty - Mimo okoliczności, potrafił przy tym zaśmiać się cicho. Kyungsoo
stwierdził, że najprawdopodobniej nigdy nie docenił jego prawdziwej siły. -
Hyung, nie jesteś w stanie zniszczyć całego zła tej ziemi - kontynuował już
poważnym tonem. - Mimo to, dajesz z siebie wszystko i jesteś w tym najlepszy. Od
lat robisz dla mnie więcej niż na to zasłużyłem, najwyższy czas, bym teraz ja
mógł ci się odwdzięczyć - Na koniec opuszkami zdrowej dłoni zaczął gładzić go
po policzku.
Wymienili między sobą długie spojrzenie, w czasie którego
Kyungsoo zaczął dostrzegać w Jonginie nieznaną mu dojrzałość i mądrość. Miał
wrażenie, że nadają mu one nowy, szlachetny wizerunek, do tej pory ukrywany
przez obraz zagubionego chłopca, do którego tak bardzo przywykł. Mimo wszystko,
pozytywnie odbierał tę zmianę.
- Pozwól mi się sobą zaopiekować, Do Kyungsoo - dodał z
lekkim uśmiechem, nachylając się nad nim odrobinę.
Nie odpowiedział, a jedynie zawiesił ramiona wokół szyi
Jongina i pocałował go, pierwszy raz od dawna, czując się prawdziwie
bezpiecznie.
Do Kyungsoo, który od dziecka desperacko szukał odpowiedniej
definicji, w końcu sam potrafił odpowiedzieć sobie na pytanie, czym była owa
tajemnicza, niewidzialna, a mimo to silniejsza niż cokolwiek na świecie Miłość.
***
Do trzech razy
sztuka.
Wcześniej niż się spodziewałam.
Wcześniej niż się spodziewałam.
Ostatnia część
opowiadania będącego w dużej mierze dzieckiem mojej bezsenności.
Jeszcze niedawno
byłam z niego w miarę zadowolona, ale z upływem czasu czuję się coraz mniej
pewnie. *Ewentualnie, powinnam w końcu pójść spać.*
Wasze komentarze
krzepią moje serce i dodają mi sił. Bez nich zapewne już dawno usunęłabym tego
bloga... dlatego dziękuję, że mnie ratujecie.
Dziękuję za wszystkie
miłe słowa i nie bójcie się być ze mną szczerzy.
Zauważyłam, że KaiSoo
nie jest parą przez Was pożądaną, więc wybaczcie mi, że tym razem nie trafiłam
w Wasze gusta. Tak naprawdę zupełnie nie znam polskiego fandomu i co mnie boli,
nie znam nawet moich czytelników... Dlatego, będę wdzięczna jeśli zostawicie mi
po sobie jakiś ślad, miejsce, gdzie Was znajdę i poznam lepiej. Nie chcę pisać
jedynie dla samej siebie, co mija się z celem prowadzenia bloga.
Co teraz?
Planowałam wrócić do
mojego OTP - BaekYeol [ChanBaek?] i to jest moim priorytetem, jednak, by znowu
nie chybić, chętnie usłyszę Wasze propozycje. Nie mogę obiecać, że uda mi się
je spełnić, ale zawsze lepiej wiedzieć, czego się spodziewacie ;).
Przepraszam jeśli tym
razem Was zawiodłam. W przyszłości postaram się jeszcze bardziej.
Dobranoc, robaczki.
Ta część była bardzo ładna. Mówię tu o samym sposobie napisania jej, ale także o wydarzeniach. Dobrze przedstawiłaś sytuację, w której oboje się znaleźli. Brawo. Szczerze mówiąc w chwili, kiedy Jongin mówił o zawodzie pianisty kilka kropel opuściło moje oczy, ale to nic. Wzruszyłaś mnie, Madame. Naprawdę. Cóż, moim ulubieńcem póki co zostaje "Osiemnaście świeczek", ale wiedz, że to opowiadanie również poruszyło moje serce. Dziękuję.
OdpowiedzUsuńChętnie przeczytałabym Chanbaeka, najlepiej angst, ale to już pozostawiam Tobie. Cieszę się, że po przerwie wróciłaś do tego bloga, bałam się, że na dobre go opuściłaś.
Miłego dnia i mnóstwo weny do dalszej pracy.
Mam być szczera? Tego się nie spodziewałam. Nie jestem pewna, czy ta część pasowała do całej serii :P Wyglądała bardziej jak dodatek, niż kontynuacja trylogii. Mimo nieścisłości pt.: Kai świadkiem koronnym, który nie zmienił ani imienia, ani nazwiska ani miejsca zamieszkania, fanfic mnie wzruszył (może nie tak, jak poprzednie części, ale łezka zakręciła się w oku). Twoje umiejętności pisarskie mnie jak zwykle nie zawiodły... Uwielbiam cię Madame, moja mentorko, wiesz? A co do pairingu - BaekYeole są wspaniałe, a zwłaszcza te w twoim wykonaniu! Choć bardzo chciałabym zobaczyć Chena w twoim opowiadaniu... Ale to tak, jakby bardzo ci się nudziło, albo miałabyś dużo weny! Nie chcę bardziej spamować, więc pozwól, że zakończę w tym miejscu - póki wypowiedź ma jakiś sens. Jak zwykle chcę ci życzyć duuużo weny i powodzenia zarówno w życiu, jak i w pisaniu.
OdpowiedzUsuńTsukiKira
Tak, masz rację - ta część jest inna, bo i pisana w innych okolicznościach i w innym czasie i głównie pod wpływem jednego wielkiego impulsu. Stąd nieścisłości i ten pośpiech... Uh, pamiętałam o tym świadku koronnym i właściwie po tym wszystkim mieli się przeprowadzić i zniknąć, aczkolwiek stwierdziłam, że i tak bardzo "udało mi się" zniszczyć tło kryminalne już we wcześniejszych partiach. Właściwie przez całą historię paradoksalnie go unikałam.
UsuńIm dłużej myślę o tym opowiadaniu, tym bardziej mam je ochotę usunąć, ale nie zrobię tego. Po prostu muszę oddać je w zapomnienie, skupiając się na nowej historii.
Mimo to, dziękuję za zrozumienie i poświęcony czas :3 Pozdrawiam <3
Ja krótko, bo jestem na telefonie, a chcę cokolwiek napisać, dać znać, ze przeczytałam to opowiadanie. Ogólnie Kaisoo uwielbiam, ale niestety nie tak bardzo jak hunhana i baekyeola. Na punkcie tych dwóch pairingow wariuje (dlatego nie mogę doczekać się twojego nowego ff z chanbaekiem). Ale mimo wszystko to Kaisoo przyjemnie się czytało, przynajmniej dwie pierwsze części. Przy tej trzeciej chyba trochę się załamałam, bo przez chwilę nie miałam nadziei na happy end, który jednak nastąpił, z czego niesamowicie się cieszę. Uwielbiam to ff, angstowe, ale cudowne. Niejeden raz do niego wrócę.
OdpowiedzUsuńBardzo przyjemnie się to czytało. Myślę, że nie namieszałaś tą częścią, a jedynie opisałaś ich miłość jeszcze bardziej. Rzeczą przy, której nie umiałam oponować emocji była zapowiedź do 3 partu. Miałam już wizje, że jeden z nich umrze i jestem wdzięczna, że tego tu nie było.
OdpowiedzUsuńJedna rzecz, które mnie dziwi to czemu tak mało komentarzy :O Których powinno być więcej czyżby wszyscy byli tak bardzo leniwi jak jak ? ..hymm
Czytam głównie z telefonu i wszystkie twoje opowiadania przeczytałam może troszkę już dawno i sama nie wiem czemu nie skomentowałam. Teraz cie za to bardzo przepraszam, gdyż wszystkie twoje twórczości są cudowne :3
Jak dla mnie to możesz pisać więcej Kaisoo w roli głównej <3
Jeju, ja nie wierzę, tak się bałam, że skończy się źle, ale na szczęście jest dobrze, o ile tak to można nazwać w porównaniu do tego jak było kiedyś. Mimo wszystko to wszystko co oni przeszli, to tylko pokazuje, jacy są dla siebie ważni, że faktycznie są swoim światem, że oboje są dla siebie aniołami, które oświetlają sobie nawzajem drogę.
OdpowiedzUsuńNie będę ukrywać, że pierwszy rozdział podobał mi się najbardziej. Pierwszy raz czytałam coś gdzie bohaterowie najpierw są dziećmi, i najnormalniej w świecie zakochałam się w tym, a zwłaszcza w D.O Dziecku z dużymi oczami, który jest ciekawy świata, imponował mi swoją mądrością, podejściem do świata. Dwunastolatek... jak to mówią w małym ciele wielki duch. Kiedy poznał Jongina, jejku no brak mi słów to wszytko jest pisane w tak delikatny sposób, oni byli tacy niewinni tworząc konstelacje gwiazd, która była z nimi do końca i na zawsze. Tak mi się chciało płakać, kiedy Jongin wpadł z tymi narkotykami i jeszcze ten Kris, matko mało się nacierpieli? Nie mieli domu a oni chcieli im zabrać jeszcze siebie, okropieństwo! Próbowałam siebie postawić w sytuacji kiedy D.O dostał paczkę z placem Kai'a nie potrafiłam po prostu, płakałam jak bóbr, tak dobrze, że oni wymyślili ten kod, bo gdyby nie to... ja nawet nie chce myśleć jakby się to skończyło. Nie wiem czemu, ale jest to jedyny blog gdzie nie mogę przeczytać wszystkiego na raz, bo kiedy już skończę jedno opowiadanie zamykam się w sobie na trochę i myślę, dużo myślę, te cytaty i sama treść ma w sobie tyle ważnych wartości, że po prostu inaczej nie potrafię.
Dziękuję, że to napisałaś, bo to jest naprawdę cudowne <3
Hwaiting!