czwartek, 13 lutego 2014

Nasze Gwiazdy [KaiSoo] 1/3

GATUNEK: Romans, okruchy życia, wątki pseudo-kryminalne
BOHATEROWIE: Do Kyungsoo, Kim Jongin
OSTRZEŻENIA: Nie, nie tym razem

"Trzy rzeczy zostały z raju: gwiazdy, kwiaty i oczy dziecka."
- Dante Alighieri

Trudno znaleźć na świecie coś tak czystego, jak spojrzenie dziecka, niewinnej, małej istotki patrzącej na rzeczywistość z bezwarunkowym zaufaniem i miłością. Dzieci nie mają doświadczeń, dopiero poznają smaki życia, a mimo to, paradoksalnie, wykazują się niespotykaną mądrością, do której dorosły człowiek zwykle nie jest w stanie dotrzeć.
Duże, ciemne oczy dziesięcioletniego Do Kyungsoo były niczym lustro zdradzające jego pojęcie o świecie. Niejedna osoba zagubiła się w tym głębokim spojrzeniu z obrazem nieskalanego świata utkanego z dziecięcych marzeń i wyobraźni. Świata, który wcale nie był odrealniony, posiadający tyle samo dobra, co zła, ale za to niezwykle uporządkowany. Istniało coś niezwykłego w tych ciekawskich oczach, coś co czyniło to małomówne i spokojne dziecko wyjątkowym.
Wprawdzie dla sióstr zakonnych, które prowadziły sierociniec wszystkie dzieci były na swój sposób szczególne, ale mimo to postrzegały wyjątkowość małego Kyungsoo w innej kategorii. Był on bowiem z jednej strony okropnie nieśmiałym i skrytym chłopakiem, z drugiej zatrważająco dojrzałym człowiekiem. W odróżnieniu od reszty nie zadawał oczywistych pytań, jak gdyby mechanizmy świata były mu znane od kołyski, zadawał za to pytania, które wymagały od opiekunów chwili zastanowienia. Zażenowanie, w jakie ich wprowadzał było jedną z jego umiejętności, których wyjątkowo nie podziwiali, czując się przy nim niczym głupiutkie dzieciaki.
- Czym jest miłość, noona? - spytał piskliwym głosem, kierując spojrzenie w stronę siostry wieszającej pranie na sznurku za budynkiem sierocińca.
Zaskoczona trzydziestokilkuletnia kobieta wyjrzała przez ramię na chudego i niepokojąco drobnego chłopca, który uginał się pod ciężarem trzymanego prania, jednak rycersko upierał się przy pomocy siostrze. Zanim odpowiedziała, wzięła od niego kolejne mokre prześcieradło, na co Kyungsoo mimowolnie i cichutko odetchnął z ulgą.
- Miłość... - zaczęła, zastanawiając się, jak wyjaśnić dziecku to piękne i czyste, a zarazem tak skomplikowane uczucie w sposób, który zrozumie. - Miłość pojawia się wtedy, gdy zaczynasz kochać widzieć tak, jak gdyby ta osoba była częścią ciebie. Kochasz kogoś i chcesz się nim zaopiekować, zdradzać sekrety, pokładać ufność, cenisz jego dobro ponad swoje... ta osoba staje się częścią twojego życia, znasz ją najlepiej na świecie, macie swój własny język do porozumienia...
Kobieta zaczęła się plątać w swojej definicji, zdając sobie sprawę, jak trudno było mówić o miłości i o ile łatwiej było ją okazywać. Miłość dostrzegała wszędzie, tak samo widniała w jej spojrzeniu, gdy obserwowała urocze zmarszczki niezrozumienia na czole Kyungsoo. Niezaprzeczalnie kochała to dziecko, kochała je tak samo jak wszystkie inne siostry od momentu, gdy przemoczony i wyziębiony stanął u progu ich sierocińca. Pokochała tego wystraszonego i opuszczonego chłopca, który nie wiadomo skąd i nie wiadomo dlaczego pojawił się tamtej nocy przed pięcioma laty u progu ich domu  z tym boleśnie uprzejmym i tak boleśnie desperackim pytaniem, czy dostanie kubek gorącej czekolady? W tamtym momencie zapragnęła dać mu wszystko, podobnie jak reszta sióstr i tym samym, dostał od nich nowy dom, nową przyszłość i miłość, której znaczenie tego dnia przepełniało jego myśli.
- Ale dlaczego miłość w ogóle się pojawia? - zadał kolejne pytanie, przekrzywiając zabawnie głowę. Musiał zmrużyć oczy, bowiem siostra stała zwrócona prosto w stronę oślepiającego słońca. Ten widok sprawił, że wyobraził sobie noonę jako anioła, który spadł z promieniem słonecznym, a prześcieradło, które rozwieszała przypominało mu skrzydła.- Dlaczego raz jest a raz jej nie ma? Dlaczego nie mogę mieć miłość dla wszystkich? Co mam robić, by zasłużyć na miłość? Czy ta pani wybiera sobie tylko grzecznych ludzi i dobiera im innych grzecznych ludzi?
Kobieta zasypana mnóstwem pytań mimowolnie zaśmiała się na jego prosty, a jakże przejrzysty sposób rozumowania. Kyungsoo cierpliwie czekał na odpowiedź, bowiem problem wydawał mu się niezwykle istotny, a on tak bardzo pragnął poznać tajemnicę miłości.
- Muszę przyznać, że masz trochę racji mój drogi, bo i owszem miłość przychodzi tylko do dobrych osób, szczególnie znajduje tych, którzy najbardziej jej potrzebują. W rzeczywistości po miłość może sięgnąć każdy człowiek, bo i dla każdego jest przeznaczona. Źli ludzie są ślepi wobec miłości. I nie, nie jest to pani, która kogokolwiek wybiera - Tu ponownie się zaśmiała, a jej śmiech skojarzył się Kyungsoo z chochlikiem. - Miłość to bardziej niewidzialne uczucie, które wypełnia każdą cząstkę tego świata, nie każdy jednak potrafi ją dostrzec. Jestem pewna, że ty, mój mały przyjacielu, posiadasz ten dar.
Gdy skończyła, wzięła z rąk chłopca ostatnie prześcieradło, a jego ramiona opadły bezwiednie wzdłuż tułowia, podobnie jak wcześniej jego głowa. Kobieta przyjrzała się mu z troską, dostrzegając zmianę w jego postawie. Miała wrażenie, że jej przypuszczalnie radosny wywód zasmucił tę małą istotę.
- Kyungsoo, czy wszystko w porządku? - spytała, choć doskonale widziała, że było odwrotnie.
Przewiesiła niedbale prześcieradło przez sznurek i kucnęła przed zgarbionym chłopcem, którego wzrok zdawał się błąkać w myślach. Dopiero po chwili wrócił do rzeczywistości, dostrzegając przed sobą zmartwioną kobietę.
- Muszę być złą osobą, noona - powiedział cicho ze wzrokiem tak smutnym, że na ten widok coś ją wewnątrz zabolało. - Dlatego mama wzięła swoją miłość i odeszła.
Nie wiedziała, co powiedzieć, bowiem słowa odebrały jej mowę. Tak bardzo było jej żal tego chłopca, którego przeszłości nie znała, ale była pewna, że w żaden sposób nie zasłużył na takie potraktowanie. Nie chciała oceniać jego matki, nie znając jej sytuacji, jednak z drugiej strony nie mogła pojąć, co skłoniło tę kobietę do opuszczenia tak cudownej istoty. Objęła go z całych sił, chcąc żeby uwierzył, jak bardzo należy mu się miłość całego świata.
- Kyungsoo, kochanie - wyszeptała, nie wypuszczając go z objęć. - Twoja mama ciągle cię kocha, musisz w to uwierzyć. Po prostu... na świecie jest dużo zła, może twoja mama musi najpierw je pokonać, by móc być z tobą? Głęboko wierzę, że tak właśnie jest. Zostawiła ci swoją miłość tu, w sercu - Na te słowa przyłożyła ich splecione dłonie w miejsce, gdzie trzepotało jego dziecięce serce. - Nie zapominaj też, że noona bardzo cię kocha, tak samo jak wszystkie siostry. Jesteś naszym skarbem i masz naszą wielką miłość.
Pełne usta chłopca, które do tej pory nerwowo zaciskał teraz ułożyły się w nieśmiały, acz tak promienny uśmiech, że i jej twarz zajaśniała.
- Masz rację noona - wyznał i kiwnął głową. - Tak musiało być. I wiesz co to znaczy?
Kobieta zamrugała kilkakrotnie, zbita z tropu.
- To znaczy, że jeśli jej pomogę, mama szybciej do mnie wróci - dodał i ponownie kiwnął głowa, jak gdyby dla poparcia swojego toku rozumowania. - To znaczy, że muszę zacząć walczyć ze złem.
Nie przypuszczała, że z ich rozmowy wyciągną tego typu wnioski, jednak mimo to niepewnie pokiwała głową. Bądź co bądź, postanowienie chłopca brzmiało niezwykle słusznie.
- Oczywiście, że musisz, mój drogi - poparła go i powoli wstała, bowiem kucanie stało się dla niej bolesne. Może nie była jeszcze specjalnie stara, ale też nie była specjalnie wygimnastykowana, mimo codziennej zabawy z dziećmi.
- Zostanę politykiem! - krzyknął, gdy niespiesznie wracali w stronę sierocińca, gdzie zbliżała się pora obiadowa.
- Mój Boże, dlaczego właśnie politykiem? - spytała zaskoczona, nieświadomie zatrzymując się w miejscu.
- Chcę łapać zbrodniarzy - wyjaśnił niezwykle zaangażowany emocjonalnie w swój pomysł. - Chcę wymierzać sprawiedliwość!
- Tym samym chcesz zostać policjantem, jak mniemam - poprawiła go ze śmiechem.
- Tak właśnie powiedziałem - zapewnił ją i nie miała serca się z nim sprzeczać.
Dotarli do tylnych drzwi sierocińca i kobieta przepuściła chłopca przed sobą. Z jadalni dobiegał głośny gwar dzieci, toteż udali się w tamtą stronę.
- Kyungsoo, mam nadzieję, że walcząc ze złem nie zapomnisz, co w tym wszystkim było najważniejsze - powiedziała zanim dołączyli do obiadu.
Chlopiec kiwnął głową i spojrzał na nią ze zrozumieniem.
- Pamiętam, noona - odparł. - Będę walczył za miłość.

***

"Dorośleć to wyzbyć się złudzeń. Dorośleć to spaść z wysokiego konia. Dorosłości nauczyły mnie rany, przemoc, kompromisy i rozczarowania."
- Éric-Emmanuel Schmitt

W podłużnej sali z wielkim, obecnie wygaszonym kominkiem, wypełnionej kilkoma stołami, zwanej przez wszystkich mieszkańców jadalnią, panował zwyczajowy hałas prowadzonych jednocześnie rozmów, kłótni i żartów. Był to zdrowy i miły dla ucha harmider, do którego starsze pokolenie zdążyło już przywyknąć i nawet je pokochać.
W sierocińcu przebywało obecnie około trzydziestu dzieciaków w wieku od pięciu do siedemnastu lat, jednak różnice wiekowe zdawały się nie mieć tutaj znaczenia, bowiem wszyscy postrzegali się jako jedna wielka rodzina. Nie zwracano uwagi również na płeć, a kłótnie miały miejsce rzadko i nigdy nie podzieliły nikogo w sposób poważny. Byli rodziną, bez względu na to jak długo ktoś tutaj przebywał.
Wszyscy jednak mieli jakiś początek. Moment, w którym z "kogoś nowego" stawali się "siostrą" lub "bratem". Te chwile wywoływały wśród sierot nadzwyczajne poruszenie i wzbudzały nadmierną ciekawość. Nie sposób było przegapić takich momentów i Kyungsoo, który teraz w ciszy jadł swój naleśnik z jabłkami mimowolnie przysłuchiwał się dyskusji kolegów, którzy dyskutowali o chłopcu, który zjawił się u nich przed tygodniem, a dziś po raz pierwszy uczestniczył w obiedzie.  Od czasu do czasu kątem oka obserwował ciemnowłosego chłopaka, który najprawdopodobniej był w jego wieku i siedział wśród starszych hyungów przy stoliku na przeciwko niego. Nie musiał specjalnie kryć się w swoim przyglądaniu, bowiem nieznajomy nie zwracał uwagi na otoczenie. W ciągu pierwszego kwadransu przerwy obiadowej zdążył zauważyć, że odzywał się jedynie zapytany, a jego uśmiech nie sięgał oczu. Oczu, które zdawały się patrzeć, ale nie widzieć, nosił na sobie nieznaczne rany zakryte plastrem na lewym policzku i kilka na gołych ramionach. Oprócz oczywistych wniosków, Do Kyungsoo wyciągnął dwa najistotniejsze fakty, a oba równie ważne. Po pierwsze, chłopak, którego imienia wciąż nie znał zdawał się nie lubić naleśników z jabłkami, co dla niego było nie do pojęcia! Po drugie, bezimienny był najbardziej osamotnioną istotą, jaką kiedykolwiek widział... o ile nie spoglądał w tym momencie w lustro.
Może noona miała rację, pomyślał, przyglądając się z przerażeniem i żalem, jak chłopiec na przeciwko widelcem torturował ciasto naleśnika. Może potrafię dostrzegać miłość... a nawet miejsca, które jej potrzebują.
- Dlaczego Kim Jongin do tej pory nie jadł z nami posiłków? I dlaczego nie chodził na zajęcia? Gdzie on w ogóle śpi? - spytał siedzący obok Kyungsoo chłopiec o pobudliwej naturze, potrafiący być w dziesięciu miejscach w ciągu dziesięciu sekund, a mówiący z jeszcze większą częstotliwością, Byun Baekhyun.
- Kim Jongin wrócił wczoraj ze szpitala - odpowiedział mu inny chłopak, między kolejnymi ogromnymi kęsami naleśnika, Oh Sehun. - Słyszałem, że był ofiarą wypadku samochodowego.
- Skąd o tym wiesz? - spytał Baekhyun, mrużąc podejrzliwie oczy. Niepodobna było, by ktokolwiek wiedział więcej od niego.
W odpowiedzi Oh Sehun wzruszył ramionami, dając do zrozumienia, że jego źródła nie są przeznaczone dla ogółu.
- Wygląda, że wiele przeszedł - mruknął Do Kyungsoo bardziej w wyniku głośnego rozmyślania niż jako uczestnik dyskusji. - I wiele stracił - dodał, bowiem mogło to wyjaśniać jego pojawienie się w sierocińcu.
Te słowa wywołały ciszę przy stoliku, bowiem smutna prawda ucięła wątek rozmowy. Przez chwilę w milczeniu kończyli jeść posiłek z myślami wokół osoby Kima Jongina. Kyungsoo wrócił do swojej dyskretnej obserwacji, jednak ta nie potrwała długo, bowiem nieznajomy chłopiec odsunął od siebie talerz z torturowanym naleśnikiem i ruszył ku wyjściu. Gdy mijał ostatni stolik, prawie niezauważalnie porwał z rogu czekoladowe ciasto przeznaczone na deser dla wszystkich mieszkańców. Do Kyungsoo wstał zszokowany, w momencie gdy Jongin opuścił salę nie przyłapany na swoim uczynku. Ten przejaw bezczelnej kradzieży i niesprawiedliwości wywołał u dwunastolatka, który niedawno zaprzysiągł się walczyć ze złem wściekłość i białą gorączkę.
Mimo to, nie pobiegł za sprawcą.   
- Wszyscy kogoś straciliśmy - odezwał się w końcu Byun Baekhyun. - Wszyscy jesteśmy bandą straceńców - dodał z gorzkim humorem i Kyungsoo powstrzymał się przed wytknięciem mu błędnego słowa, bowiem nie chciał po raz któryś wyjść na mądralę.
Mimo błędu, nie mógł się z nim nie zgodzić. Był również pewien, że straty Kima Jongina nie wynagrodzi nawet dziesięć takich ciast czekoladowych.

***

"Wierny bowiem przyjaciel potężna obrona, kto go znalazł, skarb znalazł."
-Syr 6,5-17 Prawdziwa przyjaźń

Rozmowa, którą Kyungsoo odbył tamtego po południa z siostrą najprawdopodobniej zrodziła w jego  młodym sercu rewolucję, której kobieta nawet sobie nie wyobrażała. Chłopiec poważnie zawziął się w swoim postanowieniu spełnienia się w roli obrońcy całego świata, a plan wprowadził w czyn jeszcze tego samego dnia. Młodsze dzieci zaskoczone wlepiały w niego wzrok, gdy Kyungsoo zaczął zwracać im uwagę na złe zachowanie, jego rówieśnicy rzucali mu złowrogie spojrzenia, gdy miał czelność strofować ich z tą samą siłą. Ten drobny i niewyrośnięty chłopiec pozostawał równie nieugięty wobec starszych, którzy zbywali go śmiechem. Zdarzyło mu się nawet upomnieć kilka zakonnic, które zmieszane starały się go zignorować.
Do Kyungsoo był odważnym dzieckiem o wielkim sercu dysponujący silnymi słowami, wobec których nawet dojrzalsi pozostawali często bez argumentów. Chłopiec jednak pozostawał tak emocjonalnie zaangażowany w swoją "misję", że zdawał się nie zauważać rodzącej się u niektórych złości. Najwyraźniej ironia losu zadecydowała zamknąć tego silnego ducha w ciele tak kruchym i delikatnym, co nie uszło uwadze osób starających się znaleźć jego słaby punkt.
- Oto i on - zawołał ktoś teatralnie lekko skrzeczącym głosem. Kyungsoo doskonale znał jego właściciela.
Szedł korytarzem w stronę czytelni i nie zatrzymał się na owe zawołanie dobiegające go zza pleców. Zdecydował się je zignorować, nie mając najmniejszej ochoty na sprzeczkę, tym bardziej z tą konkretną osobą. W duchu zapewniał samego siebie, że wcale nie był tchórzem, a jedynie unikał konfliktów. Uznał, że tak postąpiłby mądry człowiek.
Nie bał się Tao. Ani trochę.
- Mówię do ciebie! - krzyknął ponownie chłopak nieco bardziej zdenerwowanym głosem, a po chwili Kyungsoo usłyszał czyjeś biegnące kroki.
Westchnął znużony, spuściwszy głowę, kontynuując swoją samotną drogę. Między nim a czytelnią było już tylko  kilka kroków.
- Ej! - Wzdrygnął się lekko, gdy mocne szarpnięcie okręciło go dookoła tak, że stanął twarzą w twarz - wprawdzie musiał trochę zadzierać głowę w wyniku różnicy wysokości - z Zi Tao. - Orientuj się, gdy ludzie do ciebie mówią! - powiedział równie głośno i gniewnie, pomimo, że nie dzieliła ich już odległość.
Kyungsoo zwyczajowo utrzymywał spokój i dozę znudzenia na twarzy, bo i w istocie rozmowa z Tao, chłopcem wierzącym, że siła i wygląd zewnętrzny dają mu władzę i poszanowanie, nie mogła oznaczać nic interesującego.
- Czego chcesz? - spytał cicho i powoli, pragnąc by i jego rozmówca spuścił z tonu. Czytał, że tak właśnie należy postępować.
- Jeszcze pytasz?! - warknął, utwierdzając go w przekonaniu, że nie ma jednej reguły sprawdzającej się u wszystkich ludzi. Ewentualnie Tao mógł należeć do ciężkich przypadków. - Masz czelność pytać po tym, co zrobiłeś, ty mały trollu?
Do Kyungsoo nie dał się sprowokować naiwną obelgą. Wzruszył jedynie ramionami, co najwyraźniej jedynie bardziej rozeźliło Tao. Miał nadzieję, że wrzaski chłopaka wkrótce ściągną na korytarz kogoś z opieki i w końcu będzie wolny. Zaczął się zastanawiać, dlaczego nie boi się tego grożącego mu i wyższego o półtora głowy chłopaka, choć najprawdopodobniej powinien być teraz przerażony.
- Kto pyta nie błądzi - odparł, jak gdyby celowo i irracjonalnie dolewając oliwy do ognia.
- Ty... - zaczął Tao, wdychając powietrze przez nozdrza. - Jak śmiałeś zniszczyć moją ulubioną koszulę?!
Kyungsoo zmarszczył brwi, starając się znaleźć owy incydent w pamięci i po chwili mimowolnie zaśmiał się krótko.
- Masz na myśli tę niebieską? Powinieneś mi dziękować za to, że ją udoskonaliłem. Nie miała dwóch guzików - odparł niewzruszony, czerpiąc grzeszną radość z widoku rozeźlonego kolegi. Tak łatwo było go sprowokować...czasem zupełnie nieświadomie.
- Ona nigdy nie miała tych guzików, głupcze! Zrujnowałeś ją, doszczętnie zniszczyłeś jej fason! - Tao krzyczał i krzyczał, a jego dłonie mimowolnie zacisnęły się w pięści. - Kto w ogóle pozwolił ci dotykać moich rzeczy, ty trollu!
Kyungsoo ponownie wywrócił oczami. Miał już zupełnie dość tej rozmowy jak i ciągłych wrzasków kolegi, który teraz przypominał mu dzikusa. Brakowało jedynie włóczni z totemem w jego dłoni dla dopełnienia obrazu. Owo wyobrażenie przywołało na jego twarz złośliwy uśmiech, który okazał się przelać wytrzymałość Zi Tao.
W jednym momencie wściekły chłopak uniósł pięść i uderzył Kyungsoo w szczękę z siłą, która powaliła go na podłogę. Upadając jęknął z bólu, jak gdyby zupełnie nie spodziewając się tego ataku.
- Raz na zawsze zapamiętasz, gdzie jest twoje miejsce i co o tobie myślę, ty irytująca mała mądralo - zasyczał Tao, gotowy uderzyć go po raz kolejny. - Dam ci lekcję, ofiaro, a później zamknę w piwnicy, gdzie będziesz mógł do woli opowiadać swoje kazania szczurom i pająkom.
Kyungsoo nienawidził pająków. Za piwnicami również nie przepadał. Mimo to, zaśmiał się na jego groźby i spróbował podnieść na łokciu.
- Tao, nie masz pojęcia o dawaniu lekcji. Przecież ty nawet nie umiesz czytać... - zadrwił i w tym samym momencie ostre kopnięcie w bok znów powaliło go na podłogę.
- Zamknij się! - krzyczał doprowadzony do szału.
Kyungsoo zamknął oczy, przygotowując się na ciosy, których najprawdopodobniej sam był sobie winien, a które z jakiegoś powodu przestały padać. Usłyszał czyjeś szybkie kroki, jednak żadnego odgłosu poza bolesnym jękiem Zi Tao nad jego głową. Zaciekawiony uchylił jedno oko i dostrzegł przed sobą dwie pary nóg w okropnie ubłoconych tenisówkach. Po chwili jedna para butów uniosła się w górę, razem ze swoim właścicielem i zawisła tuż przed nosem Kyungsoo. Zdziwiony otworzył oczy i spojrzał w górę, gdzie Zi Tao uniesiony za swoją modną koszulkę próbował wyrwać się z zaciśniętych rąk Kima Jongina.
Tak właśnie, Kima Jongina.
- Puszczaj! - krzyknął jeszcze głośniej i tym razem Kyungsoo był pewien, że ktoś musiał to usłyszeć.
Jongin posłusznie zwolnił uścisk, przez co Tao mimowolnie opadł ciężko na ziemię tuż obok Kyungsoo. Tym razem jednak zignorował drobnego chłopca, wzrok mściwie wbijając w stojącego nad nim bruneta o nieprzeniknionym wyrazie twarzy.
- Tchórz - odezwał się po raz pierwszy niskim głosem i było to jedyne słowo, jakie do tej pory Kyungsoo od niego usłyszał.
Możliwe, że dane by mu było usłyszeć więcej, jednak zgodnie z jego przewidywaniami z czytelni wyleciały dwie siostry. Jak zwykle, musiał przyznać, w najmniej pożądanym momencie, co przekazał im swoim pełnym wyrzutu spojrzeniem. Dopiero później zorientował się, że kobiety mogły źle zinterpretować tę wiadomość.
- Jongin? Dlaczego? - zawołała przerażona kobieta, podbiegając do trójki. Zza drzwi zaczęły wyglądać zaciekawione głowy innych sierot. - Dlaczego to zrobiłeś?
Zapytany milczał, prostując palce zaciśnięte w pięści. Kyungsoo otworzył usta, by odpowiedzieć za niego, co właśnie miało tu miejsce, jednak Tao nagle stanął na nogi i zaczął szlochać w ramię jednej z sióstr.
- Zaatakował nas, noona! - zajęczał, na co Kyungsoo natychmiast wstał oburzony.- Tak po prostu się na nas rzucił!
- To nieprawda! - zawołał natychmiast, po raz pierwszy rozgniewany Kyungsoo, po czym spojrzał na Jongina, by ten go poparł, ale on uparcie milczał. Mógłby przysiąc, że zobaczył na jego ustach majaczący uśmiech. Jak śmiał być teraz rozbawiony? - To Tao zaczął!
- Nie kłam, Kyungsoo. Dlaczego go bronisz? - zasyczał Tao, dając mu do zrozumienia, by lepiej milczał.
- Kłamca - odwarknął Kyungsoo.
- Tchórz - powiedział Tao.
Nie był tchórzem, powtarzał sobie po raz kolejny. Jedynie unikał konfliktów, ale co mógł zrobić, gdy te tak uparcie go goniły?
Nie myśląc długo, uderzył Zi Tao w twarz, dochodząc do wniosku, że mimo bolącej dłoni, był to niezwykle przyjemny moment w jego dwunastoletnim życiu.
Niezręczną ciszę przerwał głośny i szczery śmiech Kima Jongina i Kyungsoo doszedł do kolejnego wniosku, a mianowicie, że był to niezwykle przyjemny dźwięk.
Warty każdej kary.
***

Był to pierwszy raz, gdy został za coś ukarany. Pierwszy raz siostra z ciężkim sercem zmuszona była zamknąć go na kilka długich godzin w surowym pokoju z dwoma krzesłami i kominkiem. Patrzył za kobietą, gdy zamykała drzwi, rzuciwszy mu ostatnie pełne bólu spojrzenie. Zdawała się prosić go, by nie zmuszał jej do tego nigdy więcej. To nie był pokój przeznaczony dla dzieci takich jak Do Kyungsoo.
Początkowo czuł wstyd i gniew za tę jawną niesprawiedliwość, bowiem ukarany został jedynie on i Kim Jongin. Tao, dzięki - o ironio - właśnie jemu trafił do pielęgniarki z najprawdopodobniej złamanym nosem. Może to w jakiś sposób wynagradzało mu ową sytuację i posłusznie dał się zamknąć w pustym i przytłaczająco nudnym pokoju. Z drugiej strony, możliwe, że pomogło mu w tym również - bierne, bo bierne - towarzystwo Kima Jongina. Chłopca, o którym wciąż tak mało wiedział, chłopca, który bezkarnie kradł ciasto ze stołówki i chłopca, który rycersko go uratował. Spojrzał przez ramię w stronę okna, przy którym oparty o framugę stał zamyślony i patrzył w ciemne, wieczorne niebo.
Powinien mu podziękować.
- To wszystko twoja wina - mruknął z wyrzutem, bowiem moment wdzięczności szybko minął.
Kim Jongin powoli przekręcił głowę, by na niego spojrzeć, z twarzą wciąż nie zdradzającą żadnych emocji.
- Tak mi przykro - odparł cichym, niskim głosem bez cienia skruchy.
- Nie powinieneś się mieszać w nie swoje porachunki. Radziłem sobie z nim i...
Przerwał mu śmiech, który w tym konkretnym momencie nie brzmiał w uszach Kyungsoo tak przyjemnie jak uprzednio. Nie cierpiał, gdy ktoś mu przerywał.
- Tak, widziałem - powiedział nadal rozbawiony chłopak pod oknem. - Muszę przyznać, że mi zaimponowałeś. Wykazujesz więcej odwagi niż rozumu. To wyglądało tak, jak gdybyś naprawdę wierzył, że możesz sobie z nim poradzić. Brawo, Do Kyungsoo, walczyłeś jak rycerz.
W odpowiedzi niższy chłopak zmarszczył brwi, bowiem znalazł więcej ironii niż komplementu w jego słowach. Najbardziej jednak dziwiło to, że znał jego imię. Z drugiej strony, on też zdążył wcześniej o nim usłyszeć.
- Wykazuję tyle samo odwagi, co rozumu - poprawił go urażony.
- To prawdziwy szczęściarz z ciebie - podsumował Jongin i Kyungsoo nie był już pewien, gdzie zaczynała się szczerość a kończył żart.
- Czytam dużo książek - pochwalił się, jak gdyby ta umiejętność wyjaśniała wszystko.
Nie otrzymał żadnej odpowiedzi, a Jongin zdawał się na nowo zafascynować widokiem nocnego nieba. Kyungsoo w pierwszej chwili miał ochotę odpuścić i zakończyć ich małą rozmowę. Podszedł do krzesła przy drzwiach, jednak zanim do niego doszedł zdążył się rozmyślić. W jednej chwili zawrócił i podszedł szybko w stronę okna, gdzie niezdarnie i pod zdziwionym wzrokiem Jongina, wspiął się na parapet. Po raz pierwszy mógł spojrzeć na chłopca z góry, co niezwykle mu się podobało
- A ty? - spytał , podciągając nogi pod brodę.
- Ja? - powtórzył, jak gdyby w pokoju był ktoś jeszcze - Ja... czytałem dużo książek.
 I już nie czytam, dodał w myślach Kyungsoo.
Jongin spuścił wzrok i chłopiec na parapecie zrozumiał, że nie powinien pytać, dlaczego nawet, jeśli ciekawość paliła go od środka. Przełknął głośno pytanie i oparł głowę o zimną szybę na moment wędrując za spojrzeniem Jongina w stronę rozgwieżdżonego nieba.
Spędzili w ciszy długie minuty, jednak Kyungsoo musiał przyznać, że nie była to niezręczna cisza. Mógł milczeć przy tym nieznajomym, skrytym chłopcu, czując się przy tym dobrze, czego nie często doświadczał. Zwykle podobna sytuacja wręcz zmuszała go do zadawania pytań, byle tylko nie przerywać rozmowy, nawet jeśli zupełnie nie interesowały go odpowiedzi. W tamtym momencie czuł, jak gdyby wszystko było w porządku.
- Moja mama czytała mi mnóstwo książek - Jongin odezwał się tak cicho, że Kyungsoo początkowo myślał, że to tylko jego wyobraźnia. - Ale już nigdy więcej nic mi nie przeczyta.
Po tych słowach nie miał nawet najmniejszej ochoty spytać dlaczego. Wydawało mu się to zbyt okrutne, a odpowiedzieć potrafił sobie sam. Postanowił jednak wykorzystać sam fakt, że Jongin odważył mu się zwierzyć. To wystarczyło, by zapragnął poznać go lepiej, wykorzystując tę nikłą nić poufności.
- Żałuję, że nie zamknęli nas w czytelni - wyznał z ciężkim westchnieniem, na co Jongin zmierzył go zaciekawionym spojrzeniem. - Mógłbym ci wtedy poczytać - dodał trochę nieśmiało, jednak zupełnie przekonany o geniuszu swojego pomysłu.
Na twarzy Jongina zamajaczył lekki uśmiech, co sprawiło że po raz pierwszy wyglądał na swój wiek. Cień wiecznie obecny na jego twarzy sprawiał, że Kyungsoo odbierał go jako o wiele dojrzalszego i starszego człowieka.  Miał teraz przed sobą dzieciaka w swoim wieku, któremu ktoś właśnie podarował prezent i zdążył polubić ten widok.
- Faktycznie - potwierdził, po czym wspiął się na brzeg parapetu i podobnie jak drugi chłopak, oparł głowę o szybę. Kyungsoo musiał z żalem pogodzić się, że już nie góruje nad nim głową. - To szkoda.
Reakcja Jongina sprawiła, że pożałował tego nawet bardziej.
- Ale za to mogę ci coś opowiedzieć. Noona twierdzi, że jestem fenomonal....fenymenal... że jestem bardzo dobrym narratorem - dokończył zmieszany swoim zająknięciem, jednak Jongin skwitował to krótkim, wesołym śmiechem.
- W takim razie słucham, Do Kyungsoo - zachęcił go, wyciągając się wygodnie na parapecie.
Tym samym  Kyungsoo zaczął snuć historie, które przychodziły mu do głowy, a  które znał wystarczająco dobrze, by niczego nie pomylić. Cieszył go a zarazem dodawał sił nieustępujący z twarzy bruneta wyraz szczerego zainteresowania. Nie wiedział kiedy zaczął gestykulować dłońmi, ale każda kolejna historia bardziej go angażowała tak, że przez chwilę poczuł się jak aktor ze swoją jednoosobową widownią.
Na koniec opowiedział mu bajkę o chłopcu, który wszczynał fałszywe alarmy o nadchodzącym wilku, przez co w czasie prawdziwego ataku nikt mu już nie uwierzył. Nie spodziewał się, że wywoła w Jonginie atak śmiechu, bowiem osobiście nie przypominał sobie ani jednego komicznego momentu.
- Co za głupiec - skomentował chłopak, kręcąc głową.
- Zupełny - poparł go, a po chwili znów zapadła między nimi cisza.
Jongin zdawał się ponownie zamknąć w świecie swoich myśli a Kyungsoo pozwolił mu na to, sam ukradkiem go obserwując.
- Gdy widzę gwiazdy, czuję się bezpieczniej - wyznał po chwili Jongin. - Jak gdybym widział nad sobą anielskich strażników trzymających lampy, bym nigdy nie zabłądził.
Kyungsoo musiał przyznać, że to piękne porównanie i tak nieprawdopodobne u kilkunastoletniego dziecka. 
- Wierzę w to, Jongin - odparł nieśmiało.
- Lubisz gwiazdy, Do Kyungsoo? - spytał, odwracając wzrok od nieba. Jego ciemne oczy błyszczały niczym lustrzane odbicie gwiazdozbioru.
- Myślę, że kocham gwiazdy - opowiedział nie do końca świadomy swoich słów.
To wystarczyło, by Jongin mógł rozpocząć swoje niekończące się opowieści o gwiazdach i gwiazdozbiorach. Tym razem to Kyungsoo słuchał, jak chłopak z pasją opisuje każde ciało niebieskie, jak gdyby od tego zależało jego życie. Słuchał go, nie przerywając mu ani na moment zupełnie oczarowany wszystkim tym, co drugi chłopak tak bardzo chciał przed nim otworzyć. Zaśmiał się szczerze, gdy zaczął podawać mu imiona, które sam wymyślił dla kilku gwiazd, tworząc z nich swoją własną konstelację. Pan Pięcioramiennik, Ślepy Joe, Pikachu, Kai...
- Kai to moja własna gwiazda - dodał nieśmiało. - Możesz mi mówić Kai, jeśli chcesz.
Kyungsoo podobał się ten pseudonim a zezwolenie na jego używanie uznał za miłe wyróżnienie.
-  Chcesz dołączyć do mojego gwiazdozbioru Do Kyungsoo? - spytał równie nieśmiało, jednak z nadzieją w oczach.
- Chcę! - zgodził się natychmiast zachwycony zaproszeniem.
- W takim razie witaj w mojej konstelacji, Do Kyungsoo.
Następnego dnia dziękował gwiazdom i tym niewidzialnym aniołom za to, że postawiły na jego drodze Kima Jongina. Jego pierwszego i jedynego przyjaciela, bratnią duszę.
Na zawsze.

***
"Kochając marzy się o przyszłości."
- Stefan Żeromski

Ludzie lubią przywiązywać się do swoich rzeczy. Oznaczają je jako swoje, czynią martwą materię unikalną, wręcz dzielą z nimi własną duszę. Z utęsknieniem marzą o swoim domu, jaki tylko by on nie był, ważne żeby stanowił ich schronienie. Z nostalgią myślą o swoim łóżku, do którego tak bardzo pragną wrócić każdego dnia.
Kim Jongin nie należał do tego typu osób.
Jego łóżko w sierocińcu zawsze było idealnie, acz surowo pościelone, a jego właściciel prawie nigdy nie został w nim zauważony. Początkowo zjawisko to dziwiło resztę dzieciaków zamieszkujących ten kilkuosobowy pokój, jednak z biegiem lat wszyscy przestali zwracać na to uwagę, bowiem doskonale wiedzieli, gdzie sypiał Kim Jongin. Niejedna siostra próbowała interweniować przeciwko owym nocnym wycieczkom do pokoju obok, jednak zarówno uciekinier jak i Do Kyungsoo nie pozwolili się rozdzielić. Opieka wywiesiła białą flagę, poddając się pod uporem tej dwójki upartych i walecznych chłopców.
Kyungsoo i Jongin byli nierozłączni zarówno w dzień jak i w nocy. Niczym jedna dusza w dwóch ciałach. Przestano próbować postrzegać ich osobno, bowiem, gdzie był jeden, tam podążał i drugi.
Mijały lata, w których Jongin z nieśmiałego chłopca przemienił się w otwartego, przystojnego młodzieńca, którego uśmiech kradł serca wszystkich dookoła. Kyungsoo dotrzymywał mu kroku, z wiekiem zachowując swój niewinny urok i, co zawsze wspomniane go denerwowało, nie udało mu się dogonić wzrostem Jongina. Przyjaciel starał się dodać mu wtedy otuchy, powtarzając, że w tym właśnie tkwiło jego piękno. Właśnie takim Do Kyungsoo miał się stać. Wierzył mu, a przynajmniej tak go zapewniał, choć z drugiej strony wierzył też, że w wieku siedemnastu lat wciąż może urosnąć.
Mimo upływu lat wciąż dzielili to samo łóżko , które Kyungsoo otrzymał jako dziecko. Nie przeszkadzała im specjalnie ograniczona powierzchnia, bowiem Kyungsoo przywykł czepiać się ramionami torsu Jongina, śpiąc tym samym częściowo na nim. W innym wypadku, już dawno zostałby wykopany na podłogę przez walczącego  ze smokami śniącego Kima Jongina.
Z wiekiem nauczyli się akceptować tego typu dziwactwa.
Tej grudniowej nocy Jongin leżał na plecach z ramionami ułożonymi pod głową i wpatrywał się w fluorescencyjne gwiazdy przyklejone do sufitu nad łóżkiem. Długo walczyli z opiekunkami o pozwolenie na przyklejenie ich niezwykłej konstelacji do śnieżnobiałego sufitu, jednak podobnie jak walkę z łóżkiem, ostatecznie wygrali. Wpatrywał się w gwiazdę znajdującą się najbardziej na wschód gwiazdozbioru podpisaną koślawym, dziecięcym pismem: "D.O."
Następnie przeniósł wzrok na jej właściciela, który siedział po turecku obok jego głowy i czytał "Sherlocka Holmes'a" zatracony i nieobecny duchem. To zjawisko Jongin też nauczył się akceptować. O ile nie potrzebował akurat jego uwagi.
- Myślisz, że mógłbyś go przechytrzyć? - spytał, przekręcając się bok, by mieć lepszy widok na czytającego chłopaka.
Pytanie wyrwało go ze świata powieści, jednak jego wzrok zdradzał zdezorientowanie.
- Kogo? - spytał, wkładając zakładkę w miejsce, gdzie skończył. - Sherlocka? - Jongin pokiwał głową. - Ten człowiek to czysty geniusz, nie sądzę. Jest moim mistrzem.
- Musiał być bardzo samotny - mruknął Jongin. - Chciałbyś być samotny, DO?
Zwyczajowo zmarszczył brwi, gdy czegoś nie rozumiał.
- Nie jestem samotny, mam ciebie - odpowiedział z szerokim uśmiechem.
Kai odwzajemnił gest, czując się lepiej słysząc takie słowa, nawet jeśli słyszał je każdego dnia. Zawsze miło było dostać upewnienie.
- Założę się, że będziesz od niego lepszy - powiedział, twardo wierząc w swoje słowa.
W odpowiedzi Kyungsoo zaśmiał się, traktując wyznanie jako żart, bowiem sam mierzył siły na zamiary. Jako kilkunastoletnie dziecko łatwiej przychodziło mu wierzyć w swoje możliwości, tym samym bez zahamowań mógł rzucić się na większego od siebie przeciwnika. Jako siedemnastolatek stojący u progu dorosłości zdawał się wycofywać za karty książek, ostrożniej podejmując decyzję i licząc się z ich konsekwencjami. Może właśnie na tym polegała dorosłość?
Nagle zamknął głośno książkę, przez co Jongin spojrzał na niego pytająco.
- Mam pomysł - zaczął, a jego oczy zabłysły tajemniczo. - Opracujmy nasz własny szyfr.
- Szyfr? - powtórzył za nim Jongin z entuzjazmem dużo słabszym niż Kyungsoo oczekiwał.
- Sposób komunikowania się, który tylko my będziemy rozumieć. Czy to nie genialne? - spytał tak przejęty, że aż klęknął na łóżku.
- Genialne - zgodził się Kai, nawet jeśli nie do końca rozumiał zastosowanie takiej umiejętności. Mimo to, musiał przyznać, że pomysł wywoływał w nim lekki dreszcz podniecenia. - Co proponujesz, Sherlocku? W jaki sposób miałoby to działać?
Kyungsoo opadł na łóżko zamyślony i skoncentrowany, wpatrując się w rozgwieżdżony sufit.
- Szyfry to prosta sprawa - zaczął, mrużąc mimowolnie oczy. - Wystarczy znać słowa kluczowe. Jeśli ty bądź ja wypowiem klucz znaczy, że reszta wiadomości ma podwójne dno.
Jongin powoli kiwnął głową, nadążając za jego tokiem rozumowania, jednak w jego spojrzeniu wciąż igrała rezerwa.
Ciągle nie rozumiem, gdzie moglibyśmy to zastosować - powiedział szczerze.
- Daj spokój, Kai - odparł błagalnym tonem Kyungsoo, odwracając się na bok, tym samym leżeli na przeciwko siebie, nie pozostawiając między sobą praktycznie żadnej odległości. - To tylko zabawa - dodał po chwili. - Wymyśl klucz.
- Nie wiem, jak wyglądają klucze - próbował się wycofać.
- Cokolwiek - odparł zniecierpliwiony. - Zdanie łatwe do zapamiętania, a zarazem na tyle niezwykłe, by nie używać go w codziennych rozmowach. Słysząc je, musisz być pewien, że chcę ci coś przekazać.
- W porządku - zgodził się ostatecznie i podrapał po głowie.
Szukał myślami frazy, która spełniała by te wymogi, a jego zamyślony wzrok spoczął na twarzy Kyungsoo. Jego dużych ciemnych oczach, które patrzyły na niego oczekująco. W tamtym momencie były zupełnie nieprzeniknione.
- "Nie widzę gwiazd." - powiedział cicho. - Oto nasz klucz.
Kyungsoo szybko zmył z twarzy mimowolne zdziwienie usłyszanym hasłem i uśmiechnął się zadowolony.
- Dobrze. Nasz szyfr będzie nadawał się tylko do krótkich wiadomości - zaczął tłumaczyć bardziej skomplikowaną część zadania. - Jeśli usłyszysz hasło, pierwsza litera każdego kolejnego słowa jest literą zaszyfrowanej wiadomości. Kai, nadążasz za mną? - spytał, widząc rodzące się na twarzy przyjaciela zdezorientowanie.
Nadążam, Sherlocku - potwierdził z uśmiechem. - To prosty szyfr, podoba mi się.
- Teraz możesz mi zdradzać swoje sekrety przy całym świecie, a one wciąż pozostaną naszą tajemnicą - powiedział Kyungsoo i zaśmiał się cicho, by nie obudzić dzieciaków z innych pokoi.
Jongin przyznał mu rację. Kyungsoo w tym momencie ziewnął przeciągle a następnie objął chłopaka w talii i przykrył ich kołdrą, bowiem zbliżała się trzecia w nocy i nawet oni potrzebowali odrobiny snu.
- Za niecały rok  opuścimy to miejsce - zauważył sennie Kyungsoo. - Kai, wyobrażałeś sobie kiedyś przyszłość?
Jongin zamyślił się nad odpowiedzią, nawet jeśli w rzeczywistości myślał o niej codziennie. Jednocześnie nie mógł się doczekać czekającej za rogiem wolności, z drugiej zaś strony tak bardzo się jej obawiał.
- Nie - odpowiedział w końcu, wbijając wzrok we fluorescencyjne gwiazdy. - Przyszłość ma miejsce każdego dnia, mam nadzieję, że za rok nie będzie bardzo odbiegała od tej. Ty i ja przeciwko całemu światu - zaśmiał się krótko, bowiem tylko na tym jednym warunku tak bardzo mu zależało. Tego oczekiwał i tak bardzo bał się go utracić.
- Ty i ja - powtórzył za nim Kyungsoo, prawie zasypiając na jego ramieniu. - To prosty plan, podoba mi się. - dodał niewyraźnie.
- Mi też - odparł do śpiącego już chłopaka.
Kim Jongin tamtej nocy długo wpatrywał się w konstelację gwiazd, myśląc o owej przyszłości, ubierając ją w niezwykłe wyobrażenia. Zabawny wydał mu się fakt, że całą swoją przyszłość trzymał właśnie w ramionach.
Zasypiając zastanawiał się, czy naprawdę będzie potrzebował szyfru, by wyznać Do Kyungsoo, jak bardzo go kochał.
***
Witam po przerwie ^^
Long time no szi, huh?
Wiem, jestem okropną osobą. Mogłabym długo tłumaczyć moją nieobecność, bo tyle wydarzyło się od ostatniej mojej publikacji. W każdym razie, od tego czasu pisałam dużo, problem w tym, że rzadko jestem w pełni zadowolona z tego, co powstanie, a umieszczanie tutaj czegokolwiek to duże brzemię. Wow. Jak to zabrzmiało.. Ale jestem ponownie :)
Z KaiSoo. Uparłam się na tę parę kilka miesięcy temu i zawzięłam w tym, że w końcu napiszę tę historię. Powstało wiele wersji, w między czasie fabuła i postacie ewoluowały nie do poznania. W dodatku zachciało mi się tworzyć mój pierwszy kryminał. Tak dla spróbowania i już wiem, że zapewne prędko znów tego nie zapragnę. Można powiedzieć, że powstał mi pseudo-kryminał...
To tak bardzo nie moja bajka.
Jeśli jesteście tu jeszcze ze mną to dotarliście do połowy pierwszej części.Nie chciałam tego dzielić, ale czterdzieści stron tekstu na jeden raz to... dużo.
Dlaczego nie umiem pisać krótkich fanfików?!
Na razie jest miło i przyjemnie, ale dziś o czwartej w nocy, pisząc trzecią część doszłam do wniosku, że jestem złym człowiekiem... Nieważne. Pierwszą część możecie czytać spokojnie, tę drugą, jeszcze nieopublikowaną jej połowę również.
Na koniec chcę powiedzieć, jak bardzo Was kocham i to, co do mnie piszecie! <3 jesteście cudowni, najlepsiejsi i nie wiem, czym zasłużyłam sobie na takich czytelników...
Sądzę, że wciąż nie napisałam wszystkiego, co chciałam, ale nic.
Następną część dodam jutro, więc nie żegnam się na długo.
Całuje, robaczki :*



3 komentarze:

  1. Przez ostatnie kilka miesięcy przeczytałam tyle fanfików z Exo, że jakby je wszystkie zebrać to wyszło by grube tomisko. O większości z nich zapomniałam, ponieważ były denne i powielały te same schematy. Natomiast twój fanfik jest tak piękny, że na pewno, na długo zapadnie mi w pamięć. Chciałabym się w nim do czegoś przyczepić, ale niestety nie mam do czego. Jongin mający wszystko i wszystkich gdzieś i Do Sherlock Kyungsoo - awww. Czytając twoje opowiadanie, pomyślałam: Wow, chciałabym tak umieć pisać.

    Cieszę się, że w końcu wróciłaś, bo nie mogłam doczekać się twojego nowego fanfika. Hwaiting, unni!!!!!!! ^^

    OdpowiedzUsuń
  2. Cholera, nigdy nie miałam okazji dodać komentarza na Twoim blogu i naprawdę gorąco żałuję za grzechy, bo na TAKIM blogu powinno się roić od pozytywnych opinii. To ja może zacznę od początku.
    Bywam tutaj bardzo często, niepokojąco często, prawdę powiedziawszy, bo wchodzę co najmniej raz na tydzień, by kontrolnie sprawdzić, czy nie dodałaś czegoś nowego. Zakochałam się w Twojej twórczości dawno temu, zaraz po tym, jak dodałaś Osiemnaście Świeczek (jakim cudem na samą myśl o tym shocie mam łzy w oczach, to okropne). I tak naprawdę, BaekYeol to jedyny pairing, który lubię i akceptuję, wśród tych, których użyłaś do napisania swoich opowiadań. I co? I mimo wszystko czytałam każdą kolejną notkę. Dlaczego? Bo jesteś geniuszem.
    Na dzień dzisiejszy jesteś jedną z moich ulubionych autorek, piszących yaoi o tematyce kpopowej. Podziwiam hardo za lekkość wypowiedzi, wspaniałe pomysły, subtelne opisy... Właściwie podziwiam Cię za każde słowo. Całość współgra ze sobą tak dobrze, że mogłabym Twoje opowiadania porównać do najpiękniejszej melodii świata. Wiesz, uzupełnianie. Wszystko pasuje do siebie tak dobrze, jakby ktoś dawno temu zapisał to w gwiazdach (to niezaplanowana dygresja hehe).
    Cóż więcej mogę powiedzieć? Jestem fanką, bardzo oddaną i wierną, zapewniam.

    Kaisoo. Nie znoszę kaisoo. Kai to moje życie, a SeKai najprawdziwsze otp, a przez ludzi shippujących ten pairing, fanarty, gify i całą resztę tego typu rzeczy, wpadam w lekką depresję i wyję po kątach. Nie czytam kaisoo. A tu oczywiście przeczytałam i znów jestem zachwycona, o zgrozo. Cudowność, obecnie nie mam słów. Nie umiem pisać komentarzy. Ten pewnie nie ma sensu. Wszystko nie ma sensu. Ech.
    Rzucam w Ciebie żalem, bo znów napisałaś coś tak dobrego, że nawet nie zasługuję na to, by to jakkolwiek skomentować.

    Jesteś wspaniała, wróżę Ci świetlaną przyszłość pisarki bestsellerów, bez żalu. Pozdrawiam gorąco i życzę masę weny.

    [yaoitown]

    OdpowiedzUsuń
  3. Czuje się taką ignorantką, że zobaczyłam dopiero dzisiaj twoje wpisy... Muszę mówić, że bardzo mi się podoba? Muszę pisać, że wybucham okrzykiem radości, gdy zobaczyłam nowy wpis? Muszę pisać, że nie zawiodłaś moich oczekiwań i chciałabym czytać dalej, ale postanowiłam najpierw skomentować tę część? Jesteś moją mistrzynią... Nie żartuje i nigdy nie będę żartować z tak poważnych sformułowań. Nawet nie wiesz jak się cieszę z tego, że nareszcie coś dodałaś! i Jeszcze te słowa "- Gdy widzę gwiazdy, czuję się bezpieczniej - wyznał po chwili Jongin. - Jak gdybym widział nad sobą anielskich strażników trzymających lampy, bym nigdy nie zabłądził."... One... One są takie piękne i tak głębokie. Zmieniłaś moje postrzeganie gwiazd... Zawsze je kochałam, a teraz zyskałam przy nich poczucie bezpieczeństwa. Dziękuję... Dziękuję za to, że piszesz i dzielisz się tym ze światem. Weny! Dużo weny!

    TsukiKira
    Ps.: Mam nadzieje, że moja wypowiedź nie była tylko zlepkiem nie pasujących do siebie zdań! Nie mam czasu czytać, tego co napisałam, bo mam do nadrobienia 2-gą część!!

    OdpowiedzUsuń