niedziela, 1 grudnia 2013
wtorek, 17 września 2013
Biały Kruk [HunHan] 2/2
GATUNEK: Romans, fantasy, angst
BOHATEROWIE: Lu Han, Oh Sehun
OSTRZEŻENIA: Brak
To mógł być pierwszy, ale i
ostatni dzień tygodnia, w każdym razie dla Luhana wszystkie poranki wydawały
się takie same. Wiedział jedynie, że od rozstania z Sehunem minęło czternaście
monotonnych dni i tyle samo nocy, a on z obojętnością i apatią pozwalał, by
czas płynął dalej. Nie chciał, by tak wyglądała reszta jego życia, ale z
drugiej strony niemożliwym stało się dla niego powrócić do codziennej rutyny.
Ciągle łapał się na tym, że myśli o chłopaku ze srebrnym, głębokim spojrzeniem,
że szuka go na ulicach, że wypatruje go przez okno na linii horyzontu. Rozmyślał
o tym, co mógł teraz robić, jak się czuł i czy radził sobie z utratą bliskiej
osoby. Czasem nie mógł przypomnieć
sobie, jak wyglądało jego życie zanim poznał Sehuna, a tym bardziej z trudnością
przychodziło mu kontynuowanie swojej codzienności. Nie przypuszczał, że w tak
krótkim czasie wszystko mogło zwalić mu się na głowę.
Bardziej z przyzwyczajenia niż
głodu udał się na śniadanie, które zwykł spożywać w towarzystwie ojca i brata.
Na samą myśl o nich jego apetyt zanikał, a on z coraz większą niechęcią
kierował swoje kroki w stronę kuchni. Od dwóch tygodni bardzo często opuszczał
momenty wspólnych posiłków, bowiem od pamiętnego wydarzenia w jaskini, czuł
niechęć i odrazę do własnej rodziny. Świadomość, że jeden z nich mógł przelać
krew Dziecka Księżyca sprawiała, że z trudem mógł spojrzeć im w oczy, a zarazem
powstrzymać rodzącą się w sercu nienawiść.
Zatrzymał się przy drzwiach od
kuchni, zza których dobiegały głosy zarówno jego ojca jak i brata. Stanął z
ręką na klamce, wahając się, czy naprawdę był gotowy wejść do środka.
- Nasze wojsko jest śmiechu
warte. - Usłyszał szyderczy niski głos ojca, a następnie odgłos miętej gazety.
- Jedna wielka banda głupców!
- Co tym razem? - Pytanie padło
ze strony Krisa.
- Nic nowego, synu. Kolejna
porażka - odparł mężczyzna, a po chwili do uszu Luhana dotarł dźwięk rzuconej
na stół gazety. - Zlikwidowali kolejne skupisko Dzieci Księżyca, jednak jak zwykle
poza zabiciem wszystkich, nie wyciągnęli od nich żadnych nowych informacji.
Banda kretynów, umie jedynie wymachiwać bronią zamiast użyć odrobiny rozumu!
Luhan w przypływie gniewu
zacisnął dłonie w pięści, z całych sił powstrzymując się przed wtargnięciem do
kuchni.
- Jakich informacji, ojcze? -
dopytywał Kris. - Masz na myśl kamień księżycowy?
- Czy nie to jest w tym
wszystkim najważniejsze? - odparł zirytowany mężczyzna, a następnie w pomieszczeniu
rozległ się odgłos sztućców.
Chłopak za drzwiami, słysząc
wzmiankę o kamieniu księżycowym, w jednej chwili postanowił w końcu wejść do
środka. Uchylił drzwi i jego oczom ukazała się groteskowo naturalna scena z
życia szczęśliwej rodziny siedzącej przy wspólnym śniadaniu. W tamtym momencie,
nie po raz pierwszy, odniósł wrażenie, że kazano mu odgrywać rolę nie mającą za
wiele wspólnego z jego własnym życiem.
- Dlaczego szukamy kamienia
księżycowego? - wypalił bez przywitania, zanim dobrze usiadł na swoim miejscu.
Zarówno ojciec jak i Kris
milczeli przez długą, ciążącą nad nimi chwilę, patrząc na Luhana, jak gdyby
widzieli go pierwszy raz w życiu. Wiedział, że będą się tak zachowywać, jednak
cierpliwie wytrzymywał ich spojrzenie.
- Kamień księżycowy to nasza
przyszłość - odezwał się w końcu starszy mężczyzna, mierząc go karcącym
spojrzeniem, bowiem nie znosił, gdy Luhan wykazywał ignorancję w sprawach tak
dla niego ważnych. - Ten kamień jest najcenniejszą rzeczą istniejącą na tej
planecie, a teraz znajduje się w niewłaściwych rękach.
Luhan na jego słowa powstrzymał
się od drwiącego prychnięcia.
- Może nam dać nieśmiertelność,
a może i stanowić potężną broń, w każdym razie wiem jedno. Ten kamień wkrótce
znajdzie się w moim posiadaniu, choćbym miał zniszczyć całą tę przeklętą rasę
wynaturzonych istot!
Chłopak miał ochotę wstać od
stołu i wykrzyczeć ojcu, co tak naprawdę myśli o jego poronionych ideach,
jednak ostatkiem woli udało mu się pozostać na miejscu. Nie odezwał się,
pozwalając, by słowa mężczyzny pozostały między nimi niczym najgorsza trucizna.
- Luhan, dlaczego opuszczasz
treningi? - Ojciec ponownie się do niego zwrócił, a w jego głosie wciąż słyszał
znajomą złość. - Istnieje powód, dla którego lekceważysz swoje obowiązki?
- Mam ważniejsze sprawy, ojcze
- odparł wymijająco, nie mając najmniejszej ochoty na tę dyskusję.
- Nie ma niczego ważniejszego!
- Mężczyzna uniósł głos, na co chłopak lekko drgnął. - Chcę wiedzieć, co robisz
całymi dniami! Dlaczego nie nocujesz w domu?
Odważył się unieść wzrok,
bowiem nie spodziewał się tego typu pytań ze strony ojca, jak i nie spodziewał
się, że ten zauważy jego nieobecność. Nie miał najmniejszego zamiaru opowiadać
ojcu o tym, że większość czasu spędzał u Suho oraz na terenach wokół posesji z
naiwną nadzieją, że spotka gdzieś Sehuna. Nie chciał też mówić mu, że spał u
przyjaciela z tą samą głupią nadzieją, że Sehun będzie go tam szukał.I tak, na
pewno ucieszyłaby go wiadomość, że spoufala się z Dzieckiem Księżyca, któremu
tak chętnie podciąłby gardło przy każdej możliwej okazji.
- Pracuję - odparł krótko i
wymijająco, po czym wstał od stołu, chcąc jak najszybciej zakończyć rozmowę. -
I wypełniam swoje obowiązki, ojcze. Będę u Suho - dodał i ruszył w stronę
wyjścia.
Drzwi
trzasnęły za nim, choć wcale tego nie planował. Ich głośny huk o framugę
zagłuszył głos ojca, przez co Luhan nie usłyszał, jak mężczyzna rozkazuje
drugiemu synowi śledzić swojego brata.
***
Czas niemiłosiernie biegł do
przodu, jednak Luhan wciąż pozostawał zamknięty w swoich wspomnieniach.
Kurczowo trzymał się tych kilku momentów z przeszłości, odmawiając ruszenia w
stronę przyszłości. Nie pragnął jej dopóty, dopóki nie ujrzałby na jej
horyzoncie Sehuna.
Luhan był uparty, a jego
wytrwałość zasługiwała na podziw, może i z tego powodu los postanowił go
wynagrodzić, w momencie, gdy wcale się tego nie spodziewał. Nieustannie myślał
o Sehunie z niegasnącą nadzieją, że jeszcze go spotka, jednak nie był pewien,
co wypełniało jego umysł, gdy spał. Mógł nie śnić o jasnowłosym chłopaku, może
też dlatego wspomniany postanowił wtargnąć do jego głowy siłą.
Obudził go krzyk Suho i głośna
wymiana zdań dobiegające z korytarza. Zdziwiony i wciąż zaspany przetarł oczy i
podniósł się na łóżku w pokoju gościnnym przyjaciela, tym samym, w którym
kiedyś leżał ranny Sehun. Próbował wyłowić cokolwiek z dyskusji za drzwiami,
jak i zrozumieć nietypową sytuację, zważywszy na to, że było już po północy.
Suho nie miał wrogów, dlatego pierwsze, co przyszło do głowy Luhana to jego
ojciec lub brat, którzy przypuszczalnie postanowili go szukać.
Z drugiej strony, nie mógł
pozbawić się nadziei, że to nie kto inny a Sehun.
Z tą myślą, wyskoczył z łóżka
gotowy wybiec na korytarz, jednak nagle, na portalu przy lewej ścianie pojawił
się fantom Suho. Twarz chłopaka, choć równie zaspana, zdradzała niezrozumiały
dla blondyna gniew i jeszcze mniej zrozumiałą urazę.
- Suho? Co się dzieje? - spytał
zachrypniętym głosem, zatrzymując się na środku pokoju.
Przyjaciel patrzył na niego z
chłodem i dystansem.
- Mogłeś mi powiedzieć - rzucił
beznamiętnie. - Nie uważasz, że zasługiwałem na to, by wiedzieć?
- Wiedzieć co? - nalegał
zniecierpliwiony, mając zupełny mętlik w głowie.
- Sehun - Imię chłopaka
zabrzmiało niezwykle dziwnie w ustach przyjaciela, bowiem Luhan nigdy nie
słyszał go od nikogo innego, bo i nikt inny nie znał...
Luhan zamarł w miejscu.
- Dobranoc, Luhan - rzucił, zanim
blondyn zdążył spytać go, skąd znał imię Dziecka Księżyca. - Porozmawiamy
jutro.
Obawiał się, że Suho nie wiadomo
skąd, mógł wiedzieć dużo więcej. Pytanie skąd?
Fantom zniknął, pozostawiając
pusty portal, a on rzucił się w stronę drzwi, by znaleźć przyjaciela i zażądać
wyjaśnień.
Zanim zdążył nacisnąć klamkę,
te uchyliły się, a on prawie wpadł na osobę stająca za nimi. Zrobił krok w tył
i w tym samym momencie po raz drugi tej nocy zamarł oniemiały.
Pierwszą rzeczą, jaką odnotował
była para srebrnych oczu patrząca prosto na niego. I te usta wygięte w drwiącym
uśmiechu.
- Sehun? - spytał cicho, a jego
głos zabrzmiał obco dla niego samego.
- Witaj, piękny - rzucił
spokojnie, wchodząc do pokoju.
Luhan nie ruszył się z miejsca,
patrząc z niedowierzaniem na chłopaka, którego widoku wypatrywał od tylu
tygodni. Stał przed nim żywy obraz z jego wyobraźni, a on zdążył odnotować, że
zapamiętał go niezwykle dokładnie. Nie zmienił się ani trochę od kiedy ostatnio
się widzieli, może poza tym, że jego twarz wydawała się trochę zmężnieć, a w
jego oczach smutek zdawał się wolno ustępować.
- Czekałem na ciebie - wyznał,
robiąc nieśmiały krok do przodu, na tyle, by mógł go dotknąć i przekonać się,
że był prawdziwy.
- Wiem - wyszeptał, nachylając
się nad blondynem. - Wybacz, że kazałem ci czekać.
- Wybaczam - odparł szybko i w
tej samej chwili pocałował go.
Luhan uznał, że tak naprawdę
nie miał mu czego wybaczać, bowiem warto było czekać na tę jedną noc, w której
został wynagrodzony przez los i szczęśliwy, jak nigdy wcześniej.
Nie pamiętał początku. Nie
pamiętał momentu, w którym ich pocałunki przerodziły się w żywe pożądanie.
Pamiętał za to, że nie
potrafili przestać.
Nie chciał zamykać oczu, chcąc
widzieć, jak Sehun, tak samo jak on, przeżywał apogeum ich namiętności. Chciał
zapamiętać moment, gdy obaj spalali się w jasnym płomieniu, pragnąc siebie
nawzajem z ta samą mocą, tą samą zachłannością. Chciał zapamiętać każdy
pocałunek ofiarowany mu przez ukochanego, każdą chwilę ich wspólnej miłości,
każde wyznanie i obietnicę. Sam nie był w stanie zliczyć, ile razy wykrzyczał,
jak bardzo go kochał. Krzyczeli tej nocy długie godziny, choć ciągle wydawało
im się to zbyt mało.
- Sehun? - spytał sennie Luhan,
gdy leżeli ściśle objęci, zaplątani w prześcieradło.
Jasnowłosy otworzył oczy, w
których mimo zmęczenia, wciąż widniało niegasnące pożądanie.
- Tak?
- Czy wierzysz w białe kruki? -
spytał, mimowolnie zamykając oczy, balansując na granicy snu i rzeczywistości.
- Wierzę w ciebie.
Nie był pewien, czy odpowiedź
pochodziła od prawdziwego Sehuna czy tego, który nawiedził go we śnie. Nie
chciał tracić go z oczu, jednak obiecał mu, że gdy rano się obudzi, ten będzie tuż
przy nim.
***
Luhan na nowo zaczął rozróżniać
dni tygodnia, bowiem każdy stał się dla niego wyjątkowy, każdy niósł ze sobą
coś niezwykłego, przez co w końcu mógł docenić mijający czas. Zwłaszcza, gdy ów
czas spędzał z Sehunem.
Ich spotkania zdawały się
kwestią przypadku, jednak w rzeczywistości każde zostało zaplanowane i szczelnie
owiane sekretem. Sehun balansował między chwilami dzielonymi z Luhanem a
życiem, o którym ten nie wiedział za wiele, doceniał jednak to, że chłopak nie
zrezygnował z niego, choć ich znajomość z pozoru wydawała się tak krótka i
nietrwała.
Nie myślał w ten sposób, gdy
Sehun całował jego szyję, powodując u niego dreszcze na całej długości
kręgosłupa. Wywoływał w nim emocje, o które wcześniej by się nie posądził,
sprawiał, że czuł wszystko tak intensywnie, jak nigdy do tej pory. Luhan kochał
ten dotyk, tak znajomy i upragniony.
Lubił, gdy Sehun opowiadał mu o
Dzieciach Księżyca, zdradzając sekrety i tajemnice nieznanego dotąd świata.
Wszystko wydawało mu się nieprawdopodobne i fascynujące, a zarazem wiedział, że
przez to kim był, nigdy nie powinien usłyszeć ani jednej z owych historii.
Luhan przy Sehunie czuł się na swoim miejscu, choć tak naprawdę im bliżej,
chłopaka się znajdował, im więcej się o nim dowiadywał, tym ciężej było mu
określić, kim w tym momencie sam się stawał. Kim był Luhan, w co wierzył i kogo
kochał.
Sehun prowadził go swoją drogą,
ucząc kochać i być kochanym. Na razie to mu zupełnie wystarczało.
- Dlaczego wybraliście noc? -
zadał pytanie, które nasuwało mu się od dłuższego czasu.
W odpowiedzi jasnowłosy chłopak
uśmiechnął się do niego tajemniczo.
- Ty i ja, Luhan - zaczął
odwracając się w jego stronę. Siedzieli na łące nieopodal miejsca ich
pierwszego spotkania. - My i wy jesteśmy jak motyle. Nocne i dzienne. Życie
zmusza nas do kompromisu. Oddajemy wam złoty księżyc, sami decydując się na ten
srebrny.
W istocie, przyznał w duchu
Luhan, to miało sens.
- Motyle to kruche stworzenia -
zaznaczył mimowolnie, po czym położył się na miękkiej trawie, wbijając wzrok w
złociste niebo wśród koron drzew.
- Dlatego tak bardzo mi je
przypominasz - wyznał cicho Sehun, po czym oparty na łokciach nachylił się nad
nim tak blisko, że mógł policzyć delikatne piegi wokół jego nosa. - Piękny,
ulotny i tak łatwy do zniszczenia. Mówiłem ci kiedyś, że życie niszczy
wszystko, co piękne.
Tym razem to Luhan uśmiechnął
się do niego tajemniczo, po czym uniósł się lekko, by przelotnie i drażniąco
musnąć jego usta.
- Umiem się bronić - zaznaczył
z pewnością w glosie, choć i to nie powstrzymało uśmiechu politowania w
kącikach ust Sehuna. - Umiem walczyć.
- Czyżby?
Zanim Luhan zdążył zareagować
na kpiącą zaczepkę, Sehun przyszpilił go do podłoża, po czym chwycił za nadgarstki i uniósł jego ramiona nad
głowę. Uniósł się nad nim na łokciach, a jego twarz wyrażająca triumf
przesłoniła mu światło. Nie powiedział nic więcej, jednak wyraźnie czekał na
to, co powie sam Luhan.
Blondyn milczał nieporuszony
sytuacją w jakiej się znalazł, a jedyne na co się zdobył to uniesienie głowy i
ponowne muśnięcie warg Sehuna. Tym razem jednak włożył w pocałunek więcej
wysiłku, a następnie leniwie zaczął wargami wodzić po szyi chłopaka. Zduszony
jęk oraz rozluźniający się uścisk wokół jego nadgarstków dało mu do
zrozumienia, że istotnie jego działania przynosiły efekt.
Sehun zupełnie rozluźnił
uścisk, by ująć jego twarz w obie dłonie i pocałować z zachłannością, od której
Luhana ponownie przeszedł dreszcz.
- Zabraniam ci walczyć w ten
sposób z innymi - wyznał na pół poważnie na poł rozbawiony. - Absolutnie
zabraniam.
- Jak
sobie życzysz - odparł, po czym roześmiał się głośno.
***
Noce stawały się coraz
chłodniejsze i mniej przyjazne wraz ze zbliżającą się zimą. Nikt nie wyczekiwał
jej nadejścia, instynktownie biorąc ją za zły omen i obawiając się najgorszych
zdarzeń losowych. Pierwszy śnieg nie wywoływał zachwytu, a jedynie napędzał lęk,
co sprawiało, że późną jesienią ludzie stawali się markotni i przygnębieni.
Luhan nie mógł całkowicie
utożsamić się z ponurą aurą otoczenia, bowiem mimo wszystko, czuł się
szczęśliwy, jednak nawet on tej nocy cierpiał z powodu zimna i wszechobecnej wilgoci
w powietrzu. Dzielnie powstrzymywał się od marudzenia, jednak od czasu do czasu
rzucał Sehunowi złowrogie spojrzenie. Jasnowłosy, widząc jego reakcje i zupełny
brak odporności na chłód, przyciągnął go bliżej siebie, przez co obaj omal co
nie spadli z grubej gałęzi drzewa, na którym siedzieli przez ostatnie kilka
godzin. Przytuleni do siebie uparcie wpatrywali się w grotę u podnóża skał, w
milczeniu wyczekując dobrego momentu.
- Czy ty w ogóle jesteś pewien,
że zobaczymy tu niedźwiedzia? - spytał Luhan, gdy jego cierpliwość i stopień
przemarznięcia sięgały zenitu.
- Tak - odparł krótko, acz
wiarygodnym tonem.
Luhan westchnął przeciągle, a z
jego ust wyleciał biały obłok pary. Miał wrażenie, że był on ostatnią namiastką
ciepła, jakie jeszcze w sobie posiadał.
- Nigdy tu żadnego nie spotkałem
- mruknął, ocierając o siebie zdrętwiałe ręce.
Sehun w tym czasie, objął go
mocniej, przysuwając usta do jego zmarzniętego policzka.
- Ufasz mi? - szepnął do niego.
Zadał mu to pytanie już wiele
razy tej nocy, jak gdyby wciąż niepewny jego odpowiedzi, nawet jeśli Luhan za
każdym razem odpowiadał w ten sam sposób.
- Jak nikomu na tym świecie. -
Odwrócił się w stronę chłopaka, by móc spojrzeć mu w oczy. Sehun uśmiechnął się
lekko, po czym kiwnął głową.
- W takim razie bądź cierpliwy
- poprosił, opierając głowę na ramieniu blondyna.
Luhan nie kwestionował dłużej
jego słów, nadal wypatrując niedźwiedzia na pokrytej szronem łące. Znosił
przeszywający go mróz, starając się na tyle na ile było to możliwe, zapomnieć o
nim, odwracając swoją uwagę.
Nie był pewien, ile czasu
spędzili na gałęzi drzewa, ale podejrzewał, że wkrótce nadejdzie świt. Co jakiś
czas zasypiał na kilka minut, by ocknąć się w mocnych objęciach ciągle
czuwającego Sehuna. gdy w pewnym momencie znów udało mu się zdrzemnąć, nagle
poczuł lekkie, acz stanowcze pociągnięcie ze strony drugiego chłopaka. Ocknął
się z uśpienia i spojrzał na niego pytająco, jednak Sehun nakazał mu wzrokiem
podążyć na dół, w kierunku jaskini.
Luhan miał właśnie krzyknąć z
wrażenia, jednak Sehun jak gdyby przygotowany na jego reakcję, przyłożył mu
swoją dłoń do ust. Blondyn zupełnie już pobudzony przyglądał się wielkiemu
niedźwiedziowi, podążającemu w stronę ciemnej groty. W nocnym świetle jego
sierść wydawała się srebrna, choć Luhan wiedział, że w rzeczywistości była
szara. Wiedzieli go jedyne kilka sekund, zanim zniknął we wnętrzu jaskini,
jednak Luhan uznał, że warto było czekać nawet całą noc dla tego niespotykanego
widoku.
- Nie przypuszczałem, że są
takie wielkie - powiedział w końcu, nadal wpatrując się w nieprzeniknioną czerń
groty.
Sehun zaczął podnosić się z
gałęzi ostrożnie i powoli, by nie zrzucić z niej ich obu, po czym wstając oparł
się o inną gałąź.
- Ja też - wyznał,
wyciągając dłoń w stronę zdziwionego Luhana.
Nie ruszył się z miejsca,
mierząc go pełnym niedowierzania wzrokiem.
- Nigdy nie widziałeś
niedźwiedzia?
Sehun w odpowiedzi wzruszył
ramionami.
- Nie, ale miałem przeczucie, że dziś go zobaczymy - odparł,
ponaglając go gestem, by chwycił jego dłoń.
Luhan ostatecznie wstał z
miejsca, trzymając się ramienia Sehuna.
- Chcesz mi powiedzieć, że tak
naprawdę nie byłeś pewny, że w ogóle jakiegoś zobaczymy?! - spytał z
oburzeniem, mierząc go pełnym wyrzutu spojrzeniem.
Sehun na moment odwrócił wzrok,
jednak po chwili ponownie spojrzał na niego przepraszająco.
- Miałem silne przeczucie, że to
ta noc - wytłumaczył się, po czym lekko zeskoczył z gałęzi.
Gdy znalazł się na ziemi,
wyciągnął ramiona w stronę Luhana, który wciąż mierzył go lekko obrażony.
- Zaufałem ci, ty draniu -
powiedział, po czym skoczył na ziemię z lekką pomocą drugiego chłopaka. -
Mogliśmy tu zamarznąć i umrzeć i nic nie zobaczyć, bo ci zaufałem...
- Wiem - powiedział Sehun z
tajemniczym uśmiechem, po czym jego oczy zajarzyły się srebrnym blaskiem. - I
czy to właśnie nie jest w tym wszystkim najpiękniejsze?
Luhan obrzucił go pytającym
spojrzeniem. Sehun ponownie wyciągnął w jego stronę dłoń.
- Masz na myśli śmierć z
zamarznięcia? - spytał, nierozumnie przekrzywiając głowę.
W odpowiedzi Sehun zaśmiał się
głośno, jednak natychmiast przestał, przypomniawszy sobie o śpiącej kilkanaście
metrów dalej bestii.
- Nie, piękny. Miałem na myśli
to, że mi bezgranicznie ufasz - odparł, obejmując go ramieniem.
Luhan przytaknął, zdając sobie
sprawę, że to prawda. Odwzajemnił uścisk, po czym ziewnął przeciągle, wtulając
twarz w ramię Sehuna.
- Czy to czyni mnie głupcem? -
spytał, gdy ruszyli w stronę domu Luhana.
- Nie,
to sprawia, że kocham cię jeszcze bardziej - odparł, wywołując u blondyna
przyjemne ciepło, którego tak bardzo mu w tamtym momencie brakowało.
***
Do samego końca Luhan nie
wiedział, gdzie tak naprawdę Sehun go prowadził. Mimo to, był podekscytowany i
z ciekawością obserwował, dokąd zmierzali. Całą drogę Sehun trzymał go za rękę,
jak gdyby bojąc się, że ten zaraz ucieknie. Co jakiś czas Dziecko Księżyca
spoglądało na niego przez ramię, a jego srebrne oczy były jedynym, co
dostrzegał w nocnym mroku. Wzrok Sehuna nie zdradzał napięcia czy niepokoju,
właściwie Luhan nie mógł ocenić nastroju chłopaka, bowiem ten pozostawał dziś
wyjątkowo tajemniczy. Sehun na ogół był skryty, jednak tej nocy stanowił dla
niego kompletną zagadkę. Szanował to, przekonany, że jasnowłosy miał ku temu
solidne powody. Podświadomie czuł, że sprawa musiała dotyczyć czegoś poważnego,
trochę niepokojącego i wartego cierpliwości.
Wiele razy chodzili leśnymi
ścieżkami, przemierzając nowe szlaki i do tej pory Luhan miał wrażenie, że zna
puszczę na wylot, jednak droga, którą dziś szli, okazała się być dla niego
zupełnie nieznana. W odróżnieniu od niego, Sehun zdawał się iść na pamięć.
Pomimo że zima zapanowała już
na dobre, spowijając otoczenie mroźną, nieprzyjazną aurą, ta konkretna noc była
spokojna jak gdyby uśpiona. Nad koronami drzew, bezchmurne niebo zdobił srebrny
księżyc, którego Luhan nie był w stanie zobaczyć, a który dla Sehuna pozostawał
bezbłędnym przewodnikiem.
Drzewa zdawały się przerzedzać
im bardziej kierowali się na wschód lasu. Większość drogi przebyli w ciszy.
Luhan był zaabsorbowany próbą rozpoznania i zapamiętania drogi, choć w
rzeczywistości ścieżka wyglądała zupełnie zwyczajnie, bez żadnych specyficznych
wskazówek.
Mogła minąć godzina, w momencie
gdy otoczenie zaczęło się radykalnie zmieniać. Znaleźli się w miejscu, gdzie
drzewa zaczynały rosnąć coraz sporadyczniej, a płaska ziemia ustępowała miejsca
wzgórzom, gdzieniegdzie zaś na horyzoncie majaczyły skaliste grzbiety gór. Luhan
nigdy nie dotarł do tego miejsca.
- To wyjątkowo długi spacer -
odezwał się w końcu, gdy zaczął odczuwać zmęczenie.
Sehun drgnął na nagle przerwaną
ciszę , po czym odwrócił się w jego stronę. Twarz chłopaka pozostawała
nieprzenikniona.
- To nie spacer, Luhan - zaczął
poważnie. - To podróż. Bardzo ważna podróż.
Odpowiedź zbiła go z tropu. Nie
wiedział, co miał rozumieć przez tę zmianę terminologii, jak i co podróż mogła
znaczyć dla Sehuna. Czy przewidywał powrót oraz co spodziewał się zastać na jej
końcu. Mimo wszystkich kumulujących się w nim pytań, nie przestawał iść
naprzód.
- Dokąd?- spytał, ostatecznie
przegrywając z ciekawością.
- Prawie jesteśmy na miejscu -
odparł wymijająco, co Luhan skwitował zrezygnowanym westchnieniem. - Chcę ci
coś pokazać.
Ta odpowiedź musiała mu
wystarczyć, dlatego ustąpił i nie pytał dalej, powróciwszy do rozglądania się
po otoczeniu. Śnieg skrzypiał pod ich stopami, momentami tak gęsty, że z trudem
brnęli na przód. Przed nimi zaczęło rozpościerać się strome i surowe pasmo gór.
Luhan wiedział, że znajdowały się gdzieś na wchodzie, nie przypuszczał jednak,
że tak blisko od jego domostwa. Znaleźli się u podnóża skał i tego miejsca
chłopak nie był w stanie dostrzec ich wierzchołków, które zdawały się przebijać
ciemny nieboskłon. Od samego patrzenia na ich wysokość, Luhanowi kręciło się w
głowie.
Ze wzrokiem w górze, Luhan
prawie nie zauważył, że Sehun wciąż prowadził go za rękę po stosunkowo niskiej skalnej półce. Dopiero w
momencie, gdy do jego uszu dotarł szum wody, odwrócił uwagę od monumentalnego
widoku. Spojrzał przed siebie i zamarł w miejscu, bowiem stanęli zaledwie kilka
kroków od wodospadu torującego sobie drogę między dwoma górami.
- Sehun? - spytał niepewny,
szarpiąc za ramię drugiego chłopaka. - Co to za miejsce?
Zapytany wyciągnął przed siebie
ramię, prosto pod wodny płaszcz, po czym zrobił krok naprzód, częściowo za nim
niknąc. Woda odbijała się od jego ciała, jednak zdawał się nie zwracać uwagi na
to, że był już cały przemoczony, przy okazji ochlapując Luhana. Pociągnął go za
sobą, na co niechętnie się zgodził, jednak zatrzymał się przed wodospadem,
niepewny, czy naprawdę ma ochotę na nieplanowany prysznic.
- Moje miejsce - odpowiedział
Sehun, po czym wziął go za obie ręce i pociągnął do siebie, znikając na ścianą
wody.
Luhan zdążył zamknąć oczy, w
momencie gdy woda zaczęła boleśnie w niego uderzać. Trwało to zaledwie kilka
sekund i po chwili odetchnął głęboko, stojąc za ścianą wodospadu. Zamrugał
kilkakrotnie, bowiem wewnątrz było ciemno, a jedynym jasnym punktem, który mógł
dostrzec był Sehun.
- Twoje miejsce? - powtórzył
głośno, a echo poniosło jego głos dalej. Oddychał szybko, wciąż oszołomiony i
dodatkowo przemoczony. - Chcesz powiedzieć, że mieszkasz w jaskini?!
Stłumiony chichot Sehuna obił
się o skalne ściany.
- I tak i nie - zaczął, a jego
srebrne oczy przesunęły się po nieprzeniknionej ciemności. - Teoretycznie tak,
to jaskinia, jednakże zdążyliśmy ją... udoskonalić.
Zanim Luhan zdążył zapytać, co
nazywał udoskonaleniem czy kim byli „my”, Sehun klasnął w dłonie, na co ciemna,
wilgotna jaskinia zajarzyła się lekkim, białym światłem, pochodzącym z wielu
maleńkim punkcików na ścianach. Blondyn sapnął z wrażenia, oglądając coś co na
pierwszy rzut oka wydało mu się magiczne. Znajdowali się przy wejściu do
tunelu, a światełka na skałach wiły się cienką spiralą w jego głąb, tworząc
niezwykły wzór, który zdawał się nie mieć końca.
- Co to takiego? - spytał
oniemiały widokiem Luhan. - Zaraz, czy to jest właśnie kamień księżycowy? -
Prawie krzyknął, gdy myśl pojawiła się w jego głowie.
W odpowiedzi Sehun pokiwał
głową i z nieukrywaną dumą przyglądał się komicznej reakcji Luhana, który
pozostawał w głębokim zachwycie nad nowo odkrytym miejscem.
- Chodź,
to nie wszystko - dodał i wyciągnął do niego dłoń, którą chwycił i dał się
poprowadzić w głąb spiralnie oświetlonego korytarza.
***
Tamtej nocy Luhan po raz
pierwszy odwiedził miejsce, które Sehun nazywał swoim domem. Poznał siedzibę
zamieszkałą przez dziesiątki Dzieci Księżyca, których ten nazywał rodziną.
Znalazł się w samym sercu tajemnicy, do której żaden człowiek jego pokroju nie
powinien mieć wstępu. Ta wizyta oznaczała, że teraz także Sehun postanowił mu
bezgranicznie zaufać i odsłonił przed nim swoją najskrytszą stronę.
Możliwe, że dzięki takiemu
sposobowi patrzenia na sprawę, Luhan nie czuł strachu, gdy znaleźli się w sali
wypełnionej przez Dzieci Księżyca, których wszystkie spojrzenia skierowane były
prosto na niego. Wiedział, że powinien zachować ostrożność, a jego instynkt
samozachowawczy powinien zasugerować mu natychmiastową ucieczkę, jednak w
tamtym momencie Luhan pozostawał jedynie ciekawy i zafascynowany.
Sehun mocniej ścisnął jego
dłoń. Niektóre z Dzieci Księżyca zmierzyły ich splecione ręce z wyrazem
zupełnego niedowierzania. Nikt jednak nie rzucił mu się do gardła, nikt, od
kiedy wszedł do okrągłej sali ze ścianami szczelnie wykutymi kamieniem
księżycowym, nawet nie spróbował go zaatakować.
Otoczony dziesiątkami wrogów,
Luhan czuł się zupełnie bezpieczny i co najgorsze, nie widział w tym niczego
dziwnego.
- To właśnie on - powiedział
Sehun, unosząc głowę i z poważnym wyrazem twarzy lustrując resztę zebranych. -
To Luhan.
Wspomniany od początku
znajdował się w centrum uwagi, jednak po słowach Sehuna zainteresowanie jego
osobą stało się wręcz namacalne. Nie przepadał za tego typu sytuacjami, dlatego
zaczął czuć się niezręcznie. Zmusił się do lekkiego i bardzo zmieszanego
uśmiechu w stronę tłumu, po czym przez chwilę zastanawiał się, czy wypada mu
pomachać do nich wolna dłonią, jednak ostatecznie wolał nie ryzykować błędnych
interpretacji jego gestu.
- Od dziś jest jednym z nas -
dodał Sehun głosem nie znoszącym sprzeciwu, jednak jego stanowczość zdawała się
być zbędna, bowiem zebrani nie zareagowali gwałtownym protestem, którego Luhan
i zapewne Sehun się spodziewali. W tłumie można było dostrzec kilka nieśmiałych
skinięć głową, kilka osób odwróciło wzrok, jednak w istocie, nikt nie krzyknął.
Luhan lekko zdziwiony wymienił
spojrzenie z Sehunem, po czym znów skierował je na Dzieci Księżyca. W tamtym
momencie zrozumiał kilka rzeczy; po pierwsze, Sehun musiał być dla nich kimś
ważnym, jak gdyby przywódcą, bowiem wszyscy zdawali się respektować jego
decyzję; po drugie, Dzieci Księżyca wcale nie były do niego agresywnie
nastawione, o czym od zawsze go przekonywano. To własnie oni, enigmatyczny lud,
zdawał się bać jego, jak gdyby spodziewając się po nim owego nastawienia.
Cisza i stoicyzm, z jakimi
Dzieci Księżyca go obserwowały, sprawiały, że sytuacja stawała się dla niego
coraz bardziej niezręczna i niewygodna. Posłał w stronę Sehuna błagalne
spojrzenie, by ten w końcu skrócił jego męki, czego zrozumienie potwierdził
kiwnięciem głowy.
- Proszę Was - zaczął ponownie,
nieco mniej formalnym tonem. - Pozbądźcie się uprzedzeń i dobrze przyjmijcie
Luhana.
- Sehun.. - Pojawienie się
nowego głosu wywołało ogólne zdziwienie i wszyscy zaczęli rozglądać się po
komnacie. Z tłumu wynurzyła się drobna jasnowłosa kobieta o dużych, srebrnych
oczach, które zdawały się jeszcze większe, gdy patrzyła na Sehuna z mieszanką
przerażenia, ale i gniewu. - Rozumiem, że masz ku temu dobre powody, ale
dlaczego my mielibyśmy mu zaufać? Przecież to... - Mocno zacisnęła wąskie usta,
gdy chłopak uciszył ją stanowczym gestem dłoni.
- Nie, Boa - powiedział ostro.
- Luhan nie zasłużył na to, byś postrzegała go jako wroga.
- Dlaczego tak twierdzisz? -
spytała, a jej oczy gniewnie się zwęziły. - Nie zapominaj, braciszku, że ja
również odpowiadam za życie i bezpieczeństwo tych ludzi. Kiedy przyprowadzasz
do nas jednego z nich, mam prawo mieć co do niego podejrzenia. To szaleństwo
bratać się w nimi. - Ostatnie słowo
wymówiła z wyraźną pogardą.
Na zakończenie obrzuciła Luhana
złowrogim spojrzeniem, z powodu którego poczuł się okropnie winny. Nagle zaczął
postrzegać siebie jako ciemny charakter, ponoszący odpowiedzialność za zło
wyrządzone przez jego ludzi. W jednym momencie chciał zniknąć z pola rażenia
tego oskarżycielskiego spojrzenia. Nigdy nie pragnął stawać między Sehunem a
jego rodziną, nawet nie przypuszczał, że kiedykolwiek dojdzie do takiej
sytuacji.
Reszta zebranych obserwowała
ich z przejęciem, jednak w milczeniu, jak gdyby wciąż niepewni, którą stronę
rodzeństwa powinni poprzeć.
- Boa, ja mu ufam - powtórzył z
naciskiem Sehun, na co dziewczyna cicho prychnęła.- Luhan uratował mi życie.
Blondwłosa otworzyła usta,
jednak słowa brata sprawiły, że zatrzymała się ze zdziwieniem wypisanym na
twarzy.
- Tak - dodał. - Gdyby nie on,
nie byłoby mnie tutaj. Miał milion okazji, by mnie zabić, a tymczasem
wykorzystał jedną, by mnie uratować.
Słowa Sehuna sprawiły, że
poczuł się lżej, jak gdyby ktoś wziął z jego ramion ciężkie poczucie winy, z
którym sam sobie nie radził.
- On? -powtórzyła cicho,
mierząc Luhana tym razem niepewnie.
Blondyn obserwował, jak maska
nieufności i podejrzeń powoli znika z jej twarzy, pozostawiając po sobie
zagubienie i tłumioną wdzięczność.
- Boa, - zaczął Sehun zdecydowanie mniej śmiele niż
dotychczas. Zrobił kilka kroków naprzód, by stanąć tuż przed siostrą. Luhan
podążył jego śladem. - Boa, ja go kocham.
Po jego wyznaniu, oczy
dziewczyny rozszerzyły się w wyrazie jeszcze większego szoku. Luhan nie był w
stanie stwierdzić, co mogła w tamtym momencie czuć. Nie nazwałby tego kompletną
akceptacją, jednak dostrzegł w jej twarzy cień zrozumienia. Widział, że targają
nią sprzeczne emocje. Wyglądała na zagubioną, przez przez co, gdy spoglądął
raz na Sehuna raz na Luhana, wydawała się dużo młodsza i jeszcze drobniejsza.
Cisza nie mogła trwać dłużej
niż kilka sekund, jednak mimo to Luhan zdążył przegapić diametralną zmianę w
postawie dziewczyny, która nagle objęła mocno brata, kryjąc twarz w jego
ramionach. Lekko drżała pod kojącym dotykiem Sehuna, najwyraźniej płacząc.
Luhan zaczął czuć się jak
intruz w tej intymnej scenie między bratem i siostrą, jednak zanim zdążył
choćby odwrócić głowę, Boa oderwała się od Sehuna i spojrzała prosto na niego.
Długo mierzyła go wzrokiem, jak gdyby próbowała prześwietlić jego dusze. Uznał,
że równie dobrze dziewczyna mogła sprawdzać, czy w ogóle ją posiadał.
- Powinnam ci podziękować -
zaczęła słabym głosem, ocierając kilka łez. - Nawet jeśli wciąż nie jestem
przekonana, bo nie mam pojęcia kim jesteś, skąd jesteś i dlaczego tu jesteś.
Podsumowując, już nic nie wiem... mimo to, dziękuję.
I mimo to, Luhan czuł, że
naprawdę mu dziękowała. Nawet nie przypuszczał, że będzie to dla niego tyle
znaczyć. Uznał to za przełomowy moment na drodze do akceptacji, czego w duchu
tak bardzo pragnął.
- Nazywam się Luhan -
przedstawił się, tym razem samodzielnie. - Sam nie wiem już kim jestem i gdzie
należę. To przykre, ale chyba tak naprawdę nigdy tego nie wiedziałem. Od
jakiegoś czasu wiem jednak, że wszystko, co mnie określa, związane jest z
Sehunem. Dlatego tu jestem.
Boa niepewnie pokiwała głową,
ponownie przenosząc wzrok na brata. Wymienili między sobą spojrzenia, których
znaczenia Luhan nie był w stanie rozszyfrować.
- I naprawdę.. - zaczął
niepewnie, omiatając wzrokiem tłum . - Nie musicie się mnie bać. Obiecuję, że
nigdy nie wyrządzę wam żadnej krzywdy. Nigdy tego nie chciałem. - Gdy skończył,
spuścił wzrok na kamienną podłogę.
- Witaj, Luhan - odezwała się
cicho osoba z tłumu, tak samo jak uprzednio, wywołując ogólne poruszenie. -
Witaj wśród nas.
Osoba jednak zdecydowała się
pozostać anonimowa, bowiem nie wyłoniła się spośród reszty zebranych. Jak gdyby
chciała mówić w imieniu wszystkich, jak gdyby chcąc w ten sposób oficjalnie go
przywitać. Trochę niedorzecznie, ale Luhan w tamtym momencie poczuł się niczym
w rodzinie.
***
- Jak się czujesz?
Pytanie Sehuna miało zabrzmieć
zwyczajnie i niby przypadkowo, jednak Luhan od jakiegoś czasu czuł, jak ten w
milczeniu bada i próbuje rozszyfrować jego myśli. Na oficjalnym spotkaniu z
Dziećmi Księżyca nie wymienili między sobą zbyt wiele słów, jak gdyby
zapobiegawczo utrzymując między sobą dystans. Poza tym Luhan pierwszy raz miał
okazję zobaczyć Sehuna w roli przywódcy i ten władczy wizerunek również kazał
mu zachowywać się wobec niego bardziej formalnie.
Nie przypuszczał, że zostanie
tak gościnnie przyjęty, jednak dosyć szybko zaaklimatyzował się wśród
tajemniczej gromady niezwykłych osób, zupełnie zapominając, że sam nie był
jednym z nich. W duchu bowiem utożsamiał się z Dziećmi Księżyca.
Po spotkaniu Sehun nie zabrał
go z powrotem do domu, pragnąc pokazać mu resztę miejsca, które zwykł nazywać
domem, na co zgodził się bez większych przeciwwskazań. Zapewne, gdyby ten
poprosił go o zostanie tu na zawsze, Luhan nie zastanawiałby się długo.
Światło z milionów drobnych
kamieni docierało z przeróżnych miejsc w skałach a także zdobiło meble, jak i
ubrania Dzieci Księżyca. Luhan przyglądał im się z niegasnącym podziwem, nie
mogąc uwierzyć w ich istnienie. Kamienie znajdowały się nawet na dnie wielkiego
jeziora, nadając jego tafli magiczny połysk. Gdy razem z Sehunem zanurzyli się
w gorącej wodzie, Luhan miał wrażenie, że pływa w roztopionym fragmencie nieba.
- Chyba dobrze - odpowiedział,
przywołując na usta uśmiech. - Trochę jak bohater bajki.
- Mam nadzieję, że jesteś jej
pozytywną postacią - powiedział drażniąco Sehun.
- Jestem? - spytał, bowiem sam
nie mógł wyzbyć się wątpliwości.
Blondyn podpłynął do brzegu
jeziora i oparł się głową o skałę. Sehun podążył jego śladem i znalazł się tuż
przed nim. Jego blady tors subtelnie komponował się z błyszczącą powierzchnią
wody. Czasem, a szczególnie w takich okolicznościach, Luhanowi tak trudno było
uwierzyć, że był on prawdziwy.
- Jesteś - odparł stanowczo,
kładąc dłonie na skale po obu stronach blondyna. - Kiedy w końcu zaczniesz
wierzyć w samego siebie?
Wzruszył ramionami, jednak w
tamtym momencie zdał sobie sprawę, że Sehun miał dużo racji. Zawsze zastanawiał
się, w co powinien pokładać swoją wiarę, gdy tymczasem nigdy nie był do końca
przekonany wobec samego siebie.
- To przykre, że nie masz
pojęcia, kim tak naprawdę jesteś - dodał Sehun z frustracją.
- Powiedz mi - poprosił,
wbijając w niego desperackie spojrzenie.
Sehun prze chwilę milczał,
zastanawiając się, jak zacząć.
- Jesteś bardzo dziwny - zaczął
ze złośliwym uśmiechem, na co Luhan usiłował go podtopić, jednak chłopak okazał
się zbyt silny. - Jednak to właśnie świadczy o twojej niezwykłości. Na tym
świecie nie ma wielu takich jak ty. Czyste dobro jest bardzo cenne.
- Dlaczego tak uważasz? -
spytał, bo choć jego słowa mu schlebiały, to wciąż nie wiedział, czym sobie na
nie zasłużył.
- Niczego się nie boisz -
wyjaśnił, sunąc dłonią po twarzy chłopaka. - Zawsze ryzykujesz wszystko dla tego,
co kochasz. Nikogo nie słuchasz - po tych słowach wywrócił teatralnie oczami. -
Nie oceniasz. Możesz usłyszeć, że jesteś naiwny, ale tak naprawdę wiesz w co
należy wierzyć. Dla mnie jesteś nieustraszony i silny, jak nikt kogo znam.
Imponujesz mi i podziwiam cię, piękny.
- Sehun... - zaczął, ale coś
ścisnęło go w gardle, jak gdyby jego słowa pozbawiły go mowy.
- Jeśli ktoś zasłużył na dobre
życie, to właśnie ty - kontynuował tak samo pewnym i mocnym głosem, łapiąc
blondyna za ramiona, który nagle stał się zupełnie słaby. - Wiesz, jak je
przeżyć, bo wierzysz we właściwe rzeczy.
Luhan uniósł wzrok, bowiem nie
do końca rozumiał, co Sehun miał na myśli. Jasnowłosy na moment odwrócił wzrok
i zagryzł nerwowo usta, jak gdyby próbując na nowo znaleźć odpowiednie słowa.
- Zasłużyłeś na to, by poznać
całą prawdę - powiedział w końcu ciszej niż do tej pory. - Naszą tajemnicę, za
którą od tylu lat giniemy, a którą ludzie próbują od nas wyciągnąć. Prawdę o kamieniu
księżycowym i nieśmiertelności.
- Sehun, w porządku - przerwał
mu szybko Luhan, wystraszony jego powagą. - Wcale nie musisz mi tego zdradzać,
ja rozumiem. Naprawdę to rozumiem!
- Chcę ci ją podarować, Luhan -
wyznał, patrząc mu prosto w oczy. - Dlatego, że wierzysz we właściwe rzeczy,
dlatego, że nie gonisz ślepo za nieśmiertelnością, jak reszta ludzi. Nie zależy
ci na kamieniu księżycowym, który przy okazji, nie istnieje.
Luhan otworzył usta zszokowany
tym oświadczeniem, po czym szybko przebiegł wzrokiem po świecących kamieniach.
- To tylko zwykłe zabawki -
powiedział Sehun, jak gdyby czytając mu w myślach. - Zwyczajnie fragmenty skał,
które świecą jedynie dzięki naszej energii. Tak jak oczy - dodał, a jego
tęczówki zamigotały. - Nie mamy żadnej ukrytej broni, to po prostu część nas,
zupełnie nieszkodliwa i bezbronna. Tak naprawdę nasze dusze są tak samo
bezbronne jak wasze. I tak samo nieśmiertelne.
Luhan przekrzywił głowę,
zagubiony i przytłoczony ilością informacji. Sehun spojrzał na niego z politowaniem,
ale i dobrodusznym uśmiechem.
- Paradoks, prawda? W
rzeczywistości wszyscy posiadamy w sobie tyle samo nieśmiertelności, co wy.
Posiadamy za to inną umiejętność.
- Jaką umiejętność? - spytał
zniecierpliwiony, chcąc jak najszybciej zrozumieć, na czym polegała tajemnica
Dzieci Księżyca.
W odpowiedzi Sehun nachylił się
blisko jego twarzy i musnął wargami jego usta, przedłużając napiętą chwilę,
jednak skutecznie rozpraszając myśli Luhana.
- Pokażę ci ją, gdy przyjdzie
odpowiedni moment - obiecał, pozostawiając Luhana w niewiedzy, jednak z
odrobiną nadziei.
- Dobrze - zgodził się z lekkim
uśmiechem, wodząc dłońmi po szyi Sehuna. - Mamy czas.
Uznał, że piękną rzeczą było
gorące jezioro, którego woda nigdy nie stygła.
***
Wiara, jaką pokładali w czas
okazała się dla nich złudna. Doceniali życie i każdą chwilę, którą to im
ofiarowało, jednak możliwe, że stali się przez to zbyt beztroscy, pragnąc coraz
więcej i więcej. Miłość i czas dla nich nie stanowiły równowagi. Jedno kazało
zapomnieć o drugim, przez co trochę egoistycznie spędzili w siedzibie za
wodospadem kilka dni, zamiast jednej nocy.
Luhan tak bardzo nie chciał
wracać do rzeczywistości i z rozpaczą oglądał się za siebie, gdy udali się
podróż powrotną. W nocnym świetle nawet coś tak potężnego jak góry szybko
znikało z zasięgu wzroku, pozostawiając mu zdać się na obrazy z pamięci i
obecność Sehuna u swego boku. To właśnie on stanowił największą i najbardziej
znaczącą część jego wspomnień, dlatego fakt, że miał go przy sobie, motywował
go do powrotu.
Droga wydawała się równie długa,
jak uprzednio, tak samo tym razem większość odbyli w kojącej ciszy. Zimowa aura
sprawiała, że obaj ze wzmożoną siłą tęsknili za gorącym jeziorem.
Luhan patrząc na niebo doszedł
do wniosku, że zbliżał się świt, jednak osobiście nie odczuwał zmęczenia, jak i
nie myślał o swoim łóżku oferującemu możliwość snu. Tak naprawdę ani trochę nie
pragnął zobaczyć domu czy rodziny, choć widok jak gdyby na przekór zbliżał się
dosyć szybko.
Znajdowali się prawie przy
granicy jego rodzinnej posesji, gdy czyjeś agresywne wołanie zmusiło ich do
stanięcia w miejscu. Serce Luhana zamarło, bowiem głos brzmiał bardzo znajomo.
- Co to...? - spytał równie
zdziwiony Sehun, wychodząc przed drugiego chłopaka, jak gdyby chcąc go obronić
przed nieznanym zagrożeniem.
Zanim zdążył odpowiedzieć z
prawej strony wyskoczyła wysoka postać, trzymająca w dłoni długi miecz. Pomimo
mroku, blondyn nie miał najmniejszych problemów w rozpoznaniu atakującego.
- TY zdrajco! - krzyknął
wściekle Kris, rzucając się na brata z bronią.
- Kris! - zawołał błagalnie
Luhan, jednak wiedział, że to na marne.
Sehun odepchnął go z pola zasięgu
broni, natomiast sam wyciągnął jedyne, co zwykł przy sobie nosić - długi sztylet, który
przy mieczu wyglądał bardzo mizernie. Próbował odpierać ataki, jednak po chwili
doszedł do wniosku, że długo tak nie wytrzyma. Luhan z przerażeniem przyglądał
się scenie, krzycząc na brata, by przestał i błagając, by go wysłuchał.
- Przyniosłeś nam hańbę! -
wykrzykiwał Kris, trochę na oślep próbując dosięgnąć Sehuna. - Jesteś zwykłym
zdrajcą! Jak śmiałeś bratać się z czymś takim!
- Zamknij się, Kris! O niczym
nie masz pojęcia! - odparł równie wściekły, jak wystraszony, próbując minąć
Sehuna i dosięgnąć brata, nawet jeśli nie posiadał żadnej broni. Wierzył
bowiem, że Kris nie mógłby go naprawdę zranić. - Daj mi to wyjaśnić!
Ataki jego brata stały się
trochę słabsze, tak samo jak Sehuna, który od początku jedynie trzymał gardę.
Walka jednak zdawała się nie mieć końca.
- Proszę cię.. - zaczął
ponownie Luhan, gdy prawie udało mu się podejść przed Krisa, jednak Sehun znów
go powstrzymał. - Proszę...
Przerwał, bowiem nad ramieniem
brata dostrzegł jeszcze jedną postać, a pierwsze co rzuciło mu się w oczy to
drwiący uśmiech triumfu, który tak doskonale znał, a który tak bardzo
nienawidził. Jego ojciec przyglądał się spokojnie scenie, powoli i
niezauważalnie zbliżając się do nich.
- Kris, błagam cię, przestań!-
krzyknął desperacko i nareszcie wychodząc przed Sehuna.
Rzucił się na brata zupełnie
bezbronny, po czym chwycił za klingę, która zatrzymała się w powietrzu tuż nad
jego ramieniem. Ścisnął ją mocno, przez co po nadgarstku zaczęła mu ściekać strużka
krwi.
- Zastanów się, w co tak
naprawdę wierzysz, bracie - powiedział cicho, nie zwracając uwagi na ranę jak i
krzyki Sehuna, który próbował go odciągnąć z pola ataku. - Ten jeden raz mnie
posłuchaj.
Kris milczał, sapiąc głośno,
jak gdyby naprawdę toczył walkę z samym sobą. Jego brwi zmarszczyły się w
wyrazie rozdarcia, a jego oczy spotkały intensywne spojrzenie Luhana. Mierzyli
się wzrokiem kilka sekund, w których Luhan był tak zajęty przekonywaniem brata,
że nie zauważył swojego ojca. Krzyk Sehuna wyrwał ich z tego stanu, po czym
oczy Krisa zamknęły się, gdy został powalony ciosem przez starszego mężczyznę.
- Twój brat jest takim samym
głupcem, jak ty - powiedział, patrząc z niesmakiem na nieprzytomnego syna. - Z
tą różnicą, że łatwiej było go kontrolować.
Ojciec, w odróżnieniu od Krisa,
nie rzucił się na nich z bronią, a jedynie przyglądał im się z drwiącym
uśmiechem na wąskich ustach. Luhan odnalazł na jego twarzy ślad politowania,
gdy przyglądał się ich splecionym dłonią, by następnie przenieść wzrok na
trzymany w dłoni sztylet.
- Nie przedstawisz mi swojego
nowego przyjaciela, synu? - wysyczał, wbijając wzrok w oczy Sehuna.
Chłopak wysunął się przed Luhana, stając między nim a ojcem. Luhan położył wolną dłoń na jego
ramieniu, chcąc , by ponownie się cofnął.
- Nie zasłużyłeś, by go poznać -
warknął gniewnie, na co mężczyzna jedynie zaśmiał się sardonicznie.
- Nie zasłużyłem? - spytał,
okręcając niedbale nóż w dłoni. - Cóż, poznam go w ten czy inny sposób, a tobie
mogę jedynie podziękować za przyprowadzenie mi go pod same drzwi. Jednak do
czegoś się przydajesz, synu.
Luhan czuł, jak mięśnie Sehuna
się napinają, dlatego wzmocnił uścisk, choć sam miał problemy z kontrolowaniem własnej
wściekłości.
- Możesz o tym zapomnieć -
wysyczał, mrużąc oczy.
- Nie, synu - zaczął udawanym
miłym tonem. - To ty możesz zapomnieć o nim - dodał, w jednej sekundzie unosząc
nóż.
Nocną ciszę przecięły krzyki
trzech osób. Mężczyzna rzucił się z wrzaskiem na Sehuna, który starał się za
wszelką cenę osłonić Luhana. Ten jednak pragnął obronić jego, dlatego w tym
samym momencie, z całej siły, odepchnął
go na bok, sam stając w polu ataku własnego ojca. Krzyknął, gdy nóż ugodził go
w bok.
"Zawsze ryzykujesz wszystko dla tego, co kochasz."
Upadł na ziemię, prawie nie
słysząc krzyku Sehuna, jednak nie dotknął podłoża, bowiem ten chwycił go w
swoje ramiona. Nie widział przerażonej twarzy chłopaka, a jedynie oszołomioną
postać ojca, który zamarł z nożem w ręce.
" Pamiętaj, że ten świat niszczy wszystko, co piękne."
Mimo to, zauważył na granicy
świadomości, bowiem ból stawał się nie do zniesienia, warto walczyć za rzeczy
piękne. Mocniej chwycił dłoń Sehuna.
- Stało się - powtórzył cicho
słowa, które niegdyś Sehun wypowiedział nad zmarłą matką. - Byłeś tego warty.
Obraz przerażonego ojca
przesłoniła mu blada twarz Sehuna, który ujął jego policzki w swoje dłonie.
Były ciepłe, co stanowiło miłą odmianę, bowiem zaczął odczuwać chłód na całym
ciele.
- Wytrzymaj jeszcze chwilę,
proszę cię . - Usłyszał rozpaczliwe i błagalne wołanie swojego ukochanego i
postanowił z całych sił je spełnić, nawet jeśli ulatujące z niego życie
zmuszało go do zamknięcia oczu. - Wytrzymaj, piękny.
Tak bardzo starał się dla niego
pozostać przy życiu, choć wiedział, że nie wygra z własną śmiertelnością.
Chciał go za to przeprosić, jednak nie miał już siły mówić.
- Ty! - krzyknął Sehun,
odwracając się do mężczyzny, który upadł na kolana i patrzył z niedowierzeniem
raz na jednego, raz na drugiego syna. - Jesteś potworem. Nic nie wartym
potworem, który nie zasługuje na życie, jednak dla niego, nie mogę cię zabić.
Zginiesz rażony własną bronią, a tymczasem niech twoje męki trwają jak
najdłużej!
Mężczyzna nie zareagował.
- Luhan? - Sehun ponownie
zwrócił się do niego delikatnym tonem. - Jednak jesteś głupcem - powiedział
przez łzy. - A mimo to podziwiam cię i kocham, jak nikt nigdy nikogo nie
kochał. Wierzę w ciebie.
"Wierzę w ciebie".
- Pamiętaj o mnie - wyszeptał
Sehun, gdy nachylił się nad prawie nieprzytomnym Luhanem i złożył na jego
ustach subtelny pocałunek. - Przepraszam i dziękuję ci za wszystko. Nigdy nie
przypuszczałem, że tak szybko tego doświadczymy...
"Jeśli ktoś zasłużył na dobre życie, to właśnie ty."
- Luhan, żyj - powiedział, a
raczej zażądał, po czym zaczął ręką wodzić wokół swojej szyi. - Żyj najlepiej
jak tylko potrafisz.
Blondyn zamknął oczy, a po
chwili poczuł, jak ktoś unosi jego głowę. Ostatkiem sił uniósł powieki, by
zobaczyć, jak Sehun wiesza mu na szyi znajomy naszyjnik z kamieniem. Ten sam,
który kiedyś zabrał od swojej matki.
Nie wiedział co się dzieje, ale
miał wrażenie, że naszyjnik przeszywa jego skórę na wskroś i rozchodzi się po
całym ciele. Czuł na zmianę falę gorąca i zimna, dreszczu i odrętwienia. Zanim
zdążył nad tym zapanować, coś ciężkiego opadło mu na brzuch. W jednym momencie
ocknął się, zdając sobie sprawę, że czuje się zupełnie dobrze.
Uniósł się do pozycji siedzącej
i zaskoczony zauważył, że drugi chłopak nieprzytomnie spoczywa na nim. Przyjrzał
się kamieniowi na swojej szyi, który pod wpływem jego dotyku zajarzył się
srebrem.
- Sehun? Co się stało? - spytał
niepewnie, przekręcając śpiącego chłopaka na plecy, by móc zobaczyć jego twarz.
- Sehun?
Dotknął jego bladego policzka,
który był nienaturalnie chłodny. Przerażony podniósł się z ziemi i zaczął badać
nieprzytomnego z paniką w sercu.
- Sehun! - krzyknął
rozpaczliwie, przedzierając ciszę.
Przyłożył dłoń w miejsce, gdzie
znajdowało się jego serce. Nie odczuł jego bicia. Nie odnotował ani jednego
oddechu.
- Nie - wyszeptał z niedowierzaniem,
przyglądając się Sehunowi. - Nie mogłeś mi tego zrobić! Nie miałeś prawa!
Łzy ciekły mu po policzkach,
ciągle zamazując mu pole widzenia. Całym sobą nie chciał tego przyznać, ale
Sehun...
Sehun oddał mu swoją nieśmiertelność.
Zaczął krzyczeć jeszcze
głośniej, gdy nagle ciało ukochanego zaczęło zamieniać się w srebrny pył.
Naiwnie próbował temu zapobiec, jednak po chwili siedział samotnie otoczony
tylko tym jasnym pyłem. Uniósł głowę i wykrzykując niezrozumiałe słowa,
próbował dać upust swojej goryczy. Spojrzał w górę i na moment zamarł w
miejscu, urywając lament.
Na ciemnym nieboskłonie
zobaczył coś, czego nigdy wcześniej nie był w stanie zobaczyć.
Srebrny księżyc.
Nie mógł w to uwierzyć.
Powoli, zachowując kamienną
twarz, wstał z ziemi i zwrócił się w stronę ojca. Gdy ich spojrzenia się
skrzyżowały zobaczył na twarzy mężczyzny strach i niedowierzanie. Wyglądał, jak
gdyby stanął twarzą w twarz ze swoim koszmar, a w jego szeroko rozwartych
źrenicach zobaczył odbijające się srebrne światło.
Luhan widział w nich odbicie swoich oczu.
- To jednak prawda - wyszeptał
oszołomiony.
Dopiero wtedy zrozumiał,
dlaczego Sehun nie pokazał mu od razu, na czym polegał dar Dzieci Księżyca.
- Chciałbym powiedzieć ci teraz
wiele rzeczy - odezwał się poważnym, jednak spokojnym tonem. - Ale nie warto
tracić czasu na tak wynaturzone istoty jak
ty..
Mężczyzna otworzył usta, jednak
nie potrafił wypowiedzieć ani jednego słowa. Wyciągnął przed siebie rękę, jak
gdyby chcąc go zatrzymać, jednak Luhan odwrócił się od niego i ruszył wgłąb
lasu.
- Żegnaj, kimkolwiek dla mnie
byłeś
Miał wrażenie, że całe jego
ciało i wnętrze krwawi, jednak mimo to nie przestawał iść na przód. Chciał
płakać i płakał, choć przynosiło to jedynie tymczasową ulgę. Myślał o chłopcu z
jasnymi włosami i bladą cerą, z zadziornym uśmiechem na twarzy. Uśmiechał się
przez łzy, mając wrażenie, że za moment upadnie.
Teraz, gdy stracił swoje
przeznaczenie nawet wiara w białe kruki wydawała mu się niemożliwa.
Mimo to, szedł naprzód, ściskając
w dłoni srebrny kamień, który kochał i nienawidził jednocześnie. Szedł, by żyć.
Żyć najlepiej jak tylko potrafi.
***
Witam,
tak jak obiecałam
pojawiam się z drugą a zarazem finałową częścią.
Co ja mam teraz
powiedzieć...
Stało się. Z jakiegoś
powodu zbiera mi się na płacz i bardzo mi z tym głupio.
Dziękuję wszystkim,
którzy zechcą poświecić chwilę na przeczytanie tej historii. Chętnie poznam
Wasze zdanie, bez względu na to, czy będzie pozytywne czy też negatywne. To
pomocne wiedzieć takie rzeczy.
Wczoraj zapomniałam
podziękować wszystkim za nominacje do nagród. Za każdym razem czuję się
zaszczycona i chcę Wam powiedzieć, że jesteście wspaniali! Wybaczcie mi jednak,
że nie odpowiadam, ale nie zwykłam jeszcze do udzielania się w tego typu
akcjach. Mimo wszystko, wiedzcie, że jestem bardzo wdzięczna.
Chciałabym
powiedzieć, że niedługo dodam kolejne opowiadanie, ale póki co jest ono w fazie
bardzo początkowej, więc proszę o cierpliwość.
Do usłyszenia
wkrótce!
Całuję!
poniedziałek, 16 września 2013
Biały Kruk [HunHan] 1/2
GATUNEK: Romans, fantasy, angst
BOHATEROWIE: Lu Han, Oh Sehun
OSTRZEŻENIA: Brak
Tego ranka myśli Luhana
zaprzątało określenie względności. Rozważania i i wnioski przepływały przez
jego zamyślony umysł, gdy siedząc na parapecie okna, leniwie obserwował złociste
niebo i ogromny księżyc, który z tej perspektywy zdawał się stykać z linią
horyzontu. Widok ten był dla niego codziennością, jednak za każdym razem
podziwiał go z tym samym zachwytem. Miał w sobie zdrową ciekawość świata i
pragnienie zdobywania wiedzy, przez które tak często zatracał się w
nieskończonym ciągu własnych myśli. Zdarzało się, że zapominał o wszystkim
dookoła, tak jak tego ranka zapomniał o śniadaniu. Możliwe, że zapomniał
również się uczesać.
Trapiła go definicja
względności, bowiem miał wrażenie, że w jego życiu za dużo aspektów pozostawało
względnych. Tak rzadko potrafił dać zdecydowaną odpowiedź, tak rzadko
doświadczał czarno białych sytuacji. Wszystko w życiu Luhana było względne.
Tak samo przeznaczenie. Nie był
nawet pewien, czy w nie wierzył i czy jakiekolwiek dla niego istniało.
Zastanawiał się, czy tak naprawdę w cokolwiek wierzył? W dobie tylu absurdów
trudno było znaleźć cokolwiek wartego pokładów wiary. Mógł wierzyć w to, co
jego ojciec i brat, choć czy równie dobrze nie mógł wierzyć w co tylko chciał.
To sprawa tak względna...
Mógł wierzyć w białe kruki, pomyślał,
odruchowo wypatrując absurdu na złotym niebie. Nierealne ptaki wydawały mu się
równie ciekawe, jak prawo nienawiści, którego uczył go ojciec, równie ciekawe
jak Dzieci Księżyca, w które rzekomo powinien ową nienawiść kierować. Luhan
mógł wierzyć w cokolwiek i z nasuwających się opcji białe kruki wydawały sę
najciekawsze. Domyślał się, że przez podobne decyzje, jak i sam sposób myślenia
tak często nazywano go głupcem.
Nie był głupcem. Był jedynie
ciekawy.
Z ciężkim westchnieniem
kontynuował obserwację nieba. Wiedział, że brat zaraz zacznie go szukać, bowiem
z południem zbliżał się ich codzienny trening. Celowo każdego dnia ociągał się
z tą samą niechęcią wobec ćwiczeń, które uważał za zupełnie niepotrzebne i
niezrozumiałe. Nie wiedział, dlaczego ojciec nalegał, by nauczył się walczyć i
zabijać Dzieci Księżyca. Nigdy nie spotkał ani jednego członka enigmatycznego
ludu, owianego niezliczonymi legendami jak i nie doświadczył z ich strony
żadnej krzywdy. Wiara w to, że byli czymś złym w jego mniemaniu pozostawała
równie absurdalna jak wiara w białe kruki.
Ziewnął i w tym samym momencie
o mało nie zleciał z parapetu, bowiem na złotym nieboskłonie dostrzegł białego
ptaka wolno szybującego nad koronami drzew, między którymi po chwili zniknął,
by wynurzyć się ponownie bardzo blisko okna jego pokoju. Chłopak zamarł z
otwartymi ustami. Nigdy nie widział białego kruka, toteż nie miał pojęcia, czy
własnie miał okazję zobaczyć owego ptaka ze swojej wyobraźni, jednak chciał
wierzyć, że tak właśnie było.
Stworzenie poszybowało w górę,
znikając z jego pola widzenia a jedyne,
co po nim zostało to mętlik w młodej głowie blondwłosego chłopca i jedno
białe pióro lewitujące nad koronami drzew za jego domem.
Możliwe, że myślał za dużo,
uznał obserwując ścieżkę drobnego piórka. Możliwe, że czytał za dużo, jednak
nie potrafił oprzeć się nadziei, że biały kruk pojawił się z jakiejś przyczyny.
Mogli nazywać go głupcem, nie miało to dla niego większego znaczenia.
Zawahał się tylko przez moment,
zanim wybiegł z pokoju i ruszył schodami w dół posesji, a następnie na zewnątrz
w pogoni za tym jednym przeklętym piórem. W myślach powtarzał sobie, że robi to
nie dlatego, że był głupcem, a dlatego, że był ciekawy.
W tamtej chwili tego złocistego
poranka Luhan nie miał pojęcia jak bardzo wiara w białego kruka pokierowała
jego przeznaczeniem.
Przeznaczeniem,
które kazało mu nienawidzić, w momencie, gdy ten tak bardzo pragnął kochać.
***
Im bliżej lasu się znajdował,
tym mnie był pewien, w którym miejscu zauważył lewitujące pióro. Z perspektywy
okna jego pokoju wszystko wydawało mu się bardziej precyzyjne, jednak teraz,
gdy sam znalazł się pod koronami drzew, zupełnie stracił poczucie orientacji w
terenie. Motywację do dalszych poszukiwań znalazł w swojej miłości do spacerów,
jak i nadarzającej się możliwości opuszczenia treningu. Z dziecięcą radością
przywołał przed oczy widok swojego rozeźlonego brata, przez który po chwili
zaczął obawiać się powrotu do domu. Wiedział, że Kris, dokładnie tak samo jak
ojciec, nie znosił nieposłuszeństwa i nawet nie łudził się na przejaw
miłosierdzia z jego strony. Mimo to, paradoksalnie odrzucił pomysł powrotu na
trening, uznając, że pogoń za białym krukiem była zdecydowanie bardziej
atrakcyjna.
Gdy dotarł do serca lasu, jego
uszu dobiegł szum wody z tak znajomego mu górskiego strumyka, do którego
mimowolnie zaczął się zbliżać. Po chwili stanął kilka metrów od srebrzystej
nici potoku, jednak nie dane mu było zachwycać się widokiem, bowiem coś innego
przykuło jego uwagę i spowodowało, że jego serce na moment zamarło w
klatce piersiowej.
Luhan chyba mniej zdziwiłby
się, gdyby zobaczył na polanie chmarę białych kruków, aniżeli to, co w
rzeczywistości napotkał.
Na brzegu leżał nieprzytomny
człowiek, który do połowy znajdował się w nurcie strumyka. Luhan ze swojego
miejsca nie mógł zobaczyć jego twarzy, a jedynie srebrzyste włosy rozrzucone na
trawie oraz nagie, mlecznobiałe ramiona. Jednak to nie widok nieprzytomnego
chłopaka spowodował, że przerażony rzucił się biegiem w tamtą stronę, a widok
wody wokół jego ciała.
Bowiem strumyk nieustannie
barwił się na czerwono.
Upadł na kolana przy
nieznajomym i ze strachem odnotował głęboką, ciętą ranę na jego boku po lewej
stronie trochę poniżej serca. Miał przeczucie, że nie była to kwestia wypadku,
a celowe użycie broni, jednak starał się o tym nie myśleć, skupiwszy się na
ratowaniu rannego. Z ulgą zauważył płytki oddech młodego, nieprzytomnego
chłopaka i tym samym obrał sobie za cel nie dopuścić, by ten oddech utracić.
Przyłożył dłoń do jego nagiej
piersi, gdzie wyczuł słabe bicie serca i przez kilka długich sekund, za które
skarcił się w myślach, nie zabrał ręki, jak gdyby zahipnotyzowany. Szybko
jednak otrząsnął się z tego stanu, przypominając sobie o ranie chłopaka. W
momencie, gdy zabrał dłoń, nieznajomy otworzył oczy, a Luhan zmusił się do
zduszenia okrzyku.
Tęczówki nieznajomego jarzyły
się srebrem, gdy jego ciało wygięło się w łuk. Jasnowłosy chłopak krzyknął w
agonii, przez co Luhan odsunął się wystraszony. Lęk jednakże nie był w stanie
pokonać jego zachwytu nad niecodziennym widokiem tych srebrzystych oczu. Trochę
mimowolnie, trochę instynktownie ponownie położył dłoń na jego piersi. Po
chwili ciało rannego ponownie opadło na ziemię, a jego oczy skierowały się na
oniemiałego Luhana. W duchu przyznał, że były piękne.
Za dużo absurdów stawało się
realne. Łatwiej było mu przyjąć do wiadomości, że znalazł białego kruka niż to,
że spotkał Dziecko Księżyca. Enigmatyczną istotę, o bladej, porcelanowej cerze,
białych włosach, oczach odbijających światło księżyca, będącej sumą wszystkich
legend, które ludzie tak namiętnie opowiadali, a które traktował jedynie jako
piękne bajki. Dzieci Księżyca istniały, zmuszony był przyznać, bowiem żywy
dowód leżał tuż obok niego.
Co najgorsze, jego żywy dowód
umierał, a on niczym największy głupiec mógł jedynie tempo wpatrywać się w jego
oczy.
- Proszę - szepnął nieznajomy
tak cicho, że Luhan nie był pewien, czy to jedynie szum strumyka. - Proszę,
pomóż mi - dodał głośniej, po czym zamknął oczy i w tym samym momencie Luhan
zatęsknił za widokiem srebrzystych tęczówek.
Po jego słowach zaczął działać
instynktownie. Bardzo ostrożnie, by nie pogłębić rany, zdołał wyciągnąć go z
wody i położyć na trawie, po czym zdjął bawełnianą koszulkę i zaczął szarpać ją
na cienkie kawałki. Przyłożył fragment materiału do rany, po czym przewiązał go
wokół talii chłopaka, tworząc prowizoryczny opatrunek.
W tamtym momencie ani razu nie
zakwestionował swoich działań, jak i nie zastanawiał się, dlaczego pomaga
Dziecku Księżyca, choć według zasad, w które miał wierzyć, powinien nienawidzić
tego człowieka.
Luhan
odrzucił podobne myśli, bowiem postanowił wierzyć w białe kruki. Wierzył
również, że uratuje tego niezwykłego chłopca oraz w to, że ten znów na niego
spojrzy, dzieląc się z nim srebrzystym światłem księżyca.
***
- Wiesz co? Chyba zaczynam
tęsknić za momentami, gdy jako mały chłopiec przychodziłeś do mnie z martwymi
szczurami, krzycząc bym je uratował. To, co teraz robisz zaczyna mnie
przerastać - powiedział chłopak o imieniu Suho, z przerażeniem taksując wzrokiem
nieprzytomnego chłopaka na swojej kanapie.
- To nie jest moją winą. -
Wskazał na rannego. - Ja tylko... uratowałem mu życie.
Nie wiedział, jakiej reakcji
powinien się spodziewać po przyjacielu, gdy stanął pod drzwiami jego domu,
trzymając na rękach nieprzytomne Dziecko Księżyca, jednak Suho był pierwszą
osobą, którą mógłby poprosić o pomoc. Istniało kilka powodów, dla których
wybrał właśnie jego dom. Po pierwsze, znajdował się stosunkowo blisko,
zważywszy, że on i Suho byli sąsiadami. Po drugie, samobójstwem wydawało się
zaniesienie chłopaka do siebie, gdzie zarówno ojciec jak i brat pałał
nienawiścią wobec jego ludu. Po trzecie, Luhan wierzył w Suho, swojego
najlepszego przyjaciela.
Z ostrożnością i obawą przed
zbytnim obarczeniem chłopaka w tak krótkim czasie, postanowił przemilczeć, że
ranny był Dzieckiem Księżyca. Uznał, że dopóki chłopak miał zamknięte oczy, nic
nie zdradzało jego tożsamości. Prawda i wiążące się z nią ryzyko mogły
poczekać.
- Jak to się właściwie stało? -
dociekał, gdy skończył pomagać Luhanowi w robieniu profesjonalnego opatrunku.
Pokrwawiony i podarty T-shirt leżał na podłodze, a Luhan dostał od przyjaciela
nową koszulkę w ciepłym kolorze ochry. - To wygląda jak cięcie nożem... doszło
do bójki? Luhan w coś ty się wpakował? Dołączyłeś do gangu? Dlaczego ja o
niczym nie wiem?! Myślałem, że...
- Uspokój się - przerwał mu
zniecierpliwiony i poirytowany ciągłym powtarzaniem tego samego. - Już ci
mówiłem, że to nie moja wina! Znalazłem go w lesie.
Przez chwilę Suho mierzył go ze
sceptycznym wyrazem twarzy i przekrzywioną głową, przez co wyglądał komicznie,
pomimo nieszczęsnych okoliczności. Luhan wytrzymał jego spojrzenie, zachowując
powagę i dając do zrozumienia, że mówił prawdę.
- W lesie - powtórzył za nim
beznamiętnym głosem.
- Tak, w naszym strumyku -
potwierdził, ignorując powątpiewanie w tonie przyjaciela. - Suho, co miałem
zrobić? Zostawić go, aż wykrwawi się na
śmierć?
Chłopak milczał, bowiem
odpowiedź była oczywista i wiedział, że postąpiłby dokładnie tak samo. Z
drugiej strony sytuacja nie należała do typowych i niecodziennie znajduje się
ranionego, umierającego człowieka w leśnym strumyku. Z obawą spojrzał na
nieprzytomnego jasnowłosego mężczyznę, z nierealną nadzieją, że odkryje jego
historię.
- Nie można wykrwawić się nie
na śmierć - wytknął Luhanowi i usiadł na oparciu sofy, tuż przy długich nogach
rannego. - W takim razie pozostaje nam czekać, aż się obudzi.
Luhan w odpowiedzi pokiwał
głową, choć w duchu bał się tego momentu. Bał się poznać prawdę, to raz, po
drugie bał się reakcji przyjaciela, gdy odkryje, kogo gości pod swoim dachem.
Im dłużej o tym myślał, tym większe miał wyrzuty sumienia na myśl, że ściąga na
niego ryzyko.
- Dziękuję, że mi pomagasz -
wyznał szczerze, na co Suho machnął ręką. - Naprawdę.
- Taka już moja rola - odparł z
lekkim uśmiechem.
W tamtym momencie i Luhan
zrozumiał, że jednym z jego przeznaczeń było pielęgnowanie przyjaźni u ludzi, w
których wierzył.
***
- Szybciej! - krzyknął wysoki
chłopak o zaciętej twarzy, po czym ponownie zaatakował Luhana mieczem. - Nie
możesz się wahać!
Miał wrażenie, że w ostatnim
momencie udało mu się osłonić przed ostrzem brata, jednak wolał nie myśleć o
tym, co i czy naprawdę byłoby, gdyby zareagował choć sekundę później. Kris
zdawał się nie mieć dziś żadnych oporów. Wiedział, że brat w ten sposób wyżywał
się na nim za wczorajsze opuszczenie treningu. Wolał nie myśleć, co by się
stało, gdyby ten wiedział, dlaczego go wtedy nie było. Kris bowiem stanowił
podręcznikowy wzór zasad i cech, które Luhan mieć powinien, a którymi tak
bardzo gardził.
- Chcesz mnie zabić?! -
krzyknął w końcu, gdy Kris o mało nie odciął mu ucha.
- Chcę cię czegoś nauczyć! -
odpowiedział równie zdenerwowany, jednak ostatecznie przestał wymachiwać
bronią. - Jeśli nie będziesz umiał się przed nimi bronić, braciszku, oni zabiją
ciebie.
Luhan wypuścił miecz, a ten z
głośnym brzękiem uderzył o drewnianą posadzkę sali treningowej. Słyszał swój
szybki oddech, jak i równie szarpany oddech brata, które przez długą chwilę
wzajemnego mierzenia się wzrokiem stanowiły jedyny dźwięk w pomieszczeniu.
- Skąd możesz to wiedzieć?! -
spytał głośniej tonem bardziej defensywnym niż zamierzał.
- Wiedzieć co? - spytał, nie
rozumiejąc, po czym oparł się o klingę miecza.
- Wiedzieć, że Dzieci Księżyca
chcą nas zabić?
W odpowiedzi brat zaśmiał się
sardonicznie, najwyraźniej uznawszy jego pytanie za bardzo naiwne. Luhan zdążył
się przyzwyczaić do tego, że chłopak tak często traktował go z góry, jednak
nigdy jeszcze nie dał mu się złamać. Był
równie uparty wobec swoich racji, przez co większość ich rozmów kończyła się
zaciekłymi kłótniami, jeśli nie rękoczynami.
- Nie znasz ich, Luhan - zaczął
Kris, zaciskając pięść na klindze miecza. - Nie wiesz, dlaczego tu przybyli,
nie masz pojęcia do czego są zdolni...
- A ty niby wiesz?! - przerwał
mu rozeźlony, przypominając sobie o rannym chłopcu znalezionym w wodzie. - Co
czyni ich tak okrutnymi?
Kris pokręcił głową z
niedowierzaniem, po czym wyprostował się, tym samym sprawiając, że jeszcze
bardziej górował nad bratem.
- Czytasz tyle swoich mądrych
książek, za to wykazujesz zupełną ignorancję wobec spraw, które dzieją się tu i
teraz. Dzieci Księżyca nigdy nie pojawiają się bez przyczyny.
- Wiem tyle, co ty, bracie -
odparł nadal nieprzekonany. - Znam te same legendy. Rozumiesz? Legendy - zaznaczył przesadnie ostatnie
słowo. - Ile w tym wszystkim prawdy?
Kris odwrócił się do niego
plecami i zaatakował niewidzialnego wroga z taką zawziętością, że Luhan był
pewien, o kim właśnie pomyślał.
- Jesteś człowiekiem bardzo
małej wiary, co czyni cię słabym i naiwnym - powiedział, gdy ponownie spojrzał
na niego z litością. - To cię w końcu zgubi, braciszku. Dzieci Księżyca mają
broń i swój cel. My też go mamy. Gdy w końcu się o tym przekonasz, może być za
późno. A teraz koniec rozmów, wracaj na swoje miejsce! - zażądał i ponownie
uniósł miecz.
Luhan w
tamtym momencie uznał, że przeznaczenie jego brata musiało być wyjątkowo
smutne, a jego wiara zupełnie pusta.
***
Przeźroczysty fantom Suho
pojawił się na ekranie w pokoju Luhana, gdy właśnie miał wychodzić. Przejęta
twarz przyjaciela zatrzymała go z dłonią na klamce i chłopak w jednym momencie
poczuł lęk jak i podniecenie na myśl, co mogło nim tak wstrząsnąć.
Czekał na ten moment od
tygodnia, gdy dzień w dzień przesiadywał u niego w sypialni nad śpiącym,
nieznajomym, z nadzieją, że będzie przy nim, gdy ten się obudzi. Tego dnia, jak
każdego ranka wybierał się do niego, ignorując swojego kipiącego wściekłością
brata, jak i wiecznie nieobecnego ojca, pierwszy raz od dłuższego czasu, czując
że ma swoje zadanie i możliwość poświęcenia się godnej sprawie.
- Wygląda na to, że twoja
śpiąca królewna się budzi - powiedział Suho, siląc się na żart, choć rozbiegany
wzrok zdradzał jego zdenerwowanie. - Pospiesz się, Luhan.
Nie musiał mu tego mówić,
bowiem, zanim skończył zdanie, blond-włosy chłopak wybiegł z domu prosto do
sąsiedniego budynku. Dziękował losowi, że mieszkali tak blisko siebie, gdy bez
pukania zaczął wspinać się po schodach na górę do jednej z sypialni, w której
umieścili chłopca.
Gdy wtargnął do pomieszczenia,
Suho wystraszony zerwał się z fotela, przysuniętego pod łóżko z rannym i złapał
się za serce. Jego ciemne włosy wciąż pozostawały w porannym nieładzie, a pod
brązowymi oczami widniały ciemne kręgi. Luhan miał wyrzuty sumienia przez to, że
zbytnio wykorzystywał przyjaciela, a zarazem pozostawał mu za to dozgonnie
wdzięczny. Wyglądało na to, że nie spodziewał się jego tak szybkiego przyjścia.
Blondyn z nadzieją przeniósł wzrok na nieprzytomnego, który cicho jęczał w
sennym majaku. Podszedł do niego i usiadł na zajmowanym wcześniej przez Suho
fotelu. Odruchowo i z przyzwyczajenia ujął dłoń jasnowłosego chłopaka w swoje
ręce i cierpliwie czekał aż ten odzyska przytomność. Tak mijał każdy jego dzień
z ostatniego tygodnia - na oczekiwaniu.
Suho usiadł na oparciu fotela i
towarzyszył mu w niemym czuwaniu. Myśl o tym, że najprawdopodobniej niedługo
znów zobaczy srebrne oczy Dziecka Księżyca przypomniały mu o obawach związanych
z potencjalną reakcją przyjaciela.
- Rozmawiałem niedawno z Krisem
- zaczął, siląc się na naturalność.
W odpowiedzi brunet prychnął
pod nosem.
- To cud, że w ogóle potraficie
jeszcze ze sobą rozmawiać - podsumował z kwaśnym humorem, doskonale znając ich
„braterską więź”.
Luhan w duchu przyznał mu
rację, zdawszy sobie sprawę, że jego kontakt z bratem coraz częściej opierał
się jedynie na zaciętej walce podczas treningów.
- Rozmawialiśmy o pojawieniu
się Dzieci Księżyca - kontynuował, próbując sprowadzić rozmowę do sedna sprawy.
- Kris twierdzi, że przybyli by nas zniszczyć. On naprawdę wierzy, że ten lud
ma swoją broń. Suho, czy ty też w to wierzysz? - spojrzał z nadzieją na
chłopaka. - Wierzysz, że te wszystkie legendy o kamieniu księżycowym są
prawdziwe?
Przyjaciel milczał dłużej niż
Luhan by sobie tego życzył, a mijający czas spędził na wpatrywaniu się w bladą
i piękną twarz śpiącego chłopca. O wiele prościej, ale i ryzykowniej byłoby mu
zapytać o to Dziecko Księżyca, gdyby miał ku temu okazję. Chciał, żeby ten jak
najszybciej się obudził i udowodnił mu, czy naprawdę się mylił. Wyobrażał to
sobie, przy okazji zastanawiając się, czy ten naprawdę będzie próbował go
zabić. Mimo prawdopodobieństwa, tak ciężko przychodziło mu wskrzesić w sobie
lęk.
- Sam nie wiem, Luhan - odparł
ostatecznie, wzruszywszy ramionami. - Słyszałem o różnych przypadkach,
słyszałem też o morderstwach z ich udziałem. Co do kamienia... tego nie wiem,
jednak w każdej legendzie jest odrobina prawdy. Cały rząd go szuka, angażują
wojsko... chyba muszą mieć ku temu konkretny powód, prawda? Podobno ostatnio
coraz mniej spotyka się tych ludzi, ponoć zaczęli się ukrywać.
Tym razem to Luhan zaśmiał się
bez humoru.
- Nic dziwnego, skoro masowo
ich zabijamy - zadrwił gorzko, czując wstręt do swojej rasy.
- Dlaczego mnie o to pytasz? -
Suho zmierzył go badawczym spojrzeniem, jednak wzrok blondyna utkwiony był w
twarzy śpiącego.
Mocniej ścisnął trzymaną,
bezwładną dłoń, gdy z gardła jasnowłosego wydobył się wyraźniejszy jęk. Czuł,
że ten musiał cierpieć, a on nic więcej nie mógł dla niego zrobić.
- Po prostu chciałem wiedzieć,
w co wierzy mój przyjaciel - wyznał szczerze.
- A w co wierzysz ty? - spytał
z ciekawości, jednak zanim Luhan zdążył odpowiedzieć, ranny poruszył się na
łóżku. - Tym razem chyba naprawdę się budzi.
Obaj skupili uwagę na nim,
czekając na dalszy rozwój. Luhan nieświadomie przygryzł dolną wargę, a po
chwili ledwo odnotował metaliczny posmak w ustach. Nie spuszczał oczu z pięknej
twarzy nieznajomego, którą raz po raz przechodził grymas cierpienia.
Minęły długie, ciche i napięte
minuty zanim chłopak otworzył oczy. Luhan wstrzymał oddech, gotowy zacząć
wyjaśniać Suho sytuację z Dzieckiem Księżyca, jednak, gdy po raz drugi jego
spojrzenie skrzyżowało się z nieznajomym, zmienił zdanie.
Z pod
grzywy jasnych włosów spoglądała na niego para ciemnych oczu. Światło księżyca
istniało jedynie w jego pamięci.
***
- Cześć? - spytał niepewnie
Suho, machając przed oczami nieznajomego. - Jak się czujesz?
Obudzony chłopak zamrugał
kilkakrotnie, po czym pierwszy raz od kiedy otworzył oczy spuścił wzrok z
Luhana, który milczał zarówno zdziwiony jak i lekko rozczarowany. Reakcje
chłopaka zdawały się być wciąż opóźnione, bowiem dopiero po chwili niemego
wpatrywania się w dwójkę na fotelu jego twarz zdradził strach.
- Kim jesteście? - wychrypiał
przez zaschnięte gardło, po czym zaczął podnosić się na łokciach.
Syknął z bólu i złapał się za
bok zanim Luhan zdążył gestem dłoni zatrzymać jego poczynania, powtarzając mu,
by się nie ruszał.
- Chcemy ci pomóc - wyjaśnił spokojnie, kładąc dłoń na jego
ramieniu. - Znalazłem cię w lesie rannego... - urwał, nie widząc co powiedzieć.
Tak bardzo chciał spytać o jego tożsamość, jak i o okoliczności zadanej rany,
jednak czuł opory z myślą o siedzącym tuż nad nim Suho.
- Pamiętam cię - wyznał, jak
gdyby przywołując w pamięci ostatnie wspomnienia przed utratą przytomności.
Luhan pokiwał głową, chcąc
potwierdzić, że to właśnie on a nie kto inny uratował mu życie.
- Ja... - zaczął tak samo
niepewnie Suho, przypominając o swojej obecności. - Przyniosę ci wody -
zaoferował i szybko ruszył w stronę wyjścia z pokoju.
Luhan odczekał aż usłyszy
zamykane za nim drzwi, po czym nachylił się bliżej nieznajomego. Nie bał się
tego chłopaka, który miał być jego potencjalnym wrogiem, jak i nie widział lęku
ze strony rannego, co jedynie utwierdzało go w przekonaniu, że znów nic nie
pozostawało czarno białe.
- Nazywam się Luhan - zaczął,
chcąc spróbować zbudować między nmi niewielką nić zaufania. - A ty?
Nie odpowiedział od razu i
blondyn nie był pewien, czy ten wahał się, czy może mu zdradzić swoje imię czy
też po prostu miał problemy z mówieniem. Obawiał się jednak pierwszej wersji.
- Sehun - wyznał ostatecznie ku
uldze Luhana, co po chwili wyraził szerokim uśmiechem.
- Słuchaj... czy ty..... - zaczął
się jąkać w momencie, gdy powinien zapytać o najważniejsze.
Chłopak o imieniu Sehun
przekrzywił głowę, a jego wzrok stał się jak gdyby bardziej czujny.
- Czy ja co? - powtórzył, gdy
Luhan walczył z nagłym spadkiem śmiałości.
- Tam nad rzeką widziałem twoje
oczy - kontynuował, odwracając wzrok od natarczywych ciemnych tęczówek. - Były
srebrne jak u Dzieci Księżyca.
Sehun w odpowiedzi jeszcze
mocniej przekrzywił głowę i Luhan mógłby przysiąc, że kącik jego ust lekko
zadrgał.
- Naprawdę? - spytał, a blondyn
nie mógł wierzyć, że nieznajomy ma czelność się z nim jawnie droczyć.
Pokiwał głową, ponownie mierząc
go wzrokiem pewnym i przekonanym o swoich racjach. To była jedna z nielicznych
cech, których nauczył się od ojca, i które potrafił wykorzystywać w życiu. W
milczeniu toczyli walkę na spojrzenia,w której Luhan pozostawał uparty, ale i
zły na nieznajomego, który zawdzięczał mu życie, a który postanowił wypierać
się prawdy.
Prawie krzyknął, gdy nagle
ciemne tęczówki Sehuna ponownie zaczęły jarzyć się srebrzystą poświatą.
- Skoro wiedziałeś, że jestem
Dzieckiem Księżyca, dlaczego w takim razie mnie uratowałeś? - spytał cicho, a
księżycowa poświata nie znikała z jego oczu.
Luhan nie musiał długo
zastanawiać się nad odpowiedzią, bowiem zdawała mu się najprostszą rzeczą na świecie.
- Bo mnie o to poprosiłeś -
wyznał, pierwszy raz udając mu się przywołać na twarzy rannego zdumienie.
Sehun nie zdążył odpowiedzieć,
bowiem drzwi do pokoju otworzyły się, a on zamrugał kilkakrotnie, tym samym
gasząc srebrną poświatę z ciemnych oczu. Zarówno on jak i Luhan spojrzeli na
Suho, którego obecność przerwała rozmowę, pozostawiając obu z wieloma niepewnościami.
- Wody?
***
Sehun zdawał się wykazywać
nikły ślad zaufania wobec Luhana, jednak jeśli chodziło o Suho to wyglądało, że
nie ufał mu ani trochę. Gdy tylko brunet zaczął wypytywać go o historię z
wypadkiem oraz o jego imię, jasnowłosy udał, że niczego nie pamięta, nawet tego
jak się nazywa. Zachowywał przy tym stoicki spokój, jednak Luhan był pewien, że
chłopak kłamał. Czuł również, ze miał ku temu swoje powody, co starał się
szanować, utrzymując przy tym nikłą nadzieję, że może kiedyś uda mu się wydobyć
z niego prawdę.
Ranny dziękował im za pomoc,
szczególnie Suho za to, że pozwolił mu u siebie zostać tak długo, jak tego
potrzebował. Luhan również pałał wdzięcznością wobec przyjaciela za to, że choć
wciąż nic nie wiedział o obcym, to pozwalał mu nocować pod tym samym dachem.
Patrząc na Suho, blondyn odzyskiwał wiarę w ludzi i czasem zastanawiał się, jak
ten by postąpił, gdyby naprawdę znał tożsamość swojego gościa.
Luhan zapewnił go, że od tej
pory będzie w stanie sam opiekować się chłopakiem i wyręczać go z wszelkich
związanych z nim obowiązków, czego postanowił się konsekwentnie trzymać.
Powodem nie było jedynie odciążenie przyjaciela z całego związanego z tym
brzemienia, ale i chęć pozostania sam na sam z Sehunem i nakłonienia go do
prawdomówności.
Luhan mógł mieć ku temu
nadzieję, jednak jasnowłosy pacjent zdawał się mieć inne zamiary i jeszcze tej
samej nocy postanowił wcielić swój plan w życie. Siedzieli we dwoje w sypialni,
w momencie gdy Suho udał się do swojego pokoju. Oczy Sehuna ponownie rozjarzyły
się srebrem i te dwie tęczówki stanowiły jedyny jasny punkt w ciemnym
pomieszczeniu, dając twarzy blondyna niezwykły charakter. To właśnie noc
zdawała się najbardziej różnić ich dwoje, przypominając im, kim tak naprawdę
byli.
- Co takiego? - Zdziwił się
Luhan, wstając z fotela, gotowy siłą powstrzymać Sehuna od wstania z łóżka.
- Muszę wyjść na zewnątrz -
powtórzył równie spokojnie, jednak z nutą poirytowania w głosie. - Pomożesz mi
czy nie? - spytał niechętnie, jak gdyby walcząc z wrodzoną dumą.
Luhan pokręcił z
niedowierzaniem głową i założył ręce na piersi.
- Czy zdajesz sobie sprawę, że
masz z boku wielką ranę, która może otworzyć się przy każdym przeklętym ruchu?
Lepiej zostań, gdzie jesteś - powiedział pouczającym tonem, na co para srebrnych
oczu uniosła się w zniecierpliwieniu.
- Dlatego właśnie muszę wyjść
na zewnątrz. To ważne, Luhan - zaznaczył poważnym tonem.
Blondyn drgnął niezauważalnie,
gdy chłopak pierwszy raz powiedział jego imię. Brzmiało trochę dziwnie w ustach
Dziecka Księżyca, jednak było coś miłego w sposobie, jaki je wymówił
- Dlaczego? - spytał, uparcie
zostając przy swoim.
- Proszę? - W głosie Sehuna
wyczuł desperacje, przez którą jego nieustępliwa natura zaczęła zatrważająco
szybko mięknąć. - Proszę, pomóż mi i tym razem.
Walczył z myślami,
nieprzygotowany na łagodną prośbę ze strony tej nieprzewidywalnej w jego
mniemaniu istoty. Ostatecznie, trochę wbrew sobie, podał mu ramię i pomógł
powoli stanąć na nogi. Sehun zachwiał się niebezpiecznie, jednak Luhan był koło
niego, by uratować go przed upadkiem.
- Mam nadzieję, że masz ku temu
rozsądny powód - ostrzegł go, gdy ruszyli po schodach w stronę wyjścia.
W ciemności nie był pewien, czy
jedynie to sobie wyobraził, ale miał wrażenie, że Sehun się do niego uśmiechał.
- Więcej
wiary, Luhan.
***
- Wiesz, masz coraz dziwniejsze
prośby - stwierdził Luhan, gdy znaleźli się za domem Suho, niewidoczni dla
mieszkańców.
Sehun prychnął, jak gdyby w
proteście, jednak nie powiedział nic więcej, cierpliwie czekając aż blondyn
zdecyduje się mu pomóc.
- Po co ci woda? - dopytywał z
typową dla siebie ciekawością, na co chłopak wywrócił oczami. - W porządku, nie
chcesz mówić to nie mów - dodał ugodowo i zaczął rozglądać się po ogrodzie. -
Potrzebujemy wody dla wariata, niech pomyślę...
Na te słowa Sehun cicho
warknął, chcąc najwyraźniej zastraszyć swojego towarzysza, jednak ten zdawał
się go ignorować. W ogrodzie było ciemno, bowiem Suho tej nocy nie zapalił ani
jednej z zewnętrznych lamp, jednak Luhan znał to miejsce wystarczająco dobrze,
by bezbłędnie zaprowadzić rannego chłopaka w stronę małego oczka wodnego.
- Oto twoja woda - powiedział z
przesadnym akcentem, prezentując znalezisko nie do końca przekonanemu Sehunowi.
- Co tym razem? Może chcesz popływać? - dodał z sarkazmem, na co drugi chłopak
zmierzył go morderczym wzrokiem.
Do tej pory nie rozumiał,
dlaczego miałby się bać Dzieci Księżyca, jak i teorii o ich morderczych
zamiarach. Możliwe, że trafił na niewłaściwego przedstawiciela ich ludu, ale i
on sam nie był typową jednostka dla swojej rasy.
- Pomóż mi się rozebrać -
zażądał, zaczynając mocować się z guzikami luźnej piżamy podarowanej mu przez
Suho.
Tym razem Luhan nie pytał już
dlaczego, wiedząc że nie ma to najmniejszego sensu, a jedynie posłusznie pomógł
mu zdjąć ubranie. Gdy ponownie zobaczył nagą pierś Sehuna przypomniał sobie
dotyk nad rzeką oraz jego spokojne bicie serca, przez co musiał walczyć z
ochotą ponownego przyłożenia tam dłoni. Zmieszany odwrócił wzrok, mając
nadzieję, że drugi chłopak nie zauważy jego zawstydzenia. Z ulgą odnotował, że
ten nie zwracał na niego większej uwagi,
bowiem zaczął szarpać się z bandażami przy ranie.
Luhan wiedział, że to bardzo
głupi i nierozsądny pomysł otwierać wciąż niezagojoną ranę, jednak postanowił
zaufać nieznajomemu szaleńcowi, pomagając mu pozbyć się opatrunku. Przez chwilę
obaj przyglądali się, jak z rany zaczyna cieknąć strużka świeżej krwi.
- Świetnie - jęknął Luhan
zupełnie poddany. - Po tym wszystkim jednak postanowiłeś wykrwawić się na
śmierć!
Sehun spojrzał na niego, a blondyn
miał wrażenie, że w srebrzystych tęczówkach dostrzega cień politowania, ale i
rozbawienia. Z racji, że sam nie widział w tym nic śmiesznego, uniósł pytająco
lewą brew.
- Nie można wykrwawić się nie
na śmierć - zauważył i tym razem był już pewien, że chłopak jawnie z niego
drwił.
Luhan zmierzył go morderczym
spojrzeniem, jednak jego ofiara zdawała się nie odczuwać grozy sytuacji, bowiem
zignorowała go i usiadła na trawie przy wodzie. Drugi chłopak ostatecznie
podążył za jego przykładem i w momencie,
gdy miał rzucić kolejną kąśliwą uwagę, Sehun zanurzył dłoń w wodzie, po czym
zaczął wpatrywać się w jej ciemną taflę.
- Co robisz? - spytał ostrożnie
Luhan, wpatrując się w odbicie dwóch jasnych punkcików na powierzchni oczka
wodnego.
Dziecko Księżyca przez dłuższą
chwilę nie odpowiadało, patrząc uparcie w wodę, jednak Luhan miał wrażenie, że
jego wzrok padał tak naprawdę dużo głębiej, widział dużo więcej.
- Proszę Księżyc o pomoc -
wyznał beznamiętnie, jak gdyby wcale nie było to najdziwniejszą uwagą, jaką do
tej pory wygłosił.
Luhan przyjrzał mu się
uważniej, a następnie spojrzał na czarne niebo, na którym od długich godzin nie
było już śladu po wielkim, złocistym księżycu. Z drugiej strony, patrząc na
skupioną twarz Sehuna miał wrażenie, że ten jednak widział coś w wodnym odbiciu
nieba. Jego wątpliwości zostały całkowicie rozwiane, gdy spojrzał na prawie
całkowicie zagojoną ranę chłopaka.
- A więc to prawda - sapnął
zdumiony. - Historia o księżycach jest prawdziwa.
Sehun na moment zamknął oczy, a
następnie, jak gdyby wyrwany z transu spojrzał na Luhana.
- Tak. Chociaż my i wy stąpamy
po tej samej ziemi, widzimy różne nieba - wyznał poważnie, po czym bez trudu
podniósł się z ziemi.
Luhan zmierzył wzrokiem jego
półnagą sylwetkę, dochodząc do wniosku, że chłopak wyglądał na zupełnie
zdrowego.
- To takie proste - zauważył
Luhan, stanąwszy przed nim. Przejechał dłonią po białej bliźnie u boku Sehuna,
nie mogąc uwierzyć własnym oczom.
Sehun zaśmiał się widząc jego
fascynację.
- Pora już na mnie - wyznał po
chwili, zakładając na siebie piżamę. - Dziękuję ci za wszystko, Luhan - dodał,
kłaniając się nisko i posyłając w jego strony słaby uśmiech.
- Co takiego? - spytał,
mrugając zaskoczony.- Gdzie idziesz? Jak to idziesz? I... masz na sobie piżamę!
- Muszę kogoś znaleźć. To
pilne - odpowiedział poważnym głosem.
Tym razem to Luhan
wywrócił oczami w geście irytacji.
- To pilne, to ważne...
ciągle tak powtarzasz - wytknął mu.
- Bo tak jest, piękny -
odparł zniecierpliwiony.
Chwilę zajęło Luhanowi
przetrawienie niespodziewanego określenia ze strony tego dziwnego Dziecka
Księżyca, jednak ostatecznie zdążył ugryźć się w język, zanim zapytał, czy
naprawdę uważał, że jest piękny. Pytanie było zupełnie nie na miejscu i nie w
tym czasie, dlatego jedyne, co mu pozostało to cieszyć się, że noc ukryła jego
rumieniec.
- Idę z tobą - powiedział tonem
nie znoszącym sprzeciwu, na co Sehun rzucił mu zdziwione spojrzenie, - Idę z
tobą i koniec - powtórzył, widząc, że chłopak chciał się sprzeciwić.
- Dlaczego miałbym cię brać ze
sobą? Myślisz, że aż tak ci ufam? - spytał, mrużąc srebrzyste oczy. - Jesteśmy
wrogami, pamiętasz?
- Uratowałem ci życie, draniu!
- wytknął mu urażony jego słowami. - Gdybym chciał cię zabić, zrobiłbym to już
dawno. Chcę iść z tobą, Sehun!
Bo z jakiegoś irracjonalnego
powodu, którego później mogę żałować, ufam ci i chcę być przy tobie, dodał w
myślach, zażenowany własnymi odczuciami.
Sehun mierzył go
nieprzeniknionym spojrzeniem, którego Luhan nie był w stanie rozszyfrować.
Pozostawał gotowy kłócić się z nim całą noc, jeśli w ten sposób miał postawić
na swoim.
- Jesteś dziwny -
skwitował po chwili Sehun, na co Luhan prychnął pod nosem.
- Nie bardziej niż ty -
odparował z przekąsem. - Po raz drugi
przypominam, że masz na sobie piżamę.
- W porządku - zgodził się
Sehun i odwrócił na pięcie, ignorując jego uwagę.
Luhan ruszył za nim w stronę
lasu, dotrzymując mu kroku, Starał się jednocześnie zapanować nad swoim
niewytłumaczalnym podekscytowaniem.
- Sehun?
Gdzie właściwie idziemy?
***
Zirytowany Luhan miał wrażenie,
że z jakichś niezrozumiałych powodów udawało mu się potknąć o każdy możliwy
konar pojawiający się na jego drodze. Nocą w lesie czuł się nieswojo i tak obco w odróżnieniu od chwil spędzonych
w nim za dnia. W świetle złotego księżyca rozpoznawał każdy skrawek dziewiczego
lasu, nigdy nie gubiąc swojej drogi. Teraz, w ciemnościach potrafił potknąć się
o własne sznurówki. Trzy razy pod rząd.
- Jesteś jak kula u nogi -
wytknął mu Sehun, zmęczony ciągłym łapaniem go za ramię, w momencie gdy tracił
równowagę.
Teraz, gdy Dziecko Księżyca
pozostawało całkowicie wyleczone, Luhan odnotował, jak silne były jego ramiona.
Zastanawiał się, czy stanowiło to naturalną cechę jego ludu, czy jedynie cechę
Sehuna.
- To nie moja wina, że
zachciało ci się spacerować po lesie w środku nocy - wytknął mu zły zarówno na
chłopaka, jak i swój nagły zanik koordynacji.
W odpowiedzi jasnowłosy
wzruszył beztrosko ramionami, kontynuując swoją wędrówkę. Luhan z zazdrością
obserwował jego zwinne i pełne gracji kroki nienaznaczone ani jednym
potknięciem. Zastanawiał się, czy i ta cecha była wyłącznością dla Dzieci
Księżyca, czy drań miał zwykłe szczęście. Obie opcje jedynie potęgowały jego
zazdrość.
- Nie kazałem ci iść za mną -
zauważył, skręcając ostro na wschód.
- Skrycie mnie do tego zmusiłeś,
z racji, że jestem odpowiedzialny za twoje zdrowie...
- Jesteś? - przerwał mu
zdziwiony, spoglądając w jego stronę.
Luhan kilkakrotnie zamknął i
otworzył usta, bowiem uznał, że pytanie było niezwykle trafne. Sam nie
wiedział, czy wciąż był odpowiedzialny za tego nieznajomego, jak i dlaczego tak
bardzo pragnął mu pomóc. W rzeczywistości wielu rzeczy wciąż nie rozumiał,
jednak czuł, że nie potrafi po prostu zostawić Sehuna i pozwolić mu odejść.
- Gdyby nie ja...
- Tak, wiem - przerwał mu
częściowo zniecierpliwiony, częściowo rozbawiony. - Gdyby nie ty wykrwawiłbym
się na śmierć. - Po tych słowach
kącik jego ust uniósł się w zadziornym uśmiechu. - Naprawdę jestem ci wdzięczny
za pomoc, piękny.
Podobnie jak poprzednio, sposób
w jaki się do niego zwrócił, przywołał na jego twarz rumieniec. Zastanawiał się,
czy chłopak świadomie i z premedytacją się z nim drażnił czy i to stanowiło
jego naturalną cechę. Sam nie wiedział, którą z opcji wolałby przyjąć za
prawdziwą.
- Daleko jeszcze? - spytał
Luhan, chcąc jak najszybciej zmienić temat.
Sehun zatrzymał się w miejscu i
rozejrzał dookoła, jak gdyby czegoś szukając. Blondyn podążył za jego
spojrzeniem, jednak w cieniu koron drzew przy nocnym świetle niewiele był w
stanie dostrzec.
- Tam jest strumyk - mruknął bardziej
do siebie, jak gdyby zamyślony. - Luhan, w którym miejscu mnie znalazłeś? -
zwrócił się do niego.
Blondyn podrapał się po głowie,
próbując odzyskać swoją orientację w terenie, jednak zadanie nie było łatwe.
Wszystkie drzewa zdawały się wyglądać tak samo, podobnie każdy kamień. Jedyną
nadzieją dla niego pozostawało kierować się ułożeniem strumyka. Przyjrzał się
jego krzywej linii, próbując przypomnieć sobie miejsce, gdzie leżał ranny nieznajomy.
- Myślę, że tutaj - wskazał na
oddalony kilka metrów lewy skręt wody. - Chyba.
Sehun podążył za jego wzrokiem,
po czym pokiwał głową.
- Nurt musiał mnie tu
przenieść, gdy straciłem przytomność - stwierdził cicho, znów bardziej w formie
głośnego myślenia. - Nie mogłem przepłynąć za daleko, inaczej zdążyłbym się
wykrwawić...
Luhan cierpliwie słuchał jego
kalkulacji, zastanawiając się, czego tak naprawdę szukał chłopak, jednak starał się kontrolować swoją ciekawość.
- Musimy przejść kawałek w górę
strumyka. To nie mogło być daleko - powiedział w końcu i ruszył we wskazanym
kierunku.
Blondyn
nie zapytał, co mogło być niedaleko, a jedynie podążył za nim, zdając sobie
sprawę, że musiało to być związane z jego raną. Intuicyjnie przeczuwał, że w
miejscu, do którego zmierzali polała się krew Dzieci Księżyca.
***
W milczeniu podążali w górę
strumyka. Luhan miał wrażenie, że im bliżej znajdowali się celu, tym kroki
Sehuna stawały się bardziej automatyczne, mniej pewne. Zauważył również, że
chłopak od pewnego czasu trochę nieświadomie zaciskał dłonie w pięści. Walczył
z ochotą położenia dłoni na jego napietym ramieniu, choć tak bardzo pragnął
dodać mu otuchy. Sam nie rozumiał, skąd wzięły się u niego te wszystkie pokłady
bezinteresownej chęci pomocy, jednak przy Sehunie wydawało mu się to czymś
naturalnym.
- Już pamiętam - wyznał
jasnowłosy, zatrzymując się na środku polany, która niewyraźnie majaczyła w
pamięci Luhana.
Rzadko zapuszczał się w te
tereny, jednak zdarzało mu się melancholijnie przywoływać w myślach wspomnienia
z dzieciństwa, gdy razem z Suho polowali tutaj na niedźwiedzie. Wtedy
niewielka, acz tajemnicza jaskinia u podnóża gór zdawała im się siedliskiem
niebezpiecznego zwierzęcia, a oni zwykli przesiadywać w pobliskich krzakach, z
napięciem wyczekując pojawienia się bestii. Niestety, nigdy żadnej nie
spotkali, choć zapewne zawdzięczali życie takiemu obrotowi sprawy.
Tej nocy Luhan odczuwał podobne
napięcie, choć źródła upatrywał nie w możliwości spotkania niedźwiedzia, a z
bijącego strachu emanującego od jego towarzysza. Przyjrzał mu się ostrożnie,
jednak twarz Sehuna pozostawała bez wyrazu. Sposób, w jaki zmieniała się
postawa Dziecka Księżyca sprawiał, że Luhan przestawał być pewien, czy naprawdę
wciąż chciał wiedzieć, co wydarzyło się w tym miejscu.
Po chwili Sehun bez słowa
ruszył w stronę ciemnej jaskini powoli, jak gdyby zmuszał się do stawiania
kolejnych kroków. Luhan podążył za nim, równie niepewnie, jednak z
nieświadomością wobec tego, co miał tam zastać.
Sehun zatrzymał się u wejścia.
Jego srebrne oczy jak gdyby zajarzyły się bardziej, gdy próbował wzrokiem
przedrzeć się przez nieprzeniknioną ciemność. Luhan natomiast nie widział tam
kompletnie niczego. Grota stanowiła dla niego jedną wielką czarną przestrzeń,
co jedynie napędzało jego strach.
- Matko? - Ciche wołanie Sehuna
przerwało ciszę, gdy zrobił kolejny krok wgłąb jaskini. - Mamo, jesteś tu?
Desperacja i niepokój, jakie
usłyszał w jego głosie sprawiły, że w jednym momencie zaczął mu współczuć, choć
nie wiedział dlaczego. Miał wrażenie, ze czuł fizyczny ból, słysząc jego
wołanie.
Wszedł za nim do jaskini, chcąc
jak najszybciej przyzwyczaić wzrok do ciemności. Zadanie nie było łatwe, bowiem
należał do ludu kochającego dzienne światło, źle adaptującego się w nocnym
mroku. Była to kolejna z cech różniących ludzi i Dzieci Księżyca, które tak
doskonale radziły sobie w ciemności.
Luhan początkowo nie zauważył
postaci nieruchomo leżącej pod kamienną ścianą groty. To Sehun pierwszy ją
dostrzegł.
- Mamo! - krzyknął
rozpaczliwie, a jego głos odbił się echem po jaskini, sprawiając, że zabrzmiał
jeszcze boleśniej.
Luhan miał wrażenie, że jego
serce stanęło w miejscu, gdy w końcu dostrzegł bladą, zastygłą w przerażeniu
twarz kobiety. Jej oczy, tak samo jasne jak Sehuna patrzyły w pustkę, nie
widząc już nic. Nie widziała syna, którego dłoń spoczęła na jej policzku, nie
słyszała też jego lamentu i próśb, tym
samym nie mogła ich spełnić.
Kobieta nie żyła.
Na jej białej sukience widniała
ciemna plama i Luhan był pewien, że to jej własna krew.
- Nie, nie nie! - krzyczał Sehun,
a echo roznosiło jego głos ze zdwojoną siłą. - Nie!
Zgarbiony nad kobietą zaczął
krzyczeć i płakać, a Luhan uznał, że nigdy nie słyszał tak namacalnego bólu
w czyimś głosie. Nie mógł uwierzyć, że
tyle cierpienia mogło spocząć na ramionach jednej osoby. Zbierało się w nim
coraz więcej współczucia wobec Sehuna, jednak początkowo nie był w stanie
zrobić nic, a jedynie stać nieruchomo, jak gdyby przybity do podłoża, skąd
przyglądał sie tragicznej scenie u swoich stóp.
Sehun płakał długo i nieprzerwanie,
a gdy szok opuścił ciało Luhana, natychmiast do niego podbiegł, padając na
kolana tuż obok chłopaka. Bez wahania objął go za szyję i przyciągnął do
siebie, chcąc przypomnieć mu o swojej obecności, chcąc oddać mu swoją siłę i
zabrać całe cierpienia z jego serca.
Głowa Sehuna ciężko opadła na
ramię Luhana, gdy cicho łkał nad śmiercią kobiety. Blondyn w tym momencie
głaskał go po jasnych włosach, szepcząc cicho słowa ukojenia, choć te
przychodziły mu z trudem, bowiem nie był pewien, czy istniało coś, co mogłoby
zadziałać w tej sytuacji. Nie wiedział, dlaczego, ale płakał razem z nim,
pozwalając mimowolnym łzom moczyć jego twarz.
Mijały minuty, mijały godziny,
a oni siedzieli w ciemnej jaskini przytuleni do siebie, zastygli w tym jednym
momencie. Sehun już nie płakał, jednak jego oddech pozostawał płytki, a ciałem
od czasu do czasu wstrząsał dreszcz. Luhan nie mówił wiele, momentami nucił
smutną kołysankę, składał nieznajomemu obietnice, mające przypomnieć mu, że
wciąż tu był, wciąż jednak przepraszał. Przepraszał za ludzi, którzy dokonali
czegoś tak okrutnego, bowiem był pewny, że to nikt inny a jego lud. Brał ich
winę na swoje ramiona, tym samym czując się jak jeden z tych potworów.
Nie był pewien, ile dokładnie
minęło, kiedy Sehun w końcu powoli uniósł głowę i spojrzał na niego
zapuchniętymi, srebrnymi oczami. Wyglądał jak wrak człowieka i i na ten widok Luhan zapałał jeszcze większą nienawiścią do
osób, które doprowadziły go do takiego stanu.
Sehun przeniósł wzrok na ciało
matki, jednak nie uronił już ani jednej łzy, jak gdyby nie miał już sił, by
dłużej płakać. Przygryzł jedynie usta i
sięgnął po naszyjnik z dużym medalionem na szyi matki. Zdjął go ostrożnie i
zacisnął mocno w pięści.
- Stało się - wyszeptał
zachrypniętym głosem, nie spuszczając wzroku z nieżyjącej kobiety. - Kocham cię
matko.
Luhan biernie uczestniczył w
intymnej scenie, czując się niczym intruz, jednak po chwili jego uwagę
odwróciło to, co nagle stało się z kobietą. Jej blade ciało w jednym momencie
zaczęło się kruszyć, zamieniając w jasny
pył. Nigdy nie widział czegoś podobnego, ale i nigdy nie miał styczności z
Dziećmi Księżyca.
Ciało kobiety zniknęło,
pozostawiając ich samotnych w jaskini, a jedynym dowodem jej istnienia był pył
na ziemi i naszyjnik w ręku Sehuna. Zapanowało między nimi milczenie, ciężkie i
refleksyjne. Obaj byli zmęczeni, jak gdyby po wyczerpującym wysiłku.
- Stało się - powtórzył cicho
Sehun, jak gdyby próbując przetrawić własne słowa. - Muszę wziąć odpowiedzialność.
Zostałem sam - mówił bardziej do siebie niż kogokolwiek innego, jednak Luhan
słuchał uważnie każdego słowa.
Nie myśląc długo, ujął twarz
chłopaka w swoje dłonie, zmuszając go, by na niego spojrzał.
- Nie jesteś sam - zapewnił go,
patrząc mu w oczy. - Masz mnie.
Sehun przez chwilę wyglądał jak
gdyby miał ponownie się rozpłakać, jednak ostatecznie kąciki jego ust drgnęły a
on zmusił się do posępnego uśmiechu.
- Jesteś dziwnym człowiekiem
Luhan - powiedział łamiącym się głosem, kładąc swoją chłodną dłoń na rozpalonej
ręce blondyna. - Pięknym, dziwnym człowiekiem.
Nie wiedział, czy miał odebrać
jego słowa jako komplement czy obelgę, jednak to wyznanie sprawiło, że jego
serce ponownie zabiło szybciej, a on zatracił się na moment w srebrzystych
tęczówkach, które chyba po raz pierwszy spojrzały na niego z kompletnym
zrozumieniem i ufnością. Nie pamiętał momentu, kiedy w jego głowie zrodziło się
pragnienie pocałowania Sehuna, jednak po chwili poczuł jego chłodne wargi tuż na swoich ustach.
Ich więź budowana była w
niecodzienny i tak niemożliwy sposób, dodatkowo umocniona śmiercią i krwią,
jednak dzięki temu wszystkiemu dwoje nieznajomych ludzi potrafiło darzyć się
uczuciem, które inni budowali latami ciężkiej pracy. Oni płonęli w swoim jasnym
ogniu szybko i gwałtownie, jednak w odróżnieniu od innych płomieni, ten nie
zamierzał zgasnąć.
Przeznaczenie kazało im się
nienawidzić, w momencie, gdy oni tak pragnęli miłości.
- Pamiętaj, że ten świat
niszczy wszystko, co piękne - powiedział Sehun, gdy przerwali pocałunek, by
zaczerpnąć tchu.
Zostali w jaskini do rana,
śpiąc objęci w zimnej jaskini.
Obudzili się razem z
nadejściem złotego księżyca.
- Luhan? - szepnął Sehun,
gdy powoli ze splecionymi dłońmi zbierali się do wyjścia z jaskini.
Blondyn przetarł oczy,
przyzwyczajając się do dziennego światła. Spojrzał pytająco na Sehuna, którego
twarz wciąż pozostawała smutna i zraniona przez nocne wydarzenia. Mimo to nie
mógł nie docenić jego starań przywołania na twarzy delikatnego uśmiechu.
Wiedział, że robił to dla niego.
- Muszę odejść - wyznał, sam
przytłoczony swoją decyzją. - Muszę wziąć odpowiedzialność za mój lud, tak jak
ty wziąłeś kiedyś odpowiedzialność za mnie.
Luhan pokręcił głową i mocniej
ścisnął jego dłoń, jak gdyby chcąc tym gestem zatrzymać go przy sobie. Nie brał
pod uwagę rozstania, ale w rzeczywistości nie miał nawet czasu pomyśleć o
przyszłości, o tym, że Sehun miał swoje życie wśród innych Dzieci Księżyca, że
tak naprawdę nigdy nie mógł być jego. Mimo wszystko tego typu myśli były zbyt
bolesne i nie chciał dopuścić ich do głosu. Nie, w momencie gdy zdążył go
pokochać.
- Wrócisz? - spytał z nadzieją
i prośbą w oczach. - Proszę cię, Sehun.
W odpowiedzi chłopak spuścił
wzrok.
- Ja... nie wiem... - odparł
szczerze, ponownie patrząc na Luhana. W jego jasnych oczach zobaczył błagalną
prośbę, by zrozumiał. Zrozumiał to wszystko, o czym tak ciężko było mu mówić. -
Ja nie wiem, co mam robić. Mimo wszystko, muszę być z moim ludem. W tych
okrutnych czasach potrzebują mnie bardziej niż kiedykolwiek.
Luhan pokiwał głową, próbując
zrozumieć chłopaka, nawet jeśli całym sobą chciał go zatrzymać.
- Pamiętaj o mnie - poprosił
cicho, zaciskając usta.
- Będę - obiecał, ujmując go za
podbródek. - Zrobiłeś dla mnie więcej niż ktokolwiek. Zawdzięczam ci życie i
moją duszę. Jesteś dobrą osobą, Luhan. Jesteś w moim sercu. - Po tych słowach
nachylił się nad blondynem i złożył na jego ustach lekki pocałunek, który choć
tak piękny, zwiastował pożegnanie.
Ruszyli
w przeciwnych kierunkach i Luhan zastanawiał się, czy Sehun także odwrócił się
za siebie z wrażeniem, że pozwala odejść własnemu życiu. On sam czuł, jak gdyby
mijał się ze swoim przeznaczeniem.
***
Witam,
jakiś czas mnie tu
nie było, więc najwyższa pora.
Korzystając z ostatnich chwil wolności udało
mi się dokończyć tę historię, co zajęło dużo więcej czasu niż na to
przewidziałam.
Cóż... wiem, że
zapewne większość z Was nie przepada za fantastyką, ale mam nadzieję, że nie
macie mi za złe popełnionego tekstu? Tak się składa, że w serduchu jestem
fantastą i muszę od czasu do czasu dać temu upust.
Jutro
najprawdopodobniej dodam drugą część, by nie przedłużać.
I obiecuję, że kolejna
opowieść będzie już zupełnie pozbawiona elementów fantastycznych.
Dziękuję za
zostawiane komentarze <3
Hm, czuję, że miałam
coś jeszcze napisać, acz w tym momencie tego nie pamiętam!
Chyba do jutra?
Całuję <3
Subskrybuj:
Posty (Atom)